Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BIZNES. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą BIZNES. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 11 marca 2008

Dynamiczne wybicie na złotym. Padają kolejne rekordy

X-Trade Brokers
2008-03-11, ostatnia aktualizacja 53 minuty temu

We wtorek złoty mocno zyskuje do głównych walut, reagując na gwałtowne wzrosty notowań eurodolara oraz przekładającą się na wzrost apetytu na ryzyko, poprawę nastrojów na światowych giełdach.

Zobacz powiekszenie
ZOBACZ TAKŻE
O godzinie 12:41 kurs USD/PLN testował poziom 2,2867 zł, spadając o 3,8 grosza w stosunku do poniedziałkowego zamknięcia. Przed południem para ta testowała już poziom 2,2844 zł. Ostatnio dolar był tak tani w sierpniu 1994 roku.

Podobnie silne wzmocnienie złoty notował do innych walut. Funt po spadku o 6,1 grosza testował poziom 4,6138 zł. Za euro trzeba było zapłacić 3,5387 zł, czyli o 2,9 grosza mniej niż w poniedziałek. Natomiast szwajcarski frank stracił 3,6 grosza i kosztował 2,2465 zł.

Najsilniejsze konsekwencje dzisiejszego wzmocnienie polskiej waluty mają miejsce w przypadku notowań USD/PLN. Para ta dynamicznie wybiła się dołem z 1,5-tygodniowej stabilizacji w przedziale 2,30-2,33 zł. Może to otwierać drogę nawet do 2,20 zł na przestrzeni najbliższych tygodnii. W przypadku pozostałych par potencjał spadkowy ograniczają dołki z ostatnich tygodni, czyli poziom 3,51 zł dla EUR/PLN, 4,59 zł dla GBP/PLN i 2,1850 zł dla CHF/PLN.

Oprócz rekordowych notowań EUR/USD, które sięgnęły dziś poziomu 1,5493 dolara oraz poprawy klimatu inwestycyjnego na giełdach, umocnieniu złotego sprzyja również oczekiwanie na czwartkowe dane o lutowej inflacji CPI w Polsce. Rynek prognozuje, że wzrośnie ona o 4,6 proc. w relacji rocznej. Wyższy wzrost stanowiłby przesłankę do oczekiwania kontynuacji zaostrzania polityki monetarnej przez RPP i dodatkowo wzmocniłby złotego.

Kres spadków polskich par może nastąpić dopiero wraz ze zmianę trendu na spadkowy na rynku eurodolara. Od sytuacji na rynkach akcji będzie natomiast zależało, czy przełoży się to na stabilizację kursów na niskich poziomach, czy też na dynamiczną korektę wzrostową.

---
Marcin R. Kiepas
marcin.kiepas@xtb.pl
X-Trade Brokers DM S.A.


X-Trade Brokers

środa, 16 stycznia 2008

Z kont mBanku i Multibanku zniknęły pieniądze

am/Alert24
2008-01-16, ostatnia aktualizacja 2008-01-16 12:41

Nasi czytelnicy zaalarmowali nas, gdy sprawdzili wczoraj wieczorem stan swoich kont bankowych w mBanku. Okazało się, że z ich kont zniknęły znaczne sumy pieniędzy. - Na moim koncie zarejestrowano 15 wypłat, mam wyczyszczone konto! - pisał zdenerwowany internauta. - Zostałem bez środków do życia.

Zobacz powiekszenie
Zobacz powiekszenie
Zrzut ekranowy ze swojego konta wysłał nam "pepe"
Obraz powielonych operacji na koncie.
Zobacz powiekszenie
Bronek
Zrzut ekranowy internauty, który wypłacił 20 zł z bankomatu, a operacja została zaksięgowana 15 razy
- Awaria nie powstała z winy mBanku. Visa International, która dostarcza karty płatnicze naszym klientom, miała 14 stycznia awarię, system błędnie księgował operacje polegające na wybierania pieniędzy z innych bankomatów niż Euronet - mówi Magdalena Ossowska, rzeczniczka prasowa mBanku (grupa BRE Banku). - Nie wiedzieliśmy o błędach, dopóki operacje płatnicze kartami nie zostały przez nas zaksięgowane. Nie wiemy jeszcze, jakie były przyczyny awarii. Jeśli tylko Visa usunie awarię, my jak najszybciej oddamy naszym klientom pieniądze. Mamy nadzieję, że już dziś przelewy dojdą na konta klientów.

Pan Marcin jest jedną z wielu osób, którym znikły pieniądze z konta. Gdy we wtorek w nocy próbował uzyskać jakiekolwiek informacje w m-Linii banku usłyszał: "Visa International ma awarię, nie możemy nic z tym zrobić".

- Zapytałem, kiedy odzyskam pieniądze i czy ktoś mnie o tym poinformuje. Dowiedziałem się jedynie, że mam sprawdzać stan mojego konta. Nie potrafili udzielić mi żadnej konkretnej informacji. Czuję się tak jakby ktoś mnie okradł. - mówi Marcin.

Ten sam problem dotknął również klientów banku Multibank.

- Umieściliśmy już stosowne oświadczenie na naszej stronie internetowej - mówi rzecznik banku Mateusz Żelechowski. - Pieniądze naszych klientów są bezpieczne i zostaną przelane na ich konta bankowe, gdy tylko Visa upora się z awarią, która polegała na błędnym zaksięgowaniu transakcji rozliczeniowych. Klienci, którzy pobierali pieniądze lub dokonywali płatności kartą od 14 stycznia mogą mieć źle zaksięgowane transakcje. Nie wiemy jakie są przyczyny awarii - dodaje.

Przed godziną 12 rzeczniczka mBanku Magdalena Ossowska poinformowała nas, że klienci mogą już w pełni bezpiecznie korzystać z kart płatniczych. Bank jeszcze dziś będzie zwracał pieniądze, które wyparowały z kont.

Sprawdziliśmy także jak wygląda sytuacja w innych bankach.

- Klienci banku WBK nie zgłaszali nam problemów z błędami w księgowaniu operacji. Mogą spokojnie używać kart płatniczych - mówi Grzegorz Adamski, rzecznik prasowy WBK. - Z kolei osoby, które pobrały w tym dniu pieniądze z naszego bankomatu i później miały źle zaksięgowane operacje, powinny złożyć reklamację w banku, który wydał im kartę - dodaje.

Pracownicy banku PKO BP nie mieli zgłoszeń od swoich klientów w sprawie błędów w księgowaniu wypłat z bankomatów.

***

Po południu na stronach Multibanku pojawił się komunikat Visa Europe: "Wczoraj, we wtorek 15 stycznia br., organizacja Visa Europe odnotowała wystąpienie w Polsce pewnych problemów dotyczących ograniczonej liczby transakcji wypłat z bankomatów, które mogły zostać błędnie zaksięgowane dwa lub więcej razy. Problemy te zostały usunięte; obecnie pracujemy z polskimi bankami członkowskimi, by skorygować ewentualne błędy związane z rozliczeniem transakcji. Serdecznie przepraszamy użytkowników kart Visa za ewentualne niedogodności. Mamy nadzieję na jak najszybsze rozwiązanie wszelkich kwestii, jakie mogły wyniknąć z tego powodu."

środa, 9 stycznia 2008

Mocna przecena na warszawskiej giełdzie

tm, PAP, XTB
2008-01-09, ostatnia aktualizacja 2008-01-09 10:29

Dzisiejsza sesja na warszawskiej giełdzie rozpoczęła się od mocnego spadku jej głównych indeksów. Po godzinie 10-tej zarówno WIG20 jak i WIG traciły już ponad 2 proc. Nieco gorzej było z indeksami mniejszych spółek, a więc mWIG40 i sWIG80.

Zobacz powiekszenie
Fot. Albert Zawada / AG
Mocne spadki na warszawskiej giełdzie
Główna przyczyna spadków, to wczorajsze bardzo słabe zachowanie amerykańskiego rynku akcji. Wszystkie trzy główne jego wskaźniki, czyli indeksy Dow Jones, Nasdaq i S&P500 obniżyły się o ok. 2 procent, w związku z nowymi obawami, że dojdzie do recesji.

Wśród konkretnych przyczyn wtorkowego spadku tamtejsze media wymieniały nowe dane o malejącej sprzedaży domów mieszkalnych, prognozę giganta telekomunikacyjnego AT&T, który ostrzegł przed pogorszeniem nastrojów na rynku wydatków na konsumpcję, co spowodowało spadek jego akcji o 4,8 proc., a także niepokój o przyszłość największego kredytodawcy hipotecznego Countrywide Financial Corp., którego akcje spadły we wtorek aż o 28 procent w atmosferze przypuszczeń, że będzie on musiał ogłosić bankructwo, mimo zaprzeczeń jego zarządu.

Pogłoski te pogłębił wpływowy "The New York Times", który podał, że Countrywide Financial fabrykował dokumenty w jednej z głośniejszych spraw na rynku nieruchomości, dotyczącej upadłości jednego z posiadaczy domów w stanie Pennsylvania.

Jak więc widać informacje napływające do nas z USA musiały odbić się negatywnym echem już na otwarciu sesji w Warszawie, ale zdaniem analityka X-Trade Brokers Marcina R. Kiepasa , ”wiele wskazuje na to, że pomimo przeceny w USA, polska giełda wybroni się przed spadkami (to przede wszystkim zależy od zachodnioeuropejskich parkietów), jednak nie należny ignorować tego co stało się wczoraj na Wall Street. Trudno bowiem założyć, że w dłuższej perspektywie czasu będzie utrzymywać się ujemna korelacja pomiędzy giełdami w USA a resztą świata.”

Giełdy w USA ogarnął strach przed recesją

Tomasz Prusek
2008-01-06, ostatnia aktualizacja 2008-01-06 20:08

Wall Street przeżyła najgorszy początek stycznia od 1932 r. z powodu danych o bezrobociu, które sygnalizują zbliżającą się recesję

Zobacz powiekszenie
Fot. MARK LENNIHAN AP
SERWISY
O piątkowej sesji posiadacze akcji zapewne chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Indeks Dow Jones stracił 2 proc., a technologiczny Nasdaq zanurkował aż prawie 4 proc. Od początku roku są na minusie już odpowiednio 3,5 i 5,5 proc. Symbolem piątkowej przeceny był słynny producent mikroprocesorów - Intel. Jego akcje straciły na wartości aż blisko 9 proc., bo inwestorzy panicznie się boją, że z powodu spowolnienia gospodarki mocno spadną zamówienia na produkty Intela.

