Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOMISJE ŚLEDCZE. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą KOMISJE ŚLEDCZE. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 stycznia 2009

20 pytań w sprawie śmierci Olewnika

Zadanie dla komisji śledczej

20 pytań w sprawie śmierci Olewnika

Sejm gotów jest powołać komisję, która ma wyjaśnić okoliczności porwania oraz zabójstwa Krzysztofa Olewnika. By rozwiązać tę tajemniczą sprawę, posłowie będą musieli znaleźć odpowiedzi na wiele pytań. DZIENNIK przedstawia 20 najważniejszych.

czytaj dalej...
REKLAMA

Policjanci, prokuratorzy, funkcjonariusze służby więziennej, sędziowie i ministrowie polegli w starciu z bandą, która latami wodziła ich za nos. Nie ma bardziej mrocznej i tajemniczej historii w ostatnim czasie, niż porwanie i śmierć Krzysztofa Olewnika.

Instytucje państwa zawiodły w sposób dramatyczny, do reszty ośmieszyła je tajemnicza śmierć ostatniego bezpośredniego zabójcy Olewnika. Szanse na dojście do sedna tej sprawy są coraz mniejsze.

By to zrobić, należałoby odpowiedzieć na 20 pytań:

1. Dlaczego policja nie zabezpiecza wszystkich śladów w domu Krzysztofa Olewnika tuż po porwaniu?

2. Z jakiego powodu funkcjonariusze nie poinstruowali rodziny, jak negocjować z bandytami?

3. Czy zwykłym zaniedbaniem można nazwać fakt, że policjanci nie rejestrowali rozmów telefonicznych rodziny z porywaczami?

4. Co zdecydowało o tym, że nie wykonano rutynowego działania, do którego należy sprawdzenie alibi miejscowych opryszków? Robert Pazik, przyszły morderca Olewnika, nie miał alibi, gdy porywano chłopaka.

5. Dlaczego przez pierwsze dwa miesiące śledztwo w sprawie porwania prowadzi prokurator z powiatowego miasteczka, choć, zgodnie z prawem, powinna to robić prokuratura okręgowa?

6. Kto współpracował z bandytami? Przed pierwszą próbą przekazania okupu porywacze się spłoszyli. Przekazali telefonicznie wiadomość, że pieniądze to fałszywki. Rzeczywiście tak było. Skąd bandyci to wiedzeli? Mieli informatora w policji? Jacek Krupiński, wspólnik porwanego, obiecał gangsterom, że nie będzie się kontaktował z policją. Potem na przesłuchanie pojechał w przebraniu i pożyczonym autem. Po wyjściu odebrał telefon od bandytów, którzy wiedzą, że spotkał się z policjantami. Kto doniósł?

7. Włodzimierz Olewnik dostał anonim. Autor listu podał nazwiska dwóch porywaczy: Roberta Pazika i Ireneusza Piotrowskiego. Ojciec natychmiast przekazał wiadomość i sam anonim policjantom z Radomia, którzy działali pod kierunkiem naczelnika Remigiusza Mindy. Ci jednak zlekceważyli, jak się potem okazuje, najważniejszy trop. Dlaczego tak zrobili? Byli w spisku z porywaczami?

8. W odnalezieniu chłopaka miał pomóc znany detektyw i wówczas poseł Krzysztof Rutkowski, prywatnie dobry znajomy Remigiusza Mindy. Ale niczego nie ustalił. Rodzina Olewnika oskarża dziś Rutkowskiego o to, że wyciągnął od nich kilkaset tysięcy złotych. Czy zaniechania zespołu Mindy miały związek z działalnością Rutkowskiego?

9. Na zlecenie Włodzimierza Olewnika, a nie bezczynnej prokuratury i policji, Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa wydał opinie na temat listów od porywaczy. Psycholog stwierdził, że autorem pism może być policjant. Posługuje się bowiem charakterystycznym językiem policyjno-prokuratorskim. Czy porywacze, wśród których byli kryminaliści, przez lata przesiąknęli takim językiem? Czy jednak członkiem bandy był policjant?

10. Dlaczego przekazania 300 tysięcy euro okupu na Trasie Toruńskiej w Warszawie nie zabezpieczała policja, choć była poinformowana o tej operacji przez rodzinę Olewników? Dlaczego oględziny miejsca zostały przeprowadzone dopiero po kilku dniach?

