poniedziałek, 7 stycznia 2008

Sędzia z automatu

Jacek Sobczak 07-01-2008, ostatnia aktualizacja 07-01-2008 08:37

Nie ma przekonujących argumentów uzasadniających różnicowanie sposobu przydzielania spraw sędziom w procedurze cywilnej i karnej – uważa sędzia Sądu Okręgowego – Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych w Łodzi

źródło: Rzeczpospolita

O tym, który konkretnie sędzia będzie rozpoznawał sprawę z zakresu prawa cywilnego, gospodarczego, rodzinnego, pracy i ubezpieczeń społecznych, decyduje przewodniczący wydziału. Zgodnie z treścią art. 206 § 1 kodeksu postępowania cywilnego przewodniczący jednocześnie z wyznaczeniem pierwszej rozprawy zarządza doręczenie pozwu i stosownie do potrzeby wyznacza sędziego sprawozdawcę. Może on zatem – w sposób dowolny, niedookreślony żadnymi przepisami ustawowymi, kierując się własną, subiektywną oceną pracy sędziów oraz, co oczywiste w kontaktach interpersonalnych, również własnymi sympatiami i antypatiami do poszczególnych osób – przydzielać sprawy do referatu. Nie można zatem wykluczyć takiej sytuacji, że znając zapatrywania prawne i poglądy w kwestiach społecznych podległych mu organizacyjnie sędziów, poprzez przydzielenie danej sprawy może w efekcie w pewnym stopniu kreować rozstrzygnięcie. Dlatego należy dopracować się takich przepisów, które zapobiegną administracyjnemu doborowi sędziów do orzekania.

Przede wszystkim bezstronność

Prawo do rzetelnego procesu sądowego najdobitniej wyraża art. 6 konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności z 4 listopada 1950 r. (DzU z 1993 r. nr 61, poz. 284), stanowiąc, iż każdy ma prawo do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą przy rozstrzyganiu o jego prawach i obowiązkach o charakterze cywilnym albo o zasadności każdego oskarżenia w wytoczonej przeciwko niemu sprawie karnej. Z kolei art. 45 ust. 1 Konstytucji RP stwierdza, iż każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.

W świetle tych przepisów jednym z podstawowych elementów konstrukcyjnych prawa do rzetelnego procesu jest bezstronność sądu. Niewątpliwie może być ona zapewniona jedynie wówczas, gdy o składzie sądu rozpoznającego konkretną sprawę decydują czynniki obiektywne, niezależne od kogokolwiek.

W procedurze karnej

System automatycznego przydzielania spraw istnieje w procedurze karnej. Polega na skojarzeniu kolejności wpływu spraw karnych do sądu z listą sędziów sądu lub wydziału, a wyjątkowo przeprowadzaniu losowania członków składu orzekającego. W myśl bowiem art. 351 kodeksu postępowania karnego sędziego albo sędziów powołanych do orzekania w sprawie wyznacza się w kolejności według wpływu sprawy oraz jawnej dla stron listy sędziów danego sądu lub wydziału. Odstępstwo od tej kolejności jest dopuszczalne tylko z powodu choroby sędziego lub z innej ważnej przyczyny, co należy zaznaczyć w zarządzeniu o wyznaczeniu rozprawy. Jeśli natomiast w akcie oskarżenia zarzuca się popełnienie zbrodni zagrożonej karą 25 lat pozbawienia wolności albo dożywocia, wyznaczenia składu sędziowskiego dokonuje się na wniosek prokuratora lub obrońcy w drodze losowania, przy którym mają oni prawo być obecni. Jednocześnie szczegółowe zasady wyznaczania i losowania sędziów określił w rozporządzeniu z 2 czerwca 2003 r. minister sprawiedliwości (DzU nr 107, poz. 1007), mając na uwadze konieczność zagwarantowania równego prawdopodobieństwa udziału w składzie orzekającym w każdej sprawie wszystkim sędziom danego sądu lub wydziału.

Zasady przyjęte w procedurze karnej niewątpliwie mają zapewnić obiektywizm w przydzielaniu spraw sędziom, dają gwarancję realizacji prawa do sądu niezawisłego i wyznaczonego do rozpoznawania sprawy w myśl stałych, prawem przewidzianych kryteriów. Rozwiązanie to ma doniosłe znaczenie gwarancyjne i powinno zapobiegać podejrzeniom o manipulacje składem sądu oraz sprzyjać tak ważnemu ze względu na cele wymiaru sprawiedliwości zaufaniu do sądu.

Pora na radykalną zmianę

Tak samo powinno być w postępowaniu cywilnym. Dla zapewnienia poszanowania zasady bezstronności sądu w sensie obiektywnym (art. 45 konstytucji i art. 6 ust. 1 konwencji) potrzebna jest ingerencja ustawodawcy, a więc wprowadzenie do procedury cywilnej systemu opartego na skojarzeniu kolejności wpływu spraw do sądu z listą sędziów sądu lub wydziału.

Podejmując decyzję o wyznaczeniu sędziego referenta, przewodniczący wydziału powinien zatem co do zasady brać pod uwagę zapis w repertorium o wpływie sprawy do sądu oraz listę sędziów z uwzględnieniem faktu, którym sędziom przydzielono poprzednie sprawy. Oznacza to również, że strony będą mogły uzyskać w sekretariacie wydziału informację o tym, w jakiej kolejności wyznacza się sędziom wpływające sprawy oraz jaką pozycję w repertorium zajmuje ich sprawa.

Proponowane rozwiązanie wzmacniające gwarancje bezstronności sądu nie może mieć charakteru bezwzględnego i powinno doznawać ograniczeń, które racjonalnie uwzględniają realne konieczności oraz potrzeby praktyki. W szczególności oczywiste jest, że odstępstwo od alfabetyczno-chronologicznej metody wyznaczania sędziego może się wiązać z długotrwałą chorobą sędziego lub inną ważną przyczyną (np. planowany kilkutygodniowy urlop, nadmierne obciążenie innymi sprawami, które w efekcie prowadziłoby do przewlekłości postępowania, istnienie przesłanek z art. 219 k.p.c. przemawiających za połączeniem spraw, które pozostawałyby w różnych referatach, okoliczności powodujące wyłączenie sędziego). W takich warunkach wymaganie bezwzględnego respektowania zasady automatycznego przydzielania spraw raziłoby formalizmem, a nawet byłoby sprzeczne z dobrem wymiaru sprawiedliwości. Jednakże w razie zaistnienia przeszkody w rozpoznaniu sprawy przez sędziego wyznaczonego z automatu w zarządzeniu o wyznaczeniu innego sędziego referenta należy zaznaczyć przyczynę odstępstwa, by wykluczyć podejrzenia o manipulację składem orzekającym.

Postulowana zmiana treści k. p. c. (np. w postaci nowelizacji art. 206 § 1 k. p. c. w brzmieniu korelującym z regulacją zawartą w art. 351 k. p. k.) spowodowałaby wzmocnienie zasady bezstronności, gdyż o składzie sądu cywilnego, gospodarczego, rodzinnego, pracy i ubezpieczeń społecznych decydowałby nie czynnik administracyjny, lecz przesłanki obiektywne, niezależne od kogokolwiek.

