piątek, 31 sierpnia 2007

Korekta dobrą szkołą


2007-08-27, ostatnia aktualizacja 2007-08-27 12:20
Ostatnie dni pokazały, jak bardzo nasza gospodarka zależna jest od rynku amerykańskiego. Ceny akcji spadły o około 20, a nawet 30%. Tyle też stracili inwestorzy. Nie tylko ci, którzy kupowali bezpośrednio na giełdzie, ale także osoby lokujące kapitał w funduszach inwestycyjnych zorientowanych na akcje. ...

Ostatnie dni pokazały, jak bardzo nasza gospodarka zależna jest od rynku amerykańskiego. Ceny akcji spadły o około 20, a nawet 30%. Tyle też stracili inwestorzy. Nie tylko ci, którzy kupowali bezpośrednio na giełdzie, ale także osoby lokujące kapitał w funduszach inwestycyjnych zorientowanych na akcje. Ostatnia korekta była dla nich przysłowiowym „kubłem zimnej wody”. Wielu wycofało swoje pieniądze, licząc straty. Może jest to więc sygnał dla TFI do zmiany form inwestowania?

Inwestorzy spoczęli na laurach

Hossa na polskiej giełdzie papierów wartościowych trwała już od kilku lat. Ceny gwałtownie i systematycznie szły w górę, a ci, którzy odpowiednio wcześnie zainwestowali kapitał, mogli zarobić nawet do 150%. Dotyczyło to także między innymi funduszy inwestujących w Małe i Średnie Przedsiębiorstwa. – Dobra koniunktura spowodowała, że inwestorzy przyzwyczaili się do braku jakiejkolwiek strategii – mówi Jakub Kosiak, Menedżer ds. Sprzedaży firmy emFinanse, Doradcy Finansowi. – Wystarczyło bowiem zainwestować i czekać, aż pieniądze same będą się mnożyć. To uśpiło czujność inwestorów, zwłaszcza amatorów, którzy dopiero rozpoczynali swoją działalność na giełdzie, wybierając przede wszystkim formę funduszy agresywnych.
Z danych przeprowadzonych przez firmę Analizy Online w ciągu pierwszych sześciu miesięcy pozyskały prawie 24 mld złotych, czyli tylko 2 mld. złotych mniej niż w całym ubiegłym roku.

Fundusze akcyjne

Ostatnio największym zainteresowaniem wśród Polaków cieszyły się najbardziej fundusze inwestycyjne, które lokowały nawet 90% powierzonego kapitału w akcje. – Jeszcze parę miesięcy temu nie było w tym nic dziwnego – podkreśla Jakub Kosiak, ekspert emFinanse, Doradcy Finansowi. – Wszyscy chcieli skorzystać z trwającej hossy, a łatwość zarobków przyciągała. W ciągu kilku lat pojawiła się cała gama ofert funduszy zorientowanych na rynek akcyjny przede wszystkim polski, ale w ostatnim czasie coraz częściej wprowadzano na rynek fundusze skorelowane z rynkami zagranicznymi. Fundusze te dawały możliwość dużego i przede wszystkim szybkiego zarobku, co skusiło wielu inwestorów do wyboru tych właśnie opcji. A to z kolei powodowało, że fundusze takie rosły jak „grzyby po deszczu”.

Co może wybrać inwestor?

Poza funduszami akcyjnymi, inwestorzy mają do wyboru także fundusze hybrydowe, bardziej zróżnicowane, w których część kapitału wprawdzie lokowana jest w akcje, jednak pewna ilość środków pieniężnych przeznaczana jest na zakup bezpieczniejszych papierów wartościowych czy obligacji. – Są one zdecydowanie ostrożniejszą formą oszczędzania – mówi Jakub Kosiak, ekspert emFinanse, Doradcy Finansowi.
Jednak najbardziej bezpieczną formą lokowania środków, która jednak przynosi niewielkie zyski są fundusze gotówkowe. – Są to oferty, w których stopa procentowa jest niewielka, zatem zysk również może być niesatysfakcjonujący – podkreśla Jakub Kosiak, ekspert emFinanse. – Niektórzy traktują to jako formę przeczekania bessy na giełdzie. Część inwestorów, którzy zazwyczaj wybierają fundusze akcyjne, w momencie, gdy następują spadki wartości akcji, przerzuca przynajmniej część kapitału na oferty gotówkowe. Jednak takie postępowanie, wprawdzie praktykowane, wiąże się z koniecznością zbyt dużą spekulacji. Dlatego specjaliści TFI nie polecają takich działań, preferując przede wszystkim inwestycje długoterminowe. Inwestorom radzą więc przede wszystkim spokój, cierpliwość i przeczekanie korekty.

Bessa czy spokój?

Zdania specjalistów na temat dalszych tendencji na GPW są w znacznej mierze podzielone. Część z nich sądzi, że korekta się skończyła. – Przemawiać za tym mogą ostatnie wahania WIG20, który nie spada już tak drastycznie – mówi Jakub Kosiak. – Powoli nawet zaczyna nieznacznie piąć się w górę. A to może oznaczać powolną stabilizację giełdy.
Inni natomiast są zdania, że wydarzenia ostatnich tygodni to zapowiedź długotrwałej bessy. – Obecnie trudno jest przewidzieć, jakie tendencje widoczne będą na rodzimej giełdzie – mówi Jaku Kosiak.

Możliwość zmian

W ostatnich kilkunastu dniach widoczna była panika, co miało także znaczenie dla funduszy inwestycyjnych, których klientami były przede wszystkim osoby zazwyczaj stawiające dopiero swoje pierwsze kroki na giełdach. – Nie zdawali sobie sprawy także z tego, że takie inwestycje są mało spekulacyjne i dopiero zamrożenie kapitału na co najmniej dwa – trzy lata daje możliwość oceny, jaki zysk przyniósł dany wybór – mówi Jakub Kosiak, ekspert emFinanse.
Można zatem zastanowić się, w jakim stopniu polskie społeczeństwo nauczyło się oceniać swoje możliwości oszczędnościowe i inwestycyjne. Czy będziemy teraz racjonalniej dobierać propozycje do swoich preferencji, czy wręcz przeciwnie – obecna sytuacja na długi czas zniechęci część osób? A może instytucje finansowe powinny zastanowić się nad wprowadzeniem większej ilości ofert bezpieczniejszych? – Wydaje się, że szukanie bezpieczniejszych form oszczędzania nie sprawdzi się w przyszłości – mówi Jakub Kosiak, ekspert emFinanse. – Obecnie na rynku istnieje cała gama ofert inwestycyjnych bardziej lub mniej ryzykownych, z których każdy zainteresowany może wybrać coś dla siebie. Ważne jest, aby każdy inwestor także ten początkujący ocenił swoje możliwości i to, co tak naprawdę chce osiągnąć. Sądzę, że ostatnie wydarzenia nauczą Polaków, że warto jest inwestować, ale świadomie i rozsądnie. Jednocześnie nadal w Polsce będzie istniała potrzeba możliwości inwestycyjnych związanych z funduszami akcyjnymi. I w tym kierunku prawdopodobnie nadal będzie szedł rozwój rynku TFI.


Oceń swój charakter

Tymczasem najważniejsze jest, żeby każdy, kto planuje inwestycje zastanowił się, czego tak naprawdę oczekuje. – Ważne jest także określenie swojej zdolność do ryzyka – podkreśla Jakub Kosiak, ekspert emFinanse, Doradcy Finansowi. – Pamiętajmy, że strategia inwestowania zależy także od naszych indywidualnych predyspozycji oraz oczekiwań. Agresywne propozycje akcyjne poleciłbym osobom lubiącym ryzyko, ale także cierpliwym, którzy nie będą podejmować pochopnych decyzji przy wahaniach na giełdzie. Specjaliści przewidują, że, umieszczając pieniądze na giełdzie czy to bezpośrednio, czy za pomocą funduszy, należy przede wszystkim liczyć się z ich zamrożeniem na kilka lat. Dopiero po takim okresie możliwa jest ocena trafności inwestycji. Tymczasem dla tych, którzy nie chcą bardzo ryzykować i boją się tego stworzono bardziej bezpieczne formy funduszy gotówkowych i hybrydowych. Rynek będzie więc się rozwijał, prawdopodobnie nadal także fundusze akcyjne będą cieszyły się coraz większym zainteresowaniem. Coraz częściej będziemy spotykać się także z ofertami powiązanymi z giełdami zagranicznymi. Fundusze akcyjne nadal kusić będą możliwością dużego zysku, a zróżnicowana oferta spełni oczekiwania coraz odważniejszych i bardziej wymagających polskich inwestorów.

