czwartek, 3 stycznia 2008

Cichopek zarobiła 8 milionów!


Ciekawe ile para zgarnęła za ten publiczny pocałunek? /MWMedia

Kasia Cichopek (25 l.) i Marcin Hakiel (25 l.) w ubiegłym roku na wszelkiej maści chałturach i produktach swojego autorstwa zarobili osiem milionów złotych. Miesięcznie ich dochód to ponad 150 tysięcy!

Kasia i Marcin nie chcą zmarnować ani sekundy ze swoich "pięciu minut". Tańczą, prowadzą programy, sprzedają płyty, książki, bywają, pojawiają się. Jednak to Kasia w tym związku jest bardziej aktywna.

To ona "przynosi do domu" bardziej napuchnięte walizki z pieniędzmi. Za prowadzenie programu "jak ONI śpiewają" otrzymuje miesięcznie 25 tysięcy. Podobne stawki zarabia grając w najpopularniejszym polskim tasiemcu" - ujawnia "Fakt".

Kasia zrobiła również użytek z walorów swojego ciała. Nie trzeba chyba pokazywać palcem, która jego część jest najatrakcyjniejsza. W ubiegłym roku podpisała bowiem kontrakt na reklamowanie seksownej bielizny (zobacz Kasię w bieliźnie). Na jej konto wpłynęło 100 tysięcy złotych.

W 2007 para otworzyła również dwie szkoły tańca - w Warszawie i Poznaniu. Biznes się opłacił. Obecnie to ich stałe źródło dochodu, miesięcznie około 60 tysięcy złotych.

Do tego dochodzą zyski ze sprzedaży ich książki (cena to 35 złotych) oraz DVD z lekcjami tańca. Dzięki płytom para wzbogaciła się o aż 7 milionów złotych.

Na kwotę 8 milionów rocznego dochodu składają się również okolicznościowe pokazy tańca, oczywiście za "bardzo poważne sumy".

Przy takich zarobkach para mogła sobie pozwolić na kupno domu. Zapłacili za niego ponad trzy miliony, jednak większą część wzięli na kredyt. Miesięczna rata wynosi 17 tysięcy złotych.

Kasia to prawdziwy diament. Jest przesympatyczną młodą kobietą, marzeniem polskiego mężczyzny, dziewczyną z kalendarza...

Chciałoby się rzec, że każdy chciałby ją mieć, jednak mogłaby to być nieprawda.

Prokuratura zajmie się doniesieniami Kaczmarka

ulast, PAP
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-03 15:00
Zobacz powiększenie
Prokurator krajowy Jerzy Engelking pokazuje na konferencji prasowej 1 września podsłuchy założone przez CBA i zalegalizowane przez ABW. Dzięki temu mogły być wykorzystane do oskarżenia Kaczmarka,Kornatowskiego i Netzla o fałszywe zeznania
Fot. Filip Klimaszewski / AG

Przekroczenie uprawnień przez bezprawne ujawnienie danych żony b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka i nieuprawnione ujawnienie dowodów ze śledztwa na konferencji prasowej - taka jest teza postępowania, wszczętego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga.



O rozpoczęciu śledztwa w tej sprawie poinformowało w czwartek radio RMF FM. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur potwierdzając to, dodała, że postępowanie wszczęto jeszcze pod koniec zeszłego roku.

Śledztwo dotyczy sprawy konferencji prasowej z lata zeszłego roku prowadzonej przez ówczesnego wiceprokuratora generalnego Jerzego Engelkinga. Ujawniono podczas niej zapisy z podsłuchanych rozmów Kaczmarka, b. szefa policji Konrada Kornatowskiego i ówczesnego szefa PZU Jaromira Netzla ze śledztwa o przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa.

Ścigania Engelkinga we wniosku do prokuratury żądał Kaczmarek i jego żona. To doniesienie skierowano do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która pod koniec listopada zeszłego roku przekazała sprawę praskiej prokuraturze okręgowej, bo prokuratura okręgowa dla Warszawy lewobrzeżnej prowadzi główne śledztwo w sprawie przecieku z akcji CBA (gdzie zarzuty ma Kaczmarek, Kornatowski i Netzel, a od niedawna także biznesmen Ryszard Krauze). Wszczęte w grudniu śledztwo toczy się "w sprawie", nikt nie ma w nim dotąd postawionych zarzutów.

Kaczmarek: Dobro śledztwa nie wymagało ujawnienia danych osobowych

Kaczmarek z żoną w swym zawiadomieniu zarzucają Engelkingowi bezprawne ujawnienie danych osobowych: adresów mieszkania służbowego Kaczmarka w Warszawie i prywatnego domu w Gdańsku oraz imienia żony. Według b. szefa MSWiA, takie ujawnienie nie służyło postępowaniu, a dobro śledztwa tego nie wymagało.

Za złamanie ujawnienie danych chronionych grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo do 2 lat więzienia.

Pod koniec sierpnia ABW, na wniosek warszawskiej prokuratury okręgowej, zatrzymała Kaczmarka, b. szefa policji Konrada Kornatowskiego i ówczesnego szefa PZU Jaromira Netzla. Prokuratura postawiła im zarzuty m.in. zatajenia spotkania Kaczmarka z Ryszardem Krauzem 5 lipca w hotelu Marriott oraz wzajemnego nakłaniania się do fałszywych zeznań w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Prokuratura nie zarzuciła im zdrady tajemnic co do samej akcji CBA; nie wystąpiła też o ich areszt.

