poniedziałek, 24 marca 2008

Peter V., "kasjer lewicy", zatrzymany przez CBŚ

strem, PAP
2008-03-24, ostatnia aktualizacja 2008-03-24 19:13

Peter V., a właściwie Piotr F., zwany "kasjerem lewicy", został zatrzymany w Warszawie przez Centralne Biuro Śledcze. Postawiono mu zarzuty pomocnictwa w przywłaszczaniu pieniędzy oraz prania brudnych pieniędzy, a sąd wydał już decyzję o aresztowaniu V. na 3 miesiące. Grozi mu do 10 lat więzienia.

Zobacz powiekszenie
Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta
Policja
"Chodzi o wielomilionowe kwoty"

Zatrzymanie Petera V. ma związek ze śledztwem prowadzonym przez katowicki oddział Prokuratury Krajowej (jednym z podejrzanych jest w nim także Marek Dochnal), a sam zatrzymany został już przewieziony do Katowic.

Prokuratura nie udziela w sprawie V. żadnych szczegółowych informacji, ale prokurator Leszek Goławski zdradził, że "chodzi o wielomilionowe kwoty". Według nieoficjalnych informacji może to być nawet 70 mln zł.

Ułaskawiony przez Aleksandra Kwaśniewskiego

Peter V. - w rzeczywistości Piotr F. - przez media nazywany był "kasjerem lewicy". W 1971 r. został skazany na 25 lat więzienia za morderstwo kobiety na tle rabunkowym - ukradł jej 12 tysięcy złotych. Rada Państwa złagodziła mu wyrok do 15 lat, ale już w 1979 r. wyszedł na wolność (przerwa w odbywaniu kary). W 1983 r., jeszcze w czasie trwania stanu wojennego, otrzymał paszport od władz PRL i wyjechał z Polski.

Od 1987 r. był poszukiwany listem gończym. W 1998 r. został aresztowany w Szwajcarii (już pod zmienionym nazwiskiem V.) i w wyniku ekstradycji przekazany do Polski. W lipcu 1999 r. została jednak wszczęta została wobec niego procedura zakończona ułaskawieniem w trybie nadzwyczajnym przez ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Prezydent (prawie) odwołał wizytę na Węgrzech

strem
2008-03-24, ostatnia aktualizacja 2008-03-24 21:45
Zobacz powiększenie
Samolot rządowy Tu-154 - jeden z dwóch, które są w naprawie
Fot. Wojciech Surdziel / AG

Zamieszanie przed wtorkową wizytą prezydenta Kaczyńskiego na Węgrzech. O mały włos doszłoby do jej odwołania, bo okazało się, że prezydent nie ma czym lecieć - oba rządowe samoloty są zepsute i znajdują się w naprawie. W ostatniej chwili udało się wyczarterować inny samolot i prezydent jednak na Węgry poleci - ujawnił minister Michał Kamiński.

SONDAŻ
Czy polskim władzom potrzebne są nowe samoloty?

Tak
Nie
Nie mam zdania

Liszka: Oba samoloty są zepsute

W rozmowie z portalem Gazeta.pl rzecznik rządu Aleksandra Liszka potwierdziła, że oba samoloty, z których korzystają m.in. prezydent i premier, są aktualnie w naprawie. Liszka zapewniła, że przed świętami wszystkie osoby, które korzystają z tych samolotów, a więc i prezydent, zostały poinformowane o problemach technicznych.

Kamiński: Udało się wyczarterować samolot

Tymczasem już po godz. 20.00 strona "Dziennika" podała za Michałem Kamińskim z Kancelarii Prezydenta, że wizyta prezydenta Kaczyńskiego na Węgrzech została odwoałana, bo prezydent po prostu nie ma czym lecieć. Chwilę później Kamiński już dementował te informacje: - W ostatniej chwili udało się wyczarterować samolot i prezydent na Węgry poleci. Dowiedziałem się tego przed chwilą w rozmowie z samym Lechem Kaczyńskim - tłumaczył minister. - Obiektywny fakt jest taki, że Kancelaria Prezydenta dostała wiadomość o awarii samolotów w sobotę, tuż przed bardzo ważnymi świętami. Kancelaria musiała podjąć ekstremalne działania, żeby jakiś samolot się znalazł - mówił Kamińśki. Zapewnił jednocześnie, że nie ma żadnego konfliktu na tym tle z Kancelarią Premiera.

