czwartek, 24 stycznia 2008

Premier: Zginęło 20 osób, w tym 4 członków załogi

met, cheko, leh, akj
2008-01-23, ostatnia aktualizacja 12 minut temu
Zobacz powiększenie
OKĘCIE,16.47. Samolot CASA C-295M nr 019 kołuje na pasie. Za dwie godziny rozbije się pod Mirosławcem
Fot. Maciej Wolański

Donald Tusk poinformował dziennikarzy, że w wyniku katastrofy samolotu wojskowego zginęło 20 osób, w tym czterech członków załogi. Premier ocenił, że to duża strata dla polskich sił zbrojnych, ale przede wszystkim dla rodzin ofiar. Zapewnił, że zostaną one objęte opieką. Konferencja prasowa odbyła się na terenie bazy lotniczej w Mirosławcu. Nie odnaleziono jeszcze czarnej skrzynki, która pozwoli ustalić przyczyny tragedii.

Zobacz powiekszenie
Fot. Dariusz GORAJSKI / AG
Premier Tusk rozmawia z dziennikarzami na terenie bazy lotniczej w Mirosławcu
Zobacz powiekszenie
Fot. Dariusz GORAJSKI / AG
Wejście na teren lotniska w Mirosławcu
Zobacz powiekszenie
Źródło: Google Earth
Lotnisko w Mirosławcu - zdjęcie satelitarne
Katastrofa samolotu
Katastrofa samolotu
Katastrofy samolotów wojskowych - czytaj

Widziałeś, albo wiesz coś o katastrofie - Napisz na Alert 24

Odczytanie wiadomości z czarnej skrzynki - w zależności od tego, w jakim jest ona stanie - może potrwać kilka dni.

- Zginęli żołnierze, mężowie, ojcowie i to jest najtragiczniejszy wymiar tej katastrofy - mówił premier na miejscu tragedi. "Wracali do swoich jednostek z konferencji poświęconej - nomen omen - bezpieczeństwu lotnictwa" - dodał.

Wśród ofiar katastrofy wojskowego samolotu CASA są m.in. dowódca 1. brygady lotnictwa taktycznego w Świdwinie - gen. bryg. pilot Andrzej Andrzejewski i dowódca 12. bazy lotniczej w Mirosławcu - płk pilot Jerzy Piłat.

Informację na ten temat przekazał dziennikarzom na konferencji w Mirosławcu szef MON Bogdan Klich.

O generale Andrzejewskim głośno było w 2002 roku, gdy podczas ćwiczeń "Zielony świerk" katapultował się z samolotu SU-22, trafionego omyłkowo rakietą przeciwlotniczą.

- Ofiarami są nasi dobrzy dowódcy. Zginęła najlepsza część naszej kadry wojskowej, a polskie siły powietrzne utraciły znakomitych wojskowych - powiedział Klich.

Premier: Wszystkie służby pracowały bez zarzutu

Donald Tusk zapewnił, że straż pożarna, pogotowie oraz inne służby pracowaly na miejscu zdarzenia bez zarzutu.

- Musimy stwierdzić, że starania wszystkich i tak nie miały szans jeśli chodzi o życie ofiar katastrofy - powiedział premier. - Nie muszę nikogo zapewniać, że pomoc i wsparcie dla rodzin ofiar to pierwsze zadanie władzy państwowej. Cały czas pracujemy, by dokładnie wyjaśnić wszystkie okoliczności tragedii. Nie sposób dzisiaj jednoznacznie stwierdzić co było jej powodem. Będziemy chcieli jak najszybciej poinformować opinię publiczną i rodziny ofiar o przyczynach tej katastrofy.

- Podejmiemy wszystkie środki, aby zapobiec w przyszłości takim katastrofom, jak w Zachodniopomorskiem - powiedział Tusk. - Jeśli chodzi o ilość ofiar, to trzecia katastrofa lotnicza w historii Polski. Jest oczywiste, że podejmiemy wszystkie środki, żeby zabezpieczyć się na przyszłość przed tego typu zdarzeniami.

Premier zapowiedział, że w czwartek rano minister obrony narodowej i odpowiednie służby wojskowe "przygotują pełną informację, jakie są potrzeby poszkodowanych".

Każdy wymiar pomocy, jaki będzie potrzebny będzie zapewniony - powiedział Tusk.