To za mało

Pewne wzmocnienie zasady obiektywizmu reguł wyznaczania sędziów referentów wyraża nowy regulamin urzędowania sądów powszechnych (DzU z 2007 r. nr 38, poz. 249). Wedle bowiem § 49 (umieszczonego w rozdziale zawierającym przepisy wspólne dla wszystkich rodzajów spraw rozpoznawanych w sądach rejonowych, okręgowych i apelacyjnym) przewodniczący wydziału przydziela sprawy sędziom i referendarzom sądowym zgodnie z zasadami określonymi w ustawie, w sposób wskazany przez kolegium sądu okręgowego lub apelacyjnego. Sprawozdawcę w kolejnych sprawach przewodniczący wydziału wyznacza według alfabetycznej listy sędziów wydziału, uwzględniając stan ich referatów, w tym rodzaj i ciężar gatunkowy poszczególnych spraw. Przewodniczący wydziału może wyznaczyć sędziego sprawozdawcę w kolejnych sprawach, odstępując od kolejności z alfabetycznej listy sędziów, jeżeli dana sprawa pozostaje w związku z inną z referatu danego sędziego.

Rozwiązanie to w odniesieniu do sędziów orzekających w pionie cywilnym, gospodarczym, rodzinnym, prawa pracy i ubezpieczeń społecznych jest niewystarczające, gdyż nie ma przekonujących argumentów uzasadniających różnicowanie sposobu przydzielania spraw sędziom w procedurze cywilnej i karnej.

Tylko bowiem określone przez ustawę sztywne reguły wyznaczania sędziów referentów w ramach każdego wydziału (a nie tylko karnego) przy rozpoznawaniu wszystkich kategorii spraw podlegających kognicji sądu i wymagających wydania decyzji orzeczniczych w pełni zapewnią obiektywizm w zakresie obciążenia pracą sędziów i poszanowanie zasady bezstronności.

Kodeks etyczny nie może tłumić krytyki

Ireneusz Walencik 07-01-2008, ostatnia aktualizacja 07-01-2008 08:40

Rzecznik praw obywatelskich uważa, że kodeks etyki lekarskiej narusza wolność słowa. Przyłączył się do skargi konstytucyjnej lekarki ukaranej dyscyplinarnie za krytykę pracy kolegów

Dr Zofia Szychowska w 2006 r. po kilku latach postępowania została przez Naczelny Sąd Lekarski ukarana upomnieniem za to, że skrytykowała w prasie przeprowadzenie przez swoich kolegów z Akademii Medycznej we Wrocławiu niepotrzebnych, jej zdaniem, zabiegów punkcji u 40 dzieci.

Sąd uznał, że złamała art. 52 ust. 2 kodeksu etyki lekarskiej, który nakazuje lekarzowi „zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza” oraz zabrania publicznego dyskredytowania go „w jakikolwiek sposób”. Przy czym w ogóle nie oceniał tego, czy krytyka była uzasadniona, za przewinienie uznał sam fakt, że lekarka się jej dopuściła.

Wolność słowa kontra ochrona czci

Dr Szychowska wniosła w ubiegłym roku do Trybunału Konstytucyjnego skargę na ten przepis KEL, który jej zdaniem ogranicza wolność słowa. W sprawę zaangażowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Prawnicy fundacji napisali skargę konstytucyjną. – Przygotowaliśmy ja w ramach Programu Spraw Precedensowych – mówi Maciej Bernatt z Fundacji.

W skardze kwestionują inkryminowany przepis kodeksu etyki oraz trzy artykuły ustawy o izbach lekarskich, które są podstawą obowiązywania regulacji etycznej, a także odpowiedzialności zawodowej lekarzy. Twierdzą, że naruszają one konstytucyjną zasadę wolności słowa i prawo do krytyki. – Przyjęliśmy taką konstrukcję, bo kodeks etyki doprecyzowuje przepisy ustawy. W takim wypadku, naszym zdaniem, ten akt wewnętrznego prawa środowiska lekarskiego może być badany przez TK- wyjaśnia Maciej Bernatt.

Zasznurowane usta lekarzy

W ostatnich dniach do tej skargi przyłączył się rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski.

– Bardzo się cieszę – mówi Zofia Szychowska. – Wiele razy informowałam rzecznika o mojej sprawie, ale poprzedni, prof. Andrzej Zoll, zawsze odpowiadał, że moje prawa nie są łamane.

R. p. o. w swoim piśmie do TK potwierdza wyrażony w skardze pogląd, że zaskarżone przepisy, wykluczając możliwość opartej na faktach i podjętej w interesie publicznym krytyki lekarza przez innego lekarza, są sprzeczne z gwarantowaną przez konstytucję zasadą wolności słowa. Stawiają bowiem tamę – uważa rzecznik – jakimkolwiek krytycznym publicznym wypowiedziom lekarzy na temat praktyki medycznej kolegów po fachu. Jego zdaniem tak daleko posunięta w KEL ochrona czci i dobrego imienia lekarzy nie ma uzasadnienia. Obowiązują przecież w tej kwestii równe dla wszystkich przepisy prawa cywilnego. Rzecznik podkreśla, że ograniczenie wolności słowa nie służy także ochronie zdrowia publicznego. Kodeks etyki, nakładając rygory na wypowiedzi lekarzy, blokuje im udział w publicznej dyskusji na ten temat, choć to właśnie ich wiedza i doświadczenie ma najwyższą wartość merytoryczną. Art. 52 ust. 2 KEL może bowiem być barierą w dyskusji o skuteczności jakiejś terapii, zabiegów czy leków, która dotyczyłaby konkretnego przypadku. Zdaniem rzecznika, ograniczanie lekarzom swobody wypowiedzi jest wyrazem źle pojętej „solidarności zawodowej”, która nie służy ani środowisku, ani pacjentom.

Rzecznik prasowy Naczelnej Rady Lekarskiej nie chciał na gorąco skomentować decyzji r. p. o. Stwierdził, że z jego argumentacją muszą najpierw dokładnie zapoznać się prawnicy NRL. Samorząd lekarski będzie miał okazję przedstawić swoją podczas rozprawy przed TK.

Maciej Bernatt, Helsińska Fundacja Praw Człowieka

To sprawa niezwykle interesująca z punktu widzenia wolności słowa i prawa do krytyki w zawodzie lekarza. Kodeks etyki lekarskiej zabrania publicznego dyskredytowania jednego lekarza przez drugiego, ale nie wiadomo, na czym to ma polegać. Zakaz jest uregulowany nieprecyzyjnie i przez to może być rozumiany zbyt szeroko. Dyskredytowaniem może być przecież w zasadzie każde wytknięcie komuś publicznie błędu w sztuce medycznej. Sprawa dr Szychowskiej pokazuje, że ten przepis może być wykorzystany w celu przeciwdziałania jakiejkowiek krytyce zawodowej między lekarzami.

Polscy siatkarze przegrali z Hiszpanią

W pierwszym meczu turnieju kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie reprezentacja Polski przegrała z Hiszpanią 2:3.

