poniedziałek, 4 lutego 2008

Jest śledztwo ws. "wybudzonego po 19 latach"

Prokuratura rejonowa w Iławie (Warmińsko- Mazurskie) wszczęła śledztwo, w którym sprawdza, czy lekarze nie sfałszowali dokumentacji medycznej Jana Grzebskiego. Mężczyzna w czerwcu 2007 roku wybudził się ze śpiączki alfa zwanej też stanem zamknięcia.
- Przesłaliśmy już odpowiednie dokumenty policji, która będzie prowadzić w tej sprawie czynności śledcze - poinformował prokurator rejonowy w Iławie Jan Wierzbicki. Według niego, śledztwo ma wyjaśnić, czy lekarze z Działdowa nie poświadczali nieprawdy w dokumentacji medycznej pacjenta.

Jan Grzebski w czerwcu 2007 roku był pokazywany we wszystkich polskich mediach jako pacjent "cudownie wybudzony ze śpiączki". Żona Grzebskiego, Gertruda, opowiadała wówczas odwiedzającym ją dziennikarzom, że przez 19 lat jej mąż nie chodził, nie mówił, czasem utrzymywał kontakt wzrokowy. Grzebska określała stan męża jako "niemoc". Mówiła, że jej mąż popadł w nią po tym, jak w 1988 roku został uderzony w głowę przez wagon kolejowy. Grzebski miał wtedy stracić przytomność i choć ją odzyskał po wypadku, z dnia na dzień stawał się coraz słabszy i tracił kontakt z otoczeniem. Początkowo Jan Grzebski przy pomocy żony próbował się leczyć, w klinice w Warszawie zdiagnozowano u niego guz mózgu. Nie zgodził się jednak na operację i wrócił do domu. Gertruda Grzebska opowiadała dziennikarzom, że od tamtej pory lekarze pojawiali się u jej męża sporadycznie. Z jej relacji wynikało, że przez 19 lat choroby odwiedzili go zaledwie kilka razy.

Jak się nieoficjalnie dowiedział ze źródeł zbliżonych do sprawy, to właśnie tę kwestię ma wyjaśnić śledztwo. W dokumentacji medycznej prowadzonej przez lekarzy z Działdowa mają widnieć wpisy z licznych wizyt domowych u Jana Grzebskiego. Dlatego rodzina Grzebskiego zawiadomiła prokuraturę o możliwości sfałszowania dokumentów przez lekarzy. Choć zawiadomienie wpłynęło do prokuratury w Działdowie, ta wyłączyła się z jego prowadzenia i po konsultacji z Prokuraturą Okręgową w Elblągu przekazała akta do Iławy.

Jan Grzebski zaczął powracać do zdrowia po tym, jak w kwietniu 2007 został pacjentem oddziału paliatywnego działdowskiego szpitala, a stamtąd trafił na rehabilitację. Po kilku tygodniach ćwiczeń zaczął coraz bardziej świadomie kontaktować się z otoczeniem, wymawiać pierwsze słowa, zyskiwać równowagę - siedzieć i wstawać. Rehabilitant Wojciech Pstrągowski mówił wówczas dziennikarzom, że Grzebski wybudził się ze śpiączki, a Hanna Koźmińska, ordynator oddziału paliatywnego, twierdziła, że Jan Grzebski był w "stanie wegetatywnym". Oboje podkreślali, że jego przypadek jest ewenementem.

Innego zdania była dyrektor szpitala w Działdowie Joanna Hensel. Jej zdaniem, Grzebski był w stanie afazji, tj. miał zaburzenia mowy.

W sierpniu 2007 r. Jan Grzebski przeszedł cykl specjalistycznych badań w szpitalu uniwersyteckim w Bydgoszczy. Zespół lekarzy pod kierunkiem dr hab. Wojciecha Hagnera stwierdził wówczas, że Grzebski znajdował się w stanie śpiączki alfa zwanej też stanem zamknięcia. Zdaniem Hagnera, stan ten wywołał nieoperowany guz w mózgu. Lekarze z Bydgoszczy po zdiagnozowaniu Grzebskiego podkreślali, że pacjent był "zaniedbany medycznie", miał słabo udokumentowaną historię choroby.

Premier i prezydent spotykają się ws. wizyty w Moskwie

awe, PAP
2008-02-04, ostatnia aktualizacja 28 minut temu
Zobacz powiększenie
Spotkanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Donalda Tuska w Palacu Prezydenckim
Fot. Sławomir Kamiński / AG

Trwa spotkanie premiera Donalda Tuska z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Rozmowa według zapowiedzi ma dotyczyć zaplanowanej na 8 lutego wizyty szefa rządu w Moskwie.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Spotkanie dotyczyło planowanej na 8 lutego wizyty Tuska w Moskwie
Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Lech Kaczyński i minister Jacek Cichocki
W spotkaniu uczestniczy także m.in. szefowa Kancelarii Prezydenta Anna Fotyga oraz sekretarz stanu w Kancelarii Premiera odpowiedzialny za służby specjalne Jacek Cichocki.

O planowanym na dziś spotkaniu z prezydentem Donald Tusk poinformował na zeszłotygodniowej konferencji prasowej. - Uważam, że moja wizyta w Moskwie może mieć znaczenie szczególne w tym sensie, że pojawia się realna szansa na odmrożenie tych nienajlepszych relacji polsko-rosyjskich - powiedział wówczas premier.

Jak dodał, aby "uniknąć jakichkolwiek dwuznaczności czy nieporozumień", bo chciałby, aby "polityka zagraniczna była bezwzględnie polityką wspólną rządu i prezydenta, szczególnie na odcinku wschodnim", poprosił prezydenta Lecha Kaczyńskiego o spotkanie w sprawie jego moskiewskiej wizyty.



