Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AZJA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AZJA. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 stycznia 2010

Zamach na meczu siatkówki. Liczba ofiar wzrosła do 93

zsz, awe, PAP
2010-01-01, ostatnia aktualizacja 18 minut temu
Ofiary zamachy w Pakistanie
Ofiary zamachy w Pakistanie
Fot. AP

Do 93 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych samobójczego zamachu, do którego doszło w piątek podczas meczu siatkówki w pobliżu miejscowości Lakki Marwat w Północno-Zachodniej Prowincji Pogranicznej w Pakistanie - poinformowała pakistańska policja. Zamachowiec zdetonował wyładowany materiałami wybuchowymi samochód na boisku, na którym odbywał się mecz.

Ofiary zamachy w Pakistanie
Fot. AP
Ofiary zamachy w Pakistanie
Ofiary zamachu na meczu siatkówki
Fot. Ghulam Akbar AP
Ofiary zamachu na meczu siatkówki
Poprzedni bilans mówił o co najmniej 88 zabitych. - Pięć osób zmarło w nocy w rządowym szpitalu Lakki Marwat - powiedział Mohammad Ayub, szef tamtejszej policji.

W wybuchu zniszczono aż 20 okolicznych domów. Mecz obserwował tłum ludzi, w tym osoby starsze i dzieci. Wiele osób znalazło się pod gruzami. Ranni są przewożeni do szpitali prywatnymi samochodami.

Według policji zamachowiec podjechał w okolice boiska furgonetką wyładowana materiałami wybuchowymi. Wówczas zdetonował ładunek.

Do ataku doszło w wiosce, która stawiała opór rebeliantom powiązanym z talibami i Al-Kaidą. Według miejscowych władz jej mieszkańcy utworzyli zbrojną milicję do walki z rebeliantami.

Według świadków na miejscu zamachu miał też być drugi samochód, którego kierowca po eksplozji uciekł.

- Jeden wysadził się w powietrze tu, a drugi uciekł w nieznanym kierunku. Uważamy, że drugi samochód może być użyty do ataku w innym miejscu - przekonuje przedstawiciel policji.

Atakują miejsca, gdzie jest wielu cywilów

Dotychczas ataki podczas zawodów sportowych nie zdarzały się w Pakistanie zbyt często, jednak rebelianci zaczęli ostatnio atakować miejsca, w których przebywa jednocześnie wielu cywilów, aby zwiększyć liczbę ofiar.

W odpowiedzi na ofensywy pakistańskiej armii na terenach zajmowanych przez rebeliantów w całym Pakistanie miała miejsce seria ataków terrorystycznych, w której od października zginęły setki ludzi.

Miejscowość, w której doszło do piątkowego zamachu, znajduje się w regionie, w którym rebelianci mają swoje kryjówki.

W piątek na znak protestu zamknięte były również niemal wszystkie sklepy i instytucje w finansowej stolicy Pakistanu Karaczi. Po tym jak na początku tego tygodnia podczas procesji z okazji szyickiego święta Aszura zamachowiec-samobójca zabił tam 43 osoby, tamtejsi przywódcy religijni i polityczni wezwali do protestów przeciwko przemocy.

wtorek, 11 listopada 2008

Wyroki śmierci za Bali wykonane

Maria Kruczkowska
2008-11-09, ostatnia aktualizacja 2008-11-09 23:05

Indonezja wykonała wyroki śmierci na zamachowcach z Bali, gdzie w 2002 r. zginęły dziesiątki zachodnich turystów. W ich rodzinnych wioskach tłum starł się z policją.

Zobacz powiekszenie
Fot. Itsuo Inouye / AP
Po zamachu z Bali masowo wyjeżdzają turyści
"Trójkę z Bali", czyli sprawców zamachu bombowego z 2002 r., stracono o północy z soboty na niedzielę. Skazani uśmiechali się i odmówili zakrycia oczu, zostali przywiązani do metalowych słupów wbitych w ziemię i rozstrzelani - podała wczoraj indonezyjska prokuratura.

