piątek, 3 kwietnia 2009

Ratunku, jestem dziewicą!

Maja Stasińska
Dla jednych dziewictwo to kwestia oczekiwania na tę właściwą osobę, dla innych ma związek z religijnością. Często jednak staje się niepotrzebnym brzemieniem, do którego kobiety wstydzą się przyznać.
Alicja ma 39 lat, na jednym z kobiecych forów internetowych napisała: „Jestem dziewicą, a nie dziwadłem. Nie mam powodu do wstydu. Chociaż nigdy, nikomu nie powiedziałabym, że do tej pory nie miałam seksu, bo zostałabym potraktowana jak kosmitka, dewotka albo sekciara. Tyle mówi się o dyskryminacji mniejszości seksualnych, ale to nic w porównaniu z dyskryminacją dziewic. Czy tak trudno zrozumieć, że czasami nie trafia się na swoją drugą połówkę?”.

Alicja skończyła ekonomię, jest główną księgową w jednej z korporacji. Ma własne mieszkanie, samochód, domek nad jeziorem - klasa średnia. I ciągle jest sama. Na studiach miała chłopaka, ale rozstali się, bo jak twierdzi Alicja, poza sympatią nic między mini nie było, a to za mało, żeby zbudować związek. Potem już nigdy nie była z żadnym mężczyzną, a seks to dla niej zbyt ważna sprawa, żeby zrobić to przy pierwszej nadarzającej się okazji.

- Może nie mam szczęścia do facetów. Nigdy nie spotkałam takiego, z którym chciałabym być w związku. Tak wyszło. Faktem jest, że nie lubię zadymionych klubów, wolę pójść do kina albo w domu poczytać książkę. Może nie szukałam. A z drugiej strony, niby jak miałabym szukać, przecież poznawałam wielu chłopaków na studiach i w pracy. Albo spotykasz swoją drugą połówkę, albo nie - mówi Alicja.

O tym, że Alicja jest dziewicą wie tylko jej mama. O coming autcie wśród znajomych nie ma mowy. Po co narażać się na śmieszność. Alicja przekonuje, że nie tyle żałuje, że nigdy nie doświadczyła seksu, ale tego, że nie ma rodziny. Wierzy, że jeszcze nic straconego, że spotka tego właściwego mężczyznę. Jaki ma być?

- Nie mam jakiś ścisłych wytycznych. Na pewno nie może być balangowicz, który codziennie musi zrobić rundę po klubach. To nie mój świat. Chciałabym, żeby dla niego również ważna była rodzina - mówi Alicja.

Cnotę oddam od zaraz

Radosław Jerzy Utnik, seksuolog z Kliniki „Nasze Zdrowie” w Warszawie, zauważa, że kultura masowa wykreowała model zachowania, gdzie seks przedmałżeński z wieloma partnerami jest normą, tak jak wchodzenie w przelotne związki. Dlatego wstydzimy się przyznać, że w wieku 20-kilku czy 30-tu lat inicjację seksualną mamy jeszcze przed sobą.

Karolina (32 lata) postanowiła nie czekać już na swoją drugą połówkę. Dziewictwo nie jest dla niej powodem dumy, ale balastem. Skończyła historię sztuki, pracuje w jednej z galerii. Jej koleżanki opowiadają o kolejnych partnerach i łóżkowych perypetiach, a ona wtedy milczy, albo zmienia temat. Karolina zastanawia się, czy po prostu nie pójść z kimkolwiek do łóżka, żeby mieć to za sobą.

- Moje dziewictwo nie wiąże się z religią czy poglądami. Bardzo długo nie mogłam pozbierać się po rozstaniu z pierwszą miłością. Nie weszłam w nowy związek, bo wydawało mi się, że faceci zawsze w końcu zdradzą i zostawią - mówi Karolina.