Tusk przyznał, że ma nadzieję, iż podczas spotkania z prezydentem będzie mógł "długo i wyczerpująco" wyjaśnić wszystkie aspekty wizyty w Moskwie.

Pytany kiedy uda się z wizytą do Kijowa odparł, że podczas telefonicznej rozmowy z premier Ukrainy Julią Tymoszenko ustalili już termin jego wizyty. Nie podał jednak daty.

"Polityka wobec Rosji to papkinada"

Jedną ze spraw, która wywołuje nieporozumienia na linii Pałac Prezydencki - Kancelaria Premiera jest polityka rządu w stosunku do Rosji. Zdaniem prezydenta i polityków PiS ekipa Tuska prezentuje zbyt ugodową politykę wobec Moskwy. - Dzisiaj bohaterem polskiej polityki zagranicznej jest Papkin, który opowiada, co zrobił, gdzie był, gdzie pojedzie, jak się zachowa - tak politykę rządu wobec Rosji skomentował w TVN24 poseł PiS Paweł Kowal. czytaj>>

Według Kowala, zapewnienia rządu zderzają się z ostatnimi wypowiedziami strony rosyjskiej. Przywołał niedzielną wypowiedź Dmitrija Rogozina. czytaj>> Stały przedstawiciel Rosji przy NATO ostrzegł Polskę przed instalacją elementów tarczy antyrakietowej. Jak powiedział agencji Interfax, "chciałby przypomnieć polskim kolegom ich niedawną historię, która dowodzi, że próby sytuowania Polski na linii konfrontacji zawsze doprowadzały do tragedii". - W ten sposób Polska podczas II wojny światowej utraciła prawie jedną trzecią ludności - mówił

Plany umieszczenia na polskim terytorium elementów amerykańskiej tarczy rakietowej skomentował także przewodniczący komitetu spraw zagranicznych Dumy Konstantin Kosaczow. - Amerykański system obrony przeciwrakietowej w Polsce może się stać celem systemów obronnych Rosji - oświadczył. Powiedział, że jeśli władze Polski i Czech podejmują określone decyzje, to należy sobie uświadomić, że "określone amerykańskie instalacje będą stawać się obiektami kontroli, a być może, w najgorszym razie, i celem". czytaj>>

Śledczy szybciej oskarżą

Grażyna Zawadka, mk 03-02-2008, ostatnia aktualizacja 04-02-2008 10:39

W całym kraju szykowane są konkursy na asystentów prokuratorów, którzy pomogą w prowadzeniu śledztw i odciążą prokuratorów od papierkowej roboty. Dzięki nim sprawy mają toczyć się szybciej.

Śledztwem w sprawie działania na szkodę PZU Życie przez Grzegorza Wieczerzaka toczy się od 2001 roku i jego końca nie widać. Czy przydzielenie prokuratorom asystentów przyspieszy tę i podobne jej sprawy?

Właśnie weszło w życie długo oczekiwane rozporządzenie ministra sprawiedliwości, dotyczące wynagrodzeń asystentów prokuratorów. Z niepokojem czekali na nie szefowie prokuratur. Nie wiedząc, jakie zarobki mogą zaoferować asystentom, nie mogli ruszyć z naborem. Dopiero teraz mają otwartą drogę.

Już widać zainteresowanie

– Mamy przyznanych 11 etatów asystenckich i tyle osób chcemy zatrudnić – mówi Życiu Warszawy Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. – Asystenci trafią do wydziałów śledczych i wydziałów zajmujących się przestępczością gospodarczą.

Konkurs przygotowuje też lubelska okręgówka, która chce przyjąć siedmiu asystentów. – Mamy sygnały, że będzie duże zainteresowanie – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Na posady szykują się głównie młodzi prawnicy, którzy nie dostali się na aplikacje.

Prokuratury w całym kraju przyjmą w tym roku łącznie 316 asystentów prokuratorskich. Najwięcej, bo 214 etatów, przyznano właśnie prokuraturom okręgowym.

Mogą przesłuchać

Co wolno asystentom? Mogą nadzorować śledztwa, przesłuchać świadków, przeprowadzić przeszukanie czy oględziny. Mogą także – i głównie na taką pomoc z ich strony liczą prokuratorzy – wykonywać różnego rodzaju czynności administracyjne.

– Najchętniej zatrudnilibyśmy prawników, ale i inne osoby są mile widziane. Mogłyby pomóc chociażby w robocie papierkowej – mówi Paweł Nowak, szef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz. O tym, czy rejonówki dostaną asystentów, po przeprowadzeniu konkursów zdecydują prokuratury okręgowe.

Kto ma szansę zostać asystentem prokuratora? Każdy, kto ma polskie obywatelstwo, wyższe studia i tytuł magistra oraz staż urzędniczy w sądzie lub w prokuraturze (choć z tego warunku kandydat może być zwolniony). Przyszły asystent musi być jak kryształ – nie może się wobec niego toczyć sprawa karna ani skarbowa. Nie może on również mieć kontaktów ze środowiskiem przestępczym ani być uzależniony, np. od narkotyków. Komisje powołane przez szefów prokuratury sprawdzą wiedzę kandydata, jego umiejętności (np. posługiwania się komputerem) i predyspozycje do bycia asystentem.

[Opinia]

ZNACZĄCE WSPARCIE DLA PROKURATORÓW

Wprowadzenie asystentów prokuratorów to bardzo dobre rozwiązanie! Takie osoby pomogą w pracy i odciążą prokuratorów od całej masy, szczególnie urzędniczych, papierkowych czynności.

Oczywiście, byłoby najlepiej, gdyby asystentami prokuratorów zostawały osoby, które ukończyły kierunki prawnicze. Ale również specjaliści po innych studiach, mogą być przydatni i w tej roli doskonale się sprawdzić.