Specjalna konferencja prasowa Engelkinga

Na specjalnej, transmitowanej przez telewizje konferencji prasowej, prokuratura ujawniła wtedy część materiału dowodowego, m.in. podsłuchy rozmów obciążające całą trójkę. Prezentację prowadził właśnie Engelking, komentując kolejne nagrania z hotelowych kamer Marriotta oraz z podsłuchanych rozmów.

Kaczmarek mówi, że nie był źródłem żadnego przecieku i zapewnia, że nie łączy go żaden układ z Krauzem. Nie ujawnia jednak, dlaczego ukrywał spotkanie w hotelu.

Żąda on od Skarbu Państwa 100 tys. zł za niezasadne zatrzymanie. Pozew czeka w Sądzie Okręgowym w Warszawie na wyznaczenie terminu rozprawy. Jeden z obrońców, mec. Krzysztof Stępiński mówił, że wysokość roszczenia jest "w proporcji do show telewizyjnego na temat m.in. pana Kaczmarka".

We wrześniu Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa uznał zatrzymanie Kaczmarka za "bezzasadne i nieprawidłowe". Tego samego dnia prokuratura w precedensowy sposób skrytykowała decyzję sądu, jako świadczącą "o braku bezstronności".

12 września sąd ten uznał także, że Kaczmarek nie musi wpłacać 100 tys. zł kaucji - jak chciała prokuratura; może też opuszczać kraj. Sąd zastosował wobec całej trójki dozór policyjny i zakaz kontaktów ze świadkami. W listopadzie ten sam sąd uchylił wszystkie środki zapobiegawcze wobec nich. Zarazem sąd uznał za zasadne zatrzymanie Netzla i Kornatowskiego.

Nowy minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski odwołał Engelkinga z funkcji wiceprokuratora generalnego, ale pozostał on w Prokuraturze Krajowej i odpowiada za informatyzację prokuratury.

"Uważam, że prokuratorzy powinni pracować merytorycznie, a niekoniecznie się prezentować na konferencjach prasowych czy uczestniczyć w spektaklach telewizyjnych, jednak z pewnym zaangażowaniem politycznym" - mówił Ćwiąkalski w listopadzie. W minioną środę dodał, że konferencja Engelkinga "rozłożyła" śledztwo w sprawie akcji CBA. Replikował mu b. minister Zbigniew Ziobro, według którego to śledztwo było prowadzone bardzo dynamicznie.

Ropa może zdrożeć do 150 dolarów za baryłkę


(PAP, pb/03.01.2008, godz. 13:43)
Cena ropy naftowej może wzrosnąć do 150 dolarów za baryłkę - ocenił w TV Bloomberg dyrektor wykonawczy Międzynarodowej Agencji Energii (MAE), Nobuo Tanaka. O możliwym jeszcze większym wzroście cen ropy ostrzegł także przedstawiciel OPEC z Indonezji Maizar Rahman.

"Ropa może zdrożeć nawet do 150 dol. za baryłkę" - powiedział dyrektor MEA Nobuo Tanaka. Dodał, że zmiany pogody i "inne czynniki ryzyka mogą wywołać gwałtowny skok cen" tego surowca.

Tanaka stwierdził też, że odbiorcy ropy powinni podejmować więcej działań, aby oszczędzać energię.

Przedstawiciel OPEC z Indonezji Maizar Rahman ostrzegł, że ceny ropy, która w środę kosztowała w Nowym Jorku 100 dol. za baryłkę, mogą jeszcze wzrosnąć. "Jest możliwe, że cena ropy wzrośnie do poziomu 110 dol." - powiedział.

Rahman poinformował także, że kraje OPEC mogą podczas swojego posiedzenia 1 lutego podjąć decyzję o podwyższeniu produkcji ropy, jeśli obecne dostawy okażą się niewystarczające.

W środę ropa w Nowym Jorku zdrożała do 100 USD za baryłkę z powodu obaw o zaostrzenie aktów przemocy w Nigerii i możliwych zakłóceń w dostawach nigeryjskiej ropy; zamieszki w tym kraju wpłynęły na zmniejszenie produkcji ropy o prawie 1/4 (Nigeria jest największym afrykańskim producentem ropy naftowej; dostarcza 11 proc. całości ropy naftowej do USA).

Sponsorowane

tekst Anna Fostakowska
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-08 14:37

Ogłoszenie było lakoniczne: "Atrakcyjna trzydziestolatka poszukuje sponsora". W ciągu tygodnia dostała ponad 150 odpowiedzi

Zobacz powiekszenie
ZOBACZ TAKŻE
SONDAŻ
Czy uważasz, że można w ten sposób zarabiać na życie?

Nie, to zwykła prostytucja
Tylko jeśli naprawdę nie ma się wyboru
Nie widzę w tym nic złego

Popatrzyła w lustro. Jej ciało się zawstydziło. Musisz wetrzeć krem na cellulitis, musisz pójść na solarium, doradziła Klaudia. Dlaczego? Z powodu wolnego rynku. Jesteś produkt markowy albo łach z second-handu. Musisz umieć się sprzedać. Ciało zacisnęło pachy, zwarło uda. Poczuło się jak kurczak z hipermarketu, którego za chwilę pokroją na kawałki i ułożą na styropianowych tackach.