A Memorial for the World’s Princess

Pool photo by Lewis Whyld

Princes William, left, and Harry on Friday with their father, Prince Charles, after a “service of thanksgiving” for Diana.


Published: September 1, 2007

LONDON, Aug. 31 — Prince Harry, the younger of her two sons, called her “the best mother in the world.” The bishop of London remembered how readily “she found the right word or the right gesture to bring cheer and comfort.” And Earl Spencer, her brother, who gave such a rousing, combative speech at her funeral, was silent this time around.

Multimedia
Francois Mori/Associated Press

A shrine in memory of Diana, Princess of Wales, at the Pont de l'Alma tunnel, where she was killed in an accident on August 31, 1997.

The service at noon here on Friday for the 10th anniversary of the death of Diana, the Princess of Wales, was simple and poignant, a dignified celebration of a life rather than a somber mourning of a death.

Prime Minister Gordon Brown was among the nearly 500 invited guests, as were his two predecessors, John Major and Tony Blair. Elton John, Richard Attenborough and Richard Branson came. So did a dozen of the princess godchildren; flower girls and pageboys from her wedding, in 1981, to Prince Charles; representatives of various charities she supported; and more than 30 members of the royal family.

Camilla, the Duchess of Cornwall, Charles’s second wife, was glaringly absent. Reportedly afraid of being heckled — she was, after all, the woman Diana was referring to when she declared there were “three of us in this marriage” — Camilla made a last-minute decision to stay away, leaving Charles to lead the way alongside his sons, Prince Harry and Prince William.

Queen Elizabeth followed, with her husband, Prince Philip.

The crowds that gathered between Buckingham Palace and the Guards’ Chapel, where the service took place, were warm, encouraging and royalist. Their support of the queen — they applauded her as she went into the chapel, and again when she came out — was a far cry from the restive, antimonarchist mood of a decade ago, when she was criticized for not being emotional enough.

London did not come to a standstill, as it did in that odd, fevered time after Diana’s death on Aug. 31, 1997, in a car accident in Paris, at the age of 36. But around the city, and across Britain, people paused once more to remember the princess.

Flowers covered the front gates of Kensington Palace, where Diana lived, and several hundred people gathered there for an open-air memorial service. Mohamed Al-Fayed, the father of Emad Mohamed Al Fayed, known as Dodi, who was killed with Diana, led a two-minute period of silence at Harrods department store, which he owns, while standing behind “Innocent Victims,” a bronze of Dodi and Diana cavorting with a bird. Other memorials were held later in Manchester, Bristol and Cardiff.

The London service was not open to the public, though it was televised live.

Prince Harry’s speech, in which he spoke wistfully of his mother’s “unrivaled love of life, laughter, fun and folly,” was the most moving. Harry, who was just 12 when Diana died, called for her to be remembered “as she would have wished to be remembered — as she was: fun-loving, generous, down-to-earth, entirely genuine.”

In his address, the bishop of London, the Right Rev. Richard Chartres, praised the princess’s support of AIDS patients and other downtrodden people and said her work had enriched and expanded the role of the royal family (though he did not mention that when she and Charles were divorced, the royal family officially banished her, stripping her of her royal title).

He also criticized the gossip, point-scoring and squabbling that the princess’s memory still seems to provoke.

“Let it end here,” he said. “Let this service mark the point at which we let her rest in peace and dwell on her memory with thanksgiving and compassion.”

Nagrania podsłuchanych rozmów: kto kogo ostrzegał?

asz, us
2007-08-31, ostatnia aktualizacja 8 minut temu

Zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking ujawnił nagrania rozmów telefonicznych, prowadzonych przez szefa Policji Konrada Kornatowskiego z ministrem Januszem Kaczmarkiem, jego żoną Honoratą, Jarosławem Marcem (szefem CBŚ) i kilkoma anonimowymi osobami. To nagrania rozmów: Kornatowskiego z nieznajomym dzwoniącym z budki telefonicznej, Kornatowski - Marzec, Kornatowski - Kaczmarek, Kornatowski - Netzel, Netzel - jego znajoma.

Zobacz powiekszenie
Fot. KACPER PEMPEL REUTERS
Janusz Kaczmarek - Kornatowski zwraca się do niego na jednym z nagrań ''szefie'' i mówi mu o ''Ryśku z Gdyni''
Zobacz powiekszenie
fot. Rafal Malko / Agencja Gazet
Szef PZU Netzel. Według prokuratury fakt, że wziął z domu tylko jeden telefon, pomógł im zdobyć niezwykle obciążający dowód.
Zobacz powiekszenie
Fot. Pawel Piotrowski / AG
Zatrzymany były szef Policji Konrad Kornatowski. To jego telefon podsłuchiwała prokuratura. Kornatowski wiedział o tym. Namawiał rozmówców do zmiany "numerków", mówił szyfrem. Jedna z rozmów z szefem PZU Netzelem ma byc koronnym dowodem mataczenia w sprawie.
ZOBACZ WIDEO

Marzec powiedział Kornatowskiemu o CBA

Według Engelkinga, szef CBŚ Jarosław Marzec 13 lipca poinformował ówczesnego szefa policji Konrada Kornatowskiego, że pod domem Ryszarda Krauzego w Gdyni jest ekipa CBA. Według zastępcy prokuratora generalnego, wynika to z podsłuchanej rozmowy. Jej nagranie ujawniono na konferencji.

Marzec pytał m.in. Kornatowskiego "czy ma czysty numer". Mówił mu też, że "u faceta z Gdyni takiego jednego, dużego a może największego, pod płotem jest ekipa z C, chcą tam wejść". Kornatowski dopytywał się o kogo chodzi i mówił, że "nie rozumie grypsu".



Kornatowski mówi Kaczmarkowi o ekipie "C" pod domem Ryśka z Gdyni

Chwilę po informacji od Marca Kornatowski miał zadzwonić do Kaczmarka. Z tej rozmowy wynika, że Kornatowski mówi ówczesnemu ministrowi MSWiA, że "jest ekipa tego debila Jasińskiego" i że chodzi o "Ryśka z Gdyni". - Jasiński to szef oddziału CBA w Gdyni - wyjaśnił dziennikarzom Engelking



"Ktoś dzwonił do Kornatowskiego z ostrzeżeniem"

- Nieustalony mężczyzna zadzwonił do Konrada Kornatowskiego 13 lipca po 20.00 i uprzedził go, że "może mieć gości z CBA". Kornatowski natychmiast zadzwonił do żony Janusza Kaczmarka - pytając o numer domu powiedział, że zaraz przyjedzie - podał wiceprokurator generalny Jerzy Engelking.

Rozmowa była z budki telefonicznej i nieznajomy mężczyzna przedstawił się jako jego znajomy "od śrub w samochodzie" (nie wyjaśniono o co chodzi), poprosił o to tylko, by słuchać i powiedział, że "może mieć gości z CBA".



Po tej rozmowie - mówił Engelking - Kornatowski zadzwonił do Honoraty K. (tak przedstawiono żonę Kaczmarka).

"Kornatowski namawiał Netzla do fałszywych zeznań"

Konrad Kornatowski namawiał Jaromira Netzla do fałszywych zeznań co do jego rzekomego spotkania w Marriotcie z Kaczmarkiem. Według Engelkinga, wynika to z podsłuchanej rozmowy Kornatowskiego i Netzela. Z ujawnionego nagrania wynika, że 13 lipca Kornatowski mówił Netzlowi, który jechał zeznawać do CBA w sprawie przecieku, by "wstrzymał się z bólem". Netzel mówi, że "obiecał, bo musi jechać". Wtedy Kornatowski mówi, "by pamiętał o tym spotkaniu z tym wspólnym kolegą z Gdyni; to że się z nim widziałeś".



Wedlug Engelkinga, po tym spotkaniu Netzel nie mógł zeznać inaczej niż że się spotkał 5 lipca w Marriotcie z Kaczmarkiem.

Netzel: Nie mogę chodzić i potwierdzać nieprawdę

16 lipca Netzel żalił się w podsłuchanej rozmowie pewnej kobiecie, że "jest "alibi na wszystko". Dodaje: Ja nie mogę chodzić i potwierdzać nieprawdę.