Żaden ze skazanych nie wyraził skruchy. W wywiadzie dla Reutersa z ubiegłego roku mówili, że żałują jedynie, że od ich bomb zginęli niewinni muzułmanie. Indonezja już wcześniej zdążyła dobrze poznać ich twarze, bo przez ostatnie pięć lat wypowiadali się kilka razy w telewizji. Zawsze robili wrażenie zadowolonych i pewnych swych racji.

Ciała straceńców zabrały oczekujące w pobliżu więzienia dwa helikoptery, bo władze bały się tłumów fanatyków na drodze konduktu żałobnego. Obawy nie były płonne. Wczoraj we wschodniej części Jawy, w rodzinnych wioskach Amroziego, zwanego "roześmianym zabójcą", i Mukhlasa, setki ich sympatyków starły się z policją. - Ani jedna kropla krwi muzułmańskiej nie może zostać bezkarnie przelana - groził 26 letni Ganna, który przyjechał na pogrzeb z Dżakarty.

Pięć lat temu sąd indonezyjski uznał 33-letniego Imama Samudra, 43-letniego Mukhlasa i 42-letniego Amroziego, członków radykalnej organizacji islamskiej, za winnych podłożenia 12 października 2002 r. bomb, które wybuchły w dwóch nocnych klubach w kurorcie Kuta na Bali. Tamtego wieczoru w przepełnionych barach Paddy'ego i Sari rozpętało się piekło. Na wyspie nazwanej rajem na ziemi zginęły 202 osoby, w tym 88 z Australii. Wśród ofiar była dziennikarka "Gazety" Beata Pawlak.

W związku ze zbliżającą się egzekucją, zapowiadaną na początek miesiąca, w Indonezji podjęto nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. W czwartek w centrum Dżakarty defilowali radykałowie islamscy z okrzykiem "Allah akbar" i transparentem grożącym piekłem tym, którzy ośmielą się tknąć "męczenników". Było ich tylko stu, ale to wystarczyło, by stolica przypomniała sobie, że ostatni zamach bombowy pod ambasadą USA miał miejsce cztery lata temu.

- Większość z nas nie czuje radości, bo naszych bliskich już nie ma, ale na pewno ulgę, że nie musimy nadal uczestniczyć w tym całym cyrku - powiedział Australijczyk Trent Thompson, który stracił na Bali brata. "Cyrk" to pięć lat na rozpatrywanie odwołań obrońców i przekładanie terminu egzekucji, ostatnio z powodu ramadanu. Władze bały się, choć w Indonezji nie było od 2005 r. dużych zamachów bombowych i policja antyterrorystyczna działa lepiej.

Australia ostrzegła ponownie swych obywateli przed wyjazdami do Indonezji. Tym, którzy tam są, radzi, by omijali kurorty, plaże i bary.

Nawet rodziny ofiar bały się, że wykonanie wyroku tylko wzmocni islamski fanatyzm. - Kara śmierci pochodzi z XVIII wieku, mój brat był prawnikiem i byłby przeciw, lepiej im dać dożywocie - mówi 40-letnia architekt Susanna Miller.

Pod domami Amroziego i Mukhlasa we wschodniej części Jawy wywieszono transparent: "Za trzech skazanych 3000 nowych bojowników dżihadu". O męczeństwo w imię Allaha wzywał w tym tygodniu imam Abu Bakar Bashir, duchowy przywódca radykalnej organizacji muzułmańskiej Dżemaja Islamija. Zamachowcy z Bali byli jej członkami. Organizacja, której nazwa znaczy Wspólnota Wiernych, chce, by Indonezja weszła w przyszłości w skład szerszego kalifatu w Azji Południowo-Wschodniej. Bomby na Bali miały wystraszyć cudzoziemców z Indonezji.

Ale większość Indonezji, gdzie mieszka największa wspólnota muzułmańska świata, poparła egzekucję. - Jestem szczęśliwy - mówi Tumini, Indonezyjczyk, który pracował u Paddy'ego. - Trzeba wyplenić radykalizm islamski z korzeniami.

