niedziela, 9 grudnia 2007

Kwaśniewski: Koabitacja jest obowiązkiem mądrych polityków

mig, PAP
2007-12-08, ostatnia aktualizacja 2007-12-08 16:12

Koabitacja jest obowiązkiem mądrych polityków, jest zapisana w konstytucji, jest możliwa; każda mądra rada jest tutaj do rzeczy, a każda głupia rada powinna być odrzucona - powiedział w sobotę w radiu RMF FM b.prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Zobacz powiekszenie
Fot. PETER ANDREWS REUTERS
Aleksander Kwaśniewski
Odniósł się w ten sposób do informacji z sobotniego "Dziennika", który napisał, że premier Donald Tusk szuka wsparcia u b. szefa rządu Leszka Millera. W czwartek obaj premierzy spotkali się w wielkiej tajemnicy. Według "Dz", Miller radził Tuskowi, jak powinien ułożyć sobie napięte relacje z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Zdaniem gazety, doradcą w tej kwestii jest kompetentnym - "szorstka przyjaźń" Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim stała się już symbolem ostrych sporów na linii rząd - prezydent. Rozmowa odbyła się w cztery oczy i trwała około godziny. Choć spotkanie było oficjalne, odbywało się w gabinecie premiera, otoczone jest jednak tajemnicą. O spotkaniu nie mieli pojęcia współpracownicy Tuska - czytamy w "Dzienniku".

"Gdybym ja był Tuskiem, to bym się zastanowił jaki był finał działalności premiera Millera. A po drugie, z tego co wiem, premier Tusk chce być prezydentem. Więc niech się zastanowi się. Za trzy lata może się znaleźć w nowej sytuacji, wtedy wszystko co pan premier powie, może być użyte przeciwko niemu" - powiedział Kwaśniewski w RMF FM.

Odnosząc się do słów Millera w "Dz", że każdy polski prezydent ma tendencje do tego, "żeby się rozpychać", Kwaśniewski zauważył, że prezydent "ma bardzo precyzyjnie określone swoje prerogatywy, które są o tyle trudne w egzekwowaniu, bo nie dysponuje aparatem" (rządzenia).

"Rząd ma tysiące ludzi, ma ministerstwa. Prezydent jest właściwie samotnie, jednoosobowo odpowiedzialny za wszystkie sprawy. Więc on się nie tyle rozpycha, prezydent musi wypełniać swoje obowiązki. Nie może reprezentować państwa polskiego (...) nie mając informacji ze strony rządu" - powiedział Kwaśniewski.

Pytany, jaką dobrą radę dałby L.Kaczyńskiemu, żeby ta koabitacja się udała b. prezydent uznał, że obaj z Donaldem Tuskiem powinni stworzyć "system przekazywania informacji na tyle bliski i praktyczny, żeby to działało". "I po drugie, żeby któregoś dnia poszli na kolację i jasno sobie powiedzieli, czy kandydują w wyborach prezydenckich, czy nie" - dodał.

Jego zdaniem, jeśli powiedzą sobie, że kandydują, będzie to oznaczać, że rok 2010 mamy stracony i że wtedy rozpoczyna się kampania.

"Natomiast do roku 2010 mamy rok 2008 i 2009, które są do wykorzystania. Myślę, ze taka dżentelmeńska umowa dwóch polityków, znana publiczności, znana opinii, miałaby sens" - ocenił.

"Koabitacja będzie niewątpliwie trudna, dlatego, że merytorycznie ewidentnie mamy do czynienia z innymi poglądami" - uważa jednak.

"Jeżeli dziś słyszę, że minister Radosław Sikorski, czy premier Tusk mówią, że Polska nic nie ma przeciwko gazociągowi bałtyckiemu - a to był jeden z głównych elementów polityki prezydenta Kaczyńskiego oraz premierów Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego wcześniej - to są takie zwroty, które wymagają istotnej konsultacji na szczytach władzy. Dlatego że bez tego będzie kakofonia. Będziemy mówili dwoma głosami, które będzie można łatwo wykorzystać przeciwko nam" - podkreślił.

Miller o spotkaniu z Tuskiem: Wszedłem nocą przebrany za kominiarza

awe
2007-12-09, ostatnia aktualizacja 2007-12-09 10:36

- Kurtuazyjna rozmowa obecnego i byłego premiera urosła do rangi sensacji, co tylko świadczy o skali spustoszeń, jakie dokonały się w polskiej polityce - tak były premier Leszek Miller komentuje na swoim blogu informację o spotkaniu z premierem Donaldem Tuskiem. O spotkaniu Millera z Tuskiem poinformował sobotni "Dziennik".