Prokuratura ujawnia nagrania: było spotkanie Kaczmarek-Krauze w Marriotcie?

ulast, asz, PAP
2007-08-31, ostatnia aktualizacja 2007-09-01 02:13
Zobacz powiększenie
Fragment prezentacji przedstawionej przez prokuraturę, mapa przedstawia trasę, którą pokonał Janusz Kaczmarek 5 lipca
Klimaszewski Filip

Prokuratura na spektakularnej konferencji prasowej ujawniła dowody, zebrane w sprawie przecieku dot. akcji CBA. Prokurator krajowy, Dariusz Barski przedstawił nagrania z monitoringu w hotelu Marriott. Według niego wynika z nich, że Janusz Kaczmarek spotkał się w nocy z Ryszardem Krauze - czemu zaprzeczał we wcześniejszych zeznaniach. prokuratura ujawniła też nagrania podsłuchanych rozmów, które prowadzili zatrzymani.

Zobacz powiekszenie
Nagranie z monitoringu w hotelu Marriott. Janusz Kaczmarek czeka na korytarzu niedaleko apartamentu wynajmowanego przez Ryszarda Krauze
Zobacz powiekszenie
Fot. TVN 24
Fragment animacji przedstawionej przez prokuraturę. Czerwona kropka to Ryszard Krauze, niebieska to Janusz Kaczmarek
Wieczorem Kaczmarek przyjechał do Marriotta

Barski zaprezentował nagrania z monitoringu Marriotta. Prokurator podkreślił, że wątek przecieku z akcji CBA prokuratura zaczęła badać od ustalenia, gdzie wieczorem 5 lipca zalogował się telefon należący do Woszczerowicza. Do niego przed północą miano zadzwonić z telefonu należącego do Ryszarda Krauzego. - W hotelu miał się również zjawić Kaczmarek - mówił Barski.

Prokurator dodał, że w czasie pierwszego, lipcowego przesłuchania Janusz Kaczmarek powiedział, że 5 lipca na 1. piętrze w Marriotcie spotkał się w z Jaromirem Neztlem. Na drugim przesłuchaniu sprostował, że do spotkania doszło na 2. piętrze. Wreszcie zmodyfikował tę wersję, mówiąc, że później udał się na 40. piętro by wypić drinkaw barze "Panorama". Kategorycznie zaprzeczył, by miał się spotkać z Krauzem.

Barski podkreślił, że zeznania b. szefa MSWiA okazały się niezgodne z materiałem dowodowym, który zdobyła prokuratura. Weryfikowano je m.in. na podstawie nagrań z monitoringu i zeznań pracowników baru. Podczas konferencji prezentowane są te nagrania. Barski zastrzegł, że biegli stwierdzili, iż obraz jest ciągły i nie nosi żadnych cech obrabiania.

Kaczmarek i Krauze w tym samym pokoju

Nagranie monitoringu z Marriotta wykazuje, że 5 lipca w nocy Janusz Kaczmarek wszedł do tego samego pokoju, do którego wcześniej wszedł Ryszard Krauze - oświadczył Jerzy Engelking, prezentując to nagranie.

Ze zdjęć wynika, że 5 lipca po 23.00 Kaczmarek wsiadł do windy w hallu głównym. Wg nagrania, na które wskazał Engelking, dźwig nie zatrzymał się na 1. ani 2. piętrze (jak zeznawał Kaczmarek), lecz pojechał od razu na 40. piętro. Kamera z hallu na 40. piętrze - wykazała, że b. minister nie wszedł do baru, tylko pozostał na korytarzu.

Według Engelkinga, Kaczmarek przez 11 minut po korytarzach - nie było bowiem - mówił Engelking - osoby, z którą ma się spotkać. - Widać, że pan Kaczmarek zna to miejsce, porusza się po nim pewnie - dodał.

Następnie - mówił Engelking - widać jak z windy na 40. piętrze wysiada Ryszard Krauze, który idzie do wynajmowanego przez siebie apartamentu nr 4020 - tzw. "apartamentu wiceprezydenckiego". - Gdy Krauze wszedł do swego pokoju, Kaczmarek zdecydowanym krokiem poszedł do tego samego pomieszczenia - wskazywał Engelking.

"Kaczmarek był u Krauzego 27 minut, wyszedł bez krawata"

Janusz Kaczmarek spędził w apartamencie Krauzego 27 minut spędził - powiedział Engelking, komentując treść monitoringu hotelowych kamer. Jak zaznaczył, po wyjściu od Krauzego Kaczmarek był "bez krawata".

Według Engelkinga, na pewno nie wszedł on wówczas do baru na 40. piętrze, a zjeżdżając z 40. piętra, nie zatrzymał się ani na 1., ani na 2. piętrze; nie mógł zatem - jak zeznał - spotkać się z szefem PZU Jaromirem Netzlem

"Tuż przed północą Krauze zadzwonił do Woszczerowicza"

Według Engelkinga, billingi telefoniczne wskazują, że tuż przed północą Ryszard Krauze zadzwonił do posła Samoobrony Lecha Woszczerowicza. Rozmowa miała trwać tylko trzy sekundy. - Dokładnie o północy w hallu hotelu pojawił się Woszczerowicz - mówił Engelking. - Wjeżdżając na 40. piętro - podkreślał Engelking - poseł sprawiał wrażenie zagubionego w przeciwieństwie do Kaczmarka

Następnego dnia około 6.00 rano Woszczerowicz miał prosto z Sejmu "w dużym pośpiechu" jechać na niezapowiedziane spotkanie z ówczesnym wicepremierem Andrzejem Lepperem. Później, według Engelkinga, Janusz Maksymiuk, po kontakcie z Lepperem, miał wezwać na spotkanie Piotra Rybę, ten zaś zadzwonić do Andrzeja Kryszyńskiego - gdy Kryszyński miał już w hotelu przeliczone pieniądze na łapówkę za odrolnienie ziemi w Mrągowie.

Po przekazaniu tych informacji, prokuratura ujawniła nagrania podsłuchanych rozmów telefonicznych

Pieniążek. Kobiety gangsterów

Tekst: Bożena Aksamit, Bartosz Gondek
2007-09-02, ostatnia aktualizacja 2007-08-31 12:21

Zobacz powiększenie
Rys. Rafał Szczepaniak

Zjeby, lufy, okurwieńce, pokemony, barbie, świnie - tak je nazywają. Mają być grzeczne i chętne do seksu

Zobacz powiekszenie
Rys. Rafał Szczepaniak
ZOBACZ TAKŻE
Oczywiście nic za darmo - na początku są kolacje i prezenty, potem samochody, w końcu wille, własne sklepy i wygodne życie. Albo inaczej: bicie, rozwód, wybudzenie z kolorowego snu. Tak czy owak, Asia, Iwona i Marika znają cenę pieniądza.

Safari na myjni

Na piętrowym baraku wielki szyld 'Myjnia ręczna - tanio'. Zamiast trawnika rosną - do wysokości kolan - lebioda i oset. Nie ma ogrodzenia, tylko chaszcze oddzielają budynek od trójmiejskiej przelotówki. Na betonowym placu przed budynkiem parkuje wielkie czarne bmw, z myjni dobiega głośny męski śmiech, przekleństwa i kobiecy pisk. Jest druga w nocy.

- Z lewej, strzelaj w lewo! Szybciej, kurwa, bo się schowa!

- Aaaaaaaaaa, nie tak mocno!

- Kurwa, nie macie tu ciepłej wody? Zaraz się przeziębię.

- Już nie chcę, to boli! Aaaaaaaaaa! Nie tak mocno, debilu!

- Patrz, ta! Chce wejść do środka, dawaj ją, w dupala! Trafiona!

Kilka nagich kobiet próbuje się schować za samochodem, inne pod spiralą metalowych schodów. Nie mają szans: chłopaki strzelają do nich jak do kaczek - tyle że nie ze sztucerów, ale z karcherów, spryskiwaczy ciśnieniowych używanych do mycia aut i elewacji.

- No dobra, ubierajcie się.

Ostrzyżeni na jeża faceci w czarnych T-shirtach i dresach pumpach odkładają karchery.

Joanna i Pieniążek

Asia, śliczna blondynka. Króciutka dżinsowa sukienka, spory biust, botki na słupku. Bardzo miła i bardzo młoda. Nigdy nie bawiła się w polowanie w myjni.

- Na naszych imprezach było bardzo kulturalnie.