Nigdy wcześniej nie czuła się towarem. Musisz się przyzwyczaić, powiedziała Klaudia. Człowiek wart jest tyle, ile inny jest mu w stanie zapłacić. Ona do tej pory liczyła na miłość.

Ale co to jest? Czy to jest wtedy, gdy ktoś ci mówi, że cię kocha? Wypchane watą czerwone serduszko, które dostałam na walentynki, też mi to mówi. Wystarczy nacisnąć, powiedziała Klaudia. Nie o słowa chodzi, tłumaczyła. A o co? O gapienie, o dotykanie, o klepanie w tyłek. Wielu mówiło, gapiło się, dotykało, klepało. I co z tego masz? Do pracy autobusami, po zakupy z siatką na kółkach, do lekarza z dzieckiem na ręku. Pomalować mieszkanie - sama, przebudować łazienkę - sama, złożyć łóżko dziecku - sama. Pamiętasz, jak wnosiłyśmy tę szafę? Żaden sąsiad nawet dupy nie ruszył. Zaczniesz się cenić, to i ciebie docenią. Do tej pory dawałaś za darmo. Żaden się nie zorientował, że coś dostał. Każdy odchodził. Zajrzyj do internetu, zobaczysz, ile dziewczyn zmądrzało.

Nie jestem profesjonalistką.

Zajrzała. Na stronach eAmore, Cyberrandka, Sexpokusa codziennie pojawiają się nowe ogłoszenia towarzyskie. Piszą studentki, mężatki, singielki. Kaja-lux: "Studentka szuka pana 30-48 lat z dużym zasobem finansowym, który ceni sobie kulturę i higienę osobistą. Nie jestem tipsową lalą, tylko prawdziwą dziewczyną". Es.ka: "Jestem kobietą z klasą. Trzeba się wysilić, by zaciągnąć mnie do łóżka. Dużo daję z siebie, dużo wymagam. Przyjmuję oferty panów do 45 lat. Zadbanych, schludnych i szarmanckich". Pati-pati: "Tylko dla konesera: piękne ciało, piękna dusza (biegła znajomość języków, obycie w świecie). Poszukuję przyjaciela o wysokim poziomie intelektualnym i finansowym. Interesuje mnie stały układ z jednym panem. W moich ramionach znajdziesz nie tylko relaks, ale również zrozumienie i wsparcie. Nie jestem profesjonalistką".

- Pomyślałam: "Nic nie tracę" - mówi Aga. - Przecież to ja wybieram, wyznaczam cenę, stawiam granicę. Koniec z seksem w dyskotekowej toalecie - musi być hotel.

Koniec z obłapianiem na parkiecie - chce wsadzać łapy w biustonosz, chce łapać za tyłek, niech płaci ekstra. W końcu to tylko jemu sprawia przyjemność.

Koniec z głupimi gadkami w stylu: 'Ładne masz cycki. Postawić ci drinka?' albo 'Ładna jesteś, chodź, przewiozę cię swoim audi' - chce się kochać, niech się burak nauczy rozmawiać. Bo czy któryś z nich kiedykolwiek pomyślał, jak by się czuł, gdyby kobieta powiedziała mu przy wszystkich: 'Niezłego masz fiuta. Chcesz piwo?'?

Radzę sobie sama

Ogłoszenie Agi było lakoniczne: "Atrakcyjna trzydziestolatka poszukuje sponsora". W ciągu tygodnia dostała ponad 150 odpowiedzi.

- Odrzuciłam młodszych od siebie - mówi. - Odrzuciłam tych, którzy w pierwszym liście przysyłali zdjęcia swoich członków, i tych, którzy od razu chcieli wiedzieć, co i za ile robię. Jednemu pisałam: 'Spotkajmy się na kawie. Zadziała chemia, zdecyduję, czy będzie coś więcej". Odpisywał: "Zanim coś kupię, muszę znać cenę. Nie chcę się co chwilę pytać, czy dana usługa jest w pakiecie, czy muszę dopłacać. Ja sponsoruję - ja decyduję'. Odpowiadała: "I tu się mylisz. Ze mną nie zrobisz niczego, na co ja bym nie miała ochoty. Chcesz cennik - idź do agencji, tam ci powiedzą, za ile zrobią ci loda".

