niedziela, 24 sierpnia 2008

Igrzyska Olimpijskie w Pekinie zakończone

hana
2008-08-24, ostatnia aktualizacja 2008-08-24 16:51
Zobacz powiększenie
Fot. PHIL NOBLE REUTERS

- Zgodnie z tradycją ogłaszam Igrzyska XXIX Olimpiady za zamknięte. Zapraszam młodzież z całego świata, aby przyjechała za cztery lata do Londynu na Igrzyska XXX Olimpiady - oświadczył przewodniczący MKOl Jacques Rogge

Zobacz powiekszenie
Fot. DYLAN MARTINEZ REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. TOBY MELVILLE REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. Matt Dunham AP
SERWISY
Jacques Rogge chwali, gani, radzi i broni gimnastyczek

Po szesnastu dniach sportowej rywalizacji w "Ptasim Gnieździe" ponownie spotkali się sportowcy z ponad 200 krajów świata, by po raz ostatni już podziwiać niezwykłą ceremonię przygotowaną przez Chińczyków, spojrzeć na ogień olimpijski, przemaszerować wokół stadionu i razem z widzami obserwować przekazanie flagi olimpijskiej organizatorom kolejnych, XXX igrzysk.

Zaraz po tym jak burmistrzowie Pekinu oraz Londynu zniknęli ze sceny, rozpoczęła się prezentacja gospodarza kolejnych igrzysk. Na stadion wjechał charakterystyczny w Wielkiej Brytanii czerwony autobus. Chwilę później dach się rozwarł a autokar przeobraził się w zieloną platformę, z której wyjechał Jimmy Page, który przy zaczął i zaczął grać znany przebój zespołu Led Zeppelin "Whole Lotta Love". Towarzyszyła mu piosenkarka Leona Lewis ubrana w imponująco długą, satynową suknię.

Kiedy skończyli z autokaru wreszcie wyłonił się główny bohater prezentacji, człowiek, na którego od tygodnia na pewno czekała cała Wielka Brytania - David Beckham, symbol angielskiej piłki. Wziął piłkę i kopnął ją w kierunku zgromadzonych niedaleko oficjeli i sportowców.

Niedługo później nastąpiło symboliczne pożegnanie Pekinu. Trójka sportowców po specjalnie przygotowanych schodkach ustawianych podczas wsiadania do samolotu zaczęła wspinać się na górę. Na szczycie zatrzymali się i spojrzeli na znicz olimpijski. Palący się przez ponad dwa tygodnie zmagań ogień, powoli zaczął gasną, by wreszcie po kilku minutach zgasnąć już na dobre. Znowu zapłonie za cztery lata, tym razem w Londynie.

Włoszczowska: Nie chciałam tego schrzanić

Notował w Pekinie Jakub Ciastoń
2008-08-23, ostatnia aktualizacja 2008-08-23 14:33
Zobacz powiększenie
Fot. Ivan Sekretarev AP

- Ani razu nie rozkojarzyłam się tym, że jestem druga. Nie pomyślałam sobie "o kurczę, świetnie jadę, jestem wspaniała". Wręcz przeciwnie, myślałam sobie: "jesteś druga, ale spokojnie, skoncentruj się, nie schrzań tego, wszystko się jeszcze może zdarzyć" - mówiła tuż po zdobyciu srebrnego medalu olimpijskiego Maja Włoszczowska

Magister inżynier Maja Włoszczowska

W styczniu została pani magistrem na kierunku matematyka finansowa. Czy dało się przed igrzyskami obliczyć, że zdobędzie pani medal?

Maja Włoszczowska: - Używając metod statystycznych nie, bo w ostatnich dwóch latach nie stawałam na podium najważniejszych imprez.

To co, straci pani teraz zaufanie do matematyki?

- Nie! Bo oprócz statystyki, jest jeszcze rachunek prawdopodobieństwa. Szansa na medal była niewielka, ale była. Według rachunku prawdopodobieństwa możliwe jest właściwie wszystko. To tylko kwestia wielkości mianownika w ułamku.

Jak duży był ten mianownik? Czy sportowo to spora niespodzianka?