11. Banknoty z okupu były spisane i oznakowane. Dlaczego przez wiele miesięcy nasza policja nie powiadomiła o nich Interpolu? Wydatki bandy po zdobyciu okupu to co najwyżej 100 tysięcy euro. Co stało się z dwustoma tysiącami? Trafiły do mocodawcy? Czy posłużyły na opłacenie informatorów w organach ścigania?

12. Dwaj policjanci, absolutnie wbrew jakimkolwiek regułom, zostawili na chodniku nieoznakowany samochód z aktami sprawy Olewnika. Ktoś ukradł auto. Niechlujstwo, czy prezent dla porywaczy?

13. Czy młody Olewnik został porwany i zginął, a śledztwo sprowadzano na manowce, bo jego ojciec odmówił udziału w biznesie, który proponowali mu działacze SLD? Czy trop, który wskazuje sam Włodzimierz Olewnik jest właściwy?

14. Włodzimierz Olewnik do poszukiwań syna wynajął gangstera Eugeniusza D.. "Gienka". Dotarł do niego przez lokalnego działacza SLD Grzegorza Korytkowskiego. "Gienek" wyciągnął od Olewników 160 tysięcy złotych. Olewnik senior w zeszłym roku udostępnił dziennikarzom fragmenty nagrań rozmów z Korytkowskim. Działacz SLD mówi: "Mniej więcej wiem, gdzie jest (syn -red.), ale tego panu nie powiem dla dobra sprawy...". Inny fragment: "Są koszty, prokurator wziął tyle, komendant tyle...". Korytkowski tłumaczy, że jedynie przekazywał Olewnikowi informacje od "Gienka" i nikogo nie korumpował. Czy lokalny polityk był tylko pośrednikiem, czy kimś więcej w historii porwania młodego biznesmena?

15. Dlaczego Sławomir Kościuk, jeden z porywaczy i morderców Olewnika siedział w płockim więzieniu w pojedyńczej celi? Wcześniej jego krewna wysłała do szefa więzienia w Barczewie pismo, z którego wynikało, że Kościuk ma "skłonności do autoagresji". W Barczewie siedział z innymi więźniami, by na niego uważali. Po przeniesieniu do Płocka trafił do pojedyńczej celi. Po to, żeby nikt nie przeszkodził mu w odebraniu sobie życia?

16. Kim był Wojciech Franiewski, uznany za herszta bandy, która porwała Olewnika? To niezwykle tajemnicza postać. Wielokrotnie uciekał z więzień, aresztów czy konwojów. Mimo że uciekał, gdy trafiał za kratki - dostawał przepustki, wychodził na warunkowe zwolnienia. Poszlaki wskazywały, że jeszcze w PRL zajmował się w Warszawie kradzieżami dyplomatycznych aut, a taka działalność nie uchodziła uwadze bezpieki. W katalogach IPN nie ma śladu po Franiewskim. Czy to możliwe, że jednak był współpracownikiem służb, które dawały mu ochronę?

17. Jakie są kulisy śmierci Franiewskiego, do której doszło w olsztyńskim areszcie tuż przed rozpoczęciem procesu? Z listów, które słał do żony wynikało, że jest pewny siebie. - Jeszcze nie skończyłem akt, a już mam tyle haków, że mam na dwie godziny wyjaśniania i pokazywania, jak kłamią, kłamią i kłamią - pisze na przykład. - Jest git, jak mawiał Jorguś Kiler - żartuje w innym miejscu. Psychologowi więziennemu mówił, że jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Czy tak się zachowuje człowiek, który chce się targnąć na swoje życie?

18. Wreszcie pytania dotyczące samej śmierci Franiewskiego. Biegły tak ocenił ten przypadek: "Sposób przeprowadzenia samobójstwa świadczy o świetnej znajomości anatomii człowieka. Pętla posiadała zawiązane dwa supły (praktyka niespotykana). Powodowało to uciśnięcie tętnic, przez co osadzony w pierwszej kolejności stracił przytomność, a następnie osunął się o dwa, trzy centymetry. To powodowało zaciśnięcie pętli i jego uduszenie. Osadzony w ten sposób uniknął reakcji obronnych - nie szamotał się". Franiewski był złodziejem samochodów, a nie ekspetem od anatomii. Zabił się sam, czy ktoś mu pomógł? W jego krwi po śmierci, znaleziono śladowe ilości amfetaminy i 0,4 promila alkoholu. Skąd wzięły się u więzień ze statusem "N", czyli niebezpiecznego? U osadzonego, który poddawany jest drobiazgowej kontroli. Ta zagadka również nie została rozwiązana.