Asia była dwa lata dziewczyną Marka, dilera z miasta. On ślubu nie chciał, dzieci też. Miało być fajnie, wesoło, bez niepotrzebnych kłopotów. Gdy opowiadała koleżankom o swoim przyjacielu, zawsze mówiła: 'Mój Pieniądz', czasami używała zdrobnienia, wtedy Marek był 'Pieniążkiem'.

- Gdzie go poznałaś?

- W sklepie.

- Z bielizną?

- Nie... - uśmiecha się i poprawia opadający na czoło złoty kosmyk. - Normalnie to pracowałam w gastronomii, ale na chwilę trafiłam do spożywczaka.

Gdy pytam o rodziców, dom i szkołę, Asia wyraźnie się irytuje. Śliczny uśmiech zamienia w grymas, odwraca wzrok i zaczyna się wiercić w kawiarnianym foteliku, odsłaniając opalone uda. Na 12 guzików w sukience pięć od dołu jest odpiętych.

- No już dobrze... Powiedz, jak się poznaliście.

- To był zwykły osiedlowy spożywczak, on tam przychodził kupować. Od razu zwróciłam na niego uwagę, widać było, że ma kasę. Nosił drogie ciuchy i ta czarna superfura! No i był jeszcze bardzo miły. Czułam, że trochę ze mną tego - flirtuje. Głęboko zaglądał w oczy... Ale nie zawracałam sobie tym głowy. Myślałam: nie dla mnie. Zresztą kończyłam tę robotę sklepową, miałam załatwione miejsce w fajnym pubie.

Wszystko się zmieniło ostatniego dnia pracy.

- Przyszedł i zagadnął mnie: 'Czemu pani taka zamyślona?'. Powiedziałam, że jest mi smutno, bo odchodzę. Oczywiście była to nieprawda, bo wcale mi nie było smutno, ale złapał haczyk. Poprosił o numer komórki. I już.

Zadzwonił dzień później. Po miesiącu mieszkali razem.

- Od razu powiedział mi, żebym nie pracowała, że dostanę kasę na wszystko, czego zapragnę.

- I dostawałaś?

- No, tak... Miałam fajne malutkie autko. Kasę na fryzjera, ciuchy, kosmetyczkę. Na początku nie wiedziałam już, co mam robić. Co tydzień zmieniałam tipsy. Boże! Jednego dnia potrafiłam wydać tyle, ile w sklepie zarobiłam przez miesiąc. Dostawałam też na szkołę, bo postanowiłam się uczyć. No i miałam full czasu. On wychodził rano, wracał wieczorem. Kolacyjka, seks i sen. Tak przez pięć dni, a na weekend imprezy z jego znajomymi. Wyjazdy do hoteli, kluby, pełno alkoholu. Naprawdę dobra zabawa.

- Braliście narkotyki?

- Nie... nigdy, przynajmniej ja.

- A wiedziałaś, czym zajmuje się ukochany?

- Nie bardzo. Mówił: 'To po prostu biznes, kochanie, nie zawracaj tym sobie głowy'.

- A jak było ze znajomymi na tych wyjazdach, na imprezach, w klubach?

- Trochę miałam wrażenie, że mnie nie lubią. Byłam dużo młodsza, babki tam były starsze, faceci mieli koło czterdziestki, ja niecałe 20. Robili sobie ze mnie podśmiechujki. Najbardziej mnie bolało, gdy Pieniążek do nich się przyłączał. Wyszydzał mnie, że jestem młoda i nic nie kumam. Potem przepraszał. Tłumaczył, że to takie głupie żarty.

- W sumie sielanka...

- Nie do końca, bo po pół roku zaczęłam się nudzić tym życiem, brakiem pracy, znajomych. Pieniążek chciał, żebym grzecznie siedziała w domu i na niego czekała. Mogłam robić tylko kursy: sklepy, salony kosmetyczne, basen, fitness, wypożyczalnia filmów, i znowu do domu. Poczułam, że coś się zmienia, jak rozmawiał z jakąś kobietą i tłumaczył jej, że już musi kończyć, bo idzie do wanny. A właśnie siadaliśmy do kolacji. Po kilku dniach powiedział, że wyjeżdża na weekend na ważne spotkanie i zaproponował, że odwiezie mnie do mamy. Gdy wróciłam, w domu były ślady po imprezie. Nie posprzątali.

- Zrobiłaś awanturę?

- Postanowiłam pokazać mu wała. Byłam miła jak gdyby nic. Życie toczyło się zgodnie z planem: kolacja, seks, sen. Ale zaczęłam sprawdzać jego komórkę. I znalazłam wciąż wydzwaniany jeden numer. Zadzwoniłam. Okazało się, że dziewczyna jest ekspedientką ze spożywczaka! Nieco się zdziwiła, jak jej opowiedziałam, o co chodzi - Asia uśmiecha się filuternie.

- Pogadałyśmy sobie długo. Wszystko mi powiedziała. Pieniążek mówił, że ją uwielbia, że jest cudowna. Kupował prezenty. Tylko scenariusz był nieco inny. Co drugi, trzeci dzień: obiadek, seks, prysznic. Umówiłam się z nią na kawkę u nas w mieszkaniu. Na naszym 'małżeńskim' łóżku zrobiłyśmy sobie pamiątkową fotkę w bieliźnie. Gdy on dwa dni później poszedł do 'pracy', na stole położyłam zdjęcie. Spakowałam rzeczy i zamówiłam dużą taksówkę.

- I koniec?

- Na stole obok fotki zostawiłam mu tylko karteczkę: 'Nie zapomnij oddać filmu do wypożyczalni'. Pamiętam, że jak taksówkarz zobaczył, jak taszczę walizy, to bardzo mi współczuł. A ja sobie myślałam: nawet nie wiesz, koleś, jaka jestem szczęśliwa.

- Straciłaś mały samochodzik, wróciłaś do knajpy, do kelnerowania...

- Tak, ale już miałam mieszkanie. Kupiłam sobie z 'zaskórniaków'. On był święcie przekonany, że mnie uzależnił - od kasy, wygodnego życia. Że nigdy się nie odważę. Potem jeszcze się z nim trochę spotykałam, prosił o wybaczenie i te rzeczy...

- Żebyś z nim znowu poszła do łóżka.

- No... Trochę szybkich numerków. Zrobiłam to parę razy tylko dla pieniędzy. Miałam go już w dupie.

- Na ile ważna jest kasa, którą ma facet?

- Połowa.

- To znaczy?

- Połowa wartości kolesia to jego portfel.

Kaczuchy

Letnia noc, piętro tej samej myjni ręcznej. Małe pomieszczenie, na środku metalowa rura, trzy kręcone fotele, na ławie resztki kokainowych kresek, wielki srebrny boombox i lampka. Głośniki potwornie charczą, ktoś nastawił na maksa znany przebój peerelowskich dansingów i wesel - 'Kaczuchy' (tata-tita-ta-ta-ta, tata-tita-ta-ta-ta, tata-tita-ta-ta-ta-ta-ta-ta-ta). Tańczącym jakość muzyki kompletnie nie przeszkadza. Chichocząc i naśladując machanie skrzydełkami, kiwają się w tzw. wężu - wkoło rury. Mężczyzna prowadzący korowód - zupełnie nagi - w jednej ręce trzyma swego sterczącego penisa, w drugiej butelkę z szampanem. Co chwila w rytm rzężącej muzyki wznosi okrzyk. Na zmianę 'hau-hau!' i 'miau-miau!'. Truchtający za nim pozostali uczestnicy zabawy - też nadzy, poza paniami, które zostawiły sobie szpilki - odkrzykują 'hau-hau!' i 'miau-miau!', wyrzucając w górę ramiona.

Dochodzi piąta rano.

Zmarnowałaś życie sobie i dzieciakowi

- Brałaś udział kiedyś w takiej imprezie? - pytam Iwonę.

- Nie... tak ostro nigdy nie było.

Iwona jest smukłą brunetką. Oliwkowa cera, czarne skośne oczy. Wąskie dżinsy, czerwone szpilki, obcisły jasny top z bardzo dużym dekoltem. Iwona wie, że wzrok każdego faceta w końcu tam trafia.

Andrzeja spotkała na imprezie w pubie. Wystarczyła chwila, spojrzenie w oczy, uśmiech.