- Widziałam, że jestem dobrze przygotowana. W 2004 i 2005 r. stawałam na podium MŚ, więc już wtedy należałam do światowej czołówki. Ale dwa ostatnie sezony miałam słabsze, zaliczyłam kilka bolesnych upadków, prześladowały mnie kontuzje. Dopiero niedawno na mistrzostwach świata w Val di Sole zajęłam 5. miejsce. Poczułam, że forma wraca. Wierzyłam przed igrzyskami, że medal jest w zasięgu. Wierzyłam w siebie.

Dużo pracy to panią kosztowało?

- Tak naprawdę to na ten medal pracuję od sześciu lat, czyli od kiedy współpracuję z trenerem Andrzejem Piątkiem. Dwa lata szykowaliśmy się do Aten, tam było szóste miejsce, jeszcze się nie udało. Potem cztery lata myśleliśmy już głównie o Pekinie.

Jaka była taktyka na wyścig?

- Chciałam zacząć w miarę spokojnie. Nie szarżować siłami na pierwszych rundach. Wyścig jest długi, to prawie dwie godziny na rowerze. W tym upale trzeba było oszczędzać na początku siły. Na zjazdach miałam się trzymać blisko czołówki i na pierwszym okrążeniu to się nie do końca udało, bo wyminęła mnie Kanadyjka i Rosjanka, a Spitz bardzo odskoczyła już od reszty. Ale potem przesunęłam się do przodu i już nie odpuściłam. Ważne było utrzymanie mocnego, równego tempa, ale z rezerwą na końcówkę. Trener Piątek zawsze powtarza, że ostatnie okrążenie trzeba pojechać "na 100 procent i jeszcze dorzucić dwa".

Cały czas wiedziała pani na trasie jaka jest sytuacja?

- Przejeżdżając przez metę zawsze patrzyłam jaką mam stratę do Spitz. Na trasie na bieżąco informacje wykrzykiwali mi też do ucha trener i polscy kibice, których było całkiem sporo. Trochę mniej wiedziałam, co się dzieje za moimi plecami, ale wyznaję zasadę, że za siebie się nie oglądam. Mimo wszystko, cały czas ścigałam Niemkę.

Jak ważna w takim wyścigu jest odporność psychiczna?

- Byłam cały czas skoncentrowana. Ani razu nie rozkojarzyłam się tym, że jestem druga. Nie pomyślałam sobie "o kurczę, świetnie jadę, jestem wspaniała". Wręcz przeciwnie, myślałam sobie: "jesteś druga, ale spokojnie, skoncentruj się, nie schrzań tego, wszystko się jeszcze może zdarzyć". Aż do ostatniego zjazdu nie myślałam o wyniku, tylko o tym, by dobrze jechać i nie przewrócić się.

Czy trasa przygotowana przez Chińczyków była bardzo trudna?

- W zeszłym roku byłam tu na przedolimpijskich testach. Trasa była wtedy znacznie łatwiejsza, z mniejszą ilością stromych zjazdów. Te niedawne zmiany mocno nas zaskoczyły. Było jasne, że Chińczycy robią to, by pomóc swoim zawodniczkom, które przygotowywały się na niej od miesięcy. Znały tu każdy kamień. Zresztą widziałam podczas wyścigu jak świetnie radziły sobie na zjazdach. Ale Chinki spuchły na trasie, nie miały siły w tym upale walczyć o medale. W sumie to nawet cieszę się, że trasa była trudniejsza. Lubię wysokie wymagania. Mistrzyni świata Hiszpanka Margarita Fullana zaliczyła upadek na zjeździe już na pierwszym okrążeniu.

Wyścig początkowo miał się odbyć w piątek, ale przeniesiono go na sobotę...

- W czwartek lało, trasa była więc trochę błotnista, śliska na zjazdach. Chińscy organizatorzy zdecydowali, że warunki są za trudne. Moim zdaniem spokojnie można było się ścigać. Widocznie znów coś nie pasowało gospodarzom, ale nie będę się tym teraz przejmować. Mam medal, mnie tam wszystko jedno. Strasznie się cieszę!

