środa, 10 października 2007

W Wilnie zapadły kluczowe dla Polski decyzje


(PAP, tm/10.10.2007, godz. 17:16)
Ministrowie pięciu państw odpowiedzialni za bezpieczeństwo energetyczne podpisali w środę w Wilnie umowę o współpracy w sektorze energetycznym. Prezydent Litwy Valdas Adamkus zapowiedział podpisanie porozumienia w sprawie mostu energetycznego między Polską a Litwą "jeszcze przed końcem bieżącego miesiąca".

Chodzi o porozumienie dotyczące połączenia systemów energetycznych Polski i Litwy.

Prezydent Polski Lech Kaczyński na konferencji podczas szczytu energetycznego zapewnił, że połączenie tych dwóch systemów na pewno zostanie zrealizowane. "Wielokrotnie mówiłem, że będzie most energetyczny, ale Polsce potrzebne jest 1000-1200 MW" - powiedział w Wilnie L. Kaczyński. Chodzi o ilość mocy, jaką Polska miałaby otrzymywać z odbudowywanej elektrowni w litewskiej Ignalinie.

Musi być zbudowana ignalińska elektrownia, musi być most energetyczny - on zresztą jest w planach europejskich. Polska musi otrzymać pewną ilość megawatów, dość istotną, z ignalińskiej elektrowni, no i oczywiście musi uczynić wysiłek - to jest poważny wysiłek dla naszego kraju - aby to połączenie polsko-litewskie było efektywne rzeczywiście - podkreślił prezydent.

Takie samo stanowisko przedstawił prezydent Adamkus. Odbywaliśmy dwustronne rozmowy z Polską na temat tzw. mostu energetycznego. Doszliśmy do stanowiska. Most energetyczny musi być zbudowany i będzie zbudowany. Dzisiaj nie podpisaliśmy tego porozumienia z jednego tylko powodu - technicznie nie byliśmy w stanie zgromadzić w jednym miejscu wszystkich koniecznych dokumentów - powiedział.

W połowie grudnia cztery kraje: Polska, Litwa, Łotwa i Estonia zawarły porozumienie o powołaniu konsorcjum czterech firm, które przystąpiły do projektu odbudowania mocy ignalińskiej elektrowni. W projekcie uczestniczą spółki energetyczne: Lietuvos Energija (Litwa), Latvenergo (Łotwa), Eesti Energia (Estonia) i Polskie Sieci Elektroenergetyczne.

Prezydenci Azerbejdżanu, Gruzji, Litwy, Polski i Ukrainy podpisali w środę także umowę dotyczącą konsorcjum Sarmatia i korytarza transportowego dla ropy naftowej i gazu ziemnego - poinformował w Wilnie prezydent Azerbejdżanu Ilhan Alijew. Jest to korytarz Odessa-Brody-Płock-Gdańsk do transportu ropy naftowej z rejonu Morza Kaspijskiego na rynki europejskie.

Uczestnicy spotkania wyrazili swoją opinię, że nowe konsorcjum, które zostanie stworzone, by rozwinąć korytarz dla transportu zasobów wodorowęglowych, powinno być stworzone w oparciu o krajowe firmy. Głównym celem nowego konsorcjum Sarmatia jest przygotowanie studium wykonalności dla systemu transportowego z regionu Morza Kaspijskiego - powiedział Alijew.

Poinformował, że kolejny szczyt energetyczny ma się odbyć w Kijowie w 2008 r.

Sąd: LiD ma przeprosić Dorna za pomówienie Saby. Olejniczak: Odwołamy się

wrób, met, mar, PAP
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 2007-10-10 18:18
Zobacz powiększenie
Marszałek Ludwik Dorn
Fot. Sławomir Kamiński / AG

LiD musi przeprosić Ludwika Dorna za rozpowszechnianie nieprawdziwej informacji jakoby jego suka Saba zeżarła rządowe meble - orzekł Sąd Okregowy w Warszawie. - Odwołamy się - zapowiada Wojciech Olejniczak.

LiD w reklamówce radiowej podawał informację, że ukochany pies marszałka Sejmu zniszczył meble w willi MSWiA, w której mieszkał ówczesny szef tego resortu.

Olejniczak przypomniał, że LiD podając informację o pogryzieniu mebli przez psa Dorna powoływał się na doniesienia tygodnika "Wprost". - W tygodniku tym do dzisiaj nic nie zostało zdementowane - zaznaczył.

- Naszym celem nie było urażenie psa Saby - dodał.

Dorn: Saba nie zżarła kanapy

Jak się okazało meble w willi MSWiA rzeczywiście zostały wymienione. Jednak jak twierdził Ludwik Dorn przed sądem nie miało to nic wspólnego z działalnością jego psa. Jednym z wymienionych mebli była kanapa. Miała zniszczoną tapicerkę. A była to kanapa, na której siadałem, siadała moja żona i leżała Saba - opowiadał Dorn.

Wymienione też zostało łóżko, a to dlatego że się zarwało. - Ale nie miało to nic wspólnego z psem - mówił Ludwik Dorn.

Pozew Ludwika Dorna przeciwko LiD był rozpatrywany w 24-godzinnym trybie wyborczym.

Lotnicze Pogotowie Ratunkowe poleci Eurocopterem

Klaudiusz Slezak, TOK FM, kt
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 31 minut temu

Komisja przetargowa przy ministrze zdrowia wybrała ofertę na zakup 23 helikopterów dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego - dowiedziało się Radio TOK FM.

Zwycięzcą został EC135 produkowany przez firmę Eurocopter. Wybrano śmigłowiec trochę wolniejszy, ale z kabiną umożliwiającą masaż serca i standardowo wyposażony w płozy, co pozwala lądować w każdym terenie. - Jego konkurent - śmigłowiec Grand, produkowany przez firmę Agusta Westland - ma sporo wad - mówi radiu TOK FM rzecznik ministerstwa zdrowia Paweł Trzciński.

Chodzi m.in. o zbyt małą wysokość kabiny przez co nie można w niej reanimować pacjenta. Firma stwierdziła nawet, że załoga powinna najpierw wylądować, wyciągnąć pacjenta na zewnątrz, a potem dopiero reanimować. - To przecież absurd - dodaje Trzciński. Poza wadami samego helikoptera, są też braki w dokumentacji i złe warunki gwarancyjne.

- Zgodnie z polskim prawem, firmie, która przegrała przetarg, przysługuje prawo odwołania i spodziewamy się, że Agusta z niego skorzysta - twierdzi Trzciński. Tłumaczy, że firma Agusta Westland już od dłuższego czasu próbowała różnymi metodami wpłynąć na wynik przetargu. - Tym razem też spodziewamy się, że nie da za wygraną - dodaje.