Czytaj blogi sport.pl


Po ostatniej piłce trzeciego seta, wyrzuconej w aut przez Israela Rodrigueza, niewiele brakowało, by eksplodujący radością trener Raul Lozano uwiesił się na szyi Krzysztofa Ignaczaka. To był niebywale ciężki okres, Polakom długo kompletnie nic nie wychodziło i dopiero w mrożącej krew końcówce wydostali się z tarapatów i objęli prowadzenie 2:1. Nie bez solidnej pomocy rywali.

Później wydawało się, że biało-czerwoni opanowali sytuację, ale to rywale przetrwali ten twardy, obfitujący w zaskakujący zwroty bój. Po wieńczącym go zbiciu - niecelnym - Bartosza Kurka Polacy długo siedzieli na parkiecie. W milczeniu, zawieszając martwe, smutne spojrzenia w jakimś nieokreślonym punkcie w przestrzeni.

Już pierwsza akcja, w której zaszło nieporozumienie w nowiusieńkim duecie reprezentacyjnych przyjmujących, mogła wywołać niepokój. Później Dawidowi Murkowi i Krzysztofowi Gierczyńskiemu szło o niebo lepiej, ale, niestety, nie do końca meczu. - Oczekiwałem od siebie więcej, jestem rozczarowany - mówił ten pierwszy. - Hiszpanie pewnie się bardzo ucieszyli, że grając słabo pokonali Polskę. A najdziwniejsze, że łapały mnie skurcze, Krzyśka zresztą też, choć tutaj są mniejsze obciążenia niż w lidze, gdzie skaczemy więcej - dodał Murek, najsurowiej oceniający grę drużyny.

Reprezentację Raula Lozano w jej najlepszym okresie napędzał mocny i zrównoważony, skuteczny na obu skrzydłach atak. Tymczasem teraz kontuzje wpędziły kadrę w taki kryzys, że w Izmirze za regularne zbijanie odpowiadać mają niemal wyłącznie nowe - mniej lub bardziej - twarze. Gruszka, przesuwany po boisku przez całą karierę, to kapitan drużyny, ale jako atakujący nie grał w niej od lat. Murek też wrócił po długiej przerwie, Gierczyński poprzednie występy pewnie ledwie pamięta, Kurek niemal wszystkim dotychczasowym meczom przyglądał się jako rezerwowy, a Wika w kadrze debiutuje. Jeśli dołożyć do tej grupy cierpiącego, walczącego z bólem barku Sebastiana Świderskiego, to okaże się, że przy największym atucie reprezentacji rozbłysnął ogromny znak zapytania.

Wczoraj ten znak zapytania się nie zmniejszył, choć z żadnego skrzydła nie straszyło rażącą wyrwą w ataku. Już w trzecim secie jednak bombardowani agresywnym serwisem Polacy z trudem ciułali punkty, sporo z nich zawdzięczając niewymuszonym błędom przeciwnika. Zaciął się nawet Gruszka, który przez dwa sety zachowywał regularność, nie deprymował się pojedynczymi niepowodzeniami i utrzymywał 50-procentową skuteczność. W końcu jednak Lozano musiał zastąpić go Kurkiem. Ten dał dobrą zmianę, ale w najważniejszym być może momencie błysnął Gierczyński, przebijając się przez potrójny blok Hiszpanów.

A później nastąpiły dwa dziwne sety, w których Polacy wysoko prowadzili, a mimo to je przegrali. W rozstrzygających chwilach oglądaliśmy drużynę jeszcze bardziej odmienioną personalnie na każdej niemal pozycji - ze wspomnianym Kurkiem w roli atakującego, Marcinem Możdżonkiem, teoretycznie czwartym w hierarchii środkowym reprezentacji, Gruszką przywróconym na pozycję przyjmującego i Marcinem Wiką. Niestety, nikt nie uniknął błędów.

- Na takim poziomie trzeba utrzymać maksymalną koncentrację do samego końca - wzdychał Kurek. - Nam się nie udało, rozprężenie nastąpiło w najgorszym momencie.

- Każdy, łącznie ze mną, dołożył swoją pomyłkę i przyłożył się do porażki - wtórował mu Daniel Pliński. - Ale moim zdaniem zagraliśmy dzisiaj naprawdę dobrze, poszliśmy na maksa i nie możemy sobie wiele zarzucić. Hiszpanie okazali się po prostu minimalnie lepsi. Ja sądzę jednak, że jeśli z Włochom zagramy na podobnym poziomie, to zwyciężymy. Dlatego w żadnym razie się nie poddajemy.

Pliński pocieszał się jak mógł, ale niewykluczone, że gdyby mecz dzisiejszych rywali oglądał, byłby optymistą ostrożniejszym. Włosi rozbili bowiem Holandię w imponującym stylu, nawet jeśli ta wypadła zaskakująco słabo. Rozpędzali się z seta na set, każdego kolejnego wygrywali łatwiej, w ostatnim mknąc już w tempie iście rakietowym. A przede wszystkim zostawili po sobie wrażenie grupy potwornie zdeterminowanej, jak nigdy żądnej sukcesu i wpadającej w euforię po każdym zdobytym punkcie. Dla nich - podupadłego siatkarskiego supemocarstwa - rok 2008 bez igrzysk, na których występują nieprzerwanie od trzech dekad, byłby końcem świata. I dzisiaj z Polską zagrają tak, by końca świata uniknąć.

I set


Do pierwszej przerwy technicznej żadna drużyna nie mogła wywalczyć przewagi. Polacy prowadzili 2:1, Hiszpanie 7:5. Chwilę po niej na kilka punktów odskoczyli Polacy, którzy dobrą grą blokiem doprowadzili do stanu 12:9. Trener Hiszpanów wziął czas, ale na niewiele się to zdało, bo jego zawodnicy nie potrafili odrobić strat. Na drugą przerwę techniczną Polacy zeszli z prowadzeniem 16:13. Po niej Hiszpanie nie mieli już nic do powiedzenia i po kilku chwilach zrobiło się 19:15. Do końca seta nie było już momentu, w którym Hiszpanie mogliby dogonić siatkarzy Lozano. Po bardzo dobrym secie Polacy prowadzili z Hiszpanią 1:0.

II set


Znów początek seta był bardzo wyrównany, z tą różnicą, że tym razem na pierwszą przerwę techniczną z prowadzeniem zeszli Hiszpanie. Po chwili było już 11:8 i o czas poprosił Raul Lozano. Niewiele to zmieniło, Polacy cały czas nie potrafili odrobić straty i na drugą przerwę techniczną schodzili przegrywając 13:16. Dopiero po niej Polacy zaskoczyli i po chwili doprowadzili do stanu 16:17. Nie trwało to długo, bo kilku błędach drużyny Lozano Hiszpanie wyszli na prowadzenie 19:17. Później Hiszpanie doprowadzili do stanu 24:21. Polacy obronili dwa setbole, ale przy trzecim skapitulowali.