Akcje posypały się jak z rękawa, bo Departament Pracy USA opublikował dane za grudzień, które kompletnie rozminęły się z oczekiwaniami analityków. Liczba miejsc pracy w sektorze pozarolniczym wzrosła w grudniu o 18 tys., podczas gdy przewidywano wzrost o 70 tys. Gwałtownie skurczyła się liczba miejsc w budownictwie i usługach finansowych - to główne ofiary szalejącego od pół roku kryzysu na rynku kredytów hipotecznych. Stopa bezrobocia podskoczyła z 4,7 do 5 proc., podczas gdy prognoza mówiła o 4,8 proc. Nie pomogły dane z sektora usług, gdzie indeks aktywności PMI stracił mniej, niż prognozowano. Inwestorzy mieli świeżo w pamięci wcześniejsze dane PMI dla przemysłu wskazujące na recesję.

Wiele danych z USA jest najgorszych od lat. Przykładowo wskaźnik aktywności przemysłowej PMI po raz ostatni był tak nisko w kwietniu 2003 r., kiedy trwała wojna w Iraku. Na rynku nieruchomości kryzys trwa w najlepsze - liczba kupujących domy jest najniższa od grubo ponad dziesięciu lat, rośnie liczna bankowych egzekucji, a ceny lecą na łeb na szyję.

Coraz więcej analityków wieści, że wzrost PKB w IV kw. był bardzo słaby. Wszyscy czekają, co teraz zrobi amerykański bank centralny - Fed. Presja, aby w styczniu obciął stopy przynajmniej o 0,25 pkt proc., jest ogromna. Ale Fed jest między młotem a kowadłem, bo obniżając stopy, może wywołać niekontrolowaną inflację. A to właśnie walka z inflacją, a nie dbanie o wzrost gospodarczy jest jego głównym zadaniem. Tłumienie inflacji jest trudniejsze niż kiedykolwiek z powodu bardzo wysokich cen ropy - w zeszłym tygodniu cena baryłki po raz pierwszy w historii przekroczyła 100 dol. za baryłkę. Najbliższe posiedzenie Fed zaplanowano na 29-30 stycznia. Ale jeśli kondycja gospodarki pogarszałaby się szybko, Fed może również dokonać cięcia stóp w tzw. trybie obiegowym, poza posiedzeniami, co byłoby dowodem na powagę sytuacji. Z ogromnym napięciem inwestorzy oczekują na czwartkowe wystąpienie szefa Fed Bena Bernanke'go, który w Waszyngtonie będzie mówić o perspektywach gospodarki i polityce monetarnej. Oczekują, że Bernanke da jakiś sygnał w sprawie stóp.

Kombinacja wysokiej inflacji, stagnacji gospodarczej i bezrobocia grozi stagflacją, czyli bardzo niebezpiecznym zjawiskiem wyniszczającym gospodarkę. Efektem stagflacji byłby generalny spadek poziomu życia w USA i kryzys na giełdach.

Wieści z USA mają ogromne znaczenie dla inwestorów na warszawskiej giełdzie. W zeszłym tygodniu aż dwukrotnie zareagowali oni mocno wyprzedażą akcji na dane o kiepskiej koniunkturze w przemyśle i wzroście bezrobocia. W takich sytuacjach decydującą rolę odgrywają inwestorzy zagraniczni, którzy odpowiadają za blisko 30 proc. obrotów na warszawskiej giełdzie i są obecni przede wszystkim w akcjonariatach największych i najbardziej płynnych spółek z WIG20.

W piątek nasz indeks blue chipów stracił tylko 1 proc., ale najgorsze na giełdach nowojorskich nastąpiło już po zakończeniu handlu w Warszawie. Dlatego można się spodziewać, że parkiety europejskie dopiero dziś zareagują na fatalne wieści z USA.

Widmo recesji w USA spędza sen z powiek inwestorów

Tomasz Prusek
2008-01-08, ostatnia aktualizacja 2008-01-08 19:59

Analitycy banku Merrill Lynch ogłosili, że największa gospodarka świata już wchodzi w recesję. - Jeszcze nic nie jest przesądzone - twierdzą inni bankierzy. A politycy, na czele z prezydentem Bushem, głowią się, jak ratować koniunkturę

WZROST PKB W USA
WZROST PKB W USA
W zeszłym miesiącu były szef amerykańskiego banku centralnego (Fed) i guru rynków finansowych Alan Greenspan ocenił szanse na recesję w USA na 50 proc. Greenspan kasandrycznie wieści recesję już od wielu miesięcy, ale ujawnione ostatnio dane gospodarcze zaczynały wskazywać, że tym razem może mieć rację.

Kryzys na rynku nieruchomości, wzrost bezrobocia, spadek koniunktury w przemyśle, najgorszy początek roku na nowojorskich giełdach od Wielkiego Kryzysu w latach 30. - taki obraz gospodarki USA wyłonił się na początku roku. Inwestorzy i analitycy na całym świecie zadają sobie pytanie: czy to recesja, czy jej zapowiedź?

Merrill Lynch, jeden z największych banków inwestycyjnych w USA, doszedł do wniosku, że do USA w grudniu zawitała już recesja. Koronnym dowodem na to ma być skok stopy bezrobocia z 4,7 do 5 proc. Jednak nawet wśród profesjonalnych bankierów nie ma co do tego zgodności. Inny wielki amerykański bank Lehman Brothers zaprzecza, aby w USA były początki recesji.

Nic dziwnego, że nastroje na Wall Street są bardzo rozchwiane i inwestorzy z niecierpliwością oczekują na nowe dane z gospodarki, które rzuciłyby więcej światła na jej kondycję. Wtorkowe informacje z rynku nieruchomości były po myśli optymistów. Liczba podpisanych umów kupna domów co prawda spadła, ale koniunktura jest lepsza niż oczekiwano i wskazuje na stabilizowanie się rynku nieruchomości. W efekcie indeksy na Wall Street poszły w górę.

Teraz wszyscy czekają, jaki ruch wykonają amerykańskie władze.

Większość ekonomistów jest przekonana, że amerykański bank centralny Fed obetnie na posiedzeniu pod koniec stycznia stopy procentowe. Ale być może uczyni to nawet szybciej, w tzw. trybie obiegowym, nie chcąc patrzeć biernie, jak słabnie gospodarka. Im gorsze dane docierają z Ameryki, tym częściej pojawiają się głosy, że zagrożenie recesją jest na tyle duże, że cięcie stóp sięgnie aż 0,5 pkt proc., a nie 0,25 pkt proc.

Bezczynnie zapewne nie będzie też czekać prezydent George Bush, krytykowany wcześniej za opieszałość w zwalczaniu skutków kryzysu hipotecznego, który od wiosny 2007 r. osłabia gospodarkę.

- Bush nie zdecydował jeszcze, czy zaproponuje pakiet stymulujący gospodarkę - powiedział sekretarz skarbu USA Henry Paulson podczas wystąpienia w The New York Society of Security Analysts. Ocenił on, że przed konsumentami stoją teraz prawdziwe wyzwania: załamanie na rynku nieruchomości, wysokie ceny energii i trudna sytuacja na rynku pracy. Kolejne miesiące mogą być trudne też dla rynków finansowych.

Paulson uważa, że prawdopodobnie w następnych miesiącach będą dalsze oznaki spowolnienia gospodarki, a największe ryzyko wiąże się z nadwyżką niesprzedanych domów. W jego ocenie wprowadzenie obniżek podatków, które Bush zastosował w 2001 i 2003 r., byłoby dla inwestorów dużym wsparciem.

Tomasz Prusek: Mamy recesję w USA czy nie?

Alfred Adamiec, główny ekonomista Noble Banku: Moim zdaniem nie dojdzie do recesji, choć gospodarka USA mocno spowolni.

Jakich narzędzi może użyć Fed lub Biały Dom, aby ratować gospodarkę?

- Fed powinien pompować pieniądze na rynek finansowy, nie obniżać stóp procentowych. To drugie grozi bowiem osłabieniem dolara i wzrostem inflacji. A Fed, którego głównym zadaniem jest dbanie o stabilność cen, nie może stracić wiarygodności. Z kolei Bush nie ma wyjścia i musi zasilić gospodarkę publicznym groszem, jeśli marzy, aby Republikanie wygrali wybory.

Czekam na moment, być może dopiero w końcówce kampanii wyborczej, że ktoś powie: "Zamiast wydawać pieniądze na wojnę w Iraku, wydajmy je w USA". Przeciętny Amerykanin z klasy średniej musi w tym roku poczuć, że jego sytuacja się poprawiła.

Czy napięcia w gospodarce amerykańskiej odbijają się na Polsce?

- Nie mają generalnie na nas dużego wpływu. Nasze związki gospodarcze z USA są znacznie słabsze niż z Unią Europejską. Naszym eksporterom szkodzi głównie słaby dolar, w którym rozliczają się z wieloma partnerami, także poza USA. W kraju mamy wprost fantastyczne nastroje społeczne, popyt wewnętrzny jest bardzo duży, przedsiębiorcy widzą optymistycznie przyszłość i inwestują. Jestem spokojny o ten rok w naszej gospodarce. Będzie nawet lepszy od wielu prognoz. Moim zdaniem wzrost PKB sięgnie 5,7-5,8 proc. Akcje polskich firm są atrakcyjne dla zagranicznych inwestorów, którzy czekają na okazje do zakupów. Przecena pod wpływem wieści z USA ma przede wszystkim uzasadnienie psychologiczne.

czwartek, 3 stycznia 2008

Prokuratura zajmie się doniesieniami Kaczmarka

ulast, PAP
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-03 15:00
Zobacz powiększenie
Prokurator krajowy Jerzy Engelking pokazuje na konferencji prasowej 1 września podsłuchy założone przez CBA i zalegalizowane przez ABW. Dzięki temu mogły być wykorzystane do oskarżenia Kaczmarka,Kornatowskiego i Netzla o fałszywe zeznania
Fot. Filip Klimaszewski / AG

Przekroczenie uprawnień przez bezprawne ujawnienie danych żony b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka i nieuprawnione ujawnienie dowodów ze śledztwa na konferencji prasowej - taka jest teza postępowania, wszczętego przez Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga.



O rozpoczęciu śledztwa w tej sprawie poinformowało w czwartek radio RMF FM. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur potwierdzając to, dodała, że postępowanie wszczęto jeszcze pod koniec zeszłego roku.

Śledztwo dotyczy sprawy konferencji prasowej z lata zeszłego roku prowadzonej przez ówczesnego wiceprokuratora generalnego Jerzego Engelkinga. Ujawniono podczas niej zapisy z podsłuchanych rozmów Kaczmarka, b. szefa policji Konrada Kornatowskiego i ówczesnego szefa PZU Jaromira Netzla ze śledztwa o przeciek z akcji CBA w resorcie rolnictwa.

