wtorek, 19 lutego 2008

Klient sklepu ma dużo uprawnień, ale tylko przez pół roku

Michał Kosiarski 19-02-2008, ostatnia aktualizacja 19-02-2008 06:30

Sprzedawca odpowiada za niezgodność towaru z umową przez dwa lata od zakupu. Jednak już po sześciu miesiącach od transakcji jego pozycja wobec konsumenta znacznie się poprawia

Wszystko przez art. 4 ust. 1 ustawy o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie kodeksu cywilnego (DzU z 2002 r. nr 141, poz. 1176 ze zm.), który przewiduje domniemanie, że istniała niezgodność towaru z umową już w chwili wydania go kupującemu (czyli w momencie zakupu albo kiedy otrzymał dostawę). Domniemanie to obowiązuje jednak jedynie przez sześć miesięcy. Oznacza to, że przez pierwsze pół roku to sklep powinien udowodnić, że było inaczej. Potem ciężar dowodu, że wada istniała już w chwili zakupu, przechodzi na konsumenta.

Przykład 1

Konsument po ośmiu miesiącach zgłasza reklamację butów i żąda ich naprawy (a najlepiej wymiany na nowe). Możemy przyznać, że mankament istnieje, ale prawdopodobnie powstał na skutek zwykłego używania towaru. Z takim argumentem możemy uznać reklamację klienta za nieuzasadnioną. Często nie trzeba nawet zamawiać opinii rzeczoznawcy. Gdyby klient chciał dochodzić swoich roszczeń w sądzie, to musiałby poprzeć swoje twierdzenia jakimś dowodem, np. ekspertyzą zamówionego przez siebie specjalisty.

Sześciomiesięczne domniemanie nie obowiązuje, gdy nabywcą towaru była np. osoba prawna albo osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą, na którą wystawiono fakturę. Wtedy nie jest to sprzedaż konsumencka i sklep odpowiada z tytułu rękojmi za wady określonej w kodeksie cywilnym. Co więcej, obowiązują rygorystyczne dla klienta zasady badania produktu i zgłaszania wad (art. 563 k.c.).

Nie lekceważ konsumenta

Gdy minie sześć miesięcy od zakupu towaru, nie oznacza to, że przez pozostałe półtora roku okresu reklamacyjnego sklep może być mniej czujny.

Przykład 2

Nie powinno się odmawiać przyjęcia reklamacji złożonej po upływie pół roku od zakupu z powodu braku dołączonej do niej opinii rzeczoznawcy potwierdzającej argumenty klienta. Sprytny klient wyśle nam taką reklamację listem poleconym i jeśli nie ustosunkujemy się do niej merytorycznie w ciągu 14 dni – choć w tym czasie wyślemy mu pismo z prośbą o dołączenie ekspertyzy – to istnieje domniemanie, że ją uznajemy.

Inny błąd sklepu po upływie pół roku od zakupu to odrzucanie reklamacji bez chociażby pobieżnego zbadania towaru albo powoływanie się na opinię rzeczoznawcy, której nie ma lub została sporządzona w podobnej sprawie dla innego produktu. Nie wolno też lekceważyć np. korzystnej dla klienta opinii wystawionej przez autoryzowany serwis producenta, u którego konsument próbował dokonać naprawy przed zgłoszeniem się z reklamacją do naszego sklepu. Taka opinia może być bowiem mocnym dowodem sądowym. Nie dość, że potwierdza istnienie wady produktu, to została wystawiona przez osobę, która nie jest związana z żadną ze stron transakcji i nie ma powodu, aby iść na rękę konsumentowi.

Potrzebny ekspert

Gdy natomiast klient przyjdzie do nas w ciągu pierwszych sześciu miesięcy od dnia zakupu, to do odrzucenia reklamacji musimy mieć silną podstawę. Najlepiej jeśli jest to opinia rzeczoznawcy. Warto jednak pamiętać, że podczas ewentualnego sporu sądowego klient ma prawo przedstawić także ekspertyzę zamówioną przez siebie. Jest ona traktowana nie jako opinia bezstronnych biegłych, ale jako uzupełnienie stanowiska stron sporu. Opinia rzeczoznawcy – zarówno sklepowego, jak i zamówionego przez klienta – nie jest więc wiążąca dla drugiej strony i dla sądu.

Źródło : Rzeczpospolita

Jak zgodnie z przepisami odrzucić reklamację

Michał Kosiarski 19-02-2008, ostatnia aktualizacja 19-02-2008 06:31

Jest wiele zgodnych z prawem sposobów, by nie uznać reklamacji konsumentów. Z reguły spór wygrywa strona, która lepiej zna przepisy

Korzystne dla klienta zasady reklamacji zawarte w ustawie o szczególnych warunkach sprzedaży konsumenckiej oraz o zmianie kodeksu cywilnego (DzU z 2002 r. nr 141, poz. 1176 ze zm.) obowiązują tylko wtedy, gdy jest on konsumentem, czyli osobą fizyczną, która dokonała transakcji w celu, który nie jest związany z jego działalnością gospodarczą lub zawodową. Jeśli naszym klientem był ktoś biorący fakturę na firmę (spółkę albo osobę fizyczną prowadzącą działalność gospodarczą), to do reklamacji stosuje się zasady z art. 556 i 576 kodeksu cywilnego o rękojmi za wady.

Żądania konsumenta

W razie wykrycia niezgodności towaru z umową konsument może w pierwszej kolejności żądać od naszego sklepu bezpłatnej wymiany towaru na nowy albo darmowej naprawy. To do konsumenta należy wybór w tej mierze i jesteśmy nim związani.

Konsumentowi nie wolno natomiast od razu żądać zwrotu pieniędzy. Żądanie obniżenia ceny albo odstąpienia od umowy jest wyjściem ostatecznym – gdy naprawa lub wymiana byłaby niemożliwa lub zbyt kosztowna albo nie jesteśmy w stanie wymienić towaru lub dokonać naprawy w odpowiednim czasie. Ponadto, aby klient mógł się domagać obniżenia ceny albo nawet zwrotu pieniędzy, niezgodność towaru z umową musi być istotna. Tymczasem konsumenci najczęściej żądają od sklepu od razu zwrotu pieniędzy. Odrzucając reklamację, możemy zaznaczyć w odpowiedzi, iż nie dość, że klient nie miał racji, to jeszcze wadliwie sformułował żądanie. Gdy racja jest bezspornie po stronie klienta, to w ciągu 14 dni (o liczeniu tego terminu piszę niżej) warto mu odpowiedzieć i wezwać go do prawidłowego sformułowania żądania, czyli wyboru pomiędzy naprawą a wymianą.

Jeżeli natomiast poinformujemy klienta, że zgłoszona przez niego wada towaru nie podlega reklamacji, a nie jest to prawda, to może on ponowić żądanie naprawy lub wymiany, a następnie przejść do drugiej fazy żądań, czyli odstąpienia od umowy (i zwrotu pieniędzy) albo obniżenia ceny. Odpowiedzialność sklepu jest bowiem bardzo szeroka, konsument, kupując towar, oczekuje takich cech, jakich obiektywnie należy się spodziewać od towarów danego rodzaju i o takich właściwościach. W razie nieistotnej wady klient może zażądać tylko obniżenia ceny.

Przykład 1

Klient kupił w naszym sklepie komputer. Po dwóch tygodniach przyjechał ze sprzętem i zgłosił reklamację. Powiedział, że komputer nie działa, i chciał wymiany na nowy. Nie możemy samowolnie naprawić mu komputera i zawiadomić go, że może odebrać naprawiony towar. Takie załatwienie reklamacji daje konsumentowi prawo odmowy przyjęcia naprawy. Jednocześnie milczenie sklepu w sprawie wymiany towaru na nowy zostanie potraktowane jak uznanie reklamacji. Gdy nie chcemy wymienić towaru na nowy albo nie mamy takiej możliwości, możemy to zaproponować konsumentowi przy składaniu reklamacji albo uzgodnić z nim w ciągu 14 dni, które mamy na odpowiedź. Ostateczna decyzja należy jednak do klienta.

Ważne terminy

Otrzymujemy pisemną reklamację klienta, która jest całkowicie niezasadna. Przygotowujemy odpowiedź i wysyłamy ją. Warto w takich sytuacjach pamiętać o dotrzymywaniu terminów, bo są one bardzo krótkie i błąd może oznaczać, że przez nasze zaniedbane dojdzie od uznania reklamacji. Tak wynika z art. 8 ust. 3 ustawy. Mamy maksymalnie 14 dni, aby odpowiedzieć na żądania klienta. Brak odpowiedzi w tym terminie oznacza, że uznajemy niezgodność towaru z umową i zgadzamy się na załatwienie reklamacji zgodnie z żądaniem zgłoszonym przez klienta. Pod względem prawnym taki będzie skutek nawet wtedy, gdy spóźnimy się choćby o jeden dzień, reklamacja będzie niezasadna, a roszczenia klienta absurdalne.

Chodzi o 14 dni kalendarzowych, a nie roboczych. Święta, urlopy, ferie, wakacje nie mają znaczenia. Nie wystarczy też, że poinformujemy klienta, iż wysłaliśmy towar do ekspertyzy, bo nie jest to ustosunkowanie się do jego żądań. Tak samo będzie, jeżeli wyślemy mu opinię rzeczoznawcy bez opisania naszego stanowiska.

W praktyce czasu na odpowiedź jest jeszcze mniej, bo obowiązuje art. 61 kodeksu cywilnego. Przewiduje on, że w terminie 14 dni klient musi mieć możliwość zapoznania się z odpowiedzią sklepu. Oznacza to, że nie wystarczy wysłanie odpowiedzi 14. dnia listem poleconym, ale trzeba to zrobić kilka dni wcześniej, aby poczta zdążyła najpóźniej 14. dnia dostarczyć list klientowi albo zostawić awizo w jego skrzynce.

Zbyt długa naprawa

Uznaliśmy reklamację klienta za zasadną i zgodziliśmy się naprawić towar. Warto wtedy sprecyzować na piśmie termin naprawy, bo przepisy go nie określają. Inaczej zniecierpliwiony klient może odstąpić od umowy ze względu na brak naprawy w odpowiednim czasie. Termin naprawy może być różny, nie zawsze wystarczy 14 dni (zwykłych albo roboczych), ale nierzadko – aby zadowolić klienta – musi być krótszy. Warto go dotrzymać.

Przykład 2

Młoda kobieta kupuje u nas przygotowaną na jej specjalne zamówienie kreację na wesele, które ma się odbyć za tydzień. Niestety, po założeniu jej w domu psuje się suwak lub odpadają ozdoby. Klientka chce naprawy. Gdy uznamy reklamację, mamy tylko kilka dni na jej dokonanie, bo nadchodzi termin wesela. Jeżeli nie zdążymy, to klientka może zażądać zwrotu pieniędzy, bo mankament jest na tyle istotny, że nie może iść w tej sukni na rodzinną uroczystość, a naprawa po terminie nie ma już dla niej znaczenia.

Często konsument zgłasza wadę produktu, ale nie określa, jakie są jego żądania w stosunku do sklepu. Przepisy traktują to jako zawiadomienie o wadzie, a nie zgłoszenie reklamacji. Sklep nie ma w ogóle obowiązku na nie odpowiadać, bo z punktu widzenia prawa konsument nie skierował do niego żadnych żądań, lecz jedynie powiadomił o niezgodności towaru z umową. Z taką sytuacją nie będziemy jednak mieli do czynienia, gdy nasz sklep stosuje gotowe formularze reklamacyjne, bo tam z reguły jest rubryka precyzująca żądanie klienta.

Gdy klient korzystał z gwarancji

Często konsument najpierw chce skorzystać z gwarancji jakości udzielonej przez producenta i udaje się do jego serwisu. Dopiero potem, niezadowolony ze sposobu załatwienia sprawy przez serwis (np. nieskutecznej naprawy, długich terminów oczekiwania), przychodzi do sprzedawcy. Ten nie zawsze musi się zająć żądaniem klienta. Warunkiem dochodzenia praw z tytułu niezgodności towaru z umową jest bowiem zawiadomienie (np. o wadzie, braku jakiegoś elementu itp.) przed upływem dwóch miesięcy od jej stwierdzenia. Gdy konsument tego nie zrobi, to traci – ale tylko w stosunku do tego konkretnego mankamentu – uprawnienia reklamacyjne względem sprzedawcy. O ile w ogóle się przyzna, że najpierw był w serwisie gwarancyjnym.

Przykład 3

Naprawa w ramach gwarancji się przedłużyła i przekroczyła dwa miesiące. Klient przyszedł do naszego sklepu z roszczeniami reklamacyjnymi. Jednak w tej konkretnej sprawie nie ma do nich prawa. Nie dotrzymał bowiem dwumiesięcznego terminu na zawiadomienie o mankamencie towaru. Można w takim wypadku odrzucić reklamację. Trzeba jednak wysłać do klienta odpowiednie pismo w tej sprawie.