Szef rządu zapewnił, że rodziny poszkodowanych w wypadku są objęte opieką psychologa.

Na pokładzie byli dowódcy wojskowych baz lotniczych

Wojskowi, ofiary katastrofy, wracali z dorocznej konferencji na temat bezpieczeństwa lotów u dowódcy wojsk lotniczych. Według nieoficjalnych informacji byli to dowódcy wojskowych baz lotniczych. Informacji tej nie chce na razie potwierdzić wojsko.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie w wojskowej bazie w Krzesinach z Warszawy wystartowało 25 osób, ale po drodze nawet kilkanaście osób wysiadło. Samolot miał międzylądowania na lotniskach w Powidzu i Krzesinach - wysadzał tam uczestników konferencji.

Z nieoficjalnych informacji z Krzesin wynika też, że wśród wojskowych, którzy wysiedli znalazło się kilku członków dowództwa 31 Bazy Lotniczej w Krzesinach (w tym dowódca bazy płk. Rościsław Stepaniuk) oraz stacjonującej tu szóstej eskadry lotnictwa taktycznego (jednostka wyposażona w F16).

Czterooobowa załoga samolotu wojskowego CASA C-295M, który rozbił się w środę wieczorem w okolicach Mirosławca, służyła w 13. Eskadrze Lotnictwa Transportowego w Krakowie - Balicach.

Miejsce katastrofy otoczone przez wojsko

Do katastrofy doszło o godzinie 18.50 - powiedział rzecznik lotniska. Samolot leciał z Warszawy przez Powidz, Krzesiny do Mirosławca. Spadł do lasu z wys. ok. 150-200 metrów niespełna kilometr od lotniska. Znajdował się w osi pasa startowego. Samolot podchodził do lądowania. Załoga nie sygnalizowała kłopotów. Doszło do pożaru, który szybko został ugaszony. Wojsko odcięło teren i cywilna straż pożarna nie ma dostępu do samolotu - powiedział oficer z Wałcza.

Według świadków w okolicy nie było słychać huku rozbijającego się samolotu. Okoliczni mieszkańcy widzieli łunę po upadku w promieniu 4 kilometrów. Mieszkaniec Mirosławca, który był na miejscu twierdzi, że jedyną ocalałą częścią samolotu jest jego ogon.

Rzecznik lotniska w Mirosławcu mjr. Bogdan Ziółkowski powiedział, że na razie możemy tylko domyślać się przyczyn katastrofy. Bada je już wojskowa komisja. Ale na pewno powodem katastrofy nie było zawadzenie o drzewa mówił Ziółkowski. Zawadzenie o drzewa mogło być skutkiem. Powiedział też, że samolot był w pełni sprawny. Samolot CASA, który w środę rozbił się w Mirosławcu, był na gwarancji, silniki przeszły przegląd okresowy w listopadzie ubiegłego roku - powiedział Ziółkowski. Silniki były na gwarancji do 16 lipca 2009 roku.

600 pkt indeksu Dow Jones zadziałało. Giełdy w górę

tm, IAR, PAP, XTB
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 11:23

W środę po początkowych gwałtownych spadkach w ciągu dnia główne indeksy nowojorskiej giełdy zakończyły notowania na dużym plusie. Taka sytuacja zachęciła inwestorów na całym świecie do bardziej zdecydowanych zakupów, czego efektem są całkiem spore dzisiejsze wzrosty w Azji i Europie.

Zobacz powiekszenie
Fot. Charles Rex Arbogast AP
Indeks największych firm amerykańskich Dow Jones zyskał 298,98 pkt. (2,50 proc.) i zamknął się na poziomie 12.270,17 pkt (sesyjne minimum to 11.644,81 pkt). Indeks Standard & Poor's 500 podniósł się o 28,10 pkt. (2,14 proc.), do 1.338,60 pkt. Technologiczny Nasdaq wzrósł o 24,14 pkt. (1,05 proc.) i zakończył dzień na poziomie 2.316,41 pkt.

Wczorajsza sesja na Wall Street zaczęła się bardzo źle. Inwestorzy wyprzedawali akcje co spowodowało spadek wskaźnika Dow Jones o ponad 320 punktów. Po południu na parkiet powrócili jednak kupujący i tendencja się odwróciła. Giełda nie tylko odrobiła straty ale zanotowała znaczny wzrost.