- Boże, zakochałam się. Był przystojny, atletycznie zbudowany. Uwielbiam takich silnych facetów. Miał kasę, zamieszkaliśmy razem w pięknym własnym domu, niczego nie brakowało. Skąd mogłam wiedzieć, że to kasa z dilowania? Miałam 18 lat. Gdy zaczęłam go przyprowadzać do domu, rodzice mi mówili: 'Iwona, coś tu nie gra, on jest jakiś za miły'. Nie chciałam słuchać. Wydawali mi się okropni z pracą na państwowych posadach, ciułaniem kasy i z tymi mądrościami rzucanymi sprzed telewizora. Wkurzało mnie to ich wychuchane dwupokojowe mieszkanko bez okien na ósmym piętrze falowca.

Iwona i Andrzej wzięli ślub, gdy jej zostało do porodu pięć miesięcy.

- No i Andrzej zaczął znikać. Tłumaczył mi, że jedzie do Niemiec pilnować jakichś dostaw. Oficjalnie pracował w wielkiej hurtowni. Tak mi mówił, a ja wierzyłam. No i zniknął na dwa miesiące. Kiepsko się czułam. Ciąża była zagrożona i musiałam leżeć. Przeprowadziłam się do rodziców. Jeszcze przed urodzeniem Agatki ktoś powiedział memu ojcu, że widział Andrzeja z jakąś kobietą. Pamiętam, jak się z nim wtedy kłóciłam: 'Tato, to niemożliwe, on jest w Hamburgu'. W odpowiedzi usłyszałam: 'Rozłożyłaś nogi i teraz masz! Zmarnowałaś życie sobie i dzieciakowi. Co z tego, że masz pieniądze, jak on tobą pomiata, ma już inną babę'.

Po kłótni z rodzicami, tuż przed porodem, Iwona pakuje się i wraca do pustego mieszkania, Andrzej esemesuje, że na poród na pewno wróci.

- No i wrócił, znów było dobrze. Obiady, spacerki, wspólne zakupy. Dostałam kasę na zrobienie sobie piersi, bo Andrzej chciał, żeby były takie jak przed porodem. Gdy przestałam karmić, zrobiłam operację plastyczną.

- Niczego się nie domyślałaś?

- Nie... mówił, że wyjeżdża w delegację, i znikał. Tylko że z upływem miesięcy pojawiał się coraz rzadziej i przestał dawać mi pieniądze. Były dni, że nie miałam co jeść. O pracy nie było mowy. Mała miała astmę oskrzelową. Musiałam przy niej cały czas siedzieć, a do rodziców nie chciałam wrócić. Kłóciliśmy się coraz bardziej.

Jedna z awantur skończyła się bijatyką.

- Zaczął mnie dusić, potem jedną ręką przycisnął do ściany, a drugą okładał po żebrach. Na koniec wyciągnął pistolet, przystawił mi do skroni i wrzasnął: 'Bo cię zaraz zabiję, kurwo!'. To są te ich gadki, kobiety to dla nich lachy, okurwieńce, pokemony albo świnie.

- Wyprowadziłaś się?

- Nie miałam dokąd. Bardzo się wtedy już Andrzeja bałam.

Któregoś dnia Iwona mdleje na korytarzu, przy sąsiadce. Ta natychmiast dzwoni do rodziców.

- I tak wróciłam, zamieszkałam z Agatką w falowcu... - Iwona uśmiecha się gorzko. - Gdy wróciłam po rzeczy, to wszystko, co zostało w domu, Andrzej polał przy mnie jakimś kwasem. Spotkaliśmy się jeszcze parę razy, za każdym zachowywał się, jakby zwariował. Straszył mnie, krzyczał. Był koszmarny. Skończyło się, kiedy policja wezwała mnie na przesłuchanie jako żonę podejrzanego.

- O co?

- O co?! O wszystko. O haracze, napady, zmuszanie do prostytucji, handel narkotykami. Ja płakałam jak bóbr, a śledczy do mnie ciągle to samo: 'Jak to możliwe, że pani nic nie wiedziała?'. Pokazali mi grubą teczkę, wszystko to były historie z udziałem Andrzeja.

Iwona dołożyła swoją: pobicie, zniszczenie wspólnego mienia. Policjanci skierowali ją do miłych pań z Niebieskiej Linii, organizacji zajmującej się ofiarami przemocy. Trafiła do psychologa, prawnik pomógł uzyskać rozwód i podział majątku. Przy okazji okazało się, że Andrzej w trakcie małżeństwa miał kilka kolejnych narzeczonych, a gdy wyjeżdżał 'do Hamburga', w rzeczywistości rezydował w trójmiejskiej agencji towarzyskiej siedem kilometrów od domu, w którym czekała na niego Iwona.

- Gdy to wszystko wyszło na jaw, postanowiłam, że mu nie odpuszczę. Na sprawie zeznawałam przeciw niemu.

Andrzej wylądował w więzieniu na dwa lata. Nie udowodniono mu handlu narkotykami, rabunków, wywożenia dziewcząt do burdeli w Niemczech. Skazano go za znęcanie się nad żoną.

- Nie boisz się, że jak wyjdzie, to zrobi ci krzywdę?

- Boję się, ale znacznie mniej niż kilka lat temu. Bardziej martwi mnie to, że nie umiem sobie ułożyć życia z facetami.

Iwona z pieniędzy za dom kupiła mały apartament. Mieszka razem z dziesięcioletnią teraz Agatką, pracuje jako kelnerka w modnej sopockiej knajpie.

Ja tych babek nie rozumiem

- One doskonale wiedzą, czego się od nich oczekuje - mówi Januszek, 40-letni biznesmen ABS (Absolutny Brak Szyi). - Ale co ich do nas pcha, to nie wiem. Pewnie kasa, bo nie uroda.

Rechocze rubasznie. Januszek nosi się na sportowo - granatowy gładki T-shirt, czarne bawełniane pumpy i buty Nike. Czerwieni się byczy kark, na wielkiej czaszce - srebrzysty trzymilimetrowy jeż.

Spotykam się z Januszkiem w jego domu. Piętrowy klocek stoi nieopodal gdyńskiej plaży, w środku wystrój jak u bogatego Cygana. Zapadam się w obficie tapicerowane zielonym aksamitem sofy. Cicha muzyka przeplata się z pluskiem wody. Przez parter domu przepływa strumień.

- Pani chciała pogadać o Marice? To była laska... I piękna, i niegłupia. Taka, że można było się w niej nawet zakochać. Kręciła się kilka lat w towarzystwie. Było wiadomo, że jak przyjdzie ochota, to z Mariką będzie zacnie. Miała na boku jakiegoś poczciwiaka, żeby chodził z nią do mamy na obiad. No i kiedyś była okrutna impreza. Strasznie sponiewieraliśmy nasze dziewczyny. Ja wtedy korzystałem z wdzięków Mariki, więc ją odwiozłem do jej gniazdka, na blokowisko. A tu ten jej narzeczony przed domem.

- Była awantura?

- Ona zrobiła! Zaczęła na chłopa krzyczeć: 'Dzwoniłam do ciebie, a ty co, włóczysz się gdzieś z kumplami!'. On na to grzecznie: 'Byłem na piwie, oddzwoniłem o dwunastej, ale ty nie odbierałaś'. Marika wrzeszczy: 'Bo spałam!'. Pomyślałem sobie: Boże, co za baba...

- Co się dzieje dziś z Mariką?

- Ma się dobrze. W końcu złapała jednego z naszych, takiego, co sporządniał.

Januszek znów rechocze.

- Kupił jej zakład kosmetyczny. Ma babka jeszcze jakieś sklepy. Wyrwała się z tego swojego bloku. Ale należało jej się, bo to była piękna dziewczyna i dobra w łóżku. Blondyna, jakie ciało, nogi. Ech! Była i nadal jest. Ostatnio ją spotkałem na mieście. I co mi powiedziała? Że czasami to jej brakuje dawnego klimatu. 'Wiesz, Januszek, są takie wieczory, że znowu bym poszła w miasto się zabawić'. I co pani na to? Bo ja tych babek nie rozumiem.

Źródło: Wysokie Obcasy

Przeczytaj komentarze na Forum

Kulisy przecieku - ujawniono zapisy z kamer i rozmowy telefoniczne


Prezentacja nagrań z monitoringu z hotelu Marriot z 5 lipca 2007r. Fot. Paweł Kula
PAP

Szef CBŚ Jarosław Marzec informował 13 lipca ówczesnego szefa policji Konrada Kornatowskiego, że pod domem Ryszarda Krauzego w Gdyni jest ekipa CBA. Według zastępcy prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga, wynika to z podsłuchanej ich rozmowy.
Monitoring hotelu Marriott wykazał, ze w godzinach nocnych z 5 na 6 lipca na 40 piętrze był Ryszard Krauze, poseł Lech Woszczerowicz z Samoobrony i Janusz Kaczmarek oraz że się spotkali - ujawnił w piątek prokurator krajowy Dariusz Barski.