Nieuchwytny pozostaje główny sprawca zamachu z 2002 r. To Malaj Noordin Top, genialny konstruktor bomb, któremu przypisuje się też drugi zamach na Bali w 2005 r. i śmierć 20 cywilów, głównie obywateli indonezyjskich.

sobota, 21 czerwca 2008

Tajfun na Filipinach: 700 osób dryfuje u wybrzeży wyspy

mm, PAP
2008-06-21, ostatnia aktualizacja 2008-06-21 22:00
Zobacz powiększenie
Pola zalane po przejscu tajfunu Fengshen
Fot. STRINGER/PHILIPPINES REUTERS

Co najmniej 19 osób zginęło, a ponad 30 tys. zostało bez dachu nad głową na skutek powodzi i osunięć ziemi spowodowanych tajfunem Fengshen, który nawiedził południowe Filipiny. Na wzburzonych wodach u wybrzeży wyspy Sibuyan dryfuje prom z ponad 700 osobami na pokładzie. Łódź ratunkowa nie może się do niego dostać.

Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/PHILIPPINES REUTERS
Pola zalane po przejscu tajfunu Fengshen
Zobacz powiekszenie
Fot. STRINGER/PHILIPPINES REUTERS
Ulewne deszcze podniosły poziom wodu w mieście Zamboanga
Według prognoz, tajfun przesuwa się na północny zachód w kierunku wyspy Mindoro. Prędkość wiatru osiąga 160 kilometrów na godzinę, a w porywach do 195 km/h.

Na wzburzonych wodach u wybrzeży wyspy Sibuyan w centralnej części kraju dryfuje prom z ponad 700 osobami na pokładzie. Rzecznik straży przybrzeżnej powiedział, że do promu "Princess of the Stars" nie można się dostać, ponieważ fale są bardzo wysokie. Łódź ratunkowa musiała zawrócić. Prom w sobotę rano wypłynął z Manili do centralnej prowincji Cebu.

Najwięcej ofiar było w południowej prowincji Maguindanao, gdzie w sobotę rano wezbrana rzeka Risao wystąpiła z brzegów i zmyła z powierzchni kilka domów.

W mieście Iloilo w środkowej części kraju co najmniej 30 tys. mieszkańców zostało bez dachu nad głową. Miasto nękają powodzie po przerwaniu tamy. Według tamtejszych władz wiele osób mogło stracić życie lub zaginąć.

Jak podała obrona cywilna, w regonie Bicol na wschodzie ewakuowano ponad 200 tys. ludzi.

Władze informują o stratach spowodowanych przez tajfun. Wichura powaliła drzewa, zerwała linie wysokiego napięcia, powodując przerwy w dostawie prądu. Statki nie mogły wypłynąć z portów. 90 lotów krajowych odwołano.

Fengshen to szósty w tym roku tajfun na Filipinach. Co roku wyspiarski kraj nawiedza średnio 20 tajfunów, powodując powodzie i masowe ewakuacje ludności. W 1991 roku w wyniku powodzi zginęło tam ponad 5 tysięcy ludzi. W lutym 2006 roku około tysiąca osób zostało pogrzebanych żywcem pod zwałami błota.

poniedziałek, 19 maja 2008

Birmańska apokalipsa

Grzegorz Stern, Rangun
2008-05-19, ostatnia aktualizacja 2008-05-18 20:33

Zobacz powiększenie
Stojące w kolejce po jedzenie dzieci zasłaniają się przed deszczem miskami, Delta Irawadi, miasto Labutta, 15.05.2008
Fot. AP

Mieszkańcy Rangunu ostrzegają, by nie kupować świeżych ryb, jak mówią, w ich trzewiach znaleziono ludzkie palce

GALERIA ZDJĘĆ

Pomóż Birmie! - apel



Daw Aye, prawniczka z Rangunu, pakuje do auta kartony wody mineralnej, konserwy, pieczywo, słodycze i mleko sojowe. Podróż Aye w rejon klęski, gdzie z powodu katastrofalnie prowadzonej akcji ratunkowej setki tysięcy ludzi są bez dachu nad głową i żywności, skończyła się na rogatkach. -Zatrzymała mnie policja. Powiedzieli, że armia sama potrafi zadbać o potrzebujących - mówi przez zaciśnięte zęby.