23 zakupione helikoptery powinny trafić do użytku do końca przyszłego roku. - 16 rosyjskich śmigłowców Mi-2, które latają w tej chwili, to już przestarzała konstrukcja - mówi Kajetan Gawarycki z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego

Są wolne, mają gorszy sprzęt nawigacyjny i często trzeba je naprawiać. Poza tym nie mogą latać w nocy, a wiadomo, że wypadki nie zdarzają się wyłącznie od świtu do zmierzchu. Gdybym miał porównywać, to mogę powiedzieć, że Mi-2, którymi latamy, to tak jakby w pogotowiu ciągle jeździły Nysy jako karetki. Teoretycznie miały wszystko, co jest potrzebne, ale od tego czasu minęły już dwa pokolenia - dodaje Gawarycki.

Na zakup 23 helikopterów przeznaczono około 500 mln. złotych. Ich zakup planowano od wielu lat.

Nerwowe chwile podczas eksmisji betanek

cheko
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 2007-10-10 16:41
Zobacz powiększenie
Ksiądz Roman w asyście policji opuszcza klasztor
Fot. PETER ANDREWS REUTERS

W czasie policyjnej interwencji, atmosfera w domu zakonu betanek w Kazimierzu Dolnym była nerwowa. Niektóre z byłych sióstr zakonnych mówiły podniesionym głosem, nie chciały się pogodzić z decyzją o eksmisji. Według relacji policji, betanki reagowały na stróżów prawa różnie: jedne były spokojne, inne atakowały ich inwektywami, których podobno "nie wypada powtarzać".

Zobacz powiekszenie
Fot. CZAREK SOKOLOWSKI AP
Byłe siostry opuszczają klasztor autokarem
Nerwowe chwile utrwalone zostały przez policyjną kamerę.

- Naprawdę, chcielibyście przyjąć miłość Boga, który w tym domu mówi do każdego kto przychodzi. A wy w imię Saddama przyszliście tutaj. Daliście się wykorzystać - mówi wyraźnie wzburzona jedna z sióstr przytrzymywana przez dwie policjantki. - Dokładnie! - krzyczy kolejna, której podniesiony głos słychać w materiale wideo co chwila.

Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie mówił, że napięta i agresywna atmosfera w domu betanek panowała tuż po wkroczeniu komornika i policji. Informował, że policjanci musieli "odizolować" od reszty mieszkańców ojca Komaryczkę i siostrę Ligocką. To miał być najbardziej zapalny moment w całej interwencji. Komaryczko był podobno bardzo agresywny wobec komornika, policjantów i psychologów. Głównie z tego powodu zakuto go w kajdanki.

Potem atmosfera wyraźnie się rozluźniła, co widać w kolejnym filmie udostępnionym przez policję. Siostry rozmawiały z policjantkami, śmiały się i rozbawione machały w stronę kamery

Tragedia pod Tarnowem: Utonęli żegnając kolegę

Szymon Jadczak
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 2007-10-10 16:57

Zobacz powiększenie
Sześciu mężczyzn utonęło, gdy samochód, którym jechali, wpadł do stawu
Fot. Paweł Topolski / AG

Sześciu mężczyzn utonęło w nocy pod Tarnowem, gdy samochód, którym jechali, wpadł do stawu. To tragiczny finał imprezy pożegnalnej: jeden z nich miał w tym tygodniu wyjechać do pracy w Anglii - dowiedziała się nieoficjalnie Gazeta

W środę o godz. 10.45 straż pożarna dostała zgłoszenie o samochodzie leżącym na dachu w wyrobisku w Wierzchosławicach pod Tarnowem. Po kilkudziesięciu minutach strażakom udało się wyciągnąć z wody renault clio. Widok, który zobaczyli w środku auta był przerażający: sześć skotłowanych ciał. Na miejsce natychmiast został wezwany prokurator.

Jak do tej pory udało się ustalić, samochodem jechali młodzi mężczyźni. Do wypadku doszło prawdopodobnie późno w nocy, mieszkańcy okolicznych domów przyznają, że słyszeli ryk silnika, który nagle zamilkł. Policjanci przypuszczają, że kierowca pędzący po polnej drodze między dwoma stawami nagle stracił panowanie nad samochodem i zjechał do wody. Renault zdążyło jeszcze przekoziołkować na dach. Z ułożenia ciał widać, że pasażerowie walczyli, żeby wydostać się na zewnątrz.

Jak dowiedziała się Gazeta, ofiary wypadku to mężczyźni z Wierzchosławic i okolic, w wieku 19-25 lat. Samochód, którym jechali, należał do rodziców jednego z zabitych. Z naszych informacji wynika, że jeden z mężczyzn miał w tym tygodniu wyjechać do pracy w Anglii - prawdopodobnie nocna wyprawa samochodowa była jego imprezą pożegnalną.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków

Sąd: Ziobro ma przeprosić SLD

mar, PAP
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 45 minut temu

Zbigniew Ziobro ma przeprosić SLD za stwierdzenie, że "środowisko SLD" ponosi odpowiedzialność za śmierć Barbary Blidy - zdecydował dziś Sąd Okręgowy w Warszawie. Minister sprawiedliwości mówił o tym w Telewizji Trwam i Radiu Maryja. - Orzeczenie jest bardzo ważne, bo "pierwszy raz minister sprawiedliwości przegrał sprawę" - ocenił Wojciech Olejniczak.

Zobacz powiekszenie
Fot. Adam Kozak / AG
Zbigniew Ziobro
SERWISY
Sąd zakazał też rozpowszechniania informacji, że SLD "ponosi odpowiedzialność za śmierć Barbary Blidy, ponieważ środowisko tolerowało jej związki z osobami z mafii węglowej".

Sąd nakazał ministrowi przeprosiny poprzez opublikowanie oświadczenia w Telewizji Trwam i Radiu Maryja.

- Stoję na stanowisku, że nie można oskarżać, nie można pomawiać, tym bardziej jeśli ktoś jest ministrem sprawiedliwości i prokuratorem - powiedział Olejniczak. - Nie wolno wykorzystywać tej tragedii do jakichś rozgrywek politycznych - zaznaczył

Ziobro o moralnej odpowiedzialności SLD za śmierć Blidy

Ziobro uważa, że prokuratorzy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za śmierć Barbary Blidy. Natomiast - według niego - niektórzy politycy SLD mogą "sami złapać się za rękę" jeśli chodzi o moralną i polityczną odpowiedzialność w tej sprawie.

- Jeśli szukacie tak bardzo osób odpowiedzialnych, to żeby niektórzy z was nie złapali się za rękę, jeśli chodzi o odpowiedzialności moralną i szeroko rozumianą polityczną, za utrzymywanie pewnych relacji, które doprowadziły do takiego rozwoju wydarzeń, śledztwa prokuratury, a w finale do tragicznego targnięcia się Barbary Blidy na własne życie - mówił dziś Ziobro w Żywcu, jeszcze przed rozstrzygnięciem procesu.

Ziobro dodał, że znaczna część środowiska SLD akceptowała pewne relacje na styku polityki i świata biznesu, "często spod ciemnej gwiazdy".

Była posłanka SLD i b. minister budownictwa Barbara Blida zastrzeliła się 25 kwietnia, gdy do jej domu w Siemianowicach Śląskich z prokuratorskim nakazem rewizji i zatrzymania wkroczyła ABW. Blida miała usłyszeć zarzuty w związku z podejrzeniami o korupcję w handlu węglem.