Analitycy są przekonani, że Amerykańska giełda nie poszła śladem ogarniętych paniką rynków światowych dzięki interwencyjnej redukcji stóp procentowych. Zarząd Rezerwy Federalnej obniżył je we wtorek o 0,75 proc. co zwiększyło płynność finansową banków borykających się z kryzysem na rynku nieruchomości.

Właśnie banki były największymi wygranymi wczorajszej sesji. Rynek dobrze przyjął również rządowy projekt jednorazowej obniżki podatków na sumę 150 miliardów dolarów. Pieniądze te w najbliższych miesiącach trafią do rąk Amerykanów co powinno zwiększyć popyt wewnętrzny i uchronić gospodarkę przed recesją. Negatywnym skutkiem obniżki podatków będzie jednak większy niż planowano deficyt budżetowy USA.

Na doniesienia z Wall Street optymistycznie zareagowały dziś w nocy naszego czasu rynki azjatyckie. Ich główne wskaźniki zyskały około 2 proc. Bardzo optymistycznie jest też w Europie. Po otwarciu francuski indeks CAC 40 wzrósł o 3,07 proc. do 4.779,24 pkt. Brytyjski indeks FTSE 100 po otwarciu notowań wzrósł o 2,40 proc. i wyniósł 5.746,00 pkt, a niemiecki DAX 1,7 proc.

Kupujący uaktywnili się także w Warszawie. WIG20 zyskał na otwarciu niemal 3 proc. i miał wartość 2937,8 pkt. Wzrost o ponad 3,8 proc. zanotował też indeks małych spółek mWIG40. Koło godziny 11-tej było nieco gorzej, bo w przypadku WIG20 +2,5 proc.

Zdaniem analityków, wczorajsza sesja za oceanem powinna - przynajmniej do końca stycznia - uspokoić sytuację.

”Jeśli chodzi o nasz rynek to wykazał olbrzymią odporność na pięcioprocentowe (wczorajsze - przyp. red.) spadki indeksów na innych giełdach europejskich. Nawet chwilowy spadek WIG20 o 3 procent był beznamiętny - śladu paniki. Neutralne zamkniecie było bardzo wymowne. Polityka obrony rynku w tym miejscu (a raczej w tym czasie) jest sensowna. Stare powiedzenie mówi „nie walcz z Fedem". Co prawda to zalecenie nie musi być w obecnej sytuacji słuszne, ale jednak w krótkim terminie połączenie ostatniej obniżki z obniżką 30 stycznia (tak rynek zakłada) i z „window dressing" na koniec miesiąca oraz z wyprzedaniem technicznym powinno doprowadzić do sporego wzrostu indeksów w USA i Europie. Już dzisiaj powinniśmy taki wzrost obserwować” - napisał na swoim blogu internetowym w portalu Gazeta.pl Piotr Kuczyński, analityk Xelion Doradcy Finansowi.

Z kolei zdaniem ekonomisty Jacka Wiśniewskiego na warszawski parkiecie nadszedł moment uspokojenia. W najbliższych dniach inwestorzy powinni nieco odetchnąć, ponieważ giełdy odrobiły część strat. W ciągu najbliższego tygodnia, czy dwóch sytuacja powinna być stabilna. O tym co stanie się później zadecydują dane ze Stanów Zjednoczonych.

"W odróżnieniu jednak od wczorajszej sesji, w czwartek są znacznie większe szanse na silny wzrost na zamknięciu. Wczorajsze zachowanie Wall Street daje bowiem nadzieję, że do 30 stycznia br., a więc do zakończenia dwudniowego posiedzenia FOMC oraz publikacji wstępnych danych o amerykańskim PKB w IV kwartale 2007 roku, czyli dwóch czynników mających istotny wpływ na światowe giełdy, klimat inwestycyjny na świecie będzie dobry" - napisał Marcin R. Kiepas z X-Trade Brokers.

Finał marzeń kobiecego Australian Open

zczuba
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 09:01
Zobacz powiększenie

Oczywiście chodzi tu o marzenia śliniących się nastolatków, którymi w głębi duszy jesteśmy (zaprzeczajcie sobie ile chcecie, ale wy też). Maria Szarapowa zagra z Aną Ivanović.