Takich asystentów już od dłuższego czasu – bo od 2001 roku – mają sędziowie i bardzo sobie to chwalą. Myślę, że prokuratorzy również z takiego wsparcia będą zadowoleni.

Czy i jak zatrudnienie asystentów w prokuraturach może wpłynąć na szybkość prowadzenia śledztw? To trudno na razie ocenić. Tym bardziej że asystenci w prokuraturze to instytucja nowa, która dopiero ma startować. Postępowania będą toczyły się szybciej, kiedy przy dochodzeniach w policji będą pracowały osoby lepiej do tego przygotowane – dzisiaj w wydziałach dochodzeniowych w policji jest zdecydowanie za mało prawników.

Prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka

[ZAROBIĄ JAK ASYSTENCI SĘDZIÓW]

Ministerstwo Sprawiedliwości wyszło z założenia, że asystenci prokuratorów powinni zarabiać tyle, ile asystenci sędziów. Płaca zasadnicza asystentów prokuratorów będzie wynosić: – w Prokuraturze Krajowej oraz prokuraturze apelacyjnej: 3015–3450 złotych. – w prokuraturze okręgowej: 2690–3010 złotych. – w prokuraturze rejonowej 2370–2685 złotych. W ustawie budżetowej są środki na płace 316 asystentów prokuratorów. Pójdzie na to 3 984 160 złotych.

Źródło : Życie Warszawy

Minister Ćwiąkalski chce otwierać korporacje

Ireneusz Walencik 04-02-2008, ostatnia aktualizacja 04-02-2008 11:12

W tym roku egzaminy na aplikacje prawnicze mają być łatwiejsze. Możliwe będzie także zdobycie uprawnień adwokackich i radcowskich bez aplikacji – zakłada projekt ustawy, do którego dotarła „Rz”.

autor zdjęcia: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa

– Wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom studentów prawa – uzasadnia przygotowywane przepisy Iwona Kujawa, dyrektor departamentu nadzorującego aplikacje w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Test z wiedzy prawniczej zostanie skrócony z 250 do 150 pytań (przy czym test dla przyszłych adwokatów i radców ma być identyczny). Żeby go zdać, trzeba zdobyć 100 punktów (dziś 190). Kandydaci na trzy miesiące przed egzaminem z internetowej strony MS dowiedzą się też, jakie akty prawne będą podstawą pytań testowych.

Ministerialny projekt z powrotem otwiera zamknięte przez Trybunał Konstytucyjny drogi do uzyskania uprawnień adwokackich czy radcowskich bez odbywania aplikacji, a nawet zdawania egzaminu zawodowego. Adwokatem lub radcą w ten sposób będą mogli zostać np. asesorzy sądowi albo absolwenci prawa, którzy przez pięć lat pracowali w kancelarii prawniczej. Duża zmiana dotyczyłaby także samego egzaminu końcowego, ostatniej przeszkody na drodze do wykonywania zawodu. Ministerstwo chce zlikwidować część ustną, tak żeby był wyłącznie pisemny (z wyjątkiem notarialnego). Korporacje protestują.

– Trudno sobie wyobrazić taki egzamin bez rozmowy z kandydatem do zawodu. Przecież nasza profesja polega na występowaniu przed sądami – mówi radca prawny Władysław Lewandowski.

Źródło : Rzeczpospolita

Polskie prawo nie wspiera heroicznych rodziców

Marek Domagalski 04-02-2008, ostatnia aktualizacja 04-02-2008 09:19

Rodzice, którzy chcą uzyskać od państwa wsparcie na leczenie i utrzymanie dziecka z wadami genetycznymi, muszą powiedzieć: nie chcieliśmy tego dziecka, dla nas jego urodzenie jest szkodą. To sytuacja niezdrowa prawnie i moralnie – mówi Marek Safjan, profesor prawa, były prezes Trybunału Konstytucyjnego

źródło: Rzeczpospolita

Rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski domaga się doprecyzowania ustawy antyaborcyjnej. Chodzi o przepis dopuszczający przerwanie ciąży, gdy zagraża ona zdrowiu kobiety. Zarzucił tej regulacji, że jest mało precyzyjna i może być nadużywana. Druga jej wada to brak procedur odwoławczych dla kobiet, które nie zgadzają się z orzeczeniem lekarza. Najpierw rozważał zaskarżenie jej do Trybunału Konstytucyjnego, ale po konsultacjach na razie postanowił skorzystać z bardziej umiarkowanych środków. Czy widzi pan tu problem?

Marek Safjan: Byłby pewien problem, gdyby rzecznik postanowił od razu skorzystać z pierwszej drogi. Wiąże się to z kompetencjami Trybunału Konstytucyjnego. Pamiętajmy, że TK co do zasady ocenia konstytucyjność przepisów, nie interpretuje prawa. Tak więc treść poszczególnych pojęć, np. związanych ze zdrowiem, musi oceniać sąd. Może więc powstać problem, czy da się wywieść z konstytucji definicję „przyczyny zdrowotnej”. Obawiam się, że będą z tym kłopoty, gdyż jest to tzw. pojęcie pozasystemowe, niezdefiniowane przez polskie ustawodawstwo (prawo często posługuje się takimi terminami). Jest różnie interpretowane i stosowane.

Znamy podejścia bardziej liberalne i bardziej rygorystyczne.

Najbardziej liberalne w gruncie rzeczy zrównują przyczynę zdrowotną z każdym zaburzeniem czy stresem psychicznym kobiety związanym z ciążą. Taka interpretacja może prowadzić do tego, że przerwanie ciąży jest dopuszczalne zawsze, gdy kobieta nie chce doprowadzić do urodzenia dziecka. Bardziej rygorystyczne systemy zawierają katalogi przyczyn, wymagają ustalenia ściśle określonego przypadku zagrożenia zdrowia na skutek ciąży, aby możliwe było jej przerwanie.

Czy prawnicy są w stanie uregulować tę kwestię?