Gawryluk: Kwaśniewska wie, jak jeść bezę

Publicystka TV Biznes dla DZIENNIKA
2007-10-10 01:00 Aktualizacja: 2007-10-10 06:54

Lewica i Demokraci mają nowy pomysł na kampanię wyborczą: jest nim Jolanta Kwaśniewska. To nawet logiczne, że skoro twarzą LiD jest Aleksander Kwaśniewski, to gdzieś obok pojawi się jego małżonka. Mam tylko wątpliwości, jaką rolę zamierza odegrać: koneserki ciastek, ze szczególnym uwzględnieniem bez? - pyta w DZIENNIKU publicystka TV Biznes, Dorota Gawryluk.

Pomysł jest czytelny: była Pierwsza Dama cieszyła się wśród Polaków ogromną popularnością, kiedyś miała być nawet prezydentem. Po zakończonej kadencji swego męża nie poszła jednak w politykę, lecz została gwiazdą telewizji i bohaterką niesławnych taśm Oleksego. Ostatnio publicznej świadomości przywrócił ją PiS, który w jednej z reklamówek wyborczych pokazał elegancką kobietę tłumaczącą drugiej, jak należy jeść bezę. Ta scena rozgrywa się jednak w przedpokoju. Być może stamtąd Jolanta Kwaśniewska znów wejdzie na salony.

Z pewnością jest ona piękną kobietą i jako taką można ją wspaniale zaprezentować na billboardach i w spotach LiD. Pytanie, czy pod estetyczną powłoką kryje się coś więcej. Jako Pierwsza Dama pani Kwaśniewska angażowała się w działalność na rzecz chorych dzieci w ramach fundacji Porozumienie bez Barier. O jej inicjatywach wiedziała cała Polska. Dziś można się zastanawiać, czy cokolwiek z tamtych uniesień przetrwało próbę czasu. Kiedy Jolanta Kwaśniewska trafi już na wyborcze ulotki LiD, chciałabym się dowiedzieć, co dalej się dzieje z jej fundacją, jakie będą jej kolejne inicjatywy, ilu dzieciom i w jaki sposób pomogła od czasu, kiedy opuściła Pałac Prezydencki. Przecież to za rolę opiekunki pokrzywdzonych przez los wszyscy ją kochali najbardziej. Od tamtej pory minęły już prawie dwa lata i zapadła głucha cisza. Czy pani Kwaśniewskiej tak szybko minęła ochota na charytatywną działalność? A może po prostu przestała się nią chwalić? Jeśli jednak jest się czym chwalić, warto to uczynić.

Mam nadzieję, że fundacja działa pełną parą, tyle że w ukryciu. Jej sukcesy byłyby najlepszą reklamą dla LiD. Na razie jednak Jolanta Kwaśniewska nie kojarzy się z lewicową egalitarnością. Stała się raczej twarzą elitarną i podkreśla tę rolę co tydzień, udzielając na antenie TVN "Lekcji stylu": to stamtąd możemy się dowiedzieć, czy bezę lepiej jeść łyżeczką, czy widelczykiem, jak układać nogi, siedząc, i jak dopasować torebkę do okazji. Nie wiem, czy dziś Polacy mogą się z nią utożsamić i udzielić poparcia jako "naszej kobiecie". Jeśli tak, to chyba w ramach nieutulonej tęsknoty za światem "Dynastii", gdzie wszystkie bohaterki miały włos ułożony do włosa i nieskazitelny makijaż 24 godziny na dobę. Tylko czy o wzbudzanie takich emocji chodzi Lewicy i Demokratom?

Wszystkie kobiety są na swój sposób feministkami. Czekam, by znalazło się dla nas więcej miejsca w polityce. Wydawać by się mogło, że gdzie jak gdzie, ale na lewicy tego miejsca nie zabraknie. Tymczasem kobiety LiD pozostają w cieniu. Nikt nie promuje Jolanty Szymanek-Deresz czy Katarzyny Piekarskiej tak, jak choćby premier Kaczyński promuje Zytę Gilowską. Czy Jolanta Kwaśniewska ma więc pełnić rolę kwiatka do kożucha? Pięknej kobiecej twarzy do wykorzystania na plakatach? Jeśli tak, to fatalnie to świadczy o reprezentacji kobiecych spraw w LiD. Tym bardziej właśnie, że do dziś nie wiemy, co za panią prezydentową stoi: jakie osiągnięcia, jakie kwalifikacje.

Nie sposób jej zareklamować tak jak Zyty Gilowskiej: kompetencjami i wiedzą. Wiedza o jedzeniu bezy i zasadach savoir-vivre’u to jeszcze za mało. Jolanta Kwaśniewska w minionych dwóch latach nie potrafiła dowieść, że reprezentuje jakieś wartości. Dziś za jej piękną twarzą nie kryje się nic - zupełna pustka. Taka kobieca twarz LiD nie świadczy najlepiej o sprawie kobiecej w wykonaniu panów Olejniczaka, Borowskiego, Szmajdzińskiego i Kwaśniewskiego na dokładkę. Pani Kwaśniewska nie jest dla LiD żadną wartością dodan. Jeżeli ma być tylko ozdobą, to marketingowcom LiD przypominam ku przestrodze: ładne plakaty to dopiero ćwierć sukcesu.

Kwaśniewski: Cierpię na wirusową chorobę z Filipin

mar, PAP
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 2007-10-10 17:52
Zobacz powiększenie
Kwaśniewski tłumaczył swoje zachowanie tym, że zażywa leki
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG

- Cierpię na wirusową chorobę tropikalną, na którą zachorowałem na Filipinach i zażywam bardzo mocne leki - powiedział Aleksander Kwaśniewski, odnosząc się do pytań o wtorkową niedyspozycję w Szczecinie i sugestii niektórych mediów, że był pijany.

SERWISY
- Wykonuję swoje zobowiązania w kampanii wyborczej i mam nadzieję, że pomagam. Jeśli chodzi o stan ducha, czy zdrowia to mogę powiedzieć, że od kilku miesięcy używam silnych środków medycznych, to wynika z dolegliwości jakich nabawiłem się w czasie pobytu na Filipinach. Wymagają one takiego radykalnego leczenia i tyle. Czasami człowiek czuje się lepiej czasami gorzej - powiedział Kwaśniewski.

Nie chciał ujawnić na co choruje. Dodał, że nie zamierza wycofywać się z kampanii a po wyborach poświęci więcej uwagi na doleczenie się z choroby, na którą zapadł na początku lipca.

Kwaśniewski odnosząc się do doniesień o konfliktach w koalicji LiD (SLD+SdPl+PD+UP) pomiędzy poszczególnymi partiami powiedział, że formacja nie może rozmieniać się na drobne. Jak dodał, jeżeli by tak było, to on odnosi się do tego negatywnie.