Udzielenie gwarancji jakości przez producenta nie oznacza też, że odpowiedzialność naszego sklepu za niezgodność towaru z umową jest wyłączona albo ograniczona.

W razie sporu

Klient niezadowolony z załatwienia reklamacji może dochodzić swoich roszczeń na drodze sądowej. Rzadko który się na to decyduje, bo jest to kosztowne i długotrwałe. Klient może nam też zaproponować rozwiązanie sporu przez polubowny sąd konsumencki działający przy Inspekcji Handlowej. Nie ma obowiązku godzenia się na występowanie przed takim sądem. Warto pamiętać, że nie grożą nam żadne sankcje (zwłaszcza finansowe), jeśli się nie zgodzimy na rozstrzygnięcie sporu w tym trybie.

O czym warto pamiętać

- Należy zapoznać pracowników sklepu z podstawami prawa konsumenckiego i uczulić ich na najtrudniejsze sytuacje.

- Dobrze jest wyznaczyć jedną osobę uprawnioną do podejmowania wiążących decyzji reklamacyjnych w imieniu sprzedawcy.

- Warto gromadzić wszelką korespondencję z konsumentami, rzeczoznawcami, serwisami producenta, Inspekcją Handlową.

Źródło : Rzeczpospolita

Piraci muszą płacić wysokie odszkodowania

Michał Kosiarski 18-02-2008, ostatnia aktualizacja 18-02-2008 08:15

Za łamanie praw autorskich można nie tylko trafić za kratki. Dotkliwe bywa też odszkodowanie – nawet do kilkudziesięciu tysięcy złotych

Najczęstsze rodzaje przestępstw
źródło: Rzeczpospolita
Najczęstsze rodzaje przestępstw

Panuje przekonanie, że odpowiedzialność karna nie odstrasza piratów, bo kary są orzekane w zawieszeniu. Powoli się to jednak zmienia. – Sądy coraz częściej nakładają na piratów dotkliwe sankcje – mówi Zbigniew Taraś, dyrektor działu ds. walki z piractwem platformy Canal+ Cyfrowy.

Potem wyroki karne przydają się w staraniach o odszkodowania w postępowaniach cywilnych. Pozwala na to art. 11 kodeksu postępowania cywilnego, który stanowi, że ustalenia wydanego w postępowaniu karnym prawomocnego wyroku skazującego wiążą sąd w postępowaniu cywilnym. Chodzi głównie o ustalenia faktyczne, które mogą mieć znaczenie cywilnoprawne. Roszczenia cywilne można zgłaszać już na etapie postępowania karnego. Sąd w Bełchatowie oprócz kary roku więzienia w zawieszeniu orzekł też 55,7 tys. zł odszkodowania od osoby, która rozpowszechniała przez Internet klucz dekodujący do Cyfry+.

Nawet trzy wynagrodzenia

Odpowiedzialność cywilna może być dolegliwsza od karnej. – Uprawniony, którego autorskie prawa majątkowe zostały naruszone, może od sprawcy żądać naprawienia wyrządzonej szkody – podkreśla radca prawny Michał Błeszyński. Odszkodowania można dochodzić na zasadach ogólnych, ale też w inny sposób. Dopuszcza się żądanie zapłaty dwukrotności wynagrodzenia, które byłoby należne w chwili jego dochodzenia, gdyby autor udzielił zgody na korzystanie z utworu. – Gdy naruszenie jest zawinione, to można żądać trzykrotności wynagrodzenia – mówi Błeszyński. Tak wynika z art. 79 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (DzU z 2006 r. nr 90, poz. 631 ze zm.). Co istotne, odszkodowanie liczy się od wartości legalnego produktu, a nie podróbki.

W domach i na bazarach

Bezkarność piratów zmniejsza też coraz lepsza współpraca firm z policją. Cyfra+ wraz z serwisem aukcyjnym Allegro namierza podejrzane transakcje internetowe i powiadamia funkcjonariuszy. Od ponad pięciu miesięcy obowiązuje też nowy art. 305 prawa własności przemysłowej (DzU z 2003 r.nr 119, poz. 1117 ze zm.). Przewiduje on, że za handel podróbkami grozi np. kara grzywny, a nawet dwóch lat więzienia.

Wcześniej odpowiedzialności karnej podlegało jedynie wprowadzanie do obrotu produktów z podrobionymi znakami towarowymi, a nie ich dalsza odsprzedaż. Dlatego trudno było ścigać bazarowych handlarzy podróbek. Teraz policjanci zatrzymali we Włoszczowie osiem osób, które handlowały podrobionymi elektronarzędziami. Pod Piszem wpadli handlarze podrabianym obuwiem, które sprzedawali w Internecie. W okolicach Warszawy funkcjonariusze wykryli magazyn z podrabianą odzieżą (bluzami, dresami, koszulkami) wartą 1,3 mln zł. Lubelscy policjanci skontrolowali w Puławach 28 mieszkań, w których znaleźli komputery z programami do wymiany plików peer-to-peer. Korzystając z nich, internauci udostępniali innym osobom programy komputerowe, gry, pliki MP3.

Policjanci podkreślają, że zakazane jest umożliwienie pobierania przez potencjalnie nieoznaczony krąg osób utworów chronionych prawem autorskim ze swoich zasobów. Przekracza to bowiem dozwolony użytek, na który pozwala prawo autorskie. Jest to przestępstwo określone w art. 116 tej ustawy.

Nieuczciwa konkurencja

Zarobkowe zajmowanie się piractwem to również czyn nieuczciwej konkurencji. Chodzi nie tylko o wytwarzanie podróbek. Nieuczciwą konkurencją jest też np. wytwarzanie różnego rodzaju urządzeń do nielegalnego odbioru kodowanych programów telewizyjnych i handel nimi. Poszkodowany może żądać m.in. naprawienia wyrządzonej szkody oraz wydania bezpodstawnie uzyskanych korzyści.

Źródło : Rzeczpospolita

Postępowanie upominawcze jest coraz skuteczniejsze

Marek Domagalski 19-02-2008, ostatnia aktualizacja 19-02-2008 07:07

Tylko co dziesiąty pozwany wnosi sprzeciw od nakazu zapłaty wydanego w postępowaniu upominawczym

Jest ono wygodne zwłaszcza dla wszczynającego sprawę, czyli powoda. Ale i pozwanemu oszczędza czas. Wydany na początku postępowania nakaz zapłaty zwykle kończy spór. Odwołań jest niewiele. Nic dziwnego, że planuje się rozszerzenie tego rodzaju procesu o formę internetową.

E-proces za dwa lata

Za dwa lata ma ruszyć e-sąd dla postępowań upominawczych. Nie wiadomo, w jakim będzie mieście, ale to nie ma większego znaczenia. Pozwy będą bowiem wysyłane do niego Internetem, a jeśli pozwany (np. duża czy po prostu chętnie stosująca na techniczne nowinki firma) poda sądowi adres e-mail, to pozew tą drogą dotrze i do niego.

Takie „podłączone” do Internetu firmy będą też tą drogą mogły otrzymywać nakazy zapłaty (wyroki), niezależnie od tego, że e-sąd ma je wysyłać bezpośrednio komornikowi. Warunkiem korzystania z e-procesu będzie posiadanie certyfikowanego podpisu elektronicznego.

E-sąd to dobra wiadomość dla wierzycieli i dla sądów cywilnych – gdyż ubędzie im pracy. Ministerstwo Sprawiedliwości liczy, że tą drogą będzie rozpatrywana co druga sprawa upominawcza, a zachętą mają być niższe opłaty sądowe. E-proces ma być dobrowolną alternatywną dla dotychczasowej drogi.

Niezależnie ile osób czy przedsiębiorców na nią wstąpi, część spraw upominawczych, z grubo ponad pół miliona, jakie trafiają rocznie do sądów cywilnych i gospodarczych, będzie rozpatrywana jak do tej pory.

Dotychczasowe możliwości zostają

Procedura upominawcza odżyła w 2000 r., kiedy odstąpiono (nowela kodeksu postępowania cywilnego) od kwotowego ograniczenia wartości przedmiotu sporu, jaki może być w tym postępowaniu rozstrzygany.

Jak ona przebiega? W nakazie zapłaty sąd nakazuje pozwanemu, żeby w ciągu dwóch tygodni od doręczenia nakazu zaspokoił (uregulował) roszczenie w całości wraz z kosztami albo w tym terminie wniósł sprzeciw do sądu. Pozwany bywa nieraz zaskoczony, ale wraz z nakazem dostaje pouczenie o sposobie wniesienia sprzeciwu oraz skutkach jego niewniesienia, tj., że nakaz się uprawomocnia i komornik może przystąpić do egzekucji długu (nakazanej zapłaty).

– Nie raz, nie dwa pozwany właśnie wtedy dowiaduje się, że ma sprawę, ale najczęściej jest już za późno na obronę. Jeśli jednak nie został prawidłowo zawiadomiony, to może wnosić do sądu o przywrócenie terminu na złożenie sprzeciwu, ale bez gwarancji, że sąd przychyli się do prośby i przyjmie wyjaśnienia – wskazuje Iwona Karpiuk-Suchecka, była prezes Krajowej Izby Komorniczej.

Uwaga na pocztę

Nie jest tajemnicą, że część nakazów zapłaty zapada i uprawomocnia się, mimo że pozwany w ogóle nie wie, iż ma taką sprawę, np. gdy powód wskazał zły adres. Wtedy w rachubę wchodzi wniosek o wznowienie postępowania.

Pamiętajmy też o tzw. zastępczym doręczaniu pism sądowych, czyli awizo. Polega ono na zostawieniu pisma, w tym wypadku nakazu zapłaty (z pozwem i pouczeniem) na poczcie, co po upływie dwóch tygodni ma skutek prawidłowego doręczenia. Listonosz tak postępuje, gdy nie jest w stanie wręczyć pisma (nakazu) pozwanemu lub jego domownikom. Wówczas pismo czeka na poczcie na odbiór przez tydzień, a awizo listonosz zostawia w skrzynce. Po tygodniu listonosz ponawia operację – to konsekwencja wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował jednokrotne awizowanie, jako naruszające prawo pozwanego do obrony (do sądu).

Skutek jest taki, że jeśli nawet adresat nie odbierze awizowanego pisma (nakazu), po tych dwóch tygodniach uważa się je za doręczone. Wówczas zaczyna biec czas na wniesienie sprzeciwu. Warto więc pamiętać, że nieodbieranie poczty sądowej jest ryzykowne.

Wszystko w sprzeciwie

W razie braku podstaw do wydania nakazu (szczegóły procedury w ramce), albo złożenia sprzeciwu, sędzia wyznacza rozprawę (chyba że sprawę można rozpoznać na posiedzeniu niejawnym, np. w sprawie gospodarczej, a więc między przedsiębiorcami, w zakresie prowadzonej przez nich działalności). Inaczej mówiąc, w razie sprzeciwu pozwanego (skutecznie złożonego, a więc w terminie i opłaconego), spór toczy się na ogólnych zasadach. Upraszczając nieco: powód twierdzi swoje, pozwany swoje.

– To jest moment, w którym pozwany, zwłaszcza przedsiębiorca, powinien przedstawić wszystkie swoje argumenty, jakie ma, gdyż później z powodu tzw. prekluzji (ograniczenia możliwości zgłaszania wniosków dowodowych) nie będą one uwzględnione – przypomina sędzia Dorota Kozarzewska, wiceprezes warszawskiego Sądu Okręgowego ds. gospodarczych.

Postępowanie upominawcze należy do właściwości sądów rejonowych i okręgowych (decyduje wartość przedmiotu sporu: w sprawach gospodarczych granicą jest 100 tys. zł, a cywilnych – 75 tys. zł).

Pozwany raczej winny

Postępowanie upominawcze zasadniczo dotyczy roszczeń pieniężnych. Najczęściej korzystają z tej drogi (są powodami w takich sprawach), dostawcy prądu, wody, impulsów telefonicznych czy podobnych usług. Ale także przedsiębiorcy są wśród masowych „odbiorców” nakazów.

To uproszczone w formie postępowanie cywilne stosuje się bowiem, gdy dług pozwanego nie budzi większych wątpliwości, udokumentowany jest fakturami, rachunkami, wydrukami itp. Za dopuszczeniem takiej formy rozstrzygania sporów stoi założenie, że dług raczej nie jest sporny, że pozwany z reguły jest winien zapłaty. Życie, a dokładniej statystyki sądowe, potwierdzają tę zasadę – w ok. 90 proc. spraw nie ma odwołań, pozwani godzą się z zapadłym nakazem.