W rejon klęski w delcie Irawadi, którą rządząca Birmą junta zamknęła dla cudzoziemców, zmierzają podobno ciężarówki z darami. Tak piszą rządowe gazety. Z relacji wieśniaków, którzy przeżyli cyklon, wynika, że pomoc jest marginalna lub nie ma jej wcale.

-Przetrwali ludzie w średnim wieku. Dziesiątki tysięcy dzieci i starców nie potrafiło utrzymać się na wodzie czy uczepić czubków palm. Utonęli -mówi z Labutty przez telefon San San. Dwa razy podczas tej rozmowy wybucha płaczem.

Labutta, miasteczko, gdzie San San koczuje, było w oku cyklonu. Leży wyżej od zalanych sąsiednich wsi, więc ściągnęły tu tysiące uchodźców. San San prowadziła na wyspie Pyinzalu firmę połowu krewetek. Z 4 tys. 300 mieszkańców ocalało tam 280. W jej rodzinie zginęły 52 osoby, w tym brat z żoną i sześciorgiem dzieci. Z 200 rybaków, którzy dla niej łowili, ocalało 11.

San widziała setki spuchniętych trupów unoszących się na wodzie. -Po tygodniu pojawiła się pomoc rządowa - szepcze do słuchawki. - Codziennie stoimy w deszczu w kolejce po ćwierć kilo ryżu. Pijemy deszczówkę, ale nie mamy jej gdzie przegotować. W miasteczku postawiono trzydzieści namiotów. Rozdano trochę koców, ale nie mamy moskitier. Tysiące ludzi koczują pod gołym niebem, są przypadki dyzenterii, malarii i cholery.

W Labutta są dziesiątki ludzi sparaliżowanych po wylewach krwi do mózgu. Twierdzą, że w nocy nawiedzają ich duchy zmarłych. Setki są w szoku, od dwóch tygodni tylko tępo patrzą przed siebie. Wielu nie ma dachu nad głową, brakuje mat do spania, koców, prądu, środków czystości.

Ma Lwin o siwych, przetłuszczonych włosach przybyła do Rangunu z Hlaing Thar Yar. Opowiada, jak w zrujnowanym miasteczku wylądował wojskowy helikopter. Wyniesiono namioty i trzy z nich rozbito. Kazano wieśniakom z uśmiechem oglądać dary. Scenę sfilmowano i sfotografowano, a po kwadransie namioty spakowano do śmigłowca. Wojskowi zmusili jeszcze wieśniaków do machania do kamery na pożegnanie.

W Rangunie na bazarach pojawiły się dary z międzynarodowej pomocy. Taksówkarz U Win Maung pokazuje moskitierę w zielonkawym pokrowcu z amerykańską metką. Mówi się - nie sposób tego potwierdzić - że część pomocy ląduje w rękach junty.

- Kataklizm dotknął bezpośrednio 2 mln ludzi. Oceniamy, że liczba ofiar śmiertelnych może sięgnąć 200 tys. W rejonie klęski potrzeba 375 ton żywności każdego dnia - mówi mi przedstawiciel oddziału zachodniej organizacji pomocowej. -Studnie i stawy, źródła pitnej wody, zalała słona woda morska.

W Yeokekan, podmiejskim klasztorze, gdzie Aye, prawniczka z Rangunu, rozdaje jedzenie i mleko, schroniły się setki uchodźców. Jej auto otaczają kobiety z niemowlętami. Dzieci, bose i brudne, płacząc i przepychając się, wyrywają sobie z rąk plastikowe torebki.

40-letnia Ma Nwe koczuje w Yeokekan z mężem i piątką dzieci. -Po przejściu cyklonu z nowego domu została bezużyteczna sterta bambusa -mówi Ma Nwe, poprawiając śpiące w hamaku 17-dniowe niemowlę. Na pytanie o imię chłopca uśmiecha się zakłopotana. Nie stać jej na wyprawienie kinmontup, uroczystości, w trakcie której mnisi nadają imię dziecku. -Tyle się ostatnio wydarzyło - szepcze.