Nie sądzę, aby prawnicy mogli samodzielnie rozstrzygnąć dylemat, jak kształtować przesłanki przerywania ciąży. Na początku 2007 r. uczestniczyłem w dyskusji, z której wynikało, że obecna ustawa o przerywaniu ciąży wyraża kompromis, który większość społeczeństwa jest gotowa zaakceptować. Wydaje się, że osób, które opowiadałyby się za istotnymi zmianami, jest stosunkowo mało. Obecny stan prawny wyraża więc kompromis społeczny, który nigdy nie będzie doskonały i nie będzie zadowalał żadnej ze stron konfliktu.

Impulsem do wystąpienia rzecznika była sprawa Alicji Tysiąc o odszkodowanie za tzw. złe urodzenie.

Mam wrażenie, że sprawa Alicji Tysiąc jest w Polsce interpretowana niewłaściwie. Media najczęściej podają, że Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w istocie zakwestionował polskie regulacje związane z przerywaniem ciąży, bo dopuszczają aborcję tylko w ściśle określonych wypadkach. Otóż jest to nieprawda. Trybunał bardzo się pilnował w tym orzeczeniu, aby nie oceniać tych regulacji jako zgodnych bądź niezgodnych z konwencją praw człowieka. Kwestia dopuszczalności przerywania ciąży należy bowiem do kompetencji ustawodawstwa wewnętrznego, nie jest przedmiotem regulacji konwencji. Po drugie – Trybunał nie oceniał poprawności decyzji polskich lekarzy, co też jest źle interpretowane w polskich mediach. Nie znajdzie pan w orzeczeniu strasburskim stwierdzenia, że lekarze wydający opinie, a były one przecież różne, pomylili się – jedni bądź drudzy. Trybunał zajął się natomiast brakiem w polskim prawie procedur, które pozwalałyby oceniać trafność decyzji medycznych. Dlatego też uznał, że został naruszony artykuł ósmy konwencji, który mówi o poszanowania prywatności z punktu widzenia tego aspektu proceduralnego ochrony prawnej, a nie np. trzeci – o zakazie nieludzkiego traktowania, czy drugi – mówiący o ochronie życia.

Część prawników i etyków wskazuje jednak, że nawet jeśli ustawa w wyjątkowych sytuacjach odstępuje od karalności aborcji, nie oznacza to, że aborcja jest prawem kobiety. Tym bardziej ustawa nie może być podstawą do żądania odszkodowania za tzw. złe urodzenie.

Rozróżnijmy, że w tego rodzaju sprawach spotykamy się z dwoma rodzajami odrębnych roszczeń. Jedno, z tytułu tzw. złego urodzenia (wrongful birth) to odszkodowanie dla rodziców. Drugie to roszczenia dla dziecka za to, że pozwolono mu się urodzić, za tzw. złe narodzenie (wrongful life).

Proszę zauważyć, że w sprawie Alicji Tysiąc nie doszło jeszcze do odszkodowania w zakresie złego urodzenia. W Strasburgu zasądzono jej zadośćuczynienie pieniężne z powodu naruszenia praw konwencyjnych. Nie jest to odszkodowanie przyznawane rodzicom za szkody z tego powodu, że urodziło im się dziecko, którego nie chcieli (choć można sobie wyobrazić sprawę o takie roszczenie już przed polskim sądem). Odszkodowanie za złe urodzenie (wrongful birth) zostało natomiast przyznane ostatnio rodzinie Wojnarowskich z Łomży ze względu na to, że rodzice nie zostali dopuszczeni do badań prenatalnych, a dziecko dotknięte jest poważnym schorzeniem genetycznym.

Tak czy inaczej, mamy tu do czynienia z dylematami.

Fundamentalnymi, zarówno natury prawnej, jak i moralnej. Po to bowiem, żeby uzyskać odszkodowanie, np. na leczenie dziecka i pokrycie kosztów jego utrzymania, rodzice są zmuszeni powiedzieć: my nie chcieliśmy narodzin tego dziecka, dla nas jego urodzenie jest szkodą. Są to więc sytuacje co najmniej dwuznaczne moralnie, z punktu widzenia relacji rodzice – dziecko. Według mnie absolutnie nie do zaakceptowania jest, by odszkodowania żądało samo dziecko. Cóż to bowiem miałoby oznaczać: że życie jest szkodą?

Z takiego rozumowania wynikają daleko idące implikacje etyczno-prawne. Okazuje się, że dziecko, które ma się urodzić, miałoby być zawsze funkcjonalną, w pełni zdrową jednostką. A inne dziecko, nie w pełni zdrowe, już nie jest najwyższą wartością. To nic innego niż wartościowanie życia ludzkiego.

Niektóre kraje wprost zakazały zasądzania odszkodowania za złe urodzenie. Czy nie powinniśmy pójść tym śladem?

Z tych moralno-prawnych powodów, o których przed chwilą mówiliśmy, w wielu krajach zabroniono takich roszczeń. We wielu stanach amerykańskich roszczenia z tytułu wrongful life są w ogóle niedopuszczalne, a z tytułu wrongful birth (dla rodziców) – możliwe w bardzo ograniczonym zakresie. W Francji po słynnym orzeczeniu Sądu Konstytucyjnego sprzed kilku lat (gdy zasądzono odszkodowanie dla rodziców dziecka urodzonego z wadami genetycznymi, bo wadliwa diagnoza uniemożliwiła przeprowadzenie aborcji) masowo zaprotestowali rodzice dzieci dotkniętych wadami genetycznymi. My się na to się nie zgadzamy, bo to oznacza stygmatyzację naszych dzieci – argumentowali. – Nasze niepełnosprawne dzieci mogą być bowiem traktowane jako gorsza część społeczeństwa, która być może nie ma prawa do istnienia.