Jak wygląda standardowa procedura

- Sąd rozpoznaje sprawę na posiedzeniu niejawnym.

- Nakaz zapłaty nie może być wydany, jeżeli według pozwu:

– roszczenie jest oczywiście bezzasadne,

– przytoczone okoliczności budzą wątpliwość,

– miejsce pobytu pozwanego nie jest znane albo doręczenie nakazu nie jest możliwe w kraju.

- Pozwanemu doręcza się nakaz wraz z pozwem i pouczeniem o sposobie wniesienia sprzeciwu.

- Sprzeciw wnosi się do sądu, który wydał nakaz.

- Pozwany winien w nim wskazać:

– czy zaskarża nakaz w całości czy w części,

– przedstawić zarzuty przeciwko żądaniu pozwu,

– oraz wszystkie okoliczności faktyczne i dowody na ich potwierdzenie.

- Jeżeli pozew wniesiono na urzędowym formularzu, sprzeciw wymaga też formularza.

- Nakaz, przeciwko któremu nie wniesiono skutecznie sprzeciwu, ma skutki prawomocnego wyroku.

- W razie prawidłowego wniesienia sprzeciwu nakaz traci moc, a sąd wyznacza rozprawę.

Podstawa prawna: art. 4971 – 505 kodeksu postępowania cywilnego

Źródło : Rzeczpospolita

Co, jak i kiedy napisać na wekslu, aby dokument ten był ważny

Paweł Wrześniewski 19-02-2008, ostatnia aktualizacja 19-02-2008 07:06

Weksel to najczęściej niepozorna kartka papieru, na której zapisano kilka określonych prawem fraz. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Nieporadność przy wypełnianiu weksla może nas wpędzić w długi do końca życia

źródło: Rzeczpospolita
źródło: Rzeczpospolita

Wystawienie weksla trwa krótko, ale może kosztować wystawcę mnóstwo pieniędzy. Tymczasem przepisy dotyczące tej problematyki są zawiłe. Wiadomo nie od dziś, że język prawny nie jest łatwy. Przy wekslach sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo w odniesieniu do nich obowiązuje prawo w postaci właściwie niezmienionej od czasów międzywojennych. Ustawę – Prawo wekslowe ogłoszono w Dzienniku Ustaw z 1936 r. (nr 37, poz. 282). Język przepisów jest więc zarazem specjalistyczny i staroświecki.

Od czego zacząć

Przypomnijmy, że weksle dzielą się na trasowane i własne. Nie wchodząc w szczegóły, weksel trasowany to taki, w którym wystawca poleca komuś zapłatę. Ów ktoś określany jest mianem trasata, stąd nazwa. Z kolei w wekslu własnym wystawca sam zobowiązuje się do zapłaty. Rozróżnienie to ma znaczenie dlatego, że niektóre elementy weksli trasowanych i własnych różnią się od siebie.

Weksla nie trzeba wystawiać na jakimś urzędowym formularzu. W tekstach poświęconych tej tematyce często się powtarza, że wystarczy nawet kartka wyrwana z zeszytu czy papierowa serwetka (por. artykuł pt. „Niewirtualne kredytu narzędzie” w DOBREJ FIRMIE z 23 października 2001 r.).

Ważna jest natomiast treść. Każdy weksel powinien zawierać pewne minimum elementów. Są bardzo istotne, bo brak któregokolwiek z nich sprawia, że dokument, który uważaliśmy za weksel, w ogóle nim nie jest. Te elementy to:

1. Nazwa „weksel” w samym tekście dokumentu (zapisana w języku, w jakim go wystawiono)

Słowo to można przenosić do nagłówka, ale nie trzeba. Wystarczy, jeśli pojawi się np. w treści zobowiązania do zapłaty.

2. Bezwarunkowe polecenie zapłacenia oznaczonej sumy pieniężnej

Nie ma jakichś sztywnych zasad zapisania takiego przyrzeczenia. Ważne, żeby z oświadczenia wystawcy wynikało, iż zapłata ma bezwzględnie nastąpić. Sąd Najwyższy stwierdził w wyroku z 25 maja 2005 r. (I CK 741/04), że przy ustalaniu treści weksla nie można wprost wykorzystać art. 65 § 2 kodeksu cywilnego i badać rzeczywistej woli wystawcy. Wolno jednak analizować samą treść weksla. Jeśli więc wynika z niej przyrzeczenie zapłaty, to niezależnie od tego, jakimi słowami je zapisano, będzie ważne. Nie sposób natomiast zastrzegać żadnych dodatkowych warunków. Nie będzie wekslem dokument, w którym przyrzeczenie brzmi np.: „Zapłacę za ten weksel 100 tys., jeżeli w dniu płatności będę nadal prowadził działalność gospodarczą”. W wekslu własnym rolę polecenia zapłaty pełni przyrzeczenie wystawcy.

3. Nazwisko osoby, która ma zapłacić (trasata)

Prawo wekslowe wspomina o nazwisku, ale w praktyce nie budzi wątpliwości, że trasatami mogą być nie tylko osoby fizyczne, lecz także prawne i w ogóle wszystkie podmioty mające zdolność nabywania praw. Wśród tych ostatnich można wymienić spółki osobowe prawa handlowego – np. jawną, partnerską i komandytową. W wekslu własnym trasata oznaczać oczywiście nie trzeba. Osobą, która ma zapłacić, jest wówczas sam wystawca.

4. Oznaczenie terminu płatności

Weksel może być płatny za okazaniem, w pewien czas po okazaniu, w pewien czas po dacie albo w oznaczonym dniu. Co bardzo istotne, jeśli w treści weksla wystawca nie określi terminu płatności, to weksel uważa się za płatny za okazaniem (art. 2 pr. weksl.).

5. Oznaczenie miejsca płatności

Warto dbać o jak najdokładniejsze wskazanie, o jakie miejsce chodzi. Podawajmy miejscowość i dokładny adres. Jeśli miejscowości o danej nazwie jest w Polsce więcej, to podajmy też, o jakie województwo czy region kraju chodzi. To ważne, bo wcześniej czy później posiadacz weksla będzie musiał się pojawić w miejscu płatności i przedstawić weksel trasatowi. Od tego zależą pewne uprawnienia wekslowe. Lepiej więc trafić pod właściwy adres.

Dla przedsiębiorców robiących interesy z zagranicznymi kontrahentami mamy tu małą ciekawostkę dotyczącą pisowni. W „Rz” z 25 – 26 czerwca 2005 r. opisywaliśmy orzeczenie Sądu Najwyższego (V CK 780/04), z którego wynika, że jeśli miejscowość polską wpisano pod nazwą angielską albo jej skrótem, to nie wpływa to na ważność weksla. Pamiętajmy też, że w razie braku osobnego oznaczenia miejsce wymienione obok nazwiska trasata uważa się za miejsce płatności (art. 2 pr. weksl.).

6. Nazwisko osoby, na której rzecz lub na której zlecenie zapłata ma być dokonana

Prawo wekslowe wspomina o nazwisku, ale w praktyce nie budzi wątpliwości, że remitentami mogą być nie tylko osoby fizyczne, lecz także prawne i w ogóle wszystkie podmioty mające zdolność nabywania praw.

7. Oznaczenie daty i miejsca wystawienia weksla

Data wystawienia potrzebna będzie do obliczania niektórych terminów. Przykładowo, weksel za okazaniem należy przedstawić w ciągu roku od daty wystawienia (art. 34 pr. weksl.).

Z kolei miejsce wystawienia wpływać będzie na sposób wykonania pewnych czynności. Wskażmy tu choćby, że jeśli z weksla własnego nie wynika nic innego, to miejsce wystawienia jest jednocześnie miejscem płatności (art. 102 pr. weksl.). Jeśli miejsca wystawienia zabraknie w wekslu trasowanym, to będzie on uważany za wystawiony w miejscu podanym obok nazwiska wystawcy (art. 2 pr. weksl.).

8. Podpis wystawcy weksla

Prawo wekslowe nie precyzuje, jak podpis ów powinien wyglądać. W praktyce sprawa ta budzi sporo wątpliwości. Dlatego zadbajmy, żeby podpis był czytelny. Z punktu widzenia wierzyciela jest to o wiele korzystniejsze, bo – zakładając, że wystawca weksla działa w dobrej wierze – ewentualni nabywcy weksla będą wiedzieć, od kogo dochodzić swoich roszczeń. Nie oznacza to oczywiście, że nieczytelny zawijas sprawia, iż podpisujący nie odpowiada wekslowo. Wszystko zależy od tego, czy podpis taki da się w sposób niebudzący wątpliwości przypisać konkretnej osobie. Ułatwieniem będzie w takiej sytuacji np. pieczątka z imieniem i nazwiskiem. Jeśli to możliwe, warto przed przyjęciem weksla sprawdzić wzory podpisów przedstawicieli wystawcy w Krajowym Rejestrze Sądowym.

Wyjdź poza minimum

Urok prawa wekslowego polega jednak na tym, że oprócz elementów obowiązkowych do weksla można wpisać wiele innych słów. Każde z nich jest ważne. Jego pojawienie się albo brak na wekslu może diametralnie zmienić prawa i obowiązki zainteresowanych. Nie zdołamy omówić wszystkich, omówimy więc teraz przynajmniej kilka z nich.

Zleć albo nie

Dodatkowym napisem, jaki może pojawić się na wekslu, są słowa „na zlecenie”. Ich obecność oznacza, że weksel będzie można indosować. Co to oznacza? Indos to szczególnego rodzaju oświadczenie woli. Posiadacz weksla ustępuje w ten sposób swoich praw z tego dokumentu na rzecz innego podmiotu. Dochodzi do tego przez napisanie odpowiedniego tekstu na samym wekslu. Indos może więc np. brzmieć: „Ustępuję na rzecz spółki X”, „Indosuję na Y”, „Przenoszę na fundację Z” itp. Indosem może być zresztą nawet sam podpis uprawnionego. Tyle że wówczas trzeba go napisać na odwrotnej stronie weksla albo na tzw. przedłużku, czyli karcie złączonej na trwałe z wekslem i stanowiącej z nim jedną całość.

Pamiętajmy, że indosować można nawet taki weksel, na którym nie napisano wprost, że jest on „na zlecenie”. W gruncie rzeczy pisanie tych słów jest zatem zbędne. Zbędności nie można natomiast zarzucić ich przeciwieństwu, czyli frazie „nie na zlecenie”. Pojawienie się tej formułki w treści weksla oznacza, że obracanie nim poprzez indosy staje się niemożliwe. Weksel taki można zbyć jedynie w formie i ze skutkami zwykłego przelewu (art. 11 pr. weksl.). Zastrzeżenie „nie na zlecenie” może też pojawić się w treści indosu. Tyle że nie przeszkadza ono dalszemu indosowaniu weksla. Oznacza jedynie, że indosant, który wpisał zastrzeżenie, nie odpowiada wobec następnych indosatariuszy (art. 15 pr. weksl.).

Kto protestuje, ten zyskuje

Kolejnym istotnym napisem, któremu warto się bliżej przyjrzeć, są słowa „bez protestu”. Umieszczenie ich na wekslu i opatrzenie podpisem upraszcza procedurę dochodzenia roszczeń wekslowych.

Co to jest protest? To szczególnego rodzaju czynność, której musi dokonać posiadacz, żeby zachować prawo dochodzenia roszczeń od wszystkich dłużników wekslowych. Polega na tym, że w oznaczonym terminie w miejsce płatności weksla udaje się notariusz i stwierdza, że dłużnika wekslowego nie zastał albo że ten odmówił zapłaty. Protest jest bardzo ważny, bo w zasadzie jest jedynym uznawanym przez prawo dowodem, że uprawniony zwracał się o zapłatę weksla, ale jej nie otrzymał. Posiadacz, który zaniedbał dokonania protestu, nie będzie mógł dochodzić zapłaty od żadnego z dłużników wekslowych – oprócz akceptanta (zob. ramka).

Poszukanie notariusza jest dla wierzyciela uciążliwością. Nie mówiąc już o tym, że protest kosztuje, bo notariusz za jego sporządzenie pobiera wynagrodzenie według taksy. Wysokość wynagrodzenia zależy od wysokości kwoty, na jaką protest opiewa. Za weksel na kwotę do 1000 zł zapłacimy 5 zł. Za opiewający na wyższą sumę – 5 zł plus pół procenta od nadwyżki ponad 1000 zł. Wynagrodzenie w żadnym wypadku nie może jednak przekroczyć 2500 zł (§ 15 rozporządzenia w sprawie maksymalnych stawek taksy notarialnej, DzU z 2004 r. nr 148, poz. 1564 ze zm.).

