Tomasz Pietryga 17-05-2009, ostatnia aktualizacja 17-05-2009 09:45
Byli właściciele warszawskich nieruchomości, na których stoją placówki dyplomatyczne USA, Węgier i Szwajcarii, mają nikłe szanse na zwrot utraconej własności. Pozostała im raczej walka o godziwe odszkodowania
źródło: picasaweb.google.com
Ambasada Stanów Zjednoczonych w Warszawie
Trzy znane przed wojną rodziny – Czetwertyńskich, Radziwiłłów i Rzyszczewskich – utraciły swoje nieruchomości na mocy aktów nacjonalizacyjnych wydanych po zakończeniu II wojny światowej. Ich wieloletnie zmagania o zwrot własności rozbijają się o mur urzędniczej obojętności, przy milczącej akceptacji nowych właścicieli.
Bolesna przyjaźń z Węgrami
Przed wojną Pałacyk Rzyszczewskich należał do Romana i Alicji z domu Epstein. Rzyszczewski był wysokim urzędnikiem MSZ, którego łączyły rodzinne i przyjacielskie więzy z admirałem Horthym. Z tego właśnie względu udostępnił później stronie węgierskiej własną rezydencję przy ul. Chopina 2 na siedzibę ambasady, jedynie za symboliczny czynsz. Umowa dzierżawy między właścicielem pałacyku a węgierskim MSZ dotycząca wynajmu nieruchomości została zawarta na okres do maja 1940 r.
W październiku 1945 r. wszedł w życie dekret Bieruta, na mocy którego wszystkie nieruchomości znajdujące się w obrębie miasta Warszawy stały się własnością państwa. Tysiące ludzi z dnia na dzień straciło swoją własność. Znacjonalizowany został także Pałacyk Rzyszczewskich. Częściowo zniszczony budynek odbudowują Węgrzy, zajmując go nadal jako ambasadę. Nowe władze zignorowały roszczenia właścicieli. Na podstawie umowy, na zasadzie dzierżawy, wymieniły z Węgrami rezydencję na nieruchomość w Budapeszcie (nieobciążoną żadnymi zobowiązaniami). Miała ona służyć celom ambasady polskiej na Węgrzech.
Batalię o zwrot nieruchomości przy ul. Chopina 2, gdzie obecnie znajduje się Ambasada Węgier, prowadzi spadkobierca rodziny Rzyszczewskich Roman Chłapowski. Jego adwokaci walczą o zwrot pałacyku lub odszkodowanie. Sprawę dodatkowo komplikuje status przebywających w nim Węgrów. Ambasadę chroni bowiem specjalny immunitet. Oznacza to, że nie mogą być stroną sporu sądowego. Ambasady nie można więc pozbawić prawa do korzystania z nieruchomości, nawet jeżeli Chłapowski uzyska w sądzie ostatecznie potwierdzenie prawa własności. Zapewnia, że jest gotów zrezygnować ze zwrotu pałacyku za godziwe odszkodowanie.
Spór prawny o nieruchomość trwa od lat 90., jego końca jednak nie widać. Obecnie spadkobierca czeka na termin kolejnej rozprawy przed sądem.
„Uważam to za skandal i wydarzenie niesłychane, że władze polskie odmawiają zgody na zwrot bezprawnie przejętego przez Skarb Państwa budynku i gruntu, dlatego że na terenie tej nieruchomości mieści się przedstawicielstwo dyplomatyczne obcego państwa. Tym samym akt wspaniałomyślności i przyjaźni okazany ongiś Węgrom przez Romana Rzyszczewskiego zamienił się w akt dziejowej niesprawiedliwości” – pisał w ubiegłym roku do Hanny Gronkiewicz-Waltz przebywający w Argentynie Roman Chłapowski. Odpowiedzi na swój list jednak nie otrzymał.
Szwajcarzy już nie odejdą
Od wielu lat batalię sądową o zwrot nieruchomości lub odszkodowanie toczą także spadkobiercy księżnej Izabelli Róży Radziwiłł. Domagają się zwrotu pałacyku przy Al. Ujazdowskich zajmowanego przez Ambasadę Szwajcarii. Rodzina utraciła pałacyk na mocy dekretu z 1945 r. o gruntach warszawskich. Ówczesne władze zaoferowały zajętą nieruchomość Konfederacji Szwajcarii w zamian za należący do tego państwa obecny pałacyk Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Według planu kwartał ulic przy Al. Ujazdowskich miał się stać „dzielnicą ambasad”.
Spadkobiercy domagają się unieważnienia orzeczeń administracyjnych z 1948 i 1950 r.