Ścigania Engelkinga we wniosku do prokuratury żądał Kaczmarek i jego żona. To doniesienie skierowano do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, która pod koniec listopada zeszłego roku przekazała sprawę praskiej prokuraturze okręgowej, bo prokuratura okręgowa dla Warszawy lewobrzeżnej prowadzi główne śledztwo w sprawie przecieku z akcji CBA (gdzie zarzuty ma Kaczmarek, Kornatowski i Netzel, a od niedawna także biznesmen Ryszard Krauze). Wszczęte w grudniu śledztwo toczy się "w sprawie", nikt nie ma w nim dotąd postawionych zarzutów.

Kaczmarek: Dobro śledztwa nie wymagało ujawnienia danych osobowych

Kaczmarek z żoną w swym zawiadomieniu zarzucają Engelkingowi bezprawne ujawnienie danych osobowych: adresów mieszkania służbowego Kaczmarka w Warszawie i prywatnego domu w Gdańsku oraz imienia żony. Według b. szefa MSWiA, takie ujawnienie nie służyło postępowaniu, a dobro śledztwa tego nie wymagało.

Za złamanie ujawnienie danych chronionych grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo do 2 lat więzienia.

Pod koniec sierpnia ABW, na wniosek warszawskiej prokuratury okręgowej, zatrzymała Kaczmarka, b. szefa policji Konrada Kornatowskiego i ówczesnego szefa PZU Jaromira Netzla. Prokuratura postawiła im zarzuty m.in. zatajenia spotkania Kaczmarka z Ryszardem Krauzem 5 lipca w hotelu Marriott oraz wzajemnego nakłaniania się do fałszywych zeznań w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Prokuratura nie zarzuciła im zdrady tajemnic co do samej akcji CBA; nie wystąpiła też o ich areszt.

Specjalna konferencja prasowa Engelkinga

Na specjalnej, transmitowanej przez telewizje konferencji prasowej, prokuratura ujawniła wtedy część materiału dowodowego, m.in. podsłuchy rozmów obciążające całą trójkę. Prezentację prowadził właśnie Engelking, komentując kolejne nagrania z hotelowych kamer Marriotta oraz z podsłuchanych rozmów.

Kaczmarek mówi, że nie był źródłem żadnego przecieku i zapewnia, że nie łączy go żaden układ z Krauzem. Nie ujawnia jednak, dlaczego ukrywał spotkanie w hotelu.

Żąda on od Skarbu Państwa 100 tys. zł za niezasadne zatrzymanie. Pozew czeka w Sądzie Okręgowym w Warszawie na wyznaczenie terminu rozprawy. Jeden z obrońców, mec. Krzysztof Stępiński mówił, że wysokość roszczenia jest "w proporcji do show telewizyjnego na temat m.in. pana Kaczmarka".

We wrześniu Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa uznał zatrzymanie Kaczmarka za "bezzasadne i nieprawidłowe". Tego samego dnia prokuratura w precedensowy sposób skrytykowała decyzję sądu, jako świadczącą "o braku bezstronności".

12 września sąd ten uznał także, że Kaczmarek nie musi wpłacać 100 tys. zł kaucji - jak chciała prokuratura; może też opuszczać kraj. Sąd zastosował wobec całej trójki dozór policyjny i zakaz kontaktów ze świadkami. W listopadzie ten sam sąd uchylił wszystkie środki zapobiegawcze wobec nich. Zarazem sąd uznał za zasadne zatrzymanie Netzla i Kornatowskiego.

Nowy minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski odwołał Engelkinga z funkcji wiceprokuratora generalnego, ale pozostał on w Prokuraturze Krajowej i odpowiada za informatyzację prokuratury.

"Uważam, że prokuratorzy powinni pracować merytorycznie, a niekoniecznie się prezentować na konferencjach prasowych czy uczestniczyć w spektaklach telewizyjnych, jednak z pewnym zaangażowaniem politycznym" - mówił Ćwiąkalski w listopadzie. W minioną środę dodał, że konferencja Engelkinga "rozłożyła" śledztwo w sprawie akcji CBA. Replikował mu b. minister Zbigniew Ziobro, według którego to śledztwo było prowadzone bardzo dynamicznie.

Ropa może zdrożeć do 150 dolarów za baryłkę


(PAP, pb/03.01.2008, godz. 13:43)
Cena ropy naftowej może wzrosnąć do 150 dolarów za baryłkę - ocenił w TV Bloomberg dyrektor wykonawczy Międzynarodowej Agencji Energii (MAE), Nobuo Tanaka. O możliwym jeszcze większym wzroście cen ropy ostrzegł także przedstawiciel OPEC z Indonezji Maizar Rahman.

"Ropa może zdrożeć nawet do 150 dol. za baryłkę" - powiedział dyrektor MEA Nobuo Tanaka. Dodał, że zmiany pogody i "inne czynniki ryzyka mogą wywołać gwałtowny skok cen" tego surowca.

Tanaka stwierdził też, że odbiorcy ropy powinni podejmować więcej działań, aby oszczędzać energię.

Przedstawiciel OPEC z Indonezji Maizar Rahman ostrzegł, że ceny ropy, która w środę kosztowała w Nowym Jorku 100 dol. za baryłkę, mogą jeszcze wzrosnąć. "Jest możliwe, że cena ropy wzrośnie do poziomu 110 dol." - powiedział.

Rahman poinformował także, że kraje OPEC mogą podczas swojego posiedzenia 1 lutego podjąć decyzję o podwyższeniu produkcji ropy, jeśli obecne dostawy okażą się niewystarczające.

W środę ropa w Nowym Jorku zdrożała do 100 USD za baryłkę z powodu obaw o zaostrzenie aktów przemocy w Nigerii i możliwych zakłóceń w dostawach nigeryjskiej ropy; zamieszki w tym kraju wpłynęły na zmniejszenie produkcji ropy o prawie 1/4 (Nigeria jest największym afrykańskim producentem ropy naftowej; dostarcza 11 proc. całości ropy naftowej do USA).

środa, 2 stycznia 2008

Ropa powyżej 100 dolarów, giełdy nurkują!


(PAP, Inf. Własna, pr/02.01.2008, godz. 18:15)
Wskaźnik aktywności w przemyśle amerykańskim spadł w grudniu do 47,7 pkt. z 50,8 pkt. w poprzednim miesiącu - podał w środę Instytut Zarządzania Podażą (ISM). Na informację tą negatywnie zareagowała giełda w Nowym Jorku. Na giełdzie NYMEX ceny ropy przekroczyły po raz pierwszy w historii poziom 100 dolarów za baryłkę.

Analitycy spodziewali się wskaźnika aktywności w przemyśle amerykańskim na poziomie 50,5 pkt. Poziom 50 pkt. przy oznaczaniu wskaźnika aktywności stanowi granicę pomiędzy rozwojem a spadkiem w sektorze.

Na informację o spadku wskaźnika zareagowała amerykańska giełda, a ropa i złoto ustanowiły nowe rekordy. O godz. 18.15 indeks Dow Jones tracił ponad 213 pkt. (spadek o 1,6 proc.), indeks Nasdaq zniżkował ponad 50 pkt., spadek o 2 proc.


Giełdy w dół po danych z USA



Ropa w USA - 100 dolarów za baryłkę

Ceny ropy naftowej na giełdzie w Nowym Jorku w środę osiągnęły nowy rekordowy poziom i wyniosły 100 USD! Odzwierciedla to trudności firm wydobywających surowiec w okresie zwiększonego popytu na ropę - podają maklerzy.

Do wzrostów cen przyczyniły się również złe dane makroekonomiczne z USA, jak również niepokoje w Nigerii, największym afrykańskim producencie ropy naftowej.

Wskaźnik aktywności w przemyśle amerykańskim spadł w grudniu do 47,7 pkt. z 50,8 pkt. w poprzednim miesiącu - podał w środę Instytut Zarządzania Podażą (ISM). Analitycy spodziewali się indeksu na poziomie 50,5 pkt. Poziom 50 pkt. przy oznaczaniu wskaźnika aktywności stanowi granicę pomiędzy rozwojem a spadkiem w sektorze.

Baryłka lekkiej ropy WTI w dostawach na luty wzrosła na NYMEX w Nowym Jorku w handlu elektronicznym o 4,02 dolary, 4,2 proc., do 100 USD.

Ceny ropy wzrosły o 57 proc. w całym 2007 roku, osiągając 21 listopada poziom 99,29 dolarów za baryłkę - poprzedni historyczny rekord.

Brent w dostawach na luty na ICE Futures w Londynie wzrosła zaś w środę o 3,76 dolarów, 4 proc., do 97,61 USD za baryłkę.

Ceny złota najwyższe od stycznia 1980 roku

Złoto zdrożało w środę w Nowym Jorku do najwyższego poziomu od stycznia 1980 roku - podają maklerzy.

Złoto w dostawach na luty zdrożało na Comex w Nowym Jorku do 852,30 USD za uncję. To najwyższa cena od 21 stycznia 1980 r.

"Ropa zbliża się do 100 USD za baryłkę, dolar słabnie, rośnie napięcie geopolityczne, stąd większe zainteresowanie złotem" - powiedział Frank McGhee, trader metali w Integrated Brokerage Services LLC w Chicago.

"Bardzo prawdopodobne, że w tym roku zdrożeje ono do 1.000 USD za uncję" - dodał. W 2007 roku złoto zdrożało o 31 proc.

Pilnuj porfela, bo ryzyko rośnie



Kamil Zatoński, GN, ANP, RB
31.12.2007 07:27
Czytaj komentarze(2)

Rosnące ryzyko i mniejsze zyski, a nierzadko również poważne straty — to bilans inwestorów w 2007 r.

W mijającym roku na rynkach finansowych panowała huśtawka nastrojów, jakiej dawno nie widziano. Nerwowo zrobiło się już w marcu, kiedy giełdowe indeksy zanurkowały, zaczęto przebąkiwać o możliwych podwyżkach stóp procentowych w Polsce, a ceny mieszkań wyhamowały dynamiczny wzrost. To był pierwszy sygnał, że o zyski będzie znacznie trudniej niż jeszcze rok czy dwa lata wcześniej.


Im dalej w las
W wakacje wstrząs był już znacznie większy, bo kiepskie wieści zza oceanu spowodowały przecenę niemal wszystkich co bardziej ryzykownych aktywów. W Polsce inwestorzy przychylniejszym okiem zaczęli spoglądać na bezpieczniejsze instrumenty, takie jak obligacje detaliczne czy lokaty bankowe. Zwłaszcza że wraz z rosnącą inflacją w górę poszło ich oprocentowanie. Na świecie wzięciem cieszyły się kruszce. Ich cena rosła wraz z postępującym osłabieniem dolara. Złoty niemal tradycyjnie zyskiwał do wszystkich najważniejszych walut, z czego całkiem sporą pociechę mają ci, którzy zaciągnęli kredyty walutowe (na dodatek ich oprocentowanie rosło dużo wolniej niż kredytów w złotych).