Co się dzieje z samolotami?

- Jeden z samolotów przechodzi okresowy przegląd - powiedział w TVN24 rzecznik Sił Powietrznych Wiesław Grzegorzewski. - Druga maszyna wróciła niedawno z Moskwy. Okazało się, że zamontowany przez Rosjan system łączności satelitarnej źle wpływa na system nawigacyjny - ujawnił.

Cracovia mistrzem w hokeja

Zakończyły się finały w polskiej lidze

Cracovia wygrała hokejowe play-offs

Hej, heja, heja, Cracovia mistrzem w hokeja - śpiewają fani krakowskiej drużyny. Hokeiści z Krakowa po raz szósty w historii sięgnęli po mistrzowskie insygnia. Podopieczni Rudolfa Rohacka zwyciężyli po morderczej serii sześciu spotkań. Ostatecznie wynik starcia z GKS-em Tychy to 4:2 dla "Pasów".

Cracovia miała łatwiej, bo przed dzisiejszym meczem prowadziła 3:2. A do tego grała przed własną publicznością. I wygrała. W ostatnim finałowym spotkaniu "Craksa" pokonała GKS 2:0 (0:0, 1:0, 1:0). Gole zdobywali: Jarosław Kłys (28) i Vladimir Buril (59).

Atmosfera była gorąca także "dzięki" sędziom. Ci kompletnie się gubili, nakładając kary, a potem... wycofując się ze swoich decyzji. Na tafli było więc nerwowo, a zawodnicy bez pardonu się faulowali.

W drugiej i trzeciej tercji lepsi byli już gospodarze, którzy strzelali w każdej z tych partii po jednej bramce.

GKS na pewno jest zawiedziony, ale hokeiści tego klubu dali z siebie wszystko. Finały stały na bardzo wysokim poziomie.

Skandal podczas zapalania olimpijskiego znicza

strem
2008-03-24, ostatnia aktualizacja 2008-03-24 15:24
Zobacz powiększenie
Mężczyzna z czarną flagą próbuje podbiec do przemawiającego chińskiego oficjela, ale w ostatniej chwili zostaje zatrzymany przez policję
Fot. Reuters

Jeszcze zanim w greckiej Olimpii zapłonął olimpijski znicz, już doszło do pierwszego skandalu związanego z organizacją igrzysk przez Chiny. Podczas oficjalnej uroczystości zapalenia ognia pojawiło się dwóch demonstrantów, z których jeden prawie dobiegł do przemawiającego szefa chińskiego komitetu organizacyjnego, ale w ostatniej chwili został zatrzymany przez policję. Do drugiego incydentu doszło już na trasie biegu ze zniczem.

Zobacz powiekszenie
Fot. MAL Langsdon Reuters
Olimpia, Grecja. Jeana François Julliarda z Reporterów bez Granic zatrzymują ochroniarze; przemawia szef chińskiego komitetu olimpijskiego Liu Qi
Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Kadr z TV: przemawiający Chiński oficjel Liu Qi nie widzi biegnącego za nim demonstranta
Jak obrońcy praw człowieka zakłócili ceremonię - zdjęcia



Do incydentu doszło podczas uroczystości w starożytnej Olimpii, gdzie zgodnie z tradycją od promieni słonecznych musi być zapalony olimpijski ogień. Na teren uroczystości dostało się dwóch przeciwników chińskiej polityki wobec Tybetu, członków organizacji "Reporterzy bez granic". Jeden z mężczyzn podbiegł do podium, na którym przed kilkuset gośćmi przemawiał szef chińskiego komitetu organizacyjnego Liu Qi. Protestujący wymachiwał czarną flagą ze zdjęciem kajdanek ułożonych w we wzór olimpijskich kółek. Został w ostatniej chwili zatrzymany przez jednego z tysiąca policjantów pilnujących spokoju podczas uroczystości.