Zapowiedział zaprezentowanie potwierdzającego to monitoringu hotelowego. Według Barskiego, wątek przecieku z akcji CBA prokuratura zaczęła badać od ustalenia, gdzie wieczorem 5 lipca zalogował się telefon należący do Woszczerowicza. Do niego przed północą miano zadzwonić z telefonu należącego do Ryszarda Krauzego. Potem w hotelu miał się zjawić Kaczmarek - mówił Barski.

Dodał, że w czasie przesłuchania w lipcu jako świadek Janusz Kaczmarek powiedział, że 5 lipca na 1. piętrze w Marriotcie spotkał się w z Jaromirem Neztlem, a potem sprostował, że to było na 2. piętrze. Potem zmodyfikował to, że potem udał się na 40. piętro by wypić drnika w restauracji i z nimi się tam nie spotykał. Kategorycznie zaprzeczył, by tam się spotkał wtedy z Krauzem.

Według Barskiego, było to niezgodne z materiałami sprawy.

***

B. prezes PZU Jaromir Netzel mówił w prokuraturze, że nie spotkał się z b. szefem MSWiA Januszem Kaczmarkiem w hotelu Marriot ale przed nim - powiedział w piątek podczas konferencji prokurator krajowy Dariusz Barski.

Jak zaznaczył, ponieważ Kaczmarek twierdził, że spotkał się z Netzlem wewnątrz hotelu, weryfikowano ich zeznania m.in. na podstawie nagrań z monitoringu.

Podczas konferencji prezentowane są te nagrania. Barski zastrzegł, że obraz jest ciągły i nie nosi żadnych cech obrabiania.

***

Nagranie monitoringu z Marriotta wykazuje, że 5 lipca w nocy Janusz Kaczmarek wszedł do tego samego pokoju, do którego wcześniej wszedł Ryszard Krauze - oświadczył w piątek wiceprokurator generalny Jerzy Engelking prezentując to nagranie.

Wynika z niego, że 5 lipca po 23.00 Kaczmarek podjechał pod hotel z ochroną BOR. Wsiadł do windy w hallu głównym. Engelking pokazując obraz z monitoringu wskazał, że winda, którą jechał Kaczmarek, nie zatrzymała się na 1. ani 2. piętrze (jak zeznawał Kaczmarek), lecz pojechała od razu na 40. piętro. Kamera z hallu windowego na 40. piętrze - z której widać wejście do restauracji (Kaczmarek utrzymywał, ze tam wszedł) - wykazała, że tam nie wszedł, a pozostał na korytarzu.

Według Engelkinga, Kaczmarek przez 11 minut od 23.15 chodził po korytarzach 40. piętra - nie było bowiem - mówił Engelking - osoby, z którą ma się spotkać. "Widać, że pan Kaczmarek zna to miejsce, porusza się po nim pewnie" - dodał.

W kolejnej klatce - mówił Engelking - widać jak z windy na 40. piętrze wysiada Ryszard Krauze, który idzie do wynajmowanego przez siebie apartamentu nr 4020 - tzw. "apartamentu wiceprezydenckiego". Gdy Krauze wszedł do swego pokoju, Kaczmarek zdecydowanym krokiem poszedł do tego samego pomieszczenia - wskazywał Engelking.

***

27 minut spędził b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek w nocy 5 lipca w apartamencie Ryszarda Krauzego w hotelu Marriott - powiedział w piątek podczas konferencji wiceprokurator generalny Jerzy Engelking, komentując treść monitoringu hotelowych kamer.

Jak zaznaczył, po wyjściu od Krauzego Kaczmarek był "bez krawata i opierał się o ścianę".

Według Engelkinga, na pewno nie był on wtedy w restauracji na 40. piętrze, a zjeżdżając z 40. piętra nie zatrzymał się ani na 1., ani na 2. piętrze; nie mógł zatem spotkać się z szefem PZU Jaromirem Netzlem - jak zeznał b. szef MSWiA.

***

Monitoring hotelowy nie zarejestrował żadnego spotkania Janusza Kaczmarka i Jaromira Netzla 5 lipca - mówił wiceprokurator generalny Jerzy Engelking na piątkowej konferencji w prokuraturze. Dodał, że dokładnie o północy w hallu hotelu pojawił się poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz.

Engelking dodał, że nie ma też nagrania z pokoju Ryszarda Krauzego ze spotkania z Kaczmarkiem na 40. piętrze Marriotta - tak samo jak ze spotkania Krauzego z Woszczerowiczem, gdzie poseł był 29 minut,

Według Engelkinga, Krauze tuż przed północą w trzysekundowej rozmowie zaprosił Woszczerowicza do Mariotta. Ten wjeżdżając na 40. piętro - podkreślał Engelking - sprawiał wrażenie zagubionego w przeciwieństwie do Kaczmarka. Następnego dnia około 6.00 rano Woszczerowicz miał prosto z Sejmu "w dużym pośpiechu" miał jechać na niezapowiedziane spotkanie z ówczesnym wicepremierem Andrzejem Lepperem.

***

To Janusz Maksymiuk po kontakcie z Andrzejem Lepperem miał wezwać na pilne spotkanie Piotra Rybę, który po chwili dzwonił do Andrzeja Kryszyńskiego - obu podejrzanych o płatną protekcję w sprawie odrolnienia ziemi - oświadczył w piątek wiceprokurator generalny Jerzy Engelking.

Według niego stało się to, gdy Kryszyński miał już w hotelu przeliczone pieniądze z otrzymanej łapówki za odrolnienie ziemi, którą dostałby od podstawionego oficera CBA - jednak po tej rozmowie gwałtownie zmienił plany i zaczął się wycofywać z transakcji.

Engelking przedstawiał łańcuch zdarzeń, po którym do Ryby i Kryszyńskiego dotarła wiadomość: 5 lipca w nocy Janusz Kaczmarek wiedzący z kręgów resortu sprawiedliwości o planowanej akcji CBA idzie na spotkanie z Ryszardem Krauze, z którym widzi się pół godziny, potem wychodzi. Po kilku minutach do Krauzego przychodzi poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz, który spędza w jego hotelowym pokoju tyle samo czasu. Następnego dnia wcześnie rano Woszczerowicz jedzie do resortu rolnictwa gdzie spotyka się z Lepperem (tak jak przy poprzednich spotkaniach, oprócz monitoringu nie ma żadnego ujawnionego zapisu rozmowy). Potem następuje kontakt z Maksymiukiem i wiadomość trafia do Ryby.

***

Szef CBŚ Jarosław Marzec informował 13 lipca ówczesnego szefa policji Konrada Kornatowskiego, że pod domem Ryszarda Krauzego w Gdyni jest ekipa CBA. Według zastępcy prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga, wynika to z podsłuchanej ich rozmowy.

Została ona odtworzona podczas piątkowej konferencji. Marzec pytał m.in. Kornatowskiego "czy ma czysty numer". Mówił mu też, że "u faceta z Gdyni takiego jednego, dużego a może największe pod płotem jest ekipa z C, chcą tam wejść". Kornatowski dopytywał się o kogo chodzi i mówił, że "nie rozumie grypsu".

Engelkin ujawnił, że chodzi o ekipe CBA pod domem Krauzego.

Chwilę po informacji od Marca Kornatowski zadzwonił do Kaczmarka. Z tej rozmowy wynika, że mówił mu, iż "jest ekipa tego debila Jasińskiego" i że chodzi o "Ryśka z Gdyni". Kornatowski odpowiada: "To wiele może wyjaśnić". Engelking ujawnił, że Jasiński to szef oddziału CBA w Gdyni.

O tym, że CBA jest "U Ryśka" (czyli Ryszarda Krauzego) szefowi CBŚ Jarosławowi Marcowi miał według Engelkinga powiedzieć dyrektor wywiadu kryminalnego Komendy Głównej Policji Mariusz S. Kornatowski zaś przekazał tę informację Januszowi Kaczmarkowi

Przedstawiono także, nagranie rozmowy Kornatowskiego z prezesem Jaromirem Netzlem. biznesmen prosił go o spotkanie i twierdził, że "robi za łącznika". Wszystkie rozmowy nagrano 13 lipca, w dniu pierwszych przesłuchań jako świadków - b. szefa MSWiA Janusza Kaczmarka, Netzla i posła SLD Lecha Woszczerowicza. Miał wówczas być też przesłuchany Krauze.