Lekcja pokory
Przy takiej dawce pesymizmu, jaki rynki zafundowały w drugim półroczu, nie dziwi, że większość specjalistów zaleca teraz wzmożoną ostrożność przy budowie portfela inwestycyjnego na 2008 r. Jeszcze rok temu trudno było sobie wyobrazić tak znaczny rekomendowany udział niskorentownych lokat czy papierów dłużnych, przy jednoczesnym ograniczeniu (nawet do zera) udziału akcji polskich spółek czy nieruchomości. Te ostatnie wyraźnie wyszły z mody, a sytuację ratują tylko rosnące (choć już coraz wolniej) ceny gruntów. Doradcy finansowi jako alternatywę polecają produkty strukturyzowane, reklamując je jako te, które dając gwarancję zachowania kapitału, pozwalają dodatkowo zarabiać także przy spadkach na giełdzie. Warto jednak pamiętać, że to właśnie doradcy żyją z prowizji od sprzedaży takich instrumentów.

Polskie fundusze lepsze od zagranicznych
Najlepsze fundusze dały zarobić ponad 30 proc. To dużo mniej niż w 2006 r., a w przyszłym lepiej nie będzie.

Na funduszach inwestycyjnych można było w 2007 r. zarobić. Warunek — trzeba było wybrać te inwestujące w Polsce. To bowiem rejon inwestycji, a nie klasa ryzyka decydowała w tym roku o wyniku inwestycji. Wszystkie fundusze akcji i stabilnego wzrostu lokujące w Polsce wyszły na plus. W przypadku zrównoważonych tylko KBC Aktywny i ING Budownictwa i Nieruchomości zamknęły rok pod kreską. Najlepszy z otwartych funduszy PKO/CS Małych i Średnich Spółek dał 37 proc. zysku.

— Zadecydował właściwy dobór spółek, a w połowie roku ograniczyliśmy zaangażowanie w tych mniej odpornych na spadki — mówi Tomasz Adamus, zarządzający funduszami PKO/Credit Suisse.

Z największych funduszy liderem był Legg Mason Akcji.

— Nie odwzorowywaliśmy indeksu. W naszym portfelu jest 60-65 spółek, a nasi konkurenci często mają ponad 100 — mówi Jacek Treumann, członek zarządu Legg Mason TFI.

Dużo gorzej wyszli ci, którzy zysków szukali poza Polską. Grające na giełdach Europy Zachodniej czy USA fundusze straciły po kilkanaście procent.

Tegorocznym wynikom daleko do tych z 2006 r. Wówczas średnia dla funduszy akcyjnych wynosiła 45 proc. Przyszły rok będzie jeszcze trudniejszy.

— Nerwowość, która pojawiła się w połowie tego roku, będzie nam towarzyszyć w pierwszej części 2008 r. — mówi Tomasz Adamus.

— Przyszły rok będzie rokiem zmienności i może się zdarzyć, że niektóre fundusze akcyjne zamkną go pod kreską — dodaje Jacek Treumann.

Ceny działek przebiły mieszkania
Złoty interes można było w tym roku zrobić na gruntach, które drożały i nadal będą drożeć w szybkim tempie.

Kto zainwestował w ziemię na początku roku, mógł zarobić nawet kilkaset procent.

— Najbardziej w tym roku opłacało się kupować działki budowlane. Ich ceny poszły najmocniej w górę — ocenia Emil Szwed, ekspert ds. nieruchomości Open Finance.

Zgadza się z nim Dariusz Karbowniczak z Ober Haus.

— Skok cen ziemi jest naturalny po wzroście cen mieszkań. Działki wciąż drożeją, więc to dobra lokata kapitału — mówi ekspert.

Potwierdzają to dane serwisu nieruchomości szybko.pl. Mimo galopujących cen popyt na ziemię pod inwestycje budowlane był w tym roku ogromny. Najwyższy, siedmiokrotny wzrost ceny minimalnej uzyskały grunty w Warszawie (ceny są tu ponad cztery razy wyższe niż w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie). Drugie miejsce zajął Gdańsk, gdzie cena wzrosła o 333 proc.

— W połowie 2007 r. okazało się, że w większości dużych miast za cenę przeciętnego mieszkania trzypokojowego można wybudować niewielki dom. To zwiększyło popyt na działki, którego efektem jest znaczny wzrost ich cen — komentuje Paweł Majtkowski z Expandera.

Zyskały nieruchomości na rynku wtórnym. Ceny wzrosły o 12,8 proc. w Warszawie, 11,8 proc. we Wrocławiu i 9,3 proc. w Krakowie. To jednak znacznie mniej niż w 2006 r.

— Drugie półrocze to stabilizacja cen. Najwyższe wzrosty odnotowano w miastach średniej wielkości. W aglomeracjach najbardziej drożały lokale w Katowicach — o 43,5 proc., w Poznaniu o 28,5 proc. oraz Gdańsku 27,4 proc. — dodaje Paweł Majtkowski.

2007 był rokiem zwiększonego popytu na domy. Najbardziej drożały one we Wrocławiu — o 53 proc., w stolicy o 42 proc. i w Poznaniu o 33 proc.

Najgorszy rok na giełdzie od 5 lat
W 2007 r. indeksy warszawskiej GPW poszły w górę, ale duża zmienność notowań spowodowała, że na akcjach zarobić było niezwykle trudno.

Indeks WIG już po raz szósty z rzędu zakończył rok na plusie. Tym razem zwyżka sięgnęła jednak ledwie 10,4 proc. To najmniej od 2001 r., a jednocześnie wynik ponad trzy razy niższy od osiągniętego przed rokiem.

Wszystko co najgorsze dla inwestorów zaczęło się w drugim półroczu. Jeszcze na początku lipca WIG ustanawiał rekord wszech czasów (67568 pkt), ale trwająca sześć tygodni korekta sprowadziła indeks o 16 proc. w dół. Kolejne poważne tąpnięcie nastąpiło w listopadzie. Duża nerwowość przekładała się na silne wahania cen tak, że o zyski z akcji było niezwykle trudno. W sumie jednak pod względem stopy zwrotu w ostatnich dwunastu miesiącach proporcje na GPW rozłożyły się mniej więcej równo: wzrosły kursy około 170 spółek, spadły — blisko 180 (wliczając debiutantów).

Najwyższe zyski przyniosła inwestycja w walory Elkopu. Elektromontażowe przedsiębiorstwo z Chorzowa znanymi giełdowymi trikami (splitem i emisją z prawem poboru, zabieg będzie zresztą powtórzony także w przyszłym roku) oraz nadzieją na poprawę kondycji finansowej rozbudziło wyobraźnię inwestorów na tyle, że kapitalizacja firmy urosła z 10 mln zł do 50 mln zł. Przychody spółki po trzech kwartałach to 4 mln zł, a strata operacyjna sięga 770 tys. zł.

Na drugim stopniu podium zameldowało się LPP. Gdańska firma po rozczarowującym 2006 r. wyraźnie poprawiła wyniki finansowe. Rezultat — prawie 260-procentowa zwyżka notowań. Inwestorzy docenili też skokowy wzrost wyników InterCarsu, Polic i Polish Energy Partners.

Walory te w komplecie wchodzą w skład indeksu sWIG80, który w mijającym roku znów zdystansował pozostałe wskaźniki, bijąc WIG ponad dwukrotnie (25,2 wobec 10,4 proc.). Skalę pogorszenia nastrojów pokazuje jednak porównanie z wynikiem w 2006 r. — wtedy małe spółki zyskały średnio 132 proc.

Dużo słabszy wynik zanotowali też giełdowi średniacy: mWIG40 zyskał 7,9 proc., wobec 69 proc. przed rokiem. Znów najniższą stopę zwrotu przyniosły największe spółki. WIG20 zwiększył w 2007 r. swoją wartość o niespełna 5,2 proc. Spośród firm wchodzących w skład indeksu najwyżej w ogólnej drabince — ale dopiero pod koniec trzeciej dziesiątki — znalazły się akcje Polnordu, które po wzroście w 2006 r. o 482 proc. tym razem zyskały w ciągu roku „skromne” 75,2 proc.

Ponad 56 proc. dała zarobić Agora, odbijając od dna, na które stoczyła się w 2006 r. Głównie dzięki odrodzeniu wydawcy „Gazety Wyborczej” WIG-Media okazał się najlepszym subindeksem branżowym na GPW (+22,4 proc., wobec ledwie 7 proc. przed rokiem). Drugi w klasyfikacji sektor — budownictwo (zdecydowany lider w 2006 r., zwyżka 148 proc.) — wzrósł średnio o 12,6 proc. To aż dziesięć razy niższa stopa zwrotu od osiągniętej dwanaście miesięcy temu. Pod kreską rok kończyły WIG-Telekomunikacja, WIG-Spożywczy i nowy indeks WIG-Deweloperzy. Wśród spółek największe straty zanotowali akcjonariusze Toory, Skotan i Hutmenu, a kursy wielu innych firm spadły do kilkunastomiesięcznych minimów. ]

Oni pozwolili najwięcej zarobić w 2007 r.
Stopa zwrotu w proc.*

1. Elkop 323

2. LPP 260

3. PC Guard 218

4. InterCars 184

5. NFI Krezus 181

6. LZPS 171

7. Police 148

8. PEP 142

9. Mostostal Płock 131

10. PPWK 129

*uwzględniono zakończone emisje z prawem poboru i spółki, które były notowane przez 12 miesięcy, ** stopa zwrotu od debiutu na GPW

Lokaty bardziej opłacalne
Niewiele ponad 3 proc. można było zarobić w tym roku na lokacie. W przyszłym przynajmniej dwa razy więcej.

Końcówka roku przywróciła depozyty do łask. I nic dziwnego — na giełdach nerwowo i częściej niż zyski liczy się ostatnio straty. Eksperci doradzają bezpieczne instrumenty jako metodę na przetrzymanie nerwowych czasów. W rezultacie, według danych NBP, na koniec listopada osoby fizyczne trzymały w bankach rekordową sumę — ponad 252 mld zł. Nie tylko strach kierował do bankowych okienek.

— Lokata to najprostszy instrument, a na dodatek w wyniku podnoszenia stóp procentowych coraz bardziej opłacalny — mówi Marek Nienałtowski, główny analityk Goldenegg.

