niedziela, 14 września 2008

Grad goli w Krakowie! Lech upokorzył Wisłę! » Grad goli w Krakowie! Lech upokorzył Wisłę! Zamknij X Grad goli w Krakowie! Lech nokautuje Wisłę!

Grad goli w Krakowie! Lech nokautuje Wisłę!

To miał być hit kolejki - i był! Piętnaście tysięcy widzów zobaczyło w Krakowie pięć goli i piłkarską Ekstraklasę od najlepszej strony. Po znakomitym widowisku Lech Poznań upokorzył Wisłę, wygrywając z mistrzem Polski aż 4:1.

czytaj dalej...
REKLAMA

Niedzielne mecze ekstraklasy:

Wisła Kraków - Lech Poznań 1:4 (0:3)

Bramki: 0:1 Rafał Murawski (5), 0:2 Robert Lewandowski (8), 0:3 Tomasz Bandrowski (41), 1:3 Rafał Boguski (51), 1:4 Robert Lewandowski (58)

Mecz znakomicie ułożył się dla Lecha. Piłkarzy Franciszka Smudy już w 5. minucie na prowadzenie wyprowadził Rafał Murawski, który popisał się fantastycznym wolejem z 16 metra.

Nie minęły trzy minuty, a goście świętowali kolejnego gola. Z rzutu wolnego strzelał Semir Stilic, a piłka po drodze odbiła się jeszcze od Roberta Lewandowskiego i wpadła do wiślackiej bramki.

W kolejnym okresie gry gospodarze próbowali przejąć inicjatywę, ale chyba cały czas mieli w głowach dwie szybko stracone bramki. Sygnał do lepszej gry dał dopiero Rafał Boguski, który w przeciągu kilku minut dwukrotnie znalazł się w niezłej sytuacji, ale nie potrafił skierować piłki do bramki.

W 41. minucie losy meczu były już praktycznie rozstrzygnięty. Sławomir Peszko zagrał prostopadłą piłkę do Tomasza Bandrowskiego, który popędził na bramkę Wisłę i mimo asysty dwóch obrońców oddał strzał na bramkę strzeżoną przez Mariusza Pawełka. Uderzenie było co prawda mocne, ale w sam środek bramki, więc bramkarz Wisły powinien bez problemu chwycić piłkę. No właśnie... Powinien...

Po przerwie kibice "Białej Gwiazdy" wreszcie przypomnieli sobie, że ich ulubieńcy potrafią grać w piłkę. Piłkarze Wisły wymienili między sobą kilka krótkich podań, piłka w końcu trafiła do niepilnowanego Boguskiego, który spokojnie strzelił obok Kotorowskiego.

Po chwili nadzieje mistrzów Polski na korzystny wynik definitywnie rozwiał Robert Lewandowski, który w sytuacji "sam na sam" nie dał najmniejszych szans Pawełkowi.

Wynik do końca nie uległ już zmianie.

Górnik Zabrze - Piast Gliwice 1:0 (1:0)

Bramka: Piotr Madejski (11)

Pod koniec pierwszej połowy zanosiło się na bójkę kibiców obu drużyn i na stadionie pojawili się policjanci. Sędzia przerwał mecz, zawodnicy zeszli do szatni. Gra została wznowiona po 10-minutowej przerwie, kiedy na trybunach było już spokojnie.

W 33 minucie rzutu karnego dla Górnika nie wykorzystał Tomasz Hajto, który nie trafił w bramkę.

88 osób zginęło w katastrofie samolotu w Rosji

dżek, IAR
2008-09-14, ostatnia aktualizacja 2008-09-14 17:21
Zobacz powiększenie
Szczątki rozbitego samolotu linii Aerofłot - obraz z rosyjskiej telewizji
Fot. REUTERS TV Reuters

Boeing 737 rosyjskich linii Aerofłot rozbił się w nocy na przedmieściach miasta Perm na Uralu. W katastrofie zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi - 88 osób. Wśród ofiar są dzieci, obcokrajowcy oraz rosyjski generał - Giennadij Troszew. Wśród ofiar nie ma Polaków.

