piątek, 13 czerwca 2008

Stępień: Państwo musi wkroczyć

Rozmawiał Jacek Żakowski
2008-06-13, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 11:47

- Konstytucja mówi, że o wychowaniu dziecka decydują rodzice, ale trzeba wziąć pod uwagę inne czynniki: stopień świadomości i dojrzałości dziecka. Tu powinien wkroczyć sąd opiekuńczy - powiedział Prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień w "Poranku Radia TOK FM"



Jacek Żakowski: W środę wybór pańskiego następcy. 25. czerwca kończy pan kadencję jako prezes Trybunału Konstytucyjnego. Biurko spakowane?

Jerzy Stępień: Prawie.

Jacek Żakowski: Prawie? Czyli wyprowadzka gotowa.

Jerzy Stępień: Na dobrą sprawę, ja się tam mocno nie wprowadziłem, bo dopiero półtora roku temu.

Jacek Żakowski: Ale jakie to było półtora roku!

Jerzy Stępień: Bardzo intensywny.

Jacek Żakowski: A z czego pan jest najbardziej dumny?

Jerzy Stępień: Nawet nie z orzeczeń TK, bo to praca zbiorowa, ale z takiego cyklu, który zapoczątkowałem w Trybunale jesienią ubiegłego roku, którego zadaniem było pokazanie tradycji ustrojowej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Zaprosiłem specjalistów z Ameryki, Anglii i Litwy - nie tylko politologów, ale też literaturoznawców i z tego wyłonił się bardzo ciekawy obraz państwa, które już w XVI wieku miało zrealizowany trójpodział władzy. Już wtedy mieliśmy to, co w Europie osiągnięto dopiero w XVIII w. i trzeba było ludzi z zewnątrz, żeby to pokazać: to się udało. Ostatni panel odbył się w Lublinie i muszę przyznać, że przeszedł bez większego zainteresowania. Pomyślałem wtedy, że Lublin trzeba promować wśród lublinian, a Polskę - wśród Polaków.

Jacek Żakowski: Skoro już jesteśmy przy Lublinie, to wie pan, o co zapytam... Czy państwo prawa ma obowiązek zapewnić 14-letniej Agacie zabieg usunięcia ciąży skoro prawo jej na to pozwala?

Jerzy Stępień: To jest bardzo skomplikowany problem, ale w tej sprawie musi decydować są opiekuńczy. Jeśli sytuacja jest niejasna, wkraczają sądy. Konstytucja wyraźnie mówi o tym, że wychowaniu dzieci decydują rodzice - a to jest jakiś element wychowania i nadzoru. Ale jednocześnie konstytucja mówi, że trzeba uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, jego wyznanie i przekonania religijne. Tu nie można rozstrzygnąć wszystkiego decyzją rodziców. Nie podejmuję się oceny stanu świadomości tego dziecka. Wokół tej sprawy powinno jak najmniej szumu, bo to jest kolejny olbrzymi dramat dla Agaty.

Jacek Żakowski: Organizacje prolife zrobiły gigantyczne zamieszanie.

Jerzy Stępień: I należy je mitygować za to równie ostro. Zresztą jak całą prasę. Wyrządza się temu dziecku - ale też jej rówieśnikom, którzy obserwują tę sytuację - ogromną krzywdę. Na tym przykładzie setki tysięcy dzieci w Polsce będą podejmować jakieś decyzje, wybierać jakieś opcje.

Jacek Żakowski: Ja rozumiem, jakie będą te opcje. Jak się małej dziewczynce coś takiego zdarzy, jej rodzice zrobią wszystko, żeby jak najszybciej pojechać do Francji i załatwić sprawę, bo tam koledzy z Frondy nie będą pikietowali pod szpitalem. Jak się znam na geografii to wkrótce powstanie stowarzyszenie, które będzie pomagać w takich sytuacjach. Ale chciałbym pana zapytać, czy to jest działanie zgodne z prawem? Że wysyła się list do ordynatora z żądaniem nieprzeprowadzenia aborcji? Czy to jest nakłanianie do przestępstwa czy uprawnione działanie? Wywieranie presji na lekarza?

Jerzy Stępień: Ja bym powiedział, że to nie jest działanie nieuprawnione.

Jacek Żakowski: W jakim sensie? Że to narusza prawo czy jest po prostu nieładne?

Jerzy Stępień: Trudno tu decydować, w trakcie audycji radiowej, o winie lub jej braku. Ja od zawsze staram się mitygować tych, którzy przedwcześnie orzekają o winie. Musimy trzymać się zasady domniemania niewinności.

Jacek Żakowski: Tak, ale czy wywieranie presji na lekarza w kwestii decyzji, jaką ma podjąć jest bezprawne?

Jerzy Stępień: Bezprawne. Bo to jest też przecież kwestia tajemnicy lekarskiej, wszystkich tych delikatnych sfer, które istnieją między córką, matką i lekarzem. To jest cały obszar bardzo skomplikowanych stosunków i naprawdę wara wszystkim od tych relacji.

Jacek Żakowski: Ale czy media powinny zostawić tę dziewczynkę samopas, na pastwę ruchów prolife?

Jerzy Stępień: Wiadomo, że media tego nie zostawią. Ja mam wrażenie, że we wszystkich tych publikacjach chodzi nie tyle o tę dziewczynkę, ale o wojnę psychologiczną i ideologiczną, jaką prowadzą media. Nie chodzi o dobro dziecka.

Jacek Żakowski: Wydawało się, że ta wojna jest rozstrzygnięta, gdy kościół katolicki zaakceptował kompromis aborcyjny.

Jerzy Stępień: Można było wtedy mówić o mądrości etapu.

Jacek Żakowski: I ten etap się skończył?