Ten, kto włożył pieniądze do banku w styczniu 2007 r., w grudniu jest bogatszy o średnio 3 proc. To niewiele. Dziś średnia jest już blisko o 1 proc. wyższa. A to dopiero początek.

— Niektóre banki już dziś oferują oprocentowanie w granicach 5,5-6 proc., a po spodziewanych podwyżkach stóp będzie ono jeszcze wyższe — przewiduje Marek Nienałtowski.

Banki są też coraz elastyczniejsze. Zamiast tradycyjnych lokat oferują konta oszczędnościowe. Wysokooprocentowane, ale z dostępem do pieniędzy w każdej chwili.

— Taka oferta jest konkurencją dla funduszy papierów dłużnych czy rynku pieniężnego — mówi Marek Nienałtowski.

Platyna lepsza niż złoto
Inwestowanie w kruszce zawsze było bezpieczne. Będzie tak nadal, ale ryzyko się zwiększy.

Zawirowania na rynkach finansowych, które doprowadziły do utraty pozycji dolara i umocnienia się euro, odbiły się na cenach metali szlachetnych. Na koniec 2006 r. cena złota wyniosła 630 USD za uncję, a w tym sięgnęła 823 USD.

— Dolar nadal będzie się osłabiał. Zyska na tym złoto, którego cena może wynieść nawet 1,5 tys. USD za uncję — uważa Gerry Schubert, dyrektor Fortis Banku w Londynie.

Jeszcze lepiej radzi sobie platyna. Przez rok cena uncji wzrosła niemal o 40 proc., do 1,537 tys. USD.

— Cena platyny zwyżkuje, ponieważ są obawy, że w przyszłym roku podaż będzie mniejsza — mówi Przemysław Kwiecień z X-Trade Brokers.

Siłę straciło srebro. Na początku roku za uncję płacono 13 USD, teraz 14,57 USD.

— Srebro ma większe zastosowanie w przemyśle niż w jubilerstwie, a popyt na metale przemysłowe nie był aż tak duży —wyjaśnia Przemysław Kwiecień.

Metale szlachetne od lat były dobrym sposobem lokowania kapitału. Chroniły przed giełdowym krachem, inflacją czy kryzysem walutowym.

— Metale szlachetne powoli przestają być aż tak bezpiecznym sposobem inwestycji — mówi Przemysław Kwiecień.

Nadal można na nich zarobić, ale ryzyko nieco się zwiększyło.

piątek, 28 grudnia 2007

XTB: koniec ery łatwych zysków na akcjach


(XTB/28.12.2007, godz. 12:50)
W ciągu ostatnich kilku lat giełda dostarczała Polakom bardzo dobrych możliwości inwestycyjnych.

Tak naprawdę wystarczało kupić akcje losowo wybranych spółek lub - jeszcze lepiej – nabyć fundusze akcji i obserwować rosnące zyski – kilkadziesiąt procent w skali roku. Miniony rok dał inwestorom wiele do myślenia. Choć główny indeks warszawskiej giełdy kończy rok na plusie (WIG20 zyskuje ponad 5%, mWIG40 ponad 6%, zaś sWIG80 ponad 10%), jasnym staje się, że czasy łatwych i oczywistych zysków z zakupów akcji czy jednostek udziału w towarzystwach funduszy inwestycyjnych się skończyły. Szczególnie druga połowa roku była mocnym testem nerwów dla inwestorów, kiedy kłopoty na (głównie) amerykańskim rynku kredytów hipotecznych i związane z tym straty największych instytucji finansowych zaserwowały nam kilka sesji, podczas których nastroje były już na granicy paniki. Co prawda, dobry wzrost gospodarczy w trzecim kwartale w USA oraz znakomite wyniki spółek technologicznych, póki co, ochroniły nas przed bessą, ale nieustający niepokój w sektorze finansowym każe zastanowić się czy najgorsze nie jest jeszcze przed nami.

Przyszły rok niesie wiele niepewności. Nawet, jeśli nie sprawdzą się pesymistyczne prognozy mówiące o recesji w amerykańskiej gospodarce, podstawowym scenariuszem dla światowych giełd jest trend boczny przy znacznej zmienności, a niewykluczona jest też dłuższa korekta. Wynika to z faktu, iż banki centralne wobec rosnącej inflacji nie będą mogły istotnie obniżać stóp procentowych mimo spowolnienia gospodarczego.

W takim układzie trudno oczekiwać odmiennego trendu na GPW, zwłaszcza, że warszawska giełda ciągle pozostaje rynkiem podwyższonego ryzyka. Choć przyszły rok w polskiej gospodarce również będzie niezły, wzrost gospodarczy powyżej 5% jest już w cenach akcji. W cenach jest także dwucyfrowy wzrost wyniku finansowego w spółkach giełdowych. Oznacza to, że trudno będzie zaskoczyć inwestorów w sposób pozytywny. Należy poważnie rozważyć scenariusz, w którym spowolnienie wzrostu będzie następować razem ze wzrostem presji inflacyjnej, co ograniczy pole manewru bankierom centralnym. Ewentualne odbicie mogłoby zatem nastąpić dopiero w drugiej połowie roku.

Jak więc inwestować w czasach zwiększonej niepewności, kiedy nie krystalizuje się konkretny trend? Dla amatorów akcji wagi nabierze analiza fundamentalna, która pozwoli wyselekcjonować spółki o mocnych fundamentach, odporne na dekoniunkturę, a wręcz te, które mogą skorzystać na spowolnieniu gospodarczym. Jednak nawet bardzo dobre spółki będą tracić w okresie globalnej dekoniunktury. W związku z tym nieodzowne jest zapewnienie sobie możliwości zajmowania krótkich pozycji na instrumentach akcyjnych. Dobrą strategią dla przykładu może być długoterminowa inwestycja w akcje mocnych fundamentalnie spółek i jednoczesne zajmowanie krótkich pozycji na kontraktach na WIG20 w okresie, kiedy oczekujemy spadków na giełdach. Strategia ta pozwoli nam dodatkowo zaoszczędzić na prowizjach oraz jest niewrażliwa na ryzyko płynności mniejszych spółek.

Będąc przy rynkach akcji nie sposób nie wspomnieć o parkietach azjatyckich, które w minionym roku dały zarobić nawet 100%. Należy jednak być ostrożnym w odniesieniu do inwestowania na tych rynkach. Mimo ok. 20% korekty z rekordowych poziomów chińskie akcje pozostają bardzo drogie, a perspektywy chińskiej gospodarki w drugim półroczu 2008 wcale nie są takie pewne. Może ona odczuć bowiem brak siły napędzającej, jaką obecnie jest nadchodząca olimpiada w Pekinie.

Nadchodzący rok zatem rysuje się raczej w szarych barwach, a sytuację uratować mogą chyba jedynie globalne spółki, o ile będą w stanie przystosować się do nowych, trudniejszych warunków.

Przemysław Kwiecień
X-Trade Brokers Dom Maklerski S.A.

piątek, 21 grudnia 2007

Nowe eldorado?


(Gazeta Bankowa/14.12.2007, godz. 19:23)
Łatwo się przyzwyczaić do dobrego. Dwucyfrowe stopy zwrotu funduszy inwestujących w akcje polskich spółek, przy kilkuletniej hossie, stały się już normą.

Kilkadziesiąt procent zysku wydawało się gwarantowane, ale okazało się, że nie jest. Rozczarowani spadkami na warszawskiej giełdzie inwestorzy zaczęli szukać nowych rynków, które mogłyby zapewnić podobne wyniki. W sukurs przychodzą im TFI, proponując inwestycje w sąsiednich krajach, które niedawno weszły do grona państw unijnych, albo mogą do nich dołączyć w przyszłości. A jest o co walczyć.

Nieadekwatna nazwa

Oferta jest ciekawa i obiecująca. Nazywa się Nowa Europa, lub – jak kto woli – Emerging Europe. Eksperci szacują, że przez najbliższe 7 lat w regionie środkowo- i wschodnioeuropejskim będzie się przeznaczać na inwestycje w infrastrukturę równowartość ok. 3 proc. łącznego PKB. Dotacje Unii na ten cel tylko w ciągu najbliższych czterech lat wyniosą ok. 200 mld dolarów. Rekordowe inwestycje nakręcają koniunkturę, a zdaniem analityków przynajmniej do 2013 r. ten strumień nie powinien wyschnąć.

Nic dziwnego więc, że rynki takich państw jak Rumunia, Bułgaria, Czechy, Węgry, republiki nadbałtyckie, a także Ukraina, a nawet kraje powstałe po rozpadzie Jugosławii budzą coraz większe zainteresowanie inwestorów. Do tej grupy państw coraz częściej włącza się też Turcję, potencjalnego członka UE w przyszłości, ale nie tylko. Jak się okazuje, w portfelu funduszu NE może się znaleźć także spółka z kraju niemającego nic wspólnego z naszym regionem.

– Polski segment funduszy Nowej Europy już dziś jest niezwykle różnorodny, a kolejne instytucje wciąż tworzą produkty dedykowane tym rynkom – ocenia Tomasz Publicewicz z Analiz Online. – W składzie portfela takiego funduszu możemy znaleźć rodzynki, jak Izrael, Kazachstan, Maroko oraz Egipt. Dlatego nazwa „Nowa Europa” dla całej tej grupy jest nieadekwatna do alokacji geograficznej w poszczególnych funduszach. Fundusze zagraniczne używają bardziej precyzyjnych określeń, jak Emerging Europe lub Eastern Europe.

Szeroki portfel

Ważniejsze jednak niż nazwa są różnice w polityce inwestycyjnej zachodnich i polskich zarządzających funduszami. O ile dla tych pierwszych podstawą odniesienia (benchmarkiem) jest zazwyczaj MSCI Emerging Markets Europe Index lub MSCI Eastern Europe 10/40 Index, w którym uwzględniona jest także Rosja – o tyle polskie TFI wypracowały własną filozofię. W polskich funduszach nie ma dwóch zbliżonych do siebie benchmarków, zatem różnice między nimi mogą być dość znaczne.

I tak np. w skład benchmarku funduszu PZU Akcji FIO Nowa Europa wchodzą spółki rosyjskie notowane na giełdzie w Londynie (25 proc. RDX EUR). Z kolei fundusz Arka Akcji Europy Środkowej i Wschodniej w swoim benchmarku nie uwzględnia rynku rosyjskiego – podobnie zresztą jak fundusz PKO/Credit Suisse Akcji Nowa Europa FIO oraz BPH Europy Wschodzącej. Subfundusz UniAkcje Nowa Europa jako jedyny polski fundusz za benchmark wybrał popularny wśród zagranicznych funduszy MSCI EM Eastern Europe 10/40 Index.