Zobacz powiekszenie
Fot. Aleksey Zuravlev AP
Szczątki samolotu, kóry rozbił się w okolicy miasta Perm na Uralu.
Zobacz powiekszenie
Fot. REUTERS TV Reuters
Strażacy przy wraku samolotu Aerofłotu
Zobacz powiekszenie
Fot. REUTERS TV Reuters
Maszyna rozbiła się przy próbie lądowania


Samolot wyleciał z moskiewskiego lotniska Szeremietiewo o godzinie 01.12 tamtejszego czasu. Podczas przygotowań do lądowania, gdy znajdował się na wysokości 1800 metrów, stracono z nim kontakt. Maszyna rozbiła się w pobliżu osiedla mieszkaniowego w rosyjskim mieście Perm u podnóża Uralu. Po uderzeniu w ziemię eksplodowała i zapaliła się. Ogień już ugaszono. Kawałki spalonej maszyny są rozrzucone na powierzchni 4 km kwadratowych.

Według rzeczniczki Aerofłotu, w katastrofie zginęło 21 obcokrajowców - 9 Azerów, 5 Ukraińców oraz obywatele: Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii, Łotwy, Niemiec, Turcji, Włoch i Francji. Wcześniej informowano, że na pokładzie nie było cudzoziemców.

Znaleziono czarną skrzynkę

Zarówno w Moskwie, jak i w Permie utworzono sztaby kryzysowe, które zajmują się rodzinami ofiar katastrofy. Uruchomiono też specjalną linię telefoniczną. Na miejscu pracują ekipy ratunkowe rosyjskiego Ministerstwa do Spraw Nadzwyczajnych. Znaleziono już czarną skrzynkę samolotu, której zapis pomoże wyjaśnić przyczyny katastrofy.

Na razie nie wiadomo, co spowodowało katastrofę. Nic nie wskazuje na zamach terrorystyczny - powiedziała rzeczniczka ministerstwa Irina Adrianowa. Źródło cytowane przez agencję RIA-Nowosti podało, że na pokładzie mogło dojść do pożaru spowodowanego przez awarię silnika.

Świadkowie: Samolot płonął jak kometa

- Poczułam eksplozję. Była tak silna, że spadłam z łóżka. Moja córka przybiegła z sąsiedniego pokoju. Płakała i krzyczała: "Co się stało? Zaczęła się wojna?". Sąsiedzi, którzy byli świadkami katastrofy opowiadali, że samolot płonął w powietrzu, wyglądał jak kometa - opowiadała telewizji Vesti-24 kobieta, która mieszka w pobliżu miejsca katastrofy. Maszyna Aerofłotu rozbiła się na polu naprzeciwko domu jej sąsiadów.

Według Władimira Markina z Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, "wypadek uszkodził transsyberyjską linię kolejową". Tory zostały uszkodzone na odcinku między Permem i Jekaterynburgiem i wszystkie pociągi są zawracane z drogi - podała lokalna policja.

Boeing-737 należał do regionalnych linii lotniczych Aerofłot-Nord. Rosyjskie linie lotnicze Aerofłot zapowiedziały, że wypłacą rodzinom ofiar odszkodowania w wysokości do 2 milionów rubli, czyli do 200 tysięcy złotych. Na miejsce katastrofy przyjechał gubernator Kraju Permskiego. Udała się tam także specjalna grupa dochodzeniowo-śledcza, kierowana przez ministra trasportu Igora Lewitina. Na miejscu będzie też kilkudziesięciu psychologów.

Minister do spraw sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu poinformował prezydenta Dmityrija Miedwiediewa o okolicznościach katastrofy. Prezydent wysłał na miejsce katastrofy ministra transportu.

W zeszłym roku w 33 wypadkach lotniczych w Rosji zginęło w sumie 318 osób.

W katastrofie Boeinga zginął rosyjski generał, były doradca Putina

dżek, IAR, PAP
2008-09-14, ostatnia aktualizacja 2008-09-14 14:28
Zobacz powiększenie
Szczątki rozbitego samolotu linii Aerofłot - obraz z rosyjskiej telewizji
Fot. REUTERS TV Reuters

Wśród 88 ofiar katastrofy rosyjskiego samolotu w mieście Perm na Uralu jest generał Giennadij Troszew. W czasie drugiej wojny czeczeńskiej dowodził Północnokaukaskim Okręgiem Wojskowym.

Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Generał Giennadij Troszew
Zobacz powiekszenie
Fot. Aleksey Zuravlev AP
Szczątki samolotu, kóry rozbił się w okolicy miasta Perm na Uralu.