Jerzy Stępień: Moim zdaniem nie, ale trzeba ten etap szanować i pilnować go.

Jacek Żakowski: Ale co by to miało znaczyć - żeby dopilnować, żeby ta dziewczynka mogła skorzystać ze swojego prawa?

Jerzy Stępień: Mamy ustawę, mamy sądy, mamy cały aparat państwowy - właśnie od tego, żeby w trudnych sytuacjach podejmować trudne i skomplikowane decyzje.

Jacek Żakowski: Ale te sądy przecież też są pod presją tych księży i organizacji prolife.

Jerzy Stępień: Ale sędzia jest do tego, żeby nie poddawać się presji, sędzia bierze odpowiedzialność za swoją decyzję. Dziennikarze i działacze organizacji prolife - czy jakichkolwiek innych - nie biorą na siebie odpowiedzialności za ten szczególny przypadek. To jest w sferze ich działania, organizacji, wojny ideologicznej, jaką prowadzą. I tę odpowiedzialność zostawmy rodzicom, mądremu sędziemu - bo przecież chodzi tu o dobro dziecka.

Jacek Żakowski: Zmieńmy temat. Mogę następny trudny?

Jerzy Stępień: Proszę. Będzie trudniejszy?

Jacek Żakowski: Nie wiem.

Jerzy Stępień: Bo to, o czym rozmawialiśmy jest bardzo trudne.

Jacek Żakowski: Potwornie trudne - to jest pytanie o to, czy państwo powinno wchodzić między matkę i córkę.

Jerzy Stępień: Sąd opiekuńczy powinien wejść - w tym sensie powinno wejść państwo.

Jacek Żakowski: Następny trudny. Czy pan prezydent Kaczyński powinien był wyrokować w sprawie pana prezydenta Wałęsy? Czy urzędujący prezydent Rzeczpospolitej ma prawo podważać istniejący prawomocny wyrok sądu?

Jerzy Stępień: Nie powinien.

Jacek Żakowski: Ale wolno mu czy mu nie wolno?

Jerzy Stępień: Moim zdaniem wykracza to poza zakres jego kompetencji.

Jacek Żakowski: Narusza jego status czy nie?

Jerzy Stępień: To jest taka szara strefa. Nigdzie żaden urzędnik państwowy nie powinien podważać prawomocnych wyroków sądowych. Na tym polega demokracja konstytucyjna i państwo prawa, w przeciwnym razie żyjemy w chaosie i anarchii.

Jacek Żakowski: Czyli pan prezydent Kaczyński wykreował w Polsce chaos i anarchię mówiąc to, co powiedział?

Jerzy Stępień: Moim zdaniem nie powinien się tak zachować. Widziałem ten program, w którym obcesowo i z lekkością Kaczyński nazwał Wałęsę tak, jak go nazwał. Z punktu widzenia prawa oczywiście nie mógł tego zrobić. Nie byłbym w stanie zrozumieć, skąd wzięła się siła Wałęsy w Solidarności, gdyby nie ta opresyjna sytuacja, w której znalazł się na początku lat 70. On był sam na sam z totalitaryzmem, w straszliwej opresji. Z tej sytuacji się wyzwolił - i ja rozumiem, skąd bierze się jego siła. Bo dopiero w sytuacji skrajnego zagrożenia życia i wyjścia z opresji, przychodzi moment wielkiej siły. Z tego punktu widzenia, rozumiem Lecha Wałęsę w Stoczni Gdańskiej. Wszystkie ataki na przeszłość Lecha Wałęsy go wzmacniają, on wygrywa w ten sposób.

Jacek Żakowski: Bo większa radość z jednego nawróconego grzesznika..

Jerzy Stępień: Nawet jeśli możemy tu mówić o grzeszniku. On na pewno był w sytuacji opresyjnej i się z niej wyzwolił i to jest piękno życia człowieka, to jest jego heroizm, który nie bierze się z prostego życia, bierze się ze skomplikowanego życia.

Jacek Żakowski: Może tego mu Kaczyński zazdrości?

Jerzy Stępień: A to już kwestia psychologii...

Jacek Żakowski: Sędzia musi być trochę psychologiem!

Jerzy Stępień: Ale chyba bardziej zwykły sędzia. Konstytucyjny ocenia prawo. Byłem kiedyś zwykłym sędzią. To fascynujące zajęcie, choć bardzo wypalające.

Jacek Żakowski: I co dalej z panem będzie?

Jerzy Stępień: Czeka mnie następna fantastyczna przygoda. Jedna z prywatnych szkół zaproponowała mi tworzenie szkoły administracji publicznej, trochę na wzór amerykańskich uczelni. Będę mógł teraz uczyć młodzież i dzielić się swoim doświadczeniem.

Jacek Żakowski: Fajnie ma ta młodzież w Polsce.

Jerzy Stępień: Z niecierpliwością czekam na początek roku akademickiego.

Źródło: TOK FM

Geremek: wynik referendum w Irlandii przekreślił Traktat

ga PAP
2008-06-13, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 22:31

Wynik referendum w Irlandii "w zasadzie przekreślił" Traktat Lizboński - uważa europoseł Bronisław Geremek (PD) i przewiduje, że przyszłotygodniowy szczyt Unii Europejskiej zdecyduje, jakie działania powinna podjąć Unia w reakcji na negatywny wynik czwartkowego głosowania Irlandczyków

Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Bronisław Geremek
ZOBACZ TAKŻE
"Jest poczucie dramatyzmu sytuacji i propozycje, jakie padną na najbliższej Radzie Europejskiej, w sposób bardzo istotny określą co dalej" - powiedział Geremek. Jego zdaniem, głównym pytaniem jest "co dalej robić z Unią Europejską i dla Unii Europejskiej".