Teraz spotykam się z trzema mężczyznami. Lubią mnie, bo nigdy nie udaję, jestem spontaniczna. Jeden to biznesmen z Warszawy, który wpada do P. w interesach. Zawsze nienagannie ubrany, pachnący. Śpi w najlepszym hotelu w mieście, w apartamencie. Nie pytam go, co robi, nie pytam, czy ma żonę. Wystarczy, że mu się podobam, że mówi, jak ładnie wyglądam, że lubi ze mną gadać. Widujemy się raz, dwa razy w miesiącu. Jemy kolację, idziemy do kina, potem do hotelu. W seksie jest nieśmiały. Długo się otwiera. Trzeba się nad nim napracować. Ostatnio przyjechał w ciągu tygodnia. Oboje byliśmy zmęczeni - do niczego nie doszło. Zasnęliśmy przytuleni. Pieniądze wkłada mi do torebki. Raz 500, raz 700 zł. Drugi to wysoki urzędnik z Trójmiasta. Dojrzały i nudny. Spotykam się z nim, bo zajmuje mało czasu, dużo płaci i jest często. Umizguje się, łasi. W czasie seksu patrzę w sufit, jestem wyłączona. On to widzi, ale co ja na to poradzę? Ostatnio uparł się, że zmieni pozycję na taką, której nie lubię, to mu powiedziałam: "Koniec! Ubieraj się!". Niech sobie nie myśli, że jak mi postawił kolację, to ja się muszę na wszystko zgadzać. Zadzwonił jeszcze tego samego wieczora, przepraszał. Trzeci to Anglik. Przyjeżdża do Polski w interesach. Pracuje w dwóch firmach budowlanych. Mówi: "Włóż szpilki albo ubierz się jak mała dziewczynka". Bawimy się. Tylko przy nim czuję pożądanie i mam orgazm. Miał tu dziewczynę, ale nie rozumiała, że on może jej dać tylko jeden dzień w miesiącu. Chciała więcej. Mnie to nie przeszkadza. Od dawna nie wieszam się na facetach. Na co dzień ich nie potrzebuję. Radzę sobie sama.

Robię, co chcę

Mieszkanie Agi jest niewielkie. Świeżo po remoncie. Dostała je od miasta, urządziła na kredyt. Tu wszystko ma swoje miejsce. Zdjęcia Jaśka, jej ośmioletniego syna, stoją w kolejności chronologicznej - od półrocznego bobasa w kąpieli po ostatnie wakacje nad morzem. Kubki w kuchni ułożone są kolorami, płyty CD - alfabetycznie. - Nie wyobrażam sobie teraz w tym wszystkim faceta - mówi. - Że zostawia mi włosy w wannie, że zachlapuje łazienkę jak mors, że rzuca skarpety, gdzie popadnie. Chyba bym oszalała, gdyby wracał z pracy, kładł się na mojej kanapie i skakał po programach pilotem. Teraz jestem wolna, robię, co chcę. "Jedziemy na Mazury?" - pyta mnie koleżanka którejś soboty. Wynajmujemy w pensjonacie pokój. Dzieci się cieszą.

Chcę sobie kupić bluzkę - nie pytam, czy mogę. Chcę wieczorem iść do kina - idę. Po latach ułożyłam sobie życie. Mam własny kąt, stałą pracę. To dużo jak na dziewczynkę ze wsi, która w szkole zawsze dostawała podręczniki po starszych rocznikach. W domu się nie przelewało. Rodzice gonili nas do pracy w polu. Pamiętam, że ojciec ostro pił. Szybko chciałam stamtąd uciec. Kiedy poznałam Pawła, od razu się zakochałam. Inteligentny, wykształcony, mieszkał w mieście, pracował w firmie telekomunikacyjnej. Imponował mi. Szybko zaszłam w ciążę.

Kiedy pół roku leżałam na podtrzymaniu, był u mnie ze trzy razy. Raz przyniósł czekoladę, raz słone paluszki. Gdyby nie starsza siostra, która mieszka w Austrii, nie miałabym ani jednego kaftanika dla dziecka, nie miałabym wózka, łóżeczka. Tłumaczył, że ma dużo pracy, że pisze pracę magisterską. Dopiero potem okazało się, że wszystkich wykiwał. I firmę, z której ukradł grube pieniądze, i rodziców, od których ciągnął cały czas na utrzymanie. Szukała go policja. Wtedy jeszcze mi zależało, by dziecko miało ojca. Bałam się, że nie dam sobie rady. Dlatego go ratowałam - wywiozłam za granicę. Najpierw mieszkał u mojej siostry, potem się zmył. Trzy lata nie wiedziałam, co się z nim dzieje. Mieszkałam z dzieckiem u koleżanki. W jednym pokoju my, w drugim jej mama. Zaczęłam pracować najpierw jako barmanka, potem jako hostessa w firmie cateringowej. Ustawiłam się tak, by jak najwięcej być z synem. Bar robiłam nocami, catering w weekendy.