W jego ocenie, Polskę czekają za dwa - trzy lata kolejne wybory. - LiD walczy o dobry wynik wyborczy nie tylko w 2007 r., ale LiD jeszcze bardziej walczy o zwycięstwo w kolejnych wyborach, które odbędą się prawdopodobnie wcześniej, bo jeśli powstanie jakaś formuła rządów PO-PiS czy PiS-PO, to wyborów prezydenckich ta koalicja nie przetrwa - ocenił Kwaśniewski.

Według b. prezydenta, wtedy LiD skoncentruje centrolewicowy elektorat na poziomie ok. 30-35 proc. Zastrzegł, że jeżeli będzie "kontynuowana działalność ojca Rydzka" to będzie to ok. 40 proc.

Pobyt Kwaśniewskiego do Słupska zakłócił drobny incydent. Mieszkaniec Kołobrzegu, który jak twierdził jest zwolennikiem LiD, próbował mu wręczyć butelkę wódki. Nie pozwolili na to policjanci i straż miejska. Dziennikarzom mówił, że miał to być gest sympatii wobec Kwaśniewskiego.

Kwaśniewski w ramach kampanii wyborczej przyjechał na zaproszenie Klubu Współczesnej Myśli Politycznej. W czasie spotkania z członkami w Sali Polskiej Filharmonii Sinfonia Baltica Kwaśniewski wygłosił wykład "Przyszłość Polski. Przyszłości Europy".

Wcześniej wziął udział w prezentacji kandydatów Lewicy i Demokratów do parlamentu z okręgu gdyńsko - słupskiego i spotkał się z prezydentem Słupska.

FSB: Polska wciągana w działania przeciw Rosji

Dyrektor rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Nikołaj Patruszew oświadczył, że amerykańskie i brytyjskie służby specjalne wykorzystują swoich partnerów m.in. z Polski, Gruzji i krajów bałtyckich - w operacjach przeciwko Rosji.
- CIA i SIS (znany również jako MI6 - PAP) nadal wciągają do pracy na rosyjskim kierunku swoich partnerów z Polski, Gruzji, krajów bałtyckich i niektórych innych państw - zauważył Patruszew w rozmowie z tygodnikiem "Argumenty i Fakty".

Zdaniem szefa FSB, aktywność wywiadów państw obszaru poradzieckiego w Rosji wynika z faktu, że amerykańskie i brytyjskie służby specjalne wywierają poważny wpływ na służby tych państw i niektórych innych krajów Europy Wschodniej. - W interesie "starszych partnerów" i w zgodzie z koniunkturalnymi wytycznymi politycznego przywództwa swoich państw wymienione wywiady prowadzą operacje, daleko wykraczające poza ramy własnych interesów narodowych - powiedział Patruszew.

Dyrektor FSB wyjaśnił, że "na terytorium wymienionych krajów rozwinięto pracę, której celem jest werbowanie rosyjskich obywateli, a także prowadzi się operacje w zakresie kontaktów z agenturą". - Przy czym niektórzy z amerykańskich i brytyjskich sojuszników działają dość agresywnie - dodał Patruszew.

Szef FSB poinformował, że rosyjski kontrwywiad w tym roku zdemaskował 14 kadrowych funkcjonariuszy i 33 agentów obcych służb specjalnych. "Od 2003 roku w Rosji wykryto ponad 270 aktywnie działających kadrowych funkcjonariuszy i 70 agentów zagranicznych wywiadów, w tym 35 obywateli rosyjskich" - oświadczył Patruszew.

Dyrektor FSB przypomniał, że "obecnie w sądzie rozpatrywana jest sprawa jednego człowieka, a wobec trzech innych trwa dochodzenie".

W ubiegłym miesiącu rosyjskie media informowały, że przed okręgowym sądem wojskowym w Moskwie rozpoczął się proces majora armii rosyjskiej Siergieja Jurenia, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Polski.

W opinii Patruszewa, "szczególnie należy wydzielić Wielką Brytanię, której służby specjalne nie tylko prowadzą działalność wywiadowczą we wszystkich sferach, ale także starają się aktywnie wpływać na wewnętrzną sytuację polityczną w Rosji".

- Aktualnie znaczące wysiłki obcych służb specjalnych skierowane są na zdobywanie informacji o sytuacji, związanej ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi - oświadczył szef FSB.

Jego zdaniem, zagraniczne wywiady wykazują duże zainteresowanie układem sił politycznych, charakterystykami kandydatów na deputowanych i na prezydenta oraz działalnością opozycji. "Ponadto próbują w korzystnym dla władz swoich państw nurcie wpływać na protestacyjne nastroje i wystąpienia w Rosji" - dodał Patruszew.

Według niego, "obce służby specjalne mają w arsenale praktykę wykorzystywania organizacji pozarządowych, tak dla zdobywania informacji wywiadowczych, jak i w charakterze narzędzia wywierania ukrytego wpływu na polityczne procesy".

Dyrektor FSB podkreślił, że "istnieje także groźba finansowania za pośrednictwem niektórych organizacji pozarządowych działalności wywrotowej przeciwko Rosji".

W jego opinii, źródłem tego zagrożenia "często są międzynarodowe ugrupowania terrorystyczne, które wykorzystują poszczególne organizacje pozarządowe we własnych interesach, w tym do finansowania formacji bandyckich na Północnym Kaukazie".

Premier: Jest oczywistością, że Kwaśniewski był pijany

az, PAP
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 29 minut temu
Zobacz powiększenie
Fot. Paweł Małecki / AG

Premier Jarosław Kaczyński powiedział w środę w Gryficach, że jest "oczywistością", iż b.prezydent Aleksander Kwaśniewski był pijany we wtorek podczas spotkania wyborczego LiD w Szczecinie.

''Niedysponowany'' Kwaśniewski w Szczeciniezobacz

Kaczyński pytany o tę sprawę przez dziennikarzy w Gryficach ocenił, iż wypowiedzi polityków, którzy mówili, "że nie wiadomo, czy (Kwaśniewski) był pijany, czy nie, to jest po prostu skrajna nieuczciwość".

Według niego, w tym duchu wypowiadał się m.in. poseł PO Sławomir Nitras, który - jak mówił premier - "pewnie przygotowuje do sojuszu z LiD-em i w związku z tym nie ma odwagi powiedzieć oczywistości, że pan Kwaśniewski po raz kolejny był pijany". - To jest fakt poza jakąkolwiek dyskusją, natomiast cała reszta należy do wyborców, którzy oceniają formację, która ma takiego przywódcę - powiedział Kaczyński.

- Ja to pytanie kieruję przede wszystkim do moich dawnych kolegów z "Solidarności" i lat 70-tych, którzy tam są i partii, która chce wejść w sojusz (z LiD), czyli PO - bo to jest gigantyczna kompromitacja - dodał szef PiS.

We wtorek dziennikarze zwrócili uwagę na dziwne zachowanie b. prezydenta podczas szczecińskiego spotkania wyborczego, w tym jego spowolnioną mowę. Na późniejszej konferencji prasowej Kwaśniewski tak tłumaczył swoje samopoczucie: "Zażywam leki, to są leki, które być może dają tego typu efekty, że pan może się zastanawiać, czy coś jest tak, czy nie tak. Natomiast są to leki, których nie wolno łączyć z alkoholem, więc nie łączę".