Wpisanie do treści weksla słów „bez protestu” sprawia, że protest przestaje być potrzebny. Warto pamiętać, że słowa „bez protestu” można zastąpić sformułowaniem „bez kosztów” lub równoznacznym (art. 46 pr. weksl.). Efekt będzie dokładnie ten sam. Zastrzeżenie to jest więc dla posiadaczy weksli bardzo korzystne. Upraszcza formalności i zwalnia z obowiązku ponoszenia bardzo konkretnych kosztów. Posiadacz weksla nie musi wówczas dokonywać protestu, żeby dochodzić zapłaty od innych niż trasat dłużników wekslowych (art. 46 pr. weksl.). Podkreślmy jednak, że wspomniane zastrzeżenie nie zwalnia posiadacza z obowiązku:

- przedstawienia weksla w przypisanym terminie do przyjęcia czy zapłaty (zob. ramka),

- zawiadomienia wystawcy o odmowie przyjęcia weksla przez trasata (zob. ramka).

Pochodzące od wystawcy zastrzeżenie jest skuteczne wobec wszystkich dłużników wekslowych. Jeśli natomiast pochodzi od indosanta lub od poręczyciela, to ma skutek tylko wobec niego. Innymi słowy, indosant albo poręczyciel wekslowy też może zwolnić posiadacza z obowiązku zaprotestowania weksla. Tyle tylko, że jedynie w odniesieniu do samego siebie. Wobec indosanta albo poręczyciela, którzy zastrzegli „bez kosztów”, można dochodzić zapłaty nawet wtedy, gdy protestu nie ma, wobec innych zaś dłużników wekslowych protest jest konieczny.

>przykład

Spółka A wystawiła weksel na spółkę B. Za wystawcę poręczył przedsiębiorca C. Po pewnym czasie B indosowała weksel na firmę D, ta zaś po kilku miesiącach na firmę E. Tyle tylko, że D zastrzegł w swoim indosie, że zbywa go bez kosztów. Przedstawiciel firmy E udał się z wekslem po należne pieniądze. Trasat jednak odmówił zapłaty weksla. W tej sytuacji firma E mogłaby od razu domagać się zapłaty od firmy D. Chcąc dochodzić pieniędzy od pozostałych dłużników wekslowych, musi weksel zaprotestować.

Ostrożnie z poręczeniem

Zapłatę weksla można dodatkowo wzmocnić poręczeniem wekslowym. Może je dać każdy, oczywiście pod warunkiem że działa w granicach zdolności do samodzielnego zobowiązywania się. Poręczyć może nawet osoba podpisana już na wekslu (art. 30 pr. weksl.). Poręczenie oznacza się wyrazem „poręczam” albo innym równoznacznym. Co ważne, musi się pod nim znaleźć podpis poręczyciela (art. 31 pr. weksl.).

Warto zadbać o wskazanie, za kogo poręczamy. Jeśli w treści poręczenia nie ma na ten temat żadnych wskazówek, to przyjmuje się, że udzielono go za wystawcę. Skutek poręczenia jest taki, że poręczyciel zaczyna odpowiadać tak samo jak osoba, za którą poręczył (art. 32 pr. weksl.). Zobowiązanie poręczyciela jest ważne nawet w sytuacji, gdy nieważne okazało się zobowiązanie osoby, za którą poręczono (pomijając sytuację, gdy w grę wchodzą wady formalne).

Dbajmy o przyjęcie

Zgodnie z prawem wekslowym posiadacz weksla może go przedstawić trasatowi do przyjęcia (art. 21 pr.weksl.). Ma na to czas aż do terminu płatności weksla. Warto zachęcać posiadaczy weksli do ich przedstawiania. Niezależnie jednak od tego, czy jesteś posiadaczem weksla, czy trasatem, musisz pamiętać, że przyjęcie wywołuje istotne konsekwencje. Wskutek tego trasat staje się bowiem tzw. akceptantem. Nie wchodząc w szczegóły, można powiedzieć, że zmniejsza się prawdopodobieństwo, iż trasat uchyli się od zapłaty. Prostsze będzie też ewentualne dochodzenie od niego roszczenia wekslowego. Przykładowo, posiadacz weksla może dochodzić zapłaty od akceptanta niezależnie od tego, czy weksel w ogóle został zaprotestowany (art. 53 pr. weksl.). Przyjęcie oznacza się wyrazem „przyjęty” lub innym równoznacznym sformułowaniem. Co ważne, musi je podpisać trasat. Już sam podpis trasata na przedniej stronie weksla oznacza przyjęcie (art. 25 pr. weksl.).

Jak się zwolnić od zobowiązań

Skutki wywołuje nie tylko przyjęcie weksla. Jeśli trasat przyjęcia odmówi, przed posiadaczem otworzy się droga do dochodzenia zapłaty od innych dłużników wekslowych. Jednym z nich jest wystawca. Odpowiada on bowiem zarówno za zapłatę weksla, jak i za przyjęcie (art. 9 ust. 1 pr. weksl.). Skoro trasat nie płaci (odmowa zapłaty) albo z góry zapowiada, że nie zapłaci (odmowa przyjęcia), posiadaczowi nie pozostaje nic innego, jak szukać zaspokojenia u wystawcy i innych dłużników wekslowych. Po zaprotestowaniu weksla może on wystąpić o zapłatę do sądu przeciw wystawcy. Wówczas nabiera znaczenia kolejny napis. W opisanej sytuacji dosyć ważne stają się dla posiadaczy zapisane na wekslu słowa „bez obliga”. W ten sposób piszący zwalnia się z odpowiedzialności za przyjęcie weksla (art. 9 pr. weksl.). Wystawca zastrzega w ten sposób, że w pewnych sytuacjach nie będzie płacił. Choć i tu są pewne granice. O ile bowiem wystawcy wolno zwolnić się od odpowiedzialności za przyjęcie weksla, o tyle od odpowiedzialności za zapłatę nie może się on uchylić (art. 9 ust. 2 pr. weksl.). Czyni to właśnie, pisząc w treści weksla słowa „bez obliga” bądź równoznaczne sformułowania typu „bez odpowiedzialności”, „bez gwarancji” itp. Ani jednak zwrot „bez obliga”, ani inne nie wyłączają odpowiedzialności innych dłużników wekslowych. Posiadacz może więc dochodzić zapłaty od indosantów, poręczycieli i innych dłużników wekslowych (art. 43 pr. weksl.). Chyba że i oni zawczasu zadbali o zabezpieczenie swoich interesów. Nie wolno np. zapomnieć, że indosant też może zwolnić się z odpowiedzialności – i to nie tylko za przyjęcie, lecz także za zapłatę weksla (art. 15 pr. weksl.).

Uważaj, co podpisujesz

W prawie wekslowym pośpiech nie jest wskazany. Czasem samo złożenie na wekslu podpisu oznacza, że zaczynają nas obciążać bardzo poważne obowiązki. Wspominaliśmy już, że sam podpis trasata na przedniej stronie weksla oznacza przyjęcie. Dla szerszej rzeszy przedsiębiorców nie jest to zbyt niebezpieczne dlatego, że większość z nich na ogół nie bywa trasatami. Nie oznacza to jednak, że przedsiębiorca może na prawo i lewo podpisywać weksle wystawiane przez inne firmy. Samo podpisanie przedniej strony weksla oznacza, że podpisujący – o ile nie jest jednocześnie wystawcą albo trasatem – staje się poręczycielem (art. 31 pr. weksl.). A to już – zwłaszcza przy większych kwotach – może się stać istotnym obciążeniem finansowym. Poręczyciel odpowiada bowiem wówczas za spłatę weksla tak samo jak wystawca. Nie dajmy więc sobie wmówić, że podpis składamy ot tak, na wszelki wypadek. Podkreślmy jednocześnie, że poręczenie in blanco może się znaleźć tylko na przedniej stronie weksla. Jak stwierdził Sąd Najwyższy w wyroku z 21 września 2005 r. (V CK 139/05), sam podpis na tylnej stronie weksla to za mało, aby mówić o poręczeniu (por. „Rz” z 23 września 2005 r., „Podpis poręczyciela to za mało”).

Słowniczek wekslowy

Akceptant – trasat, który przyjął weksel.

Indos – napisane na wekslu oświadczenie o przeniesieniu go na inny podmiot.

Indosant – podmiot, który zbył weksel w drodze indosu.

Indosatariusz – podmiot, na rzecz którego przeniesiono weksel w drodze indosu.

Poręczenie wekslowe – oświadczenie, na mocy którego podpisujący zobowiązuje się odpowiadać tak samo, jak wybrany przez niego dłużnik wekslowy.

Przedstawienie do przyjęcia – czynność posiadacza weksla polegająca na przedłożeniu weksla trasatowi do akceptacji (zob. przyjęcie weksla).

Przedstawienie do zapłaty – czynność posiadacza weksla polegająca na przedłożeniu weksla trasatowi do realizacji.

Przyjęcie weksla (tzw. akcept) – złożone na wekslu oświadczenie trasata, że godzi się za ów weksel zapłacić.

Trasat – podmiot, który w myśl pierwotnej treści weksla ma za ten weksel zapłacić.

Zawiadomienie – czynność posiadacza weksla podejmowana wtedy, gdy trasat odmówi przyjęcia weksla; posiadacz powinien zawiadomić o tym wystawcę weksla oraz tego indosanta, od którego sam nabył weksel.

Źródło : Rzeczpospolita

Jak dochodzić roszczeń z weksla

p.wrz. 19-02-2008, ostatnia aktualizacja 19-02-2008 06:30

Nie każde skierowanie weksla do sądu skończy się wydaniem nakazu zapłaty

Jako zabezpieczenie długu kontrahent wystawił na moją rzecz weksel. Jak dochodzić roszczeń z tego dokumentu? Czy wystarczy wnieść do sądu pozew? - pyta czytelnik DF.

Do dochodzenia roszczeń wekslowych służy specjalny tryb, zwany postępowaniem nakazowym. Kończy się ono wydaniem nakazu zapłaty, a nie wyroku. Oczywiście pod warunkiem że spełnione zostały wymogi stawiane wierzycielowi przez prawo materialne (jak choćby sporządzenie protestu).

Nakaz umożliwia skierowanie sprawy do komornika i wydobycie pieniędzy od dłużnika. Nie zawsze jednak kończy on postępowanie. Od nakazu zapłaty wydanego na podstawie weksla pozwany może wnieść tzw. zarzuty. To jedyny sposób odwołania się od orzeczenia sądu. W piśmie tym pozwany powinien wskazać, czy zaskarża nakaz w całości, czy w części, przedstawić zarzuty, a także wszystkie okoliczności faktyczne i dowody na ich potwierdzenie. Wówczas sprawa trafi do postępowania zwykłego. Co ważne, samo wniesienie zarzutów nie skutkuje utratą mocy przez nakaz zapłaty. Dopiero po przeprowadzeniu rozprawy sąd wydaje wyrok, w którym nakaz zapłaty w całości lub w części utrzymuje w mocy albo go uchyla i orzeka o żądaniu pozwu, bądź też w postanowieniu uchyla nakaz zapłaty i pozew odrzuca lub postępowanie umarza.

Nie każde skierowanie weksla do sądu skończy się wydaniem nakazu zapłaty. Po pierwsze, wymagana jest do tego, aby prawdziwość i treść weksla nie nasuwały wątpliwości. Jeśli wątpliwości są, sprawa trafi od razu do postępowania zwykłego. Po drugie, sąd nie może przeprowadzić postępowania nakazowego z własnej woli. Do tego niezbędny jest wniosek powoda, tj. osoby, która przed sądem domaga się zapłaty. Powód pisze po prostu w pozwie formułkę typu: „Wnoszę o rozpoznanie sprawy w postępowaniu nakazowym” albo podobną.

Weksel należy załączyć do pozwu. Co ważne, weksel ów musi zostać wypełniony. To istotne zwłaszcza przy wekslach in blanco. Pojęcie to nie ma charakteru ustawowego i ukute zostało na potrzeby praktyki. Oznacza weksel, który w chwili wystawienia nie zawiera jeszcze wszystkich wymaganych przez prawo elementów. Na ogół chodzi o wysokość należności. Często się zdarza, że posiadacze dołączają do pozwu taki weksel, nie wpisując w nim tzw. sumy wekslowej – czyli kwoty, którą dłużnik ma zapłacić.