– Już na pierwszy rzut oka widać, że polscy zarządzający odmiennie postrzegają inwestycje na rynku rosyjskim – podkreśla T. Publicewicz. – Jedynie fundusze UniAkcje Nowa Europa, PZU Akcji Nowa Europa oraz DWS Polska Top 50 Średnich i Małych Spółek posiadają w swoich benchmarkach rynek rosyjski. Jej udział w tych funduszach wynosi odpowiednio 53, 25 i 10 proc. Takiej niejednorodności nie ma wśród funduszy zagranicznych, gdzie ekspozycja na rynku rosyjskim jest obowiązkowa i często – dominująca.

Specjaliści Analiz podkreślają też głębokie znaczenie konsekwentnej dywersyfikacji portfela przez zagranicznych zarządzających, którzy wybierają kilka (najczęściej 3-4) krajów reprezentatywnych dla całego regionu. Zmniejsza to ryzyko ograniczenia płynności, a przy tym zapobiega „rozwodnieniu” portfela. Ich zaletą jest też cierpliwość. Tymczasem rodzimi zarządzający często lokują znaczną część aktywów funduszy w polskie spółki, a poprzez dobór spółek z Węgier, Słowacji i Czech zwiększają poziom lokalnej dywersyfikacji portfela.

Dobre perspektywy

Na pytanie, czy warto wierzyć w Nową Europę, większość analityków odpowiada twierdząco.

– Inwestorzy jak najbardziej powinni zainteresować się tego typu funduszami. Rynki krajów wschodzących mogą być doskonałą formą dywersyfikacji portfela. W ten sposób można uniezależnić się od koniunktury giełdy warszawskiej, jak i zmniejszyć ryzyko koncentracji na jednym rynku – uważa Adam Narczewski z X-Trade Brokers DM.

Jego zdaniem, w dłuższym czasie zyski funduszy lokujących aktywa w krajach nowych członków UE powinny zadowolić klientów i przynosić atrakcyjną stopę zwrotu.

Według Błażeja Bogdziewicza, doradcy inwestycyjnego BZ WBK AIB AM, nasz region należy do najbardziej atrakcyjnych na świecie pod względem spodziewanych zysków i bezpieczeństwa zainwestowanych środków.

Kraje Nowej Europy są w mniejszym stopniu zależne od gospodarki amerykańskiej i ewentualne jej spowolnienie czy recesja nie będą miały w perspektywie długoterminowej (5-10 lat) istotnego wpływu na ich rozwój. Dokonujący się w państwach regionu proces konwergencji jest trendem wieloletnim, który dzieje się w znacznym stopniu niezależnie od cykli gospodarczych. Sytuacja w NE jest wręcz unikatowa w skali świata, a koniunktura w tych krajach ma solidne fundamenty. Atutem są także stosunkowo niedrogie – w porównaniu do innych rynków wschodzących – akcje, których wskaźnik kształtuje się wg prognoz na br. od 12,6 w Turcji do 17,5 w Polsce, podczas gdy np. w Chinach wynosi 40,8.

Cezary Burzyński, prezes PKO TFI przyznaje, że chce ono rozszerzyć i pogłębić swoją obecność na tych rynkach, które uważa za bardzo sensowną propozycję dla oszczędzających w funduszach Polaków. Dotyczy to przede wszystkim nowych krajów unijnych, bo Rosja i Turcja, choć oczywiście warte uwagi, są jednak bardziej ryzykowne. Wiele zależy tu od kompetencji zarządzających i rozsądnej alokacji aktywów.

Ostrożnie z Rosją

Zarządzający z dużą ostrożnością podchodzą do rynku rosyjskiego, ale i on ma także swoich zwolenników. Ich argumentem jest utrzymująca się silna pozycja finansowa Rosji oraz ogromny potencjał związany z zasobami naturalnymi, a także rosnący sektor usług i coraz większa wewnętrzna konsumpcja. Goldman Sachs mocno wierzy w siłę tej gospodarki, która w perspektywie jednego pokolenia, najdalej za 40 lat, stanie się jedną z największych w świecie.

Lokują tu środki na razie nieliczne nasze fundusze: PZU Akcji NE, UniAkcje NE czy DWS Polska Top 50 Średnich i Małych Spółek, tylko ING zdecydowało się utworzyć osobny ING FIO Rosja.

– Generalnie, inwestując w fundusze NE należy pamiętać o ryzyku, które jest większe niż przy inwestycjach na rynkach krajów rozwiniętych – przestrzega Narczewski. – Rynki krajów wschodzących są bardzo silnie skorelowane i zależne od rynków zagranicznych. Spadki indeksów amerykańskich powodują zazwyczaj jeszcze silniejszą przecenę spółek z naszego regionu, a do tego dochodzi ryzyko kursu walutowego.

Ale polskie fundusze powinny inwestować na rynkach Nowej Europy także w papiery bezpieczne, które też mogą okazać się zyskowne, a są znacznie mniej ryzykowne.

– Rynek obligacji w Turcji, gdzie inflacja sięga 7 proc., a bank centralny obniżył stopy procentowe o 0,5 proc. (do 16,25 proc.) – jest w podobnym punkcie rozwoju co rynek polski w 2000 r. Dla inwestorów oznacza to, że lokując w obligacje tureckie mają szansę na dwucyfrowy zysk – uważa Dariusz Lasek, dyrektor inwestycyjny Union Investment TFI.

Drugim krajem są Węgry, gdzie inflacja sięga 6,7 proc., a PKB spadło do poziomu 1 proc., co z kolei może ograniczać wzrost stóp procentowych i w efekcie znaczący spadek inflacji. Można się spodziewać poluzowania polityki pieniężnej. Tu też są duże szanse na zysk.

Zimny prysznic

Wizje dwucyfrowych zysków w Nowej Europie rozwiewają analitycy z firmy WealthSolutions.

Zdaniem Bartosza Stawiarskiego, wejście nowych krajów do Unii i boom inwestycyjno-budowlany dawno zostały zdyskontowane przez giełdy, czego efektem były – historyczne już dziś – kilkusetprocentowe zwroty z głównych indeksów. Do tego trzeba dodać niskie zarobki mimo dwucyfrowej dynamiki, skoki indeksów giełd w Sofii i Bukareszcie, co ogranicza skalę zysków i może grozić znaczącymi spadkami.

W krajach nadbałtyckich, zwłaszcza na Łotwie i w Estonii, doszło do przegrzania gospodarek, które teraz wyhamowują, rośnie za to inflacja. Główne indeksy giełdowe (OMX Riga, OMX Tallinn) spadły o jedną czwartą od tegorocznych rekordów i powróciły do poziomów z 2005 r.

Także w Turcji nie jest najlepiej, wprawdzie ISE100 zyskał od początku roku 30 proc., jednak jego tegoroczna zmienność ogranicza do minimum szanse na celny timing inwestycyjny. Na Ukrainie inflacja sięgająca 12 proc. ogranicza ekspansję gospodarczą i, jak się przewiduje – w przyszłym roku jej PKB zwolni z obecnego 6,5 proc. do ok. 5 proc.

To, jak ocenia Stawiarski, całkiem realne ryzyko ochłodzenia klimatu gospodarczego w tych krajach. Maleją więc także szanse na dalsze spektakularne zyski z akcji. Sceptycy przypominają, że minęły już czasy, kiedy indeksy rosyjskie wzrastały po kilkadziesiąt procent rocznie. W I połowie 2007 r. wśród wszystkich znaczących rynków wschodzących Rosja miała najsłabsze wyniki.

Zagraniczni analitycy w swoich prognozach dotyczących rynków EE są dość ostrożni, choć nastawieni pozytywnie. Dostrzegają, że powszechna na Zachodzie „ucieczka” z funduszy w ostatnich miesiącach nie dotyczyła naszego regionu. Znaczący napływ środków odnotowało kilka gospodarek wschodzących z Europy Wschodniej – zwłaszcza Polska, Węgry, Czechy i Bułgaria, gdzie wartość zrządzanych aktywów podskoczyła w ciągu trzech miesięcy zakończonych we wrześniu o 69 proc. Mark Mobius z Franklin Templeton uważa, że na wielu rynkach wschodzących wyceny są nadal korzystne, choć niekoniecznie niskie.

Richard Urwin z BlackRock Merrill Lynch IM zaleca „dość neutralne” podejście do rynków wschodzących Europy, ale przyznaje, że ich pozycja wzrasta.

Jak grzyby po deszczu

Aktywa zgromadzone przez nasze fundusze akcyjne inwestujące za granicą nie są jeszcze być może imponujące – stanowią kilka procent wszystkich oszczędności ulokowanych przez Polaków (ok. 4 mld zł w końcu września), ale sytuacja ta szybko się zmienia. Jak oceniają Analizy Online, w tym roku rosną one szybciej niż funduszy, które lokują w papiery polskich spółek.

Na polskim rynku działa w sumie kilkanaście funduszy inwestujących w regionie EE. Pierwsze pojawiły się dwa lata temu, ale większość z nich istnieje kilka miesięcy i trudno oceniać ich wyniki. Wydaje się jednak, że każdy produkt z tej serii może liczyć na przychylność rodzimych inwestorów, nic więc dziwnego, że rosną jak „grzyby po deszczu”. Na przełomie września i października fundusze małych i średnich spółek europejskich związanych z regionem uruchomiło AIG TFI oraz Raiffeisen, w końcu roku wprowadzenie funduszu Akcji Europy Wschodniej planuje Pioneer Pekao TFI.

O specjalizacji w spółkach środkowoeuropejskich można już mówić w przypadku zarządzających funduszami BZ WBK AIB. Najnowszy produkt towarzystwa – Arka BZ WBK Rozwoju NE w ciągu miesiąca (do 29 listopada br.) zebrał 80,45 mln zł.

Tę, w sumie dość niewielką jeszcze, ofertę naszych towarzystw uzupełniają propozycje zagranicznych firm, jak Franklin Templeton, Merrill Lynch, Fortis Investment czy Word Investment Opportunity Fund, które wcześniej dostrzegły tu duże możliwości. Fundusze te mają zróżnicowaną politykę inwestycyjną – obszar działania, stopień dywersyfikacji portfela i związanego z tym ryzyka. Większość TFI (PKO, UI, BPH, BZ WBK, PZU i ING) oferuje fundusze akcyjne, w przypadku AIG oraz Legg Mason są to fundusze zrównoważone. Najwięcej zgromadziła Arka Akcji Środkowej i Wschodniej Europy (1,114 mld zł w końcu listopada br.), która wyprzedziła Legg Mason Zrównoważony Środkowoeuropejski, PKO/CS Akcji NE oraz ING Sektora Finansowego NE.