Kiedy Jasiek skończył trzy lata, zaczął chorować. W szpitalach spędzałam więcej czasu niż w domu. Najpierw nerki. Okazało się, że ma je genetycznie uszkodzone. Zabezpieczali je specjalnie wszczepianymi substancjami. Potem zaczął dostawać wysokiej gorączki. Nikt nie potrafił powiedzieć, z jakiego powodu. Robili mu tysiące badań. W Centrum Zdrowia Dziecka lekarz powiedział: "Musi pani przyzwyczaić dziecko do bólu". Rzuciłam się na niego: 'Sam się przyzwyczaj! - krzyczałam. - Włóż rękę do wrzątku i wytrzymaj!'. Ktoś mi powiedział o instytucie irydologii i homeopatii. Tam dokładnie zbadano krew. Okazało się, że ma w niej grzyby. Trzeba było go oczyszczać dietą. Udało się. Teraz zaczął przybierać mocno na wadze, ma za wysoki cholesterol. Gdyby nie był dzieckiem, już dawno umarłby na zawał. I tak w kółko. Ciągle sama. Mąż nigdy nie płacił alimentów. Ani razu nie był przy dziecku, gdy chorowało. Ostatnio pozbawiłam go praw rodzicielskich. Na sprawie, gdy sędzia pytała, co w ostatnim czasie zrobił dla dziecka, powiedział: 'Na razie nic, bo nie miałem okazji. Nie płaciłem, bo żona wszystko wydałaby na siebie'. Nie powiem - od kiedy zostałam sama, nie byłam cnotką. Potrzebowałam mężczyzny. Przeżyłam nawet wielką miłość - ze wspólnym mieszkaniem, gotowaniem obiadków, prasowaniem koszul, ale się skończyło, bo mój wybranek zaczął ostro pić. Robił karierę w wojsku. Tam był spory stres. Tak odreagowywał. Wiedziałam z domu, co to znaczy żyć z alkoholikiem. Uciekłam. Teraz pracuję w biurze obsługi klienta w jednym z firmowych serwisów samochodowych. Zarabiam 1400 zł brutto. To wystarcza na opłaty i jedzenie. Ostatnio szef obciął nam po 300 zł premii, która była wliczana w pensję. Bo niby nie wyrobiliśmy normy. A przecież pracowaliśmy jak zwykle po godzinach. Czy to nasza wina, że centrala co chwilę zawyża to, co mamy jej oddać? Przecież rynek nie jest z gumy, nie naciągnie się. Poszłam do niego i powiedziałam, że jak mi jeszcze raz to zrobi, to mu podrzucę moje dziecko na utrzymanie. I niech nie liczy na nadgodziny - on się nie przejmuje mną, to niby dlaczego ja mam się przejmować nim? Przecież muszę mieć jakieś oszczędności, gdyby trzeba było płacić specjalistom, gdybym musiała zrezygnować z pracy, by siedzieć w szpitalu. Nie trąbię o tym, z czego żyję, ale też specjalnie się nie kryję. Wie o tym Klaudia, być może jeszcze ktoś. Olewam, co myślą inni, bo jak przychodzi co do czego, nikogo przy tobie nie ma. Zarabiam, dopóki dobrze wyglądam, bo za kilka lat już mnie nikt nie zechce.

Przeterminowałabym się jak jogurt

- To nieprawda - mówi Beata, której ogłoszenie znalazłam na tej samej stronie. - Mam 43 lata i nie narzekam na brak sponsorów. Od pół roku żyję tylko z tego. Zaczęłam ich szukać z desperacji. Odeszłam z pracy, w której nie mogłam wytrzymać (duża hurtownia spożywcza). Szef był nieobliczalny - krzyczał, wyzywał, poniżał. Nie dawał umowy na czas nieokreślony. Miałam okropne migreny. Kiedy słyszałam dzwonek komórki, od razu miałam ochotę zamknąć się w łazience. Piłam krople na serce, ale nic nie pomagało. W końcu powiedziałam: koniec! Myślałam, że jakoś sobie poradzę. Jak zwykle, od kiedy zostałam sama. Ale dziś nikt już nie chce zatrudniać dojrzałej kobiety bez studiów, bez znajomości języków. Na rynku pełno jest tych młodszych - lepiej wykształconych, bardziej dyspozycyjnych, nieobciążonych przeszłością. Co miesiąc mam spore rachunki do zapłacenia: wynajmuję mieszkanie (własny domek ma pod P., ale dzieciom trudno dojeżdżać do szkoły), kredyt za pralkę, opłaty. Alimenty wystarczają jedynie na wyżywienie. Nie chce po raz kolejny iść po pomoc do rodziców. Ojciec przy każdej Wigilii wypomina pieniądze, które pożyczył jej zaraz po rozwodzie, gdy nie miała gdzie się podziać z dziećmi. Znów by jej nagadał, że jest beznadziejna, bo nie umiała pogodzić się ze zdradą męża. Przecież to jasne, że każdy facet robi od czasu do czasu skok w bok. Nikomu się od tego krzywda nie stała - ani jej babce, ani matce. I nagle ona, księżniczka, dostała humorów, bo on miał inną. Niejedną miał? To tylko dobrze o nim świadczy!

Znajomych nie mam zamożnych. Nie chcę ich sobą obciążać, bo zaraz zaczną mnie unikać. Dzisiejszy świat nie toleruje przegranej. W ogłoszeniu ujęła sobie trzy lata. Kiedy prosili o zdjęcia, pisała, że woli się spotkać osobiście. - To jasne, że każdy facet chciałby kochać się z dziewczyną "Playboya" - mówi. - Ale gdy przychodzi co do czego, to przy jej idealnym ciele on wstydzi się pokazać brzuszek, boi się, że traci na atrakcyjności. Ze mną czują się bezpieczni. Większość to moi rówieśnicy, którzy postanowili zdradzić swoje żony. Mówią mi pewnie to samo, co mój eks mówił swoim kochankom: że żona jest oziębła, odtrąca go, gdy on ma ochotę się pokochać, że zawsze jest zmęczona i śpi we flanelowej koszuli. A on by chciał, żeby wkładała dla niego pończochy, żeby nosiła szpilki, żeby dla niego się masturbowała, brała do buzi w aucie. Doradzam im: 'Weź ją na weekend w góry, szepnij, jak bardzo za nią tęsknisz, kup jej seksowną bieliznę, odbierz za nią dzieci ze szkoły'. 'Seks zaczyna się od rana - mówię. - Jeżeli cały dzień oglądasz telewizję, nie słyszysz, gdy prosi cię, byś wyniósł śmieci, warczysz, gdy pyta cię, co ma zrobić z oberwaną klamką - wieczorem nic z tego nie będzie. Ona się zamknie'.