Jak pani zniosła ten piekarnik? W cieniu było ponad 40 stopni!

- Zazwyczaj medale na mistrzostwach świata i Europy zdobywałam przy znacznie chłodniejszej pogodzie. Odpowiadało mi nawet ściganie się w deszczu i błocie. Upał to zresztą w ogóle nie jest dobra pogoda dla polskich sportowców. Ale z drugiej strony, pogoda była taka sama dla wszystkich. Trzeba się było tylko dobrze przygotować.

Co to znaczy?

- Najważniejsze było uzupełnianie płynów. Odwodnienie przy takim upale może zabić. W rowerowym slangu mówimy, że "odcina prąd". Wtedy z drugiego miejsca można szybciutko spaść na 12. Dlatego na trasie cały czas piłam mieszankę rozcieńczonego w wodzie żelu energetyzującego. Piłam właściwie bez przerwy, nawet jak czułam, że nie chce mi się już pić. Brałam bidon za bidonem, to było dobrych kilka litrów. I sił jakoś starczyło.

Była pani w Laoshan już rok temu, a jak przygotowywała się do startu w ostatnich dniach?

- Bardzo pomógł nam kolega z kadry Marek Galiński. Razem z nim i Olą Dawidowicz uczyłyśmy się pokonywać zjazdy, zakręt po zakręcie, kilometr po kilometrze. W kolarstwie górskim zjazdy są tak samo ważne jak podjazdy. Trzeba je pokonywać szybko i świetnie technicznie, żeby zyskiwać czas, ale jednocześnie umieć odpoczywać, łapać oddech.

Dobrze pani spała ostatniej nocy?

- Mało. Szczerze mówiąc byłam niewyspana, ale to już nie pierwszy raz mi tak dobrze poszło na niewyspaniu (śmiech). Nie zdążyłam się jeszcze do końca przestawić po przylocie i zmianie czasu. Poza tym, w piątek wyścig miał być o 15. W sobotę wyznaczono go na 10. To jednak spora różnica, bo wszyscy trenowali wcześniej po południu i chodzili spać o 23. W piątek trzeba było się położyć dużo wcześniej.

Co srebrna medalistka je na śniadanie przed tak ważnym startem?

- Duuuużo węglowodanów. Większość kolarzy je przed startem makaron, ale my dziewczyny, jakoś tak nie lubimy. Jadłyśmy z Olą płatki musli z odrobiną gorącej wody i jogurtu. Do tego kawałek białego pieczywa z bananem i odrobiną miodu. Można więc powiedzieć, że to był taki system Adama Małysza - bułka z bananem.

Podobno miała pani problemy z hamulcami?

- Od trzeciej pętli nie mogłam dobrze hamować na zjazdach, bo uciekała mi klamka [od hamulca]. Znów wszystko przez ten upał. Stosujemy hamulce hydrauliczne, więc jak jest tak gorąco, to płyn się bardzo nagrzewa i zwiększa objętość. Klamka "ucieka" wtedy z ręki tak bardzo, że z trudem mogę do niej sięgnąć. Bałam się, że za chwilę w ogóle nie będę mogła hamować. Przez trzy ostatnie rundy na zjazdach byłam już bardzo ostrożna. To jest tego typu usterka, której nie da się szybko naprawić w boksie technicznym na trasie.

Mimo tych kłopotów, rywalki nie mogły się do pani zbliżyć.

- Może przez to, że nie sięgałam do tego hamulca. Do mety niosła mnie siła rozpędu (śmiech).

Jakiś kryzysowy moment? Straciła pani równowagę?

- Poza hamulcami wszystko było w porządku. Ani razu nie było niebezpieczeństwa upadku. Na pierwszym okrążeniu musiałam tylko na moment zejść z roweru po upadku Fullany. To właśnie wtedy Niemka odskoczyła na kilkadziesiąt sekund. Już nikt nie zdołał jej dogonić. Kto wie, być może gdyby nie wywrotka Hiszpanki, dałoby się walczyć ze Spitz do końca. Ale bez przesady, srebro też jest super.