Na pokładzie rosyjskiego Boeinga, który rozbił się dziś w nocy w okolicy miasta Perm, leciał generał Gennadij Troszew, były doradca Putina, przez lata dowodzący wojskami w Czeczenii, Inguszetii i Dagestanie. Do Permu jechał na zawody sambo - rosyjskiej sztuki walki wręcz. W katastrofie zginął również wiceprezydent rosyjskiej Federacji Sambo Władimir Pogodin.

Katastrofa Boeinga 737: zginęło 88 osób



Generał niepokorny

Generał Troszew urodził się w Groznym w rodzinie Kozaków. Generał-pułkownik, kawaler Gwiazdy Bohatera Rosji był jednym z najpopularniejszych ludzi w armii rosyjskiej. Opowiadał się za wykonywaniem publicznych egzekucji czeczeńskich separatystów.

Nie należał do zbyt karnych oficerów. Kiedy w 2003 r. minister obrony Siergiej Iwanow chciał go przenieść z Kaukazu na miejsce dowódcy Syberyjskiego Okręgu Wojskowego, Troszew odpowiedział: - Rzecz ministra składać propozycję, a moja ją odrzucić.

Tą opinią Troszew wprawił wówczas w osłupienie ministerstwo oraz generałów sztabu generalnego. Zapachniało buntem. Sam Władimir Putin przypomniał Troszewowi, że armia to nie miejsce do dyskusji. W niełaskę Kremla jednak nie popadł, bo stworzono tam dla niego posadę pomocnika prezydenckiego do spraw organizacji kozackich. Pełnił tę funkcję już na emeryturze, od 2004 r.

Będą wyjaśniać, dlaczego samolot się rozbił

Na razie nie są znane dokładne przyczyny katastrofy. Najczęściej mówi się, że mógł zapalić się jeden z silników. 16- letni Boing 737, który uległ awarii, miał ważny do maja 2009 r. certyfikat badań technicznych. Rzeczniczka Aerofłotu wyklucza zamach terroroystyczny.

Jak powiedzial uralski prokuratur Pawieł Kukuszkin, rozpatruje się 10 możliwych wersji wydarzeń, w tym usterkę techniczną i błąd człowieka.

Prezydent Rosji polecił ministrowi transportu powołanie rządowej komisji, która wyjaśni okoliczności tragedii. Dmitrij Miedwiediew przekazał wyrazy współczucia rodzinom ofiar katastrofy. Na jutro w Kraju Permskim ogłoszono żałobę narodową.

Ofiar katastrofy mogło być więcej: 45 osób spóźniło się na samolot

asz, IAR, AP
2008-09-14, ostatnia aktualizacja 4 minuty temu
Zobacz powiększenie
Wrak samolotu
Fot. Aleksey Zuravlev AP

W katastrofie Boeinga 737 linii Aerofłot zgonęło 88 osób. Ofiar mogło być więcej. Na feralny lot do Permu spóźniło się w sumie 45 pasażerów: pięć osób prywatnych i grupa 40 turystów, którzy wracali z zagranicznych wakacji.



Pięć osób, które miały wykupione bilety, spóźniło się na lotnisko Szeremietiewo w Moskwie. Dodatkowo grupa około 40 rosyjskich turystów, którzy powracali z zagranicznego odpoczynku, nie zdążyła na czas przejść odprawy.

Turyści byli oburzeni faktem, że samolot na nich nie zaczekał. Było tak do czasu, gdy dowiedzieli się o katastrofie. Maszyna rozbiła się w trakcie podchodzenia do lądowania w Permie. Zginęli wszyscy, którzy byli na pokładzie, w tym emerytowany generał Giennadij Troszew, weteran wojen w Czeczenii.

W wyjaśnieniu przyczyn tragedii powinny pomóc odnalezione dwie czarne skrzynki . Wszyscy świadkowie mówią o potężnym wybuchu. Z ich relacji wynika, że samolot płonął w powietrzu, wyglądał "jak kometa". Według śledczych najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy była awaria silnika.

Kaczyński nie ma konkurenta

Małgorzata Subotić 14-09-2008, ostatnia aktualizacja 14-09-2008 20:03

Do kolejnej kampanii jest jeszcze sporo czasu. Jestem przekonany, że wyciągniemy wnioski z błędów ostatnich miesięcy. Rozmowa z Adamem Bielanem, wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, rzecznikiem prasowym PiS.

