poniedziałek, 11 lutego 2008

Przesłuchanie Ziobry ws. śmierci Blidy trwało 9 godzin

ulast, PAP
2008-02-11, ostatnia aktualizacja 16 minut temu

W łódzkiej Prokuraturze Okręgowej, która bada okoliczności śmierci Barbary Blidy, zakończyło się przesłuchanie w charakterze świadka b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Przesłuchanie trwało ponad 9 godzin, odbyło się w kancelarii tajnej, a uczestniczyli w nim również pełnomocnicy rodziny Blidów oraz syn zmarłej, Jacek. O przesłuchanie byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry wnioskował pełnomocnik rodziny Blidów mec. Leszek Piotrowski.



Pełnomocnicy powiedzieli przed przesłuchaniem, że "nie oczekują żadnego przełomu, ale mają nadzieję, że świadek będzie konkretnie odpowiadał na pytania prokuratury". Zapowiedzieli, że sami także będą zadawać pytania.

Jacek Blida powiedział dziennikarzom, że oczekuje od Ziobry "przeprosin z mównicy sejmowej".

Ziobro jest prawdopodobnie ostatnim przesłuchiwanym świadkiem, który uczestniczył w naradzie u ówczesnego szefa rządu Jarosława Kaczyńskiego przed planowanym zatrzymaniem Blidy.

Przesłuchano już m.in. Kaczmarka i Jarosława Kacyzńskiego

Wcześniej łódzcy śledczy przesłuchali już innych uczestników tego spotkania: ówczesnego naczelnego prokuratora wojskowego Tomasza Szałka, byłego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, byłego komendanta głównego policji Konrada Kornatowskiego, ówczesnego szefa ABW Bogdana Święczkowskiego oraz szefa CBA Mariusza Kamińskiego. W ubiegły piątek przesłuchany został także były premier Jarosław Kaczyński.

Zdaniem przesłuchanego na początku stycznia tego roku Janusza Kaczmarka, w sprawie zatrzymania Blidy było wiele nieprawidłowości. Według niego, były w tej sprawie naciski polityczne. Po wyjściu z łódzkiej prokuratury nie chciał jednak mówić o szczegółach, bo prokurator zobowiązał go do zachowania tajemnicy pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Kaczmarek: Dzwonił przerażony Ziobro; Ziobro: To kłamstwa wyssane z brudnego palca

Wcześniej w mediach Kaczmarek wyrażał opinię, że w momencie akcji ABW przeciwko Blidzie nie było wystarczających dowodów, by popełniła ona przestępstwo. Zdaniem Kaczmarka, wiedział o tym minister Ziobro, który w rozmowie z nim miał tę sprawę określić jako "kruchą dowodowo".

Według innej wypowiedzi Kaczmarka, na kilka dni przed akcją zatrzymania Blidy w trakcie narady u premiera, Ziobro poinformował go, że ma materiał, "który spowoduje rozbicie lewicowego układu, zatrzymanie Blidy i +wyjście+ na innych polityków lewicy, w tym Leszka Millera. I że jest materiał, który daje podstawy do zatrzymania Blidy".

Z kolei w wywiadzie dla "Newsweeka" Kaczmarek mówił, że po śmierci Blidy 5-8 razy dzwonił do niego przerażony Ziobro i pytał, co ma robić.

Sam Ziobro określił wypowiedzi Kaczmarka na ten temat jako "kłamstwa wyssane z brudnego palca".

Śledztwo ws. śmierci byłej posłanki Barbary Blidy

Łódzka prokuratura okręgowa bada okoliczności planowanego zatrzymania oraz śmierci Blidy. B. posłanka i b. minister budownictwa w kwietniu ub. r. popełniła samobójstwo, gdy funkcjonariusze ABW przyszli przeszukać jej dom w Siemianowicach Śląskich i - na polecenie Prokuratury Okręgowej w Katowicach - zatrzymać ją w związku z podejrzeniami o korupcję w handlu węglem.

Śledztwo ma ustalić m.in. czy w trakcie zatrzymywania doszło do niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy ABW. Śledczy badają także prawidłowości decyzji prokuratury w sprawie wydania postanowienia o przedstawieniu zarzutów Blidzie i jej zatrzymaniu, w tym także wątek ewentualnych nacisków na prokuratorów.

Związkowiec ma zapłacić za strajk 7 mln zł

Tomasz Głogowski
2008-02-11, ostatnia aktualizacja 2008-02-11 17:35

Kopalnia Budryk wysłała do Wiesława Wójtowicza rachunek za zorganizowanie strajku. Do kasy kopalni związkowiec ma wpłacić 7 mln 300 tys. zł.

Zobacz powiekszenie
Fot. Marcin Tomalka / AG Fot. Marcin Tomalka / AG
Wiesław Wójtowicz ma zapłacić kopalni ponad 7 mln zł
Po trwającym 46 dni strajku w kopalni Budryk w Ornontowicach przyszedł teraz czas na rozliczenia. Za straty spowodowane strajkiem nadsztygar Wiesław Wójtowicz, do niedawna także członek rady nadzorczej kopalni, ma odpowiadać - jak wynika z pisma - solidarnie z pięcioma innymi organizatorami protestu, m.in. szefem ZZ "Kadra" Grzegorzem Bednarskim oraz przewodniczącym Sierpnia '80 Krzysztofem Łabądziem. Łatwo wyliczyć, że kopalnia wyceniła swoje szkody na około 36 mln zł.

Co ciekawe, rachunek wysłano tylko Wójtowiczowi. Związkowiec twierdzi, że to jawne złamanie porozumienia, które podpisano 31 stycznia. Oprócz podwyżek dla górników zakłada ono, że do czasu prawomocnego wyroku sądu w sprawie legalności strajku ani kopalnia, ani Jastrzębska Spółka Węglowa nie będą wyciągały wobec organizatorów żadnych konsekwencji.

- To wezwanie ma mnie zastraszyć, ale tak naprawdę pokazuje, że straty spowodowane strajkiem są dużo mniejsze, bo do tej pory wszędzie mówiło się o 90 mln zł - przekonuje Wójtowicz.

Katarzyna Bajer, rzeczniczka JSW mówi, że wezwanie do zapłaty zostało wysłane do Wójtowicza 29 grudnia, a więc jeszcze przed podpisaniem porozumienia kończącego strajk. Zapewnia, że po konsultacjach z prawnikiem podjęto decyzję, że rachunek zostanie cofnięty. - Z tego co wiem, pismo anulujące to wezwanie zostało już wysłane do pana Wójtowicza - zapewnia rzeczniczka.