Przyznał, że UE przeżyła już wiele kryzysów, ale "nigdy nie postępowała naprzód, gdy nie ma nadziei, gdy było zwątpienie i gdy było poczucie klęski". "A niestety ta seria negatywnych referendów: francuskie, holenderskie (dotyczące ratyfikacji Traktatu Konstytucyjnego w 2005 roku) i teraz irlandzkie taki właśnie klimat wytworzyły" - ocenił.

"Trzeba mieć świadomość, że nie ma planu B, planu, który zastąpiłby Traktat Lizboński, bo już sam Traktat Lizboński był panem B w stosunku do Traktatu Konstytucyjnego" - dodał.

W jego opinii jest to "nowa sytuacja, kryzysowa dla Unii Europejskiej, i trzeba znaleźć dla niej rozwiązania natychmiastowe i rozwiązania rozłożone w czasie". Wyraził jednak przekonanie, że proces ratyfikacji Traktatu z Lizbony powinien być kontynuowany.

"Można uznać, że został zakończony pewien rozdział, przystąpić do pracy i stworzyć nowe rozwiązanie traktatowe" - uważa były szef polskiej dyplomacji. Podkreślił jednak, że oznacza to wieloletni proces.

Powtórzyć referendum?

Geremek przyznał, że jedną z możliwości jest powtórzenie referendum w Irlandii. Uważa jednak, że przypominanie tego, że Irlandia już raz w jednym referendum odrzuciła traktat (Nicejski) a w drugim go przyjęła, nie może służyć za przykład.

"Założenie, że referendum zostanie ponowione mnie się wydaje sprzeczne i z kultura demokratyczną i z analizą nastrojów społeczeństwa irlandzkiego" - powiedział polityk Partii Demokratycznej-demokraci.pl.

Polska traci na blokadzie Traktatu

Inną możliwością jest - jego zdaniem - przyjęcie założenia, że będzie tak jak było dotychczas, czyli że "życiem wewnętrznym UE będzie nadal rządził Traktat Nicejski". Byłoby to jednak rozwiązanie niekorzystne dla Polski, ponieważ blokuje "to, co Polsce potrzebne jest jak powietrze", czyli unijne polityki: energetyczną, zagraniczną, a także kolejne rozszerzenia wspólnoty. "Polska z powodu blokady Traktatu Lizbońskiego traci i to traci bardzo wiele" - uważa Geremek.

"Stany Zjednoczone Europy"?

Kolejnym rozwiązaniem, jakie widzi europoseł, jest utworzenie "Stanów Zjednoczonych Europy", które tworzyłyby głównie kraje założycielskie i te, które należą do strefy euro. "Można założyć, że rozwiązanie Europy różnych szybkości byłoby proponowane, ale uważam, że nie byłoby to korzystne dla Polski i nie byłoby korzystne także dla Europy" - ocenił.

Dodał, że obawia się "działań, które traktowane byłby jako działania represyjne", czyli wyłączeń jakiegoś kraju, lub krajów, z polityk wspólnotowych, bo - jak uzasadniał - osłabiłoby to tylko UE.

"Istnieją różne scenariusze, ale żaden z nich nie jest scenariuszem dobrym, są jednak mniejszym złem niż kontynuowanie obecnej sytuacji" - podsumował Geremek.

Tusk za dalszą ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego

ga PAP
2008-06-13, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 22:33

Premier Donald Tusk opowiada się za tym, aby mimo odrzucenia Traktatu Lizbońskiego w irlandzkim referendum, reszta krajów Unii Europejskiej ratyfikowała ten dokument.

Zobacz powiekszenie
Fot. Robert Kowalewski / AG
Premier Donald Tusk
ZOBACZ TAKŻE
Jak powiedział podczas piątkowego nieformalnego spotkania z dziennikarzami, ma powody sądzić, że także prezydent Lech Kaczyński jest zainteresowany ratyfikacją przez Polskę Traktatu Lizbońskiego.

Jednocześnie zapowiedział, że jeszcze przed przyszłotygodniowym szczytem w Brukseli będzie rozmawiał z prezydentem o dalszych losach Traktatu, m.in. w kontekście irlandzkiego referendum. Zastrzegł, że nie chce popędzać prezydenta, jeżeli chodzi o ratyfikację Traktatu. "Byłbym ostatnim, który popędzałby Lecha Kaczyńskiego, kilka dni do szczytu w Brukseli nikogo nie zbawi. Trzeba zobaczyć, jak będzie wyglądał główny nurt propozycji unijnych wobec Irlandii" - oświadczył Tusk.

Zdaniem premiera, trzeba też poczekać, co zaproponują sami Irlandczycy. Nie spodziewa się raczej powtórzenia referendum, ale -jak mówił - żadnego ze scenariuszy nie można wykluczyć.

"Szanuję decyzję Irlandczyków"

W oświadczeniu premier napisał: "wynik irlandzkiego referendum wcale nie musi przekreślać szans na wprowadzenie traktatu lizbońskiego w życie". "Możemy znaleźć rozwiązania, które uwzględnią obawy Irlandczyków, bez konieczności naruszania całej reformy traktatowej" - zaznaczył. "W przeszłości z takich możliwości skorzystano w stosunku do innych państw członkowskich przy okazji Traktatu o Unii Europejskiej z 1992 r. Za wszelką cenę powinniśmy uniknąć scenariusza Unii Europejskiej dwu prędkości" - czytamy w oświadczeniu.

Premier podkreślił, że szanuje decyzję Irlandczyków. Zaznaczył też, że debata na temat obecnej sytuacji "nie powinna się (...) stać pretekstem do pouczania i krytykowania jednego kraju". "Zastanówmy się co uczynić dla lepszego zrozumienia przez Europejczyków traktatu i wynikających zeń korzyści" - napisał.