Pierwsza miłość Karoliny wybuchła na początku liceum. Chłopak był od niej 5 lat starszy. Skończył już szkołę, pracował i studiował. Podziwiała w nim jego dojrzałość. Karolina nie zamierzała z decyzją o pierwszym razie czekać do ślubu, chciała jedynie lepiej poznać swojego chłopaka. Pamiętała, co jej matka często powtarzała: "Jak dziewczyna sama się nie szanuje, to żaden facet nie będzie jej szanować. Takie, co to zaraz pchają się do łóżka, kończą na bruku z brzuchami”. Tak jak jej starsza koleżanka z klatki obok, która pod koniec liceum zaszła w ciążę. Całe miasteczko wytykało ją palcami. Karolina nie chciała być taką pierwszą lepszą, chciała, żeby jej chłopak ją szanował. On też nie naciskał. Później okazało się, że jednocześnie ma romans z mężatką. Karolinie świat zawalił się na głowę. Nie wiedziała, co ma robić. W głowie kołatała jej inna często powtarzana przez matkę sentencja życiowa: „Faceci myślą tylko o jednym, a na koniec i tak cię zostawią”. Tak jak ojciec zostawił matkę Karoliny, kiedy ta miała 2 latka.

Karolina ma do matki żal, że obarczyła ją swoimi traumami. Pewnie nie przeżyłaby tak bardzo zdrady swojego chłopaka, gdyby wtedy otrzymała wsparcie. Dużo czasu zajęło jej nabranie zaufania do mężczyzn. Zobaczyła, że jej koleżanki są przecież w szczęśliwych związkach, gdzie nikt nikogo nie zdradza. Poza tym ma wielu świetnych kolegów, więc teraz myśli sobie, że może faceci nie są tacy źli.

Radosław Utnik widzi kilka powodów, dla których ludzie z seksem czekają do 30-stki. Bardzo duże znaczenie ma wychowanie i poglądy religijne. Niewielka część społeczeństwa to osoby aseksualne, które nie odczuwają popędu płciowego. Cześć ma lęki przed bliskością, które wiążą się z doświadczeniami w przeszłości, a wtedy warto wybrać się do psychologa lub seksuologa. Samemu bowiem trudno poradzić sobie z taką sytuacją, tym bardziej, że lęki często są nieuświadomione. Wtedy kobiety mają opory przed mężczyznami, ale nie potrafią powiedzieć dlaczego. Usiłują to racjonalizować, mówią: „nie mam czasu na randki, muszę się uczyć”, albo: „nie potrzebuję mężczyzn, dobrze czuję się bez nich”. Terapia daje szansę na poradzenie sobie z przykrymi doświadczeniami i zbudowanie związku czy rodziny.

Cnotliwa i dumna

Kiedy mogłoby się wydawać, że dziewictwo jest już nikomu niepotrzebnym przeżytkiem, zrodziła się moda na wstrzemięźliwość seksualną. Gwiazdy show biznesu publicznie zapewniały: „seks tak, ale dopiero z mężem”. Kilka lat temu prekursorką czystości przedmałżeńskiej była Britney Spears. W jej ślady poszła modelka Miley Cyrus i Adriana Lima. W tyle nie pozostały polskie gwiazdy. Zachowanie dziewictwa do ślubu deklarowała Sasha Strunin, Jola Rutowicz i Gosia Andrzejewicz, które publicznie zwierzały się, że dla niech utrata dziewictwa jest bardzo poważną sprawą i zamierzają z tym poczekać do ślubu. Zapewniały przy tym, że nie czują dyskomfortu z powodu swojego dziewictwa, po prostu czekają na odpowiedniego mężczyznę. Nie wszystkim udało się dotrzymać słowa, ale to dzięki nim, wiele dziewczyn przestało wstydzić się, że z inicjacją seksualną im się nie spieszy.

O ile gwiazdy mogły składać takie deklaracje dla podsycenia zainteresowania sobą mediów, to najczęściej jednak przyczyną wstrzemięźliwości seksualnej są poglądy religijne. Powstają stowarzyszenia, które wspierają dziewczyny w zachowaniu „czystości” - w Stanach Zjednoczonych "Srebrna Obrączka", w Polsce „Ruch Czystych Serc". Patronką ruchu jest błogosławiona Karolina Kózkówna, która zginęła broniąc swojej cnoty. W takich organizacjach ludzie czują, że nie są odmieńcami, mogą się spotkać z osobami o takich poglądach, jak oni, poczuć się dumni ze swojego dziewictwa. Składają śluby czystości, a na znak wkładają na palec pierścień z lilią.