Premier o eksmisji betanek: Wszystko jest w zgodzie z prawem

az, PAP
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 19 minut temu

Wszystko jest w zgodzie z prawem. Takie jest prawo, a my prawa przestrzegamy - powiedział premier Jarosław Kaczyński, komentując sprawę eksmisji zbuntowanych betanek w Kazimierzu Dolnym.

Zobacz powiekszenie
Fot. Dominik Sadowski / AG
Premier Jarosław Kaczyński
- Nie mam żadnego zdania w tej sprawie, bo to jest po prostu kwestia prawa. Jest to egzekucja komornicza, na którą nie mam żadnego wpływu. Siostry betanki, te które rzeczywiście są siostrami, bo te osoby, które są w klasztorze zostały wydalone z tego zakonu, domagały się egzekucji orzeczeń sądowych i ta egzekucja następuje. Tu nic więcej się nie dzieje - powiedział szef rządu podczas pobytu w środę w Gryficach. Jak dodał, zarówno on jak i szef MSWiA oraz minister sprawiedliwości, nie mają na to wpływu.

Premier przybył w środę do Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia Ciężkich Oparzeń w Gryficach, gdzie leczony jest ambasador RP Edward Pietrzyk, ranny w zamachu w Bagdadzie.

Część sióstr ze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej z kazimierskiego klasztoru przed blisko dwoma laty nie podporządkowało się decyzji Stolicy Apostolskiej o odwołaniu s. Jadwigi Ligockiej, dawnej przełożonej generalnej. Odwołano ją po licznych sygnałach o nadużyciach występujących we wspólnocie. Dotyczyły one m.in. kierowania się przez s. Ligocką jej prywatnymi natchnieniami Ducha Świętego przy podejmowaniu decyzji istotnych dla życia i funkcjonowania zgromadzenia.

Kobiety przebywające w budynku, według postanowienia Stolicy Apostolskiej nie były już od listopada ub. roku zakonnicami i nie miały prawa go zajmować. Wyroki eksmisji wobec byłych betanek wydał w maju i czerwcu Sąd Rejonowy w Puławach. O eksmisje wnioskowały władze Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej. Zgromadzenie złożyło też do komornika wnioski o usunięcie z klasztoru 65 osób, wobec których sąd orzekł eksmisję.

Olejniczak: To leki, nie alkohol

az, IAR
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 26 minut temu
Zobacz powiększenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG

Wojciech Olejniczak zapewnił, że wczorajsza "niedyspozycja" Aleksandra Kwaśniewskiego była spowodowana lekami, a nie alkoholem. Gość "Sygnałów Dnia" podkreślił, że trzeba skoncentrować się na treści wczorajszego przemówienia byłego prezydenta, a nie na sensacjach wyciąganych przez prasę. Wyjaśnił, że wypowiedział on wiele mocnych słów krytyki wobec obecnego rządu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG
Kwaśniewski na konwencji wyborczej Lid w Szczecinie. Po wystąpieniu byłego prezydenta dziennikarze pytali o przyczynę jego ''dziwnego'' zachowania
Zobacz powiekszenie
Fot. Cezary Aszkiełowicz / AG
Kwaśniewski tłumaczył swoje zachowanie tym, że zażywa leki
Podczas wczorajszej konwencji LiD w Szczecinie Aleksander Kwaśniewski sprawiał wrażenie niedysponowanego. Dziennikarzom tłumaczył, że bierze lekarstwa, które mogą mieć wpływ na jego zachowanie. Podkreślił, że nie można ich łączyć z alkoholem. Zapewnił, że przestrzega tego zakazu.

Lider SLD zwrócił uwagę, że mimo nieprzychylnych opinii w prasie, Aleksander Kwaśniewski jest nadal jednym z najbardziej popularnych polityków. Podkreślił, że - według sondaży - Polacy najchętniej widzieliby na stanowisku premiera właśnie byłego prezydenta. Tłumaczył, że jest to efekt naturalnego zachowania Kwaśniewskiego, dzięki któremu jest on postrzegany jako "swój chłop". Jak dodał gość Polskiego Radia, tym sposobem były prezydent bije innych politycznych liderów na głowę.

Wojciech Olejniczak zapewnił, że były prezydent nadal będzie aktywnie uczestniczył w kampanii wyborczej Lewicy i Demokratów. Nadal negocjowane są warunki jego uczestnictwa w debacie z przewodniczącym PO, Donaldem Tuskiem. Gość Programu Pierwszego Polskiego Radia wyjaśnił, że ta potyczka polityków musi mieć inną formę niż dyskusja z premierem Jarosławem Kaczyńskim.

Zobacz także wykład Kwaśniewskiego w Kijowie:




Korwin-Mikke obraża niepełnosprawne dzieci

Kontrowersyjne poglądy lidera UPR

2007-10-09 23:46 Aktualizacja: 2007-10-10 07:45

Janusz Korwin-Mikke startujący do Sejmu z listy LPR, koalicji UPR i partii Romana Giertych, ogłosił, że w klasach integracyjnych dzieci zdrowe przejmują schorzenia od chorych. Potem powiedział niepełnosprawnej dziewczynce, że nie puściłby swojego dziecka do klasy z dziećmi niepełnosprawnymi - pisze DZIENNIK.


Tej wyjątkowo niesmacznej sceny z prawyborów we Wrześni nie zarejestrowały żadne kamery. Mimo to DZIENNIKOWI udało się ją zrekonstruować. Jest niedzielne przedpołudnie. Września, 7 października. Na mównicy pojawia się Janusz Korwin-Mikke. Wygłasza szokującą tezę, że w klasach integracyjnych dzieci zdrowe przejmują schorzenia od niepełnosprawnych. Wystąpieniu przysłuchują się mieszkańcy i politycy innych partii szykujący się do swoich wystąpień. Jest wśród nich działaczka Partii Kobiet wraz z nastoletnią córką, która od kilku lat porusza się na wózku inwalidzkim. Znamy jej nazwisko, ale ze względu na dobro córki prosiła nas o anonimowość.

Kobieta próbuje zachować spokój. Jednak złość i oburzenie biorą górę. Kiedy Korwin stwierdza, że nie życzy sobie, by jego dziecko chodziło do klasy z niepełnosprawnymi, podchodzi do niego. Mówi, żeby spojrzał teraz w oczy jej córce, która chodzi do klasy integracyjnej i powtrzył swoje opinie. "I on to zrobił. Podszedł i powiedział tej biednej dziewczynce w twarz, że on swojego dziecka nie puści do jednej klasy z dzieckiem niepełnosprawnym. Bo zarazi się niepełnosprawnością" - opowiada świadek zdarzenia Łukasz Nanczas, polityk SLD.

To był dopiero początek. "Powiedział mi, że jestem zarażona śmiercią. A ja jemu, że przed nim już Hitler głosił takie poglądy" - opowiada matka dziewczynki. Osoby obserwujące całe zdarzenie nie reagują.