***

Nieustalony mężczyzna zadzwonił do Konrada Kornatowskiego 13 lipca po 20.00 i uprzedził go, że "może mieć gości z CBA". Kornatowski natychmiast zadzwonił do żony Janusza Kaczmarka - pytając o numer domu powiedział, że zaraz przyjedzie - podał wiceprokurator generalny Jerzy Engelking.

Rozmowa była z budki telefonicznej i nieznajomy mężczyzna przedstawił się jako jego znajomy "od śrub w samochodzie" (nie wyjaśniono o co chodzi), poprosił o to tylko, by słuchać i powiedział, że "może mieć gości z CBA".

Po tej rozmowie - mówił Engelking - Kornatowski zadzwonił do Honoraty K. (tak przedstawiono żonę Kaczmarka).

Obrońca Kaczmarka mec. Wojciech Brochwicz nie chciał powiedzieć w piątek wieczorem PAP, co się dzieje z Kaczmarkiem. "Oglądam transmisję; przepraszam" – powiedział.

Odnaleziono rozkaz Hitlera o napaści na Polskę


Rozkaz Hitlera o ataku na Polskę. Fot. Krzysztof Zasada, RMF FM

W polskich archiwach odnaleziono rozkaz Hitlera o napaści na Polskę – dowiedział się RMF FM. Do tej pory nikt z polskich badaczy nie widział tego dokumentu. To cztery strony z odręcznie wpisaną przez wodza III Rzeszy godziną rozpoczęcia operacji i podpisem Adolfa Hitlera.
Ten dokument niezauważony przeleżał w polskich archiwach prawie 60 lat i dopiero teraz na niego natrafiono.

- Po wyczerpaniu wszystkich środków politycznych, podjętych w celu usunięcia drogą pokojową nieznośnej sytuacji Niemiec na granicy wschodniej, zdecydowałem się na rozstrzygnięcie zbrojne – pisał Hitler w dyrektywie nr 1. Jest to dokument podpisany dokładnie dnia 31 sierpnia 1939 roku przez Adolfa Hitlera. Jest tu oryginalny podpis i to, co ważne, w jednym z miejsc, dokładnie w punkcie drugim jest odręcznie wpisana godzina tego natarcia – 4:45 - informuje RMF FM.

Giełdy ostro w górę, Fed gotowy do akcji


(PAP, ISB, Inf. wł., pb/31.08.2007, godz. 19:27)
Giełda warszawska podobnie jak i praktycznie wszystkie światowe rynki akcji ruszyła dziś ostro w górę. Pretekstem do wzrostów było popołudniowe wystąpienie szefa Fed Bena Bernanke, który miał zasugerować rychłą obniżkę stóp procentowych w USA oraz zapowiedź prezydenta USA George'a W. Busha, że dotknięci kryzysem na rynku kredytów mogą liczyć na pomoc.

Bernanke nie zawiódł inwestorów. Na dorocznym sympozjum Fed w Jackson Hole w stanie Wyoming. powiedział, że "Rada Rezerw Federalnych (Fed) będzie reagowała tylko w razie potrzeby, ale też będzie podejmowała wszystkie w jej opinii niezbędne kroki, aby ograniczyć szkody na rynku”.

Szef amerykańskiego odpowiednika naszego NBP ostrzegł jednocześnie, że „ograniczenia szkód dotyczą przede wszystkim wydatków konsumentów oraz wzrostu gospodarczego i mogą być efektem pogłębiającej się recesji na rynku mieszkaniowym”.

Notowania



Fed cały czas bardzo uważnie obserwuje sytuację na rynkach i będzie podejmował wszystkie niezbędne kroki potrzebne do zmniejszenia wszelkich negatywnych efektów, jakie zaistniała sytuacja może wywrzeć na wzroście gospodarczym – dodał.

W opinii Bena Bernanke kontynuowanie dalszego zacieśniania warunków udzielania kredytów zwiększyłoby tylko ryzyko, iż obecna słabość na rynku mieszkaniowym mogłaby być głębsza i trwać dłużej, niż pierwotnie zakładano.

Fed jest przygotowany do dalszej ewentualnej obniżki stopy dyskontowej, jeżeli tylko zaistnieją przesłanki do takiego kroku. Również możliwe jest zastosowanie innych narzędzi, którymi dysponuje bank, by złagodzić napięcia obecnie panujące na rynku.

Rezerwa Federalna jest gotowa na podejmowanie dalszych działań, niezbędnych do zapewnienia płynności na rynkach i spokojnego, uporządkowanego funkcjonowania rynków finansowych - powiedział Bernanke.

Szef Fed podkreślił jednak, iż bank centralny nie zamierza ratować inwestorów w przypadku podejmowania przez nich złych decyzji.

Swoje "trzy grosze" dorzucił także prezydent Stanów Zjednoczonych, George W. Bush, który zobowiązał się pomóc wszystkim osobom dotkniętym przez krach na rynku kredytów hipotecznych w USA. Prezydent zapewnił, że wszyscy dotknięci przez kryzys zachowają swoje domy.

W opinii Busha, podjęte zostaną działania, które mają w przyszłości chronić przed drapieżnymi praktykami na rynku kredytowym. Odrzucił jednocześnie możliwość ewentualnych poręczeń finansowych dla spekulantów.

Prezydent powiedział, iż FHA, agencja zajmująca się ubezpieczaniem kredytów mieszkaniowych dla osób o niskim i średnim dochodzie, zagwarantuje pożyczki dla osób mających problemy ze spłatą kredytów, co umożliwi im uniknięcie zajęcia domów i dalszą spłatę zobowiązań w bardziej korzystnym systemie ratalnym.

Rynki są obecnie w fazie przemian, następuje rewizja ryzyka na rynku, powiedział Bush, podkreślając, iż gospodarka amerykańska jako całość wciąż pozostaje na tyle silna by sprostać wszelkim turbulencjom.

Wypowiedzi Bena Bernanke oraz George'a W. Busha spowodowały ostry wzrost indeksów - zarówno w USA jak i na europejskich giełdach.

O godz. 18.30 DJI wzrastał o 1,28 proc. do 13.408,54 pkt., Nasdaq zyskiwał 1,17 proc. do 2.595,39 pkt, a S&P 500 szedł w górę o 1,43 proc. do 1.478,44 pkt.

Na piątkowym zamknięciu DAX zwyżkował o 1,57 proc. do 7.638,17 pkt, CAC 40 poszedł w górę o 1,25 proc. do 5.662,70 pkt. Londyński FTSE 100 zyskał 1,47 proc. i wyniósł 6.303,30 pkt.

Na warszawskim parkiecie WIG20 zyskał 2,99 proc. i osiągnął 3.601,55 pkt. WIG wzrósł o 2,69% do 60.649,86 pkt. Obroty wyniosły 1,7 mld zł.

OE: Legia nie do zatrzymania, mistrz Polski kolejną "ofiarą"!


ŁW/PAP /22:55
PAP/Adam Hawałej
PAP
W szlagierowym spotkaniu szóstej kolejki Orange Ekstraklasy lider rozgrywek, Legia Warszawa, pokonał na wyjeździe Zagłębie Lubin 2:0 (1:0). Zespół Jana Urbana odniósł szóste kolejne zwycięstwo, a w obecnym sezonie nie stracił jeszcze nawet gola.
Pojedynek broniących tytułu mistrza Polski "Miedziowych" z liderem ekstraklasy stał na wysokim poziomie. Nie brakowało ani zaciętej, ostrej walki, ani ciekawych, efektownych akcji z obu stron.


Początek meczu należał do gości. Podopieczni Czesława Michniewicza wyglądali na zaskoczonych bardzo ofensywną grą Legii. Efektem przewagi stołecznego zespołu był gol w 16. minucie. Składną akcję lewym skrzydłem przeprowadzili Edson i Tomasz Kiełbowicz. Ten drugi, zastępujący w podstawowym składzie Jakuba Wawrzyniaka, zdecydował się na dośrodkowanie w pole karne. Z piłką minął się Kamil Grosicki, a piłkę do własnej bramki skierował pechowo interweniujący Tiago Gomes.
Po zdobyciu gola legioniści oddali inicjatywę gospodarzom, ograniczając się do szybkich i groźnych kontrataków. Zagłębie nie potrafiło jednak znaleźć sposobu na skutecznie grającą defensywę Legii.