III set


Już na początku seta dzięki świetnej grze Guillermo Falasci Hiszpania wyszła na prowadzenie 6:2. Po chwili jeszcze powiększyła przewagę do 8:3. Polacy obudzili się po przerwie technicznej. Dzięki dobrej grze Gierczyńskiego doprowadzili do stanu 11:9. Potem błędy popełniali jedni i drudzy, przy drugiej przerwie technicznej Hiszpanie prowadzili 16:15. Później obie drużyny grały punkt za punkt, aż w końcu Polacy zdobyli dwa punkty z rzędu i wygrali 28:26.

IV set


Polacy fantastycznie zaczęli czwartego seta, bardzo szybko wyszli na prowadzenie 5:2. Hiszpanie odrobili kilka punktów ale na pierwszą przerwę techniczną Polacy zeszli z prowadzeniem 8:5. Później znowu dobrze grali Polacy i doprowadzili do stanu 14:11. Hiszpanie przejęli inicjatywę dopiero w końcówce, po serii błędów Polaków doprowadzili do stanu 21:19, a po kolejnych wygrali seta 25:21.

V set


Znów dobrze zaczęli Polacy, którzy wykorzystali błędy Hiszpanów i wyszli na prowadzenie 7:4. I znów Hiszpanie i dogonili, doprowadzając do stanu 8:8. Polacy jakby stanęli i pozwolili rywalom zdobyć kolejne punkty. Hiszpanie prowadzili już 12:8. Potem trzy punkty z rzędu zdobyli Polacy, ale nie udało im się wygrać.

Na GPW silny sygnał sprzedaży


(XTB/07.01.2008, godz. 17:49)
Drugi tydzień 2008 roku rozpoczął się na warszawskiej giełdzie od przeceny. W poniedziałek spadły wszystkie główne indeksy. Najwięcej, bo 3,26 proc. stracił grupujący średnie spółki mWIG40. WIG spadł o 2,06 proc., sWIG80 o 2,24 proc., TechWIG o 1,17 proc., a WIG20 o 1,54 proc.

Skala poniedziałkowych spadków szczególnie nie poraża. Dużo istotniejsze są natomiast ich konsekwencje. Indeks WIG, reprezentujący szeroki rynek, zakończył dzisiejszy dzień na poziomie 53718,51 pkt. To nie tylko najniższe zamknięcie od 19 marca 2007 roku, ale przede wszystkim silny, średnioterminowy sygnał sprzedaży. Tak bowiem należy traktować przełamanie przez ten indeks strefy wsparcia 54000-55500 pkt., jaką tworzyła kilkuletnia linia hossy na wykresie dziennym, dołek z listopada ubiegłego roku oraz linia poprowadzona po dołkach z sierpnia i listopada 2007 roku. Konsekwencją tego wybicia powinien być spadek WIG przynajmniej do 48000-49000 tys.

O krok od wygenerowania analogicznego średnioterminowego sygnału sprzedaży znalazł się w poniedziałek indeks dużych spółek. Zakończył on dzień na poziomie 3345,06 pkt. (najniższe zamknięcie od 16 sierpnia 2007 roku), mocno penetrując barierę popytową 3330-3480 pkt.

Sygnał sprzedaży wygenerowany przez WIG i prawdopodobny sygnał na WIG20, ostatecznie nie przesądzają o kolejnej fali wyprzedaży, która to fala może cechować się dużą dynamiką. Silna przecena w Warszawie nie będzie możliwa bez podobnej przeceny w USA. Do tej drzwi otworzy dopiero wybicie S&P500 poniżej strefy wsparcia 1400-1405 pkt. i Średniej Przemysłowej poniżej 12600-12750 pkt. Jednak szanse na obronę tych poziomów, a więc i na popytowy impuls z Wall Street, są niewielkie.

W dniu dzisiejszym wzrosły akcje 50 spółek notowanych na GPW, 275 spadły, a 17 pozostały bez zmian. Najwięcej zarobili posiadacze FON-u, którego akcje zyskały 22,22 proc. przed środowym splitem. Najwięcej stracili natomiast posiadacze praw do akcji, działającego na rynku surowców wtórnych, Drop-u (-13,46 proc.). W poniedziałek najaktywniej handlowano akcjami Pekao (214,30 zł; -3,82 proc.), KGHM (105,60 zł; -1,31 proc.) i PKO BP (48,65 zł; -2,49 proc.).

Marcin R. Kiepas, X-Trade Brokers DM S.A.

Dwa samoloty wojskowe USA rozbiły się w Zatoce Perskiej

cheko, PAP
2008-01-07, ostatnia aktualizacja 2008-01-07 21:04

Dwa amerykańskie myśliwce F/A-18 rozbiły się w poniedziałek w Zatoce Perskiej, ale trzej piloci bezpiecznie się katapultowali - poinformowała 5. Flota Marynarki USA w komunikacie.

Piloci, którzy w momencie katastrofy uczestniczyli w operacji pomocniczej związanej z misją w Iraku, zostali uratowani przez lotniskowiec USS Harry S. Truman i są w dobrym stanie - poinformowało wspomniane źródło. Przyczyny zdarzenia są badane.

Źródło w Pentagonie zapewniło, że żaden lotnik nie został ranny, a katastrofa ta nie ma żadnego związku z weekendowym incydentem w cieśninie Ormuz, gdzie grupa kutrów irańskich otoczyła trzy okręty marynarki wojennej USA i groziła im przez radio.

Kandydaci Partii Republikańskiej

Opr. Marcin Nowak, Gazeta.pl
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-03 21:54

Iowa jest pierwszym stanem USA, w którym Demokraci i Republikanie wyłoniają swych kandydatów na przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. W następnej kolejności prawybory odbędą się w sobotę w Wyoming (tylko Republikanie) i 8 stycznia - w New Hampshire. Seria prawyborów zakończy się 3 czerwca głosowaniem w Montanie, Nowym Meksyku i Południowej Dakocie. Kto zostanie kandydatem z ramienia Republikanów?

Zobacz powiekszenie
Fot. MIKE THEILER REUTERS
Rudolph Giuliani
Zobacz powiekszenie
Fot. SAUL LOEB AFP
Michael Dale Huckabee
Zobacz powiekszenie
Fot. Cheryl Senter AP
Mitt Romney
Zobacz powiekszenie
Fot. J. SCOTT APPLEWHITE AP
John McCain
Zobacz powiekszenie
Fot. LAWRENCE JACKSON AP
Fred Thompson
Zobacz powiekszenie
Fot. Evan Vucci AP
Ron Paul
Zobacz powiekszenie
Duncan Hunter
Rudolph Giuliani

Zaczynał jako prokurator, potem został urzędnikiem Departamentu Sprawiedliwości. Jego kariera polityczna nabrała impetu, gdy został burmistrzem Nowego Jorku. Popularność zdobył najpierw zdecydowanie walcząc z przestępczością, a później gdy przewodził nowojorczykom w czasie ataków terrorystycznych z 11 września 2001 roku. Jego postawa podczas akcji ratunkowej w World Trade Center przyniosła mu tytuł Człowieka Roku 2001 tygodnika "Time", a także Order Imperium Brytyjskiego, otrzymany z rąk królowej Elżbiety II.

