piątek, 3 lutego 2012

"Nie mamy żadnych dowodów, że matka mówi prawdę"


dzisiaj, 10:20KK, ŻG, SG TVN24Onet regionyOnet Wiadomości
Sosnowiec, fot. PAP/Andrzej Grygiel
Sosnowiec, fot. PAP/Andrzej Grygiel

Wczoraj wieczorem detektyw Krzysztof Rutkowski poinformował, że matka poszukiwanej półrocznej Magdy przyznała się, że dziewczynka zginęła przez przypadek, kiedy po kąpieli wypadła jej z kocyka. Kobieta wskazała miejsce, w którym miała ukryć ciało córki, jednak policja nie odnalazła tam ciała małej Magdy. Jak poinformowano, matka została zatrzymana i jeśli jej stan na to pozwoli zostanie przesłuchana. - W tej chwili nasze działania są skupiane na tym, aby zweryfikować tę informację, którą otrzymaliśmy wczoraj. Musimy wszystko sprawdzić. Oprócz informacji od detektywa nie mamy żadnych innych dowodów, że mama Magdy mówi prawdę. Nie znamy żadnego innego przebiegu wypadków. Policjanci przeczesują centymetr po centymetrze ten teren - mówił na antenie TVN 24 przedstawiciel policji.

Na miejsce poszukiwań jedzie także specjalna grupa policji z georadarem, który zostanie wykorzystany do określenia, czy "nastąpiło naruszenie struktury ziemi". – Czekamy aż ten sprzęt do nas dojedzie – powiedział policjant biorący udział w poszukiwaniach.

- Miejsce, które wskazała matka może być prawidłowym miejscem, jednak wymaga to dokładnego przeszukania terenu. Dziecko mogło być wcześniej w znalezionym zawiniątku – powiedział prywatny detektyw Krzysztof Rutkowski. Jak dodał detektyw, to nie było pierwsze takie zachowanie matki półrocznej Madzi. – Zdarzyło się, że zostawiła dziecko na dwa tygodnie bez opieki. Detektyw podkreślił również, że "matka miała opory w precyzyjnym określeniu miejsca". – Nie chciała tam iść, zaczęła płakać. Przyznała się do tego, że dziecko nie żyje – podkreślił.

- Matka wskazywała miejsce między drzewami, gdzie zostawiła dziecko. Przechodziła ona przez kładkę, podprowadziła nas pod to miejsce. Nie mogłem siłą prowadzić jej do tego miejsca, gdyż stawiała opory – powiedział w dalszej części swojej wypowiedzi.

Krzysztof Rutkowski zaznaczył, że matka przyznała się do tego czynu, po wykonaniu przez ekipę detektywa, gry operacyjnej.

Jak powiedział Onetowi Krzysztof Rutkowski w czasie gry operacyjnej próbowano wraz z matką odtworzyć scenę zniknięcia dziecka. Podstawiono fałszywych świadków, którzy twierdzili, że nie było żadnego porwania. To przekonało kobietę, by zdradzić prawdę. - To był piąty rozważany przeze mnie wariant o którym jednak nie chciałem dokładnie mówić - powiedział nam Rutkowski.

Zapytany oto, czy ojciec półrocznej Madzi może mieć coś wspólnego z wydarzeniem, Rutkowski powiedział, że sądzi, że "ojciec nie wiedział o wydarzeniu". – Przesłuchaliśmy go w pokoju obok, gdzie załamał się całkowicie – dodał.

Jak podkreślił detektyw "martwe dziecko owinęła ona w koc i wywiozła wózkiem. Szukała miejsca, gdzie może to dziecko ukryć".

Matka półrocznej Magdy wyjawiła prawdę
0:30 min
Matka półrocznej Magdy wyjawiła prawdę - Mała Magda najprawdopodobniej wypadła z rąk matki, uderzyła głową o próg i zmarła na jej oczach. To ona upozorowała jej porwanie, a podczas rozmowy z detektywem Rutkowskim przyznała się do wszystkiego. Matka była przerażona po grze operacyjnej, którą, przekazując jej informacje o nowych faktach, przeprowadził Rutkowski. Detektyw całą rozmowę nagrał ukrytą kamerą. (GK) - TVN 24

Jak powiedział Adam Jachimczak ze śląskiej policji, "po przyjeździe ekipy, technicy odnaleźli pakunek, lecz niczego w nim nie znaleźli". - Musimy przeszukać cały teren, centymetr po centymetrze - zaznaczył.

- Jej stan nie pozwala na przeprowadzenie rzetelnej rozmowy. Mamy nadzieję, że zawęzi nam ona teren poszukiwań i powie, gdzie mogła ukryć zwłoki - dodał mówiąc o matce dziewczynki. Zaznaczył, że "to teren nad rzeką, nad niezbyt czystą rzeką". - Ta ulica kończy się wałem, jest tam kilka drzew. Nie można tego nazwać parkiem - dodał.