Pani magister matematyki zdobywa srebrny medal w kolarstwie górskim. To co będzie dalej - matematyka, czy jednak rowery?

- Studia skończyłam w styczniu. Nie miałam jeszcze czasu pomyśleć co z tym zrobię. Chyba nie zwiążę się na stałe z matematyką. Chciałabym dalej się kształcić, wybiorę pewnie coś związanego ze sportem na AWF. Ale na razie cały czas chce się też ścigać.

Złota medalistka Sabine Spitz ma 36 lat, pani dopiero w listopadzie skończy 25. Czy to znaczy, że o medale będzie pani walczyć jeszcze na dwóch olimpiadach?

- W kolarstwie górskim faktycznie najczęściej jest tak, że najlepsze wyniki osiąga się po trzydziestce. Teoretycznie powinnam być jeszcze silniejsza niż teraz. Teraz czuję się mocna i chcę to wykorzystać. Ale nie wiem, co będzie się działo w ciągu czterech lat do igrzysk w Londynie w 2012 r.

Teraz na zasłużony urlop?

- Trzy dni w samolocie. Przez Polskę lecimy prosto do Australii, bo przed nami jeszcze dwa starty w Pucharze Świata. Ale spokojnie, odpocznę sobie trochę w samolocie, a potem, jak już wrócimy z Antypodów.

Zawsze pani maluje paznokcie na biało-czerwono?

- Zawsze na imprezy mistrzowskie. Niby teraz miał być inny kolor, ale się w końcu rozmyśliłam. I dobrze!

Trener Włoszczowskiej: Czułem, że Majka jest w formie

Włoszczowska wywalczyła srebro w upale

Maja ukruszyła sobie ząb na srebrze

Maja ukruszyła ząb na chińskim srebrze

Towary "Made in China" nigdy nie słynęły z wysokiej jakości. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę Maja Włoszczowska, dlatego gdy tylko dostała srebrny medal chciała sprawdzić, ile tak naprawdę jest on wart. Na szczęście medal nie okazał się podróbką, choć teraz naszą Maję czeka wizyta u dentysty...

czytaj dalej...
REKLAMA

Drobny ubytek w uzębieniu naszej pięknej mistrzyni zauważył nasz redakcyjny kolega, który zarzeka się, ze przed dzisiejszym startem uśmiech pani Mai był... kompletny. Nie mamy powodów, by mu nie wierzyć. W końcu w zdjęcia naszej zawodniczki wpatruje się nie od dziś.

Zniewalający uśmiech Mai sprzed kilku dni
kliknij zdjęcie by powiększyć

Zniewalający uśmiech Mai sprzed kilku dni

Po dzisiejszej dekoracji Maja sprawdza kruszec...
kliknij zdjęcie by powiększyć

Po dzisiejszej dekoracji Maja sprawdza jakość kruszcu...

...i po chwili nasza najpiękniejsza kolarka ma bardziej zawadiacki uśmiech
kliknij zdjęcie by powiększyć

Piłkarze ręczni wygrywają z Rosją

dsz
2008-08-24, ostatnia aktualizacja 2008-08-24 10:24
Zobacz powiększenie
Bartłomiej Jaszka
Fot. MARCELO DEL POZO REUTERS

Polscy piłkarze ręczni wygrali z Rosją 29:28 (14:15) i zajęli piąte miejsce na turnieju olimpijskim w Pekinie.

Bogdan Wenta: Zabrakło nam doświadczenia »

Po przegranej z Islandią polscy szczypiorniści odpadli z walki o medale olimpijskie. Porażka była dotkliwa, ponieważ z tym przeciwnikiem, nie przegraliśmy o 1,5 roku. Po meczu piłkarze nie kryli rozczarowania, zwłaszcza, że apetyty wzrosły po pokonaniu Chorwacją i remisie ze świetnie spisującą się w Pekinie Francją. Po meczu trener Polaków przyczyn niepowodzenia doszukiwał się w braku doświadczenia w wielkich turniejach, które posiadają chociażby Chorwaci, czy Islandczycy.

