Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AFERY-POLSKA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą AFERY-POLSKA. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 maja 2010

7 największych afer finansowych III RP



Katarzyna Jaworska, Portal Skarbiec.Biz
Puls Biznesu, pb.pl,19.05.2010 14:05
Czytaj komentarze (25)

Od zawsze tam, gdzie w grę wchodziły duże pieniądze dochodziło do przekrętów i afer. Przedstawiamy najgłośniejsze afery finansowe ostatnich lat, które z uwagi na skalę nadużyć i jawność działania oszustów były szeroko komentowane w mediach i uważnie obserwowane przez opinię publiczną:

1. Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego

Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego powstał w 1989 roku, a jego oficjalnym zadaniem była spłata polskiego zadłużenia zagranicznego oraz gromadzenie i gospodarowanie środkami finansowymi przeznaczonymi na ten cel. Z funduszu FOZZ, którym zarządzał Grzegorz Żemek, przelewano pieniądze

do nowo powstałych spółek za granicą, zlokalizowanych głównie w "rajach podatkowych". Dzięki temu dochodziło do prania pieniędzy.

Dochodami FOZZ były przede wszystkim dotacje z budżetu, wpływy z Banku Handlowego, z kredytów zagranicznych, a także wpływy z emisji obligacji i różnic kursowych. Ponad 50 proc. wszystkich operacji prowadzonych przez FOZZ zakończyło się stratami dla funduszu, a Skarb Państwa stracił na tym 334 mln złotych.

Proces sądowy trwał kilkanaście lat, w rezultacie Grzegorz Żemek został skazany na 9 lat za defraudację publicznego mienia, a jego zastępca Janina Chim - na 9 lat pozbawienia wolności.

2. Afera Paliwowa

Głównymi graczami w aferze paliwowej z 2002 roku byli Arkadiusz Grochulski, Jan Bobrek, Zdzisław Marszałek, Przemysław Knaś i Artur Kawalec. Ponadto w sprawę zamieszani byli urzędnicy Ministerstwa Finansów, emerytowani oficerowie wojska i Wojskowych Służb Informacyjnych oraz funkcjonariusze policji. Poprzez fałszowanie faktur na stacje benzynowe (m.in. PKN Orlen) trafiały paliwa bez opłaconej akcyzy.
W sprawę zamieszane były 1263 firmy. Zarzuty postawiono aż 330 osobom, a 50 aresztowano. Straty budżetu oceniane są na kilka miliardów złotych.

3. Lech Grobelny i Bezpieczna Kasa Oszczędności

Lech Grobelny zdobył złą sławę za sprawą Bezpiecznej Kasy Oszczędności (BKO), którą założył w 1989 roku. BKO było parabankiem oferującym lokaty oszczędnościowe, których oprocentowanie

było znaczne wyższe niż to oferowane przez zwykłe banki.

Łącznie oszukanych zostało 11 tys. osób, które wpłaciły pieniądze do BKO i straciły w sumie 2,8 miliona dolarów. Sąd pierwszej instancji skazał Grobelnego na 12 lat więzienia za zagarniecie pieniędzy klientów, Sąd Apelacyjny uchylił ten wyrok. W końcu sprawę umorzono. Grobelny domagał się od państwa odszkodowania w wysokości 16 mln złotych za 5 lat spędzonych w areszcie, jednak sprawa została przesądzona na jego niekorzyść.

4. „Artystyczny” duet Bagsika i Gąsiorowskiego

Art-B (skrót od Artyści Biznesu

) to spółka zajmująca się handlem na terenie całego kraju, którą założyli Bogusław Bagsika i Andrzej Gąsiorowski. Firma działająca w latach 1989-1991 początkowo zajmowała się tylko handlem i produkcją, później dzięki tzw. "oscylatorowi ekonomicznemu" zwielokrotniała oprocentowanie tych samych pieniędzy w różnych bankach. Art-B podniósł swój kapitał zakładowy ze 100 tys. starych złotych do 300 mld starych złotych (30 mln złotych).

Art-B wyprowadził z polskiego systemu bankowego 320 mln złotych. Gąsiorowski uciekł do Izraela i nie został ujęty do dziś. Natomiast Bagsika złapano w Szwajcarii i został skazany w 1996 roku. W 2004 wyszedł przedterminowo na wolność. Więcej o Bagsiku>>

5. Warszawska Grupa Inwestycyjna

Składająca się z kilku spółek Warszawska Grupa Inwestycyjna S.A. została utworzona w 1999 r. Później firma przekształciła się w WGI Dom

Maklerski, który wprowadzał w błąd klientów odnośnie stanu ich rachunków instrumentów finansowych oraz nie przestrzegał reguł przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy.

W kwietniu 2006 r. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd ("KPWiG") odebrała WGI Domowi Maklerskiemu ("WGI DM") zezwolenie na prowadzenie działalności maklerskiej za istotne naruszenie przepisów prawa oraz nieprzestrzeganie zasad uczciwego obrotu, a następnie ogłoszono upadłość kluczowych spółek z grupy kapitałowej WGI. Więcej o aferze WGI>>

6. Interbrok Investment

Spółka Interbrok Investment obiecywała duże zyski z inwestycji na rynku forex oszukując w ten sposób około 1000 osób na łączną sumę ponad 300 mln złotych. Działalność firmy owiana była tajemnicą i oferowała dyskretną możliwość lokowania kapitału na bardzo korzystnych warunkach, dzięki czemu zgromadziła wielu klientów głównie z segmentu VIP-owskiego. Wśród oszukanych osób znaleźli się m.in.: były trener piłkarski i poseł Samoobrony Janusz Wójcik, były minister w rządzie SLD Marek Ungier oraz ludzie kultury (m.in. Tadeusz Drozda). Więcej o aferze Interbrok>>

7. Piotr Osuch, czyli najsłynniejszy oszust Lubelszczyzny

Najsurowszy wyrok za przestępstwo gospodarcze w Polsce, bo aż 14 lat więzienia i 1,5 mln zł grzywny oraz nakaz zwrotu poszkodowanym ponad 40 milionów złotych, należy do Piotra Osucha.
Przepis Osucha na przekręt był banalny. Podawał się za wybitnego finansistę i obiecywał pomnożenie wpłaconego na jego konto kapitału. Oszukał wielu ludzi, w tym także tych z pierwszych stron gazet, jak brazylijski piłkarz Romario. Jak wielka była siła sugestii Osucha świadczy fakt, że Romario wpłacił na jego aż 5 mln dolarów! Na podobną kwotę

udało mu się namówić także australijską spółkę Sherwood Group. Łączna suma wyłudzonych pieniędzy opiewa na ponad 40 mln złotych.
Oskarżony nie przyznawał się do winy i po złożeniu apelacji sąd zmniejszył karę z 14 do 8 lat więzienia i 540 tys. zł grzywny.

środa, 27 stycznia 2010

W ciele Olewnika brakuje kawałków kości?

Sprawdzi to biegły

W ciele Olewnika brakuje kawałków kości?
Czy w ciele zamordowanego Krzysztofa Olewnika brakuje fragmentów kości, na podstawie których w 2006 roku przeprowadzono identyfikację? Wyjaśni to biegły, który bada ekshumowane z płockiego cmentarza zwłoki - mówi "Dziennikowi Gazecie Prawnej" minister sprawiedliwości

MACIEJ DUDA: Jakie jest pierwsze zadanie biegłego, który bada zwłoki ekshumowane z płockiego cmentarza? Rodzina Krzysztofa Olewnika ma wątpliwości, czy to rzeczywiście ciało ich porwanego syna.

Krzysztof Kwiatkowski*: Biegły musi ustalić, czy w ekshumowanych zwłokach brakuje fragmentów kości, na podstawie których w 2006 r. przeprowadzono identyfikację. To pierwszy etap prowadzonych czynności. Sekcja zwłok rozpoczęła się już w dniu ekshumacji. Zaraz po przewiezieniu trumny ze zwłokami do Zakładu Medycyny Sądowej w Gdańsku biegli niezwłocznie przystąpili do przeprowadzania badań.

Brak tych kości to jednych z powodów, dla których prokuratura przypuszcza, że w 2006 roku nie odnaleziono szczątek Olewnika, tylko kogoś zupełnie innego. Jakie dowody ma prokuratura?

Gdańscy prokuratorzy ujawnili szereg bardzo poważnych nieprawidłowości. Ustalenia te mają oparcie w wielu dowodach, np.: zeznaniach świadków czy w dokumentach. Ponadto tezę o nieprawidłowościach potwierdza specjalistyczna opinia podważająca zrealizowaną w październiku 2006 r. ekspertyzę DNA.