Według Tuska, wynik referendum w Irlandii wymaga zajęcia stanowiska przez irlandzki rząd, a następnie debaty w gronie szefów państw i rządów podczas zbliżającego się szczytu UE.

Tusk przypomniał, że UE przechodziła już przez trudne momenty i za każdym razem wychodziła silniejsza z kryzysu, gotowa do kontynuowania swoich zadań i podejmowania nowych wyzwań. "Wierzę, że tak będzie i tym razem" - podsumował w oświadczeniu.

Irlandia odrzuciła Traktat. Bruksela w szoku

mar, PAP
2008-06-13, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 22:21
Zobacz powiększenie
Naklejka namawiająca do głosowania przeciwko ratyfikacji, Dublin, 10.06.2008 r.
Fot. Niall Carson AP

Przeciwnicy Traktatu Lizbońskiego zwyciężyli w Irlandii. Wg oficjalnych wyników referendum przeciw Traktatowi opowiedziało się 53,4 proc. Irlandczyków, za - 46,6 proc. Podczas odczytywania wyników słychać było wiwaty i owacje. W Brukseli szok wśród eurokratów oraz polityków.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Surdziel / AG
Liczenie głosów w Dublinie
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Surdziel / AG
Liczenie głosów w Dublinie
Za ratyfikacją Traktatu oddano 752 tysiące 451 głosów, a przeciwko - 862 tysiące 415 głosów, czyli o 110 tysięcy więcej. Frekwencja wyborcza wyniosła 53,13 proc. Do głosowania uprawnionych było 3 051 278 Irlandczyków. Oddano 6 171 nieważnych głosów. Irlandia była jedynym krajem "27", w którym ratyfikacja przebiegała na drodze referendum.

- Premier Donald Tusk opowiada się za tym, aby mimo odrzucenia Traktatu Lizbońskiego w irlandzkim referendum, reszta krajów Unii Europejskiej ratyfikowała ten dokument.

Wynik referendum w Irlandii to "ciężki cios" - mówi minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier.

Referendum w Irlandii "zwycięstwem wolności" - mówi prezydent Czech Vaclav Klaus.

To jeszcze nie kryzys UE - mówi kanclerz Niemiec Angela Merkel.

Szef Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso opowiedział się mimo tego za kontynuowaniem ratyfikacji w kolejnych państwach UE. - Wierzę, że odrzucenie Traktatu nie było głosowaniem przeciwko Unii - dodał Barroso. - Traktat nie jest martwy - przekonywał.

Tusk: Referendum w Irlandii nie dyskwalifikuje Traktatu





Szok w Brukseli

Odrzucenie Traktatu wywołało szok wśród eurokratów oraz polityków w Brukseli. Część eurodeputowanych wezwała do kontynuowania ratyfikacji; inni apelują o specjalny szczyt UE.

- Traktat z Lizbony jest praktycznie martwy, trudno mi sobie wyobrazić, by Irlandia zgodziła się na powtórne głosowanie - powiedział brytyjski liberał Andrew Duff, który reprezentował Parlament Europejski podczas negocjacji zarówno eurokonstytucji, jak i Traktatu z Lizbony. - Renegocjacja jest niemożliwa, bo powody, dla których ludzie odrzucili traktat, to zatruty koktajl absurdalnych argumentów. To tragiczny wynik dla Irlandii, Unii Europejskiej oraz miejsca Europy w świecie. Problemy, na które odpowiadał Traktat z Lizbony, jak potrzeba większej demokracji, skuteczności i zdolności do działania, pozostają - dodał.

Z kolei niemiecki chadek Elmar Brok zdecydowanie wezwał do kontynuowania procesu ratyfikacji w innych krajach. - Irlandzkie "nie" jest nieszczęśliwe. Niemniej jednak musimy kontynuować ratyfikację; w interesie wszystkich państw UE jest wejście w życie Traktatu z Lizbony - powiedział Brok. Ostrzegł przed ponowną renegocjacją traktatu: - Obecny tekst jest rezultatem wieloletnich dyskusji, w które włączony był Parlament Europejski i opinia publiczna. Tylko ten traktat daje podstawy, by sprostać tak kluczowym sprawom jak bezpieczeństwo energetyczne, zmiany klimatyczne, imigracja czy walka z terroryzmem i zorganizowaną przestępczością. Traktat z Lizbony jest najlepszy, jaki mogliśmy przyjąć, i dlatego nie możemy się poddawać.

Zdaniem socjalistów w Parlamencie Europejskim odrzucenie traktatu przez Irlandczyków powinno skłonić liderów do "debaty o tym, jakiej Unii Europejskiej chcemy". - Ratyfikacja powinna być kontynuowana w innych krajach. Ale fakt, że pracujący ludzie w Irlandii odrzucili traktat, pokazuje, że potrzebujemy UE bardziej socjalnej, Unii, która odpowiada na obawy dnia codziennego, jak rosnące ceny żywności czy paliwa - powiedział lider socjalistów Martin Schulz.

Z kolei lider liberałów w Parlamencie Europejskim Graham Watson wezwał do zorganizowania specjalnego szczytu "27". - Wszystkie 27 krajów musi zdecydować, jaki będzie los Traktatu z Lizbony i reform, jakie on proponuje, oraz zobowiązać się do podjęcia konkretnych działań na rzecz wyjaśnienia, czym jest Unia Europejska, jak działa i dlaczego warto ją popierać.

Jakie mogą być skutki irlandzkiego "nie"?