19. Wyjaśnienia wymaga też niedawna śmierć Roberta Pazika. Wcześniej za kratami zginęło dwóch porywaczy Olewnika. Kto odpowiada za to, że zdradzający objawy depresji Pazik w płockim więzieniu siedział w pojedyńczej celi?

20. Jak to możliwe, że Pazik bez jakiejkolwiek kontroli strażników więziennych prowadził rozmowę ze swoim bratem?

wtorek, 18 listopada 2008

Kaczmarek: Mogłem być drugą Blidą

Były minister MSWiA oskarża w Sejmie PiS

Kaczmarek: Mogłem być drugą Blidą

"Rok temu mówiłem, że nie będę drugą Blidą. Jednak miałem trudne momenty" - wyznał były szef MSWiA Janusz Kaczmarek, któremu PiS zarzuca zdradę, gdy w 2007 roku w akcji CBA zasadzano się na ministra rolnictwa. Kaczmarek przed sejmową komisją do spraw politycznych nacisków na służby za rządów PiS oskarżył tę partię o łamanie ludzi.

czytaj dalej...
REKLAMA

"Oskarżam Prawo i Sprawiedliwość o wykorzystywanie służb specjalnych do łamania jednostek i o łamanie prawa w procedurze postępowania przygotowawczego" - mówił Kaczmarek.

Były minister oskarżył też partię Jarosława Kaczyńskiego o - jak się wyraził - bezprawną inwigilację, niesłuszne aresztowanie i o sterowanie mediami, którymi posługiwano się w celach łamania dobrego imienia poszczególnych ludzi. "To, co przeszedłem, było niebywałe" - mówił.

Przewodniczący komisji śledczej przypomniał Kaczmarkowi, że nazwa instytucji, przed którą zeznaje, wskazuje, że nie powinien oskarżać całej partii, lecz konkretnych urzędników państwowych. Były szef MSWiA dużo miejsca w swym wystąpieniu poświęcił więc byłemu ministrowi sprawiedliwości Zbigniewowi Ziobro.

"W moim przekonaniu Zbigniew Ziobro powinien stanąć przed Trybunałem Stanu" - powiedział Kaczmarek. Swoją opinię uzasadnił już na początku przesłuchania. Twierdził, że Ziobro stał na czele bezprawnie powołanego zespołu prokuratorskiego.

Kaczmarek przypomniał, że sędzią, który wydał w 2007 roku krytyczną opinię na temat tego śledztwa, od razu zainteresowało się kierownictwo resortu. "Jego akta trafiły do Ministerstwa Sprawiedliwości. To był sędzia z Sądu Rejonowego Warszawa-Mokotów, który stwierdził, że prokuratura naruszyła podstawowe standardy prawa" - mówił Kaczmarek.

Chodziło o sposób prowadzenia śledztwa, gdzie inspirowano pożądane u inwigilowanych działania. Centralne Biuro Antykorupcyjne chciało wręczyć tzw. łapówkę kontrolowaną. Jednak za przysługę, którą samo wymyśliło. Spreparowano dokumenty dotyczące gruntów, które ówczesny minister rolnictwa Andrzej Lepper miał odrolnić za odpowiednią kwotę.

Kaczmarek narzekał też dzisiaj na to, jak potraktowano go podczas zatrzymania. "Doświadczyłem upokorzenia" - mówił Kaczmarek o incydencie, który polegał na tym, że nie pozwolono mu nawet zajechać do domu po przybory toaletowe.

Dostało się również posłowi PiS Jackowi Kurskiemu, który zasiada w komisji. Kaczmarek przytaczał słowa Kurskiego, który w jednym z wywiadów miał powiedzieć, że - tu cytat - zatrzymania nie mają się podobać sądom, ale społeczeństwu.

Posłowie PiS Arkadiusz Mularczyk i Jacek Kurski chcieli za wszelką cenę podważyć wiarygodność Kaczmarka. To dlatego pokazali ankiety personalne, z których ma wynikać, że kłamał zatajając swą przynależność do PZPR. Sebastian Karpiniuk z PO z kolei podważył wiarygodność tych ankiet. "A może pan poseł Kurski, znalazł je pod wycieraczką" - kpił Karpiniuk.

Mularczyk pytał też, czy to prawda, że Kaczmarek brał łapówki od gangsterów. Padło również pytanie o szkolenie dla oficerów politycznych w Łodzi, które miał przejść były minister. Posłowie chcieli też poznać kulisy kontaktów z Ryszardem Krauze, czyli miliarderem, który - zdaniem posłów PiS - miał być ogniwem przecieku w sprawie afery gruntowej.