Podstawa prawna: art. 485 i nast. kodeksu postępowania cywilnego

Jak zawrzeć umowę najmu lokalu użytkowego

Monika Sitowicz, adwokat w zespole prawa     nieruchomości Kancelarii Salans, specjalizuje się w     transakcjach związanych z nabywaniem, zagospodarowywaniem,     wynajmem i finansowaniem nieruchomości komercyjnych  (Rozmiar: 8456 bajtów)
Monika Sitowicz, adwokat w zespole prawa nieruchomości Kancelarii Salans, specjalizuje się w transakcjach związanych z nabywaniem, zagospodarowywaniem, wynajmem i finansowaniem nieruchomości komercyjnych

Przedsiębiorca, któremu za rok kończy się umowa najmu lokalu użytkowego, poszukuje nowej lokalizacji dla swojego biura. Spośród kilku propozycji najbardziej zainteresowała go lokalizacja budynku, który jest w fazie budowy. Zakończenie prac ma nastąpić do końca września tego roku. Czy dopuszczalne jest zawarcie umowy najmu lokalu w budynku, który jest dopiero w fazie budowy? Jak przedsiębiorca powinien zabezpieczyć swoje prawa, np. na wypadek opóźnień w oddaniu budynku do użytku?

Zawarcie takiej umowy jest możliwe, co więcej nawet dość powszechne na rynku wynajmu powierzchni biurowych w Warszawie. Strony w takiej umowie porozumiewają się odnośnie do warunków najmu rzeczy przyszłej (nieistniejącej w momencie zawierania umowy). Warunkiem wejścia w życie umowy jest powstanie rzeczy, której dotyczy, czyli lokalu/budynku, który stanowi przedmiot najmu. Istotną kwestią w tego typu umowach jest określenie daty wydania przedmiotu najmu, gdyż na taką datę może mieć wpływ wiele okoliczności, niekiedy trudnych do przewidzenia przez strony (np. warunki pogodowe uniemożliwiające prowadzenie prac budowlanych, ale również exodus pracowników z branży budowlanej). Strony zazwyczaj określają ramy czasowe czy haromonogram prac budowlanych oraz wykończeniowych, aż do momentu wydania lokalu albo budynku najemcy. Zdarza się, że wynajmujący zgadza się na przyznanie przyszłemu najemcy okresu zwolnienia od czynszu na wypadek zwłoki w wydaniu przedmiotu najmu, w zamian za co najemca zgadza się czekać na wydanie przedmiotu najmu mimo opóźnienia. Patrząc z perspektywy najemcy, istotną kwestią może być zapewnienie sobie możliwości korzystania z dotychczasowej siedziby w wypadku niedotrzymania pierwotnego terminu wydania.

W jaki sposób należy określać wysokość czynszu w umowie najmu? Czy można określić wysokość czynszu, np. w euro lub dolarach? W jaki sposób waloryzować czynsz?

Sposób określenia czynszu (jego wysokości i waluty) w praktyce zależy od tego, co jest przedmiotem najmu. Jeżeli mówimy o najmach lokali użytkowych, zdecydowanie najpowszechniejsze jest określanie czynszu za metr kwadratowy najmowanej powierzchni. W takim przypadku niezwykle istotne jest ustalenie, za jaką powierzchnię płaci najemca - czy podstawa naliczania czynszu jest z góry ustalona czy też może podlegać zmianom w wyniku pomiaru na żądanie jednej lub obu stron, a jeśli tak, to jakie powinny być zasady takiego pomiaru. Istotne jest też wskazanie, czy czynsz określony kwotowo jest rozumiany przez strony jako kwota netto czy brutto. Zazwyczaj w umowach lokali użytkowych wskazuje się kwotę netto, zastrzegając że podlega ona powiększeniu o podatek VAT. Należy pamiętać, że milczenie umowy w tym zakresie oznacza, że kwota, jaką podajemy, będzie uznana za kwotę brutto (to jest z VAT-em). Na przykład zapis czynsz wynosi 100 zł za metr kwadratowy oznacza, że w kwocie 100 zł ujęto już podatek VAT, a więc po odjęciu VAT wynajmujący otrzyma ok. 82 zł zamiast 100 zł.

Im lepiej, dokładniej w umowie najmu jest opisany czynsz, w tym podany sposób jego przeliczania (jeśli jest podany jako równowartość w złotych kwoty w innej walucie) i waloryzacji, tym bezpieczniej dla obu stron. Należy pamiętać, że jeśli umowa jest zawierana między polskimi przedsiębiorcami, czynsz musi być określony w złotych polskich, a nie w walucie obcej. Możliwe jest jednak określenie równowartości tej kwoty w obcej walucie. Najpowszechniejszą praktyką ostatnich lat jest określanie czynszu jako równowartości kwot w euro. Stąd też indeksacja czynszu jest również określana przy pomocy unijnych wskaźników inflacji. Coraz rzadziej strony (a zwłaszcza wynajmujący) wskazują czynsz jako równowartość kwoty w dolarach amerykańskich. Odnośnie do wskazania kursu wymiany najczęściej wskazywany jest średni kurs NBP z daty wystawiania faktury za dany okres czynszowy - najczęściej miesiąc. Innym sposobem może być ustalenie kursu na uzgodniony dzień miesiąca.

Jeśli chodzi o waloryzację czynszu, strony powinny dokładnie wskazać, jaki to wskaźnik, za jaki okres i w jaki sposób jest obliczany, kiedy i gdzie jest publikowany oraz od kiedy obowiązuje czynsz po waloryzacji. Istotne jest też ustalenie, czy zmiana czynszu następuje automatycznie i nie wymaga zmiany umowy.

Coraz częściej obok czynszu określa się wysokość kosztów eksploatacyjnych, wskazując ich wysokość w odniesieniu do metra kwadratowego najmowanej powierzchni lub dla całej powierzchni. Tak jak stawki samego czynszu są raczej określane jako równowartość kwot w euro, tak kwota kosztów eksploatacyjnych z zasady jest podawana w złotych, ponieważ same koszty są płatne w polskiej walucie.

Przedsiębiorca zawarł umowę najmu lokalu użytkowego ze spółdzielnią. Na umowie podpis złożył tylko prezes spółdzielni. Czy to prawda, że taka umowa nie jest ważna? Jakie skutki powoduje wadliwe zawarcie umowy?

Zgodnie z przepisami prawa spółdzielczego spółdzielnię mogą reprezentować dwaj członkowie zarządu lub jeden członek zarządu działający łącznie z pełnomocnikiem.

Możliwe jest także udzielenie jednemu członkowi zarządu pełnomocnictwa do dokonywania konkretnych czynności prawnych. W sytuacji, w której prezes spółdzielni nie działał w oparciu o pełnomocnictwo, ale jako członek zarządu (nawet gdyby był jedynym wybranym członkiem zarządu), nie może on samodzielnie reprezentować spółdzielni. Można uznać, że umowa, która została zawarta w taki sposób, nie wywołuje żadnych skutków prawnych.

W umowie najmu, jaką zawarł przedsiębiorca z właścicielem lokalu, nie znalazł się zapis o możliwości podwyższenia czynszu. Właściciel złożył wypowiedzenie dotychczasowego czynszu. Czy ma do tego prawo?

Teoretycznie tak. Teoretycznie bowiem strony, zawierając umowę na czas określony, umawiają się co do wysokości czynszu w całym okresie najmu, uzgadniając zazwyczaj sposób jego indeksacji. Aby skutecznie wyłączyć uprawnienie do podwyższenia czynszu w trakcie obowiązywania umowy najmu, strony powinny dodatkowo wprost w umowie wyłączyć stosowanie przepisu art. 6851 kodeksu cywilnego, który stanowi o możliwości wypowiedzenia przez wynajmującego wysokości czynszu na miesiąc naprzód, na koniec miesiąca kalendarzowego.

Jaka umowa najmu - na czas określony czy nieokreślony - jest korzystniejsza dla najemcy. Czy umowę na czas określony można wypowiedzieć?

To z pewnością w dużej mierze zależy od zamiarów stron. Zważywszy, że umowę na czas określony znacznie trudniej jest wypowiedzieć, częściej zawierane są umowy na czas określony, zazwyczaj trzy, pięć, siedem czy dziesięć lat. Dziesięć lat to maksymalny termin, na który strony zawierają umowę na czas oznaczony, bowiem zgodnie z przepisami kodeksu cywilnego umowa zawarta na czas dłuższy jest traktowana jak umowa zawarta na czas nieoznaczony (ze wszelkimi tego konsekwencjami, np. w zakresie możliwości jej wypowiedzenia). Kontrowersyjną kwestią jest, czy umowa zawarta np. na 13 lat będzie traktowana jako umowa na czas oznaczony na dziesięć lat, a potem na czas nieoznaczony, czy może już od początku jej obowiązywania była umową na czas nieoznaczony. Wprawdzie przepis mówi o tym, iż po upływie dziesięcioletniego terminu umowa będzie uznana za zawartą na czas nieoznaczony, jednakże, aby uniknąć w tej mierze wątpliwości czy przyszłych sporów, wskazane jest unikanie zawierania umów na czas dłuższy niż wskazane dziesięć lat. Dla wzmocnienia bezpieczeństwa stron istotne jest bardzo dokładne określenie przypadków, w których wypowiedzenie umowy może nastąpić. Dodatkowo zawarcie umowy na czas określony w pewnych sytuacjach może gwarantować ochronę dla najemcy przed wypowiedzeniem najmu przez nowego właściciela przedmiotu najmu.

Czy najemca zawierający umowę najmu lokalu użytkowego jest zobowiązany do wpłaty kaucji? Czy przepisy określają wysokość kaucji? W jaki sposób po zakończeniu najmu jest zwracana?

Co do zasady nie ma takiego obowiązku. Jednakże powszechną praktyką przy wynajmie lokali użytkowych jest przedstawianie przez najemcę zabezpieczenia dotyczącego potencjalnych roszczeń wynajmującego, głównie z tytułu czynszu najmu. Takim zabezpieczeniem może być kaucja (depozyt gotówkowy) przekazywana wynajmującemu przed lub z początkiem okresu najmu. Wysokość kaucji to zazwyczaj kilkukrotność czynszu miesięcznego (często powiększonego o wartość opłat eksploatacyjnych, jeśli te stanowią oddzielną kategorię płatności na rzecz wynajmującego). Obok kaucji coraz częściej spotykanym i bardziej chyba popularnym (zwłaszcza przy większych najmach) sposobem zabezpieczenia jest przedstawianie przez najemcę gwarancji bankowych, których beneficjentem jest wynajmujący, opiewających na podobne kwoty, jak to wskazano przy wysokości kaucji. Co do zwrotu kaucji - zazwyczaj wynajmujący zachowuje prawo do zatrzymania kaucji przez pewien okres po upływie okresu najmu celem upewnienia się, iż najemca wywiązał się z wszelkich zobowiązań, w tym zwłaszcza płatności. Strony mogą uzgodnić, iż kaucja zostanie wpłacona przez wynajmującego na oddzielny rachunek (subkonto) oraz mogą też uzgodnić sposób rozliczenia odsetek należnych zgodnie z umową dotyczącą danego rachunku i narosłych przez okres umowy najmu.

Kto odpowiada za uszkodzenia lokalu (np. zalanie) powstałe nie z winy najemcy? Czy wynajmujący może wyłączyć swoją odpowiedzialność?

Odpowiem praktycznie: najczęściej płaci ubezpieczyciel. Oczywiście przy założeniu, że strony (lub przynajmniej jedna z nich) zawarły stosowne umowy ubezpieczenia. Jeśli założymy, że żadna ze stron nie ma takiej umowy, wtedy za uszkodzenia lokalu niezawinione przez najemcę zapłaci wynajmujący. Odnośnie do możliwości wyłączenia takiej odpowiedzialności - po pierwsze możliwe są regulacje umowne wskazujące, która ze stron ponosi odpowiedzialność w konkretnych przypadkach, aczkolwiek najskuteczniejszym zabezpieczeniem, np. na wypadek zalania lokalu (w wyniku awarii niezależnej od działań najemcy), wydaje się być posiadanie przez wynajmującego odpowiedniego ubezpieczenia.

(Oprac. tes)

PODSTAWA PRAWNA

■ Ustawa z 23 kwietnia 1964 r. Kodeks cywilny (Dz.U. nr 16, poz. 93 ze zm.).

Castro odchodzi, ale nie znika

10:46, 19.02.2008 /PAP
DYKTATOR-LEGENDA EMERYTEM
Fot. EPACastro odchodzi
Po 49 latach przewodzenia Kubie i ponad 30 latach na stanowisku szefa Rady Państwa, Fidel Castro odchodzi na emeryturę. Zapowiedział to sam w prasie. Pokonała go starość i choroba.
- Nie będę zabiegać ani też nie zaakceptuję - powtarzam: nie będę zabiegać ani nie zaakceptuję - stanowiska przewodniczącego Rady Państwa oraz wodza naczelnego armii - napisał Castro w oficjalnym ogranie partii komunistycznej, "Granmie".

To potwierdzenie grudniowej deklaracji, w której Castro zapowiedział, że nie będzie kurczowo trzymał się władzy.

Zaszczytna funkcja prezydenta

W artykule Castro wspomniał również o swej politycznej karierze, o tym że "przez wiele lat" zajmował "zaszczytne stanowisko prezydenta", a wcześniej przez 18 lat premiera.