JSW nie zamierza jednak wycofać się z pociągnięcia organizatorów strajku do odpowiedzialności. W poniedziałek spółka oficjalnie poinformowała związki zawodowe, że zamierza zwolnić Wójtowicza oraz Mirosława Dynaka (do niedawna członka Kadry i członka rady nadzorczej) dyscyplinarnie z pracy za ciężkie naruszenie obowiązków pracowniczych. Także w poniedziałek szefowie JSW złożyli w mikołowskiej prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez siedmiu członków byłego komitetu strajkowego. Według JSW związkowcy dopuścili się mobbingu, presji psychicznej oraz dyskryminacji ze względów na przynależność związkową. - Mamy oświadczenia podpisane przez kilku pracowników, że niedawni liderzy strajku, którzy są ich przełożonymi na kopalni, nie chcą teraz z nimi pracować. A wszystko dlatego, że nie uczestniczyli w proteście - mówi Bajer.

Bednarski zapewnia, że zarzuty o mobbing to bzdura. Twierdzi, że nikt nie dzieli już załogi na strajkujących i nie strajkujących. - To wszystko zemsta za to, że upomnieliśmy się o pracowników - przekonuje.

Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice

Kaczyński atakuje "niemieckie" RMF FM

2008-02-11 21:31
Prezes PiS Jarosław Kaczyński ocenił w poniedziałek, że prokuratorskie śledztwo ws. zagłuszania rozmów pielęgniarek podczas ich ubiegłorocznego protestu jest nadużyciem "samym w sobie". B. premier odmówił odpowiedzi na pytania związane z tą sprawą.


Komentarz audioPosłuchaj: Kaczyński o zagłuszaniu

Sprawą zagłuszania rozmów telefonicznych pielęgniarek, które w zeszłym roku okupowały Kancelarię Premiera, zajmie się Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Taką decyzję po przeanalizowaniu zawiadomienia w tej sprawie podjęła warszawska prokuratura apelacyjna. Zawiadomienie zostało skierowane przez szefa MSWiA.

Według radia RMF FM Jarosław Kaczyński podpisał dokument dotyczący działań BOR wobec pielęgniarek okupujących siedzibę szefa rządu. Według ustaleń dziennikarzy RMF, w dokumencie nie pada słowo "zagłuszanie" - jest to polecenie służbowe premiera dla szefa BOR-u o podjęcie "działań w celu zabezpieczenia budynku w trakcie okupacji pielęgniarek, w tym działań, które zapewnią bezpieczeństwo teleinformatyczne".

To stwierdzenie miało legalizować zagłuszające działania BOR-u, ale po fakcie - podaje RMF - bo dokument jest datowany na 26 czerwca, gdy pielęgniarki, po siedmiu dniach, opuszczały budynek Kancelarii Premiera.

O doniesienia radia RMF FM pytali byłego premiera dziennikarze podczas konferencji w Nowym Sączu.

"Ja bym bardzo prosił radia, w szczególności niemieckie, by nie prowadziły kampanii zmierzającej do tego, aby odwracać uwagę od ważnych spraw, a zajmować się jakimiś bzdurami, zupełnie drobnymi wydarzeniami" - powiedział J.Kaczyński.

Podkreślił, że "to powinno dotyczyć wszystkich mediów, ale media niemieckie (...) powinny być tutaj szczególnie ostrożne, bo zawsze mogą być posądzone o wtrącanie się do polskich spraw wewnętrznych, o interwencje w polskie sprawy wewnętrzne".

"Obawiam się, że coś takiego następuje, jest to zjawisko bardzo niedobre i sprzeczne z zasadami UE" - powiedział b.premier.

Według niego, "różne media próbują zrobić ze sprawy całkowicie nieważnej sprawę ważną". J.Kaczyński ocenił, że śledztwo w sprawie zagłuszania "jest nadużyciem samym w sobie". B.premier zapowiedział, że jeśli w jego trakcie będzie pytany (o sprawę zagłuszania), "to oczywiście na wszystkie pytania odpowie".

Oświadczył jednak, że "nie ma zamiaru się tymi sprawami zajmować, nie ma zamiaru dawać się wciągać w tego rodzaju rzeczy, to jest po prostu manipulacja".

"W Polsce dzieje się bardzo wiele ważnych rzeczy, a wy się zajmujecie tym, aby odciągać uwagę społeczną od tego, co się w Polsce wyprawia" - zwrócił się do dziennikarzy J.Kaczyński.

Podczas późniejszej wizyty w Nowym Targu były premier ocenił, że sprawa rzekomego zagłuszania telefonów pielęgniarek to część operacji zmierzającej do odwrócenia uwagi społeczeństwa od tego, co istotne dla Polski.

Były premier dodał, że w ramach akcji koncentrowania uwagi społeczeństwa na rzeczach zupełnie nieważnych szerzone są kłamstwa, takie jak rzekomo uszkodzone laptopy czy zagłuszane telefony. "To co istotne dla naszego kraju jest niewygodne dla rządu. Te kłamstwa mają odwrócić uwagę społeczeństwa od rządzących. Przy władzy są bowiem ludzie nieudolni i uwikłani w brudne sprawy" - powiedział prezes PiS.

Prokuratorzy zajmujący się sprawą zagłuszania rozmów pielęgniarek mają wyjaśnić, czy urządzenia zagłuszające zastosowane podczas protestu przez BOR były użyte zgodnie z prawem.

Do zawiadomienia dołączona została notatka służbowa szefa BOR Mariana Janickiego z 21 stycznia 2008 r., w której informuje on, że od 19 do 26 czerwca 2007 r. BOR stosowało w Kancelarii Premiera tzw. działania specjalne mające na celu blokowanie telefonów komórkowych. Aparatura umieszczona była - według tej notatki - w pomieszczeniach przylegających do tych, które okupowały cztery pielęgniarki.pap, ss

15-lecie Gazpromu

2008-02-11 12:54
Gazprom świętuje swoje 15-lecie. Życzenia załodze koncernu przesłał z tej okazji prezydent Władimir Putin. Podkreślił w nich, że gazowy monopolista Rosji stał się "jednym z gwarantów globalnej stabilności strategicznej".

"Historia Gazpromu - to historia wielkiej, napiętej i zgodnej pracy grona ludzi o tych samych poglądach. Profesjonalistów najwyższej próby, którzy w stosunkowo krótkim czasie zbudowali największą korporację gazową i energetyczną w Rosji" - podkreślił Putin.

"Uczynili oni wszystko, aby Gazprom zajął czołową pozycję na światowym rynku i stał się jednym z gwarantów globalnej stabilności energetycznej" - dodał rosyjski prezydent, znany z osobistego zaangażowania w sprawy gazowego monopolisty.

Życzenia pracownikom koncernu złożył też jego prezes Aleksiej Miller. "W europejskiej energetyce zadaniem Gazpromu jest nie tylko utrzymanie roli największego hurtowego dostawcy gazu, lecz także umocnienie swoich pozycji w segmencie odbiory końcowego" - zaznaczył Miller.