Życie ze sponsoringu nauczyło mnie: negocjować stawkę (za godzinę biorę 200 zł, za noc 500), odróżniać oral od anal, nakładać gumkę, prosić o pieniądze na bieliznę i gadżety, o których on marzy (niby dlaczego sama mam za to płacić?), wiedzieć, że bez dużej wódki z colą tego nie pociągnę. Niektórzy robią to pierwszy raz w życiu. Są skrępowani. Cały wieczór opowiadają mi o swoich firmach, o konkurencji, której oddech czują na karku, o swoich dzieciach, które dorosły, kiedy oni pracowali. Jeden tak bardzo się wystraszył, że na pierwszym spotkaniu dał mi 1,5 tys. zł i powiedział, że on chciał mi tylko pomóc w trudnej sytuacji życiowej.

Miesięcznie mam kilka spotkań. Tylko z jednym mężczyzną spotykałam się w jego mieszkaniu. Był samotnym zawodowym wojskowym. Kilka miesięcy temu wyjechał do Iraku. Zazwyczaj robię to w hotelach. Zaliczyłam już chyba wszystkie w P. Zmieniam, by w żadnym nie zapamiętano mnie jako kogoś, kto wynajmuje pokój na godziny. Nikomu przecież nie przyznałam się do tego, co robię. Kiedyś przy koleżance kupowałam pończochy, od razu zapytała: "Masz kogoś?", a ja od razu się zawstydziłam. Gdyby dzieci się o tym dowiedziały, to nie wiem... chyba bym się powiesiła. Córka dorasta - rozmawiamy o jej sympatiach. Zawsze jej tłumaczę, że seks to tylko początek miłości, by się szanowała. A sama? Zarabiam na tym nawet 4 tys. miesięcznie. Nikt nigdy mi tyle nie płacił. Nie angażuję się emocjonalnie. Zazwyczaj szybko staram się zapomnieć. Ale czasami bywa przyjemnie. Po dziesięciu latach od rozwodu poczułam się kobietą. Przecież do końca życia mogłabym nikogo nie spotkać i przeterminowałabym się jak jogurt. A teraz czuję, jak mężczyźni oglądają się za mną na ulicy, gdy stukam tymi swoimi szpilkami.

Trzeba obstawiać jak na giełdzie

- Nie mam złudzeń. To prostytucja - mówi mi Gonia, 23-letnia studentka psychologii z Krakowa. Drobna brunetka z segregatorem pod pachą. - Robię to ja i wiele moich koleżanek, choć nigdy o tym ze sobą głośno nie rozmawiamy. Ale przecież żadna z nas nie ma takich dochodów, by stać nas było na firmowe kosmetyki, na buty od Gino Rossiego, na knajpy i kino. Udajemy, że to normalka. Zresztą nie tylko my. Jeden z chłopaków, z którymi się spotykałam, miał romans z nastolatką. Zaczepiła go kiedyś na ulicy i on w to wszedł. Dumny był, że przyjeżdża pod jej szkołę i zabiera ją z grona koleżanek. Tłumaczył, że wielu tak robi, że to nie jego wina, że dziewczyny tak wcześnie stają się kobietami. Potem ją zostawił, bo jej mama zaczęła wydzwaniać (dał małolacie wizytówkę), że córka ma kłopoty w szkole, że przez niego nie zaliczy roku. Dla mnie świat uczelni czy szkoły nie jest na tyle atrakcyjny, by przyciągnąć młodą dziewczynę. Bo czym mi może zaimponować adiunkt czy doktor? Wynajętym mieszkaniem i zupą z kapusty pekińskiej? A przecież możesz mieć willę z kominkiem, możesz mieć wakacje we Włoszech, możesz mieć perfumy Chanel. Trzeba tylko umiejętnie szukać. Trzeba obstawiać jak na giełdzie.

Jedna z dziewczyn, z którą gadałam na czacie, obstawia środowisko warszawskich komorników. Ot, raz któryś zabrał ją na jakąś wyjazdową konferencję i spodobała się innym. Teraz przekazują sobie jej numer telefonu. Stać ją na własne mieszkanie, stać na prywatne przedszkole dla córki. Nie napracuje się przy tym za bardzo, niektórzy klienci mają ponad 50 lat, bywa, że potrzymają za pierś i pogłaszczą po buzi. Gdy patrzę, jakim samochodem jeździ mężczyzna, od razu wiem, czy to będzie ktoś dla mnie. Pytam go: 'Czym podjedziesz?'. Kiedy odpowie: 'Fordem focusem', odpada. Nie będę miała sumienia naciągnąć go na pięć stówek, które sobie życzę za godzinę. Kiedy podjeżdża terenowym nissanem albo sportowym mercedesem, widać, że się chłopak postarał. Lubię, gdy mężczyźnie zależy na tym, co robi, jak ma pasję. Nie lubię bierności. Jeżeli ktoś nie umie zawalczyć o siebie, nie zawalczy nigdy o kobietę.