Pomóż Birmie! - apel



Źródło: Gazeta Wyborcza

piątek, 9 maja 2008

Birma czeka na pomoc i umiera

Maria Kruczkowska
2008-05-08, ostatnia aktualizacja 2008-05-08 15:11

Zobacz powiększenie
Szacuje się, że ofiar cyklonu Nargis może być nawet 100 tys.
Fot. HO REUTERS

- Prowadzimy wyścig z czasem - alarmuje organizacja Save The Children, która uważa, że prawdziwy bilans strat może się okazać kilka razy wyższy od oficjalnie podanych 22 tys. zabitych i 40 tys. zaginionych.

ZOBACZ TAKŻE
GALERIA ZDJĘĆ
Zdjęcia satelitarne: Birma przed | Birma po

Charge d'affaires amerykańskiej ambasady w Birmie Shari Villarosa powiedziała, że na skutek cyklonu w Birmie mogło ponieść śmierć nawet 100 tysięcy ludzi.

- Pomoc nie dociera i ludzie umierają - tłumaczy Andrew Kirkwood z Save the Children. Ta brytyjska organizacja jest jedną z nielicznych zachodnich agend, które już niosą pomoc w Birmie, gdzie po przejściu w weekend cyklonu są miliony potrzebujących. Rządząca krajem junta blokuje jednak dopływ międzynarodowej pomocy.

Sytuacja jest dramatyczna. Cyklon zdemolował deltę rzeki Irawadi, gdzie mieszka aż 24 mln ludzi - prawie połowa ludności Birmy - i która jest ryżowym spichlerzem kraju. Dwa najbardziej dotknięte kataklizmem regiony Dala i Twantey są zniszczone w 80 proc. - oceniają Lekarze bez Granic, którzy też mają ekipę w Birmie. Rozdają żywność i uzdatniają wodę w pięciomilionowym Rangunie, największym mieście kraju. Ale wciąż czekają na zgodę na zrzut 40 tys. ton pomocy humanitarnej.

Wczoraj jednemu z dziennikarzy agencji AFP udało się dotrzeć do miasta Labutta w delcie Irawadi, gdzie powitał go straszny smród rozkładających się ciał, brak wody pitnej i żywności.

Do Labuty wciąż ciągną po ratunek ludzie z dalszych regionów delty. "Przypominają widma. Wydostali się z wiosek pod wodą, przez ostatnie dni brnęli w błotnistej wodzie wśród setek trupów, idąc w tropikalnym upale, chmarach komarów, głodni, często poranieni" - opisuje dziennikarz.

- Nie jesteśmy w stanie zasnąć. Słyszymy nawoływania. Może to duchy zmarłych ludzi z wioski? - opowiada jeden z ocalałych i dodaje, że w jego wiosce woda pokrywa wierzchołki drzew i sięga siedmiu metrów.

Ale w Labutta nic na ocalałych nie czeka. Międzynarodowej pomocy być nie może, bo każda organizacja musi czekać na wizę. - Nadal są z nimi duże problemy - ogłosiła wczoraj ONZ, po naradzie w Bangkoku sztabu operacji pomocowej dla Birmy.

Junta, która rządzi krajem, jest nieufna wobec zagranicy. We wtorek pozwoliła, by do Rangunu przyjechało pierwsze 800 ton żywności od ONZ, ale to kropla w morzu potrzeb.

Wojskowe władze, które urzędują w nowej stolicy Naypyidaw o setki kilometrów od miejsca katastrofy, zgodziły się też wczoraj na loty humanitarne, ale również po uzyskaniu specjalnych wiz. Pierwszy samolot ONZ z 25 tonami pomocy nie poleci wcześniej jak pod koniec tygodnia, gdy nieudolna i podejrzliwa wojskowa biurokracja rozpatrzy podanie od Narodów Zjednoczonych. Nie pomógł apel sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-moona, by junta jak najszybciej wpuściła zagraniczną pomoc.