Podopiecznym Bogdana Wenty pozostała walka o piąte miejsce. Pierwszy krok ku temu zrobili wygrywając z Koreą 29:26. W decydującym o zajęciu piątej lokaty meczu, biało - czerwoni zmierzyli się z Rosją.

Mecz rozpoczął się dobrze. Po rzucie Jurasika prowadziliśmy 1:0. Od początku było jednak widać, że rywal jest bardzo wymagający. Świetnie działała rosyjska obrona, dobrze spisywał się w bramce Oleg Grams. Polacy swoje bramki zdobywali przeważnie po długich atakach pozycyjnych. Rosjanie swoje akcje kończyli szybko i skutecznie. Kiedy biało - czerwoni mieli trzy gole straty Bogdan Wenta poprosił o czas.

- To wielkie chłopy. Musicie stawiać zasłonę. Ręce wysoko, bo będzie źle - można było usłyszeć słowa polskiego trenera.

Po przerwie Rosjanie zdobyli kolejne punkty. Polacy nie wykorzystali rzutu karnego, a później rzut naszego skrzydłowego obronił bramkarz rywali. Przegrywaliśmy 5:10. W 12. minucie spotkania traciliśmy już siedem oczek.

Polacy od tego momentu zaczęli grać skuteczniej w ataku, w końcu też nasza obrona sprawiła Rosjanom więcej problemów.

Efektem lepszej gry Polaków było zniwelowanie strat do jednej bramki. Po pierwszej połowie Polska przegrywała z Rosją 14:15.

Od początku drugiej części spotkania biało - czerwoni prezentowali się dobrze. Kontynuowali dobrą grę z końca pierwszej połowy. Szybko wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Rosjanie tanio sprzedać skóry nie zamierzali, odrobili straty, a po chwili zdobyli kolejną bramkę. W 17. minucie drugiej odsłony meczu prowadzili jednym golem. Kapitalne interwencje w polskiej bramce pokazywał Sławomir Szmal.

W 27 minucie meczu Polska wygrywała z Rosją 29:27. Rywale zdołali zdobyć jeszcze jedną bramkę, ale to okazało się za mało.

Polska po dobrym meczu wygrała z Rosją 29:28 i zajęła piąte miejsce na turnieju olimpijskim piłkarzy ręcznych.

Jurasik: Jeszcze długo będę miał tę porażkę w głowie »

Korea pokonana, czas na Rosjan! »

Olimpijska sobota w kolorze srebra

tg
2008-08-23, ostatnia aktualizacja 2008-08-23 17:30
Zobacz powiększenie
Beata Mikołajczyk (z prawej) i Aneta Konieczna już wiedzą na mecie wyścigu, że mają upragnione srebro.
Fot. Gregory Bull AP

Po trzech dniach bez zdobyczy medalowej po sobocie Polska może dopisać sobie do klasyfikacji generalnej kolejne dwa srebrne krążki. O powiększenie naszego dorobku postarały się panie: Maja Włoszczowska w kolarstwie górskim oraz duet kajakarek Aneta Konieczna i Beata Mikołajczyk.

SERWISY
Przełożenie wyścigu zawodniczek w kolarstwie górskim z piątku na sobotę okazał się szczęśliwy dla naszej reprezentantki Mai Włoszczowskiej. Polka zajęła drugie miejsce i tym samy zdobyła pierwszy od 20 lat medal w kolarstwie dla naszego kraju. Z dobrej strony pokazała się również druga z naszych reprezentantek Aleksandra Dawidowicz. Zawodniczka dla której był to olimpijski debiut przyjechała na metę dziesiąta.

Włoszczowska wywalczyła srebro w upale

Swoje największe nadzieje na medale wiązaliśmy dziś z występem kajakarzy. Aż w czterech finałach tej dyscypliny startowali Polacy. Na podium udało się stanąć jedynie naszej damskiej "dwójce" startującej na dystansie 500 metrów w składzie Aneta Konieczna - Beata Mikołajczyk. Po zaciętej walce z Francuzkami Polkom udało się zdobyć wicemistrzostwo olimpijskie.