O jakich nieprawidłowościach mowa?

Nie mogę zdradzić szczegółów ujawnionych nieprawidłowości, a jedynie wskazać ich ogólny zakres. Po pierwsze, stwierdzono brak właściwego udokumentowania pobrania materiału do badań genetycznych ze zwłok. Ten etap ma newralgiczny charakter i wszelkie zaniedbania mogą wpłynąć na zniekształcenie wyników całej analizy DNA. Po drugie, nieprawidłowości dotyczą przeprowadzenia samej ekspertyzy z zakresu DNA. Jak ustalono jeden z istotnych wycinków badań został przedstawiony inaczej, niż wyglądał w rzeczywistości. Po trzecie, jak się okazuje, dowody rzeczowe w postaci wycinków kości nie zostały przekazane do sądu i nie ustalono co się z nimi stało. Innymi słowy, dowody te znikęły. Tym samym nie można ponowić badań genetycznych w oparciu choćby o ten materiał.

Czy jest już potwierdzenie, że na cmentarzu w Płocku ekshumowano szczątki Krzysztofa Olewnika?

Taką pewność będziemy mieli dopiero po przeprowadzeniu szeregu badań. Jeden z najlepszych polskich ekspertów od badań DNA, prof. Ryszard Pawłowski, pobrał materiał do badania genetycznego już w trakcie wczorajszej sekcji. Na wyniki badań będziemy musieli jednak poczekać. Może to trwać dwa tygodnie, ale i dwa miesiące, a wszystko dlatego, że nie wiemy - co jest efektem upływu czasu - ilokrotnie będziemy musieli te badania powtarzać, aby mieć absolutną pewność wyników.

Co w pierwszej kolejności trzeba ustalić?

Przede wszystkim patomorfolodzy na nowo będą starali się odpowiedzieć na pytanie o przyczynę śmierci Krzysztofa Olewnika. Efekty ich badań potwierdzą, bądź podważą dotychczas podnoszone tezy dotyczące okoliczności tego tragicznego zdarzenia. Drugi zakres badań to wspomniane już badania genetyczne, dzięki którym dowiemy się czy ekshumowane zwłoki to naprawdę szczątki Krzysztofa Olewnika. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że materia tych badań, które przeprowadza Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie, jest niezwykle trudna i wymagająca czasu.

Kto i kiedy odpowie za skandaliczne błędy w trakcie sekcji w 2006 r. oraz braki w badaniu DNA Krzysztofa Olewnika?

Z uwagi na nieprawidłowości stwierdzone przez zespół prokuratorów w pracy laboratorium kryminalistycznym Komendy Wojewódzkiej w Olsztynie, skierowałem pismo w tej sprawie do nadzorującego policję wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Adama Rapackiego, w celu wyciągnięcia odpowiednich wniosków.

* Krzysztof Kwiatkowski - minister sprawiedliwości

Błędy przy sekcji Olewnika nie do naprawienia

Jeżeli nie pojawią się nowe okoliczności, wyniki badań, które będą wykonywane w związku z przeprowadzoną sekcją zwłok Krzysztofa Olewnika, mogą być znane najpóźniej w ciągu dwóch miesięcy - poinformował wiceszef gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej Zbigniew Niemczyk.
Niemczyk przyznał, iż wstępna sekcja zwłok Krzysztofa Olewnika, która odbyła się w zakładzie medycyny sądowej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, polegała m.in. na pozyskaniu kości do badań genetycznych.


- Pierwsze wyniki mogą być za dwa-trzy tygodnie, ale mogą być też za dwa miesiące. To jest taki przedział czasowy. Dolna granica to dwa, trzy tygodnie - najszybciej, a dwa miesiące - najdłużej. Chyba że powstaną jakieś dodatkowe okoliczności i trzeba będzie ten czas przedłużyć. Takie są dotychczasowe ustalenia - powiedział Niemczyk.

Powołując się na dobro prowadzonego śledztwa, Niemczyk uchylił się od odpowiedzi na pytanie, czy prokuratura planuje ponowne oględziny miejsca pochowania Krzysztofa Olewnika przez jego zabójców. - Takich informacji nie udzielam. Nie wypowiadam się na temat planowanych czynności - oświadczył Niemczyk.

W ocenie pełnomocnika rodziny Olewników, mecenasa Ireneusza Wilka, oględziny pierwszego miejsca spoczynku Krzysztofa Olewnika nie są wykluczone, zwłaszcza gdyby pojawiły się nowe, istotne okoliczności w sprawie, np. dotyczące tożsamości zwłok Krzysztofa Olewnika. - Nie można wykluczyć, iż z uwagi na ważne względy procesowe, być może także w kontekście badań zwłok Krzysztofa Olewnika, pojawi się taka konieczność - powiedział.

Wilk ocenił, iż niektóre z błędów popełnionych podczas wcześniejszej procedury związanej z identyfikacją zwłok Krzysztofa Olewnika, mogą być obecnie nie do naprawienia, przede wszystkim z powodu upływu czasu. - Niektóre czynności są niepowtarzalne. Pewne sprawy zostały zaprzepaszczone w sposób bezpowrotny - dodał. Uściślił, iż chodzi m.in. o brak ekspertyzy próbek gleby z miejsca, gdzie zwłoki Krzysztofa Olewnika zostały zakopane przez jego zabójców.

We wtorek na zabytkowym cmentarzu w Płocku ekshumowano zwłoki Krzysztofa Olewnika. Procedura ekshumacyjna, którą przeprowadzono z udziałem przedstawicieli gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej, trwała około czterech godzin. Wydobyta z grobu trumna została przeniesiona do samochodu, który odjechał w eskorcie policyjnych wozów do zakładu medycyny sądowej GUMed.

Ekshumacja uprowadzonego w 2001 r. i zamordowanego dwa lata później Krzysztofa Olewnika ma posłużyć do ponownych badań genetycznych oraz ostatecznego ustalenia tożsamości szczątków znalezionych po pięciu latach od porwania.

Gdy w ubiegłym tygodniu ujawniono informację o planowanej ekshumacji zwłok Krzysztofa Olewnika, prokurator Niemczyk wyjaśniał, iż nie oznacza ona jednoznacznego zakwestionowania tożsamości szczątków, jednak jest konieczna z uwagi na ujawnione nieprawidłowości we wcześniejszej procedurze ich identyfikacji.

Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w październiku 2001 r. W lipcu 2003 r. okup w wysokości 300 tys. euro przekazano porywaczom, którzy jednak nie uwolnili uprowadzonego. Miesiąc po odebraniu okupu przez porywaczy Krzysztof Olewnik został zamordowany. Ciało ofiary znaleziono w październiku 2006 r., zakopane przez sprawców zabójstwa w lesie w miejscowości Różan (Mazowieckie).

Miejsce ukrycia zwłok Krzysztofa Olewnika wskazał Sławomir Kościuk, który pomagał Robertowi Pazikowi w uduszeniu ofiary.

W sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika płocki Sąd Okręgowy 31 marca 2008 r. skazał 10 oskarżonych. Kary dożywocia wymierzył Sławomirowi Kościukowi i Robertowi Pazikowi, odpowiadającym bezpośrednio za zabójstwo. Obaj już nie żyją - zostali znalezieni powieszeni w celi płockiego Zakładu Karnego: Kościuk w kwietniu 2008 r., a Pazik w styczniu 2009 r. Dwa odrębne śledztwa w sprawie ich śmierci prowadzi Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce.

Pozostałych ośmioro oskarżonych o udział w porwaniu bądź pomoc w przetrzymywaniu uprowadzonego sąd skazał na kary od roku w zawieszeniu na trzy lata do 15 lat pozbawienia wolności. Szef grupy porywaczy - Wojciech Franiewski - w czerwcu 2007 r. popełnił samobójstwo w Areszcie Śledczym w Olsztynie. Prokuratura zamierzała przypisać mu tzw. sprawstwo kierownicze.