Swoje 15-lecie rosyjski monopolista gazowy świętuje z wielką pompą. Wieczorem na Kremlu dla Gazpromu zagra legendarna brytyjska grupa rockowa Deep Purple. Wystąpi tam także Tina Turner.

Oczekuje się, że na widowni Państwowego Pałacu Kremlowskiego zasiądą m.in. Putin oraz jego następca, pierwszy wicepremier i przewodniczący rady dyrektorów (rady nadzorczej) Gazpromu Dmitrij Miedwiediew.

Ten drugi jest wielkim fanem Deep Purple. W jednym z wywiadów prasowych wyznał, że w ubiegłym roku był na zamkniętym koncercie grupy w Moskwie. Chwalił się też, że ma pełną kolekcję płyt tego zespołu. Przy czym - jak zaznaczył - oryginalnych.

ab, pap

Jożin z Bażin

Joe Monster | Pt 11-01-2008 04:45

Absurdalnie genialny, totalnie wkręcający czeski teledysk robi taką furorę, że nawet cztery tygodnie od umieszczenia go Monster TV codziennie dwie, trzy osoby podsyłają nam znów ten film z komentarzem - Ale czad! Nie uwierzycie co oni robią. Widzieliście?



Widzieliśmy! A czy wiecie o czym naprawdę śpiewa ta czechosłowacka kapela?

(Polecił Tomasz35)

Tekst piosenki

Czeski:
Jedu takhle tábořit škodou sto na Oravu.
Spěchám, proto riskuji, projíždím přes Moravu.
Řádí tam to strašidlo, vystupuje z bažin,
žere hlavně Pražáky, jmenuje se Jožin.

Refren:
Jožin z bažin močálem se plíží,
Jožin z bažin k vesnici se blíží,
Jožin z bažin už si zuby brousí,
Jožin z bažin kouše, saje, rdousí.
Na Jožina z bažin, koho by to napadlo,
platí jen a pouze práškovací letadlo.

2.

Projížděl jsem dědinou cestou na Vizovice.
Přivítal mě předseda, řek mi u slivovice:
"Živého či mrtvého Jožina kdo přivede,
tomu já dám za ženu dceru a půl JZD."

Refren: Jožin z bažin...itd.

3.
Říkám: "Dej mi předsedo letadlo a prášek,
Jožina ti přivedu, nevidím v tom háček."
Předseda mi vyhověl, ráno jsem se vznesl,
na Jožina z letadla prášek pěkně klesl.

Refren:
Jožin z bažin už je celý bílý,
Jožin z bažin z močálu ven pílí,
Jožin z bažin dostal se na kámen,
Jožin z bažin tady je s ním amen.
Jožina jsem dohnal, už ho držím, johohó,
dobré každé lóvé, prodám já ho do ZOO.
Polski:
Jadę tędy biwakować Skodą 100 na Orawę,
Spieszę, dlatego ryzykuję - przejeżdżam przez Morawę.
Grasuje tam to straszydło, wychodzi z bagien,
Żre głównie Prażan, ma na imię Józek.

Refren:
Józek z bagien skrada się przez moczary,
Józek z bagien do wioski się zbliża.
Józek z bagien zęby już sobie ostrzy,
Józek z bagien gryzie, ssie, dusi.
Na Józka z bagien, komu by to przyszło do głowy,
Działa jedynie i tylko samolot na opryski.

2.

Przejeżdżałem przez wieś drogą na Vizowice,
Przywitał mnie wójt, powiedział mi przy śliwowicy:
Kto dostarczy żywego lub martwego Józka,
Temu dam córkę i pół PGRu.

Refren: Józek z bagien...

3.
Mówię: Daj mi wójcie samolot i proszek,
Józka Ci dostarczę, nie widzę w tym żadnego problemu
Wójt mi wyszedł na rękę, rano wzniosłem się w przestworza,
Na Józka z bagien proszek z samolotu pięknie opadł.

Refren:
Józek z bagien jest już cały biały,
Józek z bagien z moczarów ucieka,
Józek z bagien dostał się na kamień,
Józek z bagien, tu jest już jego koniec!
Dorwałem Józka, już go trzymam,
Dobra każda kasa, sprzedam go do ZOO.

Wiesz jak zagrać to na gitarze?

Oto akordy, które pozwolą wam zagrać i zaśpiewać ten kawałek ze znajomymi na gitarze.
(dzięki f3st3r)


Historia

Ivan Mladek wydaje płyty od 1976 roku. Można o nim powiedzieć, że to czeskie Elektryczne Gitary, czyli prześmiewcze teksty, tylko nie w klimacie rocka, ale country.

Ivan gra nie tylko na banjo, ale stworzył też nowy instrument, który nazwa gitariano.

Jożin z Bażin to jego największy hit, który nagrał z zespołem Děda Mládek Illegal Band.

Sam Ivan gra ze swoim kolegą brodaczem już od kilkudziesięciu lat. Dawno temu tak wyglądli:






Wydali razem całkiem sporo płyt.

Na ich okładkach można prześledzić nieubłagany proces łysienia Mladka.




Próby ukrycia łysiny czapką...



...i ostateczne pogodzenie się z własną łysą glacą.







W międzyczasie znaleźliśmy prawdziwego Józka z Bagien




...oraz wersję dance Jożina






Na stare lata Ivan upodobnił się do Lorda Dartha Vadera bez maski i
w marynarce zamiast w płaszczu:




Od 1976 napisał 400 piosenek, wydał kilkanaście płyt, napisał kilka książek, wystąpił parę razy w filmach, prowadził do 2005 roku miał swój satyryczny program telewizyjny w TV NOVA.

I do dzisiaj występuje z koncertami.

Pozdrowienia z Polski, Ivan!

Niech gniew boży spadnie na te wioski

Polscy żołnierze przed wyjazdem do Afganistanu.
AFP

Decyzje w tej sprawie podejmie Sąd Wojskowy. Z wnioskami o uchylenie aresztu zwrócili się obrońcy żołnierzy. Prokuratura uważa jednak, że ze względu na zarzut ludobójstwa i obawy o matactwo żaden z nich nie powinien wyjść na wolność.
Reporterki Superwizjera TVN dotarły do informatora, znającego bardzo dobrze szczegóły śledztwa w ich sprawie. Przedstawiona przez niego relacja daje pełny obraz zeznań jakie złożyli żołnierze i ich dowódcy. Treść tych wyjaśnień jeszcze bardziej komplikuje dotarcie do prawdy.

Jak ustalił Superwizjer żołnierze z plutonu, który ostrzelał wioskę Nanghar Khel mieli potwierdzić w prokuraturze, że nazywali siebie plutonem Delta a do mundurów przyczepiali emblematy trupich czaszek. Chcieli się w ten sposób upodobnić do amerykańskich komandosów znanych z profesjonalizmu, skuteczności ale przede wszystkim z bezwzględności. Jak wyjaśnili żołnierze sama nazwa Delta była skrótem pełnej nazwy: Dynamiczny Element Likwidacji Terrorystów Afgańskich. Dziś w Superwizjerze o 23.15 zdjęcia plutonu Delta i jedyny wywiad jakiego udzieli przed wyjazdem na misję a także pełna relacja z tragicznego 16-stego sierpnia kiedy to zabili 6-ściu cywili.