PO robi wszystko, by w następnym Sejmie nie było PSL – uważa Adam Bielan, europoseł PiS
autor zdjęcia: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
PO robi wszystko, by w następnym Sejmie nie było PSL – uważa Adam Bielan, europoseł PiS

- To tak już będzie do wyborów prezydenckich?

- Czyli jak?

- Walka dwóch armii z generałami na czele. Z Lechem Kaczyńskim i Donaldem Tuskiem.

- Jestem pesymistą. Jak sam to kiedyś przyznał, największym marzeniem Donalda Tuska jest zostać prezydentem. Dlatego jeśli zaczął tę walkę trzy lata przed wyborami prezydenckimi, to nie po to by półtora roku przed tym głosowaniem ją kończyć. Tusk pokazał wszystkim, którzy uważali go parę lat temu za trochę niezdarnego w rozgrywkach wewnątrzpartyjnych, że potrafi być osobą niezwykle brutalną. Bezwzględną.

- W czym ta brutalność miałaby się przejawiać?

- Proszę spytać o to Macieja Płażyńskiego, Zyty Gilowskiej, Pawła Piskorskiego, Jana Rokity, Liliany Sonik i wielu innych, którzy polegli na polu walki z Grzegorzem Schetyną i Donaldem Tuskiem.

- A ja mogę wymieniać nazwiska: Ludwika Dorna, Michała K. Ujazdowskiego, Pawła Zalewskiego, czyli ważnych polityków PiS.

- Nie wyrzuciliśmy nikogo. Dwaj ostatni odeszli sami, natomiast Dorn nie odszedł.

- Tylko musi pisać na swoim blogu, żeby zaistnieć?

- To przesada. Przecież chodzi na zebrania klubu PiS, ma znacznie więcej kanałów komunikacji z kierownictwem, niż pisanie blogów.

- Jak doradzać w sprawach wizerunku komuś, kto nie lubi dziennikarzy? Ani prezydent, ani tym bardziej prezes PiS dziennikarzy nie lubią?

- Dlaczego Pani uważa, że nie lubią dziennikarzy? Prezydent jest ostatnio bardzo aktywny medialnie. Podczas swojego urlopu, którego tak naprawdę nie miał, udzielił dziesiątki wywiadów. Tylko, że stare media....

- Stare media, czyli jakie?

- Inne niż Internet. Prasa i telewizja mogą manipulować przekazem poprzez wyrywanie fragmentów wypowiedzi z kontekstu i manipulowanie obrazem. Wiele mediów nie potrafi ukryć, że czują się w obowiązku powstrzymać ten straszny PiS przed powrotem do władzy. Te same wydarzenia potrafią różnie przedstawiać w zależności od tego czy leży to w interesie Platformy.

- Proszę o jakiś przykład?

- Choćby sprawa defilady z okazji święta wojska polskiego. Śledziłem dokładnie pewien kanał informacyjny rok temu. Wtedy było to naśmiewanie się z tego pomysłu, że to machanie szabelką, wyliczanie ile to kosztuje podatników. W tym roku defiladę organizował już rząd Donalda Tuska. Zastanawiałem się co zrobią ci biedni dziennikarze. I nagle usłyszałem, taka defilada to dobrze zainwestowane pieniądze, bo jest duże zainteresowanie społeczne. Medialny obraz tego samego wydarzenia zmienił się tylko dlatego, że PO doszła do władzy. Podobnie było z tarczą antyrakietową. Do momentu podjęcia decyzji przez Tuska wiele reżimowych mediów robiło wszystko, żeby...

- Czym są „reżimowe media”?

- Media, które popierają rząd, reżim, ze względu na poglądy dziennikarzy, bądź interesy właścicieli. Zrobiły bardzo dużo, żeby PO wygrała wybory i zrobią wiele, by jej nie straciła. Więc te media robiły dużo, żeby obrzydzić pomysł instalacji tarczy, bo przecież popierał to PiS, a PO była przeciwko. I nagle okazało się, że tarcza jest świetna, chociaż warunki praktycznie się nie zmieniły.

- Zmieniły się sondaże, na korzyść poparcia dla tarczy.

- Co dowodzi jak olbrzymi wpływ na opinie Polaków mają media. I jak trudne zadanie stoi przed partiami, które nie są kochane przez dziennikarzy.