- To zła wiadomość dla Europu - mówi Gazecie. pl politolog Aleksander Smolar. Według niego irlandzkie "nie" pogłębi europejski pesymizm . - Traktat reformował działanie Unii po przyjęciu nowych państw w 2004 i 2007 r. Gdy zostanie przez Irlandczyków odrzucony, Unia znów pogrąży się w wieloletniej dyskusji o nowym dokumencie - mówi w wywiadzie dla ''Metra'' Paweł Świeboda, dyrektor Centrum Strategii Europejskiej "demosEuropa".

Zamiast zajmować się więc obmyślaniem strategii skutecznego konkurowania z innymi światowymi potęgami jak USA, Chiny lub Indie, Unia znów utknęłaby w jałowych sporach. Przepadłaby także wspólna polityka obronna i zagraniczna.

Co dalej Europo - komentarz Jacka Pawlickiego

Roger, piłkarz z innej bajki - analiza statystyczna

Adam Romański
2008-06-12, ostatnia aktualizacja 2008-06-12 23:45
Zobacz powiększenie
Fot. CHRISTIAN CHARISIUS REUTERS

Komentarz do gry Rogera w meczu z Austrią musi być jednoznaczny i krótki - Brazylijczyk (z urodzenia) jest piłkarzem z kompletnie innej bajki niż pozostali reprezentanci Polski.

Dramat Polaków na Euro! Karny w ostatniej minucie!

Oceny Polaków: Super Boruc, Jop katastrofa

Grając po raz drugi na dokładnie tej samej pozycji co Maciej Żurawski ośmieszył wysiłki polskiego kapitana, który w pierwszej połowie meczu z Niemcami grał wyłącznie do tyłu. Jak można inaczej, pokazał piłkarz Legii.

Rogerowi wyraźnie szkoda czasu i wysiłku na granie do Dudki i Lewandowskiego, co nie może dziwić. On jest odpowiedzialny za kreowanie gry, więc kreuje. W całym meczu miał 16 podań do przodu, a czego 13 na połowie ataku, a tylko 8 podań do tyłu. Do tyłu podawał tylko i wyłącznie wtedy, kiedy musiał.

Dwa razy Rogerowi udały się dryblingi, a próbował wielokrotnie. Stąd też - oraz z prób zagrania efektownie i jednocześnie skutecznie - wzięło się aż 14 strat.

Zgodnie ze stereotypem Roger był mniej aktywny w defensywie, w meczu z Austrią potrafił jednak wywalczyć kilka piłek. Miał cztery przechwyty, z czego aż trzy blisko pola karnego rywali, i dwa wybicia piłki. W kilku momentach było także widać, że na tle świetnie biegających Austriaków Roger był bardzo wolny. Ale skoro fatalnie gra Jacek Krzynówek, a Polska nie ma żadnych innych kreatywnych piłkarzy (grają tylko dwaj defensywni pomocnicy i dwaj napastnicy), Roger z innej bajki jest zbawieniem. No i na dodatek zdobył gola.



STATYSTYKI ROGERA Z MECZU Z AUSTRIĄ

Zagrania na połowie atakowanej

podania celne do przodu 13

podania celne do tyłu 7

straty 11

piłki przejęte 3

piłki wybite 0

faule 2

faulowany 2

Zagrania na połowie bronionej

podania celne do przodu 3

podania celne do tyłu 1

straty 3

piłki przejęte 1

piłki wybite 2

faule 0

faulowany 0

Pod bramką Austriaków

strzały 1

strzały celne 1

podania kluczowe 2

Roger Guerreiro: Jestem załamany

Rozmawiał Dariusz Wołowski
2008-06-13, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 00:53
Zobacz powiększenie
Roger Guerreiro
Fot. CHRISTIAN CHARISIUS REUTERS

- Jestem załamany jak wszyscy. Mieliśmy trzy punkty w garści do 93. minuty. Nadzieja umiera jednak ostatnia

SERWISY
Golański: Czuję się oszukany jako piłkarz i Polak

Dariusz Wołowski: Owacja na stojąco, gdy Pan schodził z boiska. Zadowolony?

Roger Guerreiro: Kiedy dostawałem obywatelstwo ludzie w Polsce byli źli, albo przynajmniej wątpili. Ja chciałem im udowodnić, że było warto. Kocham Polskę, choć oczywiście nie przestałem kochać Brazylii. Dobrze, że Polacy zaczynają mnie akceptować.

Był karny, czy nie?

- Nie wiem, nie widziałem dobrze. Ale w polu karnym zdarza się wiele takich sytuacji i karnych nie ma. Czuję się bardzo rozczarowany. Tak bardzo, że nie umiem odpowiedzieć



Komu dedykował Pan gola?

- Ojcu. Umarł w grudniu i każdą bramkę dedykuję odtąd jemu.



Bardzo się Pan na tym Euro wypromował.

- Może, ale oddałbym wszystkie indywidualne nagrody za trzy punkty i szansę gry o ćwierćfinał z Chorwatami. Ale się nie poddamy. Wygramy z nimi jeśli nie dla awansu, to dla naszych kibiców. Ludzie w Polsce na to zasłużyli.

Austria była w pierwszej pierwszej połowie zdecydowanie lepsza.

- Tak, mieli masę sytuacji. Ale potem opanowaliśmy sytuację. W drugiej części to my kontrolowaliśmy mecz. Tak bardzo żal tego zwycięstwa.

Najlepszy w drużynie w czwartym meczu w reprezentacji?

- Nie ma to dla mnie znaczenia, marne pocieszenie. Piłka to gra zespołowa, nie liczy się nic oprócz wygranej drużyny. Nadzieja umiera ostatnia. Będziemy jeszcze walczyć.

Jak w polskiej lidze uchował się tak dobry piłkarz? Dlaczego inni Pana koledzy z ligi polskiej na Euro gubia się zupełnie.