Kolegom z roku nie zależy na niczym. Są dziecinni, bezradni. Na imprezach nie masz szans z nimi pogadać - albo pijani, albo naćpani. Seks z nimi mnie nie pociąga, bo oni mnie nie pociągają. Dlatego dałam ogłoszenie. Wiesz, ile dostałam odpowiedzi? 400! Nie jestem w stanie wszystkich przeczytać. Nie jestem w stanie spotkać się nawet z jedną trzecią z nich. Pytam jednego (przystojny, wykształcony, bogaty): - Dlaczego chcesz mi płacić? Nie wolałbyś robić tego bez pieniędzy? - Nie, bo to kosztuje za dużo czasu. A ja mam własną firmę i mogę się spotykać tylko wtedy, gdy mi pasuje. Daję pieniądze, nie muszę dawać siebie. Nie dręczą mnie wyrzuty sumienia, że zawodzę. Bo zawieram kontrakt i dotrzymuję zobowiązań. Podoba mi się ten konkret. Wchodzę w to, bo mi się opłaca. To inwestycja lepsza niż studia, po których zapewne nie znajdę roboty. Jest popyt, jest podaż - Tylko bez oceniania - prosi Krzysztof G., 43-letni sponsor. Zgodził się na spotkanie, ale nie mogę niczego nagrywać, nie mogę do niego dzwonić, nie mogę nawet poznać branży, z jaką jest związany. - Jestem prezesem jednej z większych firm w kraju. Ktoś mnie pozna po głosie, zaszantażuje.

- Nie widzę w tym żadnego problemu - mówi. - Jest popyt, jest podaż. Moja żona (wielka studencka miłość) jakiś czas temu zachorowała, nie może zaspokoić moich męskich potrzeb, więc sobie radzę. Po tylu latach małżeństwa nie mogę jej opuścić, jestem dżentelmenem. Kiedy leżała w szpitalu, opiekowałem się nią, ale przecież nie mogę tego robić codziennie. Nie odnajduję się w roli pielęgniarki. Jestem bardzo aktywny, pracuję do późna, lubię wyzwania. Aby dotrzymywać kroku młodszym kolegom, muszę się jakoś regenerować. Nie chcę wypaść z obiegu. Kilka lat temu byłem przez rok bezrobotny. Żona zamiast mnie wesprzeć, straszyła, że jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli sprzedać dom, będziemy musieli wysłać córkę do państwowej szkoły. Załamałem się wtedy, zacząłem pić. Ledwo się dźwignąłem i nie chcę tego stracić. Gram w tenisa, biegam, no i systematycznie się kocham. Kiedy daję ogłoszenie, nie wiem, kto mi się zgłosi. Spotykam się z każdą, a potem wybieram. Taki casting robię. Nie interesują mnie takie, które wpisują mnie sobie w kalendarz. Nie chcę być jednym z wielu. Taka jedna wyciągnęła mi przy stole sylikonową pierś, żeby pokazać, jakim świetnym jest towarem. Wybieram kobiecość. Trudno powiedzieć, co to jest - uśmiech, delikatność, bezbronność, tembr głosu. To często są związki bardzo udane. Jeden trwał ponad cztery lata. Chodziłem z nią po ulicy, trzymając ją za rękę. Kupowałem róże. Aż mi dziewczyna wyjechała do Anglii. Zdziwiłem się, gdy napisała: 'Liczyłam na coś więcej'. Przecież ja nigdy nie robiłem jej żadnej nadziei.

Źródło: Wysokie Obcasy

J. Kaczyński: Korzystne notowania PO to efekt działania mediów

asz, ulast, IAR
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-03 08:47

Były premier uważa, że siła mediów jest tak wielka, że "mogą one zakwestionować najbardziej oczywiste fakty". Jego zdaniem korzystne notowania Platformy Obywatelskiej to efekt działania mediów.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Jarosław Kaczyński
Jarosław Kaczyński powiedział, że media te, będące we władaniu wielkich grup, a czasem pojedynczych osób, radykalnie wpływają na decyzje obywateli. Jednak - jak podkreślił - pojawia się dla nich przeciwwaga, choćby w postaci internetu.

Były premier Jarosław Kaczyński skrytykował również Platformę Obywatelską za powrót do negatywnych praktyk lat 90. Gość Sygnałów powiedział, że PO nawiązuje do poprzedniej dekady w sposób manifestacyjny i bez oporów.

Przegraliśmy jak SLD

Zapytany o to, czy boli utrata władzy Jarosław Kaczyński powiedział: Gdybym pana zapewnił, że o niczym innym nie marzyłem tylko o przegranych wyborach, to pewnie by mi pan nie uwierzył. Dodał, że na wynik wyborów można patrzeć z różnych punktów widzenia.

- Można odwołać się do doświadczenia tych partii, które przedtem rządziły i przegrywały i to poza jednym wypadkiem nieporównywalnie bardziej boleśnie niż myśmy przegrali. Myśmy przegrali tak jak SLD w roku 1997, uzyskując wzrost i to znacznie większy wzrost, niż uzyskało wtedy SLD, bo ono miało o 1/4 więcej głosów, a my mieliśmy o przeszło 60 proc. więcej głosów, o 2 miliony więcej - podkreślił były premier.

- No i trzeba też uwzględnić tę niebywałą kampanię, którą przeciw nam prowadzono. Jeżeli to wziąć pod uwagę, to trzeba stwierdzić, że wynik jest bardzo przyzwoity. Ale fakt faktem, żeśmy tę władzę utracili - dodał Kaczyński.