Birma w ogóle nie odpowiedziała na ofertę hojnej pomocy od Ameryki, włącznie z wysłaniem okrętów z helikopterami. Uważa bowiem Stany Zjednoczone, które obłożyły juntę sankcjami ekonomicznymi, za wroga.

Widząc co się dzieje, szef francuskiej dyplomacji Bernard Kouchner namawia ONZ, by pomogła Birmie bez jej zgody. Powołuje się na przyjętą w 2005 r. zasadę "odpowiedzialność Narodów Zjednoczonych za zapewnienie ochrony" ludności cywilnej, kiedy ich rządy nie chcą lub nie są w stanie tego uczynić. W przypadku Birmy jest to nierealne - oznaczałoby wojnę z jedną z największych armii świata.

Źródło: Gazeta Wyborcza

środa, 7 maja 2008

Birma: cyklon pochłonął już ok. 22,5 tys. ofiar śmiertelnych

tan, AP, AFP, Reuters, Gazeta.pl, mar, PAP
2008-05-06, ostatnia aktualizacja 2008-05-06 20:13
Zobacz powiększenie
Satelitarne zdjęcia cyklonu "Nargis" zrobione przez satelitę NASA w dniach 1-3 maja, gdy zbliżał się do Birmy
Fot. HO REUTERS

Do ponad 22,5 tys. wzrosła liczba ofiar cyklonu "Nargis" - poinformowały państwowe media w Birmie. Wciąż zaginionych jest ponad 41 tysięcy osób, a milionom brakuje wody, prądu, czy jakiejkolwiek drogi komunikacji. Pierwsza zagraniczna pomoc już dociera - na miejsce pierwszy dotarł statek z Tajlandii.

Zobacz powiekszenie
Fot. Zhang Yunfei AP
Rodzice zabierają swoje dziecko do szpitala w Rangunie.
Także polskie instytucje humanitarne pomogą ofiarom kataklizmu w Birmie.

Pomóż ofiarom cyklonu w Birmie: numery kont

Po raz pierwszy w historii wojskowej dyktatury w Birmie rząd zgodził się na pełen kontakt z resztą świata: ratując kraj po własnych błędach (władze zabroniły instytucjom meteorologicznym informować o nadchodzącym kataklizmie) władze zgodziły się na pomoc zagraniczną. Służby meteorologiczne w Indiach podały we wtorek, że na 48 godzin przed uderzeniem cyklonu ostrzegały sąsiadującą z nimi Birmę.

- Pomoc międzynarodowa dla ofiar cyklonu Nargis w Birmie zostanie przyjęta z zadowoleniem - poinformował birmański minister opieki społecznej Maung Maung Swe, zaznaczając jednocześnie, że "ekipy organizacji humanitarnych będą musiały się zwrócić o pozwolenie na wjazd do kraju".

Cyklon "Nargis" uderzył w nocy z piątku na sobotę w najgęściej zaludnioną część 52-milionowej Birmy, Rangun i deltę Irrawaddy, gdzie mieszka 24 mln ludzi. Ujście tej głównej rzeki stanowi ryżowy spichlerz Birmy i obecnie znajduje się pod wodą.

Rzeczniczka UNICEF Veronique Taveau powiedziała, że jej organizacja ma pięć zespołów oceniających sytuację na miejscu w Birmie. Podkreśliła, że sytuacja wygląda na bardzo trudną.

Jeszcze w niedzielę wydawało się, że skala tragedii w Birmie będzie o wiele mniejsza.

Birma przyjmie pomoc, ale pod warunkami

- Wszystko wskazuje na to, że każdy zdaje sobie sprawę, że to jest wyjątkowe zdarzenie w historii Birmy i rząd dużo chętniej przyjmuje międzynarodową pomoc niż to miało miejsce wcześniej - powiedział Andrew Kirkwood z organizacji "Uratować Dzieci". Przyjęcie zagranicznej pomocy jest w sytuacją wyjątkową. Do tej pory wojskowa junta niechętnie zgadzała się na podobne gesty. Zagraniczni korespondenci są zgodni, że taka deklaracja obrazuje skalę zniszczeń.