W 2007 roku olsztyńska Prokuratura Okręgowa wszczęła śledztwo, w którym ustalane są nieznane okoliczności porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika oraz badane nieprawidłowości przy dotychczasowych postępowaniach w tej sprawie. W maju 2008 r. sprawa została przeniesiona do Gdańska.

piątek, 20 listopada 2009

Pożyczka pod tajny system

Piotr Nisztor 18-11-2009, ostatnia aktualizacja 18-11-2009 15:17

System kodujący rozmowy prezydenta i premiera został zastawiony, bo producent ma kłopoty finansowe

Dzięki systemowi Sylan szyfrowane są m.in. rozmowy prezydenta Lecha Kaczyńskiego
źródło: Forum
Dzięki systemowi Sylan szyfrowane są m.in. rozmowy prezydenta Lecha Kaczyńskiego

Sylan to najlepszy polski system niejawnej łączności telefonicznej, który szyfruje połączenia z telefonów stacjonarnych. To on zapewnia bezpieczeństwo rozmów prowadzonych przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska z głowami innych państw czy z polskimi dyplomatami z zagranicznych placówek.

Twórcami Sylana są polscy naukowcy z warszawskiej firmy TechLab 2000. Z informacji „Rz” wynika, że firma jest w poważnych kłopotach finansowych. Według naszych informacji mogło to doprowadzić do utraty kontroli nad dokumentacją systemu szyfrującego. TechLab musiał bowiem pożyczyć pieniądze, by skończyć prace nad Sylanem. A zrobił to... pod zastaw swego wynalazku. Ponieważ pieniędzy nie oddał, system przejęła inna polska spółka – Biatel (brała udział w budowie m.in. światłowodu jamalskiego ). I to w jej rękach znalazły się teraz tajemnice systemu chroniącego rozmowy polskich polityków najwyższego szczebla.

Śledztwo prokuratury

W sierpniu 2009 r. ABW powiadomiła prokuraturę o ujawnieniu tajemnicy służbowej. Jak tłumaczy „Rz” ppłk Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska, rzeczniczka agencji, ma to związek „z udzieleniem przez firmę Biatel pożyczki firmie TechLab 2000 pod zastaw dokumentacji technicznej i certyfikacyjnej urządzeń wchodzących w skład systemu Sylan”.

Umowę zawarto w 2008 r. Opiewała na kilka milionów złotych.

– Śledztwo w tej sprawie zostało wszczęte 14 października – potwierdza informacje „Rz” Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Obie spółki bronią się, że nie była to stricte pożyczka, tylko umowa o współpracy. – Wszystko, co robimy, jest zgodne z prawem, mamy na to odpowiednie opinie prawne – zapewnia „Rz” Wiktor Kuncewicz, prezes TechLab 2000. Twierdzi, że ABW była informowana o działaniach podejmowanych przez spółkę.

– Umowę z TechLabem przygotowywała dla nas renomowana kancelaria prawna, która stwierdziła, że podpisanie wstępnej umowy o współpracy pod zastaw technologii jest zgodne z prawem – podkreśla Stanisław Kalankiewicz, prezes Biatelu.

30 października minął jednak termin spłaty przez TechLab zobowiązań wobec Biatelu, który przesłał dłużnikowi wezwanie do zapłaty. Kuncewicz zapewnia, że jego firma spłaci dług. Zaznacza również, że TechLab nie stracił praw do Sylana. – W chwili obecnej posiadamy prawa do rozwoju, produkcji, sprzedaży i użytkowania urządzeń systemu Sylan – zapewnia.

Innego zdania jest Kalankiewicz. – Teoretycznie w momencie, gdy w wymaganym terminie nie wpłynęły pieniądze od TechLabu, staliśmy się posiadaczem prawa do Sylana – mówi.

Czy doszło do wycieku

Płyta z dokumentami technologicznymi systemu od dnia podpisania umowy znajduje się w kancelarii tajnej Biatelu. Dane są jednak zakodowane, a klucz do ich otwarcia jest w kancelarii notarialnej.

Kalankiewicz tłumaczy, że dotychczas nie zapoznał się z dokumentacją, bo czeka na opinie ze służb specjalnych, w jaki sposób powinien to zrobić i czy ma do tego prawo.

Oficer ABW, który zna dokumenty sprawy, nie wyklucza jednak, że pracownicy Biatelu mogli bezprawnie zapoznać się z technologią, za co odpowiedzialny byłby zarząd TechLabu. – Podejrzewamy, że mogło dojść do nieautoryzowanego otwarcia płyty. Nie wierzę, że prezes giełdowej spółki, jaką jest Biatel, bez sprawdzenia zawartości płyty zgodził się podpisać umowę na kilka milionów – uważa.

– Gdyby doszło do jakiegokolwiek wycieku technologii, np. do obcych służb, to pewnie dziś siedziałbym za kratkami – podkreśla Kalankiewicz.

Dokumentacja Sylana jest bardzo cenna. Szef TechLabu szacuje jej wartość na kilka – kilkanaście milionów dolarów.

Według płk. Mieczysława Tarnowskiego, byłego wiceszefa ABW, znalezienie kupca nie powinno być więc problemem. – Biatel może wejść we współpracę z podmiotem posiadającym odpowiednie uprawnienia (certyfikaty upoważniające do przetwarzania informacji niejawnych – red.) i zarobić duże pieniądze – uważa. – Może się więc zdarzyć, że tak istotna dla bezpieczeństwa państwa technologia trafi do zagranicznej firmy. Tam zostanie udoskonalona, a potem znów sprzedana do użytku dla naszej administracji, już nie jako polski produkt.

Technologia do kosza?

Czy w wyniku zamieszania wokół Sylana najważniejsze osoby w państwie mogą zostać bez szyfrowanych telefonów?

– Nie ma takiej możliwości, bo jest kilka systemów szyfrowania używanych przez administrację państwową – zapewnia płk Tarnowski. Dodaje, że jeśli będą dowody na wyciek technologii, Sylan zostanie wycofany z użytku. – W ten sposób stracimy bardzo dobrą, całkowicie polską technologię – podkreśla.

Co to jest sylan

System łączności niejawnej Sylan został w całości opracowany przez polskich naukowców z firmy TechLab 2000. Pozwala on na prowadzenie rozmów do poziomu „tajne”. Dotychczas polityka bezpieczeństwa państwa nie zakładała bowiem stworzenia technologii teleinformatycznej umożliwiającej poruszanie w rozmowach przez aparaty telefoniczne spraw o klauzuli „ściśle tajne”. Kody do aparatów działających w systemie są wprowadzane przez ABW.

Na razie Sylan obejmuje tylko sieć telefonii stacjonarnej. Szefowie TechLabu czekają, aż Agencja wyda certyfikat bezpieczeństwa dla telefonów komórkowych, które mają być kolejnym elementem systemu. Aparaty wyposażone w urządzenia szyfrujące oferuje już na rynku także jeden z operatorów komórkowych.

ABW: System jest bezpieczny

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego w odpowiedzi na nasz artykuł zapewniła, że system niejawnej łączności rządowej jest w pełni bezpieczny, a służby odpowiedzialne za jego funkcjonowanie stale monitorują jego niezawodność i zdecydowanie reagują na potencjalne zagrożenia.

Agencja pracuje też nad nowym systemem: "Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom i potrzebom administracji państwowej w zakresie dysponowania mobilnym systemem do przekazywania informacji niejawnych, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wspólnie z MSWiA wdraża nowy, nowoczesny system łączności rządowej, w oparciu o polskie, narodowe rozwiązania kryptograficzne." - czytamy w komunikacie ABW -jen

—pn

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.nisztor@rp.pl

Rzeczpospolita

Nowa afera z udziałem "Zbycha" i "Mira"?

Nowa afera z udziałem Zbycha i Mira?

Wygląda na to, że mamy nową aferę z udziałem Mirosława Drzewieckiego, Zbigniewa Chlebowskiego i Ryszarda Sobiesiaka - donosi tvp.info. Sprawa dotyczy przetargu na dzierżawę wyciągu narciarskiego z infrastrukturą, znajdującego się na Polanie Sosny w Niedzicy (Małopolskie).

W tej sprawie Drzewieckiemu i Chlebowskiemu zadanie stawia znany z afery hazardowej Ryszard Sobiesiak, wspierany przez jednego z najbogatszych Podhalan Andrzeja Stocha. Aktywny też jest szef gabinetu politycznego ministra sportu Marcin Rosół - wylicza tvp.info.

O co chodzi? O przetarg na dzierżawę dochodowego wyciągu z infrastrukturą, należącego do Zespołu Elektrowni Wodnych w Niedzicy. Elektrownia jest spółką Skarbu Państwa. Firma ta prowadzi także usługi turystyczne - ma hotele, pensjonaty i miejsca biwakowe, położone na niezwykle atrakcyjnych terenach wokół Zamku Czorsztyńskiego.