B. premier zbulwersowany działaniem PO

- Jestem zbulwersowany obarczaniem mojego rządu odpowiedzialnością za sytuację w służbie zdrowia - mówił Jarosław Kaczyński w "Sygnałach Dnia". Prezes PiS zasugerował, że prawdziwym celem PO jest prywatyzacja służby zdrowia i przejęcie majątku przez "niewielką grupę osób".

- Ten plan powstał jeszcze przed pojawieniem się Platformy Obywatelskiej. Chodzi w nim o sprywatyzowanie wszystkiego i przejęcie majątku przez niewielką grupę osób, za darmo - wyjaśniał były premier. Jego zdaniem, wymieniona grupa wzbogaci się na tak przeprowadzonej prywatyzacji, a pozostali Polacy będą musieli płacić.

Jarosław Kaczyński podkreślał też, że to rząd Donalda Tuska obciął wydatki na służbę zdrowia, w tym na płace. Kaczyński przypomniał, że Platforma składała w kampanii wyborczej obietnice lepszych warunków dla lekarzy, a dziś zabiera im pieniądze.

Lider PiS zapowiedział jednak, że jego ugrupowanie jest gotowe do współpracy z Platformą Obywatelską także w sprawach służby zdrowia. - Warunkiem takiej współpracy jest zachowanie zasad przyzwoitości - stwierdził.

Były szef resortu zdrowia Zbigniew Religa zapowiedział wczoraj, że w przyszłym tygodniu klub Prawa i Sprawiedliwości złoży w Sejmie projekt ustawy, zakładający podnoszenie składki zdrowotnej co roku o jeden punkt procentowy - aż do poziomu 13 procent, czyli 6 procent PKB.

Ewolucje Tuska, czyli SLD w natarciu

man
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 41 minut temu

Politycy coraz poważniej powinni traktować swoje przedwyborcze obietnice. Opozycja już pokazuje nowej władzy, że będzie rozliczać ich za każde słowo. Na stronie internetowej Sojuszu Lewicy Demokratycznej pojawił się film "Ewolucja premiera Tuska", który pokazuje, jak szef rządu wycofał się z podpisania Karty Praw Podstawowych. Jak czytamy w "Dzienniku" - będą kolejne tego typu spoty atakujące PO. Następny pojawi się jeszcze w tym miesiącu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Dominik Sadowski / AG
Donald Tusk znalazł się na celowniku SLD
Film można zobaczyć na stronach Sojuszu.

Przestraszył się prezydenta

Spot podzielono na trzy części. W pierwszej scenie pojawia się fragment debaty Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim. Szef PO krytykuje przewodniczącego PiS za to, że ten nie chce podpisać Karty Praw Podstawowych. W drugiej scenie pojawia się wypowiedź Tuska z Brukseli, w której zapewnia, że zarówno on, jak i Platforma są skłonni podpisać Kartę. Finałową sceną spotu otwiera napis: "i przestraszył się prezydenta", ze zdjęciem szefa PO w tle. A następnie widzimy Donalda Tuska już jako premiera, gdy wygłasza expose. Tusk, choć podkreśla, że Karta byłaby pożyteczna, to jednak uważa, że najważniejsze jest doprowadzenie do podpisania unijnego traktatu. Końcowy morał filmu: "Donald Tusk zmienił zdanie. W tej sprawie przyjął stanowisko Lecha Kaczyńskiego i PiS". Za ścieżkę dźwiękową spotu SLD posłużyła "Oda do radości" Beethovena.

Pokazać kłamstwa rządzących

- Takie wyborcze oszustwa będziemy piętnować! - mówi "Dziennikowi" szef SLD Wojciech Olejniczak. - Będziemy krytyczni wobec wszystkich działań, które są sprzeczne z interesem Polaków. Trzeba pokazać kłamstwa rządzących - dodaje i zapowiada, że to jedynie początek kampanii atakującej PO. Olejniczak tłumaczy, że internauci będą mogli zobaczyć więcej filmów tego rodzaju, gdyż "jest kilka takich ewidentnych kłamstewek PO, choćby sprawa in vitro". Nie chce jednak zdradzić kto będzie celem następnego ataku. - Mamy już kogoś na oku, ale na razie jest to tajemnica - mówi w rozmowie z gazetą. Szef Sojuszu nie wyklucza też, że w przyszłości podobne filmy pojawią się też w telewizji.

Być jak Donald Tusk?

Nie byłaby to pierwsza tego typu inicjatywa. W 2006 roku pojawił się film dokumentalny, choć obarczony komentarzem - "Być jak Jacques Chirac". Film pokazuje ponad 40-letnią karierę polityczną dwukrotnego prezydenta Francji. Autorzy tego dzieła skupili się właśnie na ewolucji poglądów tegoż polityka, co też złośliwie

Atak jest wynikiem frustracji

Ataki na Donalda Tuska odpiera szef klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. - Donald Tusk jest za obowiązywaniem Karty Praw Podstawowych. Ale jej podpisanie groziło tym, że Polska w ogóle nie przyjęłaby traktatu. Premier podjął taką decyzję w obliczu ogromnej odpowiedzialności za przyszłość Polski w Unii - wyjaśnia. Inicjatywa SLD to - zdaniem Chlebowskiego - wynik frustracji słabymi notowaniami w sondażach tej partii. - Są bezbarwni programowo, nie mają żadnych inicjatyw. A w takiej sytuacji najlepiej atakować innych - tłumaczy w rozmowie z "Dziennikiem".