Przedstawiciele Światowego Programu Żywnościowego (WFP) spotkali się w poniedziałek w Rangunie z władzami Birmy i uzyskali "zielone światło" w sprawie pomocy. - WFP jak najszybciej wyśle pomoc humanitarną do Birmy - zapowiedział rzecznik prasowy tej ONZ-owskiej agendy Paul Risley. Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-Mun powiedział, że organizacja zrobi wszystko, co będzie konieczne, by zapewnić konieczną pomoc.

Pomoc finansowa już jest przekazywana: kilka międzynarodowych organizacji i Departament Stanu USA przekazały już łącznie ponad pół miliarda dolarów.

Laura Bush krytykuje władze Birmy

Za zaniedbania związane z niszczycielskim cyklonem, a zwłaszcza za nieuprzedzenie ludności o jego nadejściu skrytykowała birmańskie władze Pierwsza Dama USA Laura Bush. Małżonka prezydenta George'a W. Busha, zwykle rzadko wypowiadająca się w kwestiach międzynarodowych, zaapelowała do członków birmańskiej junty o wpuszczenie do kraju ekip ratowników z USA. O to samo apelował prezydent Bush.

Pani Bush ogłosiła przekazanie przez ambasadę USA w Rangunie 250 tys. dolarów natychmiastowej, wstępnej pomocy i zapowiedziała, że "dalsza pomoc wkrótce nadejdzie".

O pomoc dla mieszkańców Birmy zaapelował do świata Benedykt XVI. Ojciec Święty złożył kondolencje z powodu tragicznych następstw kataklizmu i zapewnił "umiłowany naród Myanmaru" o modlitwie za ofiary i ich najbliższych.

Ze względu na skutki cyklonu junta przesunie na 24 maja termin referendum konstytucyjnego w regionach najbardziej dotkniętych kataklizmem.

Referendum w sprawie nowej konstytucji, zgodnie z którą w 2010 roku odbędą się w Birmie wielopartyjne wybory powszechne, zostanie przesunięte w rejonie Rangunu oraz w okolicach delty rzeki Irawadi, natomiast na pozostałym obszarze odbędzie się tak jak planowano - 10 maja.

Cyklon Nargis zebrał najtragiczniejsze w Azji Południowo- Wschodniej żniwo od 1991 roku, kiedy to podobna klęska żywiołowa spowodowała śmierć aż 141 tys. osób w Bangladeszu.

poniedziałek, 5 maja 2008

Birma: Ponad 10 tysięcy ofiar cyklonu

jg, PAP
2008-05-05, ostatnia aktualizacja 46 minut temu
Zobacz powiększenie
Yangon, Myanmar (d. Birma) po przejściu cyklonu Nargis
Fot. Anonymous ASSOCIATED PRESS

Cyklon Nargis, który zniszczył podczas weekendu południe Birmy, kosztował życie ponad 10 tysięcy ludzi - potwierdził w telewizji państwowej minister spraw zagranicznych Nyan Win.

Zobacz powiekszenie
Fot. Zhang Yunfei ASSOCIATED PRESS
Yangon, największe miasto Myanmaru (d.Birmy), po przejściu cyklonu Nargis.
ZOBACZ TAKŻE
Wcześniej oficjalnie podawano informacje o 4 tys. ofiar, zaś Associated Press pisała - za źródłami dyplomatycznymi - iż zdaniem władz liczba zabitych może sięgnąć 10 tysięcy.

Rządząca Birmą junta wojskowa zgodziła się na przyjęcie pomocy ONZ dla poszkodowanych przez żywioł.

Przedstawiciele Światowego Programu Żywnościowego (WFP) spotkali się w poniedziałek w Rangunie z władzami Birmy i uzyskali "zielone światło" w sprawie pomocy.

"WFP jak najszybciej wyśle pomoc humanitarną do Birmy" - zapowiedział rzecznik prasowy tej ONZ-owskiej agendy Paul Risley.