- Musimy dowiedzieć się, co naprawdę się stało. Nie mogę wykluczyć, że ktokolwiek z rodziny będzie przesłuchiwany w tej sprawie – podkreślił.

Adam Jachimczak zaznaczył, że "przez ostatnie dni zgłosiło się na policję parę osób, które wniosły coś do sprawy, ale nie były to informacje przełomowe".

Dziewczynka zginęła przez przypadek. Wypadła z kocyka

Z informacji do których dotarł Onet wynika, że dziewczynka zginęła przez przypadek. Według relacji matki dziecko wypadło jej z kocyka w domu, uderzyło główką o próg i zmarło. Będąca w szoku matka ukryła zwłoki. Historia z napadem i porwaniem została przez nią wymyślona.

Informacje uzyskał od matki detektyw Krzysztof Rutkowski po "grze operacyjnej" jaką przeprowadził ze swoimi ludźmi. Według informacji do których dotarliśmy, matka zgodziła się na rozmowę wyłącznie z detektywem podczas której przyznała się do wszystkiego i wskazała miejsce ukrycia zwłok.

Informację Rutkowski potwierdził także na antenie TVP Info. Powiedział, że śmierć dziewczynki była nieszczęśliwym wypadkiem. To nie było zabójstwo. Madzia wypadła matce z rąk i uderzyła główką o ziemię, w wyniku czego zmarła.

- Dziecko wypadło jej z ręki. Później nie wiedziała co zrobić z nim. Zostawiła je przy drzewie, przy którym toczyły się poszukiwania. Były one niedokładne, dziecko nie było zakopane, leżało tuż przy drzewie - mówił Rutkowski. Dodał, że policja jest już na miejscu znalezienia dziewczynki. Dodał, że ojciec ani świadkowie nie wiedzieli o tym co się stało. - Matka wyrażała żal - dodał detektyw.

Już po północy matka została przekazana policji przez grupę Rutkowskiego. - To nie było porwanie, był to śmiertelny wypadek. Dziecko wyślizgnęło się z bardzo śliskiego kocyka - mówił detektyw na antenie TVN 24. - Dla nas istotnym szczegółem jest zachowanie przed badaniem wariografem. Matka wyraźnie była zdenerwowana przed próbą na wariografie. Mężczyzna wskazany przez nią jako porywacz był jej wymysłem w celu zrzucenia odpowiedzialności z siebie - wyjaśniał Rutkowski.

Policja wciąż jednak nie potwierdza, że półroczna Madzia nie żyje. Cały czas trwają działania operacyjne w miejscu nad Czarną Przemszą, które policji wskazał Rutkowski. - Zabezpieczamy teren i czekamy na przyjazd grupy procesowej. Nie możemy potwierdzić wersji o śmierci dziecka, ponieważ mamy odnaleziony pakunek, ale nie wiemy co w nim jest - mówił komisarz Paweł Warchoł z sosnowieckiej policji.

Jaki blef złamał matkę Magdy? Rutkowski demaskuje oszustwo


Witold Gałązka
03.02.2012 , aktualizacja: 03.02.2012 10:53
A A A Drukuj
Krzysztof RutkowskiFot. Artur Kubasik / Agencja GazetaKrzysztof Rutkowski
Na czym polegała wymyślona przez detektywa gra operacyjna, która ostatecznie złamała matkę Madzi i sprawiła, że w czwartek około godz. 21 wieczorem dziewczyna przyznała się do porzucenia zwłok dziecka w chaszczach nad Przemszą?
W piątek rano policja wznowiła przeszukiwanie terenu, na którym według detektywa Rutkowskiego matka porzuciła Magdę
Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
W piątek rano policja wznowiła przeszukiwanie terenu, na którym według detektywa Rutkowskiego matka porzuciła Magdę
W piątek rano policja wznowiła przeszukiwanie terenu, na którym według detektywa Rutkowskiego matka porzuciła Magdę
Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
W piątek rano policja wznowiła przeszukiwanie terenu, na którym według detektywa Rutkowskiego matka porzuciła Magdę
W piątek rano policja wznowiła przeszukiwanie terenu, na którym według detektywa Rutkowskiego matka porzuciła Magdę
Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
W piątek rano policja wznowiła przeszukiwanie terenu, na którym według detektywa Rutkowskiego matka porzuciła Magdę
- Zainscenizowaliśmy przed nią scenkę, rodzaj psychodramy. Dwóch moich ludzi z zaskoczenia podjechało samochodem, wysiedli, podeszli do matki sprawiając wrażenie, że wszystko wiedzą, bo mają najświeższe informacje. Powiedzieli wprost "Pani Kasiu, mamy dwóch niezależnych świadków, którzy widzieli, jak sama kładła się pani na asfalcie. W pobliżu nie było żadnego napastnika". Przestraszyła się, zareagowała nerwowo, powiedziała "Ja będę się trzymała własnej wersji", ale po chwili załamała się i opowiedziała prawdę. W rzeczywistości takich świadków nie mieliśmy, to był nasz blef - wyjawił nam w nocy detektyw Krzysztof Rutkowski, który wcześniej celowo przewiózł matkę i ojca Madzi do mysłowickiego hotelu, by wyizolować ich z sosnowieckiego mieszkania rodziców przy ul. Staszica, gdzie ostatnio przybywali.