środa, 18 czerwca 2008

Janicka: naciski w prokuraturze nie są możliwe

gaw, ika 18-06-2008, ostatnia aktualizacja 19-06-2008 03:37

Obraduje sejmowa komisja śledcza ds. nacisków władz na śledztwa dotyczące polityków i mediów. Jako pierwsza zeznawała prok. Elżbieta Janicka - b. szefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Sebastian Karpiniuk (PO) po przesłuchaniu Janickiej zapowiada, że nieodzowne będą konfrontacje.

Prokurator Elżbieta Janicka
autor zdjęcia: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Prokurator Elżbieta Janicka
Jacek Kurski podczas obrad sejmowej komisji śledczej ds. nacisków władz na śledztwa
autor zdjęcia: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Jacek Kurski podczas obrad sejmowej komisji śledczej ds. nacisków władz na śledztwa
Komisja sejmowa ds. nacisków
autor zdjęcia: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa
Komisja sejmowa ds. nacisków

Później, komisja przesłucha prokuratora Zbigniewa Ordanika.

Elżbieta Janicka zapewniła, że naciski nie są możliwe w prokuraturze. Przepisy ustawy o prokuraturze, które pozwalają prokuratorowi żądać od przełożonego polecenia na piśmie w sprawie, z którą się nie zgadza - to wystarczająca ochrona przed naciskami. W jej opinii to, że dziś jest wzywana w różnych sprawach, jest nękaniem jej za to, że dobrze pracowała.

Prokurator oświadczyła, że prokuratorzy, którzy - jak powiedziała - "rzucili kwitami" rezygnując z funkcji w prokuraturze okręgowej, zawarli przeciwko niej "spisek". Zwracała uwagę, że ta rezygnacja, nazwana potem przez media "buntem w prokuraturze", nieprzypadkowo nastąpiła tydzień po wyborach - 29 października 2007 r., gdy już prasa napisała, że miała ona wstrzymać zatrzymanie przez CBA b. ministra Tomasza Lipca.

Przesłuchiwana prokurator zapewniła, że nie nadzorowała postępowania w sprawie Centralnego Ośrodka Sportu, ani się nim specjalnie nie interesowała. Nie była też informowana na bieżąco o postępach śledztwa, którym kierowała.

Postępowanie nadzorowali prokuratorzy Przasnek i Pęgal. Prok. Przasnek przeinaczył sens jej słów, przypisując im związek ze sprawą zatrzymania Tomasza Lipca. Media podawały, że miała ona powiedzieć: "Jeśli dojdzie do zatrzymania Lipca, to was puknę". Tymczasem - jak stwierdziła Janicka - w jej rozmowie z Przasnkiem chodziło o zatrzymanie innych osób, w innej sprawie, o czym dowiedziała się z mediów. Miała wtedy powiedzieć, że powinna najpierw dowiadywać się o zatrzymaniach od podległych prokuratorów, a nie z mediów, dodając żartem: "bo jak nie, to was puknę w głowę".

Janicka pytana, czy w październiku 2007 r. - gdy miano zatrzymywać b. ministra Tomasza Lipca - kontaktowała się z ówczesnym prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą, odparła, że nie pamięta tego. "Być może tak" - powiedziała, zastrzegając, że nie uważa tego za przestępstwo. Prokuratorzy często spotykali się z Ziobrą.

Proszona o ocenę współpracy z CBA odparła, że układała się ona dobrze. "Czasami zdarzają się polemiki między prokuraturą a służbami, ale mnie zawsze dobrze się współpracowało" - mówiła.

Janicka stanowczo zaprzeczyła, żeby w prokuraturze miał miejsce paraliż decyzyjny. "Nie było takiego paraliżu" - zapewniła.

Nie kryła za to, że jest w konflikcie z Marzeną Kowalską - szefową Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Janicka mówiła, że to do Kowalskiej mieli codziennie jeździć jej zastępca Ryszard Pęgal i naczelnik wydziału śledczego Cezary Przasnek, których obecnie Janicka posądza o udział w spisku przeciwko niej po wyborach parlamentarnych.

"Co było płaszczyzną buntu w prokuraturze?" - pytał Janicką Sebastian Karpiniuk (PO). "Mój gabinet. Władza." - brzmiała odpowiedź.

Karpiniuk: konfrontacje wydają się nieodzowne

Po południu Janicka zeznawała jeszcze na zamkniętym posiedzeniu - o sprawach, w których obowiązuje ją tajemnica służbowa i państwowa. W przerwie tej części posiedzenia Karpiniuk powiedział, że już po jawnych zeznaniach Janickiej "nieodzowne wydają się konfrontacje" między nią a innymi prokuratorami, którzy zeznawali inaczej niż ona. Taki wniosek musiałaby przegłosować komisja.