Fundusze źle naliczają PIT

Rozliczenie przychodu z udziału w         funduszach inwestycyjnych  (Rozmiar: 67902 bajtów)
Rozliczenie przychodu z udziału w funduszach inwestycyjnych
  • Niektóre towarzystwa funduszy inwestycyjnych nie kompensują zysków i strat w funduszach parasolowych
  • W wyniku tego inwestorom nieprawidłowo naliczany jest podatek dochodowy od osiąganych zysków
  • Podatnicy, którym płatnik zawyżył podatek, mogą wystąpić do urzędu skarbowego o stwierdzenie nadpłaty

ANALIZA

Wielu inwestorów ogarnia zdziwienie, kiedy po umorzeniu jednostek uczestnictwa otrzymują kwotę pomniejszoną o 19-proc. podatek od zysku, którego faktycznie nie osiągnęli. Problem dotyczy w szczególności operacji na tak zwanych funduszach parasolowych z wydzielonymi subfunduszami.

Wprowadzone w 2005 roku do ustawy z 26 lipca 1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych (t.j. Dz.U. z 2000 r. nr 14, poz. 176 z późn. zm. - dalej ustawa o PIT) przepisy nie uznają za moment powstania przychodu zamiany (konwersji) jednostek jednego subfunduszu na jednostki innego. Ustawodawca wprowadził tym samym pewną korzyść dla inwestorów w postaci odroczenia zapłaty podatku od zysków. Problemem jest, czy opodatkowaniu powinno podlegać umorzenie jednostek każdego subfunduszu oddzielnie, czy też potraktowanie łącznie całości inwestycji w funduszu parasolowym.

Podatek od straty

Mariusz Przybyszewski, audytor z Pruszkowa, w sierpniu tego roku dokonał zakupu jednostek pewnego subfunduszu. W kolejnym miesiącu dokonał konwersji środków do innego subfunduszu w ramach tego samego parasola. W listopadzie złożył zlecenie odkupienia całego swojego portfela.

W podsumowaniu transakcji - na wyjściu z całego funduszu, okazało się, że w sensie ekonomicznym inwestor nie osiągnął zysku, a nawet poniósł stratę. Towarzystwo Funduszy Inwestycyjnych (TFI) odprowadziło jednak od jego inwestycji podatek.

Inwestor zwraca uwagę, że fundusz nie bierze pod uwagę konwersji stratnej pozycji z innego funduszu w ramach tego samego parasola. Strata ta w żaden sposób nie jest kompensowana. Katarzyna Ryszard, doradca podatkowy w Kancelarii Ożóg i Wspólnicy wcale nie jest tym faktem zdziwiona. Nie ukrywa, że wielokrotnie spotkała się z sytuacjami, w których nie tylko instytucje finansowe, ale również organy podatkowe miały problemy z rozpoznawaniem strat poniesionych w ramach jednego parasola.

Różna praktyka

Pierwszy Wielkopolski Urząd Skarbowy w Poznaniu (postanowienie z 30 stycznia 2007 r., nr ZD/4060-93/06) uznał, że opodatkowaniu, w ramach danego portfela, nie będzie podlegać dochód z odkupienia jednostek funduszu inwestycyjnego każdego subfunduszu oddzielnie. W rozumieniu organu dochodem podlegającym opodatkowaniu w przypadku odkupienia danego portfela, składającego się z jednostek uczestnictwa co najmniej dwóch subfunduszy, jest różnica pomiędzy przychodem otrzymanym z tytułu odkupienia całego portfela, a kosztami poniesionymi przez uczestnika na nabycie danego portfela.

Inne stanowisko zajął Drugi Mazowiecki Urząd Skarbowy w Warszawie. W postanowieniu z 5 stycznia 2007 r., nr 1472/DPC/415-106/06/PK uznał, że jednostki uczestnictwa poszczególnych subfunduszy są odrębnymi prawami majątkowymi, dlatego przy odkupieniu jednostek subfunduszu powstaje tyle przychodów, ile subfunduszy odkupiono.

W ocenie Jacka Budziszewskiego, dyrektora departamentu audytów podatkowych Instytutu Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy, tezę warszawską należy uznać za błędną i niezasadną. Nie zgadza się z nią również Katarzyna Ryszard. Argumentuje, że opodatkowaniu powinien podlegać dochód ze zbycia jednostki funduszu inwestycyjnego, ponieważ to otwarty fundusz inwestycyjny ma osobowość prawną, a nie wydzielony subfundusz.

Ważny koszt historyczny

Według art. 17 ust. 1c ustawy o PIT przy zamianie jednostek uczestnictwa subfunduszu na jednostki uczestnictwa innego subfunduszu tego samego funduszu inwestycyjnego z wydzielonymi subfunduszami nie powstaje przychód podatkowy. Wniosek jest prosty: jeżeli nie ustala się przychodu w momencie zamiany, to nie ustala się i dochodu. Nie powstają również koszty.

Zdaniem Marka Gadacza, doradcy podatkowego w PricewaterhouseCoopers, w momencie zamiany powinna być rozpatrywana całość portfela.

- Jeżeli w wyniku różnych operacji inwestycyjnych moje środki przeszły przez kilka różnych subfunduszy, ponosząc po drodze zyski i straty, to po ostatecznej wypłacie rozpatrujemy tylko i wyłącznie koszt historyczny - mówi ekspert.

W ocenie eksperta problematyczne może być jednak łączne rozpatrywanie zysków i strat na poziomie inwestycji w kilku subfunduszach równocześnie, bez zamiany po drodze jednostek.

Kontrowersyjna kompensacja

Członkowie zarządu TFI, z którymi rozmawialiśmy, potwierdzili, że w przypadku zamiany jednostek w ramach funduszy parasolowych stosowana jest kumulacja zysków i strat.

- W przypadku zamiany rozpatrujemy całość inwestycji, kumulując zyski i straty - wyjaśnia Sylwia Magott z zarządu Noble Funds TFI.

Rozmówcy odrzucili jednak pogląd o łącznym rozpatrywaniu równoczesnej inwestycji w kilka różnych subfunduszy, kiedy nie dochodzi do konwersji między subfunduszami.

- Straty na subfunduszu A nie są kompensowane z zyskami uzyskanymi na subfubfunduszu B. Od całości zysku na subfunduszu B będzie zatem naliczony podatek od zysków kapitałowych - stwierdza Tymoteusz Paleczny, wiceprezes Commercial Union TFI.

Widać, że mechanizm kompensacji zysków i strat w ramach inwestycji portfelowych nie funkcjonuje w każdym przypadku. TFI co do zasady odprowadzają podatek od tych jednostek, które rzeczywiście wypracowały zysk - bez względu na to, czy w końcu, w wyniku różnych operacji, inwestor realnie osiągnął zysk czy też poniósł stratę.

Podatnik, który stwierdzi, że TFI zawyżyło podatek, może wystąpić do urzędu skarbowego o stwierdzenie nadpłaty.

- Urzędy skarbowe działają profiskalnie, i, jak pokazują interpretacje, mogą przychylać się do tych sposobów naliczania podatku, które są niekorzystne dla podatnika - konkluduje Marek Gadacz.

29 mld zł wynosi kwota zarządzana przez TFI w ramach funduszy parasolowych

134 mld zł wynosi kwota, którą zarządzają wszystkie TFI

szacunki własne GP

Hossa emigruje z Polski. Czas inwestować na Wschodzie

las
2007-12-21, ostatnia aktualizacja 2007-12-21 12:53

Można zapomnieć o dużych zyskach na GPW w najbliższym czasie. Trzeba zacząć rozglądać się za okazjami za granicą - pisze "Puls Biznesu".

Zobacz powiekszenie
ZOBACZ TAKŻE
Druga część tego roku pokazała, że wzrosty hossa na giełdzie kiedyś się kończy. Trzeba więc przenieść się za granicę. Najbliższe okazje można trafić w Rosji i Turcji. Perełek można szukać także w Brazylii i innych bardziej egzotycznych rejonach świata.

- Niezależny bank centralny, sprywatyzowany sektor bankowy i zmiany związane z efektem konwergencji znacznie zmieniły obraz tureckiego rynku po kryzysie z 2001 r. Kraj stabilizuje się politycznie i staje się bardzo interesujący dla między-narodowego kapitału - mówi cytowany przez "PB" Dirk Thiels, dyrektor ds. inwestycji kapitałowych KBC Asset Management w Brukseli.

Jak to jednak jest w przypadku rynków wschodzących nie należy zapominać o większym ryzyku inwestycyjnym.

- Rynek turecki ma duży potencjał wzrostu. Stymulują go cięcia stóp procentowych. Jednak warto pamiętać, że giełda rosła bardzo dynamicznie w 2007 r., o blisko 40 proc. - ostrzega Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.

Warto zwrócić uwagę na Rosję. Zdaniem ekspertów wiele tamtejszych spółek jest bardzo niedowartościowanych.

- Kurs Gazpromu jest zdecydowanie niedowartościowany, nawet o 20 proc. To nie jest jedyna spółka, która ma szansę zaskoczyć inwestorów - twierdzi Dirk Thiels.

Sektor surowcowy ma duży potencjał wzrostowy - surowce są i mogą nadal być w cenie.

Poza Europą na uwagę zasługuje rynek brazylijski. Brazylijska gospodarka oparta jest na surowcach, które cały czas znajdują się w trendzie wzrostowym. Ponadto nie jest uzależniona od USA co również zwiększa prawdopodobieństwo wzrostów.

Kuszący w dalszym ciągu jest region azjatycki. Przyjemnie mogą nas zaskoczyć te mniejsze gospodarki takie jak Tajwan, Malezja, czy Wietnam.

Ciekawy dla inwestorów jest również region subsaharyjski. Gospodarki te nie zostały wciągnięte w procesy globalizacyjne, więc nie ucierpią z powodu światowego spowolnienia gospodarczego. Ich wadą jest jednak mała płynność

- Łatwo je przewartościować. Moda na inwestycje w tym regionie stwarza takie zagrożenie - ostrzega Maciej Kossowski, prezes Welth Solution.

wtorek, 18 grudnia 2007

Fatalna sytuacja techniczna WIG20 źle wróży GPW

ISB
2007-12-18, ostatnia aktualizacja 26 minut temu

Obecny tydzień rozpoczął się dla rodzimych inwestorów bardzo źle. Rzut oka na wykres indeksu WIG20 wystarczy do stwierdzenia, że popyt jest obecnie przyciśnięty do muru.

Poniedziałkowy spadek indeksu dużych spółek o 3%, któremu towarzyszył zdecydowany wzrost obrotów, a na wykresie dziennym zaowocował złowróżbną czarną świecą, która dodatkowo została poprzedzona luką bessy, jest zapowiedzią dużych kłopotów. W skrajnym przypadku może to się zakończyć nawet paniczną wyprzedażą w ostatnich dniach roku. Zwłaszcza, że niepewność inwestorów dodatkowo zwiększają wygasające w piątek kontrakty terminowe.