Walkę rozpoczęli jeszcze w 1996 r. Mimo procesów sądowych w sprawie od lat niewiele się dzieje. Niedawno minister infrastruktury odmówił stwierdzenia nieważności orzeczenia nacjonalizacyjnego z 1948 r., argumentując, że według planów zagospodarowania przestrzennego był to teren przeznaczony na cele dyplomatyczne.
Sytuację komplikuje fakt, że Konfederacja Szwajcarii ma już ustanowione użytkowanie wieczyste na całej nieruchomości.
– Złożyliśmy skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego na tę decyzję, ten jednak ją oddalił. Teraz czekamy na termin rozpatrzenia naszej skargi kasacyjnej przed NSA – mówi jeden z pełnomocników spadkobierców, mecenas Krzysztof Wiktor z Kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Zwrot nieruchomości jest jednak mało realny. Wpis Szwajcarów do księgi wieczystej powoduje, że roszczenia mogą mieć charakter wyłącznie odszkodowawczy. Najpierw jednak na drodze administracyjnej spadkobiercy muszą wykazać, że wystąpiła szkoda, by później ubiegać się o odszkodowanie przed sądem cywilnym. To oznacza, że sprawa może potrwać jeszcze wiele lat.
W USA bez zmian
Najgłośniejszy jest spór o grunty pod Ambasadą Stanów Zjednoczonych, również w Al. Ujazdowskich. Rodzina Czetwertyńskich – byli właściciele – podjęła próbę walki o nieruchomość nawet przez sądem amerykańskim, jednak bez powodzenia. Obecnie w Polsce toczy się równolegle kilka postępowań. Najważniejsze to postępowania zwrotowe całego terenu na podstawie dekretów nacjonalizacyjnych. Spadkobiercy chcą, aby urzędnicy oddali im grunty w użytkowanie wieczyste. Podpierają się m.in. faktem, że Amerykanie, którzy nabyli tę nieruchomość od Skarbu Państwa w 1958 r., nie są wpisani do księgi wieczystej jako użytkownik gruntu. – Dzięki temu nasz wniosek ma szanse powodzenia, gdyż nie wchodzą tu w grę prawa osób trzecich – mówi mec. Krzysztof Wiktor, pełnomocnik rodziny. Do tej pory wnioski rodziny Czetwertyńskich były wielokrotnie kwestionowane przez warszawskich urzędników. Mimo że wątpliwości przeciął wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego z 2007 r. potwierdzający roszczenia byłych właścicieli, władze stolicy stanowczo utrzymują, że aktualna zabudowa (budynek ambasady powstał w 1960 r. na miejscu pałacyku) utrudnia zwrot gruntu. Pełnomocnicy byłych właścicieli nie ustępują.
– Jesteśmy na etapie kompletowania zespołu ekspertów (geodeta, rzeczoznawca majątkowy, inżynier konstruktor), który wyda opinię, czy możliwy jest prawny podział budynku ambasady według dawnych granic hipotecznych. Równolegle trwa spór przed sądem cywilnym. Chodzi o odszkodowanie za zburzony pałacyk.
Skarb Państwa tutaj podnosi zarzut przedawnienia. – Do 1989 r. z powodów politycznych nie mogliśmy podnosić takich roszczeń – odpowiadają adwokaci.
Na ostatniej rozprawie sąd zdecydował o powołaniu biegłego, który wyceni wysokość ewentualnej szkody powstałej w wyniku zburzenia pałacu. To jednak nie przesądza o tym, jaką decyzję podejmie sąd.
Co na to Amerykanie?
– Staraliśmy się polubownie rozwiązać ten problem. Jednak na nasze monity władze USA nie odpowiadają. Traktują to jako wewnętrzną sprawę Polski – mówi mec. Wiktor.
Co na to wszystko MSZ
– Ministerstwo nie jest stroną w sprawie dotyczącej zwrotu nieruchomości, na których stoją budynki ambasad. Nie chce jej także komentować, pośredniczy jedynie w przekazywaniu dokumentów między sądami a ambasadami USA, Węgier oraz Szwajcarii – odpowiedziało „Rzeczpospolitej” biuro prasowe MSZ.
Nieoficjalnie jednak jeden z jego urzędników przyznaje, że sprawy zwrotu nieruchomości zajmowanych obecnie przez ambasady są trudne i delikatne ze względu na zawarte przez Polskę umowy międzynarodowe (wzajemne). Na podstawie takiej umowy Polska m.in. przekazała Węgrom nieruchomość w Al. Ujazdowskich w zamian za nieruchomość w Budapeszcie. A władze, zaciągając zobowiązania na mocy umowy międzynarodowej, powinny ją zrealizować i znaleźć inną lokalizację na siedziby placówek.
Rzeczpospolita