Wczoraj szef CBA Mariusz Kamiński zeznawał przed komisją, że w pierwszej połowie października zeszłego roku rozmawiał z Janicką o sprawie Lipca, ta zaś sprawiała wrażenie niezorientowanej w szczegółach śledztwa. Ją samą uznawał za osobę "zdeterminowaną i oddaną w dochodzeniu prawdy".

Przesłuchiwany ma też być prok. Zbigniew Ordanik, wiceszef prokuratury okręgowej, nadzorujący niektóre śledztwa tam prowadzone. Na wypadek gdyby świadkowie zasłaniali się tajemnicą - a taka jest dotychczasowa praktyka przesłuchiwania prokuratorów - na godziny popołudniowe zaplanowano ich przesłuchanie w trybie niejawnym.

Źródło : PAP

wtorek, 17 czerwca 2008

Kamiński: Komisja ma przegłosować, że byłem łobuzem

awe, alx, PAP
2008-06-17, ostatnia aktualizacja 2008-06-17 14:46

Największy sukces CBA to przełamanie zasady bezkarności na szczytach władzy - uważa szef tej służby Mariusz Kamiński, który zeznając przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków władz na śledztwa dotyczące polityków i mediów, zwraca się przede wszystkim - jak sam mówi - do opinii publicznej.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Mariusz Kamiński, szef CBA
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Posiedzenie sejmowej komisji ds. nacisków na służby specjalne
Kamiński powiedział we wstępnym oświadczeniu, że ma świadomość, iż komisja "tak naprawdę ma przegłosować, że nadużył władzy i był łobuzem" - dlatego wyraził satysfakcję z możliwości przekazania "jak najszerszej, niezmanipulowanej wiedzy" na temat działalności CBA, z której jest dumny.

"Dziękuję CBA za odwagę"

- Dziękuję funkcjonariuszom CBA za odwagę i determinacje w działaniu - powiedział szef CBA Mariusz Kamiński. Podkreślał on, że wszystkie osoby, którymi zajmowało się CBA - wymienił byłą posłankę PO Beatę Sawicką, byłego ministra SWiA Janusza Kaczmarka, byłego wicepremiera Andrzeja Leppera, byłego ministra sportu Tomasza Lipca, byłego szefa policji Konrada Kornatowskiego i biznesmena Ryszarda Krauzego - były ze szczytów władzy i biznesu i to jest ich wspólny mianownik. Dodał, że Kaczmarek, Lipiec i Kornatowski sprawowali funkcje z rekomendacji PiS, Leppper - był członkiem koalicyjnego rządu, a Krauze - "jedna z najważniejszych postaci z życia publicznego i gospodarczego, jest przyjacielem każdej władzy".

'Nie ruszajcie ludzi ze świecznika"

Chcę zaapelować do komisji o odpowiedzialność, umiar, rozsądek i zważanie na konsekwencje działań komisji z punktu widzenia walki z korupcją na szczytach władzy - powiedział.

Kamiński mówił, że jego zdaniem konsekwencje działań komisji z punktu widzenia zwalczania korupcji są "bardzo dramatyczne". - Jest to bardzo jasny sygnał dla funkcjonariuszy państwa polskiego - nie ruszajcie ludzi ze świecznika, nie ruszajcie ludzi stanowiących elitę biznesową i polityczną tego kraju, niezależnie od tego, jak odważne i rzetelne były wasze działania, będziecie mieli kłopot, prędzej czy później staniecie przed komisją śledczą i będziecie się tłumaczyć, że nie jesteście przestępcami - mówił.

"Jaki sygnał wysyłacie?"

Szef CBA zapytał komisję, jaki "jest sens wzywania w tak szerokim zakresie takiej liczby szeregowych funkcjonariuszy państwa polskiego, szeregowych prokuratorów". - Jaki sygnał wysyłacie? - pytał. - Czy pan chce pytać nas o coś, chciałbym pana dobrze zrozumieć - zapytał przewodniczący komisji Andrzej Czuma (PO). Kamiński odpowiedział, że "jest to tylko i wyłącznie apel".