W 1976 r. - przypomniał - Socjalistyczna Konstytucja Kuby została przyjęta "w wolnym, bezpośrednim i tajnym głosowaniu przez 95 procent uprawnionych do głosowania ludzi".

Deputowany Castro

Rezygnacja z funkcji głowy państwa nie oznacza wycofania się z życia politycznego Kuby. Castro w styczniu został ponownie deputowanym - jednym z 614 członków bezwolnego Zgromadzenia Narodowego Władzy Ludowej, w którym większość to członkowie partii komunistycznej.

24 lutego to właśnie parlament
Co teraz z Fidelem? - Bartosz Węglarczyk z "GW"
miał wyłonić nową Radę Państwa. Dziś wiadomo, że nie będzie w niej el Commandante.

System będzie trwał

Odejście Castro nie oznacza, że na Kubie zapanuje demokracja. Przy władzy pozostanie bowiem o pięć lat młodszy brat dotychczasowego dyktatora Raul. Jak komentuje dla TVN24 Bartosz Węglarczyk z "Gazety Wyborczej", mało wiemy o jego poglądach na świat i kraj, ale nie należy się spodziewać, by prowadził politykę zdecydowanie odmienną od Fidela.

Chora legenda

81-letni przywódca rewolucji kubańskiej od lata 2006 r. przechodzi rekonwalescencje po serii operacji przewodu pokarmowego. Obowiązki szefa państwa przekazał tymczasowo młodszemu bratu Raulowi Castro, sam natomiast przestał pokazywać się publicznie.

W "Granmie" dyktator napisał również o swej rehabilitacji i odzyskiwaniu sił po chorobie. Podkreślił, iż "wbrew jego sumieniu byłoby wzięcie
Wbrew sumieniu byłoby wzięcie na swe barki odpowiedzialności, wymagającej znacznej sprawności fizycznej i energii
Fidel Castro
na swe barki odpowiedzialności, wymagającej znacznej sprawności fizycznej i energii - większych niż byłbym w stanie zaoferować". - Mówię o tym bez zbędnego dramatyzowania - zaznaczył.

Od marca ubiegłego roku prowadzi jednak ożywioną działalność publicystyczną. Co jakiś czas telewizja pokazuje go też w otoczeniu latynoamerykańskich przyjaciół jak np. prezydent Wenezueli Hugo Chavez czy Brazylii Luis Inacio Lula da Silva.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ O FIDELU CASTRO

OBEJRZYJ GALERIĘ "EPOKA FIDELA"

Egzekucja z majątku małżonka dłużnika nie zawsze możliwa

Wierzyciel wygrał sprawę przeciwko spółce jawnej o świadczenie i uzyskał przeciwko niej klauzulę wykonalności. Ponieważ spółka nie posiadała wystarczających środków, wierzyciel wystąpił do sądu o nadanie wyrokowi klauzuli wykonalności także przeciwko jej wspólnikowi. Ponieważ znaczna część majątku wspólnika stanowiła przedmiot współwłasności małżeńskiej, wierzyciel zagroził, że wystąpi o nadanie klauzuli wykonalności także przeciwko małżonkowi wspólnika. Czy taki wniosek będzie zasadny, a jeśli nie - czy można w inny sposób dochodzić zaspokojenia z majątku wspólnego?

CO WYNIKA Z PRZEPISÓW

Zgodnie z art. 22 par. 2 kodeksu spółek handlowych (k.s.h.) każdy wspólnik odpowiada za zobowiązania spółki jawnej bez ograniczenia całym swoim majątkiem solidarnie z pozostałymi wspólnikami oraz ze spółką. Odpowiedzialność wspólnika jest subsydiarna, co oznacza, że wierzyciel spółki może skierować przeciwko wspólnikowi egzekucję dopiero wtedy, gdy egzekucja z majątku spółki okaże się bezskuteczna (art. 31 par. 1 k.s.h.). Wierzyciel może jednakże wytoczyć proces przeciwko wspólnikowi także zanim egzekucja z majątku spółki okaże się bezskuteczna (art. 31 par. 2 k.s.h.). Jeżeli faktycznie okaże się bezskuteczna lub gdy jest oczywiste, że będzie bezskuteczna, sąd nada klauzulę wykonalności wyrokowi (innemu tytułowi egzekucyjnemu) wydanemu poprzednio przeciwko spółce jawnej, także przeciwko wspólnikowi tej spółki (art. 7781 kodeksu postępowania cywilnego - k.p.c.). Z kolei tytułowi egzekucyjnemu wydanemu przeciwko osobie pozostającej w związku małżeńskim sąd nada klauzulę wykonalności także przeciwko jej małżonkowi, z ograniczeniem odpowiedzialności do majątku objętego wspólnością majątkową, jeżeli wierzyciel wykaże dokumentem urzędowym lub prywatnym, że stwierdzona tytułem egzekucyjnym (np. prawomocnym wyrokiem) wierzytelność powstała z czynności prawnej dokonanej za zgodą małżonka dłużnika (art. 787 k.p.c.). Natomiast jeżeli małżonek prowadzi przedsiębiorstwo, które wchodzi w skład majątku wspólnego małżonków, to sąd nada wyrokowi wydanemu przeciwko dłużnikowi klauzulę wykonalności także przeciwko małżonkowi dłużnika, ograniczając jego odpowiedzialność do tego przedsiębiorstwa (art. 7871 k.p.c.).

ANALIZA PRAWNA

Możliwość nadania tytułowi egzekucyjnemu wydanemu przeciwko spółce jawnej klauzuli wykonalności także przeciwko wspólnikom tej spółki (art. 7781 k.p.c.), to przykład rozszerzonej z mocy ustawy prawomocności wyroku. Podobnie rzecz się ma w odniesieniu do małżonka dłużnika na podstawie art. 787 k.p.c. Rozszerzona prawomocność oznacza, że wierzyciel może uzyskać tytuł wykonawczy przeciwko innym osobom niż wymienione w tytule egzekucyjnym (np. wyroku) i w jego oparciu prowadzić egzekucję. W ten sposób obok dłużnika materialnoprawnego pojawia się inna osoba, przeciwko której na podstawie przepisów procesowych wierzyciel może żądać skierowania egzekucji (tzw. dłużnik egzekwowany). Ponieważ łączy się z tym dopuszczalność zastosowania określonej formy przymusu, praworządność wymaga, żeby te przepisy wykładać ściśle (por. uchwała SN z 12 maja 2005 r., III CZP 21/2005). W tym kontekście należy odpowiedzieć na pytanie, czy na podstawie art. 787 k.p.c. dopuszczalne jest takie kaskadowe nadawanie klauzuli wykonalności - najpierw przeciwko spółce jawnej, następnie jej wspólnikowi, a na koniec przeciwko małżonkowi wspólnika, na podstawie tego samego tytułu egzekucyjnego (wyroku). W razie odpowiedzi pozytywnej wierzyciel mógłby prowadzić egzekucję ze wszystkich składników wchodzących w skład majątku wspólnego. Należy jednak odpowiedzieć przecząco - nie ma możliwości nadania klauzuli wykonalności na podstawie art. 787 k.p.c. przeciwko małżonkowi wspólnika spółki jawnej. Hipoteza tego przepisu ogranicza się wyraźnie do sytuacji, gdy tytuł egzekucyjny został wydany wprost przeciwko osobie pozostającej w związku małżeńskim. Nie dotyczy to sytuacji, gdy tytuł egzekucyjny wydany został przeciwko innemu podmiotowi, a w rozpatrywanej sprawie przeciwko spółce jawnej. Innymi słowy, jeżeli na podstawie przepisu szczególnego dłużnikiem egzekwowanym została osoba pozostająca w związku małżeńskim, to wierzyciel nie może następnie żądać nadania klauzuli wykonalności w trybie art. 787 k.p.c. przeciwko jej małżonkowi, tak aby małżonek stał się kolejnym dłużnikiem egzekwowanym (uchwała SN, III CZP 21/2005). Jak bowiem podkreśla się w orzecznictwie na tle obecnej regulacji utracił oparcie prawne pogląd, że proces przeciwko spółce jawnej jest jednocześnie procesem przeciwko jej wspólnikom. Tę odrębność podmiotową spółki jawnej i jej wspólników miał na względzie Sąd Najwyższy w uchwale z 5 sierpnia 2004 r. (III CZP 41/2004), przyjmując że ogłoszenie upadłości spółki jawnej nie uzasadnia wniosku wspólnika o ogłoszenie jego upadłości, jeżeli wierzyciele nie domagali się zaspokojenia od niego swoich wierzytelności. Niezależnie od tego, ponieważ art. 7781 k.p.c. jest wyjątkiem od zasady, że tytuł egzekucyjny po zaopatrzeniu go w klauzulę wykonalności pozwala na prowadzenie egzekucji jedynie przeciwko podmiotowi wymienionemu w tytule egzekucyjnym, nie powinien on podlegać wykładni rozszerzającej (Pietrzkowski H., Ereciński T., Kodeks postępowania cywilnego. Komentarz. Część trzecia. Postępowanie egzekucyjne, Warszawa 2007, s. 632).

Powyższy pogląd nie oznacza jednak, że wierzyciel w ogóle nie może doprowadzić do egzekucji z majątku wspólnego. Treść art. 31 par. 2 k.s.h pozwala bowiem wnieść powództwo wprost przeciwko wspólnikowi spółki jawnej, zanim egzekucja z majątku spółki okaże się bezskuteczna. W ten sposób wierzyciel może uzyskać tytuł egzekucyjny wprost przeciwko wspólnikowi spółki, a następnie - na podstawie art. 787 k.p.c. - wnieść o nadanie temu tytułowi klauzuli wykonalności przeciwko małżonkowi wspólnika. Natomiast w postępowaniu o nadanie klauzuli wykonalności przeciwko małżonkowi dłużnika, który prowadzi przedsiębiorstwo wchodzące w skład majątku wspólnego małżonków, aby uzyskać taką klauzulę wystarczy, że wierzyciel wykaże dokumentem urzędowym lub prywatnym, że wierzytelność powstała w związku z prowadzeniem przedsiębiorstwa.

O CZYM NALEŻY PAMIĘTAĆ

  • Klauzula wykonalności na podstawie art. 7781 k.p.c. odnosi się do osób będących wspólnikami w chwili jej nadawania, w przypadku zaś byłych wspólników tylko wtedy, gdy zobowiązanie powstało przed wystąpieniem lub wyłączeniem wspólnika.
  • Przesłanką uzyskania klauzuli wykonalności przeciwko wspólnikowi jest wykazanie bezskuteczności egzekucji przeciwko spółce. Ciężar wykazania tej okoliczności obciąża wierzyciela. Dowodem bezskuteczności egzekucji jest postanowienie komornika o umorzeniu postępowania (art. 824 k.p.c.). Wierzyciel może tę okoliczność wykazać także innym dokumentem urzędowym lub dokumentem prywatnym z podpisem urzędowo poświadczonym.

PIOTR TROCHA

aplikant sądowy przy Sądzie Okręgowym w Warszawie

PODSTAWA PRAWNA

■ Ustawa z 15 września 2000 r. Kodeks spółek handlowych (Dz.U. nr 94, poz. 1037 ze zm.).

■ Ustawa z 17 listopada 1964 r. - Kodeks postępowania cywilnego (Dz.U. nr 43, poz. 296 ze zm.).

Obama dokonał plagiatu przemówienia kolegi

mar
2008-02-19, ostatnia aktualizacja 2008-02-19 16:17
Zobacz powiększenie
Barack Obama w Wirginii
Fot. JOHN GRESS REUTERS

Barack Obama dokonał plagiatu przemówienia swojego kolegi Devala Patricka, gubernatora Massachusetts. Sprawę odkryli i nagłośnili doradcy jego głównej rywalki o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich, Hillary Clinton.

Barack Obama ma dwucyfrową przewagę nad Hillary Clinton

- Pożyczenia cytatów to nic wielkiego - komentuje sprawę w NBC Obama. Do swojego przemówienia na wiecu w Winsconsin wykorzystał tekst swojego kolegi Devala Patricka z 2006, gdy ten ubiegał się o urząd gubernatora stanu Massachusetts.

Obama nie ograniczył się jednak tylko do "pożyczenia" cytatów. "Pożyczył" również koncepcję wypowiedzi, która skonstruowana jest na twierdzeniu, że - wbrew pozorom - liczą się również proste słowa i że hasła od lat ważne dla Amerykanów ("I have a dream...", "Ask not what your country can do for you ") są nadal aktualne. Zarówno przemówienie Patricka, jak i jego własne dotyczyło krytykujących ich sposób zdobywania głosów: płytkość wypowiedzi, brak konkretów i odniesienia się do meritum problemów, uwodzenie wyborców chwytliwymi hasłami.