Uznano te argumenty za poważne i przyjęto ustawę pozwalającą wypłacać rodzicom, którzy podejmują się wychowania takiego dziecka, specjalnych świadczeń pieniężnych, bez zmuszania ich do wytaczania procesów odszkodowawczych.

Czy jest to swego rodzaju zapomoga?

To coś więcej niż pomoc socjalna „co łaska”. To świadczenie, które jest realną pomocą finansową.

Czy jest to sytuacja moralnie bardziej czysta?

Owszem. Obecnie w Polsce mamy do czynienia z sytuacją moralnie dwuznaczną i paradoksalną. Osoby heroiczne – np. matka, która wie, że ciąża i poród mogą bardzo poważnie pogorszyć jej stan zdrowia, a nawet zagrozić życiu, a mimo to decyduje się na urodzenie i wychowywanie dziecka – nie mają żadnych szans na wsparcie. Tak samo jak rodzic, który decyduje się na dziecko np. z zespołem Downa, gdyż uważa, że przerwanie ciąży jest sprzeczne z jego etycznym systemem wartości. Natomiast rodzice, którzy oświadczyli wcześniej, że nie chcą tego dziecka, że chcą przerwać ciążę, ale do urodzenia doszło, gdyż np. lekarze postawili błędną diagnozę – mogą żądać odszkodowania.

Państwo powinno w takich wypadkach występować jako instytucja wspomagająca wszystkich rodziców, którzy stają przed tego rodzaju dylematami. Polska nie jest aż tak biednym krajem, jak to się często powtarza, żeby nie mogła sobie pozwolić na wspieranie takich rodzin – a zostawia je najczęściej bez pomocy. Mimo tych potwornych dylematów jestem w stanie zrozumieć desperację rodziny Wojnarowskich, którą z dwójką dzieci z genetycznymi wadami zostawiono samej sobie.

Jaką formę powinno przybrać to wsparcie?

Powinno być zagwarantowane w ustawie, a przyznawane w prostym postępowaniu administracyjnym, na wzór np. ustalania inwalidztwa. Żeby rodzice nie musieli udowadniać, że nie chcieli dzieci. Żeby nie zmuszać ich do dowodzenia, że należy się im odszkodowanie za to, że mają dziecko.

Źródło : Rzeczpospolita

Super sensacja w Super Bowl! Giants mistrzami

mik
2008-02-04, ostatnia aktualizacja 2008-02-04 04:30
Zobacz powiększenie
Fot. SHAUN BEST REUTERS

Super Bowl - najcenniejsze trofeum w amerykańskim sporcie dla New York Giants! To jednak z największych sensacji w historii rozgrywek ligi futbolu amerykańskiego - NFL. Faworytem do zwycięstwa byli bowiem New England Patriots, którzy do niedzieli wygrali wszystkie 18 meczów w tym sezonie. Decydujące przyłożenie zwycięzcy zdobyli na 35 sekund przed zakończeniem meczu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Charlie Riedel AP Zobacz powiekszenie
Fot. LUCY NICHOLSON REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. Gene Puskar AP
To był niesamowity finał. Po trzech kwartach prowadzili Patriots 7:3. W ostatniej części spotkanie prowadzenie zmieniało się trzykrotnie. Na niespełna trzy minuty przed końcem spotkania po przyłożeniu Randy'ego Mossa prowadzenie objął zespół z Nowej Anglii 14:10. Potem jednak stalowe nerwy pokazał Eli Manning - quarterback (rozgrywający) Giants, który po presją popisywał się celnymi podaniami. Ostatnie z nich - do Plaxico Burressa - zakończyło się zdobyciem zwycięskich punktów.

Przez ostatnie 35 sekund rozpaczliwe próby podań Toma Brady'ego - największej gwiazdy NFL - zakończyły się niepowodzeniem.

Eli Manning został MVP Super Bowl. Warto przypomnieć, że przed rokiem do zwycięstwa Indianapolis Colts poprowadził Peyton Manning - brat Eli'ego. On też został najwartościowszym zawodnikiem tamtego finału.

New England z największych bohaterów stali się największymi przegranymi ligi. Na nic okazały się rekordy z poprzednich meczów. Osiemnaście spotkań bez porażki - najlepsza seria w historii zakończyła się spektakularną klęską. Jedynym zespołem, który zanotował tzw. Perfect Season (czyli cały sezon bez porażki) pozostali Miami Dolphins, którzy w 1972 r. wygrali wszystkie siedemnaście meczów.

Super Bowl - finał ligi NFL to największe sportowe wydarzenie w USA, co roku średnia widownia telewizyjna tego spotkania osiąga ponad 95 milionów widzów. W skali światowej jedynie finały piłkarskich mistrzostw świata gromadzi więcej osób przed telewizorami (jeśli chodzi o tzw. średnią widownię). W tym roku cena 30-sekundowej reklamy w czasie Super Bowl dochodziła do 2,7 milionów dolarów.

Nowe zdjęcia najseksowniejszej prezenterki sportowej

zczuba
2008-02-01, ostatnia aktualizacja 2008-02-03 15:52
Zobacz powiększenie
.

Jeśli kobieta wygląda pięknie w trakcie pracy to możemy zaryzykować stwierdzenie, że wygląda jeszcze lepiej podczas sjesty. Erin Andrews, według Playboya najseksowniejsza prezenterka sportowa, nie zwykła odpoczywać, dlatego na zdjęciach prawie zawsze ma w dłoni mikrofon, albo notatnik i jest zajęta czymś innym, niż pozowaniem. Nowe zdjęcia nie wnoszą nic nowego do sprawy, znów jest pięknie i znów w pracy.







Całą galerię zdjęć autorstwa Jima Davidsona, zrobionych dwa dni temu, możecie zobaczyć tutaj. A my wciąż liczymy, że komuś uda się namówić Erin na sesję bez mikrofonu i bez notatnika. Albo tylko z mikrofonem i notatnikiem.