Według tvp.info kluczową dla sprawy przetargu osobą jest Lech Janczy, przewodniczący Koła PO w Czorsztynie, do lata 2009 pełnomocnik Zarządu Zespołu Elektrowni w Niedzicy ds. dzierżawy i wynajmu. To on może zagwarantować, że przetarg zostanie rozstrzygnięty po myśli zainteresowanych. W lecie dostaje jednak wypowiedzenie, którego termin upływa ostatniego dnia września. Kłopot dla Stocha i Sobiesiaka polega na tym, że przetarg na wyciąg - "żyłę złota” w czasie sezonu zimowego - jest zaplanowany na 12 października.

Wtedy - według tvp.info - do akcji wkraczają Chlebowski i Drzewiecki. Impulsem dla nich jest zlecenie przekazane im przez Sobiesiaka, za którego plecami stoi Stoch. Zależy im, by ich człowiek - Janczy - nie stracił stanowiska i odpowiadał za przetarg. Ponieważ wszyscy podejrzewają, że mogą być podsłuchiwani przez CBA, w rozmowach telefonicznych porozumiewają się szyfrem. "Jeszcze nic straconego, Rysiu" - mówi Chlebowski do Sobiesiaka 14 września sugerując, że zrobił wszystko, by Janczy pozostał na stanowisku.

Gdy następnego dnia Sobiesiak dzwoni do Janczy, żali się, że nie może dodzwonić się do Mirka (Drzewieckiego). "Dwa dni nie odbiera telefonu, dupek jeden, teraz był w telewizji, myślałem, ze jak wyjdzie, odbierze, ale nie odebrał" - mówi. Radzi Janczy, by przekazał posłowi PO ziemi nowosądeckiej, Andrzejowi Czerwińskiemu (zwanemu też "pikusiem z Sącza"), by naciskał na Drzewieckiego. Chodzi o czywiście o to, by Janczy zachował stanowisko.

Tvp.info ujawnia tajne spotkania bohaterów afery w warszawskich hotelach, m.in. Sobiesiaka z Drzewieckim, oraz telefony, z których wynika, iż były twarde naciski na to, by Janczy nie stracił posady. W rozmowach uczestniczy również asystent Mirosława Drzewieckiego, Marcin Rosół, który informuje Sobiesiaka, że "szef mu wszystko przekazał i załatwi to w przyszłym tygodniu, bo ten tydzień był bardzo ciężki".

Efekt jest taki, że negocjacje w sprawie Janczy kończą się sukcesem - 12 października odpowiada on za przeprowadzony przetarg - ujawnia tvp.info. Wygrywa tajemnicza firma Action Sports Consulting z Krakowa, założona zaledwie kilka dni przed przetargiem. Nie będzie jednak dzierżawić wyciągu, bo nie wpłaciła w terminie zaliczki. Jej szef, Dariusz Pietruszka - dobry znajomy Janczy - zostaje jednak menedżerem w spółce Czorsztyn-Ski sp. z o. o. - drugiej firmie, która stanęła do przetargu i która ostatecznie przejęła dzierżawę.

Sam Janczy jest od co najmniej pięciu lat związany interesami z Andrzejem Stochem poprzez Związek Klubów Sportowych Lubań-Zapora - precyzuje tvp.info i dodaje: "Do zbadania pozostaje kwestia, jaki interes mieli w tym Andrzej Stoch i Ryszard Sobiesiak".


czwartek, 1 października 2009

Stenogramy rozmów: "Walczę Rysiu, załatwimy"

Dział Krajowy 01-10-2009, ostatnia aktualizacja 01-10-2009 05:57

Ustawa hazardowa. „Rz” dotarła do zapisów nagrań rozmów bohaterów afery. Wymiana zdań z końca sierpnia pokazuje, że w tej sprawie mogło dojść do przecieku

Największe zyski dają właścicielom automaty do gry. Od stycznia do czerwca tego roku przyniosły im 5,72 mld zł przychodu
autor zdjęcia: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa
Największe zyski dają właścicielom automaty do gry. Od stycznia do czerwca tego roku przyniosły im 5,72 mld zł przychodu

20 lipca 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia telefonicznie ze Zbigniewem Chlebowskim.

R.S.: Cześć Zbyszek.

Z.Ch.: Cześć Rysiek.

R.S.: Co tam? Jesteś na Dolnym Śląsku?

Z.Ch.: Tak, prawdziwą wojnę stoczyłem w czwartek...

R.S.: No coś tam słyszałem, z Mirkiem rozmawiałem, udało się coś, myślisz?

Z.Ch.: W ogóle to wyprostowałem, wiesz, nie chcę mówić przez ten... [...]

R.S.: A powiedz umówiłbyś tego... bo ja będę w Warszawie. Mirek ma mnie umówić tam w Warszawie z kimś. Więc w Warszawie też na pewno będę jeden dzień.

Z.Ch.: A kiedy będziesz?

R.S.: No właśnie nie wiem. To od niego zależy, bo jutro mam dzwonić do niego, żeby mu przypomnieć. Weź jeszcze z nim pogadaj, jak będziesz się z nim widział, bo ja tam z nim dość długo rozmawiałem przedwczoraj, tłumaczyłem to...

Z.Ch.: Oni w ogóle... Powiem ci tak między nami: ani Grześ, ani Miro, znaczy się ja sam prowadzę rozmowy [niezrozumiale]. Oni dzwonią do mnie, że pełne wsparcie i wszystko...

R.S.:... a nie dają znaku...

Z.Ch.: Nie dają wsparcia. W poprzedniej rozmowie ja go prawie przekonałem do takich rzeczy, że wiesz... on ze mną gadał śmiesznie, bo ja mówię, gdybyście wydali odmowną decyzję, to ja rozumiem, ale...

R.S.: Wstrzymali, my wszystko zrobiliśmy, a oni...

Z.Ch.:... postępowanie...

R.S.: Ale pierwsze, co zrobili, to zrobili też niezgodnie z prawem, tylko kłóć się z nimi, jak się możesz kłócić z nimi. Nie będziemy teraz gadać. Powiedz Zbyszku, prosiłbym cię tak jak byś... ja do Mirka dzisiaj będę w takim razie dzwonił. Na domowy do niego zadzwonię i jutro rano mu przypomnę. Niech on się wychyli wreszcie, bo ja zrozumiałem, że on też rozmawiał tam...

25 sierpnia 2008 r. Telefoniczna rozmowa Ryszarda Sobiesiaka ze Zbigniewem Chlebowskim.

R.S.: Kiedy do Warszawy udajesz się?

Z.Ch.: Warszawę mam w środę, czwartek.

R.S.: Aha.

Z.Ch.: Tam do tego naszego Janka (chodzi o Jana Koska – red.), wiesz...

R.S.: No wiem, no k..., no przecież, no ja chciałem się, chciałem właśnie zapytać, co tam, jest jakaś szansa? No bo wiesz, k..., daj spokój, mam nadzieję, że tam ze mną już będzie wszystko w porządku, nie?

Z.Ch.: Z tobą na... na dziewięćdziesiąt procent, Rysiu, że załatwimy. Tam walczę, nie jest łatwo, tak ci powiem.

R.S.: To są k... tak, ja wiem. Ale byś wykorzystał do tego, k..., Mirka i... i... tego drugiego, nie?

Z.Ch.: A z nim nie gadam, to powiem ci szczerze, Rysiu, że tak, bo wiesz...

29 września 2008 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia z Janem Koskiem.

R.S.: Słuchaj, bo idę do tego ważniejszego u nas, wiesz... K..., jak mam z nim rozmawiać, co mam zakomunikować mu, że to są pisiory, czy co? Ten, ten, ten się nazywa Kawalec, tak?

J.K.: Nie, Kapica (Jacek Kapica, wiceminister finansów – red.).

R.S.: Kapica! K... ciągle mi się pier...

J.K.: Kapica (niezrozumiale).

R.S.: Kapica, dobra. I teraz ty powiedz mi, ta ustawa mówisz przeszła, tak?

J.K.: Gdzieś przeszła, poszła do uzgodnień.

R.S.: Co mam mu w dwóch słowach powiedzieć takiego co ten, ten co, bo ma mi Sławek przygotować, ten chudy, ma mi przygotować k... takie wyliczanki, co oni tam wyrabiają z tą ustawą, że ona jest kompletnie pierd... i nie tędy idą.

J.K.: Kompletnie pierd...

R.S.: Ale to będę miał później. Co mam mu k... pokazać czy dać? Powiem oczywiście o twojej sprawie, k..., no bo to jest ewidentna... Robi komisję bydlak, a później nie...

10 marca 2009 r. Jan Kosek rozmawia z Ryszardem Sobiesiakiem.