Giuliani jest członkiem liberalnego skrzydła Partii Republikańskiej. Jako zwolennik prawa do przerywania ciąży, czy ochrony mniejszości seksualnych, przysporzył sobie krytyków ze strony konserwatywnego odłamu partii.

Jeśli Giulianiemu uda się jednak zdobyć nominację z ramienia Republikanów może mieć szansę na walkę o prezydenturę z żoną Billa Clintona - Hillary. Do tego politycznego starcia mogło już dojść w 2000 roku w wyborach do Senatu, ale Giuliani wycofał się z przyczyn zdrowotnych (rak prostaty). Nieoficjalnie mówiono, iż jego szanse zostały podkopane, gdy przyznał się do zdrady małżeńskiej z sekretarką.

Michael Dale Huckabee

Wieloletni gubernator Arkansas pokazał, że należy do konserwatywnego skrzydła Partii Republikańskiej. Zdecydowany przeciwnik aborcji i praw dla par homoseksualnych. Konserwatywne poglądy Huckabee może tłumaczyć fakt, iż był on pastorem baptystycznym, a przez dwa lata był nawet przewodniczącym konferencji baptystycznej stanu Arkansas.

W swojej kampanii podkreśla, że chce zająć się przede wszystkim systemem edukacji, opieką zdrowotną, ekologią i infrastrukturą.

Huckabee jest też zapalonym muzykiem. Gra na gitarze basowej w zespole rock'n'rollowym - Capital Offense.

Mitt Romney

Najbardziej znany z organizacji zimowej olimpiady w Salt Lake City (stał na czele komitetu organizacyjnego). Później jako gubernator Massachusetts chciał przywrócić w tym stanie karę śmierci, co spotkało się z ostrą krytyką nie tylko ze strony demokratów, ale i samych republikanów.

W 2004 roku prowadził kampanię urzędującego prezydenta George'a W. Busha w Massachusetts i Michigan. Bush przegrał w obu tych stanach. Romney pomimo tego niepowodzenia uznawany jest za świetnego mówcę i bardzo dobrego zarządcę. Problemem dla wielu Amerykanów może się jednak okazać jego wiara. Romney jest bowiem mormonem, co w Stanach Zjednoczonych może nie przysporzyć mu zbyt wielu zwolenników.

John McCain

Senator Partii Republikańskiej. Jego ojcem był admirał marynarki wojennej USA John S. McCain, Jr. Kontynuując tradycje rodzinne John McCain wstąpił do marynarki, gdzie służył jako pilot. Brał udział w wojnie w Wietnamie, gdzie w 1967 został wzięty do niewoli. Przebywał w niej przez 6 lat, co przyniosło mu szczególne uznanie. Jako syn admirała miał bowiem możliwość wcześniejszego wyjazdu z Wietnamu, ale odmówił opuszczenia swoich towarzyszy. Posiada liczne odznaczenia wojskowe m.in. Purpurowe Serce, czy Legię Zasługi.

Już w 2000 roku ubiegał się o nominację Republikanów na urząd prezydenta. Wygrał prawybory w stanach New Hampshire, Michigan, Arizona, Rhode Island, Connecticut i Vermont. Nominację uzyskał jednak wówczas George W. Bush.

McCain coraz częściej łączony jest z niepopularną wojną w Iraku (był zwolennikiem wysłania tam dodatkowych sił amerykańskich), co może fatalnie wpłynąć na jego szanse w prezydenckich wyborach.

Fred Dalton Thompson

Jedna z barwniejszych postaci wśród kandydatów na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych. Obiecujący prawnik (brał udział w senackim śledztwie w sprawie afery Watergate), znany aktor (odtwórca roli prokuratora okręgowego w serialu "Prawo i bezprawie" i drugoplanowy aktor w takich filmach, jak "Polowanie na Czerwony Październik", czy "Szklana pułapka 2"), aż w końcu ambitny polityk (w latach 1994 - 2003 republikański senator ze stanu Tennessee) i ekspert od spraw bezpieczeństwa narodowego. Thompson uważany jest za umiarkowanego przedstawiciela Partii Republikańskiej (opowiedział się przeciwko impeachmentowi prezydenta Billa Clintona).

Aktorstwo porzucił w okresie kadencji w Senacie, aby powrócić do niego po jej zakończeniu.

Ron Paul

W Izbie Reprezentantów zasiadał dziewięciokrotnie. Po 20 latach zdecydował, że ponownie spróbuje swoich sił w walce o stanowisko prezydenta USA. W 1988 robił to z ramienia Partii Libertariańskiej. Poglądy Paula nie są zbytnio konserwatywne -Libertarianie postulują nieograniczoną swobodę dysponowania własną osobą i własnością, o ile tylko postępowanie to nie ogranicza swobody dysponowania swoją osobą i własnością komuś innemu. W kwestiach społecznych Ron Paul popiera więc legalizację marihuany, choć sprzeciwia się aborcji, a także małżeństwom homoseksualnym, jednocześnie będąc przeciwnym regulacji tych kwestii przez państwo. Z racji sprzeciwu wobec zwiększaniu podatków Ron Paul otrzymał tytuł "Najlepszego Przyjaciela Podatników".

Z wykształcenia Paul jest lekarzem. Przyjął ponad 4000 porodów.

Duncan Hunter

Jako kongresman z Kalifornii dał się poznać jako sojusznik amerykańskiej armii. Podobnie jak inny kandydat republikanów - John McCain - Hunter jest bowiem weteranem wojny wietnamskiej (służył w elitarnych oddziałach spadochroniarzy i Rangersach). Za zasługi dla amerykańskiej armii został odznaczony Brązową Gwiazdą.

Kongresman opisywany jest też jako wróg nielegalnych imigrantów. Ponadto, jeśli zostanie wybrany na prezydenta USA, ma zamiar podjąć twarde negocjacje handlowe z Chinami.

Kandydaci Partii Demokratycznej

Opr. Robert Kowalik, Gazeta.pl
2008-01-03, ostatnia aktualizacja 2008-01-03 21:42

Iowa jest pierwszym stanem USA, w którym Demokraci i Republikanie wyłaniają swych kandydatów na przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. W następnej kolejności prawybory odbędą się w sobotę w Wyoming (tylko Republikanie) i 8 stycznia - w New Hampshire. Seria prawyborów zakończy się 3 czerwca głosowaniem w Montanie, Nowym Meksyku i Południowej Dakocie. Kto zostanie kandydatem z ramienia Demokratów?

Zobacz powiekszenie
Fot. JIM BOURG REUTERS
Hillary Clinton
Zobacz powiekszenie
Fot. M. Spencer Green AP
Barack Obama
Zobacz powiekszenie
Fot. JOHN GRESS REUTERS
John Edwards
Zobacz powiekszenie
Fot. Paul Sancya AP
Bill Richardson
Zobacz powiekszenie
Fot. Paul Sakuma AP
Chris Dodd
Zobacz powiekszenie
Fot. Charlie Neibergall AP
Dennis Kucinich
Zobacz powiekszenie
Fot. Evan Vucci AP
Joe Biden
Zobacz powiekszenie
Fot. Jim Cole ASSOCIATED PRESS
Mike Gravel
Hillary Clinton

Przez wiele miesięcy główna kandydatka Partii Demokratycznej w zbliżających się wyborach prezydenckich w USA. Jednak przed prawyborami w stanie Iowa sondaże dawały jej 28 proc. na wygraną w wyścigu o nominację z ramienia swojej partii, mniej więcej tyle samo co jej głównym konkurentom: Barackowi Obamie i Johnowi Edwardsowi.