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Leszek Miller
Miller przyznaje, że o "szukaniu u niego wsparcia" przez premiera Donalda Tuska dowiedział się z wczorajszej prasy. - Przeczytałem też, że spotkanie było "tajne", choć odbywało się w gabinecie premiera - napisał. - Rzeczywiście wszedłem tam głęboką nocą przebrany za kominiarza z życzeniami świątecznymi w torbie - ironizuje Miller. Według niego kurtuazyjna rozmowa obecnego i byłego premiera urosła do rangi sensacji. Zdaniem Millera "świadczy to o skali spustoszeń, jakie dokonały się w polskiej polityce". - Poza tym, jakiego wsparcia może szukać u mnie szef rządu? Jeśli już to chyba odwrotnie - podsumowuje Miller.

O spotkaniu Donalda Tuska z Leszkiem Millerem poinformował sobotni "Dziennik". Według gazety premier miał szukać wsparcia u Leszka Millera. W czwartek obaj premierzy spotkali się w wielkiej tajemnicy. Miller radził szefowi rządu, jak powinien ułożyć sobie napięte relacje z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Zdaniem gazety, doradcą w tej kwestii jest kompetentnym - "szorstka przyjaźń" Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim stała się już symbolem ostrych sporów na linii rząd - prezydent.

Rozmowa odbyła się w cztery oczy i trwała około godziny. Choć spotkanie było oficjalne, bo odbywało się w gabinecie premiera, otoczone jest jednak tajemnicą. O spotkaniu nie mieli pojęcia współpracownicy Tuska.

Postawią zarzuty Kamińskiemu za fałszywe dokumenty

awe
2007-12-09, ostatnia aktualizacja 53 minuty temu

Prokuratorzy chcą postawić zarzuty szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu za zlecenie wykonania i wprowadzenie do obiegu fałszywych dokumentów dotyczących działek koło Mrągowa - informuje Niewsweek. Dopiero ocena dowodów pozwoli dać odpowiedź, czy są podstawy do postawienia komuś zarzutów, czy ich nie ma - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie Elżbieta Kosior, odnosząc się do informacji tygodnika "Newsweek".

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Mariusz Kamiński, szef CBA
Kosior podkreśliła, że śledztwo jest prowadzone "w sprawie a nie przeciwko". - Dopiero ocena dowodów pozwoli udzielić odpowiedzi, czy są podstawy do postawienia komuś zarzutów, czy ich nie ma - powiedziała rzeczniczka.

O sprawie zarzutów dla Kamińskiego Newsweek dowiedział się w dwóch źródłach.

- Trudno mi powiedzieć, co będzie za tydzień lub dwa - Marek Staszak, nowy szef Prokuratury Krajowej unika jednoznacznej odpowiedzi. Dodaje, że obecnie prokuratorzy nie sporządzili postanowienia o przedstawieniu zarzutów Kamińskiemu.

Fałszywe dokumenty, o które chodzi w tej sprawie, miały uwiarygodnić prowokację przeciwko Andrzejowi Lepperowi. Była to dokumentacja dotycząca działki. Sfałszowane zostały nawet dokumenty samorządów, które miały jakoby prowadzić procedurę w tej sprawie. Wicepremier miał wpaść w sidła CBA, biorąc łapówkę za pomoc w odrolnieniu nieistniejących nieruchomości. Ale zdaniem prawników realizując taki plan CBA złamało prawo. Zgodnie z prawem bowiem służby specjalne mogą używać fałszywych dokumentów wyłącznie w celu zalegalizowania agentów. Czyli mogą sfałszować dowód osobisty, tablice rejestracyjne samochodu czy nawet założyć lewą firmę. Ale nie mogły sfałszować dokumentów w sprawie odrolnienia. Sprawę bada rzeszowska prokuratura.

Nie powinno być prowokacji

Newsweek podał w czwartek na swoich stronach internetowych, że CBA nie chce ujawnić Prokuraturze Okręgowej w Rzeszowie, czy miało sprawdzone informacje o łapówkarstwie Leppera. Prokuratorzy poprosili o interwencję w tej sprawie premiera Donalda Tuska.

Sprawa sfałszowanych dokumentów to nie jedyny poważny zarzut wobec CBA w sprawie prowokacji przeciwko Andrzejowi Lepperowi. Według wydanej na początku lipca opinii departamentu legislacyjno-prawnego Ministerstwa Sprawiedliwości CBA w ogóle nie powinno zaczynać prowokacji.