J.K.: Muszę się z nim (Chlebowskim – red.) spotkać, bo to jest grób dla nas [...].

R.S.: Musimy Zbyszkowi wytłumaczyć, żeby to puścił dalej, że to jest dla nas kaplica.

10 marca 2009 r. Ryszard Sobiesiak rozmawia ze Zbigniewem Chlebowskim.

R.S.: Grześka zarazić tą sprawą, bo oni rozpierd...

Z.Ch.: Ja ci powiem szczerze Rysiu... ja już nie mam siły sam walczyć z tym wszystkim... jak by Grzegorz, Mirek trochę pomogli mi... przecież wiesz, biegam z tym sam... blokuję tę sprawę dopłat od roku... to wyłącznie moja zasługa.

5 maja 2009 r. Sławomir Sykucki (były pracownik resortu finansów) informuje Sobiesiaka, że ustawa trafiła do uzgodnień międzyresortowych, a dopłaty wchodzą w życie 1 stycznia 2010 r.

R.S.: Przecież te ch... mówili, że jest odłożona.

17 maja 2009 r. Jan Kosek rozmawia z Ryszardem Sobiesiakiem.

J.K.: Oni (chodzi m.in. o Zbigniewa Chlebowskiego – red.) to zblokują?

R.S.: On (Chlebowski – red.) mówi tak. Opierd...em go za to, że mówił co innego, że przynajmniej pół roku spokoju.

17 maja 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Koskiem.

R.S.: Trzeba przygotować plan i przekazać go człowiekowi Mirka, który to poprowadzi.

22 maja 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Koskiem.

J.K.: Kapica się w Internecie wypisał, bo wycofał projekt 11 maja.

R.S.: Wycofanie dopłat może nastąpić po jego (Kapicy – red.) rozmowie z ministrem Drzewieckim.

26 sierpnia 2009 r. Ryszard Sobiesiak dzwoni do Lecha Janczy, małopolskiego działacza PO, w sprawie niezwiązanej z ustawą o grach losowych.

R.S.: Ja mam teraz zakaz dzwonienia, bo tam jakieś sprawy załatwialiśmy i nie chcę dzwonić, żeby nas k... nie kojarzyli.

27 sierpnia 2009 r. Kosek rozmawia z Sobiesiakiem.

R.S.: Wycofałem Magdę (córkę Sobiesiaka, która starała się o kierownicze stanowisko w Totalizatorze Sportowym – red.), bo tam KGB, CBA... – jak się spotkamy, to ci powiem – donosów było tyle, że k... wiesz... ze względu na mnie oczywiście.

J.K.: Oczywiście.

31 sierpnia 2009 r. Sobiesiak rozmawia z Józefem Forgaczem, dolnośląskim onkologiem, bliskim współpracownikiem Sobiesiaka i znajomym Chlebowskiego.

J.F.: Rysiu, dzwonił nasz kolega (Chlebowski – red.) i prosił, bym ci przekazał... prosił o dyskrecję i żebym przekazał ci, że to spotkanie o 15. z Marcinem w Marcinkowicach (chodzi o Marcinowice – red.) na CPN.

R.S.: Nie o 15.30?

J.F.: O 15.

R.S.: Ale kiedy dzwonił?

J.F.: Przed chwilą do mnie dzwonił, powiedział, żebym nie gadał i żebym przekazał ci informację, żeby dyskrecję zachować.

Następnie agenci CBA śledzący Sobiesiaka zaobserwowali jego spotkanie z Chlebowskim na cmentarzu w pobliżu stacji benzynowej w Marcinowicach.

Zaczęło się od podsłuchu

lipiec 2008

Podsłuch założony przez CBA u biznesmenta Ryszarda Sobiesiaka ujawnia jego kontakty ze Zbigniewem Chlebowskim i Mirosławem Drzewieckim.

4 sierpnia

Spotkanie Chlebowskiego w hotelu Bielany pod Wrocławiem z Sobiesiakiem i Janem Koskiem.

28 września

Sobiesiak umawia się na spotkanie z wicepremierem Grzegorzem Schetyną.

Sylwester 2008/09

Chlebowski spędza go w hotelu Sobiesiaka.

24 lutego 2009

Ministerstwo Finansów wydaje niekorzystne dla biznesu hazardowego rozporządzenie.

10 marca

Sobiesiak dzwoni do Drzewieckiego, mówiąc o ministrze finansów „ten idiota podpisał rozporządzenie, które kładzie hazard na łopatki”.

7 lipca

Pojawia się informacja, że za sprawą Drzewieckiego wycofano niekorzystne dla biznesmenów zapisy w ustawie.

12 sierpnia

Szef CBA Mariusz Kamiński informuje premiera o akcji CBA. Dwa tygodnie później agenci orientują się, że doszło do przecieku.

Mirosław Drzewiecki, minister sportu i turystyki

W ostatnim czasie polityczna kariera Mirosława Drzewieckiego nie układa się zbyt pomyślnie. Jako minister sportu zasłynął z przyspieszenia naszych przygotowań do Euro 2012 oraz wielkim programem „Orlik 2012”, w ramach którego do 2012 roku ma powstać w Polsce ponad 2000 wielofunkcyjnych boisk. Jednak inne sprawy nie udawały się mu już tak dobrze.

– Przegrał wojnę z PZPN na całej linii – mówi Jan Tomaszewski, były reprezentant Polski. Szef resortu rozpoczął wojnę z PZPN jesienią 2008 r., zawieszając jego władze i wprowadzając do związku kuratora. Twierdził, że dzięki temu uporządkuje panujący tam bałagan. Ale po naciskach i groźbach ze strony FIFA i UEFA (m.in. odebrania nam Euro 2012 oraz wykluczenia polskiej reprezentacji z międzynarodowych rozgrywek) kuratora wycofał. Porażką zakończyły się też starania Drzewieckiego, by Euro 2012 odbyło się w Polsce w sześciu, a nie w czterech miastach. W maju 2009 r. UEFA zdecydowała, że mecze piłkarskich mistrzostw Europy nie będą rozgrywane w Krakowie i Chorzowie. Władze tych miast nie kryły rozczarowania i pretensji pod adresem ministra. Z kolei opozycja zarzucała mu, że swoimi krytycznymi wypowiedziami o przygotowaniu Ukrainy do Euro 2012 popsuł relacje z sąsiednim krajem.

Ostatnio musiał też interweniować w spółce odpowiedzialnej za przygotowania do mistrzostw – PL 2012, gdy okazało się, że jej władze przyznały szefom po 140 tysięcy złotych premii. Gdy te informacje ujawniły media, Drzewiecki zadeklarował, że pieniądze będą systematycznie zwracali.

– Mirek i tak jako minister radzi sobie znacznie lepiej, niż można się było spodziewać. A na pewno lepiej niż poprzednicy – bronią go koledzy z PO. – Załatwił dużo spraw, które za PiS były zbyt trudne.

Zanim Drzewiecki został ministrem, jako parlamentarzysta pięciu kadencji dał się poznać jako miłośnik sportu (był przewodniczącym Sejmowej Komisji Sportu) i strażnik partyjnej kasy (od wielu lat pełni w PO funkcję skarbnika).

Z premierem Donaldem Tuskiem i wicepremierem Grzegorzem Schetyną znają się jeszcze z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego. W PO Drzewiecki jest zaliczany do „dworu Tuska”, czyli grona, które decyduje o najważniejszych sprawach w partii.

Koledzy z Platformy podkreślają też biznesowe doświadczenie ministra. Drzewiecki, jeszcze zanim trafił do polityki, prowadził firmę odzieżową, w której zatrudniał kilkaset osób. Interesy prowadził z sukcesem – w latach 90. znalazł się nawet na liście 100 najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”.

—js

Zbigniew Chlebowski, szef Klubu PO, przewodniczący Sejmowej Komisji Finansów

Niewiele brakowało, by w 2007 r. 45-letni Zbigniew Chlebowski został ministrem finansów. Donald Tusk zdecydował jednak, że po przejściu niemal wszystkich liderów PO do rządu, ktoś, prócz marszałka Komorowskiego, musi pozostać w Sejmie. Wybór padł właśnie na Chlebowskiego.

Jego sejmowa kariera zaczęła się w 2001 r., gdy zdobył mandat poselski. Wcześniej był burmistrzem dolnośląskiego Żarowa. Miastem rządził aż 11 lat i zbierał za to doskonałe oceny, choć z czasem okazało się, że na skutek nadmiernych inwestycji Żarów stał się jedną z najbardziej zadłużonych gmin w Polsce. Były burmistrz do dziś tam mieszka (przy domu ma prywatny kort).