- Nie wiem. Może są za bardzo spięci. Dla mnie futbol to miłość. Ja wychodzę na boisko z radością. To jedyne co umiem robić. Gdy się robi to co się kocha to efekty przyjdą. Futbol nie zdradza, choć w czwartek nas trochę zdradził.

Chciałby Pan grać w lepszej lidze?

- Tak. Ale te myśli zostawiam na potem. Teraz jest Euro i jestem winien Polsce dobry mecz z Chorwatami. A może jeszcze następny. Potem odpocznę i się zastanowię. Mam kontakt z Legią, ale jak bedżie dobra oferta zostane pewnie sprzedany. Z Hiszpanii? Dlaczego nie.

Leo: Nie wierzę w awans do ćwierćfinału

Boruc: Nienawidzę takich sytuacji, nienawidzę

not. rb, dw misza
2008-06-13, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 00:05
Zobacz powiększenie
Artur Boruc
Fot. Rados3aw JóYwiak / AG

Większość polskich piłkarzy krytykowała sędziego. Wyłamał się Artur Boruc: - Sędzia? To w końcu my gramy i biegamy za piłką po boisku. Przykro mi, bo takie remisy, z zespołami gorszymi od siebie, bolą bardziej niż porażki z lepszym od siebie - powiedział bramkarz reprezentacji. Rozgoryczony był Paweł Golański: - Czuję się oszukany jako piłkarz i Polak. Jasne, mogliśmy wcześniej strzelić drugiego gola, ale takich karnych się nie dyktuje - mówił po meczu

SERWISY
Polacy mówią o meczu z Austrią:

Paweł Golański: Czuję się oszukany jako piłkarz i Polak. Jasne, mogliśmy wcześniej strzelić drugiego gola, ale takich karnych się nie dyktuje. Przed mistrzostwami mieliśmy spotkanie z przedstawicielem FIFA na temat sędziowania. Powiedziano nam, że każda próba symulowania, wymuszania karnego będzie karana kartką. Dlaczego więc Vastić jej nie dostał na początku drugiej połowy? Co do naszej bramki - spalonego nie było. Widzieliśmy tę sytuację na powtórkach, w szatni. W pierwszej połowie graliśmy słabo, w drugiej oni nie stworzyli sobie sytuacji. O szansach na ćwierćfinał nie mówię, nadzieję odebrał nam sędzia.

Mariusz Jop: Na początku nie zrozumiałem się z Marcinem Wasilewskim. Myślałem, że jestem sam, nie widziałem tego Austriaka. Dobrze, że dziś mieliśmy Artura w bramce. W drugiej sytuacji, po naszym rożnym, poszła kontra i bodaj Michał Żewłakow nie wyszedł do spalonego. Ale nie spodziewałem się zmiany w przerwie. Jasne, że takie karne z "kapelusza się zdarzają, tylko dlaczego to zawsze spotyka nas?

Dariusz Dudka: Sędzia odebrał nam szanse na ćwierćfinał. Jakby każdy arbiter gwizdał takie faule, to w każdym meczu byłoby po dziesięć karnych. Na początku źle sobie podpowiadaliśmy, znowu zawiodła komunikacja. Zaczęliśmy mecz źle mentalnie, złe było wszystko: od ustawienia przez podania do akcji. Potem się uspokoiliśmy, odepchnęliśmy Austriaków od naszej bramki. A w końcu i tak o wszystkim zdecydował sędzia... Na nic nasz wysiłek.

Artur Boruc: Nienawidzę takich sytuacji, nienawidzę. Coś sobie obiecujemy, mówimy, a potem... wygląda to kompletnie odwrotnie. No, ale od tego jestem żeby bronić. Nie wyciągamy żadnych wniosków z pomyłek i to boli. W końcu wybrnęliśmy z opresji, ale jak się okazało - nie do końca. Sędzia? To w końcu my gramy i biegamy za piłką po boisku. Dziś nam nie pomógł, to fakt. Takie życie. Nie ma żadnego znaczenia, że nie było kołyski dla mojego synka... Przykro mi, bo takie remisy, z zespołami gorszymi od siebie, bolą bardziej niż porażki z lepszym od siebie, kiedy nie możesz nic poradzić.



Jacek Bąk: Nie mam słów. A Anglii takich karnych ten pan pewnie nigdy by nie gwizdnął. W ostatniej chwili opanowałem nerwy, bo mało brakowało, a złapałbym tego gościa za gardło. Jeden człowiek decyduje o naszym wysiłku, poświęceniu... Marnuje to. Czuję się, jakbym dziś przegrał. Początek był taki sam jak z Niemcami. Błąd gonił błąd, ale Artur jest w wielkiej formie. "Jedziemy" do końca. Jak jeszcze jest szansa, trzeba spróbować.

Marek Saganowski: Kiedyś grałem na prawej pomocy. To było dziesięć lat temu w młodzieżówce, w meczu z Włochami w Katowicach. A potem wystawił mnie na tej pozycji trener Polak w ŁKS, w meczu z Pogonią. O tym, że zagram z Austrią, dowiedziałem się rano. Miałem być skrzydłowym, ale zejść do ataku i zobaczyć, jak zareaguje rywal. Tymczasem, to on lepiej wytrzymał psychicznie i na początku było z nami krucho. Pogubiliśmy się zupełnie. Od samego początku arbiter nie był sprawiedliwy, obawialiśmy się tego. Po porażce Szwajcarii głupio przecież byłoby, żeby obaj gospodarze odpadli po pięciu dniach turnieju. Skoro awans jest możliwy, to zaczekajmy do poniedziałku. Czy wygralibyśmy zasłużenie? W Southampton, dzień po meczu, zawsze mamy analizę spotkania i pada to pytanie. Odpowiedź jest jedna: liczą się gole i wynik, za parę lat wszyscy zapomną, co by było, gdyby... O arbitrze powiem jedno: gdyby pan Webb podyktował taką jedenastkę w Premier League, odpocząłby od sędziowania przez parę miesięcy.