Niestety reszta naszych zawodników nie odgrywała znaczących ról w pozostałych finałach. Kajakarze Marek Wysocki i Marek Twardowski zajęli ósme miejsce w wyścigu na dystansie 500 metrów. Kanadyjkarze Daniel Jędraszko i Roman Rykiewicz spisali się jeszcze gorzej i przypłynęli na dziewiątym miejscu. W rywalizacji indywidualnej Paweł Baraszkiewicz był tylko ósmy.

Konieczna i Mikołajczyk ze srebrem, reszta zawiodła

Na Stadionie Narodowym nasza męska sztafeta na dystansie 4x400 metrów w składzie: Marek Plawgo, Piotr Klimczak, Piotr Kędzia i Rafał Wieruszewski nie sprawiła niespodzianki i zakończyła bieg na siódmym miejscu.

Dariusz Kuć: Karta odwróciła się

Sobota była dniem finałów kobiecych gier zespołowych. W decydującym o złocie pojedynku siatkarek Brazylia wygrała ze Stanami Zjednoczonymi 3:1. W rywalizacji szczypiornistek Norwegia pokonała Rosję 34:27. Mistrzostwo olimpijskie w koszykówce obroniła drużyna USA wygrywając w decydującym pojedynku z Australią.

W sobotę odbył się także finał turnieju piłki nożnej, w którym Argentyna wygrała z Nigerią 1:0

Złoty medalista wspiera ofiary trzęsienia ziemi

PAP,qm
2008-08-24, ostatnia aktualizacja 2008-08-24 06:44
Zobacz powiększenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG

Trzykrotny złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Pekinie przekazał 50 tys. USD ofiarom trzęsienia ziemi w Chinach.

Usain Bolt, który triumfował w biegach na 100, 200 metrów i w sztafecie 4x100 metrów pokazał, że olimpiada to nie tylko sportowe święto. - Mam nadzieję, że poszkodowani w kataklizmie w prowincji Syczuan cieszyli się z igrzysk, zapomnieli o tragedii i śmiało patrzą w przyszłość" - powiedział 22-letni sprinter z Jamajki.

Śmierć w trzęsieniu ziemi poniosło prawie 70 tysięcy osób.

Usain Bolt przeszedł do historii lekkoatletyki po tym jak podczas igrzysk pobił trzy rekordy świata. Poprzedni rekordzista globu na dwieście metrów Michael Johnson, nazwał nawet Bolta "Supermanem 2".

-Wiem, że cała Jamajka cieszy się ze mną. Rozmawiałem nawet z premierem - naród wyszedł na ulice i świętuje. Jestem dumny, że w tak młodym wieku przeszedłem do historii sportu. Słyszałem porównania do Michaela Johnsona, ale staram się być sobą. On jest legendą - zawodnikiem, który zrewolucjonizował bieganie. Ja tylko odrobinę je zmodyfikowałem i przy okazji zadziwiłem świat - wyjaśnił Jamajczyk.

Piłka wodna: Węgrzy po raz dziewiąty mistrzami olimpijskimi

PAP, kd
2008-08-24, ostatnia aktualizacja 2008-08-24 11:49
Zobacz powiększenie
Fot. OLEG POPOV REUTERS

Mistrzami olimpijskimi igrzysk w Pekinie zostali w niedzielę piłkarze wodni Węgier, którzy pokonali w finale 14:10 (6:4, 3:4, 2:1, 3:1) ekipę USA. To dziewiąty triumf olimpijski Węgrów w tej dyscyplinie.

Zobacz powiekszenie
Fot. OLEG POPOV REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. LASZLO BALOGH REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. LASZLO BALOGH REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. LASZLO BALOGH REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. LASZLO BALOGH REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. LASZLO BALOGH REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. SERGIO MORAES REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. Mark Humphrey AP Zobacz powiekszenie
Fot. Mark Humphrey AP Zobacz powiekszenie
Fot. OLEG POPOV REUTERS Zobacz powiekszenie
Fot. SERGIO MORAES REUTERS
Na Węgrzech piłka wodna jest dyscypliną narodową. Wcześniej triumfowali w Los Angeles (1932), Berlinie (1936), Helsinkach (1952), Melbourne (1956), Tokio (1964), Montrealu (1976), Sydney (2000) i Atenach (2004). Poza tym maja na swoim koncie jeszcze trzy srebrne i trzy brązowe medale. Dla USA to dziewiąty medal w tej konkurencji. Wygrali tylko raz, przed 104 laty w Saint Louis. Brązowy medal pekińskich igrzysk wywalczyli Serbowie, po niedzielnej wygranej z Czarnogórą 6:4 (2:0, 2:1, 2:1, 0:2). Przed czterema laty w Atenach wspólna reprezentacja Serbii i Czarnogóry zdobyła srebrny medal olimpijski.