Przemawiający Liu Qi wydawał się nie zauważać demonstranta i zachował kamienną twarz. W chwilę potem mówił: - Olimpijski ogień będzie niósł światło, szczęście, pokój, przyjaźń i nadzieję na spełnienie marzeń dla obywateli Chin i całego świata.

Kontrowersyjna sztafeta przebiegnie przez Tybet

Do drugiego incydentu doszło już na trasie sztafety ze zniczem olimpijskim. Dwójka tybetańskich aktywistów położyła się na ulicy machając tybetańską flagą oraz wykrzykując protybetańskie hasła.

Sztafeta ze zniczem, która wyruszyła dzisiaj z Olimpii w 130 dni ma pokonać 137 tysięcy kilometrów. W wielu miejscach świata, które odwiedzi olimpijski ogień, zapowiedziane są protesty związane z ostatnimi wydarzeniami Tybecie. Sytuację zaostrza fakt, że trasa sztafety z olimpijskim ogniem na terytorium Chin, dwukrotnie wiedzie przez Tybet. Chińczycy po raz pierwszy w historii Olimpiad zapowiedzieli także wniesienie pochodni z olimpijskim ogniem na szczyt najwyższej góry świata Mount Everestu, która dla Tybetańczyków jest świętą górą. Chińskie władze zapowiadają, że zapewnią bezpieczeństwo sztafety w Tybecie.

31 marca olimpijski ogień trafi do Chin. Specjalna ceremonia z tej okazji odbędzie się na Placu Niebiańskiego Spokoju.


Inter - Juventus 1:2

Bramki:

Maniche (83.)

Kartki:

Cruz, Chivu, Burdisso - żółta

Skład:

Cesar - Zanetti, Maxwell, Maicon, Burdisso, Materazzi, Chivu (74. Balotelli), Stankovic, Jimenez (52. Suazo), Ibrahimovic, Cruz (63. Maniche)

Trener: Roberto Mancini


1 : 2

0
:
0


22 marca 2008 godz. 20:30
Giuseppe Meazza
Sędzia: Farina

Bramki:

Camoranesi (49.), Trezeguet (63.)

Kartki:

Molinaro, Legrottaglie - żółta

Skład:

Buffon - Chiellini, Grygera, Legrottaglie, Molinaro, Camoranesi, Nedved, Sissoko, Salihamidzic, Del Piero, Trezeguet (73. Iaquinta)

Trener: Claudio Ranieri



Serie A: Najciekawszy sezon od lat!
Marcin Napiórkowski
Tak ciekawego sezonu nie było we Włoszech od sześciu lat! Po świetnym meczu w "Derbach Italii" Inter przegrał u siebie z Juventusem i znów zmniejszyła się jego przewaga nad Romą. Walka o tytuł trwa.
To już kolejne spotkanie, kiedy Inter rozczarował. Fatalna passa nerazzurrich zaczęła się 19 lutego, kiedy mistrzowie Włoch przegrali z Liverpoolem pierwszy mecz 1/8 finału Ligi Mistrzów. Od tamtego momentu wygrali zaledwie dwa z sześciu spotkań ligowych, trzy zremisowali i jedno przegrali (była to do soboty ich jedyna ligowa porażka w tym sezonie). Zwycięstwo z Juventusem miało sprawić, że drużyna Roberto Manciniego zapomni o ostatnich niepowodzeniach i zachowując bezpieczną przewagę nad Romą, skupi się na obronie scudetto. Początek sobotniego meczu zapowiadał realizację tych planów. Pojedynek był wyrównany, jednak lepsze sytuacje bramkowe stwarzali gospodarze z San Siro. Z rzutu wolnego groźne strzelał Chivu, a swoje szanse mieli także Jimenez i Burdisso. Z drugiej strony bliski zdobycia gola był Del Piero. Jednak zawsze na wysokości zadania stawali najlepsi w swoich zespołach: bramkarze Buffon (Juventus) i Cesar (Inter).