Kasia i Janek swój pierwszy raz mieli w noc poślubną. Dla obojga wiara w Boga jest sprawą fundamentalną. Poznali się na spotkaniu bractwa przy jednym z kościołów w Krakowie. Pobrali się 1,5 roku później. Oboje wiedzieli, że chcą z seksem poczekać do ślubu. Myślą, że gdyby zrobili inaczej, całe życie musieliby nieść na sobie grzech seksu przedmałźenskiego. Przyznają, że czasami było bardzo trudno, szczególnie kiedy byli blisko siebie, a jedyne na co sobie pozwalali to pocałunki i pieszczoty.

- Jestem żoną mężczyzny, któremu ufam bezgranicznie. Po prostu wiem, że on mnie nie zdradzi, bo jest facetem z zasadami, który umie powiedzieć „nie”. Wyszliśmy z tej próby wzmocnieni. I przede wszystkim możemy z podniesionym czołem wejść do kościoła - przekonuje Kasia.

Czy warto czekać z seksem do ślubu? Radosław Utnik twierdzi, że z medycznego punktu widzenia ślub nie ma większego znaczenia. Część seksuologów zaleca nawet seks przedmałżeński, żeby sprawdzić jak funkcjonujemy w tym związku, a seks jest ważnym przecież jego elementem. Zdarza się, że długo wyczekiwany pierwszy raz niesie za sobą rozczarowanie. Ślub, zmiana nazwiska, a bywa, że i miejsca zamieszkania jest dużym stresem adaptacyjnym, a kiedy dochodzi do tego inicjacja seksualna, może okazać się, że już nie jesteśmy w stanie temu wszystkiemu podołać. Zdarza się, że to rodzi frustracje i rzutuje to dalszy związek.

- Religijna osoba nie przeżyje z radością inicjacji seksualnej przed ślubem. To też może się wiązać z wyrzutami sumienia i zahamowaniami w przyszłości. Najważniejszą sprawą jest żebyśmy decydowali się na seks z partnerem, z którym mamy dobry związek emocjonalny, w odpowiednim dla siebie czasie i w zgodzie z samym sobą - mówi Radosław Jerzy Utnik.

================================
Dziewictwo w pewnym wieku to już PATOLOGIA i nawet te,które trzymały dla tego jedynego zaczynają rozumieć,że coś jest nie tak gdy w okolicach 30 budzą się z "reką w nocniku".Oczywiście przegięcia w którąkolwiek stronę to głupota,zarówno tracenie dziewictwa w wieku 13,15lat jak i trzymanie jej do 30 i dalej.Zwykle wynika to z jakichś lęków i strachu przed zbliżeniem,w końcu legendy krążą o tym jaki to ten pierwszy raz jest bolesny i traumatyczny.Jak widać u niektórych skutkuje to tak dużą blokadą,że nie są w stanie się przełamać,a potem dorabiają sobie do tego ideologię o "czekaniu na księcia" i inne śmieszne teoryjki.
A co do facetów,którzy tak pragną dziewicy na żonę,sprawa jest oczywista.To faceci z kompleksami,boją się konfrontacji łózkowej z doświadczoną kobietą,tego że nie podołają,że rozczaruja,boją się porównań do poprzedników.Ot łózkowi nieudaczniecy, którzy chcą się dowartościować popisami przed kompletnie "zieloną" w tych sprawach kobietą.A najśmieszniejsze to,że ta ich "czysta i bez skazy" jak juz zasmakuje seksu,to na bank nie tylko pożałuje,że tak długo zwlekała,ale i zachce spróbować jak to jest z innymi...
============================================
A samotność i frustracja seksualna może przynieść jeszcze więcej złego niż niełatwe związki.W koncu człowiek nie jest stworzony do samotności i łaknie bliskości drugiego człowieka.Zawsze lepiej próbować niż twierdzić,że wszyscy faceci są do niczego i że nie warto.