Przemówienie Obamy z lutego 2008



Przemówienie Patricka z października 2006



- Senator Obama liczy jedynie na siłę swojej retoryki oraz obietnic, które składa. Przez ostatnie kilka dni mogliśmy zaobserwować, że łamie swoje obietnice, a swoich retorycznych chwytów nie zawdzięcza sobie - skomentował Howard Wolfson, zarzucając Obamie plagiat.

Gubernator Massachusetts broni Obamy: twierdzi, że - ponieważ są przyjaciółmi - często rozmawiają przez telefon, doradzają sobie i dzielą się pomysłami, a nawet - cytatami. Jak dodał, komentują również spostrzeżenia i rady Davida Axelroda, głównego stratega kampanii Obamy, a byłego doradcy Patricka.

Nawet, jeśli Obama rzeczywiście nie popełnił plagiatu, mógłby chociaż dodać w przemówieniu np. "Mój przyjaciel Deval Patrick wypowiedział się podobnie, gdy go krytykowano" - komentuje "Daily Telegraph".

Rosjanie montują nam łączność w prezydenckim samolocie

WOJSKO: TU-154M BĘDZIE DOKŁADNIE SPRAWDZONY
W połowie marca Prezydent będzie mógł rozmawiać przez telefon "nie wysiadając" z samolotu.
TVN24
Superłączność satelitarną, która ma umożliwić kontakt z prezydentem w strategicznych dla kraju sytuacjach, założą nam… Rosjanie. Pierwszy Rządowy samolot TU-154M od poniedziałku jest w Moskwie. Wojsko nie widzi problemu. - Po każdej takiej instalacji samolot jest sprawdzany - mówi portalowi tvn24.pl rzecznik sił powietrznych Wiesław Grzegorzewski.
Rządowy samolot ma wrócić po przeróbkach do Polski na początku marca. Wtedy do Rosji na operację zamontowania "superbezpiecznego telefonu satelitarnego" poleci następny rządowy Tupolew, którym lata premier.

Siły powietrzne nie obawiają się, że Rosjanie instalując w polskich maszynach systemy łączności, mogliby "uzupełnić" je sprzętem szpiegowskim. - Po każdej tego typu instalacji, samolot jest dokładnie sprawdzany przez polskie służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo wywiadowcze - zapewnił Grzegorzewski.

Supertajny termin wylotu do Rosji

Nie ma problemu z instalacją łączności satelitarnej w Rosji, ale jest problem... z informowaniem o tym mediów. Jeszcze w poniedziałek biuro prasowe dowództwa sił powietrznych informowało, że instalacja satelitarnej łączności w dwóch "rządowych" maszynach opóźni się. - Samolot, który miał jako pierwszy polecieć do Rosji, cały czas stoi na Okęciu. Po ostatniej awarii nie przywrócono go do stanu lotnego - usłyszeliśmy w wydziale prasowym Sił Powietrznych. (PRZECZYTAJ INFORMACJĘ)

Grzegorzewski: W połowie marca prezydent będzie mógł korzystać z łączności satelitarnej w samolocie
We wtorek rzecznik Grzegorzewski powiedział jednak portalowi tvn24.pl, że pierwszy z "rządowych" Tupolewów wyleciał do Rosji ... właśnie w poniedziałek. Samolot prezydenta ma wrócić na początku marca. Drugi "rządowy" Tupolew zostanie wysłany na modernizację pod koniec marca i wróci w połowie kwietnia.

Brak łączności po katastrofie CASY

Problem z brakiem łączności z prezydenckim samolotem jaskrawo dał o sobie znać po styczniowej katastrofie samolotu CASA, w której zginęło 20 wojskowych. Prezydent nie wiedział o tragedii i odleciał do Chorwacji, co wywołało falę wzajemnych oskarżeń urzędników prezydenckich i rządowych o to, kto odpowiada za niepoinformowanie głowy państwa. Uruchomienie telefonu satelitarnego na pokładzie ma zapobiec takim sytuacjom.

Starosta zwróci 425 zł nadpłaty za kartę pojazdu

Robert Horbaczewski 19-02-2008, ostatnia aktualizacja 19-02-2008 07:43

Jeśli organ władzy wykonawczej przekroczył upoważnienie zawarte w ustawie, gdy ustanawiał prawo, to nie wiąże ono sądu powszechnego przy orzekaniu

Ta teza legła u podstaw uznania za słuszne roszczenia Mariusza T. o zapłatę 425 zł za wydanie karty pojazdu (sygn. I Ca 388/07). Pieniądze zapłaci starosta.

Mariusz T. z Zamościa, który w 2004 r. sprowadził z zagranicy samochód i zgodnie z ówczesnymi przepisami zapłacił 500 zł za wydanie karty pojazdu, powoływał się przed sądem na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 17 stycznia 2006 r. Trybunał uznał, że opłata w wysokości 500 zł była nienależna i sprzeczna z prawem o ruchu drogowym oraz Konstytucją RP, bo skoro za wydanie duplikatu karty pojazdu urzędy pobierały 75 zł, to tyle samo powinno kosztować pierwsze wydanie tego dokumentu.

Mężczyzna początkowo walczył bezskutecznie o nadpłacone 425 zł na drodze administracyjnej, potem zaś zdecydował się wystąpić przeciwko powiatowi zamojskiemu z procesem cywilnym.

Powiat dowodził, że jako organ samorządowy, pobierając opłatę, dokonywał czynności z zakresu administracji publicznej, która to czynność wynikała wprost z przepisów prawa, czyli rozporządzenia ministra infrastruktury z 28 lipca 2003 r. Ponadto, skoro Mariusz T. uiścił opłatę w okresie obowiązywania tego rozporządzenia, a jeszcze przed orzeczeniem Trybunału, to jego roszczenie jest bezzasadne.

Sąd Rejonowy w Zamościu uznał, ze pobranie za kartę pojazdu sumy wyższej niż 75 zł na podstawie niekonstytucyjnego przepisu stanowiło nienależne świadczenie (art. 410 § 2 kodeksu cywilnego). Opłata za kartę pojazdu stanowiła zaś dochód budżetu powiatu, dlatego też w ocenie Sądu Rejonowego Mariusz T. właściwie wskazał jako pozwanego powiat zamojski, czyli podmiot, który faktycznie wzbogacił się wskutek czynności podjętej na podstawie niekonstytucyjnego przepisu. I to właśnie on ma zwrócić nadpłatę.

Sąd Okręgowy w Zamościu utrzymał ten wyrok w mocy, ale z nieco innych powodów. Przyjął mianowicie, że gdy organ władzy wykonawczej stanowi prawo i przekracza przy tym umocowanie zawarte w ustawie (co stwierdził Trybunał), to prawo to nie wiąże sądu powszechnego przy orzekaniu.

Sąd podkreślił przy tym, że w świetle art. 178 Konstytucji RP sędziowie podlegają konstytucji i ustawom. Gdy zatem akt prawny niższej rangi niż ustawa jest nie tylko niezgodny z konstytucją, ale też wydany poza delegacją ustawy, sąd powszechny jest władny nie stosować takiego aktu. I to nawet przed orzeczeniem Trybunału o niekonstytucyjności przepisu.

SO powołał się przy tym na stosowne orzeczenie Sądu Najwyższego z 7 marca 2003 r. Podtrzymał jednocześnie argumentację sądu pierwszej instancji, że powiat zamojski, pobierając zawyżoną opłatę, bezpodstawnie się wzbogacił kosztem Mariusza T. Wyrok jest prawomocny.

Źródło : Rzeczpospolita

Wraca Liga Mistrzów. Giganci stają do walki między sobą

Michał Pol
2008-02-19, ostatnia aktualizacja 2008-02-19 17:18

Zobacz powiększenie
Fot. Bernat Armangue AP

Dziś pierwsze mecze 1/8 finału. Liverpool gra z Interem, Romaz Realem, Olympiakos z Chelsea, Liverpool z Interem Mediolan.

Liga Mistrzów we wtorek - kto z kim, w jakich składach
Liga Mistrzów we wtorek - kto z kim, w jakich składach
Michał Żewłakow: Anelka? Nie znam

"Boruc - chuligan między słupkami"

Mecz Liverpoolu z Interem to pierwszy akt wielkiego włosko-angielskiego starcia, którego dopełnieniem będzie środowy hit Arsenalu z broniącym Pucharu Europy Milanem. Wszystko przemawia za Interem. Drużyna Roberto Manciniego pewnie zmierza do mistrzostwa Włoch, nie przegrała ani jednego z 23 ligowych spotkań.

Uważaj, Liverpoolu!

Na Anfield przyjeżdża najmocniejszy Inter od 20 lat - ostrzega więc Anglików dwukrotny trener mistrza Włoch Roy Hodgson prowadzący obecnie Fulham. Inter ma trenera pracującego w komfortowych warunkach i szeroką kadrę świetnych piłkarzy, bardzo ze sobą zgranych.

- Jeśli trener Liverpoolu Rafael Benitez chce powstrzymać Inter, nie może skupić się tylko na powstrzymaniu Ibrahimovicia, bo to nie wystarczy - mówi Hodgson. Jego zdaniem groźniejszy w obecnej formie jest Julio Cruz, najbardziej niedoceniony napastnik w Europie. W 19 meczach Argentyńczyk zdobył 15 bramek.

Nastroje w Liverpoolu są skrajnie odmienne. Fani "The Reds" już wiedzą, że na pierwsze mistrzostwo Anglii od 1990 roku przyjdzie im jeszcze poczekać. A przecież po letnich rekordowych wzmocnieniach za prawie 70 mln funtów (przyszli Fernando Torres, Ryan Babel) to właśnie tytuł miał być celem numer 1. Jednak jego drużyna zaprzepaściła szanse jeszcze w grudniu. W dodatku tak świetnie spisujący się w Lidze Mistrzów liverpoolczycy (dwa finały w ostatnich trzech latach) tym razem musieli drżeć o awans do ostatnich sekund ostatniej kolejki.

Stadion na Anfield Road dawno przestał być niezdobytą twierdzą. Choćby w ostatni weekend 42 tysiące fanów "The Reds" ze zdumieniem patrzyło, jak ich drużynę eliminuje z Pucharu Anglii drugoligowe Barnsley. W tej sytuacji Liga Mistrzów to ostatnie trofeum, jakie Benitez mógłby wywalczyć w tym sezonie. Bez niego nie ma co marzyć o pracy na Anfield w przyszłym sezonie.

Benitez jest w dużej mierze sam sobie winien, ponieważ nieustannie rotuje składem. W spotkaniu z Barnsley postawił w bramce niedoświadczonego Francuza Charlesa Itandje, wysyłając na trybuny Pepe Reinę, choć ten nie jest zmęczony. Dołączył tam do Torresa, którego Benitez oszczędzał na Inter. Podobnie jak kapitana Stevena Gerrarda, który zaczął spotkanie na ławce.

To właśnie od formy Torresa będzie dziś wiele zależeć. Liverpool zdobył najwięcej goli w fazie grupowej Ligi Mistrzów (18), ale zdobywał je tylko wtedy, kiedy Hiszpan był na boisku (7:0 z Besiktasem, 4:0 z OM czy 4:1 z FC Porto).

Jedyne, co przemawia za Liverpoolem, a przeciwko Interowi, to doświadczenie w Lidze Mistrzów. Mediolańczycy nie potrafią zatriumfować w Europie od 43 lat! Już w ubiegłym sezonie mieli potencjał, żeby odnieść sukces, ale ich przygoda z Champions League skończyła się w 1/8 finału bijatyką z piłkarzami Valencii, dyskwalifikacjami i odpadnięciem z rozgrywek.

Capello: Romie w głowie tylko Real

Choć Roma jest wiceliderem Serie A, jej gra zupełnie nie zachwyca. Nie chodzi tylko o dwie porażki w trzech ostatnich meczach, prestiżową 0:1 z Juventusem i kompromitujące 0:3 ze Sieną, ale ich styl. Piłkarze trenera Spalettiego grali słabo, a najgorzej z nich lider i symbol rzymskiego klubu Francesco Totti, który mimo 12 goli w sezonie w ostatnich kolejkach jest cieniem zdobywcy "Złotego buta" z poprzedniego sezonu. Trener nie ma go kim zastąpić, bo Mirko Vucinić, który błysnął kilka razy w rundzie jesiennej, naciągnął mięsień uda.

Morale drużyny jest równie fatalne jak wyniki. Podczas sobotniego treningu Christian Panucci i Alberto Aquilani rzucili się na siebie z pięściami. Rzymianom dodaje nadziei jedynie to, że w siedmiu ostatnich meczach na własnym stadionie nie stracili gola. Tymczasem Real podczas jesiennej wizyty w Rzymie zremisował 2:2 z Lazio, które w tym sezonie spisuje się wyjątkowo słabo.