Jej kariera polityczna obfituje w ewenementy. Była pierwszą w historii pierwszą damą, która ubiegała się o urząd senatora. W listopadzie 2000 roku została pierwszą kobietą senator z Nowego Jorku. Na drugą kadencję została wybrana w listopadzie 2006 roku. W latach 1993-2001 dzielnie znosiła blaski i cienie prezydentury swego męża. Przetrwała kryzys małżeński i przyznanie się męża do zdrady. Jako pierwsza dama zasłynęła broniąc praw dzieci i kobiet, jednak fiaskiem zakończyła się jej próba aktywniejszego zaistnienia w polityce. Przygotowany pod jej kierownictwem projekt reformy ochrony zdrowia został skrytykowany przez ekspertów. Do polityki powróciła zasiadając w senatorskim fotelu. Na początku ubiegłego roku zadeklarowała oficjalnie chęć kandydowania na urząd prezydenta USA. Triumfalnie oświadczyła: "I'm in, I'm in it to win".

Kandydatura Hillary wzbudza spore emocje i ostro polaryzuje opinie Amerykanów. Przede wszystkim dlatego, że ma poważne szanse być pierwszym w historii USA prezydentem kobietą. Głównym zarzutem wysuwanym przez oponentów Clinton jest jej niestałość poglądów. Najbardziej widoczne jest to w sprawie interwencji w Iraku. Początkowo głosowała "za", do dziś nie potrafi oficjalnie jednak przyznać się czy był to błąd czy nie.

Barack Obama

Ten 45-letni czarnoskóry profesor prawa z Harvardu ma niespodziewanie spore szansę na elekcję z ramienia Demokratów. Syn emigranta z Kenii i białej Amerykanki (rodzice rozwiedli się gdy miał dwa lata), wychowywał się w Indonezji i w Honolulu. Choć w młodości nie był zbyt grzecznym chłopcem (pił i palił marihuanę do czego przyznał się w autobiografii) udało mu się jednak odebrać solidne wykształcenie, m.in. został pierwszym od 104 lat czarnoskórym redaktorem naczelnym "Harvard Law Review". Zaraz po studiach jako pracownik socjalny pomagał biednym na ulicach Chicago, choć miał papiery na to, by otworzyć intratną kancelarię prawniczą.

W 1996 roku Obama został wybrany do Senatu stanu Illinois, gdzie został przewodniczącym komisji zdrowia i opieki społecznej. Cztery lata później przegrał walkę o partyjną nominację w wyborach do Izby Reprezentantów USA. Do Senatu dostał się w 2004 roku. Pomogło mu błyskotliwe przemówienie podczas konwencji prezydenckiej Partii Demokratycznej w Bostonie. Wzywał w nim do politycznego kompromisu i polityki ponad podziałami.

W swojej walce o elekcję z ramienia Demokratów Obama prezentuje dość radykalny pakiet poglądów: jest za legalnością aborcji, upomina się o prawa homoseksualistów, jest zwolennikiem kontroli dostępu do broni, ograniczonego stosowania kary śmierci, a także stworzenia programu legalizacji pobytu imigrantów. Najważniejsze mogą jednak okazać się zdecydowane veto w sprawie wojny w Iraku, oraz to, że jest żywą wykładnia amerykańskiego mitu "self made-mana". Jego krytycy wytykają mu przede wszystkim brak doświadczenia w polityce, nazywając go ironicznie "rock star" czy też "beach babe".

John Edwards

Jego szanse na nominację są dość mocne, choć nie jest tak barwną postacią jak Clinton czy Obama. Edwards otarł się już o najwyższy urząd, kiedy to w 2004 roku jako zastępca Johna Kerry'ego nieznacznie przegrał walkę o wice-prezydencki fotel. W prawyborach przed czterema laty zajął drugie miejsce.

Edwards był pierwszą osobą w swojej rodzinie, która uczęszczała na wyższe studia. Uzyskał dyplom bakałarza (licencjata) z technologii przemysłu włókienniczego, a następnie dyplom prawniczy na Uniwersytecie Karoliny Północnej. Pierwsze 20 lat pracy poświęcił karierze prawniczej. Zdobył sławę jako wyjątkowo sprawny adwokat walcząc o odszkodowania dla osób poszkodowanych przez lekarzy i szpitale. Zdobył też spore pieniądze i, co ważne, doszedł do nich w sposób uczciwy i zaczynając od zera.

Dopiero w 1996 roku zajął się polityką do czego skłoniła go śmierć syna w wypadku samochodowym. Doszedł do stanowiska senatora z Północnej Karoliny. Jego program czasem kluczy drogą środka: chce zalegalizować pobyt imigrantów ale i uszczelnić granicę z Meksykiem; jego zdaniem o homoseksualistach powinny decydować władze stanowe, choć osobiście nic przeciwko nim nie ma; głosował za inwazją na Irak, ale potem uznał to za błąd. Innym razem skręca w lewo, kiedy mowa o legalizacji aborcji, zmniejszeniu przepaści między bogatymi i biednymi, czy też rozprawieniu się z grupami interesów w Waszyngtonie. John Edwards jest konsekwentny. Przed czterema laty od razu zgłosił się do ponownej walki z republikanami. Jest też twardy i zdecydowany. Przed pierwszym starciem w Iowa urządził 36-godzinny maraton przedwyborczy. Dzielnie pomaga mu chora na raka żona Elizabeth.

Bill Richardson

60-letni Richardson ma za sobą długą karierę polityczną. Był m.in. przez trzy lata sekretarzem energii w rządzie Billa Clintona. Przede wszystkim jednak Richardson znany jest jako gubernator Nowego Meksyku. Sam określa tę posadę: "Najlepsza robota jaką miałem". Jego sukces na południu Stanów to przede wszystkim zmniejszenie podatków. Opowiada się m.in. za edukacją seksualną, legalną i bezpieczną aborcją, minimalną płacą dla nauczycieli i powszechnym systemem ochrony zdrowia. Jako demokrata popiera jednak niespodziewanie karę śmieci i powszechny dostęp do broni palnej. Na początku wspierał interwencję w Iraku, ale obecnie jest za wycofaniem wojsk.

Richardson ma pewne doświadczenie na arenie międzynarodowej. Przez rok piastował funkcję ambasadora USA przy ONZ przejmując schedę po Madeleine Albright. Wielokrotnie podróżował do Północnej Korei jako negocjator, walczył również o prawa więźniów politycznych na Kubie. Czterokrotnie nominowany był do pokojowej Nagrody Nobla. Jeśli zostanie wybrany, będzie pierwszym prezydentem meksykańskiego pochodzenia. W notowaniach przedwyborczych zbierał około 10 proc. głosów.