USA-HIS 118-107 Amerykanie powracają na koszykarski tron

Michał Owczarek
2008-08-24, ostatnia aktualizacja 2008-08-24 13:23
Zobacz powiększenie
Amerykanie świętują złoto Drużyny Odkupienia
Fot. Eric Gay AP

Po ośmiu latach dotkliwych porażek Amerykanie zdobyli złoty medal olimpijski. W finale Hiszpanie zawiesili poprzeczkę wysoko, ale zdeterminowani gracze z USA grali z niesamowitą skutecznością z gry i wygrali ostatecznie 118:107.

Zobacz powiekszenie
Fot. Eric Gay AP
Carmelo Anthony w obronie przeciwko Marcowi Gasolowi
Zobacz powiekszenie
Fot. LUCY NICHOLSON REUTERS
LeBron James, Deron Williams i Carlos Boozer
Zobacz powiekszenie
Fot. SERGIO PEREZ REUTERS
Juan Carlos Navarro i Kobe Bryant walczą o piłkę
Zobacz powiekszenie
Fot. Charlie Riedel AP
Kobe Bryant unika bloku Pau Gasola
Zobacz powiekszenie
Fot. Eric Gay AP
Dwight Howard fauluje Pau Gasola
Zobacz powiekszenie
Fot. Dusan Vranic AP
Dwayne Wade i Chris Bosh walczą o piłkę z Raulem Lopezem
Zobacz powiekszenie
Fot. JASON REED REUTERS
LeBron James kontra Pau Gasol
Złoty Redeem Team. A co będzie w Turcji? »

- Hiszpanie na pewno nie zagrają z USA tak źle jak w meczu grupowym, gdy przegrali różnicą 37 punktów. Jeśli przegrają, to na pewno nie aż tak - mówił Sergio Hernandez, trener Argentyny.

Już przed meczem było wiadomo, że w finale na pewno nie zagra kontuzjowany Jose Calderon. - Ciężko mu było się z tym pogodzić, ale wie, że z ławki rezerwowych też może pomóc kolegom - mówił lekarz reprezentacji Hiszpanii.

Przed meczem Hiszpanie, mistrzowie świata zapowiadali, że się nie poddadzą i będą walczyć do końcowej syreny. I swe obietnice wypełnili. Amerykanie byli zaskoczeni dobrą grą rywali. Już w pierwszej kwarcie Hiszpanie prowadzili nawet pięcioma punktami, ale zespół trenera Krzyzewskiego szybko zniwelował straty. Wielką formę na finał przygotował Dwayne Wade. Gracz Miami Heat w pierwszej połowie rzucił 21 punktów, myląc się zaledwie dwukrotnie. Amerykanie prowadzili, bo trafiali z niesamowitą skutecznością (momentami nawet 75 proc.) i wykorzystywali proste, acz rzadkie straty Hiszpanów.

W trzeciej kwarcie Hiszpanie skoncentrowali się na wyprowadzani piłki. Zaczęli grać szybciej, lepiej dzielili się piłką i szukali partnerów na czystych pozycjach. W obronie postawili strefę, która zaczęła przynosić korzyści. Reprezentacja USA nie trafiała już raz za razem z dystansu, a przewaga stopniał do zaledwie czterech punktów. Dopiero pod koniec kwarty znaleźli pomysł na defensywę rywali. Podaniami do wysokich zawodników rozciągali strefę, którzy dogrywali do wchodzących z obwodu

W czwartej kwarcie drugi bieg włączyli Hiszpanie. Na osiem minut przed końcem fantastycznie zagrali Rudy Fernandez z Pau Gasolem, a chwilę później trafił za trzy Fernandez i przewaga USA stopniała do zaledwie dwóch punktów. Na trzy minuty przed końcem trójkę z faulem trafił Bryant, czym uciszył całą halę. Amerykanie wzięli się do roboty, zaczęli mocniej grać w obronie i odskoczyli na dziewięć punktów. W końcówce Hiszpanie przestali trafiać.