"Sprawa nie była skręcona"

Nigdy nie miałem poczucia, że sprawa Tomasza Lipca ma być "skręcona" - zapewnił szef CBA

Oświadczył on, że już 10 października 2007 r. prokuratorzy i kierownictwo CBA uznali, że - po wcześniejszych zatrzymaniach w sprawie korupcji w Centralnym Ośrodku Sportu - materiał dowodowy był na tyle obszerny i wiarygodny, że można było formułować zarzuty i nakaz zatrzymania Tomasza Lipca oraz dwóch innych osób (CBA uważało, że można było zatrzymać jeszcze jedną osobę).

Według Kamińskiego, umówiono się, że CBA przyjdzie do prokuratury 12 października po nakazy zatrzymań. Szef CBA mówił, że funkcjonariusze przyszli i dowiedzieli się, że "prokuratorom zabrakło czasu" i nie przygotowali dokumentów. Kamiński zeznał, że skontaktował się z szefową Prokuratury Okręgowej w Warszawie Elżbietą Janicką, która jego zdaniem nie miała orientacji w szczegółach śledztwa i poprosiła CBA o analizę stanu sprawy.

"Zależało nam na dynamice"

Następnie - zeznał szef CBA - kilkakrotnie przekładano termin wystawienia nakazów zatrzymania - z 12 na 15 października, z 15 na 16 października. - 16 października moim funkcjonariuszom powiedziano, że Tomasz Lipiec i inni będą zatrzymani po wyborach -

mówił Kamiński. Dodał, że wówczas postanowił porozmawiać na ten temat z prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą.

- Powiedziałem ministrowi Ziobrze, że jest jakiś dziwny paraliż decyzyjny w prokuraturze i żeby się tym zainteresował. Pan minister obiecał, że spotka się ze mną, gdy wróci do Warszawy, bo był w swoim okręgu wyborczym. Spotkał się ze mną po wyborach - zeznawał Kamiński.

Według niego po wyborach dalej przenoszono termin zatrzymania - z 22 na 23 października, aż 23 października powiedziano w prokuraturze, że 24 października będą zarzuty dla Lipca i Arkadiusza Ż., co w końcu nastąpiło. - Nakazy wystawiono na 25 października, gdy CBA dokonała zatrzymań - dodał.

Kamiński podkreślał, że CBA zależało na utrzymaniu dynamiki trwających od początku października zatrzymań i "ciągłego efektu zaskoczenia przeciwnika" w sprawie korupcji w COS. "- Bo osoby podejrzewane o korupcję są naszym ustawowym przeciwnikiem - tłumaczył szef CBA.

"Stosowane były różne techniki operacyjne"

Nikt mnie nie namawiał do opóźnień w sprawie zatrzymania Tomasza Lipca, absolutnie nic takiego nie miało miejsca - powiedział we wtorek przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków szef CBA Mariusz Kamiński. Pytanie o ewentualne namowy szefa CBA lub funkcjonariuszy Biura w sprawie opóźnień zatrzymania Lipca zadał Arkadiusz Mularczyk z PiS.

Mieczysław Łuczak z PSL pytał, czy decyzja o zatrzymaniu Tadeusza M. na dziedzińcu ministerstwa sportu była słuszna - Czy ta decyzja oficera prowadzącego, mimo że w tym czasie nie było mowy o ministrze Lipcu, nie była przedwczesna; czy nie zaciekawiło kogoś, do kogo zmierza z pieniędzmi ten, który je przyjął - dopytywał Łuczak.

Kamiński odpowiedział, że ma pełne zaufanie "do profesjonalizmu i uczciwości oficera, który na miejscu kierował akcją" - Nie mam żadnych podstaw, żeby sądzić, że doszło do jakiegoś zaniechania - dodał.

Odnosząc się do kwestii, czy w śledztwie w sprawie COS były stosowane podsłuchy, szef CBA powiedział, że "stosowane były różnego typu techniki operacyjne; (...) były stosowane techniki operacyjne również bardziej zaawansowane".

Kamiński dodał, że w sprawie dotyczącej COS "zwiększano liczbę prokuratorów w związku z ilością wątków jakie w sprawie się pojawiały".

czwartek, 27 marca 2008

Wróg PiS, Jan Widacki, wyleci z komisji śledczej?

W końcu znaleźli na niego haka

Widacki jednak straci miejsce w speckomisji?

PiS zdobył haka na Jana Widackiego z LiD, którego już raz próbował wyrzucić z sejmowej komisji ds. nacisków na specsłużby - ujawniła "Rzeczpospolita". Ma opinię sejmowych prawników, którzy twierdzą, że ktoś, kto ma zarzuty prokuratorskie w śledztwie przeciwko gangowi pruszkowskiemu, nie może być śledczym posłem. Wniosek o usunięcie Widackiego jeszcze dziś będzie w Sejmie.