Po kilku minutach Korwin wraca. "Pochylił się nad moją córką i zapytał: A ty ćwiczysz na lekcjach wychowania fizycznego? Przecież ty nie jesteś w stanie ćwiczyć?" Ona odpowiedziała, że ćwiczy. Korwin zapytał: "Ale jak? Na wózku"? "Odpowiedziała, że owszem" - opowiada matka.

Relację matki potwierdzają dwie inne kobiety. Sprawę dobrze pamięta też Łukasz Nanczas z SLD. "Byliśmy oburzeni. To są hasła zahaczające o wykluczenie społeczne i zakazane konstytucyjnie. Byłem tak zdenerwowany, że koledzy musieli mnie trzymać" - mówi nam Nanczas.

Sam Korwin-Mikke wydarzenie opisał na blogu. "Podleciała do mnie jakaś narwana Partyjna Kobieta i zaczęła mnie ciągnąć do stoiska Partii Ekshibicjonistek, żądając, bym podszedł do ich namiotu i powiedział to w oczy jej córce, siedzącej na wózku inwalidzkim. Poszedłem. Powiedziałem. Była to miła panienka, bardzo inteligentna na oko" - czytamy.

Wczoraj jeszcze raz go zapytaliśmy, czy powiedział niepełnosprawnej dziewczynce, że nie posłałby dziecka z nią do klasy? Chwila ciszy. "Swojego dziecka bym nie posłał. Oczywiście, że nie. Dlatego, że jeśli ja sam się jąkam i przebywam z człowiekiem, który się jąka, to ja zaczynam się jąkać jeszcze bardziej" - tłumaczył.

A czy nie uważa, że skrzywdził dziewczynkę? "Nie. Ja z tym dzieckiem rozmawiałem i bardzo miło nam się rozmawiało, dopóki jej matka nie przerwała" - stwierdził. I dodał: "To rodzice powinni decydować, do jakiej klasy poślą swoje dziecko, a nie jacyś faszyści z SLD".

O komentarz poprosiliśmy Romana Giertycha. Nie chciał w to uwierzyć. Kiedy powiedzieliśmy, że polityk UPR niczego się nie wypiera, zapadła długa cisza. "Bardzo dziwna sytuacja. Nie wierzę, że to powiedział. To byłoby głupotą" - stwierdził. Przypomniał, że jako minister edukacji był zwolennikiem klas integracyjnych, bo uwrażliwiają dzieci. "Tyle mogę powiedzieć. Każda partia ma swojego Palikota" - dodał

"Byłam wstrząśnięta. Człowiek, który łamie dobre obyczaje i nie ma elementarnego poczucia przyzwoitości, ma szanse dostać się do Sejmu" - komentuje założycielka Partii Kobiet Manuela Gretkowska.

Matrymonialne plany w rządzie?

az, PAP
2007-10-10, ostatnia aktualizacja 57 minut temu

Kraj obiegła plotka, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro porzucił stan kawalerski. Z początkiem września tego roku miał poślubić kilka lat młodszą od siebie prawniczkę. Są nawet tacy, którzy widzieli młodą parę w tym uroczystym dniu, a nawet bawili się na weselu, donosi "Dziennik Polski". O planach ślubnych innych polityków PiS donosi dzisiejsza prasa. Rzecznik rządu Jan Dziedziczak chce porzucić kawalerski stan i szuka wybranki serca w swoim okręgu wyborczym a posłanka Jolanta Szczypińska przyznała się, że jeszcze nie ma sukienki do ślubu z premierem

Zobacz powiekszenie
fot. Damian Kramski / Agencja Gazeta
Jolanta Szczypińska - znana na razie z tego, że zaciekle broni premiera
Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro
Zobacz powiekszenie
Fot. S3awomir Kaminski / AG
Rzecznik rządu Jan Dziedziczak
Ślub ministra sprawiedliwości ponoć odbył się w Dąbrowie Tarnowskiej, bo stamtąd pochodzi wybranka ministra - pani prokurator, z domu Kowalik. Sakramentu udzielać miał ks. Józef Poręba, proboszcz Parafii NMP Szkaplerznej w Dąbrowie Tarnowskiej. Ojciec panny młodej to prokurator tamtejszej prokuratury rejonowej. Tego wszystkiego można dowiedzieć się od rozplotkowanych internautów na forum poświęconym ożenkowi min. Ziobry.

"Dziennik Polski" poszedł tropem wpisów internetowych. Najpierw zadzwonił do parafii w Dąbrowie Tarnowskiej. Ks. Poręba stanowczo zaprzeczył, że udzielał ślubu Ziobrze. Również mama rzekomej wybranki - Zofia Kowalik, nie miała pojęcia, skąd wzięła się plotka. - Moja córka widziała się z ministrem tylko raz, w styczniu tego roku, gdy odbierała z jego rąk nominację na prokuratora rejonowego, mówi z uśmiechem pani Kowalik. "Mój syn twierdzi, że ta informacja jest tak prawdziwa, jak jego ślub z Anną Fotygą".

Gazeta zadzwoniła też do samego ministra.- Ciągle jestem pytany o to, czy ożeniłem się z córką prokuratora, ordynatora... Nie będę tego komentował - powiedział min. Ziobro. - Panie ministrze, ale czy wziął pan ślub, dociekał prawdy dziennikarz. - Nie mogę rozmawiać, bo wchodzę do prezydenta. Pozdrawiam - odparł Ziobro na odchodne.

Rzecznik rządu szuka żony

Młody, przystojny, bez nałogów, pozna panią ze swojego okręgu wyborczego. Rzecznik rządu Jan Dziedziczak przyznał się "Super Expressowi", że szuka drugiej połówki wśród Wielkopolanek.

Wydawać by się mogło, że najmłodszy rzecznik rządu po 1989 roku, 26-letni Dziedziczak, nie będzie miał problemu ze znalezieniem kobiety swego życia. A jednak... Ci, którzy z nim pracują, zdradzają, że wszystkiemu winien jest jego pracoholizm. - Od roku siedzi w Kancelarii Premiera po 14 godzin. Wstaje bladym świtem, do domu wraca tuż przed północą. Przy takim trybie życia nie ma czasu na spotkanie tej jedynej.

Najwyraźniej jednak dojrzał do stanu małżeńskiego, bo powiedział "Super Expressowi", że wielkopolanki urzekły go swoim urokiem, ale też pracowitością i zaradnością. Być może z regionem połączy mnie nie tylko praca dla ludzi, ale coś jeszcze... - dodał tajemniczo.

Pewne jest, że kandydatka na panią jego serca musiałaby dobrze gotować i być specjalistką w przygotowywaniu specjałów kuchni włoskiej, bo Dziedziczak jest miłośnikiem dobrej biesiady.

Szczypińska wciąż nie ma sukienki

Wybranka serca Jarosława Kaczyńskiego, posłanka Jolanta Szczypińska, zdradziła "Faktowi", że wciąż nie ma jeszcze kreacji ślubnej. Szczypińska, jako czołowy polityk PiS, nie ma chwili wytchnienia. Organizuje konferencje, czynnie bierze udział w kampanii wyborczej i pomaga Jarosławowi Kaczyńskiemu. To wszystko odbija się na przygotowaniach do ślubu, który - według plotki - miałby odbyć się już 20 października.