Na Wiejskiej Chlebowski szybko zaskarbił sobie sympatię dziennikarzy, chętnie komentując trudne sprawy gospodarcze. W Komisji Finansów zaczął się zaś wyróżniać pracowitością. To z tego powodu zwrócił na niego uwagę Jan Rokita, który przymierzany był wtedy do fotela premiera. Chlebowski szybko stał się drugim po Zycie Gilowskiej ekspertem Platformy od finansów. W klubie nie był jednak pierwszoplanową postacią.

Zmiana nastąpiła pod koniec 2005 r. Chlebowski wsparł wtedy Grzegorza Schetynę w walce o szefostwo PO na Dolnym Śląsku. W zgodnych komentarzach polityków Platformy, to dzięki temu zaskarbił sobie względy tzw. dworu Donalda Tuska. I choć w staraniach o fotel szefa Klubu Parlamentarnego przegrał z Bogdanem Zdrojewskim, jego pozycja w Platformie była coraz silniejsza.

Kiedy po wyborach w 2007 r. okazało się, że ministrem finansów zostanie Jacek Rostowski, wiadomo było, że Chlebowskiemu przypadnie szefowanie Klubowi. Ambicji ministerialnych jednak się nie wyzbył. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że jeśli premier straci cierpliwość do Rostowskiego, jego następcą będzie właśnie Chlebowski.

—mns

Marcin Rosół, szef gabinetu politycznego ministra sportu i turystyki

30-letni obecnie Marcin Rosół zapowiadał się na jedną z gwiazd Platformy Obywatelskiej. Jako asystent Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska miał dostęp do najważniejszych osób w partii. Był też pełnomocnikiem finansowym sztabu PO w czasie kampanii wyborczych w 2004 i 2005 roku. Jednak ta świetnie zapowiadająca się kariera została nagle przerwana. W 2006 roku tygodnik „Newsweek” w artykule „Dojenie Platformy” oskarżył Rosoła i jego partyjnego kolegę Piotra Wawrzynowicza o wyprowadzanie pieniędzy podczas kampanii. Miało się to odbywać według metody na tzw. słupa. Podstawione osoby miały dostawać wynagrodzenie za fikcyjne usługi, by następnie dzielić się pieniędzmi z bankierami partii.

Władze PO natychmiast zawiesiły Rosoła w partyjnych obowiązkach. Zapowiedziały też skierowanie wniosku do prokuratury o zbadanie sprawy. Wniosek taki nigdy nie wpłynął, ale prokuratura i tak zajęła się sprawą. Postępowanie zostało jednak umorzone.

Po rozstaniu z Platformą Rosół znalazł zatrudnienie w Agencji Rozwoju Mazowsza. Do polityki wrócił, kiedy jesienią 2008 roku minister sportu Mirosław Drzewiecki uczynił go członkiem, a później szefem swojego gabinetu politycznego.

—js

Ryszard Sobiesiak, wrocławski biznesmen

Sobiesiak jest od lat związany z branżą hazardową. Według informacji CBA jest współwłaścicielem sieci Casino Polonia i właścicielem firmy hazardowej Golden Play. Do Sobiesiaka i jego żony ma też należeć kompleks rekreacyjno-sportowy Vital & Spa Resort Szarotka w Zieleńcu. Jest miłośnikiem sportu. Przez wiele lat był udziałowcem piłkarskiego Śląska Wrocław. W Śląsku działał wtedy wicepremier Grzegorz Schetyna.

—js

Jan Kosek, lobbysta, związany z firmami zajmującymi się grami hazardowymi

Wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne. Według danych CBA jest współwłaścicielem spółek PRU Filmotechnika i Techno–Invest oraz członkiem zarządu spółek Casino Centrum ATT, ATSI oraz ABS.

—mns

Rzeczpospolita

Afera hazardowa. O co chodzi?

Zuzanna Szybisty
2009-10-01, ostatnia aktualizacja 2009-10-01 15:46

''Rzeczpospolita'' opublikowała zapis nagrań z rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z lobbystami
''Rzeczpospolita'' opublikowała zapis nagrań z rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z lobbystami
Fot. Lukasz Giza / Rzeczpospolita / Gazeta.pl

Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki mieli wpływać na kształt nowej ustawy o grach losowych, tak by była ona korzystna dla biznesmenów z branży hazardowej. Od 17 lat politycy bezskutecznie próbują wprowadzić prawo, które nadążałoby za rozwojem rynku.

AFERA HAZARDOWA. Historia pewnej ustawy | Raport specjalny | Stenogram opublikowany przez ''Rz''



CBA złożyło doniesienie do prokuratora generalnego w sprawie "zagrożenia interesu ekonomicznego Państwa w związku z przygotowywaniem projektu ustawy o zmianie ustawy o grach i zakładach wzajemnych". CBA ostrzega, że budżet państwa mógł na tym stracić 469 mln zł.

Zdaniem "Rzeczpospolitej", za zmianami stoją dwaj czołowi politycy partii rządzącej: szef klubu PO Zbigniew Chlebowski i minister sportu Mirosław Drzewiecki.

Tymczasem według przedstawicieli branży hazardowej, Skarb Państwa mógł stracić nawet 3 mld zł, ale... jeśli proponowane zmiany weszłyby w życie.

Ustawa dobra na lata 90.

Ustawa o grach i zakładach wzajemnych pochodzi z 1992 r. W latach 90. w zarabianiu na automatach do gry wyspecjalizowała się głównie mafia, m.in. słynny gang pruszkowski.

W istotnej nowelizacji ustawy z 2003 r., automaty o niskich wygranych zostały uznane za "urządzenia rozrywkowe". Od tego czasu tradycyjny jednoręki bandyta (z większym wygranymi) może stać wyłącznie w koncesjonowanym kasynie lub salonie gier. Natomiast "urządzenie rozrywkowe" (z wygranymi do 15 euro) może stać właściwie wszędzie byle nie bliżej niż sto metrów od szkoły lub kościoła. Nowelizacja nie obeszła się jednak bez afery z udziałem ówczesnego szefa klubu SLD Jerzego Jaskierni.

Każdy automat musi ponadto zostać zarejestrowany przez Ministerstwo Finansów. Wprowadzone zmiany miały uregulować drobny hazard, a w szczególności pozwolić fiskusowi ściągać podatki z takiej działalności. Według danych ministerstwa finansów, przepisy nagminnie są łamane, na czym traci Skarb Państwa.

Minister Kapica na wojennej ścieżce

Urzędujący od lutego 2008 r. wiceminister finansów Jacek Kapica zdecydował się uregulować rynek "jednorękich bandytów".

W rozporządzeniu ministra finansów obowiązującym od 24 marca 2009 r. zmieniono definicję automatów, tak by były nimi jedynie takie urządzenia, które "uniemożliwiają przekraczanie wartości maksymalnej stawki w wyniku kontynuacji gry za uzyskane pieniądze". Miało to zakończyć proceder, kiedy z tzw. automatów niskohazardowych można wygrać więcej niż ustawowe 15 euro.

Zmiany zaproponowane przez ministerstwo nie spodobały się operatorom automatów, którzy chcą obalić rozporządzenie w Trybunale Konstytucyjnym. Powód? To bardzo istotna zmiana, która powinna być wprowadzona droga nowelizacji przez Sejm. Pisał o tym w czerwcu tygodnik "Polityka".

Drzewiecki zmienia zdanie

Ministerstwo finansów nie zatrzymało się na rozporządzeniu. Nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych resort pracował przez kilka miesięcy. Zgodnie z projektowanym art. 47a ust.2 nowelizacja wprowadzała do 31 grudnia 2015 r. m.in. 10 proc. dopłaty dla kasyn, salonów gier i automatów o niskich wygranych na sport. Pieniądze z tych dopłat miały zostać przeznaczone na budowę drugiego etapu Narodowego Centrum Sportu.

Dziś 20 proc. dopłaty na sport płaci wyłącznie państwowy monopolista w grach liczbowych i loteriach - Totalizator Sportowy. Przez wiele miesięcy resort sportu zabiegał, żeby dopłaty dotyczyły także innych podmiotów zajmujących się hazardem. Dzięki temu do budżetu miało trafić kilkaset milionów zł.

Jednak 30 czerwca minister sporu Mirosław Drzewiecki wysłał pismo do Jacka Kapicy. Poprosił w nim o wykreślenia dopłat z projektu ustawy, bowiem w związku ze zmianą planów inwestycji przed Euro 2012, pieniądze z dopłat nie będą już potrzebne.