- Prezydent w szczegółowych sondażach jest teraz lepiej oceniany, ale poparcie dla PiS spada. Wizerunkowi Lecha Kaczyńskiego szkodzi bycie ramieniem PiS. Może trzeba się zdecydować, czy stawiać na reelekcję, czy na partię?

- Nie ma takiego dylematu. Wybory prezydenckie są wcześniej i obóz, który wygra wybory prezydenckie będzie zdecydowanym faworytem w wyborach parlamentarnych, które odbędą się kilka miesięcy później. Jak sadzę, nie później niż w kwietniu 2011 r. ze względu na polską prezydencję w Unii Europejskiej.

- Mobilizacja elektoratu zwycięskiej formacji jest największa w kilka miesięcy po wyborach.

- I dlatego kandydat partii, który wygra prezydenturę – choćby jednym głosem w drugiej turze – bardzo wzmocni szanse tej partii na zwycięstwo, być może nawet dające samodzielne rządy. Bo wątpię w to, by w następnym sejmie nadal były cztery partie.

- To kogo pan wyklucza?

- PO robi wszystko, by w następnym parlamencie nie było PSL. Chce rządzić sama. Dlatego jak sądzę scenariusz rozwiązania parlamentu na początku przyszłego roku i zorganizowania przyspieszonych wyborów razem z wyborami europejskimi 7 czerwca jest bardzo poważnie rozważany w kierownictwie Platformy. Dowodzi tego ostatnia aktywność medialna premiera

- Koalicjanci PiS w poprzedniej kadencji mieli jeszcze gorzej. PiS zjadł i Samoobronę i LPR.

- W obrazie medialnym jest tak: z jednej strony mamy wodzowską partię Jarosława Kaczyńskiego, a na drugim biegunie – otwartą, obywatelską Platformę. Rzeczywistość jest zupełnie inna. PO jest w tej chwili najbardziej zdyscyplinowanym ugrupowaniem, z jasno określonym ośrodkiem kierowniczym, który przejmuje kolejne elementy władzy. Zaczyna także bardzo mocno ograniczać niezależność samorządów wojewódzkich, odwołując na przykład marszałków województw, którzy nie chcą wykonywać rozkazów z centrali PO.

- Zostawmy PO. To chce mnie pan przekonać, że Jarosław Kaczyński, nie trzyma twardą ręką PiS? Już nie ma twardej ręki prezesa?

- Jarosław Kaczyński jest w stanie pozwolić sobie na więcej. Nie ma jednak co ukrywać, że dzisiejsze wymagania tej „bestii”, jaką są dzisiejsze media - którym co chwilę trzeba coś rzucać na pożarcie, żeby była nasycona - sprawia, że szanse na przeżycie mają partie zdyscyplinowane, kontrolujące swój przekaz. W Platformie role dla poszczególnych polityków są dokładnie rozpisane. Tymczasem w PiSie po wyborach nastąpiło, być może nieuniknione, rozprężenie i płacimy za to spadkiem notowań.

- Kiedyś PiS potrafił, i niestety całkiem nieźle, rzucać coś tej - bestii, jaką są media.

- To prawda, dlatego z wyborów na wybory poprawialiśmy nasz wynik. Do kolejnej kampanii jest jednak jeszcze sporo czasu. Jestem przekonany, że wyciągniemy wnioski z błędów ostatnich miesięcy.

- Jeśli ten kto wygra wybory prezydenckie, będzie faworytem w parlamentarnych, to skoncentrujecie się na walce o prezydenturę?

- I pewnie tak się stanie. Wbrew rozmaitym plotkom nie ma żadnej alternatywy dla kandydatury prezydenta Kaczyńskiego.

- Co zmieniło się w funkcjonowaniu głowy państwa, po odejściu szefowej prezydenckiej kancelarii Anny Fotygi, która nie była w mediach widoczna? Piotr Kownacki wydaje się pod tym względem lepszy...

- Minister Fotyga rzeczywiście traktowała media z nieufnością. Ala ta nieufność nie wzięła się znikąd. Przez wiele miesięcy była ulubionym celem mediów. W atakach na nią widać było zresztą przejawy seksizmu. Co do ministra Kownackiego, to został przez media przyjęty o niebo lepiej.

- Michał Kamiński nie ma poczucia, że jest z mediów wygryzany przez Piotra Kownackiego?