Student biedy nie klepie

Blady, wiecznie z pustym portfelem, udzielający korepetycji, by zarobić na książki i obiad w barze mlecznym? Taki obraz studenta odchodzi w niebyt. Stypendia, praca na etacie, własne firmy - dzisiejsi żacy umieją się zatroszczyć o pieniądze.

Ewelina kończy polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Od początku studiów pracuje. Najpierw w sklepie odzieżowym, potem w radiu, przez chwilę "na zmywaku" w Londynie, a teraz - w jednej z codziennych gazet. Za parę miesięcy obroni pracę magisterską. O ile wśród zawodowych obowiązków znajdzie czas, by ją napisać:

- Nie jestem z Warszawy , a rodziców nie było stać, żeby mnie utrzymywać. Od początku wiedziałam, że jeśli chcę się przenieść do stolicy, to muszę zarabiać. W sklepie z ciuchami wytrzymałam prawie rok. Niezły wyczyn, bo harówka koszmarna, a pensja śmieszna (1 tys. miesięcznie), więc po opłaceniu mieszkania i raty za studia nie zostawało prawie nic - opowiada Ewelina. Wtedy jeszcze czasem pożyczała od rodziców na jedzenie czy nowe buty, teraz sama kupuje im prezenty:

- W pracy spędzam całe dnie, ale w końcu przyzwoicie zarabiam. Starcza na opłacenie studiów, zagraniczny wyjazd, nowy obiektyw do aparatu.

Zakasali rękawy

Z badań przeprowadzonych ostatnio przez serwis infoPraca.pl wynika, że zdecydowana większość polskich studentów łączy naukę z pracą. Aż 52 proc. żaków zaczyna zarabiać już na I roku. I to bynajmniej nie przy roznoszeniu ulotek: - Niemal równolegle ze studiami zaczęłam pracę w banku przy obsłudze klienta - opowiada Kasia, studentka romanistyki z UW. - Po kilku latach przeszłam do działu HR, kilka dni temu została kierownikiem projektu. Nie wiem, czy w ogóle skończę studia, bo szczerze mówiąc, nie bardzo mam czas na naukę - mówi Kasia. Czy nie żałuje, że tak wcześnie dała się zaprząc w pracowniczy kierat, a podczas gdy jej znajomi mają 3 miesiące wakacji, ona - dwa tygodnie urlopu?

- Żartujesz? Mam 23 lata i już zarabiam więcej niż moi rodzice (około 4 tys.), a w CV mam kilka ładnych lat doświadczenia zawodowego. Imprezy i wakacje? Ciekawe, z kim, skoro większość ludzi z mojego roku pracuje - wzrusza ramionami Kasia.

Co robią studenci, którzy chcą zarabiać, a nie mają ochoty na użeranie się z szefem? Zakładają własne firmy. W ciągu ostatnich 2 lat sześciokrotnie wzrosła liczba młodych przedsiębiorców, tylko w ciągu minionego roku w Akademickich Inkubatorach Przedsiębiorczości zarejestrowano prawie 700 studenckich firm. Branże? Mniej lub bardziej wyszukane: studentka socjologii z UW założyła pierwszy w Polsce sklep z butami do tanga argentyńskiego (cena za parę nie mniej niż 400 zł), kilka dziewczyn z Uniwersytetu Jagiellońskiego skrzyknęło się i założyło agencję hostess, a Dominika Hofman, Beata Master, Marta Domagalska, Katarzyna Połowniak - studentki Uniwersytetu Śląskiego - zarabiają, prowadząc internetowy portal edukacyjny dla maturzystów. Korzyści? Sami są sobie szefami, nie muszą przesadnie martwić się sprawami urzędowymi (inkubatory dają im NIP, regon itp.). A że pracują w takich godzinach, jakie im pasują - nie cierpi na tym nauka.