Sama posłanka zapewniała, że ślub wolałaby wziąć latem. Czyżby to efekt natłoku zajęć i przedwyborcza gorączka przesunęła małżeńskie plany? Wiele na to wskazuje. Posłanka zdradziła "Faktowi", że nie kupiła nawet kreacji ślubnej. - Nie kupiłam nawet sukienki, ale muszę o tym pomyśleć - powiedziała zafrasowana.

Premier nie wygląda na przejętego - ocenia "Fakt". W takich sytuacjach mężczyzna ma zawsze łatwiej. Wbije się w najlepszy garnitur - a takich premier ma sporo - i już może stawać na ślubnym kobiercu. Kobiety mają trudniej.

Styliści ubierają posłankę

Jolancie Szczypińskiej w wyborze kreacji na ślub postanowił pomóc stylista Robert Krupiński. Jak ma ubrać się przyszła żona premiera? - Jest blondynką, więc dobre dla niej byłyby fiolety i jasne szarości. Powinna zrezygnować z sukienki, a zamiast tego wybrać styl angielski: klasyczna garsonka ze spódnicą za kolano, ale nie aż do pół łydki i raczej krótki żakiet. Pod to elegancka bluzka, może być z delikatnym żabotem. Na głowę kapelusik z niedużym rondem. Buty klasyczne, półokrągłe, przynajmniej na małym obcasie. Jeżeli torebka, to tańsza, ale koniecznie firmowa, np. od pani Batyckiej. Absolutnie wykluczone są podróbki - wylicza Krupiński. Widać teraz, ile pracy w kompletowaniu stroju czeka Jolantę Szczypińską. Może więc lepiej, że ślub będzie latem? - zastanawia się "Fakt"

Źródło: "F"

Giertych ciągle jeździ rządowym BMW... z kogutem na dachu

mar
2007-10-09, ostatnia aktualizacja 2007-10-09 11:59
Zobacz powiększenie
Roman Giertych przed redakcją TOK FM
Fot. Bartosz Węglarczyk / GW

Roman Giertych, choć nie jest już członkiem rządu, nadal jeździ na koszt podatników luksusowym rządowym BMW z obstawą BOR-u. Kosztuje nas to dziennie 1,7 tys. zł. Na dodatek, Giertych jeździ... z kogutem na dachu.

"Dziś rano Roman Giertych był gościem TOK FM. Ten ludowy trybun przyjechał do radia rządowym BMW z kogutem na dachu i dwoma ochroniarzami z BOR-u" - pisze na swoim blogu Bartosz Węglarczyk z "Gazety Wyborczej".

Z kolei "Fakt" opisuje, jak Giertych tym samym BMW przyjechał na prawybory do Wrześni. "I to w jakim stylu. We Wrześni wjechał z hukiem na deptak dla pieszych i zaparkował w niedozwolonym miejscu" - czytamy.

B. wicepremierom przysługuje rządowy samochód i ochrona przez trzy miesiące od czasu odejścia z urzędu. Giertych jednak używa tych przywilejów, np. by dotrzeć na wywiad w radiu albo by przyjechać do Wrześni i na spotkaniu z wyborcami... krytykować PiS za szastanie publicznymi pieniędzmi.

I ten kogut na dachu. "W jakiej republice bananowej żyjemy, że polityk nie pracujący w rządzie i nie pełniący nawet funkcji wicemarszałka Sejmu jeździ na sygnale?" - komentuje Bartosz Węglarczyk.

W jaki sposób dłużnik może uniknąć opłaty dla komornika?

Jeśli została wszczęta egzekucja komornicza, to dłużnikowi opłaca się porozumieć z wierzycielem i zapłacić bezpośrednio jemu, z pominięciem komornika. Dzięki temu dłużnik nie będzie musiał płacić komornikowi opłaty w wysokości 15% zadłużenia. To efekt wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 8 maja 2006 r.

Często dłużnicy są skłonni płacić dopiero wtedy, gdy mają "na karku" komornika. Wcześniejsze wezwania do zapłaty nie odnoszą skutku, podobnie jak prawomocny wyrok sądowy czy nakaz zapłaty. Kiedy jednak pojawiają się komplikacje związane z podjęciem czynności przez komornika - zablokowanie rachunku bankowego, zajęcie rzeczy dłużnika, np. komputerów czy samochodów, część dłużników jest skłonna porozumieć się bezpośrednio z wierzycielem, byleby ten jak najszybciej odwołał komornika.

Dzięki wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego takie bezpośrednie porozumienie wierzyciela i dłużnika za plecami komornika staje się opłacalne dla obu stron. Dlaczego?

Wysokość opłat dla komornika

Zasadą jest, że komornikowi sądowemu za jego pracę należy się wynagrodzenie - tzw. opłata stosunkowa. Cała opłata stosunkowa wynosi 15% wartości egzekwowanego świadczenia, jednak nie może być niższa niż 1/10 i wyższa niż trzydziestokrotna wysokość przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego. W razie wyboru przez wierzyciela więcej niż dwóch sposobów egzekucji świadczeń pieniężnych, opłata stosunkowa ulega podwyższeniu o 1/10 część za każdy następny sposób egzekucji.

Jeszcze kilka lat temu wierzyciel składając do komornika wniosek o wszczęcie egzekucji musiał mu w formie zaliczki uiścić część tej opłaty. Obecnie wierzyciel za samo wszczęcie egzekucji nie musi płacić komornikowi ani złotówki. Należną opłatę komornik musi bowiem ściągnąć od dłużnika. Mówi o tym art. 59 ust. 1 ustawy o komornikach sądowych i egzekucji. Zgodnie z nim opłatę stosunkową (15%) komornik ściąga od dłużnika, obliczając ją proporcjonalnie do wyegzekwowanych kwot.

Sprawa pozornie wydaje się prosta - komornik dostanie 15%, ale tylko od tych kwot, które wyegzekwuje od dłużnika.

Dochodziło jednak do sytuacji, w których komornik nie wyegzekwował od dłużnika ani złotówki, ale 15-procentową opłatę pobierał. Pozwalał na to art. 49 ust. 1 ustawy o komornikach sądowych i egzekucji w dwóch przypadkach:


  • pierwszy - gdy postępowanie egzekucyjne zostało umorzone na wniosek wierzyciela,

  • drugi - gdy postępowanie egzekucyjne zostało umorzone z mocy samego prawa, ponieważ wierzyciel w ciągu roku nie dokonał czynności potrzebnej do dalszego prowadzenia postępowania lub nie zażądał podjęcia zawieszonego postępowania.

Wystarczyło, że komornik zajął rachunek bankowy dłużnika, np. szpitala, na którym mogło nawet nie być żadnych pieniędzy. Następnie dłużnik porozumiewał się z wierzycielem, np. uzyskiwał odroczenie terminu zapłaty czy rozłożenie go na raty, albo nawet spłacał mu bezpośrednio zadłużenie. W takich przypadkach wierzyciel składał do komornika wniosek o umorzenie egzekucji. Komornik umarzał egzekucję, ale następnie już sam od dłużnika ściągał opłatę w wysokości 15% całego długu.