W liście z 2 września Drzewiecki zmienił zdanie. Poprosił, aby dopłaty jednak zostawić i przeznaczyć je na Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej.

Kto jest przeciw?

Przeciwko dopłatom od początku protestowali biznesmeni z branży hazardowej. Na stronie Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych pojawił się dzisiaj fragment raportu opracowanego przez Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową dotyczący ewentualnego wprowadzenia dopłat.

Z opublikowanej analizy wynika, że wprowadzenie dopłat do gier w kasynach, na automatach oraz zakładach bukmacherskich będzie skutkować stratami (a nie zyskami, jak sugeruje ministerstwo) dla budżetu państwa. I to nawet w wysokości 3 mld zł.

"Zgodnie z prezentowaną projekcją rozwoju rynku, dochody płynące ze ściągania dopłat nie będą w stanie zrekompensować ubytków wpływów budżetowych z tytułu zmniejszenia się odprowadzanego podatku od gier i podatku dochodowego. Negatywny efekt budżetowy wynikać będzie głównie ze spadku dynamiki rozwoju rynku i zmniejszenia ekonomicznej efektywności funkcjonujących na rynku przedsiębiorstw" - czytamy w raporcie.

Podobne wnioski płyną z raportu "O możliwych konsekwencjach objęcia polskich kasyn dopłatami do gier" przygotowanego przez Instytut Badań Systemowych Polskiej Akademii Nauk.

Chlebowski pomógł kolegom?

"Rzeczpospolita" sugeruje, że Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki za namową dwóch biznesmenów: Ryszarda Sobiesiaka i Jana Koska, wpłynęli na zmianę nowelizacji ustawy (m.in. poprzez odrzucenie dopłat). Chlebowski nie zaprzecza, że od dawna zna obu biznesmenów, ale odrzuca zarzuty, że lobbował na ich korzyść.

12 sierpnia 2009 r. Mariusz Kamiński, szef CBA poinformował o sprawie premiera Donalda Tuska, prosząc o zachowanie "najwyższej ostrożności przy udostępnianiu załączonych materiałów osobom trzecim". Dwa tygodnie później Sobiesiak ostrzegł Koska, że interesuje się nimi CBA. Wkrótce ich kontakty miały się urwać. 12 września szef CBA poinformował premiera o domniemanym przecieku. Kilka dni później o sprawie został poinformowany prezydent Lech Kaczyński.

Na marginesie - kolejne zmiany

Chlebowski w krótkim wywiadzie w "Rzeczpospolitej" tłumaczy, dlaczego jego zdaniem nowelizacja ustawy była zła. Wydawanie pozwolenia na salony i kasyna, które dziś wydaje minister finansów, miałyby zostać przekazane wójtom, burmistrzom i prezydentom. Zdaniem polityka PO, groziło to korupcją w całym kraju.

Nowa ustawa zakładała także ulgi dla tzw. wideoloterii prowadzonych przez Totalizatora Sportowego. Obecnie na wideoloterie nałożone są bardzo wysokie podatki (45 proc. od przychodu plus 10 proc. dopłaty pobieranej od grających). Dzięki ulgom, Totalizator mógłby odzyskać swoją dawną pozycję na polskim rynku hazardowym.

Źródło: Gazeta.pl

Art. 47a wart pół miliarda zł

23:21, 30.09.2009 /tvn24.pl

KULISY AFERY, O KTÓREJ MÓWI CBA

Art. 47a wart pół miliarda zł
Fot. TVN24Zamieszanie wokół ustawy hazardowej
Skarb Państwa mógł stracić nawet 500 milionów zł na zmianach w ustawie o grach i zakładach wzajemnych - pisze do najważniejszych osób w państwie CBA. Tyle co roku miał zarabiać budżet z dodatkowych dopłat do hazardu. Zarobi - albo nie. Artykuł w nowelizacji raz znika, raz się pojawia, bo zdanie w tej sprawie zmienia minister sportu.
Artykuł 47a to znika, to wraca

- Szef CBA chciał naruszyć wiarygodność rządzących sprawą, o której nikt... czytaj więcej »
Obecnie kwotą, która z hazardu wpływa do budżetu czyli tzw. dopłatą objęte są m.in. gry liczbowe (czyli np. Duży Lotek, Multi Lotek) czy loterie liczbowe. Wynosi ona 25 proc. Kwota ta wędruje do Funduszu Promocji Kultury, podległemu resortowi kultury (20 proc.) i do Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej podległemu resortowi sportu (80 proc.). Np. z kuponu na Dużego Lotka, który kosztuje dwa zł, na fundusze idzie więc 50 groszy. Dopłatą nie są objęte połączenia telefoniczne lub SMS-y wysłane w loteriach audioteksowych (uczestniczy się w nich poprzez płatne połączenia telefoniczne) czy zakłady wzajemne, gry w karty, kości i na automatach (tzw. jednorękich bandytach). To chciał zmienić w marcu br. Mirosław Drzewiecki. Projekt zakładał, że SMSy i telefony zostaną objęte 25-proc. dopłatą, natomiast 10-proc. pozostałe formy hazardu m.in. gry na automatach. Minister sportu liczył, że pieniądze mogłyby zostać przeznaczone np. na organizację Euro 2012. Wprowadzenie dopłaty w projekcie nowelizacji regulował art.47a. Według ministerstwa finansów, przy przewidywanym rozwoju rynku hazardu co roku z dopłat oba fundusze zasilałoby w sumie 469 mln zł.
Sprawa niejasnych interesów wokół branży jednorękich bandytów zatacza coraz... czytaj więcej »


Zmiana zdania po raz pierwszy

Po trzech miesiącach Drzewiecki zmienił jednak zdanie. 7. lipca 2009 roku "Puls Biznesu" napisał, że rząd wycofuje się z projektu nowelizacji ustawy hazardowej. Miało się to stać za sprawą ministra sportu - tego samego, który początkowo pomysł dodatkowych dopłat forsował.

- W związku z kontrowersjami dotyczącymi rozwiązań zawartych w rządowym projekcie ustawy o grach i zakładach wzajemnych, w szczególności w zakresie dotyczącym znacznego poszerzenia katalogu gier objętych dopłatami (...), wnoszę o wyłączenie rozwiązań zawartych w art. 47 a ust. 2 projektu ustawy z dalszego procedowania - rzeczywiście napisał 30 czerwca minister do resortu finansów.

Akceptujemy wniosek ministra sportu i stosowną zmianę wprowadzimy do projektu ustawy
Witold Lisicki dla "PB", 07.07.2009
- Akceptujemy wniosek ministra sportu i stosowną zmianę wprowadzimy do projektu ustawy - powiedział "Pulsowi Biznesu" wtedy Witold Lisicki, rzecznik prasowy wiceministra finansów Jacka Kapicy, który odpowiada w resorcie za hazard.


Czy jednak wprowadzili? Teraz, już po doniesieniach o alarmie wznieconym przez CBA, ten sam rzecznik zapewnia: Ministerstwo nigdy nie zgodziło się na wykreślenie przepisów rozszerzających zakres tzw. dopłat do gier.

- Proces legislacyjny związany z przygotowywaniem tej ustawy był i jest prowadzony w pełni transparentnie. Wszelkie informacje na ten temat można znaleźć na stronie internetowej Biuletynu Informacji Publicznej Ministerstwa Finansów - dodaje Lisicki.

Ministerstwo nigdy nie zgodziło się na wykreślenie przepisów rozszerzających zakres tzw. dopłat do gier
Witold Lisicki, 30.09.2009
Na stronie BIP ostatnią wersją projektu nowelizacji ustawy jest ten datowany na 31 marca 2009 roku. I tam art. 47a. ust. 2 wciąż się znajduje. Jest też czerwcowe pismo ministra Drzewieckiego, w którym to nie widział on potrzeby nakładania 10-procentowych dopłat.


LIST MIROSŁAWA DRZEWIECKIEGO DO MINISTERSTWA FINANSÓW Z 30.06.2009 ROKU

Zmiana zdania po raz drugi

CBA ostrzega premiera, prezydenta, Sejm i Senat, że skarb państwa mógł... czytaj więcej »
We wrześniu minister sportu zmienił jednak zdanie i znów chciał dopłat. Wciąż pisał, że na Euro 2012 pieniędzy nie trzeba, ale skoro lekkoatleci błysnęli na mistrzostwach świata w Berlinie, to trzeba im poprawić warunki...