Chris Dodd

Senior senator ze stanu Connecticut, skąd wybierany jest bez przerwy od 1980 roku. Dokonał tego jako pierwszy senator z tego stanu. Pochodzi ze starej katolickiej rodziny o irlandzkich korzeniach. Obecnie jest przewodniczącym senackiej komisji bankowej. Zarzuca mu się, że jego kampania prezydencka jest finansowana przez przemysłowców, zrzeszonych w komisji, której przewodniczy. Dodd proponuje wycofanie wojsk z Iraku w ciągu jednego roku. Sam nazywa siebie czarnym koniem wyborów, choć podobnie jak Kucinichowi i Bidenowi, prognozy dają nie więcej niż 1 proc. głosów.

Dennis Kucinich

Nazwisko odziedziczył po ojcu, kierowcy ciężarówki pochodzącym z Chorwacji. Urodził się i niemal całe życie związany był z Cleveland w stanie Ohio. W 1977 roku został burmistrzem tego miasta, stając się najmłodszą osobą w historii USA pełniącą tę funkcję. Był to dość burzliwy czas w historii miasta. Kucinich wszedł w konflikt z mafią, po tym jak sprzeciwił się sprzedaży elektrowni miejskiej. Mafia planowała nawet zamach na jego życie.

Jego późniejsze przygody pełne są wzlotów i upadków, włączając w to bankructwo, związek z aktorką Shirley Maclaine, fotel radnego Cleveland i w końcu wycofanie się z polityki w latach 80. W 1996 roku Kucinich powrócił i to od razu jako przedstawiciel 10. obwodu z Ohio w Izbie Reprezentantów. To jego trzecie z rzędu podejście do prezydentury. Sam określa swoje poglądy jako centrum Partii Demokratycznej.

Joe Biden

Urodzony w 1942 roku Biden sześć razy z rzędu został senatorem ze stanu Delaware. Obecnie jest przewodniczącym senackiej komisji spaw zagranicznych w Kongresie USA. To już trzecia kampania prezydencka Joe Bidena. Poprzednio bez powodzenia stawał w szranki w 1988 i 2004 roku. W swoim obecnym programie wyborczym zwraca uwagę, że Ameryka jest nie tylko zagrożona przez terrorystów, ale równie poważnie przez brak systemu zdrowotnego, przestępczość i zależność energetyczną opartą o czerpanie ropy naftowej z niestabilnych regionów świata. Biden dołączył do krytyków interwencji w Iraku nazywając ją największą porażką polityki zagranicznej USA nowożytnych czasów.

Mike Gravel

Ten 78-letni były senator z Alaski zasłynął w na początku lat 70. kiedy to zdecydowanie wystąpił przeciwko poborowi do wojska w czasie trwania wojny w Wietnamie. Przyczynił się też do publikacji w New York Timesie tzw. Dokumentów Pentagonu - ściśle tajnych historii dogorywającej wojny w Wietnamie napisanych dla wąskiego grona decydentów. Dziś Gravel wykorzystuje kampanię wyborczą m.in. do popularyzacji demokracji bezpośredniej - systemu politycznego, w którym decyzje podejmuje się przez głosowanie ludowe, w którym wziąć udział mogą wszyscy obywatele uprawnieni do głosowania. Jako pacyfista jest oczywiście za natychmiastowym wycofanie wojsk z Iraku.

Prawybory w USA. Ostatnia prosta przed New Hampshire

Aleksander Daukszewicz
2008-01-07, ostatnia aktualizacja 2008-01-07 20:31

Po dramatycznym starciu w Iowa przyszła pora na prawybory prezydenckie w stanie New Hampshire. W ostatnim dniu przygotowań, kandydatów walczących o partyjne nominacje czeka morderczy maraton publicznych wystąpień, przemówień, bankietów i spotkań z wyborcami. Czy umocnią one pozycję dotychczasowych liderów? Według najnowszych sondaży faworytami są Barack Obama i John McCain.

Zobacz powiekszenie
Fot. BRIAN SNYDER REUTERS
Łzy w oczach Hillary Clinton?
Kandydaci Demokratów | Kandydaci Republikanów

Największą przegraną prawyborów w Iowa okazała się Hillary Clinton. Była pierwsza dama przegrała nie tylko ze swoim głównym oponentem Barackiem Obamą, ale także z plasującym się teoretycznie dalej w rankingach popularności Johnem Edwardsem. Czy tym razem będzie inaczej?

Jak pisze na swoim blogu Marcin Gadziński z "Gazety Wyborczej" wśród komentarzy pojawiły się i takie, że Hillary Clinton może się wycofać po dotkliwej porażce. Według różnych źródeł podczas spotkania z wyborcami w kawiarni w Portsmouth, w oczach byłej pierwszej damy widać było łzy. Więcej

Najnowsze sondaże opublikowane przez USA Today i CNN sugerują, że pani Clinton może liczyć jedynie na drugie miejsce. Barack Obama utrzymuje nad panią senator przewagę mogącą wynosić, nawet trzynaście punktów procentowych. Lider Demokratów ma zatem realne szanse umocnić swoją pozycję.

Sondaż przeprowadzony dla USA Today daje Obamie 41% głosów, na Hillary Clinton zagłosuje 28% wyborców. Dane przytaczane przez CNN mówią o 39% poparcia dla Baraka Obamy, 29% dla byłej pierwszej damy i 16 dla Johna Edwardsa.

Sytuację Hillary Clinton komplikuje trzeci kandydat Demokratów, John Edwards, który w weekendowych debatach telewizyjnych wspierał Baracka Obamę. Ten niecodzienny sojusz jest szeroko komentowany. Pojawiają się nawet sugestie, że Edwards nie myśli już o prezydenturze, widzi się natomiast w roli wiceprezydenta u boku Obamy.

Tymczasem Edwards z kampanii wcale się nie wycofuje, nadaje jej natomiast bardziej emocjonalny ton. Przed wtorkowymi prawyborami wystąpił w otoczeniu rodziny tragicznie zmarłej Nataline Sarkisyan. W zeszłym miesiącu kompania ubezpieczeniowa, wbrew wcześniejszym ustaleniom, nie wypłaciła pieniędzy na drogą operację przeszczepu wątroby siedemnastolatki. Dziewczyna zmarła. Edwards, który aktywnie wspierał walkę rodziny Sarkisyan o pieniądze, występuje obecnie w roli krytyka amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej.

Ciekawie wygląda także sytuacja wśród Republikanów. Mike Huckabee, który nieoczekiwane wygrał pierwsze prawybory, nie ma raczej szans na zwycięstwo. Z sondażu CNN wynika, że kandydat Chucka Norrisa w New Hampshire będzie dopiero trzeci. Na pierwsze miejsce wysuwa się bowiem wielki przegrany z Iowa, senator John McCain. McCain przez ostatnie dni wymieniał ciosy ze swoim głównym oponentem Mittem Romneyem. Z walki tej wyszedł z sześcioprocentową przewagą w sondażach, liczy jednak na więcej i zapowiada, że może pokonać nawet Obamę.