Według informacji Superwizjera trzech najwyższych rangą żołnierzy Delty miało zeznać, że rozkaz ostrzału wydał im dowódca bazy. Według nich rozkaz brzmiał: "napie… w wioski". Potem mieli jeszcze słyszeć z jego ust: "Niech gniew boży spadnie na te wioski". Żaden z nich nie odmówił wykonania rozkazu, bo - jak twierdzą - bali się konsekwencji. Przypominają sytuację buntu w oddziale. Doszło do niego, gdy żołnierze odmówili wyjazdu na patrol w za słabo ich zdaniem opancerzonych samochodach.

Kilkanaście osób złożyło wówczas wnioski o przeniesienie ich do innego miejsca. Część z nich wróciła do Polski. Wszczęto śledztwo w sprawie odmowy wykonania rozkazu. Pozostałych nakłoniono do wycofania wniosków.

Informator Superwizjera przedstawił też relację zeznań samego dowódcy. Brzmią one zupełnie inaczej od wersji żołnierzy. Przedstawił własną - szczegółowo opisującą przebieg dnia - wersję, według której nigdy takiego rozkazu nie wydał. Miał także opisać zupełnie nowy sensacyjny wątek, do którego dotarły reporterki Superwizjera: próby tuszowania okoliczności tragedii na najwyższych szczeblach dowództwa polskiej armii.

16 sierpnia 2007 r. polscy żołnierze ostrzelali z moździerzy wioskę Nangar Khel w Afganistanie. Zginęło sześć osób, wśród nich kobiety i dzieci. Trzy kobiety zostały kalekami.

Trzy miesiące później wojskowa prokuratura postawiła sześciu żołnierzom zarzut zabójstwa. Prokuratorzy ustalili, że Polacy pojechali na pomoc patrolowi, który wpadł na minę i otworzyli ogień w kierunku wioski. Choć nikt ich nie atakował, strzelali z moździerza i karabinu maszynowego, celowali w budynki cywilne. Żołnierzom za ten czyn – zbrodnię wojenną - grozi dożywocie. Komandosi twierdzili, że zostali zaatakowani przez talibów, którzy uciekli do wioski. Strzelali do broniących się bojowników, a ofiary wśród cywilów to nieszczęśliwy wypadek. Ale szczegółów ich wersji do tej pory nie znał nikt poza osobami zaangażowanymi w śledztwo.

Od pół roku żołnierze z plutonu Delta siedzą w areszcie, oskarżeni o zbrodnię ludobójstwa. Do tej pory o tym, co się zdarzyło w Nangar Khel mówili tylko przedstawiciele Ministerstwa Obrony i eksperci wojskowi. Wersja żołnierzy pozostawała tajemnicą śledztwa. Reporterki Superwizjera TVN od początku śledzą sprawę tragedii w Nangar Khel. Jako jedyne przedstawiły relacje jej mieszkańców. Teraz – jako pierwsze – zaprezentują relację informatora, który bardzo dobrze zna zeznania polskich żołnierzy.

O czym mówią? Ich zeznania są w wielu punktach sprzeczne. Zgadzają się w jednym - w próbie tuszowania tragedii brali udział najwyżsi przedstawiciele armii. W ich relacji pojawiają się także inne bulwersujące szczegóły – choćby to, że bezpośrednio po tragedii w Nangar Khel dwóch żołnierzy z wojskowej bazy zabrał samolot, na którego pokładzie był znany polski polityk.

Szczegóły relacji informatora, a także nigdzie dotąd nie prezentowane nagrania i zdjęcia żołnierzy, którzy uczestniczyli w incydencie w Nangar Khel w reportażu Superwizjera TVN, w poniedziałek o 23.15.

Spłonął i zawalił się najważniejszy zabytek Korei Południowej

awe, AFP
2008-02-11, ostatnia aktualizacja 2008-02-11 17:02
Zobacz powiększenie
Płonie brama Namdaemun - najważniejszy zabytek Korei Południowej
Fot. Lee Jin-man AP

Południowa Korea pogrążyła się w żałobie, po tym jak stojący w centrum Seulu 600 - letni zabytek spłonął i zawalił się. Budynek określany jest jako symbol miasta i najważniejszy obiekt koreańskiego dziedzictwa kulturowego.

Zobacz powiekszenie
Fot. Lee Jin-man AP
Pożar wybuchł w niedzielę wieczorem
Zobacz powiekszenie
Fot. Lee Sang-hak AP
Policja podejrzewa, że przyczyną pożaru mogło być podpalenie
Zobacz powiekszenie
Fot. Lee Jin-man AP
Koreańczycy są zdruzgotani po stracie zabytku. - To była nasza tradycja, najbardziej symboliczny i znaczący ze wszystkich zabytków - powiedział rzecznik prezydenta Korei
Policja prowadzi dochodzenie, czy przyczyną pożaru mogło być podpalenie. Stojąca w centrum Seulu brama Namdaemun jest jedną z kilku historycznych budowli, które w XX wieku przetrwały japońską okupację i Wojnę Koreańską.

- Ten ogień zranił nas wszystkich - powiedział koreański prezydent- elekt i były burmistrz Seulu Lee Myung - Bak po przybyciu na miejsce tragedii. - To symboliczne miejsce, które odwiedzają wszyscy przybywający do Seulu - dodał.

Cheon Ho - Seon rzecznik urzędującego prezydenta Roh Moo-Hyuna wyraził głębokie ubolewanie nad " nieopisaną stratą" - To była nasza tradycja, najbardziej symboliczny i znaczący ze wszystkich zabytków - powiedział Cheon.

Koreańczycy na widok wypalonych ruin budowli także wyrażają ubolewanie. - Jestem zdruzgotany - powiedział Kim Duk - Il ocierając łzy. - Brama przetrwała 600 lat. Przetrzymała nawet Wojnę Koreańską. Ciągle nie mogę w to uwierzyć. Nasza duma legła w gruzach - dodał.

Widziano podpalacza

Ozdobiona ornamentami, dwupoziomowa budowla stojąca na kamiennym fundamencie była najstarszym budynkiem w Seulu zbudowanym z drewna. Pożar wybuchł w niedzielę, późnym wieczorem. Strażacy, którzy walczyli z ogniem byli pewni, że udało się go opanować, jednak płomienie pojawiły się ponownie.

Agencja prasowa Yonhap opublikowała relację taksówkarza. Poinformował on śledczych, że zauważył ok. 50 - letniego mężczyznę, który wchodził po schodach prowadzących do budynku tuż przed pojawieniem się ognia.