Minister Drzewiecki stwierdza więc, że "uprzejmie wnosi o rozważenie możliwości wprowadzenie regulacji umożliwiających zwiększenie przychodów Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej".

- W świetle znaczących międzynarodowych sukcesów polskich lekkoatletów, kajakarzy oraz reprezentantów Polski w innych dyscyplinach oraz znacznym oczekiwaniu społecznym w kierunku stworzenia im odpowiednich warunków szkoleniowych na światowym poziomie, niezmiernie istotne jest zapewnienie stałego dofinansowania zadań realizowanych przez polskie związki sportowe.

Strona Biuletynu Informacji Publicznej nie jest jednak tak kompletna jak zapewnia rzecznik resortu: według jego słów projekt nowelizacji czeka już, aby zajął się nim Komitet Rady Ministrów. To oznacza, że resort swoje prace nad nim zakończył. Nie sposób jednak ustalić, jaką wersję ostatecznie przyjął, bo w BIP jest tylko wersja początkowa, z marca 2009 r.

Czy w tej przesłanej do Komitetu jest art. 47a z dopłatami? Rzecznik zapewnia, że był zawsze we wszystkich wersjach projektu. Pozostaje wierzyć mu na słowo, bo w BIP ostatecznej ministerialnej wersji dokumentu nie ma.

PISMO MIROSŁAWA DRZEWIECKIEGO DO MINISTERSTWA FINANSÓW Z 03.09.2009 ROKU

Kiedy się zaczęło

Art. 47a. 1. W grach wymienionych w art. 4 ust. 1, ustanawia się dopłaty w wysokości:


1) 25% stawki, ceny losu lub innego dowodu udziału w grze – w grach liczbowych;


2) 10% stawki, ceny losu lub innego dowodu udziału w grze – w loteriach pieniężnych i grze telebingo;


3) 10 % stawki lub kwoty stanowiącej równowartość wymiany wpłat na żetony lub kwoty zakredytowanej w pamięci terminala wideoloterii przy przystąpieniu do gry – w wideoloteriach.


2. Do dnia 31 grudnia 2015 r. ustanawia się dopłaty w wysokości:


1) 25 % ceny połączenia telefonicznego lub wysłania krótkiej wiadomości tekstowej, bez uwzględniania podatku od towarów i usług – w loteriach audioteksowych;


2) 10% stawki – w grze bingo pieniężne;


3) 10 % kwoty stanowiącej równowartość wymiany wpłat na żetony – w grach cylindrycznych, grach w karty i grach w kości organizowanych w kasynach gry;


4) 10 % stawki lub kwoty stanowiącej równowartość wymiany wpłat na żetony lub kwoty zakredytowanej w pamięci automatu przy przystąpieniu do gry – w grach na automatach i grach na automatach o niskich wygranych;


5) 10 % stawki – w zakładach wzajemnych.
Projeky ustawy o zmianie ustawy o grach i zakładach wzajemnych
Drzewiecki nie był pierwszym, który chciał zmienić ustawę hazardową. Prace nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych rozpoczął jeszcze rząd Prawa i Sprawiedliwości. Projekt przewidywał m.in. objęcie 10-procentowymi dopłatami wszelkich form hazardu: od kasyn po tzw. jednorękich bandytów.


Z każdej postawionej złotówki 10 groszy automatycznie byłoby przekazywane na Fundusz Promocji Kultury, podległy resortowi kultury (20 proc. - czyli dwa grosze) i Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej podległy resortowi sportu (80 proc. - osiem groszy).

Mur sprzeciwu

Nowelizacja ustawy od początku budziła wiele kontrowersji. Protestowali ci, którzy na naszym hazardzie zarabiają - zwłaszcza właściciele kasyn i Izba Gospodarcza Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych. W swoich pismach, powołując się na rozliczne ekspertyzy wskazywali, że przy notowanym ostatnio prawie 50-procentowym wzroście wartości rynku hazardowego każdego roku państwo i tak dobrze na nim zarabia.

"Rodzi się pytanie, czy jakikolwiek świadomy wagi tej sytuacji urzędnik państwowy może „ryzykować” w imię wątpliwych przychodów rzędu nawet 470 milionów złotych w związku z wprowadzeniem dopłat do gier (wysokość z uzasadnienia projektu nowelizacji) stratę przychodów budżetu państwa rzędu 8 miliardów złotych szacowanych na okres lat 2008 – 2012 ? Czy kwota prawie 5 miliardów złotych dodatkowych dochodów budżetu państwa z tytułu dotychczasowego przewidywalnego rozwoju branży nie jest wystarczająca na potrzeby związane także z inwestycjami EURO 2012?" - pytała w swoim liście do ministerstwa Finansów w maju tego roku IGPiOUR.

Sprzeciw Izby budziła też konieczność kosztownego przeprogramowania maszyn, aby automatycznie odliczały dopłatę. - Rentowność salonów gier wynosi 4,5 proc., kasyn 1,2 proc., a zakładów bukmacherskich 0,9 proc. Gdzie tu miejsce na 10-procentowe dopłaty? – zastanawiał się jeszcze wcześniej w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Jan Kosek, wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne.

Poza tym branża wskazywała, że legalny hazard może stracić, bo gracze uciekną do szarej strefy, gdzie nikt pobierze od nich 10-procentowego podatku.

PROJEKT NOWELIZACJI USTAWY O GRACH I ZAKŁADACH WZAJEMNYCH. WERSJA Z 31 MARCA 2009 ROKU

UZASADNIENIE PROJEKTU

mkg/sk//mat/k

piątek, 25 września 2009

Podwójne życie Weroniki



Karol Jedliński
Puls Biznesu, pb.pl,25.09.2009 06:56
Czytaj komentarze (45)

Dajcie nam łapówkę, my zaniżymy wartość prywatyzowanej spółki — taki scenariusz analizuje prokuratura.

Bogusław Seredyński, zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA) prezes Wydawnictw Naukowo-Technicznych (WNT), wykorzystał Weronikę M.-P. jako pośrednika. Miał za łapówkę, zdaniem "Dziennika Gazeta Prawna", oferować sztuczne zaniżenie wartości firmy. Tak by można było w procesie prywatyzacyjnym kupić wydawnictwo dużo taniej. Jak dowiedział się "PB", warszawska prokuratura zastanawia się, czy prezes wydawnictw od słów nie przeszedł do czynów, np. poprzez dołowanie wyników finansowych WNT (zarówno jemu, jak i Weronice M.-P. do czasu zamknięcia tego wydania "PB"" nie postawiono zarzutów). Jeszcze w 2007 r. za rządów poprzedniego szefa, Andrzeja Zasiecznego spółka miała 6,3 mln zł przychodów i 4,4 tys. zł zysku. W 2008 r. WNT wykazały jednak 700 tys. zł straty, a przychody spadły do 5,9 mln zł. "PB" ustalił, że po ośmiu miesiącach tego roku strata dobijała już do miliona złotych.

— Możliwe jednak, że na wyniku zaciążyły koszty finansowe budowy drukarni cyfrowej — zastrzega Kuba Frołow, redaktor naczelny Biblioteki Analiz, zajmującej się rynkiem księgarskim, wynajmującej biura od WNT.

Sama M.-P., zawieszona prezes WSEInfoEngine, spółki córki GPW, miała żądać 100 tys. EUR za pośrednictwo przy korzystnej prywatyzacji WNT. Tyle że cała akcja była prowokacją CBA. Skąd tak duże sumy? Kluczem jest majątek firmy. Chodzi o siedzibę wydawnictwa przy ul. Mazowieckiej 2/4, w ścisłym centrum Warszawy. W zasięgu 300-400 metrów od tego miejsca są ulice Nowy Świat, Marszałkowska, a także Chmielna oraz Park Saski. Ceny transakcyjne mieszkań w okolicy oscylują wokół 10 tys. za m.kw., a miesięczne stawki za wynajem biur wynoszą około 100 zł za m.kw.

— Siedziba WNT ma około 3,2 tys. m. kw. powierzchni użytkowej, pięć kondygnacji plus parter — wylicza Andrzej Zasieczny, który szefował wydawnictwu, zanim zastąpił go Bogusław Seredyński.

Zadzwoniliśmy do kilku warszawskich agencji z prośbą o przybliżoną wycenę takiej nieruchomości. Szacunki wahają się między 18 a 20 mln zł. Wartość wydawnictwa, wyceniana przez branżę na 1-2 mln zł podbija też nowoczesna, choć niewielka, drukarnia cyfrowa w podziemiach siedziby.