We wtorek podaż stanie przed kolejnym wyzwaniem, jakim będzie przełamanie przez WIG20 listopadowego dołka na poziomie 3448,47 pkt. (ceny zamknięcia). Teoretycznie to mało istotny poziom dla tego indeksu, gdyż znacznie ważniejszą barierę popytową tworzy sierpniowy dołek na 3329,88 pkt. Tyle tylko, że znaczenie tego pierwszego wsparcia wzmacnia nakładająca się na nie 6-letnia linia hossy.

Dlatego już dziś mogą zostać wygenerowane długoterminowe sygnały sprzedaży, których potwierdzeniem będzie wybicie poniżej wsparcia z sierpnia.

Ewentualna obrona poziomu 3448,47 pkt. da nadzieje na odłożenie w czasie spadków.

Jednak prawdopodobieństwo ich wystąpienia wciąż będzie duże. Sytuacja wokół światowych rynków akcji bowiem mocno gęstnieje, a to nie jest dobra wróżba na pierwsze tygodnie, a nie wykluczone, że również pierwsze miesiące 2008 roku. (ISB/X-Trade)

Marcin R. Kiepas

X-Trade Brokers DM S.A.

Źródło: ISB

wtorek, 11 grudnia 2007

Trudniej będzie zarobić na GPW

Jak zachowa się rynek giełdowy i które     spółki są preferowane przez analityków  (Rozmiar: 54203 bajtów)
Jak zachowa się rynek giełdowy i które spółki są preferowane przez analityków
Cezary Iwański, wiceprezes Pioneer Pekao     Investment Management  (Rozmiar: 6280 bajtów)
Cezary Iwański, wiceprezes Pioneer Pekao Investment Management
Robert Nejman, dyrektor działu     zarządzania aktywami DM IDMSA  (Rozmiar: 5015 bajtów)
Robert Nejman, dyrektor działu zarządzania aktywami DM IDMSA
  • Na giełdzie trwa rajd Świętego Mikołaja, czyli powrót dobrej koniunktury na koniec roku
  • Nie ma pewności, że będzie efekt stycznia - wywołana zakupami funduszy minihossa na początku roku
  • Analitycy nie wykluczają, że w 2008 roku indeks WIG20 może spaść poniżej 3500 pkt

PROGNOZA

W ostatnich dziesięciu latach w grudniu rynek zwyżkował siedmiokrotnie, co oczywiście jeszcze niczego nie przesądza, ale ostatnia listopadowa przecena oraz oczekiwanie na grudniowe obniżki stóp przez Fed powinny pozwolić rynkowi na odreagowanie spadków - uważa Michał Marczak, szef analityków DI BRE Banku.

W ocenie analityków grudniowe odbicie indeksów ma przede wszystkim podłoże techniczne. Po listopadowych spadkach rynek był wyprzedany. Na dodatek koniec roku jest zazwyczaj dobrym okresem na giełdzie, bo zarządzający aktywami, dbając o swoje premie roczne za wyniki, gotowi są kupować akcje, by podreperować stopy zwrotu swoich funduszy.

Nie można jednak zapominać o dużej korelacji pomiędzy rynkiem wtórnym a rynkiem kontraktów terminowych.

- To, co dzieje się na giełdzie, wynika częściowo z braku podaży akcji, w tym na rynku pierwotnym, a poza tym jest efektem arbitrażu między rynkiem kontraktów a rynkiem kasowym - uważa Robert Nejman, dyrektor działu zarządzania aktywami w DM IDMSA. Jego zdaniem wzrosty zakończą się wraz z wygaśnięciem kontraktów, czyli w piątek 21 grudnia.

W 2008 roku bez zmian

Za 12 miesięcy WIG20, indeks największych spółek notowanych na warszawskiej Giełdzie, będzie na poziomie zbliżonym do obecnego i będzie miał wartość 3727 pkt - wynika z wyliczeń GP na podstawie uśrednionych wycen wartości akcji największych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Gdy do wyliczania indeksu weźmiemy wyceny maksymalne, wartość indeksu za 12 miesięcy rośnie do 4464 pkt. Przy wycenach minimalnych wyliczona przez nas wartość barometru giełdowej koniunktury spada do 2969 pkt. W porównaniu z listopadem oczekiwana, wyliczona na podstawie średnich, wartość WIG20 wzrosła o 1,1 proc. Poniedziałkową sesję najważniejszy do oceny koniunktury wskaźnik WIG20 zakończył 0,54 proc. wzrostem do 3708,58 pkt.

To, jak długo utrzymają się dobre nastroje, zależeć będzie nie tylko od światowej koniunktury, ale także od zbliżającej się dorocznej alokacji aktywów przez inwestorów działających globalnie, czego wynikiem jest zazwyczaj tzw. efekt stycznia (czyli gwałtowny popyt na akcje na początku roku). Część analityków - m.in. Unicredit CAIB - widzi w 2008 roku szansę na spory wzrost indeksów w naszym regionie. Unicredit CAIB prognozuje, że w grudniu 2008 r. WIG20 będzie wynosił 3877 pkt. Inni są jednak bardziej sceptyczni.

Czy wrócą spadki

Z badań Erste Banku, prowadzonych wspólnie z niemieckim instytutem ZEW, wynika, że obecnie wzrostu indeksu w Polsce spodziewa się 51,2 proc. badanych (o 12,2 proc. mniej niż miesiąc wcześniej), a spadku - 29,3 proc. (o 7,3 proc. więcej niż miesiąc wcześniej). Według autorów badania spadek optymizmu inwestorów to efekt oczekiwań, że zwiększy się inflacja i wzrosną stopy procentowe i tym samym może się pogorszyć koniunktura gospodarcza.

W ocenie DI BRE Banku, w średnim horyzoncie czasowym sytuacja jest niepewna.

- W nowym roku z dużym prawdopodobieństwem można oczekiwać powrotu problemu (kredytów - przyp. GP) sub-prime na rynku amerykańskim, kiedy pojawią się dane o stopniu spłat kredytów. Inwestorów czeka duża zmienność rynku i prawdopodobnie WIG20 spadnie poniżej 3500 pkt - twierdzą analitycy DI BRE Banku.

Eksperci Millennium DM zwracają uwagę, że ostatnie tygodnie przyniosły duże wahania koniunktury - od skrajnego pesymizmu do euforii.

- Wydaje się, że inwestorzy nie otrząsnęli się jeszcze ze spadków, i przeważa opinia, iż korekta trendu wzrostowego, zapoczątkowana w połowie roku, może się przedłużyć - dodają analitycy MDM.

Wyniki i emisje

W ostatnich tygodniach analitycy publikowali raporty, w których oceniali wyniki spó- łek za III kwartał i korygowali swoje prognozy na 2008 rok.

- Wyniki spółek za III kwartał rozczarowały. Najlepsze rezultaty wypracowały duże spółki, najsłabsze zyski osiągnęły małe i średnie podmioty, w szczególności eksporterzy - oceniają analitycy Millennium DM i dodają, że IV kwartał 2007 r. i I kwartał 2008 r. zapowiadają się podobnie.

DM BZ WBK obniżył z przeważaj do niedoważaj rekomendację dla akcji spółek z sektora bankowego. W ocenie Marka Jurasia, szefa analityków DM BZ WBK, dobre czasy dla banków się kończą: wzrost zysków nie będzie już tak szybki, a w 2008 roku w publicznych ofertach mogą zostać zaoferowane akcje warte od 3 mld zł do nawet 10 mld zł. Oferta BGŻ może mieć wartość 1,5 mld zł, a PKO BP od 1,5 mld do 3 mld zł. Ponadto także rząd może sprzedawać akcje PKO BP na giełdzie.

CO TO JEST EFEKT STYCZNIA

Występująca dość regularnie (na początku roku) błyskawiczna hossa na rynkach kapitałowych, wywołana masową inicjacją nowo realizowanych strategii inwestycyjnych zwłaszcza przez inwestorów instytucjonalnych, dokonujących zakupów w sposób istotny uzupełniających ich portfele inwestycyjne. W konekście psychologicznym uzasadnia się zachodzenie efektu stycznia jako reakcję na akcję dotykającą uczestników rynku kapitałowego w grudniu, którą jest przejściowa bessa - powodowana niejako konieczną sprzedażą części walorów posiadanych przez inwestorów (sprzedażą podejmowaną mimo wszystko we własnym interesie, a związaną z kwestiami rozliczeniowymi odnośnie podatków giełdowych w mijającym już roku).

ZE ŚWIATA

Indeksy giełdowe w USA i na świecie będą w 2008 roku rosły nawet jeśli nastąpi spowolnienie wzrostu gospodarczego i pogorszenie zysków firm - oceniają stratedzy rynku akcji w bankach Lehman Brothers, Bank of America i JPMorgan. Pierwsza połowa roku na światowych rynkach może być wyzwaniem dla inwestorów, ale w drugiej oczekiwana jest zdecydowana poprawa nastrojów.

RAJD ŚW. MIKOŁAJA

Rajd św. Mikołaja lub efekt grudnia to, w żargonie inwestorów giełdowych, nazwa okresu od początku do końca grudnia charakteryzującego się wzrostami kursów akcji na giełdzie. Po prostu inwestorzy indywidualni, spodziewający się efektu stycznia, zaczynają już na początku grudnia dokonywać zakupów akcji, mając nadzieję, że odsprzedadzą je w styczniu w trakcie trwania hossy, przez co generują wzrosty kursów poprzez dodatkowy popyt, tworząc rajd św. Mikołaja.

TOMASZ ŚWIDEREK

tomasz.swiderek@infor.pl

OPINIE

CEZARY IWAŃSKI

wiceprezes Pioneer Pekao Investment Management

I kwartał 2008 r. na rynku akcji będzie raczej słaby, ale cały rok powinien przynieść 15-proc. wzrost rynku. Spodziewam się, że od początku roku inwestorzy będą budowali pozycje związane z oczekiwaną zwyżką rynku w II połowie 2008 r. i w 2009 roku. I dlatego styczeń może przynieść wzrost cen akcji.

ROBERT NEJMAN

dyrektor działu zarządzania aktywami DM IDMSA

Nie spodziewam się kontynuowania grudniowych wzrostów indeksu także w styczniu. Zbyt dużo jest czynników negatywnych, a ceny akcji wcale nie są niskie. Sądzę, że czekają nas dalsze i to spore spadki. W 2008 roku rynek może się silnie wahać i nie wykluczam, że ustanowi kolejny rekord.