Ekipa śledczych przeszukuje ruiny, które otoczono rusztowaniem i pokryto folią. - Policja nie ma jeszcze żadnych dowodów na to, że mogło dojść do celowego podpalenia - powiedział Kim Yong-Su, komendant posterunku policji przy Namdaemun. - Cały czas prowadzimy śledztwo. Bierzemy pod uwagę różne okoliczności - dodał. Według niego policja ma zeznania trzech świadków, który twierdzą, że widzieli domniemanego podpalacza. Ich zeznania określono jednak jako "wykluczające się".

Przetrwała dwie wojny

Brama, która była główną atrakcją turystyczną Seulu wzniesiono w 1398 r. Przebudowano ją w 1447 r. Od tego czasu była systematycznie remontowana. Niektóre kolumny budowli pochodzą jeszcze z XII wieku. Japońscy najeźdźcy podczas okupacji Korei w latach 1910 - 45 zburzyli wiele historycznych budowli. Cześć miasta została także zniszczona w trakcie wojny koreańskiej w latach 1950-53.

Zabytek otoczony przez nowoczesne budynki jest oficjalnie zwany Sungnyemun lub "Bramą ceremonii". Budowla należała do kompleksu murów obronnych otaczających Seul w czasie panowania dynastii Chosun od 1392 do 1910 roku. Brama sąsiaduje z historycznym rynkiem Namdaemun często odwiedzanym przez turystów i mieszkańców miasta. Koreański Urząd Dziedzictwa Kulturalnego zapowiada, że zabytek będzie odbudowany. - Eksperci szacują, że zajmie to od dwóch do trzech lat i będzie kosztować ok. 20 miliardów wonów (21 milionów dolarów) - powiedział przedstawiciel Urzędu Shim Dong-Jun.

Czy Carlę Bruni kręci władza?

tekst Dominika Pszczółkowska
2008-02-11, ostatnia aktualizacja 2008-02-12 16:09

Francuzi są oburzeni zachowaniem swojego prezydenta. No, może nie wszyscy Francuzi. Wszyscy z wyjątkiem tych trzech czwartych, którzy marzą właśnie, by być jak prezydent i Carla Bruni

Zobacz powiekszenie
Fot. Dana Smillie Polaris/FOTOLINK
Świąteczny wypad do Egiptu. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy i jego dziewczyna Carla Bruni podziwiają Sfinksa i piramidy w Gizie
Zobacz powiekszenie
Fot. Photo B.D.V./CORBIS Laszlo Veres
Carla Bruni jako modelka-muza u Vivienne Westwood, kolekcja na jesień i zimę 1994 r.
Zobacz powiekszenie
Fot. alberto ramella/GraziaNeri
Rodzinny dom Carli - XVII-wieczny zamek w okolicach Castagneto we Włoszech
SONDAŻ
Czy myślisz, że związek Bruni i Sarkozy'ego to marketnigowy chwyt?

To całkiem prawdopodobne.
Niemożliwe, wyglądają tak naturalnie...
Nie mam pojęcia i znudził mnie już ten temat.

Gdy w październiku Nicolas Sarkozy rozwiódł się z żoną Cécilią, zapisał się w historii jako pierwszy urzędujący prezydent, który wziął rozwód. Czy na tym koniec przełamywania obyczajowego tabu? A może to dopiero początek i Sarkozy będzie teraz obnosił się z kochankami, by wreszcie jako pierwszy urzędujący prezydent wziąć ślub? - zastanawiali się komentatorzy. Nikt jednak nie przypuszczał, że wszystko to (albo prawie wszystko) stanie się w ciągu kilku miesięcy. Lżejszego kalibru media śledzą osobiste perypetie prezydenta od czasów, gdy był jedynie ministrem. Teraz ledwo nadążają z podawaniem kolejnych informacji. Po odcinku opery mydlanej zatytułowanym 'Rozwód' nastąpił zaledwie kilkutygodniowy pod tytułem 'Samotny i smutny prezydent'.
Sarkozy podobno nie cierpiał wieczorów i weekendów w pustym Pałacu Elizejskim. Obdzwaniał starych przyjaciół i prosił, by zechcieli organizować przyjęcia, na których on będzie gościem i atrakcją. To właśnie podczas jednego z takich przyjęć w listopadowy wieczór poznał Carlę Bruni. Podobno długo się opierała, nim przyjęła zaproszenie gospodarza, uważając, że prezydent to prawicowy sztywniak. W osobistym kontakcie Sarkozy wydał jej się jednak zupełnie inny. I zaczęło się. Dla mediów - już nie tylko brukowych, lecz praktycznie wszystkich - we Francji, w Europie i na świecie oraz dla szerszej publiczności rozpoczął się odcinek pt. 'Zakochany prezydent'.

Wszyscy mówią kocham cię

Trudno się dziwić, że prasa i telewizje poświęcają Carli Bruni tyle uwagi. Temat zdjęciowy jest wyjątkowo wdzięczny. 40-letnia dziś Carla w latach 90. była jedną z najlepiej opłacanych na świecie modelek. Pracowała dla Diora, Lagerfelda, Rykiel. Jej piękne ciało, delikatne rysy i melancholijne spojrzenie z błyskiem nadal przemawiają niejednemu do wyobraźni i idealnie nadają się na okładki pism. Na okładkach się jednak nie kończy. O pięknej Carli już nieraz było głośno. Wystarczy więc odgrzebać dawne historie, które teraz czytelnicy zobaczą w zupełnie nowym świetle. Można przypomnieć, że Carla, z pochodzenia Włoszka, jest spadkobierczynią fortuny przemysłowca, a jednocześnie kompozytora Alberta Bruniego Tedeschiego. Był jej ojczymem i wychowywał ją jak córkę, choć w rzeczywistości Carla była owocem romansu matki pianistki Marysy Borini z pewnym młodym skrzypkiem.
Rodzina przeniosła się do Francji w latach 70., uciekając przed falą porwań bogaczy we Włoszech przez Czerwone Brygady.Carla, jeśli chodzi o podboje miłosne, nie tylko dorównała swej matce, ale i ewidentnie ją przebiła. Jako 22-latka nawiązała płomienny romans z muzykiem Mickiem Jaggerem, przyczyniając się do jego rozwodu z Jerry Hall. Na liście jej zdobyczy figurują też Eric Clapton, amerykański milioner Donald Trump i socjalistyczny francuski polityk Laurent Fabius (choć ten ostatni romans Bruni dementowała). Była związana z pisarzem i wydawcą Jean-Paulem Enthovenem, lecz porzuciła go dla jego syna filozofa Raphaëla, z którym ma synka. Żona tego drugiego uwieczniła Carlę w powieści, w której określa ją jako 'piękną i bioniczną' i rezerwuje dla niej przydomek 'Terminator'.
Trudno w to uwierzyć, słuchając piosenek Carli o miłości z płyty, którą wydała w 2002 roku, i oglądając ją w melancholijno-romantyczno-tajemniczych scenach z teledysków. Płyta 'Quelqu'un m'a dit' (Ktoś mi powiedział) była hitem, sprzedała się w nakładzie 2 mln egzemplarzy. Drugi album poezji śpiewanych po angielsku nie był już takim sukcesem, lecz także znalazł fanów. Teraz Carla pracuje nad kolejnym.

Francuzi są nieżyczliwi

Gdy już zabraknie tematów z biografii byłej modelki i piosenkarki, wystarczy przytoczyć to, co sama mówiła jeszcze kilka miesięcy temu. Na przykład, że 'bywała monogamiczna', lecz w zasadzie ją to nudzi i opowiada się za poligamią i poliandrią. Albo że jest "'kocicą' i 'poskramiaczką mężczyzn'. Ten temat to medialny samograj, także dlatego że Carla pod wieloma względami przypomina byłą żonę Sarkozy'ego Cécilię. Nie kończy się na oczywistościach - że obie panie są o ładnych kilka centymetrów wyższe od prezydenta, że obie mają imię na "C". Obie też są z pochodzenia cudzoziemkami. Cécilia chełpiła się tym, że nie płynie w niej "ani kropla francuskiej krwi" (jej ojciec był Żydem z terenów dzisiejszej Mołdawii, matka - hiszpańską arystokratką).
Carla Bruni tuż przed poznaniem Sarkozy'ego w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika 'Daily Mail' twierdziła, że czuje się bardziej Włoszką niż Francuzką. Skarżyła się, że życie w Paryżu trudno znieść z powodu zanieczyszczeń, a Francuzi są 'nieżyczliwi' i 'często w złym humorze'. Carla podobnie jak Cécilia ma własne zdanie w kwestiach politycznych, co jeszcze niejednokrotnie może sprawić prezydentowi kłopoty. Żadna nie głosowała na Sarkozy'ego w wyborach. Cécilia podczas drugiej tury pozostała w domu, wykręcając się złym samopoczuciem. Carla nie ukrywała, że popiera rywalkę Sarkozy'ego Ségolene Royal i że od zawsze jest socjalistką. Już gdy Sarkozy sprawował urząd prezydenta i proponował kontrowersyjną ustawę umożliwiającą badanie DNA imigrantów chcących wjechać do Francji w ramach łączenia rodzin, by sprawdzić, czy faktycznie są rodziną, Carla podpisywała petycje i uczestniczyła w koncercie przeciw ustawie. Wiedziała, że gdyby ponad 30 lat wcześniej ustawa obowiązywała w takiej wersji, w jakiej ją pierwotnie proponowano, ona sama nie wjechałaby do Francji, a na granicy przekonałaby się przy okazji, że nie jest córką swojego ojca.

Prezydent w kąpielówkach

To, że odcinek zatytułowany 'Zakochany prezydent' wydaje się składać z niezliczonej liczby zdjęć i szczegółów, jest zasługą nie tylko mediów, lecz także samych bohaterów. Sarkozy od zawsze wykorzystywał swe życie prywatne do budowy publicznego wizerunku. - Dotychczas francuscy prezydenci starali się ukrywać swoje romanse. Także media były dyskretne; istniała niepisana umowa w tej kwestii. Sarkozy jako pierwszy zerwał tę umowę. Zdecydował się raczej na model amerykański - pokazywał Francuzom swoje życie prywatne, by powiedzieć: "Jestem taki jak wy" - mówi socjolog Janine Mossuz-Lavau. Media oczywiście skwapliwie to wykorzystały.Gdy prezydent się rozwiódł, niektórzy spekulowali, że teraz będzie dyskretniejszy, jeśli chodzi o życie osobiste. Sparzył się bowiem już raz - wykorzystywanie żony i dzieci do budowy publicznego image miało tę przykrą konsekwencję, że także gdy żona go rzuciła, było to wydarzenie w stu procentach publiczne.

Prezydent nie jest jednak ani odrobinę dyskretniejszy. Już kilka tygodni po nawiązaniu znajomości para pozwoliła się fotografować razem na tle egipskich piramid podczas bożonarodzeniowego wypadu, a także w podparyskim Disneylandzie, dokąd zabrali sześcioletniego syna Carli. Ujęcia były jednoznaczne - prezydent delikatnie dotykający pleców Carli, prezydent z synkiem Carli na ramionach. Do mediów przeciekły informacje na temat niewyobrażalnie kosztownej biżuterii, którą na gwiazdkę obdarowała się para - on dał jej pierścionek zaręczynowy w kształcie serca z diamentami, ona jemu zegarek Patek Philippe. Nawet pierścionek stał się pretekstem do porównań z byłą żoną Sarkozy'ego. Odnaleziono bowiem zdjęcie, na którym Cécilia ma na palcu dokładnie taki sam. Czy to ten sam, który była żona zwróciła przy rozwodzie? Czy też prezydent obdarowuje wszystkie swoje kobiety taką samą biżuterią? Tego Pałac Elizejski nie wyjaśnił.
Francuzi przyjęli doniesienia o życiu uczuciowym prezydenta z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony z fascynacją śledzą perypetie głowy państwa. Z drugiej niektórzy nie mogą uwierzyć, że wszedł w nowy związek tak szybko po rozwodzie i wcale się z tym nie kryje, w dodatku zachowując się bardziej jak gwiazda show-biznesu niż prezydent. "To za szybko. Nie jestem przeciw jego życiu prywatnemu, ale mógłby poczekać przynajmniej z rok po wyborach. Nie zachowywać się jak prezydent playboy" - pisze jeden z czytelników na forum dziennika "Le Figaro". - Prezydent nie od dziś, ale teraz szczególnie, prezentuje styl zaczerpnięty raczej z show-biznesu: oto widzimy go w kąpielówkach i okularach słonecznych, oto jest w adidasach Nike i szortach, oto prezydent spocony na schodach Pałacu Elizejskiego. Ludzie zaczynają to zauważać i zaczyna ich to razić. Prezydent to funkcja symboliczna. Nie może się on zachowywać jak byle kto - mówi politolog Mariette Sineau.

Zakochany prezydent stracił rozum?