- Nie żartujmy. Aktywność medialna Pałacu jest wciąż zbyt mała. Uważam, że więcej ministrów prezydenckich powinno wspomagać Michała. Mają przeciwko sobie gigantyczną machinę rządową. Jeszcze żaden rząd nie wydawał tylu pieniędzy na PR. I to niestety często czarny PR przeciwko prezydentowi. Poza tym minister Kownacki daje dużą nadzieję, na usprawnienie pracy kancelarii.

- Wskazuje mu pan miejsce?

- Absolutnie nie. Minister Kownacki ma opinię świetnego administratora. Jeszcze z czasów NIK-u. W Orlenie sprawdził się także jako menadżer. Taka osoba bardzo przyda się w pałacu prezydenckim.

- Jeśli minister Kownacki się na tym nie skupi, popadnie ze spin doktorami w konflikty i zaczną się w Pałacu walki podjazdowe?

- Skąd taki pomysł? Nie będzie żadnych walk podjazdowych. Jestem przekonany, że Michał Kamiński nie zrobi niczego, co by szkodziło wizerunkowi prezydenta. Jest zainteresowany reelekcją prezydenta, jak mało kto. Atmosfera w kancelarii dawno nie była tak dobra.

- I kto ma zawsze dostęp do prezydenta? Małgorzata Bochenek? A inni mają blokadę dostępu do ucha prezydenta?

- Ależ Lech Kaczyński jest jednym z najbardziej dostępnych polityków! Osobiście odbiera swój telefon komórkowy. Wszyscy wyżsi urzędnicy ten numer jego telefonu mają. I w sprawie, którą uważają za ważną, mogą zadzwonić. Prezydent jest dostępny niemal 24 godziny na dobę.

- Ile jest to osób? - Przynajmniej dwadzieścia. To jest mit, że prezydent jest gdzieś tam otoczony trzema czy czterema kordonami, broniącymi do niego dostępu.

- Ale jednym z tych kordonów jest minister Bochenek, a w tle jest bojący się przebić Piotr Kownacki?

- Być może jest grupa osób zainteresowanych zrobieniem z Małgorzaty Bochenek czarnego charakteru. Widać to w wielu tekstach prasowych. Uważam, że Małgosia robiła dotąd błąd unikając kontaktów z dziennikarzami. Ułatwiła tym samym życie grupie intrygantów, którzy nie mają niczego lepszego do roboty niż spotykanie się z dziennikarzami w kawiarniach, restauracjach i opowiadanie jaka to Małgorzata Bochenek jest straszna. I jak psuje wizerunek prezydenta.

- Pan do nich nie należy?

- Absolutnie nie. Uważam, że taka ocena minister Bochenek jest głęboko niesprawiedliwa.

- Czy prezydent wyciągnął wnioski, z tego że gdy są walki podjazdowe w kancelarii między różnymi grupami, to on najbardziej na tym traci?

- Prezydent zrobił wiele, by tych niesnasek było mniej. I jest ich mniej niż wcześniej.

- Prezydent ma pomysł balu, PiS z kolei planuje na listopad wielką konwencję. Pomysł zaczerpnęliście od republikanów, których podpatrywaliście ostatnio w USA?

- Pan prezydent jest przekonany, że 11 listopada należy świętować radośnie. Tego dnia obchodzimy przecież odzyskanie niepodległości. Stąd pomysł balu, ale nie tylko. Obchody tego święta będą bardziej rozbudowane. Co do konwencji to te które obserwowałem w Stanach miały charakter wyborczy, z balonikami confetti. PiS chce tymczasem zorganizować konwencję programową. Pracujemy nad tym już od kilku miesięcy. Będzie to nowość na naszej scenie politycznej. Nic więcej nie powiem, bo w Polsce konkurencja nie ma skrupułów by wykorzystywać czyjeś pomysły.

- Co może być atrakcyjnego w konwencji programowej?

- Mamy pomysł na zupełnie inny zjazd partyjny, niż to, by działacze się spotkali i klepnęli kilka uchwał.

- To co, zatańczą oberka?

- Tańczyć będą na balu, choć pewnie nie oberka. To będzie dyskusja programowa, ale bardziej atrakcyjna niż typowe tego typu imprezy. Nic więcej nie powiem.

- Zaprosicie Dodę?

- Serce Dody jest już chyba zajęte dla Donalda Tuska.

Rzeczpospolita