PiS-owscy członkowie komisji jeszcze dziś złożą do marszałka Sejmu wniosek, by prezydium usunęło Widackiego z grona śledczych. Do wniosku dołączą opinię prawników z biura analiz sejmowych, którzy popierają wyrzucenie posła LiD z komisji.

"Marszałek musi na to zareagować, bo nie może być tak, że osoba, wobec której toczą się postępowania karne, będzie członkiem komisji powołanej m.in. w swojej sprawie" - tłumaczy dziennikowi.pl poseł Arkadiusz Mularczyk.

Tym razem Jan Widacki może stracić członkostwo w komisji. Poprzednie wnioski PiS w sprawie Widackiego - choć również wytykały mu, że ma zarzuty prokuratorskie - nie były poparte prawniczymi analizami. Teraz posłowie mają w ręku mocny argument - opinię biura analiz sejmowych. A prawnicy tego biura to - bądź co bądź - nie wynajęci radcowie czy adwokaci, lecz niezależni eksperci.

Mecenas Jan Widacki ma postawione zarzuty w sprawie nakłaniania świadka do składania fałszywych zeznań i utrudniania postępowania karnego. Prokuratura białostocka zarzuciła mu, że przekazywał grypsy pruszkowskim gangsterom.

piątek, 8 lutego 2008

Andrzej Czuma na czele komisji ds. nacisków na służby

BS 08-02-2008, ostatnia aktualizacja 08-02-2008 18:33

Andrzej Czuma, poseł Platformy Obywatelskiej, został przewodniczącym sejmowej komisji śledczej, która ma zbadać rzekome naciski na służby specjalne za rządów PiS.

autor zdjęcia: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa

Wyboru dokonali członkowie komisji podczas jej pierwszego posiedzenia. Czumę wybrano jednomyślnie.

- Wnioski dowodowe dotyczące prac komisji śledczej ws. nacisków na służby można składać dopiero na pierwszym roboczym posiedzeniu - uważa przewodniczący tej komisji Andrzej Czuma (PO).

Mieczysław Łuczak wiceszefem komisji

Mieczysław Łuczak (PSL) został wwiceszefem sejmowej komisji śledczej.

W głosowaniu podczas pierwszego posiedzenia komisji Łuczaka poparło 4 jej członków, 2 było przeciw, a 1 wstrzymał się od głosu.

Kontrkandydatem Łuczaka był Arkadiusz Mularczyk (PiS), ale jego kandydatura nie była głosowana, skoro poseł PSL uzyskał poparcie większości członków komisji (czterech z siedmiu).

Macierewicz i Wassermann przed komisje

Politycy PiS: Antoni Macierewicz i Zbigniew Wassermann zapowiedzieli, że - jeśli zostaną wezwani -stawią się jako świadkowie przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków na specsłużby.

- Jeżeli otrzymam takie wezwanie, to nie ulega wątpliwości, że się stawię. Ta sprawa nigdy nie podlegała żadnej dyskusji" - zadeklarował Macierewicz, były likwidator WSI i były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW).

PiS: opozycja została oszukana

- Opozycja została oszukana, pozbawiona elementarnego prawa wynikającego z zasad kultury demokratycznej - tak Jacek Kurski (PiS) skomentował fakt niewybrania posła PiS do prezydium komisji ds. nacisków na służby.

- Przykry skandal, po prostu przykry. Tego, co się stało nie zastąpią żadne słowa zapewniające o lojalności, o dobrej współpracy, dlatego, że są potrzebne czyny, a nie "słowoczyny" - mówił Kurski na konferencji prasowej w Sejmie, zwołanej po zakończeniu pierwszego posiedzenia komisji śledczej, na którym wybrano jej przewodniczącego i zastępcę.

Zdaniem posłów PiS, skandalem również jest to, że wniosek dowodowy, który podczas posiedzenia komisji chciał zgłosić Mularczyk, nie został przyjęty przez jej nowo wybranego szefa Andrzeja Czumę.

Wniosek Mularczyka dotyczył przedstawiciela LiD w komisji Jana Widackiego, który jest oskarżany o utrudnianie śledztw. Podczas konferencji Mularczyk argumentował, że chce ustalić, czy sprawa przeciwko Widackiemu faktycznie się toczy, na jakim jest etapie i czy wszystkie informacje medialne przekazywane na jego temat są prawdziwe.