Fiskus oskarża: piekarz z Legnicy oszukiwał

Michał Kokot
2008-01-31, ostatnia aktualizacja 2008-02-01 10:48

Zobacz powiększenie
Waldemar Gronowski został ukarany nie za rozdawanie chleba, ale za jego nielegalną sprzedaż
Fot. Bartłomiej Sowa / AG

Politycy prześcigają się w obietnicach pomocy dla piekarza z Legnicy, któremu Urząd Kontroli Skarbowej kazał zapłacić ponad 230 tys. zł zaległego podatku za pieczywo. Tymczasem piekarz został ukarany głównie za to, że sprzedawał je na lewo

ZOBACZ TAKŻE
Waldemar Gronowski w 2005 r. został najsłynniejszym piekarzem w Polsce. Media informowały o jego niesłusznym ukaraniu przez bezwzględny fiskus. Gronowski przez szesnaście lat prowadził piekarnię w Legnicy, a chleb, którego nie sprzedał, rozdawał instytucjom charytatywnym. Z powodu tej dobroczynności miał zbankrutować. Urząd Kontroli Skarbowej w Legnicy nałożył na niego ponad 230 tys. zł kary.

Politycy prześcigali się w obietnicach pomocy dla Gronowskiego. Interwencję obiecał premier Kazimierz Marcinkiewicz. Egzekucję długu wstrzymano. Izba skarbowa we Wrocławiu ponownie zbadała sprawę i podtrzymała decyzję legnickiego UKS. Pod koniec 2006 r. piekarz stał się tematem kampanii wyborczej. Krajowa Partii Emerytów i Rencistów w swoim spocie oskarżała państwo o to, że karze ludzi za rozdawanie chleba bezdomnym. Teraz pomoc dla Gronowskiego zadeklarował Janusz Palikot (PO), przewodniczący sejmowej komisji Przyjazne Państwo. Zapowiedział zbiórkę pieniędzy na spłacenie kary, a jakby to się nie udało, zadeklarował, że wyłoży swoje pieniądze.

Z ponad 230 tys. zł kary nałożonej na piekarza podatek od darowizny wynosi 49 tys. Główna suma - 182 tys. zł to kara za niezapłacenie podatku od sprzedanego pieczywa. Gronowski jest znany zarówno legnickiej skarbówce, jak i Dolnośląskiemu Urzędowi Wojewódzkiemu. W 2003 r. urząd sprawdzał, czy piekarze Gronowskiego są legalnie zatrudnieni. Okazało się, że czterech pracuje na czarno. Gronowski nie został ukarany, bo natychmiast zgodził się przygotować im umowy na czas określony. Ale zatrudnił ich tylko na tydzień. Dziś tak to tłumaczy: - To była zwykła, brutalna urzędnicza łapanka. Wie pan, jak to jest dzisiaj z pracownikami - niektórzy piją, załatwiają sobie lewe zwolnienia, musiałem ich zwolnić.

W 2004 r. Gronowski dostał od prezydenta Legnicy tytuł sponsora roku. Wtedy do Urzędu Kontroli Skarbowej w Legnicy przyszedł donos. - Wraz z nim UKS dostał dokumentację z piekarni, z której wynikało, że duża część chleba sprzedawana jest poza ewidencją i księgowością - mówi Katarzyna Matysiak z Izby Skarbowej we Wrocławiu. Skarbówka dwa razy sprawdziła, czy w sklepie Gronowskiego sprzedawany towar jest nabijany na kasę. A ponieważ nie był, ukarała go dwukrotnie mandatem i wszczęła całościową kontrolę. I wtedy okazało się, że od kwietnia, gdy UKS wszczął kontrolę, obroty piekarni zaczęły rosnąć. Przed kontrolą, w styczniu, piekarnia Gronowskiego sprzedała pieczywo ledwie za 2264 zł i wydawała średnio 39 paragonów dziennie. W kwietniu obrót wyniósł już 3973 zł (63 paragony). W maju 2005 r., gdy UKS badał nabijanie towaru na kasę, obroty były już siedmiokrotnie wyższe niż w styczniu. Gronowski sprzedał chleb za ponad 15 tys. zł, a dziennie wydawał 264 paragony. Sprzedaż w maju 2005 r. była równa 64 proc. całej sprzedaży w roku 2003.

Dodatkowo okazało się, że kasa w piekarni działała bardzo nieregularnie. W 2003 r. pomiędzy transakcjami były nawet pięciogodzinne odstępy czasu. Według skarbówki to koronny dowód na to, że Gronowski działa w szarej strefie. Piekarz twierdzi jednak co innego: - Ten sklep przy piekarni był ciężarem, bo ja sprzedawałem chleb głównie do innych sklepów. Niektóre brały go w komis, później były zwroty, a ja oddawałem go do stołówek charytatywnych.

I tłumaczy, dlaczego towar był rzadko nabijany na kasę: - Bo taka była sprzedaż, np. w Wigilię zamykałem już o godz. 10, bo cały chleb sprzedałem. A to, że miałem wzrost sprzedaży, gdy mnie kontrolowano, to zwykły przypadek.

UKS zakwestionował też przekazywanie chleba instytucjom charytatywnym. Gronowski podał, że chleb trafiał do 20, ale fakt ten potwierdziło tylko siedem z nich.

Skarbówka wyliczyła na podstawie kupionych przez piekarza półproduktów, że w sumie zaniżał on o połowę ilość sprzedanego chleba, a bułek zwykłych i słodkich ponad dwukrotnie. - Wyliczyli tak, bo nie znali mojej receptury - mówi Gronowski. Ale z oświadczenia Ministerstwa Finansów wynika, że piekarz w czasie kontroli podał inny skład receptury wypieku, niż deklarował przed nią.