Alma Mater da zarobić

Nie wszyscy żacy mają genialne pomysły na biznes albo tyle samozaparcia, by prócz dziennych studiów ciągnąć pracę na etacie. Ale i oni biedy nie klepią. Zarabiają na... wiedzy. Dobre stopnie w indeksie mogą oznaczać całkiem przyzwoite wpływy na konto. Uczelnie wypłacają stypendia naukowe (wysokość każda uczelnia ustala sama) i sportowe, można się też starać o pieniądze z funduszu socjalnego, np.: stypendium mieszkaniowe czy na wyżywienie. Łącząc stypendia, na Uniwersytecie Warszawskim można zgarnąć nawet około 1,5 zł (miesięczna wysokość stypendiów nie może być wyższa niż 90 proc. najniższego wynagrodzenia asystenta):

- Ciężko było tylko na I roku, bo wtedy jeszcze nie przysługuje stypendium - mówi Maciek, absolwent politologii i socjologii UJ. - Potem już co roku dostawałem stypendium Ministra Nauki, około 1 tys. zł miesięcznie. Na krakowskie warunki sprzed kilku lat - góra pieniędzy (dziś stypendium ministra nauki wynosi 1,3 tys., otrzymuje je ponad tysiąc wybitnych studentów), więc nie musiałem pracować.

Opłaciło się, Maciek właśnie otwiera przewód doktorski na Yale. Do Stanów mógł pojechać, bo uczelnia... przyznała mu stypendium. Ile? - Wystarczająco, by się utrzymać i od czasu do czasu poszaleć w klubach Nowego Jorku. Starcza też na egzotyczne wyprawy (ostatnio Chile).

Ale uczelnie dają zarobić nie tylko poprzez stypendia. Żeby zatrzymać odpływ tych studentów, którzy nie dają rady pogodzić nauki z pracą, szkoły - zwłaszcza prywatne - coraz częściej oferują normalną pracę:

- Zatrudniamy naszych studentów na umowę-zlecenie w bibliotece, kawiarence internetowej, do pomocy w sekretariacie. Co roku znajdujemy taką pracę dla kilku osób - mówi Danuta Chojnacka ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. W Wyższej Szkole Informatyki w Łodzi pracę proponowano początkowo tylko tym studentom, którzy zalegali z opłatami. W ciągu miesiąca zarabiali około 300 zł i odpracowywali dług wobec uczelni, pracując w dziekanacie czy pomagając przy rekrutacji. Teraz zarabiają też ci, których talenty mogą się przydać uczelni:

- Zdarza się, że nasi studenci piszą programy albo robią projekty graficzne dla szkoły - słyszymy w biurze promocji uczelni.

Życie na kredycie

Pieniędzmi nie najgorzej gospodarują też ci, którzy na studia wzięli kredyty (przyznają je PKO BP, Bank Gospodarki Żywnościowej, Bank Pekao, Bank Polskiej Spółdzielczości, Gospodarczy Bank Wielkopolski, mogą się o niego starć studenci dzienni i zaoczni którzy rozpoczęli naukę przed 25 rokiem życia, gdy dochód w rodzinie nie przekracza 2,5 tys. zł):

- Nie miałem problemu, by dostać kredyt, bo w domu pracował tylko tata, a mama była bezrobotna - opowiada Marcin, który jest w trakcie studiów doktoranckich (prosi, by nie pisać, na jakiej uczelni). - Pieniądze od banku - 400 zł miesięcznie - brałem przez całe 5 lat studiów, ale od II roku dostawałem też stypendium socjalne i naukowe (łącznie 500 zł). Od czasu do czasu była jakaś dorywcza praca i dodatkowy zastrzyk gotówki. Spokojnie starczało na przeżycie miesiąca, łącznie z przyjemnościami i wyjazdami. Skutkiem tego pieniądze z kredytu wpłacałem... systematycznie na konto. Po pięciu latach uzbierało się tego ponad 20 tysięcy! - opowiada Marcin. - Kredyt zacząłem spłacać dopiero dwa lata po skończeniu studiów. Teraz pracuję, spłacam go cały czas, malutkimi ratami, a tamta gotówka wciąż mi rośnie na kilku kontach. Trzymam ją na zapas! - mówi Marcin.

Nie brakuje też studentów, którzy nie tylko trzymają, ale też obracają gotówką. Z danych Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych wynika, że co piąty inwestor na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych jest studentem.

Marcelina Szumer