Obraz gry zmienił się zupełnie w drugiej połowie. Już na jej początku bramkę dla Juventusu strzelił Mauro Camoranesi (choć trzeba przyznać, że w chwili podania od Chilliniego był na spalonym), a kwadrans później po akcji i asyście Del Piero na 2:0 podwyższył Trezeguet. W tym fragmencie spotkania Juventus dominował i mógł gospodarzom odebrać wszelkie nadzieje, jednak świetne sytuacje marnowali między innymi Del Piero (dwie) i Sissoko. Nieskuteczność rywali wykorzystali gospodarze. Maniche strzelił gola kontaktowego w 81. minucie. Portugalski pomocnik - wypożyczony z Atletico Madryt - mógł zostać bohaterem spotkania jednak po jego strzale w końcówce piłka trafiła w słupek. - Teraz przynajmniej skończy się gadanie o tym, czy sędziowie pomagają Interowi! Pierwszy gol padł z ewidentnego spalonego - wściekał się po meczu trener Mancini. Trudno się dziwić. Po odpadnięciu z Ligi Mistrzów i ostatnich niepowodzeniach w rozgrywkach krajowych prasa od razu zaczęła spekulować na temat jego przyszłości w klubie. Ponoć prezes Interu Massimo Moratti spotkał się z Jose Mourinho. - Naszym największym problemem jest to, że straciliśmy w ostatnich tygodniach wielu piłkarzy - tłumaczył się Mancini. Takie wypowiedzi irytują kibiców Interu. Wszyscy wiedzą, że nerazzurri mają najszerszą kadrę w lidze, więc nikt takiej argumentacji nie przyjmuje. Włoska prasa przyczyn słabej formy szuka raczej w błędach Manciniego. Media sugerują, że piłkarze zostali źle przygotowanie do sezonu i dlatego w jego końcówce grają słabo, a wielu z nich ma kłopoty ze zdrowiem. Bardzo chwalony jest natomiast Juventus, który tym zwycięstwem uczynił milowy krok w kierunku gry w Lidze Mistrzów.

Słaby występ Interu wykorzystała Roma, choć wydawało się, że po środowej porażce w derbach stolicy z Lazio straciła już szanse na scudetto. Rzymianie wygrali z Empoli. Trzy punkty z broniącym się przed spadkiem zespołem nie przyszły łatwo. Gole dla Romy zdobyli Tonetto i Panucci. - To był bardzo trudny pojedynek - powiedział po meczu Luciano Spaletti, trener rzymian. - Po wygranej Juventusu nie pozostaje nam nic innego, jak walczyć do końca o tytuł. Będzie ciekawie - zapowiedział. O ile trener Interu jest przez media krytykowany, o tyle Spaletti jest przez nie wychwalany. To on mógłby teoretycznie narzekać na sędziów (rzeczywiście często kontrowersyjne decyzje były podejmowane na korzyść Interu) bądź wąską kadrę (zmagająca się z problemami finansowymi Roma straciła przed sezonem między innymi Chivu), ale mimo wszystko osiąga ze swoim zespołem świetne wyniki. Szanse na tytuł są bardzo realne, gdyż Inter ma przed sobą jeszcze mecze z Fiorentiną i Lazio. Ci pierwsi wygrali w weekend właśnie z Lazio i wciąż utrzymują czteropunktową przewagę nad Milanem w walce o czwarte miejsce dające grę w eliminacjach do Ligi Mistrzów.

Tak ciekawie w Itali nie było od 2002 roku kiedy Juventus, Romę i Inter dzieliły na mecie sezonu dwa punkty.