Sondaż CNN potwierdza odradzającą się przewagę McCaina, dając mu 32% głosów. Następni są Romney z 26% poparciem i Huckabee, który może liczyć na 14% głosów.

Prawybory w New Hampshire są dla kandydatów dodatkowo ważne z tego powodu, że przypominają prawdziwe wybory z otwartymi lokalami wyborczymi, urnami i kartami do głosowania. Pod tym względem są bardziej miarodajne niż te w Iowa, gdzie tradycyjnie głosuje się na lokalnych zebraniach członków partii, którzy wspólnie wyrażają poparcie dla poszczególnych kandydatów.

SMG/KRC dla "Forum" TVP1: 50 proc. poparcia dla PO, 24 proc. dla PiS

cheko, PAP
2008-01-07, ostatnia aktualizacja 37 minut temu
Zobacz powiększenie
12.10 Premier Donald Tusk na wspólnej konferencji prasowej gabinetu w Kancelarii Premiera
Fot. KACPER PEMPEL REUTERS

Platforma Obywatelska może liczyć na 50 proc. poparcia, a Prawo i Sprawiedliwość na 24 proc. - wynika z przeprowadzonego na początku stycznia sondażu SMG/KRC dla programu "Forum" w TVP1.

Według tego badania, do Sejmu weszłoby jeszcze tylko Polskie Stronnictwo Ludowe, na które chciałoby głosować 6 proc.

LiD poza Sejmem

8-proc. progu wyborczego dla komitetów koalicyjnych nie przekroczyłaby Lewica i Demokraci (6 proc.). LiD w październikowych wyborach startowała, jako komitet koalicyjny.

Pięcioprocentowego progu wyborczego nie przekroczyłyby: LPR (3 proc.) i Samoobrona (1 proc.).

7 proc. badanych odpowiedziało, że nie wie, na kogo oddałoby głos w wyborach, a 1 proc. zadeklarowało, że chce głosować na ugrupowanie inne niż wymienione w sondażu. 2 procent odmówiło odpowiedzi.

63 proc. badanych przez SMG/KRC zadeklarowało, że wzięłoby udział w wyborach, gdyby odbyły się one w najbliższą niedzielę, 14 proc. odpowiedziało, że jeszcze nie wie, czy to zrobi. 23 proc. badanych nie chce w ogóle głosować w wyborach.

O preferencje partyjne były pytane tylko osoby, które zadeklarowały udział w wyborach lub nie były pewne, czy to zrobią (grupa 765 osób spośród 1000 osób, wśród których przeprowadzono cały sondaż).

Co trzeci ankietowany chce dymisji Kamińskiego

Respondenci byli również pytani o to, czy szef CBA Mariusz Kamiński powinien zostać odwołany. Blisko co trzeci ankietowany (31 proc.) zadeklarował, że tak, zaś 27 proc. było przeciwnego zdania. Nie miało zdania w tej sprawie 42 proc.

Natomiast co drugi Polak uważa, że główną przyczyną konfliktów pomiędzy prezydentem a premierem są: walka o przyszłą kadencję prezydencką (50 proc.) i kwestia różnicy charakterów (49 proc.). Z kolei 42 proc. oceniło, że powodem sporu są różnice programowe, a 27 proc. wskazało niejasne zapisy w konstytucji.

SMG/KRC zrealizował sondaż telefoniczny w dniach 4-6 stycznia na grupie ogólnopolskiej, reprezentatywnej 1000 osób powyżej 18. roku życia.

Wzięli odprawy, będą mogli wrócić do kopalń?

Tomasz Głogowski
2008-01-06, ostatnia aktualizacja 2008-01-06 18:32

Czy górnicy, którzy 10 lat temu wzięli jednorazowe odprawy, będą mogli wrócić do kopalń? Nad takim rozwiązaniem zastanawia się Katowicki Holding Węglowy, który w ciągu kilku najbliższych lat będzie musiał zatrudnić aż 11 tys. osób.

Zobacz powiekszenie
Fot. Bartłomiej Barczyk / AG
Kopalnie potrzebują pracowników. Chętnie przyjmą górników, którzy wzięli odprawy i zobowiązali się już pod ziemię nie wracać
W latach 1998-2001 z górnictwa odeszło dobrowolnie ponad 100 tys. osób. Prawie 37 tys. wzięło odprawy - średnio po 37 tys. zł na rękę. Kosztowało to budżet państwa prawie 2 mld zł. Pieniądze na tzw. Górnicy Pakiet Socjalny pochodziły z kredytu udzielonego przez Bank Światowy. Każdy z odchodzących musiał podpisać zobowiązanie, że nie wróci do kopalni, ale formalnie zakaz wygasł już z końcem 2002 r., gdy przestała obowiązywać ustawa z czasu rządów AWS-u. Jednak spółki węglowe - przy cichym poparciu Ministerstwa Gospodarki - nie przyjmowały osób, które skorzystały z GPS-u, wychodząc z założenia, że byłoby to niesprawiedliwe w stosunku do tych górników, którzy w kopalniach zostali.

Tymczasem przez ostatnich 10 lat wiele się w górnictwie zmieniło. Kopalnie, tak jak inne przedsiębiorstwa, rozpaczliwie szukają dziś rąk do pracy. Młodzi nie garną się już pod ziemię, a wielu z tych, którzy przychodzą, rezygnuje po miesiącu, gdy dostaną pierwszą wypłatę - około 1300 zł na rękę.

Tymczasem do 2015 roku Katowicki Holding Węglowy, aby utrzymać dotychczasowy poziom wydobycia, musi zatrudnić 11 tys. osób. Holding zastanawia się, skąd wziąć ludzi i czy nie otworzyć bram kopalń dla tych, którzy kiedyś wzięli odprawy i odeszli z branży. Byłaby to rewolucja w górnictwie.

- Rzeczywiście, mamy taki pomysł - przyznaje Konrad Miterski, przewodniczący rady nadzorczej Holdingu. Zastrzega, że nie chodzi o masowe przyjęcia pod ziemię. Spółka chce raczej powrotu doświadczonych górników, z wieloletnim stażem, którzy mogliby szkolić młodzież. Holding liczy też na powrót wykwalifikowanych inżynierów. - Kiedyś wielu z nich odeszło do energetyki - przyznaje Miterski. Prawnicy spółki sprawdzają właśnie, czy faktycznie nie ma już żadnych formalnych przeszkód, by osoby, które skorzystały z odpraw, mogły wrócić do pracy w kopalniach. - Jako pierwsi uruchomiliśmy klasy górnicze, ale to nie wystarczy. Musimy znaleźć nowy sposób, by przyciągnąć ludzi. Jeżeli my nie ściągniemy tych, którzy kiedyś odeszli, zrobią to firmy prywatne, które świadczą usługi dla górnictwa - mówi Miterski.

Niewykluczone, że na górników, którzy skorzystali kiedyś z GPS-u, przychylniej spojrzy też Kompania Węglowa - największa górnicza spółka w kraju. W tym roku firma chce przyjąć do pracy prawie 4 tys. osób. - Jeżeli ktoś, kto wziął odprawę, teraz się zgłosi, jego podanie zostanie rozpatrzone tak samo jak inne - zapewnia Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii.