wtorek, 6 września 2011

"Pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu";. Nowe słowa z kokpitu Tu-154 M i wieży w Smoleńsku [STENOGRAM]


jagor, PAP
2011-09-05, ostatnia aktualizacja 39 minut temu
Tu-154 M
Tu-154 M
Fot. Filip Klimaszewski / AG

Nowe wypowiedzi osób przebywających w kokpicie polskiego Tu-154M i rosyjskich kontrolerów z wieży w Smoleńsku ujawniła komisja ministra Jerzego Millera. Stanowią one załącznik nr 8 do ujawnionego protokołu z badań katastrofy smoleńskiej.

Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Fot. stenogram
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Fot. stenogram
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Fot. stenogram
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Fot. stenogram
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Fot. stenogram
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Fot. stenogram
Zapis rozmowy w kokpicie Tu-154
Zapis reakcji kontrolerów z wieży w Smoleńsku
Fot. stenogram
Zapis reakcji kontrolerów z wieży w Smoleńsku
Ekspertom udało się odcyfrować większą część wymiany zdań załogi. Niektóre słowa nie były wcześniej znane, ale też nie zmieniają dotychczas przedstawianego publicznie sensu wypowiedzi osób z kokpitu. Niektóre słowa z protokołu eksperci umieścili w nawiasach - oznacza to, że przedstawili oni różne możliwe warianty wypowiedzi lub też, że nie są one rozszyfrowane na sto procent. Słowa nieczytelne zaznaczono kropkami. Członków załogi i inne osoby będące w kokpicie opisuje się tylko ich funkcjami, bez nazwisk. Niekiedy przytacza się słowa bez wskazania ich autora, lub też z prawdopodobnym jego przypisaniem. Odnotowano też przełączanie przyrządów pokładowych, czy zarejestrowany na nagraniu kaszel, albo nawet impuls prądowy.

Stenogramy rozmów z kokpitu i z wieży są umiejscowione w czasie według tzw. Uniwersalnego Czasu Koordynowanego (UTC), znanego także jako czas Greenwich (GMT) lub Zulu Time. Obowiązuje on w nawigacji lotniczej i - jak wyjaśniła rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak - ponieważ komisja badała katastrofę lotniczą wynikłą w locie międzynarodowym, z przekraczaniem stref czasowych, musiała przywołać ten czas w oficjalnych dokumentach. Przenosząc UTC na czas polski należy więc dodać do niego dwie godziny, a na czas moskiewski - cztery.

"Pan prezydent na domowy dzwoni..."

O godz. 6:14 pojawia się zdanie przypisywane przypuszczalnie dowódcy załogi kpt. Arkadiuszowi Protasiukowi, który - na wieść o informacji meteo z wieży w Smoleńsku, że widzialność na lotnisku wynosi 400 metrów - mówi: "to nasze meteo jest naprawdę zajebiste". O 6:15 drugi pilot (mjr Robert Grzywna) rozmawia z nawigatorem (por. Arturem Ziętkiem) lub technikiem pokładowym (chor. Andrzejem Michalakiem), "No będzie (niezr.), coś kicha jest z tego?" - mówi drugi pilot. Technik lub nawigator mówi: "Nie mamy paliwa?" i dodaje "to musi być tutaj" lub "będziemy musieli gdzieś usiąść"

Rozmowa o warunkach meteorologicznych zostaje na chwilę przerwana tuż przed tym, jak na zegarze pojawiła się godz. 6:16. Nieznana osoba w kabinie powiedziała prawdopodobnie: "Pan prezydent chciałby zadzwonić z telefonu" i dodaje: "jeszcze raz" lub "już teraz". Dalej słychać, jak nierozpoznana osoba pyta: "(Powiedzieć to) stewardessie? (...) Tak, bardzo proszę, żeby... (stewardessa)". Kilka sekund później ktoś stwierdza: "Pan prezydent na domowy dzwoni" albo "Pan prezydent tam poszedł dzwonić".

"Nie wiem, ale jak nie usiądziemy, to oni nie będą mieć czasu"

Do tematu pogody wraca po minucie technik pokładowy: "Bez jaj, nie. Wychodzi gdzieś mgła, a oni nie uwzględnili wcale tego" - mówi o 6:16. Chwilę potem drugi pilot pyta, o której godzinie zaczynają się uroczystości w Katyniu. "Nie wiem, ale jak nie usiądziemy, to oni nie będą mieć czasu" - odpowiada kapitan samolotu. Niecałą minutę później kapitan mówi do stewardessy Barbary Maciejczyk: "Jest nieciekawie, wyszła mgła i nie wiadomo, czy wylądujemy". "Trudno" - odpowiada stewardessa.

Kapitan pytał jeszcze załogę, czy udało się już wylądować w Smoleńsku polskiemu Jakowi-40 z dziennikarzami na pokładzie. "Nasze meteo się martwiło bardziej o Jaka niż o nas, bo mówili, że ma być lepiej. Im później tym lepiej" - mówi drugi pilot o 6:19. "Zobaczymy. Podejdziemy i zobaczymy" - mówi pół minuty później kapitan, a drugi pilot potwierdza te słowa. "Może być ładnie, a może być nie widać tej ziemi" - mówi po 15 sekundach kapitan. "Miałem tak, ale (nie) lub (my) wylądowaliśmy. Jaczkiem" - powiedział na to drugi pilot. Niezidentyfikowany głos dodaje "w Gdańsku".

"W tych warunkach nie damy rady usiąść"

Żadnych nowych treści nie odszyfrowano z rozmowy załogi z szefem protokołu dyplomatycznego MSZ Mariuszem Kazaną, któremu kapitan mówi o 6:26: "Panie dyrektorze - wyszła mgła w tej chwili i w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść - zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie. Tak że proszę (już myśleć) albo (pomyśleć) nad decyzją, co będziemy robili". "Będziemy ...?" - mówi niezidentyfikowana osoba. Kapitan dodaje "paliwa nam tak dużo nie starczy, żeby ...". "No to mamy problem" - odpowiada dyplomata, na co kapitan proponuje: "możemy pół godziny powisieć i odchodzimy na zapasowe". "(A gdzie jest) zapasowe?" - pyta dyrektor. "Mińsk albo Witebsk" - pada odpowiedź kapitana. Po czterech minutach dyrektor z MSZ wraca i informuje: "na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy". Nie odcyfrowano słowa, które wypowiedziała na to osoba (prawdopodobnie z załogi).

O 6:32 kapitan informuje: "... lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie". Zaczyna się procedura zniżania, wysuwania podwozia samolotu, uruchomienia reflektorów itp. O 6:35 ktoś z załogi przypomina: "i my musimy to lotnisko (wybrać)? W końcu na (coś) ..." - nie ma na nie odzewu i procedura zniżania trwa dalej.

Kontroler: "Nie wiem, mówić mu o reflektorach, czy nie"

W tym samym czasie na wieży w Smoleńsku rosyjscy kontrolerzy prowadzący do lądowania polski samolot spostrzegają, że jest problem z reflektorami, które polecono rozstawiać na pasie lotniska około godz. 5:00, zanim w Smoleńsku lądował polski Jak-40, rosyjski Ił-76 (który o mało nie rozbił się nad pasem). Już wtedy kontrolerzy obawiali się, czy rosyjscy żołnierze zdążą rozstawić sprzęt świetlny. "Nie wiem, mówić mu o reflektorach, czy nie" - mówi rosyjski kierownik lotów z lotniska do zastępcy dowódcy bazy w Twerze, gdy do lotniska zmierza polski Tu-154.

Gdy o godz. 6:40 i 9 sek. po raz pierwszy odzywa się system TAWS z komunikatem "TERRAIN AHEAD" drugi pilot mówi do dowódcy samolotu "tam jest obniżenie, Arek". "Wiem, zaraz będzie. Tam, to jest taki ..." - odpowiada kapitan. "Może coś się ...?" - mówi jeszcze drugi pilot.

20 sekund później, o 6:40 i 26 sek. w stenogramie po raz pierwszy odnotowano słowa przypisane dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzejowi Błasikowi. Odczytuje on wskazanie wysokościomierza: "dwieście pięćdziesiąt metrów". "Dwieście pięćdziesiąt" - potwierdza nawigator. 18 sekund później (6:40 i 44 sek.) gen. Błasik mówi: "sto metrów", na co padają słowa "sto", które eksperci przypisują prawdopodobnie nawigatorowi. W tym samym czasie TAWS znowu mówi: "TERRAIN AHEAD". Sześć sekund później, o 6:40 i 50 sek. gen. Błasik mówi "Nic nie widać", nawigator powtarza "sto". Dwie sekundy później padają słowa kapitana "Odchodzimy na drugie (zajście)", a drugi pilot potwierdza: "odchodzimy". W tym czasie system TAWS rozpoczyna ciągłą emisję komunikatu "PULL UP", a dwie sekundy później rosyjski kontroler przez radio krzyczy: "Horyzont".

Kapitan: "Odchodzimy na drugie"

W tym miejscu komisja zauważa, że w połowie wypowiedzi przypisywanej prawdopodobnie nawigatorowi "sto" rozpoczyna się wypowiedź kapitana "Odchodzimy na drugie". "Fakt ten wyklucza możliwość, aby wypowiedź: Odchodzimy na drugie ... była odpowiedzią na praktycznie równoczesną wypowiedź: Sto. Biorąc pod uwagę konieczny (fizjologiczny) czas reakcji należy uznać, że wypowiedź: Odchodzimy na drugie ... jest reakcją na dwie pierwsze informacje (...) dotyczące wysokości stu metrów", czyli słów gen. Błasika - oceniła komisja.

Stenogram z końcowych 15 sekund lotu zawiera znany już, dramatyczny przebieg wydarzeń, gdy system TAWS emituje komunikat "PULL UP", kontroler powtarza słowa "101 Horyzont", a na koniec dodaje "odejście na drugi krąg". W tym czasie nawigator odlicza wysokość od 90. do 20. metra, aż o godz. 6:41 i 2 sekundy eksperci odnotowują "odgłos przypominający stuknięcie" i "zmianę akustyki", co niezidentyfikowana osoba z kokpitu komentuje słowami "k... mać". Stenogram zakończono na godz. 6:41 i siedem i pół sekundy. Wcześniej odnotowano dramatyczny krzyk i przekleństwa, nieprzypisane konkretnej osobie.

Już po tych dramatycznych zdarzeniach, gdy kontrolerzy stracili kontakt z załogą i nakazali straży pożarnej jechać na miejsce katastrofy, sprowadzający samolot rosyjski kontroler mówi: "Zaczął odchodzić na drugi krąg, potem zniknął... K...! (...) Spadł, k... Polski Samolot! (...) Ja mu powiedziałem: Sto metrów, odejście na drugi, kurde. (...) Normalnie, k..., powiedziałem... Horyzont, horyzont, k...".

Dowódca samolotu nie miał wsparcia


Rozmawiała Agnieszka Kublik
2011-09-06, ostatnia aktualizacja 2011-09-06 07:37

Rozmowa z płk. Piotrem Łukaszewiczem, b. szefem oddziału szkolenia lotniczego dowództwa sił powietrznych

Agnieszka Kublik: Komisja ministra Millera opublikowała pełny stenogram z czarnej skrzynki. Jest tam coś nowego, co pana zaskoczyło?

Płk Piotr Łukaszewicz: Nie, poza tymi fragmentami, z których wynika, że załoga obawiała się opóźnienia przybycia prezydenta na uroczystości katyńskie.

Komisja napisała: "Potwierdzona z kolejnego wiarygodnego źródła informacja o bardzo trudnych warunkach atmosferycznych, znacznie gorszych od minimum załogi i lotniska, nie wpłynęła na zmianę decyzji podjętej przez dowódcę statku powietrznego [o podejściu do lądowania] ani właściwą reakcję pozostałych członków załogi, co może wskazywać, że piloci podejmowali tę bardzo ważną decyzję pilotażową, kierując się nie tyle przesłankami lotniczymi, ile faktem, kogo i w jakim celu przewozili na pokładzie".

- Tak, wyraźnie widać, że załoga wzięła na siebie odpowiedzialność za wagę tego lotu, a nie za podejmowanie decyzji na podstawie warunków atmosferycznych. To nie powinno mieć miejsca.

Nawet nie załoga, ale sam dowódca. On się z załogą nie konsultował.

- Tak, chodzi o decyzje samego pilota. Uważał, że sam da sobie radę. Pomylił się.

Ale jeśli chodzi o wybór lotniska zapasowego, to dowódca wyraźnie czeka, aż to prezydent wybierze miejsce awaryjnego lądowania.

- Idealna sytuacja powinna wyglądać tak, że dowódca informuje przedstawiciela prezydenta, że pod Smoleńskiem nie da się wylądować, i proponuje jako zapasowe lotniska A, B i C. I po trzech minutach dostaje odpowiedź, które wybiera prezydent.

To nie dowódca powinien wybrać lotnisko zapasowe? To on zna tam warunki atmosferyczne, nie prezydent.

- To powinna być wspólna decyzja, bo przecież trzeba też brać pod uwagę, na którym lotnisku na głowę państwa może czekać specjalna kolumna samochodowa.

Fakt, że dowódca się niepokoi, że tak długo nie ma decyzji prezydenta, które lotnisko zapasowe wybiera, oznacza, że prezydent nie akceptuje jego decyzji o nielądowaniu pod Smoleńskiem. Widać, że w tej sprawie dowódca nie ma wsparcia głowy państwa. To mu nie ułatwia sytuacji. Próbuje zejść niżej, by sprawdzić, czy jednak da się wylądować.

I popełnia błędy, np. korzysta z wysokościomierza radiowego zamiast barycznego, przez co nie wie, że leci za nisko. Czy z odczytanych słów wynika, dlaczego wybrał nie ten wysokościomierz?

- Nie, żadnej przyczyny tu nie widzę.

Co gorsza, z tego błędu nie wyprowadza go nikt z załogi.

- Tak, komunikacja między członkami załogi jest bardzo uboga, a w ostatnich sekundach wręcz jej nie ma.

Lecieli za szybko i w ogóle o tym nie mówią. Nie zdawali sobie z tego sprawy?

- Tak, ani słowem. To potwierdza teorię płk. dr. Olafa Truszczyńskiego z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, że dowódca, przejmując kontrolę nad wszystkim, co się działo, wpadł w "tunel poznawczy", czyli ograniczył swoje postrzeganie do jednej-dwóch rzeczy, żeby wykonać podejście do lotniska.

A reszta załogi?

- Może też? Nie wiem, nie chcę gdybać.

Czyli błąd ludzki?

- Niewątpliwie za bezpośrednie i pośrednie przyczyny katastrofy odpowiada - jak w zdecydowanej większości katastrof lotniczych - czynnik ludzki. I, podkreślam, nie dotyczy to wyłącznie załogi samolotu.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,10235963,Dowodca_samolotu_nie_mial_wsparcia.html#ixzz1X9NSfR2F

Nowy egzamin na prawo jazdy. Tego chyba już nikt nie zda

Decyzji o zdawaniu egzaminu na prawo jazdy lepiej nie odkładać na później. Już za cztery miesiące zmienią się zasady testu z teorii. Będzie znacznie trudniej
prawo jazdy
fot. AG
prawo jazdy
Forma egzaminu teoretycznego zostanie zmieniona w lutym przyszłego roku. Ministerstwo Infrastruktury zapowiada prawdziwą rewolucję jeśli chodzi o pytania i sposób ich udzielania. Egzamin przybierze formę gry komputerowej. Odpowiadający będzie miał tylko kilka sekund na zaznaczenie jednej, prawidłowej odpowiedzi, której nie będzie mógł już zmienić. Ma to przypominać o tym, że w rzeczywistości kierowca ma bardzo mało czasu na reakcję, gdy coś niespodziewanego wydarzy się na drodze. Pytania nie będą wcześniej znane, a ich liczba wzrośnie do 3 tysięcy. Teraz egzamin trwa 25 minut, a zdający może dość długo zastanawiać się nad każdym pytaniem. Do tej pory kursant znał zestaw pytań już wcześniej i uczył się ich w większości przypadków na pamięć. Po zaznaczeniu odpowiedzi można było zawsze do niej wrócić i ją zmienić. Zestaw składał się z puli 300 pytań, z których 18 pojawiało się na egzaminie. Aby uzyskać pozytywny wynik, wystarczyło odpowiedzieć poprawnie na 16 z nich. - Do tej pory około 99% kursantów zdawało egzamin teoretyczny za pierwszym razem. W większości przypadków nauka do niego polegała na zakuciu odpowiedzi, zdaniu i zapomnieniu o nich - tłumaczy Tadeusz Kondrusiewicz, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Bydgoszczy. W przyszłym roku kursanci będą musieli skupić się nad każdą odpowiedzią. - Na pewno zmiany pociągną za sobą pewne trudności dla przyszłych kierowców, ale uważam, że są zdecydowanie na plus - dodaje Kondrusiewicz.

Innego zdania są instruktorzy w szkołach nauki jazdy. - Ubolewam nad tym, że pytania będą utajnione. W innych krajach nie podchodzi się tak restrykcyjnie do części teoretycznej, a kładzie się większy nacisk na praktykę. Przewiduję, że zdawalność egzaminu teoretycznego nie przekroczy 40% - mówi Roman Kaptur ze szkoły nauki jazdy "Prafko". Przed kursantami trudne zadanie. Będą musieli rzetelnie poznać przepisy ruchu drogowego. Dzisiaj często zdarza się, że ktoś nie chodzi na zajęcia albo po prostu je przesypia. Uczyć zaczyna się kilka dni albo nawet godzin przed egzaminem i go zdaje. - U nas forma wykładów się nie zmieni, ponieważ są one prowadzone rzetelnie. Podejrzewam, że szkoły jazdy, które nie przykładają się do zajęć teoretycznych, znikną z rynku - mówi Henryk Cichacki, właściciel szkoły jazdy "Arka".

Zmianie ma ulec również sytuacja kierowców z małym stażem, ale dopiero w 2013 roku. Przez osiem miesięcy będą musieli jeździć specjalnie oznakowanym samochodem. Biała naklejka z zielonym liściem klonu znajdzie się na przedniej i tylnej szybie samochodu. Będą też poruszali się z mniejszymi prędkościami. Nie będą mogli przekraczać 50 km na godz. na terenie zabudowanym przez całą dobę oraz 80 km na godz. na drogach poza miastem. Ponadto każdego nowego kierowcę czeka dodatkowy wydatek. - Między czwartym a ósmym miesiącem od uzyskania prawa jazdy będzie musiał zgłosić się na obowiązkowe szkolenie, które obejmie 2 godziny wykładów oraz godzinę jazdy na płycie poślizgowej pokazującej niebezpieczeństwa, które mogą pojawić się na drodze - wyjaśnia Tomasz Szoch, egzaminator nadzorujący z bydgoskiego WORD-u. Osoby, które zdadzą egzamin, nie będą też mogły przez dwa pierwsze lata pracować jako kierowcy.

Nowa ustawa wprowadza również zmiany dla tych, którzy prawo jazdy już posiadają. Co dokładnie się zmieni? W 2013 roku zmodyfikowane zostaną szkolenia, które ograniczały liczbę punktów karnych. W tej chwili kierowca, który uzbiera do 24 dozwolonych punktów, może udać się na kurs, a z jego konta zniknie 6 oczek. Ta praktyka, która była deską ratunku dla piratów drogowych, zmieni formę. Kierowca zostanie skierowany na odbycie szkolenia, po którym znikną wszystkie punkty z jego konta. Jednak jeśli przez następny rok ponownie uzbiera 24 oczka, wówczas straci prawo jazdy i będzie musiał ponownie zdawać egzamin.

Więcej... http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1,35590,10220202,Nowy_egzamin_na_prawo_jazdy__Tego_chyba_juz_nikt_nie.html#ixzz1X9MoeTJV