Brytyjskie media kłamią o Polakach

Twierdzą, że nasi piloci nie znają angielskiego

Brytyjskie media kłamią o Polakach

Samolot LOT był w ubiegłym roku o krok od katastrofy nad londyńskim lotniskiem Heathrow, po tym jak między pilotami i wieżą kontrolną doszło do nieporozumienia. Dziennik "The Times" i władze brytyjskiego lotnictwa twierdzą, że zawinili polscy piloci i ich niska znajomość angielskiego - pisze DZIENNIK.

czytaj dalej...
REKLAMA

Utrzymują też, że polscy piloci należą do najsłabiej mówiących po angielsku. Przedstawiciele polskiego lotnictwa zarzucają gazecie manipulowanie danymi, zaś LOT odrzuca winę swoich pilotów.

Do incydentu doszło w czerwcu ubiegłego roku. Należący do polskich linii boeing 737 w trakcie startu zboczył z trasy i o mało co nie zderzył się z inną maszyną. Powodem groźnego incydentu miał być błąd załogi boeinga, która źle wpisała do systemu współrzędne. Widząc, co się dzieje, kontrolerzy lotów natychmiast skontaktowali się z pilotem, ten jednak - według "Timesa" - nie potrafił zrozumieć niektórych poleceń.

Rzecznik LOT, którego zapytaliśmy o komentarz do sprawy, wszystkiemu zaprzecza. "Załoga postępowała zgodnie z procedurami" - mówi DZIENNIKOWI Wojciech Kądziołka. Ewentualne błędy komunikacyjne jego zdaniem mogły wziąć się stąd, że pilot jednocześnie rozmawiał z wieżą i prowadził skomplikowane czynności związane z naprowadzaniem samolotu do ponownego lądowania.

DZIENNIK dotarł do dokumentu z transkryptem rozmowy. Nie znaleźliśmy żadnego fragmentu, w którym pilot wykazuje się niezrozumieniem poleceń. Podobnego zdania był ekspert, któremu pokazaliśmy zapis tej rozmowy. "Wszystko jest wykonywane poprawnie, nie zauważyłem braku komunikacji" - powiedział DZIENNIKOWI doświadczony pilot Krzysztof Zbroja.

"Times" próbował historyjką z Heathrow zilustrować inny problem - twierdzi, że na brytyjskich lotniskach zbyt często lądują załogi niemówiące po angielsku, co obniża bezpieczeństwo lotów.

Brytyjska gazeta twierdzi, że w Polsce problem ma szczególne rozmiary i że spośród 800 polskich pilotów jedynie 15 zdało międzynarodowy egzamin językowy, którego wymaga Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego (ICAO). Według naszych rozmówców jednak i to jest nieprawdą. "Egzamin zdało 160 z 2 tys. polskich pilotów, pozostali mają czas do 2011 r." - mówi rzecznik Urzędu Lotnictwa Cywilnego (ULC) Karina Wiązowska.

Incydent na Heathrow wydarzył się, gdy na pokładzie boeinga było 95 osób - pasażerów i członków załogi.

Rozmowa wieży lotniska z pilotem polskiego samolotu:

Londyn: And Lot two eight two i see you have navigation problems you appear to be tracking to the west now

LOT: Turning R-Er right on Er west lot Er turning left on west lot s-Er two eight two

Londyn: Lot two eight two can you continue a right turn a right hand turn of one eighty degrees

LOT: turn Er right nineteen degrees lot Er two eight two

Londyn: Lot two eight two one hundred and eighty degrees to the right LOT: To the right one eighty degrees lot er two eight two

Londyn: And lot two eight two what heading do you think you’re flying at the moment

LOT: now is er heading f-three three zero

Londyn: Kay lot two eight two right turn now heading zero niner zero degrees

LOT: turn er right on heading zero nine zero degrees

Londyn: and lot two eight two I see you have navigations problems do you have any other problems lying your aircraft

LOT: er only the navigations


Bogdan Fydrych, ekspert Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych: Na podstawie tego dialogu nie można powiedzieć, że pilot nie zna angielskiego lub zna słabo. Raczej, że słabo słyszy, co mówi kontroler i zastanawia się, jak opanować sytuację.

Ten dialog to rozmowa pilota samolotu LOT lecącego z Londynu do Warszawy z brytyjskim kontrolerem lotów. Kontroler zwraca się do pilota, chce mu pomóc w rozwiązaniu problemów nawigacyjnych.

Wprawdzie na początku rozmowy pilot się myli, ale bardzo szybko się poprawia i później już nie ma problemów językowych. Pojawiają się pewne zająkniecia, chwile zastanowienia, "er", czyli moment zawahania, ale widać, że te problemy wynikają ze stresu pilotów i otaczającego ich szumu.

Rosja oskarża: Polska wywołała II wojnę światową

Według Moskwy, mszczą się za Katyń

Rosja oskarża: Polska wywołała II wojnę światową

Rosjanie przedstawili Polsce listę 14 problemów, które ich zdaniem uniemożliwiają porozumienie z naszym krajem w sprawie przeszłości. Większość z nich to ewidentne historyczne kłamstwa, sugerujące, że w czasach Lenina i Stalina to nie Polacy byli ofiarami Sowietów, lecz Sowieci Polaków - pisze DZIENNIK.

czytaj dalej...
REKLAMA

Jak dowiedział się DZIENNIK, Rosjanie twierdzą w dokumencie, że Polacy dopuścili się w 1920 r. zbrodni wojennych na jeńcach przetrzymywanych po wojnie polsko-bolszewickiej. Obwiniają także Polskę o współudział w rozpętaniu II wojny światowej - do którego miałaby się przyczynić aneksja Zaolzia w 1938 r. To jeszcze nie koniec. Według Rosjan Polacy są współwinni nie tylko temu, że II wojna światowa wybuchła, ale temu, że trwała aż 5 lat. O opóźnienie zwycięstwa nad Hitlerem oskarżają... polski rząd emigracyjny w Londynie, który nie chciał współpracować ze Stalinem.

