czwartek, 17 maja 2012

Macierewicz: tupolew eksplodował


Wojciech Czuchnowski
2012-05-17, ostatnia aktualizacja 2012-05-16 17:24

Wrak Tu-154M
Wrak Tu-154M
 Fot. Oleg Mineev RIA Novosti/EAST NEWS

Wybuchy dwóch do pięciu kilogramów dynamitu były przyczyną katastrofy prezydenckiego tupolewa - twierdzi ekspert z Australii Gregory Szuladzinski

Marek Kuchciński i Antoni Macierewicz podczas prezentacji w sejmie
Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta
Marek Kuchciński i Antoni Macierewicz podczas prezentacji w sejmie
SONDAŻ
Czy wierzysz w to, że w tupolewie tuż przed katastrofą mogły eksplodować ładunki wybuchowe?

 Tak
 Nie
 Nie wiem

- To jedyna wiarygodna hipoteza, jaka istnieje - ocenia jego raport Antoni Macierewicz (PiS), szef pisowskiego zespołu badającego katastrofę.

W środę w Sejmie Macierewicz i Szuladzinski przedstawili najbardziej skrajną - jak dotąd - wersję przyczyn tragedii z 10 kwietnia 2010 r. 

Rządowa komisja przy MSWiA kierowana przez Jerzego Millera oraz prokuratura wykluczyły zamach, wskazując jako przyczynę katastrofy błąd pilotów i kontrolerów z lotniska w Smoleńsku. Macierewicz ocenił te ustalenia jako ''niewiarygodne''. I choć podkreślał, że nie jest to jeszcze ostateczne stanowisko jego zespołu, to po tym wystąpieniu widać już, w jakim kierunku on zmierza: forsuje wersję o zamachu.

''Najwyraźniejszą przyczyną katastrofy były wybuchy w czasie podejścia do lądowania, które zapoczątkowały destrukcję samolotu jeszcze w powietrzu. Jeden z nich miał miejsce na lewym skrzydle, około jednej trzeciej jego długości, powodując wielkie lokalne zniszczenie i w efekcie rozdzielając skrzydło na dwie części'' - czytamy w podsumowaniu raportu inżyniera z Sydney.

W efekcie tego pierwszego wybuchu odpadło skrzydło, a przednia część samolotu miała się zacząć oddzielać od tylnej.

Drugi wybuch miał nastąpić ''wewnątrz kadłuba i spowodował gruntowne zniszczenie i rozczłonkowanie tegoż''.

Wniosek: katastrofa nastąpiła w powietrzu, 1,5 do 2 sekund przed uderzeniem tupolewa w ziemię.

Podczas szczegółowej prezentacji można było dowiedzieć się, że ''samolot rozpadał się w powietrzu, rozsiewając części'', a ''istnienie dwóch wielkich wstrząsów w ostatnich sekundach lotu jest faktem obiektywnym''.

Szuladzinski był obecny na prezentacji za pośrednictwem wideopołączenia z Australią. Po zakończeniu powiedział, że jego argumenty ''będzie bardzo trudno zbić'': - Jak były odłamki, to znaczy, że był wybuch i nie ma od tego żadnej ucieczki. Jeżeli były rozczłonkowane ciała, niektóre na drobne kawałki, to znaczy, że w ich pobliżu był wybuch dynamitu lub innego ładunku.

Komisja Millera i polska prokuratura wykluczyły eksplozję, bo nie znaleziono żadnych śladów materiałów wybuchowych. Zniszczenie maszyny i rozczłonkowanie ciał tłumaczyły tym, że samolot utraciwszy skrzydło po zderzeniu z brzozą, obrócił się i uderzył w las wierzchnią, najsłabszą częścią kadłuba. Na skutek działania ogromnych przeciążeń i zetknięcia z drzewami poszycie zostało zdarte wraz z wnętrzem kabiny pasażerskiej.

Pytany, dlaczego polska komisja i śledczy nie wyciągnęli podobnych co on wniosków, inżynier odparł: - Zbadali za mało próbek na obecność materiałów wybuchowych. Może nie chciało im się przepracowywać.

Macierewicz dopowiedział: - Ideologizacja i polityzacja spowodowała takie właśnie wnioski podporządkowane tezie rosyjskiej.

Jaką siłę miał wybuch i kto wniósł ładunki na pokład samolotu? Szuladzinski: - Coś rzędu 2 kg TNT, czyli czegoś w rodzaju dynamitu. Potem poprawił się: - A może nie było to 2 kg dynamitu, tylko 5 kg?

A kto wniósł bomby? Tu odpowiedź była najdziwniejsza: - Na początku lotu tych ładunków mogło tam nie być - oświadczył ekspert. Nie wyjaśnił, jak mogły zostać wniesione w trakcie lotu.

- Wykonał pan wielką pracę dla Polski - podziękował Szuladzinskiemu Macierewicz, kończąc spotkanie zespołu.

Australijski inżynier to kolejny polonijny ekspert pracujący dla zespołu Macierewicza. Ma 72 lata. Tak jak dwaj pozostali: Kazimierz Nowaczyk i Wiesław Binienda z USA, nigdy nie był na miejscu katastrofy i nie widział wraku. Od 1981 r. w Australii prowadzi firmę Analytical Service, zajmującą się symulacjami eksplozji, destrukcji i wyburzeń. Jak sam przyznał w jednym z wywiadów, katastrofa smoleńska ''to pierwsza katastrofa lotnicza, do której poważnie, analitycznie podchodzi''.

Gdy przed miesiącem Macierewicz pierwszy raz przedstawił go jako eksperta twierdzącego, że na pokładzie Tu-154 doszło do wybuchów, jego firmę zbadał portal Natemat.pl. Ustalił, że mieści się ona w prywatnym domu, a Szuladzinski prowadzi ją razem z żoną. Udziały spółki to dwa dolary australijskie.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,11736863,Macierewicz__tupolew_eksplodowal.html#ixzz1v7LnYaeA