Risley dodał, że cyklon i powódź w regionach uprawy ryżu może mieć "potencjalnie poważne następstwa" dla wywiązania się Birmy z dostaw ryżu dla dwóch biednych państw azjatyckich - Sri Lanki i Bangladeszu.

W wyniku paniki, która wybuchła w trakcie przejścia cyklonu w piątek wieczorem w więzieniu w pobliżu Rangunu, siły bezpieczeństwa zabiły 36 więźniów. 70 osób odbywających karę zostało rannych.

Po przejściu cyklonu w Birmie setki tysięcy ludzi pozbawionych jest dachu nad głową i wody pitnej. Najbardziej ucierpiał rejon delty Irawadi. W niektórych miastach w tej części kraju zniszczonych zostało przez żywioł nawet 75 procent budynków. Niemal wszystkie domy, które pozostały, mają pozrywane dachy.

Największe miasto Birmy - 5-milionowy Rangun - zostało pozbawione elektryczności. Działają tylko generatory zasilane przez gaz.

niedziela, 4 maja 2008

Setki ofiar cyklonu w Birmie

tan, gazeta.pl
2008-05-04, ostatnia aktualizacja 2008-05-04 18:03
Zobacz powiększenie
Drogi są zablokowane
Fot. HO REUTERS

Do 351 wzrosła liczba ofiar cyklonu - poinformowała państwowa telewizja w Birmie. Cyklon Nargis zniszczył ogromną część kraju - w stolicy najbardziej dotkniętej żywiołem prowincji zniszczonych zostało 75 procent budynków. Oficjalnie ewakuacją zajmuje się całość sił policyjnych i wojskowych, jednak w rozmowach z zagranicznymi mediami mieszkańcy skarżą się na znikomą pomoc z ich strony.

Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Cyklon Nargis, zdjęcie satelitarne
Zobacz powiekszenie
Fot. HO REUTERS
Zniszczenia spowodowane przez cyklon Nargis, Birma 02.05.2008 r.
ZOBACZ TAKŻE
Irrawady, Bago, Rangun, Karen i Mon to stany w których władze ogłosiły stan wyjątkowy. I nie wprowadziły go na wyrost - w Labuttcie, stolicy stanu Irrawady, zniszczonych zostało 75 procent zabudowy.

W wielu miejscach, w tym dawnej stolicy kraju - Rangunie, nie ma wody i prądu. Internet i linie telefoniczne są zaś poza zasięgiem w większości kraju.

W najgorszych miejscach wiatr wieje z prędkością 200 kilometrów na godzinę, dlatego na ulice wyszło wojsko i siły policyjne.

Jednak jak skarżą się zagranicznym mediom mieszkańcy - nie pomagają tak, jak informują oficjalnie władze. - Gdzie są ci wszyscy mundurowi, którzy zawsze tak chętnie biją cywilów? Powinni tu wszyscy być, pomagać nam sprzątać i przywracać elektryczność - powiedział rikszarz z Rangunu w rozmowie z BBC. Wolał pozostać anonimowy.

Krajobraz po wojnie

- Widzimy mnóstwo przewróconych drzew, zerwanych billboardów i dachów. Zatrważające jest to, jak musi wyglądać sytuacja na prowincji, bo tutaj zabudowa i tak jest o wiele stabilniejsza niż w reszcie kraju - powiedział Anthony Craig, dyplomata pracujący w Rangunie w rozmowie z BBC.

Z kolei inny, anonimowy dyplomata powiedział agencji Reutera, że Rangun (dawna stolica kraju) wygląda "jak po wojnie".

Cyklon przemierza się teraz w stronę Tajlandii, jednak meteorolodzy dostarczają szczyptę pozytywnej informacji - siła wiatru słabnie, a szerokość oka cyklonu zmniejsza się - co widać na satelitarnych zdjęciach.

Według oficjalnej telewizji burmańskiej zginęło w kraju już 351 osób, w tym 109 na wyspie Haing Gyi, położonej na południowym-zachodzie wybrzeża.