Dokument trafił wczoraj do polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych, która dziś zbierze się po raz pierwszy w Warszawie. Grupa powstała po to, by dążyć do polsko-rosyjskiego kompromisu w najtrudniejszych kwestiach wspólnej historii. Miała zajmować się takimi tematami, jak zbrodnia w Katyniu, pakt Ribbentrop - Mołotow czy rosyjski udział we wprowadzaniu stanu wojennego w 1981 r.

Żadna z tych kwestii nie znalazła się na rosyjskiej liście. Rosjanie domagają się natomiast wyjaśnienia diabolicznej ich zdaniem roli Polski w kształtowaniu europejskiego systemu sojuszy obronnych w latach 20. i 30., a nawet szukają polskich przewin względem Rosji w wydarzeniach Października 1956 roku.

Stanowisko Rosji zdumiewa historyków. "W rosyjskiej liście nie ma cienia prawdy - podkreśla historyk prof. Andrzej Kunert. Historycy i dyplomaci są zgodni" - dokument to rosyjski odwet za twarde żądania Polski dotyczące rozliczenia zbrodni katyńskiej. Kilka dni temu rosyjski sąd odrzucił starania rodzin ofiar Katynia o ich rehabilitację.

"W sprawę zamiast prawdziwych historyków wmieszali się kremlowscy technolodzy polityczni" - mówi Lew Ponomariow, jeden z twórców rosyjskiego "Memoriału". "Oni zrobią wszystko, by zablokować uznanie zbrodni w Katyniu za ludobójstwo i rehabilitację jej ofiar" - ocenia.

Co na to komisja? "Rosjanie po raz kolejny wyciągają sprawę rzekomo zamordowanych jeńców w 1920 r. tylko po to, by przykryć sprawę zbrodni katyńskiej" - wyjaśnia jeden z jej członków proszący o zachowanie anonimowości. Bardziej wstrzemięźliwy jest Adam Daniel Rotfeld, współprzewodniczący grupy: "Rosyjskie propozycje są zredagowane językiem ezopowym używanym jeszcze w ZSRR: jeżeli jest katastrofa w rolnictwie, to mówi się o jego dalszym rozwoju" - mówi były minister spraw zagranicznych.

Inną odpowiedź na postulaty rosyjskich członków grupy ma ukraiński historyk i przyjaciel Polski Bohdan Osadczuk: "Rosjanie nie chcą przyznać się do zbrodni ludobójstwa i koniec".

Leo Beenhakker: "Nie wierzę w awans do ćwierćfinału"

not. misza, dw, rb, pk
2008-06-12, ostatnia aktualizacja 2008-06-13 01:31
Zobacz powiększenie
Fot. Kuba Atys / AG

Coś wam wyjaśnię. Przed turniejem oglądaliśmy DVD, na którym widzieliśmy co w polu karnym robić można, a czego nie można. Wiedzieliśmy na co sędziowie zwracają szczególną uwagę, za co dyktuje się rzuty karne.

SERWISY
SONDAŻ
Czy dyktując karnego sędzia Howard Webb skrzywdził Polskę?

Tak
Nie
Wyrónał tylko rachunki, bo gol dla Polski padł ze spalonego

Czuję się oszukany jako piłkarz i Polak

Ostatnia minuta i katastrofa. Polska raczej poza Euro 2008

Wszystko zaczęło się od rzutu wolnego. Normalnego rzutu wolnego. Ale ten rzut wolny trzeba było powtórzyć. Potem piłkarze przepychali się na polu karnym jak to zwykle. Ale sędzia chciał pokazać, że jest dużym chłopcem i podyktował rzut karny. Jestem w tym biznesie od 43 lat. Wiele widziałem, nigdy nie miałem problemów z sędziami. Ale tego co zdarzyło się dziś nie rozumiem. Wy mi to wyjaśnijcie. Brak mi słów nie rozumiem tego co się stało. Cała sytuacja jest faktycznie niesamowita. Komu zależało na tym, byśmy odpadli. Do takich starć dochodzi praktycznie w każdym meczu i nie dyktuje się karnych. Oglądałem dziesiątki takich sytuacji i nie widziałem, żeby ktokolwiek dyktował nawet za to faul. Dlatego dziwię się, że coś takiego się stało.

Dużo łatwiej było pogodzić się z porażką z Niemcami. Tam rywale strzelili nam dwa gole więcej. Tutaj okradziono nas z tego na co zasłużyliśmy.

Komentowanie tego meczu nie ma znaczenia. W pierwszej połowie mieliśmy sporo problemów. W drugiej części mieliśmy przewagę. Po przerwie wstawiłem na środek obrony Żewłakowa, który jest pewniejszy i spokojniejszy od Jopa i lubię nim grać na środku. Graliśmy bardzo dobrze i do przodu.

Czy Roger grał dobrze? Kiedy cała drużyna gra dobrze, to i taki zawodnik jak Roger może pokazać pełnię swoich umiejętności.

Nie wierzę w awans do ćwierćfinału. Za dużo rzeczy musiałoby się stać. A szkoda, bo wiele potrafimy, wiele pokazaliśmy.

Lech Kaczyński: Nie wierzę w karne gospodarzy w ostatniej minucie

Trener Austriaków: Na miejscu Leo zareagowałbym podobnie