Opłaty po wyroku Trybunału

W wyroku z dnia 8 maja 2006 r, sygn. akt P18/05 Trybunał Konstytucyjny uznał, że ustawodawca przyjął model uzależniający opłatę egzekucyjną, będącą elementem wynagrodzenia komornika, od skuteczności egzekucji. Tymczasem umorzenie postępowania ma miejsce wtedy, gdy egzekucja nie była skuteczna, ponieważ dłużnik spełnił świadczenie dobrowolnie. Dlatego zdaniem Trybunału sytuacja, gdy komornik pobiera 15-procentową opłatę, choć sam niczego nie wyegzekwował, narusza Konstytucję. Od dnia opublikowania, wyroku w Dzienniku Ustaw z ustawy o komornikach sądowych i egzekucji znikają zapisy pozwalające komornikowi pobierać opłatę w przypadku umorzenia postępowania egzekucyjnego na wniosek wierzyciela lub z mocy prawa.

Co to oznacza dla wierzycieli i dłużników?

Po wyroku Trybunału komornik postawiony został w roli "straszaka", którego bez konsekwencji finansowych dla wierzyciela i dłużnika można wykorzystać do wywarcia presji na dłużniku. Jeśli po wizycie komornika dłużnik zechce się porozumieć z wierzycielem i zapłacić bezpośrednio jemu, to uniknie konieczności płacenia dodatkowych 15% dla komornika. Wierzyciel w takiej sytuacji nie ma żadnego interesu w tym, aby przejmować się komornikiem - w końcu pieniądze dłużnika, które zostałyby przeznaczone na opłatę należną komornikowi, zostaną wykorzystane do spłacenia długu.

Komornicy niezadowoleni

Komornicy są z wyroku Trybunału niezadowoleni. Z jednej bowiem strony prawo traktuje ich jak przedsiębiorców - muszą się utrzymać z opłat ściąganych od dłużników, opłacić podatki, wynagrodzenia pracowników, ubezpieczenie, utrzymać kancelarie. Z drugiej strony traktowani są jak urzędnicy, nie mogą np. odmówić przyjęcia sprawy. Nawet jeśli poświęcą czas na podjęcie określonych czynności egzekucyjnych w sprawie, to wierzyciel może na pięć minut przed wyznaczonym terminem licytacji rzeczy dłużnika złożyć wniosek o zawieszenie lub umorzenie egzekucji. Komornik nie dostanie wtedy ani grosza. Komornicy są też zdania, że jeśli dłużnik już po wszczęciu egzekucji płaci bezpośrednio wierzycielowi, to nie można mówić o bezskuteczności egzekucji. To niedogodności związane z egzekucją - blokada rachunków bankowych, zajęcie rzeczy itp. skłaniają dłużnika do uregulowania należności.

W tym samym wyroku Trybunał stwierdził, że komornicy w wyjątkowych przypadkach muszą liczyć się z możliwością obniżania przez sądy należnej im 15-procentowej opłaty, jeśli nie jest ona odpowiednia do poniesionych przez komornika wydatków, nakładu jego pracy oraz wartości wyegzekwowanej części świadczenia zgłoszonego do egzekucji.

Zaliczki dla komornika

W ściśle określonych przypadkach komornik może zażądać zaliczki od strony, która wniosła o dokonanie określonej czynności. Na rozliczenie zaliczki ma miesiąc, niewykorzystaną część musi zwrócić.

Komornik może żądać zaliczki wyłącznie na:

1) należności biegłych,

2) koszty ogłoszeń w pismach,

3) koszty transportu specjalistycznego, przejazdu poza miejscowość, która jest siedzibą komornika, przechowywania i ubezpieczania zajętych ruchomości,

4) należności osób powołanych, na podstawie odrębnych przepisów, do udziału w czynnościach,

5) następujące koszty działania komornika: diety, zwrot za przejazdy, transporty specjalistyczne oraz koszty noclegów komornika, jeśli na żądanie wierzyciela komornik podjął czynności poza swoim rewirem,

6) koszty poręczenia środków pieniężnych przez pocztę lub przelewem bankowym,

7) koszty uzyskiwania informacji niezbędnych do prowadzenia postępowania egzekucyjnego lub zabezpieczającego.


Opłaty przy egzekucji świadczeń niepieniężnych

W przypadku egzekucji świadczeń niepieniężnych wierzyciel musi zapłacić komornikowi opłatę stałą - bez niej komornik nie dokona czynności.

Wysokość opłat wynosi:

  • za egzekucję odebrania rzeczy - w wysokości 50% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego,
  • za wprowadzenie w posiadanie nieruchomości i usunięcie z niej ruchomości - w wynosi 40% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego (w przypadku przedsiębiorstw handlowych i przemysłowych opłatę pobiera się od każdej izby składającej się na pomieszczenie przedsiębiorstwa),
  • za wprowadzenie zarządcy w zarząd nieruchomości lub przedsiębiorstwa oraz za wprowadzenie dozorcy w dozór nieruchomości - w wynosi 40% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego,
  • za opróżnienie lokalu z rzeczy lub osób, z tym że odrębną opłatę pobiera się od każdej izby - w wynosi 40% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego (przy opróżnianiu lokali mieszkalnych nie pobiera się odrębnej opłaty od pomieszczeń stanowiących: przedpokoje, alkowy, korytarze, werandy, łazienki, spiżarnie, loggie i podobnych),
  • za dokonanie spisu inwentarza albo innego spisu majątku - w wysokości 10% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego za każdą rozpoczętą godzinę,
  • za wprowadzenie wierzyciela w posiadanie innych rzeczy niż nieruchomości i lokale - w wysokości 25% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego, a w razie podjęcia egzekucji na skutek dalszych naruszeń posiadania, opłatę zwiększa się każdorazowo o 100%,
  • za opieczętowanie lub zdjęcie pieczęci, bez dokonywania równoczesnego spisu - w wysokości 4% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego od każdej opieczętowanej izby lub innego pomieszczenia,
  • za egzekucję świadczeń niepieniężnych inną niż wymieniona powyżej - w wysokości 10% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego za każdą rozpoczętą godzinę czynności egzekucyjnych,
  • za wszystkie czynności z udziałem Policji, Żandarmerii Wojskowej, wojskowych organów porządkowych, Straży Granicznej i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - w wysokości 25% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego,
  • za udział w usunięciu oporu dłużnika oraz za wykonanie nakazu w sprawie osadzenia dłużnika w zakładzie - w wysokości 25% przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego.

Podstawa prawna: art. 39-59 ustawy z dnia 29.08.1997 r. o komornikach sądowych i egzekucji (Dz. U. nr 133, poz. 882).





autor: Andrzej Janowski
Gazeta Podatkowa Nr 246 z dnia 2006-05-18