Dwa tygodnie temu Sąd Administracyjny we Wrocławiu podtrzymał decyzję UKS. Gronowski zapowiada odwołanie się od wyroku do NSA. Ma już wsparcie parlamentarzystów. Głównie Palikota, z którym w czwartek spotkał się w Sejmie. - Rozmowa była bardzo ciekawa - mówi Gronowski. - Dostałem konkretne propozycje pomocy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław

Nabycie własności mieszkania od spółdzielni a podatek dochodowy

Data: 04.02.2008 r.

Nabycie własności mieszkania od spółdzielni a podatek dochodowy

W związku z pojawiającymi się wątpliwościami w sprawie obowiązku podatkowego w podatku dochodowym od osób fizycznych przy dokonywaniu przekształceń własnościowych mieszkań spółdzielczych stosownie do postanowień ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, w celu zapewnienia jednolitego stosowania prawa podatkowego przez organy podatkowe oraz organy kontroli skarbowej Minister Finansów dokonał interpretacji stosownych przepisów. Przedstawiamy je niżej.

W jakich przypadkach prawo do lokalu mieszkalnego w spółdzielni można przekształcić we własność?

Zasady zawierania z członkiem spółdzielni mieszkaniowej, któremu przysługuje spółdzielcze lokatorskie prawo do lokalu mieszkalnego, umowy przeniesienia własności lokalu, określają przepisy ustawy z dnia 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych. Zgodnie z art. 12 ust. 1 tej ustawy – w brzmieniu obowiązującym od 31 lipca 2007 r. – na pisemne żądanie członka, któremu przysługuje spółdzielcze lokatorskie prawo do lokalu mieszkalnego, spółdzielnia jest obowiązana zawrzeć z tym członkiem umowę przeniesienia własności lokalu po dokonaniu przez niego:

  1. spłaty przypadającej na jego lokal części kosztów budowy będących zobowiązaniami spółdzielni, o których mowa w art. 10 ust. 1 pkt 1, w tym w szczególności odpowiedniej części zadłużenia kredytowego wraz z odsetkami z zastrzeżeniem pkt 2;
  2. spłaty nominalnej kwoty umorzenia kredytu lub dotacji w części przypadającej na jego lokal, o ile spółdzielnia skorzystała z pomocy podlegającej odprowadzeniu do budżetu państwa uzyskanej ze środków publicznych lub z innych środków;
  3. spłaty zadłużenia z tytułu opłat, o których mowa w art. 4 ust. 1 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych.

Umowę przeniesienia własności spółdzielnia mieszkaniowa zawiera w terminie 3 miesięcy od dnia złożenia wniosku przez osobę uprawnioną, chyba że nieruchomość posiada nieuregulowany stan prawny w rozumieniu art. 113 ust. 6 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami lub spółdzielni nie przysługuje prawo własności lub użytkowania wieczystego gruntu, na którym wybudowała sama budynek lub wybudowali go jej poprzednicy prawni.

Ponadto, na podstawie art. 48 ust. 1 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, na pisemne żądanie najemcy spółdzielczego lokalu mieszkalnego, który przed przejęciem przez spółdzielnię mieszkaniową był mieszkaniem przedsiębiorstwa państwowego, państwowej osoby prawnej lub państwowej jednostki organizacyjnej, spółdzielnia jest obowiązana zawrzeć z nim umowę przeniesienia własności lokalu, po dokonaniu przez niego:

  1. spłaty zadłużenia z tytułu świadczeń wynikających z umowy najmu lokalu;
  2. wpłaty wkładu budowlanego określonego przez zarząd spółdzielni w wysokości proporcjonalnej do powierzchni użytkowej zajmowanego mieszkania wynikającej ze zwaloryzowanej ceny nabycia budynku, jeżeli spółdzielnia nabyła budynek odpłatnie.

Żądanie to przysługuje również osobie bliskiej w stosunku do najemcy (art. 48 ust. 2 ww. ustawy). Jeżeli spółdzielnia mieszkaniowa nabyła mieszkanie zakładowe nieodpłatnie, najemca powinien pokryć koszty dokonanych przez spółdzielnię nakładów koniecznych przeznaczonych na utrzymanie budynku, w którym znajduje się ten lokal (art. 48 ust. 3 ww. ustawy).

Czy z tytułu nabycia własności zajmowanych lokali mieszkalnych w spółdzielniach należy płacić podatek dochodowy?

Obowiązujący do dnia 30 lipca 2007 r. art. 122 ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych stanowił, iż zmniejszenie płatności członka na pokrycie różnicy między wartością rynkową lokalu, a zwaloryzowaną wartością wkładu mieszkaniowego, o którym mowa w art. 111 ust. 1 pkt 5 oraz art. 12 ust. 1 pkt 5, jest dochodem członka niepodlegajacym opodatkowaniu podatkiem dochodowym.

Powołane powyżej przepisy dotyczące przekształceń własnościowych w spółdzielniach mieszkaniowych powodują, że dotychczasowi członkowie spółdzielni, którym przysługuje spółdzielcze lokatorskie prawo do lokalu mieszkalnego oraz najemcy lokali spółdzielczych, nabywają własność zajmowanych lokali mieszkalnych.

A zatem, jak wskazał Minister Finansów, jeżeli przeniesienie własności lokalu odbywa się zgodnie z ww. zasadami, to nie powstaje przychód podlegający opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych z tytułu realizacji przedmiotowej umowy. W konsekwencji przedmiotowa czynność nie rodzi obowiązku w zakresie podatku dochodowego od osób fizycznych.

Uchylenie z dniem 31 lipca 2007 r. art. 122 w ustawie o spółdzielniach mieszkaniowych nie zmienia zatem na gruncie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych sytuacji prawno-podatkowej członków spółdzielni, którzy po wejściu w życie ustawy z dnia 14 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw zawarli umowę przeniesienia własności lokalu, zgodnie z obwiązującymi w tym zakresie regulacjami.