Jeszcze miesiąc temu "Królewscy" byliby absolutnym faworytem rywalizacji z Romą. Pobili rekord ligi hiszpańskiej, wygrywając 18 z pierwszych 24 meczów. Potrafili pokonać wszystkich najgroźniejszych rywali do tytułu - Barcelonę na Camp Nou, Valencię na Mestalla, Villarreal na El Madrigal i Atletico Madryt na Vincente Calderon. W niezwykle wysokiej formie od lat znalazł się Raul, skutecznie grał Ruud van Nistelrooy. Do roli kluczowego zawodnika, potrafiącego przesądzić losy meczu, dorósł Robinho, a raz na jakiś czas błysnął kupiony z Ajaksu Wesley Sneider (Brazylijczyka i Holendra zabraknie jednak we wtorkowym meczu z powodu kontuzji, podobnie jak obrońców Pepe, Heinzego i Metzeldera). Wydawało się, że tytuł mistrza Hiszpanii mają już w kieszeni.

Dwa tygodnie temu coś zacięło się jednak w maszynce do wygrywania. Najpierw "Królewscy" przegrali 1:2 z beniaminkiem z Almerii. Szybko się otrząsnęli, gromiąc w następnej kolejce Valladolid 7:0. Ale w miniony weekend przegrali z walczącym o utrzymanie Betisem Sewilla 1:2. - Jestem spokojny o mecz w Rzymie, bo rywal jest o niebo większy niż Betis. A jedyne, czego nam zabrakło w przegranym spotkaniu, to motywacja. W meczu z Romą jej nie zabraknie, bo to prawdziwe wyzwanie - mówi trener Bernd Schuster.

- Piłkarze Romy od miesiąca mają w głowach tylko mecz z Realem, dlatego tak zawodzą w Serie A. Stać ich na pokonanie Hiszpanów. Powinni tylko za wszelką cenę nie dać sobie wbić gola w Rzymie. Żadnych huraganowych ataków, bo Real ma szybkich piłkarzy i potrafi świetnie kontrować - twierdzi Fabio Capello, który doprowadził obie drużyny do mistrzostw kraju.

Dudek i inne gwiazdy trenują przed 1/8 finału Ligi Mistrzów - zdjęcia

Relacje na żywo w nSporcie

Skróty o 23.30 w TVP 2

Dyskretny urok awatara

Łukasz Sakiewicz
2008-02-19, ostatnia aktualizacja 2008-02-15 17:44

W realu Rafał dziewczyny nie ma. W "Second Life" jego awatar już pierwszego dnia został uwiedziony przez piękną Francuzkę, która zaprosiła go do wirtualnej sypialni

Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Adam Boniecki, Kraków
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
xAbo Tomorrow
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Jakub Krzych, Kraków
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Jaromil Hax
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Rafał Matuszewski, Kraków
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Reyfi Ferraris
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Robert Mordarski, Nowy Sącz
Zobacz powiekszenie
Fot. Łukasz Sakiewicz
Amdy Dawes
ZOBACZ TAKŻE
"Second Life" - internetowa gra w życie. Wirtualny świat uruchomiła amerykańska firma Linden Lab w 2003 roku, dziś ma on około 12 mln rezydentów. Każdego z nich reprezentuje awatar - animowana postać, którą można samodzielnie stworzyć po zarejestrowaniu się na stronie secondlife.com. Każdy rezydent może być tutaj, kim chce.

W "Second Life" działają wirtualne, kluby, hotele, sklepy, powstają wirtualne miasta.

Linden Lab sprzedaje wirtualną ziemię za dolary Linden. Cena jednego dolara amerykańskiego to około 270 dolarów Linden. Transakcje dokonywane są za pomocą kart kredytowych. Każdego dnia internauci wydają w "Second Life" około pół miliona dolarów amerykańskich.

Adam Boniecki (w Krakowie) / xAbo Tomorrow (w "Second Life")

Ma 73 lata. Jest księdzem, redaktorem naczelnym "Tygodnika Powszechnego". Studiował filozofię i nauki społeczne na KUL, następnie w Paryskim Instytucie Katolickim. Na prośbę Jana Pawła II przygotowywał polskie wydania dziennika "L'Osservatore Romano", którego został redaktorem naczelnym. Krytyczny wobec postawy Radia Maryja, sam często krytykowany przez wielu biskupów za liberalne poglądy. Lubi dobrą kuchnię, jeden z niewielu księży, którzy sami sobie gotują. Codziennie czyta online włoską prasę i odpowiada na setki e-maili.

Awatar xAbo Tomorrow jest dla księdza Adama Bonieckiego nowym medium, kolejnym sposobem komunikacji, takim jak mail czy komunikatory internetowe. xAbo Tomorrow będzie się czasami spotykał z czytelnikami "Tygodnika" w wirtualnej redakcji w Second Krakow i odpowiadał na pytania. Choć technicznie zawsze ktoś inny będzie poruszał jego wirtualnym ciałem (ksiądz Adam ma za mało czasu, aby uczyć się tajników poruszania się po "Second Life"), to zawsze, gdy w "SL" pojawi się xAbo, będziemy mieć pewność, że mamy do czynienia z prawdziwym księdzem Bonieckim.

Jakub Krzych (w Krakowie) / Jaromil Hax ("Second Life")

Ma 26. Pracuje jako informatyk w polsko-norweskiej firmie Making Waves, która zajmuje się doradztwem IT. Na delegacji w Oslo dowiedział się o "Second Life". - Zaciekawiły mnie olbrzymie możliwości interakcji. Szefowie szybko zdecydowali się zainwestować i zacząć eksperymenty w "SL". Firma otworzyła wirtualne biuro, budując kopię kamienicy - siedziby w Krakowie. I tak zacząłem chodzić do mojej wirtualnej pracy.

Jako Jaromil Hax w "Second Life" przede wszystkim pracuje. Programuje interakcje, od najprostszych, jak drzwi, które otwierają się po kliknięciu, po robota, z którym można porozmawiać ludzkim językiem. Kiedy spotyka się z przedstawicielami innych firm, zamienia ulubiony T-shirt na marynarkę lub garnitur (w "SL" siedziby mają takie giganty jak Microsoft, Sun czy IBM). Po pracy zwiedza nowe miejsca. Szczególną sympatią darzy wirtualną Barcelonę.

Rafał Matuszewski (w Krakowie) / Reyfi Ferraris (w "Second Life")

Zaczął studia dziennikarskie na Papieskiej Akademii Teologicznej. Gra i śpiewa w Grupie Teatralnej Projekt. Najbardziej lubi role komediowe, grywa też amantów. Dziewczyny nie ma, raczej miewa.

Reyfi to wirtualny turysta, poszukiwacz przygód i nowych znajomości. Najbardziej lubi wirtualny Kraków, ale stale bywa w też Barcelonie, Tokio i Amsterdamie. Szlifuje przy okazji języki. Nie pracuje i nie zarabia, ale życzliwi ludzie często go czymś obdarzą. Już pierwszego dnia w "SL" został uwiedziony przez piękną Francuzkę, która zaprosiła go do siebie do domu. Pogawędka skończyła się wizytą w jej wirtualnej sypialni.

Robert Mordarski (w Nowym Sączu) / Amdy Dawes (w "Second Life")

Ma 18 lat. Dwa razy usunięto go z liceum. Jak twierdzi, za nieodpowiedni wygląd, czyli dready i kolczyk w wardze. - W Sączu bycie ocenianym za wygląd to norma. Wcale nie chcę się wyróżniać, mam dready bo słucham reggae. Ale jak wsiądę do autobusu, to ludzie całą drogę patrzą na mnie jak na antychrysta.

Zajmuje się grafiką komputerową. Założył też radio internetowe rastastacja.pl.

Jako Amdy Dawes w "Second Life" bywa od 4 do 10 godzin na dobę. Najczęściej odwiedza wirtualny Kraków i klub reggae Irre Vibes. Lubi to, że w "SL" jest całkowita wolność wypowiedzi i że można wyglądać, jak się chce. Pod warunkiem, że ma się na to lindeny (waluta w "SL"). Wygląd w "SL" kosztuje. Amdy Dawes nie ma jeszcze dreadów, choć mógłby je nosić bez obaw. Będzie musiał zarobić na nie ok. 400 lindenów (jakieś 4,30 zł), wykonując wirtualną pracę. Mógłby zapłacić, ale ma żelazną zasadę, że nigdy nie zapłaci realnymi pieniędzmi za nierealne rzeczy.

Marcin Hordziej (w Kalwarii Zebrzydowskiej) / Freeman Loon (w "Second Life")

Ma 16 lat. Zaczął naukę w liceum. Dużo chodzi po górach, fotografuje, świetnie strzela z wiatrówki. Nigdy nie interesowało go posiadanie drugiego ja w internecie, ale do "SL" wciągnął go kolega. - Ciągle powtarzał, że gdybym był w "SL", nie poradziłbym sobie tak jak on. Więc zainstalowałem to coś i po dwóch tygodniach miałem dziesięć razy więcej pieniędzy niż on. Kolega się już zniechęcił, a mnie wciągnęło.

Jako Freeman Loon (nazwisko zmienione, bo Freeman obawia się dekonspiracji - w "SL" mogą grać tylko osoby pełnoletnie, dla dzieci jest wersja "Teen SL") spędza w "Second Life" godzinę, dwie dziennie. Jak twierdzi, dorobił się na handlu bronią. Do "SL" przychodzi wiele osób, które chcą sobie postrzelać. Są też tacy, którzy broń produkują. A Freeman zna jednych i drugich. Poza tym zdążył się już raz ożenić (wkrótce żona go opuściła, a on nie wie, gdzie jest), przez chwilę pracował jako ochroniarz w nocnym klubie (niesfornych gości umieszczał w klatce). Ale najbardziej lubi chodzić po wirtualnych sklepach i oglądać te wszystkie przedziwne przedmioty, jak na przykład ptak, na którego można wsiąść i odlecieć.

Dagmara Zielińska (w Łodzi) / Dagi Merlin (w "Second Life")

Dagmara zaczęła naukę w studium kosmetycznym. Ma 21 lat. W maju zdała maturę. Dopiero teraz, bo wcześniej, jak mówi, na drodze stanęły błędy młodości. Szuka pracy. W maju też pierwszy raz weszła do "Second Life". Dwa dni później do "SL" wszedł jej narzeczony i to był początek końca ich czteroletniego związku. Chłopak wciągnął się bez reszty. Przesiadywał w "SL" dnie i noce. Dagmara postanowiła zerwać zaręczyny.

W "Secon Life" jako Dagi Merlin nieźle zarabia. Ma dwie prace. Jest menedżerem w nocnym klubie. Organizuje imprezy, zaprasza gości. Ma za to do 1500 lindenów od jednej imprezy. W nocnym klubie Palamino Dagi jest striptizerką. Tutaj w ciągu dwóch godzin zarabia nawet 5000 lindenów (około 55 zł). Wszystkie pieniądze zostają w "SL", bo dla Dagmary "SL" to zabawa, a nie miejsce zarobku. Dagi wydaje pieniądze na ciuchy, biżuterię i buty. Przez jakiś czas wynajmowała nawet willę, żeby mieć własny kąt, miejsce do spotkań z przyjaciółmi, a nawet seks. Ale odkąd spędza w "SL" mniej czasu (do dwóch godzin dziennie), wynajmowanie willi przestało być opłacalne.

Jacek Nosal (w Krakowie) / Dyielle (w "Second Life")

Ma 26 lat, studiował germanistykę, ale został informatykiem. Odpowiada za wsparcie techniczne pracowników w firmie oraz zarządza serwerami. Gra głównie w weekendy. W tygodniu do dwóch godzin dziennie, gdy ma czas i pozwala narzeczona (czasem zabiera mu klawiaturę i łowi ryby jego postacią). Grami RPG zainteresował się już w podstawówce, kiedy grało się jeszcze przy stole i kartami. Potem były bractwa rycerskie, a w końcu gry na komputerze. Dziś ma już kilka postaci, w które się wciela, są różnych płci. Każda ma swoją historię i osobowość. Jedne są łagodne i przyjazne, inne agresywne i złośliwe.

Dyielle jest białym elfem (oprócz elfów są też ludzie, gnomy, orkowie czy krasnoludy). Choć nosi miecz i tarczę, to przede wszystkim zajmuje się magią. Przez długi czas przemierzała świat i walczyła sama. Z czasem jednak walka coraz mniej ją interesowała, zmieniła więc profesję i przyłączyła się do klanu. Wykorzystując siły natury, zajmuje się uzdrawianiem ciężko rannych. Ma bardzo psotny charakter i nie może powstrzymać się od używania magicznych umiejętności do płatania figli swoim towarzyszom.

Źródło: Duży Format