Widacki - mówił Mularczyk - został posłem 5 listopada, a oznacza to, że sprawa przeciwko niemu może być obiektem zainteresowania komisji. Przypomniał, że komisja ma badać sprawy dotyczące m.in. posłów od października 2005 do 16 listopada 2007. "Zatem ta sprawa wchodzi w zakres właśnie badania sejmowej komisji śledczej" - ocenił.

czwartek, 7 lutego 2008

Sejm wybrał skład komisji śledczej ds. nacisków, PiS zbojkotował głosowanie

cheko, ulast, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 52 minuty temu
Zobacz powiększenie
Jan Widacki
Fot. Sławomir Kamiński / AG

Sejm wybrał członków sejmowej komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne. Zasiądą w niej Jan Widacki (LiD), Stanisław Chmielewski, Andrzej Czuma, Sebastian Karpiniuk (wszyscy PO), Jacek Kurski i Arkadiusz Mularczyk (PiS) oraz Mieczysław Łuczak z PSL. PiS sprzeciwiał się kandydaturze Widackiego i zbojkotował głosowanie. W piątek o godzinie 15.00 rozpocznie się pierwsze posiedzenie komisji.

Głosowanie poprzedziła burzliwa debata, bowiem PiS sprzeciwiało się kandydaturze Jana Widackiego i wnioskowało o to, by Sejm głosował nad tym kandydatem oddzielnie. W tej sprawie zebrał się też w trakcie półgodzinnej przerwy Konwent Seniorów. Jednak ostatecznie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski nie przychylił się do wniosku PiS. W tej sytuacji tuż przed głosowaniem na mównicę wszedł Krzysztof Tchórzewski (PiS) i poinformował, że jego klub nie weźmie udziału w głosowaniu.

Sejm wybrał skład komisji 275 głosami "za", 6 - "przeciw" i jednym wstrzymującym się. W głosowaniu brało udział 282 posłów.

PiS nie chciał Widackiego

Wniosek PiS o oddzielne głosowanie nad kandydaturą Widackiego był związany z ujawnioną w czwartek po południu przez "Gazetę Polską" treścią aktu oskarżenia wobec kandydata LiD do komisji - Jana Widackiego. Chodzi o sprawę, w której poseł LiD - znany adwokat - oskarżony jest m.in. o nakłanianie świadka do składania fałszywych zeznań.

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO) odpowiedział Sadurskiej, że zasada głosowania łącznie nad wszystkim kandydaturami "służy zawsze ochronie interesów mniejszości a nie większości". Dodał też, że jego zdaniem wniosek Sadurskiej jest niezgodny z Regulaminem Sejmu i dlatego nie podda go pod głosowanie.

Kamiński o kandydaturze Widackiego: To skandal

Rzecznik klubu PiS Mariusz Kamiński powiedział, że wniosek PiS jest związany z ujawnioną w czwartek po południu przez "Gazetę Polską" treścią aktu oskarżenia wobec kandydata LiD do komisji - Jana Widackiego.

- Zapoznaliśmy się z aktem oskarżenia. To skandal, aby taka osoba miała zasiadać w komisji sejmowej - powiedział Kamiński.

Na swoich stronach internetowych "GP" opublikowała skany niektórych stron aktu oskarżenia wobec Widackiego z szóstego czerwca 2007 roku, wydanego przez wydział zajmujący się przestępczością zorganizowaną Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku.

"Widacki nakłaniał do składania fałszywych zeznań"

"Gazeta Polska" pisze, że Widacki "jako adwokat Mirosława D. ps. >>Malizna<<, powołując się na wpływy w gangu pruszkowskim oraz w strukturach władzy, nakłaniał świadków do składania fałszywych zeznań oraz wynosił z więzienia grypsy przestępcy".

Jak pisze "GP", powołując się na akt oskarżenia, działania Widackiego "miały na celu uniewinnienie podejrzanych o zabójstwa".

Poza tym Widacki - pisze gazeta - miał zastraszać Marka Dochnala chcąc, by biznesmen podczas swoich zeznań nie ujawniał informacji obciążających i kompromitujących Jana Kulczyka (Widacki był jego przedstawicielem prawnym).

LiD odpiera zarzuty względem Widackiego

Śledztwo, w ramach którego postawiono zarzuty Widackiemu, Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku prowadziła od jesieni 2005 roku, na zlecenie Prokuratury Krajowej.

Politycy LiD odpierają zarzuty kierowane pod adresem Widackiego. Wcześniej w czwartek szef klubu LiD Wojciech Olejniczak poinformował, że jego klub zawiadomił ministra sprawiedliwości o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych, którzy mieli podżegać do składania fałszywych zeznań przeciwko Widackiemu.