Podstawa prawna:

  • Ustawa z dnia 14 czerwca 2007 r. o zmianie ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych oraz o zmianie niektórych innych ustaw (Dz. U. 2007 r., Nr 125, poz. 873);
  • Ustawa z dnia 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych (Dz. U. 2003 r., Nr 119, poz. 1116, ze zm.);
  • Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami (Dz. U. 2004 r., Nr 261, poz. 2603, ze zm.)

Kolejne umowy na czas określony

Tomasz Zalewski 02-02-2008, ostatnia aktualizacja 02-02-2008 09:29

Magdalena Kruk, adwokat w kancelarii White & Case

Mój szef zawarł ze mną trzecią umowę o pracę na czas określony, po raz kolejny na dwa lata. Pracuję w tej firmie nieprzerwanie od stycznia 2004 r. Czy taka praktyka jest zgodna z polskim prawem? Czy pracodawca nie powinien zawrzeć ze mną umowy o pracę na czas nieokreślony? – pyta czytelnik.

Co do zasady polskie prawo dopuszcza możliwość zawarcia z tą samą osobą jedynie dwóch umów o pracę na czas określony. W takiej sytuacji kolejna umowa o pracę – bez względu na nazwę – jest traktowana z mocy prawa (czyli automatycznie) jak umowa na czas nieokreślony. Warunkiem zastosowania wyżej wymienionego rozwiązania jest jednak to, aby przerwa między następującymi po sobie umowami na czas określony nie przekroczyła miesiąca.

Która jest pierwsza

W pana wypadku jednakże ta zasada doznaje dalszych ograniczeń ze względu na to, że data nawiązania przez pana stosunku pracy przypadła na okres przed 1 maja 2004 r., tj. przed dniem przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. W momencie bowiem podpisywania przez pana pierwszej umowy o pracę przepis ograniczający liczbę zawieranych umów na czas określony nie obowiązywał – jego stosowanie zostało przywrócone dopiero od 1 maja 2004 r.

W praktyce ma to ten skutek, że za pierwszą umowę na czas określony uznaje się dopiero tę, która została zawarta po dniu przystąpienia Polski do UE. W związku z tym w pana wypadku za taką umowę należałoby uznać dopiero tę zawartą w styczniu 2006 r. (zakładając, że pracodawca podpisywał z panem umowy w styczniu odpowiednio 2004 r., 2006 r. i 2008 r.).

Wobec tego ostatnio zawarta umowa na czas określony nie narusza wspomnianej wyżej zasady i nie staje się automatycznie umową o pracę na czas nieokreślony. Taki charakter natomiast miałaby umowa o pracę zawarta po obecnie obowiązującej, jeżeli oczywiście przerwa między tymi ostatnimi umowami będzie krótsza niż miesiąc.

Kiedy zasada nie obowiązuje

Zakładam jednocześnie, że nie jest pan zatrudniony w celu zastępstwa innego pracownika, którego nieobecność jest usprawiedliwiona, ani że zadania, które pan wykonuje, nie mają charakteru pracy dorywczej, sezonowej czy wykonywanej cyklicznie – w tych bowiem wypadkach przytoczona powyżej zasada nie obowiązuje i pracodawca ma pełną dowolność co do liczby zawieranych umów na czas określony z danym pracownikiem.

Dopuszczalna długość

Inną kwestią jest możliwość zawierania umów na czas określony na stosunkowo długie okresy. Innymi słowy, należy się zastanowić, czy pana pracodawca miał prawo podpisywać umowy na okresy dwuletnie, jak również czy mógł zawrzeć taką liczbę tego rodzaju umów, która uzasadnia zatrudnianie pana na czas określony przez sześć lat.

Jakkolwiek należy podkreślić, że żaden przepis nie reguluje ani nie ogranicza bezpośrednio długości okresu, na jaki umowa na czas określony może być zawarta, niewątpliwie jednak nie może on być zbyt długi. W przeciwnym bowiem razie można by postawić pracodawcy zarzut (a przynajmniej podnosić taki zarzut przed sądem), że stosując nadmiernie długie okresy umów na czas określony (lub przedłużając ich obowiązywanie w formie aneksu), faktycznie obszedł on przepisy prawne dotyczące tych umów. Umowa na czas nieokreślony jest bowiem korzystniejsza dla pracownika, jeśli chodzi o sposób jej rozwiązywania.

Opierając się na ogólnych zasadach prawa pracy, orzecznictwie sądów czy też ogólnych tendencjach prawa unijnego, należy stwierdzić, że długość okresu, na który dana umowa na czas określony jest zawierana, musi być uzasadniona obiektywnymi przyczynami. Do takich przyczyn możemy niewątpliwie zaliczyć: rodzaj wykonywanej pracy, kwalifikacje potrzebne do jej wykonywania, okres niezbędny do przyuczenia danego pracownika do wykonywania danej pracy itd.

W związku z tym warto rozważyć, czy wymienione kryteria są w pana wypadku spełnione. Czy np. pańska praca jest złożona, ma skomplikowany charakter, wymaga stałego doszkalania się w tym zakresie, jak również innych wiadomości specjalnych, których zdobycie w krótszym okresie nie jest możliwe (jak również nie jest możliwe zbadanie przydatności pana do wykonywania danej pracy w krótszym czasie).

Jeżeli tak, to należy przyjąć, że pracodawca prawidłowo zastosował wspomniany wyżej rodzaj umowy o pracę i długość okresów, na jakie zostały one zawarte. Konsekwentnie, nie będzie pan miał możliwości skutecznego podniesienia przeciwko niemu zarzutu obejścia przepisów o stosowaniu umów na czas określony. opr. zal

Źródło : Rzeczpospolita