Jeden z kontrataków, już w doliczonym czasie gry, zakończył się drugim golem dla gości. Wprowadzony dziesięć minut wcześniej Maciej Korzym w pełnym biegu popisał się fantastycznym uderzeniem z dystansu, ustalając wynik meczu.

Rekord polskiej ekstraklasy ustanowił w piątek bramkarz Legii, Jan Mucha. Słowak nie puścił bramki już przez 599 minut i poprawił osiągnięcie Grzegorza Szamotulskiego (590 minut).

Zagłębie Lubin - Legia Warszawa 0:2 (0:1)
Bramki: Tiago Gomes (16-samobójcza), Maciej Korzym (90).
Sędziował: Robert Małek (Zabrze).
Widzów: 11 000.

Zagłębie: Michal Vaclavik - Grzegorz Bartczak, Manuel Arboleda, Michał Stasiak, Tiago Gomes - Wojciech Łobodziński (70-Szymon Pawłowski), Maciej Iwański (61-Rui Miguel), Mateusz Bartczak, Michał Goliński - Andre Nunes (55-Piotr Włodarczyk), Michał Chałbiński.

Legia: Jan Mucha - Jakub Rzeźniczak, Dickson Choto, Inaki Astiz, Tomasz Kiełbowicz - Kamil Grosicki, Aleksandar Vukovic, Roger (90-Marcin Smoliński), Edson - Piotr Giza (74-Martins Ekwueme) - Takesure Chinyama (80-Maciej Korzym).

Boruc najlepszym bramkarzem na świecie

misza
2007-08-30, ostatnia aktualizacja 2007-08-30 15:41

- W wielkich meczach Artur Boruc zawsze dokonuje wielkich rzeczy - powiedział obrońca Celticu Gary Caldwell po meczu ze Spartakiem Moskwa, w którym Polak obronił dwa rzuty karne i wprowadził Szkotów do fazy grupowej Ligi Mistrzów

Zobacz powiekszenie

W pierwszym meczu było 1:1, taki sam wynik padł w Glasgow więc o zwycięstwie musiały rozstrzygnąć rzuty karne. Polak obronił jedenastki Titowa i Kaliniczenki. - To wielki człowiek. nie tylko fizycznie, ale także psychicznie - mówił trener Celtic Gordon Strachan. Prasa podkreśla, że dzięki Borucowi Celtic zarobił przynajmniej 10 mln funtów. Tyle bowiem jest warta gra w fazie grupowej. - Artur jest najlepszym bramkarzem świata. Im ważniejszy mecz, tym lepiej gra - podkreślał Caldwell.

Postawa w rzutach karnych sprawiła, że mało się pisze o incydencie z końca pierwszej połowy. Lee Naylor bezmyślnie spowodował rzut rożny, z którego padła wyrównująca bramka dla Spartaka. Wściekły Boruc rzucił się na Anglika z pięściami, odciągało go czterech kolegów. " Ściągnął rękawice i wyglądał jakby naprawdę chciał go uderzyć" - pisze "Daily Record". - Takie rzeczy zdarzają się częściej niż myślicie. Według mnie nie wytrzymały nerwy dwóch ludzi, którzy bardzo chcieli wygrać te mecz - bagatelizuje sprawę Caldwell.

Nazwisko Boruca pojawia się w tytule każdej relacji prasowej z meczu ze Spartakiem. Od poważnych "Timesa", "Guardiana" "The Herald" po brukowe "Daily Record" i "Glasgow Evening times". "Dziękuję ci Artur" - to cytat z Shunsuke Nakamury, który nie wykorzystał karnego.

O Macieju Żurawskim, który wszedł w 7 minucie dogrywki nie pisze się prawie nic. Jeśli już to tylko jako skutecznego wykonawcę rzutu karnego.

Napisali o Borucu

57,854 kibiców, 2 drużyny, 10 milionów funtów, 120 minut, 13 rogów, 32 strzały, 1 czerwona kartka, 39 fauli, 1 bójka, 2 gole, 4 żółte kartki, 12 karnych. JEDEN BOHATER"
Tytuł relacji w "Glasgow Evening Times"

Skolimowska bez medalu

mik, PAP
2007-08-30, ostatnia aktualizacja 2007-08-30 18:25

Rekordzistka Polski Kamila Skolimowska zajęła czwarte miejsce w konkursie rzutu młotem lekkoatletycznych mistrzostw świata. Złoty medal zdobyła w Osace Niemka Betty Heidler, srebrny Kubanka Yipsi Moreno, a brązowy Chinka Zhang Wenxiu.

Zobacz powiekszenie

Rywalizacja w tej konkurencji stała na najwyższym poziom w historii MŚ - aż 9 zawodniczek przekroczyło odległość 70 m. Ku zaskoczeniu do wąskiego finału nie weszła Chorwatka Ivana Brkljacic (68,16), która miała najlepszy wynik w eliminacjach - 74,69. W tej fazie odpadła obrończyni tytułu Rosjanka Olga Kuzienkowa, wicemistrzyni olimpijska z Sydney (2000) i mistrzyni z Aten (2004).

Kamila Skolimowska rozpoczęła z wysokiego pułapu. W pierwszej próbie uzyskała odległość 73,75 obejmując prowadzenie w konkursie. Jednak trener kadry Piotr Zajcew skrzywił się, gdyż rzut był "niedokręcony". Po drugim warszawianka opuściła koło z grymasem na twarzy. Była wyraźnie niezadowolona. Na tablicy pojawił się wynik 70,54. Cieszyła się za to Heidler, która uzyskała 74,76. Pozycji liderki 24-letnia Niemka nie oddała już do końca rywalizacji.

W czwartej kolejce Kubanka Yipsi Moreno wyprzedziła Skolimowską rzutem na odległość 74,33, a zaraz po niej Polkę zepchnęła z podium Chinka Zhang Wenxiu - 74,21. Obie rywalki poprawiły jeszcze swe rezultaty w następnych próbach - odpowiednio na 74,74 i 74,39, natomiast Skolimowska rzucała bardzo regularnie (70,78 - 70,06 - 70,77) lecz za blisko, by wejść na podium.

Mistrzyni olimpijska z Sydney rozpoczęła sezon w ... Osace 5 maja. W zawodach Grand Prix IAAF była trzecia, osiągając 70,42 m. Tydzień później startowała w mityngu Super Grand Prix IAAF w Dausze, bijąc wynikiem 76,83 własny rekord Polski.

Wyniki rzutu młotem kobiet:

1. Betty Heidler (Niemcy)74,76
2. Yipsi Moreno (Kuba)74,74
3. Zhang Wenxiu (Chiny)74,39
4. Kamila Skolimowska (Polska)73,75
5. Jelena Konewczewa (Rosja)72,45
6. Eileen O'Keeffe (Irlandia)70,93
7. Clarissa Claretti (Włochy)70,74
8. Manuela Montebrun (Francja)70,36
9. Arassay Thondike (Kuba)70,20
10. Gulfija Chanafiejewa (Rosja)69,08
11. Ivana Brkljacic (Chorwacja)68,16
12. Yunaika Crawford (Kuba)67,56

Saladino zdobył historyczny medal dla Panamy

mik, reuters
2007-08-30, ostatnia aktualizacja 2007-08-30 18:20

Irving Saladino zdobył pierwszy w historii złoty medal lekkoatletycznych mistrzostw świata dla Panamy. W Osace pokonał rywali w skoku w dal wynikiem 8,57 m. To jego szesnasty z rzędu wygrany konkurs.

Zobacz powiekszenie
Fot. KAI PFAFFENBACH REUTERS
Srebro przypadło Andrew Howe'owi z Włoch, a braż - Dwightowi Philipsowi z USA, który zdobywał tytuł mistrza świata w dwóch poprzednich edycjach.

1.Irving Saladino (Panama)8.57 m
2.Andrew Howe (Włochy)8.47
3.Dwight Phillips (USA)8.30
4.Aleksey Lukashevich (Ukraina)8.25
5.Godfrey Mokoena (Rep. Płd. Afryki)8.19
6.James Beckford (Jamajka)8.17
7.Ndiss Kaba Badji (Senegal)8.01
8.Ahmad Fayaz Marzouk (Arabia Saudyjska) 7.98
9.Christian Reif (Niemcy)7.95
10.Miguel Pate (USA)7.94
11.Hussein Al Sabee (Arabia Saudyjska)7.84
.Trevell Quinley (USA)bez wyniku