Raport Pitery o CBA

W sprawie afery korupcyjnej w ministerstwie sprawiedliwości Biuro nie miało wiarygodnych informacji, że Andrzej Lepper bierze łapówki. A zgodnie z opinią, tylko sprawdzone i wiarygodne informacje o wcześniejszych przestępstwach pozwalają na przeprowadzenie prowokacji i założenie podsłuchu podejrzewanej osobie. Podobne wątpliwości pojawiły się także po zatrzymaniu byłej posłanki PO Beaty Sawickiej. Opinia jest jawna, można przeczytać ją na stronach internetowych Ministerstwa Sprawiedliwości. Na początku listopada polecił ją tam zamieścić były prokurator krajowy Dariusz Barski. Jej autorem jest prokurator Anita Kołakowska, a poparł ją słynny warszawski prokurator Jerzy Łabuda, który na początku lat 90. Podał się do dymisji po naciskach politycznych w sprawie afery moskiewskiej pożyczki i śledztwa przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Dokument trafił do minister Julii Pitery, która kończy prace nad zbieraniem materiałów do raportu CBA. - Ta opinia będzie częścią mojego raportu o działalności CBA. Może być ona dowodem, że szefowie CBA i prokuratury przekraczali świadomie prawo - tłumaczy Newsweekowi Pitera.

Badają operację CBA

Postępowanie sprawie prowokacji CBA Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wszczęła 23 sierpnia. W śledztwie badany jest m.in. wątek podrobienia dokumentów na szkodę urzędu gminy w Mrągowie i warmińsko-mazurskiego urzędu marszałkowskiego w Olsztynie. Chodzi o dokumenty dotyczące odrolnienia działki w Muntowie nad jeziorem Juksty. Były one wykorzystane w operacji CBA w sprawie podejrzenia korupcji w resorcie rolnictwa.

W efekcie operacji CBA w sprawie podejrzenia korupcji w resorcie rolnictwa aresztowano, na początku lipca, dwie osoby - Piotra R. i Andrzeja K., którzy mieli powoływać się na wpływy w ministerstwie rolnictwa, pozwalające załatwić im - za łapówkę - odrolnienie działki. Szef Samoobrony Andrzej Lepper został 9 lipca odwołany ze stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa.Kilka dni później szef CBA Mariusz Kamiński wyjaśniał na konferencji prasowej, że operacja jego Biura trwała pół roku.

mówił, od przedsiębiorców Biuro otrzymało wiarygodną informację, że są osoby, które mogą odrolnić dowolny grunt w Polsce za łapówkę. Agenci CBA podawali się za biznesmenów zainteresowanych taką transakcją, negocjowali stawkę łapówki. Kamiński podkreślił też, że wszystkie sfałszowane w Biurze dokumenty dotyczące transakcji obarczone były poważną wadą prawną, która uniemożliwiała wydanie decyzji o odrolnieniu.

Ćwiąkalski: Oblałem na egzaminie brata Ziobry

awe
2007-12-09, ostatnia aktualizacja 2007-12-09 14:01

Nie będę robił teatru. Jeśli od czasu do czasu zrobię konferencję prasową, to bez dyktafonów i niszczarki - powiedział w wywiadzie dla "Wprost" Zbigniew Ćwiąkalski. - Zakupione przez poprzednika dyktafony chętnie przekażę na aukcje Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy - zapowiedział szef resortu sprawiedliwości. Ćwiąkalski przyznaje, że oblał kiedyś na egzaminie brata Ziobry, więc b. minister może mieć do niego uraz.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Zbigniew Ćwiąkalski
Minister sprawiedliwości skrytykował swojego poprzednika, który - jego zdaniem - zajmował się głównie kontaktami z mediami. Zaprzeczył jednak, że jest anty-Ziobrą. - To raczej minister Ziobro jest anty-Ćwiąkalskim - tłumaczy. - Ma do mnie jakiś osobisty uraz. Nie mam pojęcia dlaczego. Chociaż kiedyś na studiach oblałem na egzaminie jego brata. Może to jest powód jego wrogiego stosunku do mnie? - żartuje szef resortu sprawiedliwości.

"IPN działa wybiórczo"

Minister opowiada też o okolicznościach, w których prawdopodobnie został zarejestrowany przez SB jako kandydat na tajnego współpracownika. Fakt ten wyszedł na jaw, gdy kilka dni temu IPN ogłosił kolejną swoich część katalogów. - Myślę, że rejestracja miała związek z moim późniejszym stypendium naukowym w 1986 roku. Wyjechałem wtedy na półtora roku do RFN i nic dziwnego, że uważano mnie za osobę atrakcyjną dla bezpieki. Żadna propozycja jednak nigdy nie padła - mówi Ćwiąkalski.

Dodaje, że ma trochę żalu do IPN. - W katalogu szczegółowo opisano działalność opozycyjną takich ludzi jak Jarosław Kaczyński czy Jolanta Szczypińska. W moim przypadku ograniczono się do lakonicznej wzmianki. Tymczasem wiem, że dowody mej działalności się zachowały. Szkoda, że IPN działa wybiórczo - mówi Ćwiąkalski.