Sondaże z początku stycznia pokazują, że Sarkozy, który funkcję pełni od maja, po raz pierwszy cieszy się poparciem mniej niż połowy Francuzów. W ciągu miesiąca jego poparcie spadło o kilka procent, co, jak tłumaczą eksperci od opinii publicznej, normalnie zdarza się tylko w razie przeprowadzenia jakiejś nieudanej lub zbyt bolesnej reformy. Coraz mniej cenią go przede wszystkim starsi Francuzi. Prawdopodobnie razi ich właśnie obyczajowa strona prezydentury Sarkozy'ego. Szczególnie że notowania premiera François Fillona, także odpowiedzialnego za posunięcia gospodarcze czy społeczne, nie spadają.
Na spadek popularności Sarkozy'ego wpływ ma kilka czynników, zarówno gospodarczych, jak i obyczajowych. W powszechnym odbiorze prezydent zachowuje się tak, jakby był na wakacjach, nawet jeśli w rzeczywistości tak nie jest - łączy wyjazdy prywatne ze służbowymi. Ludzi to razi, szczególnie w momencie, gdy sami boleśnie odczuwają inflację, wzrost cen towarów pierwszej potrzeby - mówi Mariette Sineau. Eksperci od komunikacji medialnej zachodzą w głowę, czy prezydent faktycznie jest zakochany i stracił rozum, czy też związek z Carlą, a przynajmniej jego publiczna strona, to efekt przemyślanej strategii medialnej. Trudno przewidzieć, czy w ostatecznym rozrachunku przysporzy on Sarkozy'emu popularności, czy wręcz przeciwnie - sprawi, że Francuzi uznają, iż tym razem przeholował.
Z jednej strony piękna kobieta u jego boku, która mówi trzema językami, zna się na muzyce i poezji, z pewnością może pomóc jego wizerunkowi. 'Carla Bruni ma klasę, wrodzoną powagę, inteligencję i nieekstrawaganckie piękno. Mogłaby stać się idealną pierwszą damą' - pisze inny czytelnik na forum "Le Figaro". 'Sarkozy zachowuje się w mniej obłudny sposób niż poprzednicy' - wtóruje mu inny. Z drugiej jednak strony sama Carla musiałaby nieco stonować swoje publiczne wystąpienia. Na razie nic na to nie wskazuje. Na ekrany wchodzi reklama Lancii Musa, w której Bruni gra główną rolę. Kontrakt podpisała podobno przed poznaniem prezydenta, lecz trudno nie doszukać się analogii między treścią reklamy, w której występuje też limuzyna wyglądająca na prezydencką, a obecną sytuacją. Na tym nie koniec. W hiszpańskim magazynie "DT" ukazała się właśnie jej sesja zdjęciowa, na której ubrana jest... wyłącznie w kozaki. Zdjęcia są podobno sprzed kilku miesięcy, lecz wywiad - aktualny.

Czekając na kolejny odcinek

Francuzi, nawet ci, których związek prezydenta oburza, czekają na kolejny odcinek serialu, tym razem zatytułowany 'Ślub'. Zapowiedzi są od dawna. Dobrze poinformowany i bliski prezydentowi "Journal du Dimanche" podał na początku stycznia, że dojdzie do niego zapewne w lutym. Na noworocznej konferencji prasowej prezydent przyznawał, że jego związek jest poważny, lecz zasugerował, iż dziennikarze dowiedzą się o jego ślubie dopiero po fakcie. Tydzień później dziennik 'L'Est Républicain' poinformował, że para już powiedziała sobie "tak". W kolejnym tygodniu te rewelacje zdementowała w wywiadzie dla "Libération" sama Carla Bruni, używając sformułowania, że "jeszcze" nie wzięli ślubu.
Analitycy spoglądają na tę kwestię z pewnym sceptycyzmem. - Nawet wiadomość o swoim rozwodzie Sarkozy wykorzystał do celów medialnych. Ogłosił ją, gdy we Francji rozpoczynały się strajki, by media skoncentrowały się na czymś innym. Niewykluczone, że teraz w ten sam sposób wykorzysta kwestię ślubu - mówi Sineau.
Co nie zmienia faktu, że wszyscy - nie tylko we Francji - z zapartym tchem czekają, by dowiedzieć się, gdzie i kiedy będzie ślub i w co ubrana będzie panna młoda. Lepszej opery mydlanej nie było bowiem od czasów księżnej Diany.

Źródło: Wysokie Obcasy

Chcieli przemycić dwa wozy pancerne ze Słowacji

awe
2008-02-11, ostatnia aktualizacja 2008-02-11 11:58
Zobacz powiększenie

Karpacka Straż Graniczna udaremniła przemyt dwóch wozów pancernych z demobilu armii słowackiej. Wozy próbowali wwieźć do Polski dwaj kolekcjonerzy militariów.

Zobacz powiekszenie
Wozy bojowe, które próbowali przemycić kolekcjonerzy militariów
Zobacz powiekszenie
Zdemontowane działko
- Już dwa miesiące temu, 11 grudnia ub. roku, czyli przed wejściem Polski do strefy Schengen, strażnicy graniczni przejścia granicznego Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Chyżnem zakwestionowali prywatny przewóz tych dwóch wozów pancernych, które próbował wwieźć do Polski 28-letni mieszkaniec pobliskiej, przygranicznej miejscowości na Orawie - informuje mjr Marek Jarosiński rzecznik komendanta Karpackiego Oddziału Straży Granicznej. Niecodzienny towar mieszkaniec Orawy próbował wówczas przewieźć w skrzyni ładunkowej TIR-a. Były to wozy opancerzone produkcji jeszcze czechosłowackiej, typu Praga V3S, wyposażone w dwulufowe działka przeciwlotnicze dużego kalibru 30 mm, pochodzące z legalnej sprzedaży sprzętu wycofywanego z armii słowackiej.

Liczyli na Schengen

Strażnicy cofnęli wówczas transport z powrotem na Słowację. Zgodnie z obowiązującymi przepisami zakup, przewóz i posiadanie tego rodzaju sprzętu militarnego jest możliwe pod warunkiem "nieodwracalnego pozbawienia elementów jego uzbrojenia cech użytkowych", czyli trzeba tak uszkodzić jego uzbrojenie, żeby nie można było oddać z niego strzału, nawet po podjęciu ewentualnej naprawy.

Jednak w związku z tym, że po wejściu Polski i Słowacji do strefy Schengen przewóz towarów nie jest już kontrolowany w przejściach granicznych, to postanowił on skorzystać z tego ułatwienia. Skontaktował się z kolekcjonerami militariów z północnej Polski, zaprosił ich do Słowacji i tam, na miejscu, sprzedał im dwa wozy bojowe w cenie po 20 tysięcy złotych każdy. Nowi nabywcy mieli sprowadzić pojazdy do Polski.

Postawili wozy na posesjach

Nowi właściciele tych pojazdów, 39-letni mieszkaniec Chełmna w woj. kujawsko-pomorskim i 53-letni mieszkaniec okolic Olsztyna w woj. warmińsko-mazurskim przewieźli je ciężarówkami do siebie i postawili na swoich posesjach. - Rozumiemy namiętności kolekcjonerskie, które skłaniają do kupowania takich drogich i strzelających zabawek i zakładamy, że sami kolekcjonerzy nie mają zamiaru użycia tego rodzaju sprzętu w celach przestępczych, ale nawet starannie przechowywany śmiercionośny sprzęt może jednak trafić w niepowołane ręce, np. w wyniku kradzieży. Dlatego konieczne było natychmiastowe zabezpieczenie przez Straż Graniczną elementów uzbrojenia tych wozów pancernych - mówi Jarosiński.