W Mysłowicach od dwóch dni Rutkowski zmiękczał małżonków prowadząc na osobności rozmowy - nagrywane dla celów dowodowych kamerami - przypominające intensywne policyjne przesłuchania.

Jego pomysłem były też badania na wykrywaczu kłamstw. Bartłomiej - ojciec Madzi - zgodził się na nie bez oporów, ale Katarzyna podczas przypinania czujników zaczęła udawać, że trzęsą się jej ręce i nagle traci siły. Bartłomiej zawahał się tylko przy odpowiedzi na jedno pytanie: czy po zaginięciu córki kiedykolwiek pytał żonę, czy i gdzie ukryła ciało dziecka?

Rutkowski jest przekonany, że mężczyzna do końca wierzył żonie i nie znał koszmarnej tajemnicy.

Co się stało ze zwłokami dziecka?

Zdaniem detektywa matka nawet prowadząc ekipę na miejsce ukrycia zwłok nie była do końca szczera i reagowała niekiedy aktorsko. W zawiniątku z kurtki, z którego wystawały dziecięce śpioszki nie znaleziono ciała Madzi: - Jednak charakterystyczny zapach świadczył, że w pakunku musiały leżeć rozkładające się zwłoki - mówi detektyw, który widzi dwie możliwości: albo bezpańskie psy rozwlekły ciałko dziewczynki w okolicy albo ktoś bliski Kasi wyjął je i zakopał w pobliżu. Poszukiwania w piątek przed południem powinny dać odpowiedź na pytanie, co się stało ze zwłokami dziecka.

Już w pierwszej rozmowie z "Gazetą" w czwartek wieczorem przed tygodniem Krzysztof Rutkowski oprócz czterech roboczych wersji zaginięcia Madzi (różne warianty uprowadzenia) podał nam też piątą hipotezę: - Dziecka mogła się pozbyć Kasia, która od dłuższego czasu była w ciągłym konflikcie ze swoją mamą a babcią Madzi, która robiła jej różnorakie uwagi w związku z wychowaniem wnuczki. Możliwe, że matka wyrzuciła dziecko np. do rzeki - mówił nam przed tygodniem Rutkowski, jednak stanowczo zastrzegł wtedy, że nie wolno na razie ujawnić tych podejrzeń, bo zebranie dowodów winy matki mogłoby wówczas okazać się niemożliwe. Detektyw maksymalnie zbliżył się do rodziców i rodziny dziecka robiąc wszystko, by zaskarbić sobie ich zaufanie. Dzięki temu mógł obserwować reakcje najbliższych Madzi, wyciągać wnioski i doprowadzić do ostatecznej konfrontacji.

Rutkowski: Miałem plan

- Już w zeszłą niedzielę pojechałem ze świadkiem na komendę Policji w Sosnowcu i zawiadomiłem dyżurnego, że podejrzewam matkę Magdy i mam konkretny plan, jak złamać jej oszustwo. Poprosiłem, by informację tę przekazano grupie operacyjno-śledczej w Katowicach, ale do czwartku policjanci nie odpowiedzieli i nie skontaktowali się ze mną. W Sosnowcu tłumaczyli mi, że także podejrzewają matkę dziecka, lecz prokurator nie pozwala im na zastosowanie bardziej efektywnych metod policyjnego przesłuchania. Gdyby policjanci mieli pomysł na swoje śledztwo i mogli go zrealizować, tak jak mnie się to w końcu udało, nie musielibyśmy czekać na efekt aż 9 dni a podatnicy nie ponieśliby tak wysokich kosztów całej akcji. Poziom społecznego zaangażowania w poszukiwania Madzi był bez precedensu - podkreśla Rutkowski szczęśliwy, że udało mu się rozwikłać zagadkę jednego z najbardziej tajemniczych zaginięć, z jakimi mieliśmy do czynienia w Polsce.

Zobacz więcej na temat:

 


Więcej... http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35019,11081753,Jaki_blef_zlamal_matke_Magdy__Detektyw_juz_w_niedziele.html#ixzz1lJRxFg41