Osiem lat czekali Amerykanie na złoty medal na imprezie rangi światowej. Pasmo porażek zaczęło się od szóstego miejsca na mistrzostwach świata w 2002 roku, których Amerykanie byli gospodarzami. W 2004 roku zespół złożony z gwiazd NBA (Duncan, Iverson, James) przywiózł z igrzysk w Atenach tylko brązowy medal. Na mistrzostwach świata w Japonii w 2006 roku też byli tylko trzeci.

Redeem Team (Drużyna Odkupienia) spełnił swoje zadanie. Nakreślony przed trzema laty plan przez Mike'a Krzyzewskiego okazał się skuteczny. Już pierwsze mecze w Pekinie pokazały, że Amerykanie nie odpuszczą. Do ćwierćfinałów awansowali bez żadnych problemów, a rywali rozbijali w pył różnicą ponad 30 punktów, czym przypominali legendarny Dream Team z igrzysk w Barcelonie. Wielkich problemów nie mieli także w ćwierćfinale z Australią i w półfinale z Argentyną. W finale zdeterminowani Hiszpanie zagrali rewelacyjnie i postawili rywalom wysokie wymagania, ale to nie wystarczyło.

Amerykanie grali perfekcyjnie. Nauczyli radzić sobie z obroną strefową, często trafiali z dystansu (13 w meczu z Hiszpanią). Nie zawiodły też największe gwiazdy. Powracający po kontuzji Wade raz po raz dziurawił kosz rywali rzutami za trzy (trafił cztery razy), a w kluczowych momentach nie mylił się Bryant. Ci dwaj zawodnicy, wraz z LeBronem Jamsem i Chrisem Paulem mieli największy udział w złotym medalu dla Amerykanów. Nie można też zapomnieć o Jasonie Kiddzie, z którym Amerykanie jeszcze nigdy nie przegrali (57 zwycięstw z nim w składzie!).

Mistrzowie świata mogą być ze swej postaw dumni. Postawili rywalom wysokie wymagania. Świetnie zagrali zwłaszcza pod atakowanym koszem (15 zbiórek). Bracia Gasol, Fernandez i Navarro pokazali, że nie przypadkowo znaleźli się w NBA. To po ich akcjach Hiszpania odrabiała straty. Wielki mecz zagrał także niespełna 18-letni Ricky Rubio. młody rozgrywający zastępował kontuzjowanego Calderona i z tej roli wywiązał się świetnie. Mecz zakończył z sześcioma punktami i zbiórkami, trzema asystami oraz przechwytami i miał tylko dwie straty.

W meczu o brąz Argentyna pewnie pokonała Litwę. Złoci medaliści poprzednich igrzysk zagrali w o brąz bez kontuzjowanego Manu Ginobiliego, ale mimo to nie mieli problemów z rywalami. świetnie zagrał Carlos Delfino, który rzucił 20 punktów i miał 8 zbiórek, a Luis Scola dołożył 18 punktów. Najskuteczniejsi wśród pokonanych Litwinów byli Ramunas Siskauskas (15 pkt) i Rimantas Kaukenas (14 pkt).

Hiszpania - USA 107:118 (31:38, 30:31, 21:22, 25: 27)

Hiszpania: Fernandez 22, P. Gasol 21, Navarro 18, Jimenez 12, M. Gasol 11, Reyes 10, Rubio 6, Garbajosa 3, Mumbru 2, Rodrigeuz 2, Lopez 0.

USA: Wade 27, Bryant 20, James 14, Anthony 13, Paul 13, Bosh 8, Howard 8, Williams 7, Prince 6, Kidd 2, Boozer 0, Redd 0.