Wobec kolekcjonerów zostało wszczęte postępowanie o nielegalnego posiadania broni, a pośrednik transakcji sprzedaży wozów pancernych będzie odpowiadał za pomocnictwo w tym przestępstwie. Grozi im kara do 8 lat pozbawienia wolności.

Wynagrodzenie w IV kwartale 2007 wzrosło o 8,9 proc.

las, PAP
2008-02-11, ostatnia aktualizacja 2008-02-11 14:20

Przeciętne wynagrodzenie w IV kwartale 2007 roku wyniosło 2.899,83 zł wobec 2.662,51 zł w IV kwartale 2006 roku, czyli wzrosło o 8,9 proc. rdr - podał w poniedziałek Główny Urząd Statystyczny.

W ujęciu kwartalnym przeciętne wynagrodzenie wzrosło o 7,2 proc.

Przeciętne wynagrodzenie za rok 2007 wyniosło 2.691,03 zł, czyli było wyższe o 8,6 proc. niż w 2006 roku.(PAP)

Pięć Grammy dla Winehouse

Paulina Wilk, j.m., m.d. 11-02-2008, ostatnia aktualizacja 11-02-2008 17:16

Największą sensacją 50. gali wręczenia Grammy była nagroda za najlepszy album dla Herbiego Hancocka.

źródło: AFP
źródło: AFP
Rihanna - laureatka trzech nagród
źródło: AFP
Rihanna - laureatka trzech nagród

24-letnia Winehouse oniemiała ze zdziwienia, po czym pobiegła przytulić się do mamy. Publiczność zgromadzona w Staples Center w Los Angeles oglądała jej wzruszenie na telebimie, bo brytyjska wokalistka musiała zostać w Londynie. Amerykanie przyznali jej wizę za późno, by zdążyła do Kaliforni.

Uzależniona od narkotyków artystka od dwóch tygodni przebywa w ośrodku odwykowym, opuściła go na kilka godzin z okazji ceremonii. Wykonała autobiograficzne piosenki – „Rehab" i „You Know I'm No Good", w których opowiada o niechęci do terapii i przyznaje, że sprawia same kłopoty.

Niedzielny wieczór należał do niej, podobnie jak statuetki za piosenkę i nagranie roku – „Rehab", a także dla nowego artysty, za album wokalny pop „Back to Black" i najlepsze żeńskie wykonanie pop. Werdykt akademii oddaje uwielbienie, jakim amerykańscy fani i muzycy darzą Winehouse. Soulowa piosenkarka i kompozytorka była w zeszłym roku postacią numer jeden za oceanem.

Winehouse otrzymała trzy spośród tzw. wielkiej czwórki nagród (wszystkie udało się zdobyć jedynie Christopherowi Crossowi w 1981 r.), do kompletu zabrakło jej statuetki za album roku. Ta trafiła do zaskoczonego Herbiego Hancocka. Zwycięstwo jego jazzowej płyty „River: The Joni Letters" jest sensacją.

Już sama nominacja dla poświęconego Joni Mitchell albumu była dowodem, że akademia stara się odciąć od wizerunku gremium nagradzającego najpopularniejszych, a nie najlepszych muzyków. Wcześniej krążek jazzowy został albumem roku tylko raz – udało się to w 1964 r. płycie „Getz/Gilbert" saksofonisty Stana Getza i brazylijskiego gitarzysty Joao Gilberto z udziałem wokalistki Astrud Gilberto.

Osiem lat temu w gronie nominowanych była Diana Krall i jej płyta „When I Look in Your Eyes", ale przegrała z „Supernatural" Santany. Krążek Hancocka jest wyjątkowy i zaskakujący. Jazzowe frazy dominują nawet nad głosami wokalistek z kręgu muzyki pop: Norah Jones, Tiny Turner i samej Joni Mitchell.

Mitchell otrzymała w niedzielę Grammy w nietypowej dla siebie kategorii – za nagranie instrumentalne pop „One Week Last Summer" z albumu „Shine". Album Hancocka został także uznany za najlepszy w kategorii jazzu współczesnego, łącznie pianista ma teraz 12 złotych gramofonów.

Dziesięć statuetek trafiło już do rapera i producenta Kanye'go Westa, który w tym roku otrzymał najwięcej, bo aż osiem nominacji, a odebrał cztery nagrody w kategorii rap: za najlepszą piosenkę, najlepszy album „Graduation", najlepsze wykonanie solo i w duecie. Jego występ był jednym z najbardziej spektakularnych momentów gali – z duetem Daft Punk zaprezentował mieszankę klubowych i hiphopowych brzmień. Śpiewał także piosenkę poświęconą niedawno zmarłej matce.

Wzruszających chwil było podczas ceremonii wiele – wieczór otworzył niezwykły tandem Alicii Keys oraz Franka Sinatry – młodego i ubranego w świetnie skrojony garnitur. Jego sylwetka pojawiła się na ekranie, a głos wtórował grającej na fortepianie Keys. Wokalistka wróciła na scenę, by zaśpiewać „No One" – najlepszą piosenkę r&b minionego roku. Razem z Keys wystąpił jeden z najbardziej cenionych gitarzystów rockowych młodego pokolenia – John Mayer.

W kategorii rock triumfował album The Foo Fighters „Echoes, Silence, Patience & Grace", za piosenkę „Radio Nowhere" i jej solowe wykonanie nagrodzono Bruce'a Springsteena, a najlepszą płytę alternatywną nagrali The White Stripes. Statuetkę za album „Djin Djin" w kategorii muzyka świata dostała Angelique Kidjo, która 21 kwietnia wystąpi w Polsce.

W muzyce klasycznej potwierdziła się zasada, że większe szanse mają twórcy i wykonawcy amerykańscy, czego dowodem są trzy statuetki dla mało znanej w Europie kompozytorki Joan Tower i jej orkiestrowego utworu „Made in America". Triumfator Konkursu Chopinowskiego z 1970 r. Amerykanin Garrick Ohlsson zdobył Grammy za płytę z sonatami Beethovena. W kategorii „Najlepszy utwór chóralny", w której nominowali byli Antoni Wit i Henryk Wojnarowski, zwyciężył szef Berlińskich Filharmoników Simon Rattle i płyta z „Niemieckim Requiem" Brahmsa.

50. galę Grammy uświetniły występy gigantów amerykańskiej muzyki. Aretha Franklin stanęła na czele armii muzyków gospel. Beyoncé wyszła na scenę z Tiną Turner, która od ośmiu lat nie koncertuje. Babcia rocka miała dość sił, by tańczyć i skakać na wysokich szpilkach. Wieczór zakończył popis legend – Jerry'ego Lee Lewisa i Little Richarda.

Źródło : Rzeczpospolita