SONDAŻ
W tym pojedynku głosuję na...

Anę Ivanović
Marię Szarapową

Ana Ivanović, w zasadzie już numer 2 na światowych listach, rozstawiona z numerem 4.





Kontra Maria Szarapowa, WTA numier 5, rozstawiona również z piątką.





Wybór należy do Ciebie.

Szarapowa kroczy po zwycięstwo?

Jakub Ciastoń, Melbourne
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 11:50

Zobacz powiększenie
Maria Szarapowa cieszy się z pokonania Jeleny Janković w półfinale Australian Open
Fot. Rob Griffith AP

Maria Szarapowa zagra z Aną Ivanović w kobiecym finale Australian Open. Będzie faworytką, bo tak dobrze jak teraz Rosjanka nie grała jeszcze nigdy

Zobacz powiekszenie
Fot. Andrew Brownbill AP
Ana Ivanović wykrzykuje swoją radość po wygranej z Danielą Hantuchovą
SERWISY
Zobacz wideo: Finał marzeń

Obejrzyj fantastyczne zdjęcia z półfinałów

Szarapowa w pierwszym czwartkowym półfinale pokonała 6:3, 6:1 Serbkę Jelenę Janković. Mecz był jednostronny - Rosjanka zbombardowała bezradną rywalkę w 78 minut. Nikogo jednak nie zaskoczyło kolejne łatwe zwycięstwo Szarapowej. Po tym, jak w ćwierćfinale zmiażdżyła faworyzowaną Belgijkę Justine Henin, wszyscy typują rozstawioną z piątką Rosjankę do triumfu w całym turnieju. - Szarapowa gra najlepszy tenis w swoim życiu. Nie sądzę, by ktoś mógł ją zatrzymać - mówił "Gazecie" jeszcze przed półfinałem, Robert Radwański, trener polskiej ćwierćfinalistki Agnieszki Radwańskiej.

Porażka Henin z Szarapową i rozmiary tej klęski (4:6, 0:6) były nie tylko największą sensacją imprezy. Belgijka miała dotąd status niezniszczalnej - jeśli przegrywała (jak na Wimbledonie 2007), to przez własne błędy. Szarapowa obaliła ten mit, bo Henin grała z nią dobrze, a mimo to wyraźnie uległa Rosjance.

Janković przy Henin to jednak niższa liga, na dodatek Serbka od kilku dni uskarżała się na kontuzję pleców, dlatego 6:3, 6:1 to i tak łagodny wyrok od świetnie grającej Szarapowej. Rosjanka przed rokiem doszła w Melbourne do finału, ale poniosła upokarzającą porażkę z Sereną Williams. - Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej - mówiła na konferencji prasowej Rosjanka. Zapytana o przyczyny swojej nadzwyczajnej formy odparła, że dobrze zrobił jej... wyjazd do Irlandii, gdzie "uwolniła swój umysł od wszelkich złych myśli". Od listopadowych Mistrzostw WTA w Madrycie Szarapowa gra już zabójczo skutecznie.

Emocji było za to mnóstwo w drugim półfinale. Pogromczyni Radwańskiej - Słowaczka Daniela Hantuchova - prowadziła z trzecią rakietą świata Aną Ivanović już 6:0, 2:0 i wydawało się, że zwycięstwo ma w kieszeni, a porażka Radwańskiej (2:6, 2:6) byłaby w tych okolicznościach niezłym wynikiem dla Polki. Potem jednak na Rod Laver Arena zaczęły się dziać cuda - Ivanović trafiała w kort, Hantuchova w siatkę, a przeciw niej sprzysięgły się też system powtórek wideo Hawk-Eye, kibice i... stopy rywalki. Ten pierwszy, jak na złość pokazywał auty w większości spornych piłek, a fani byli za Serbką. Australijczycy lubią ją m.in. dlatego, że od początku turnieju pisze felietony dla gazety "The Age". Stała się bardzo rozpoznawalna. - Czułam się, jakbym grała w Serbii - mówiła po meczu Ivanović.

O co chodzi ze stopami? Hantuchova zarzuciła po meczu Ivanović, że przed serwisem Serbka specjalnie ruszała stopami, co na sztucznej nawierzchni w Melbourne powodować miało nieznośny - zdaniem Słowaczki - hałas (podobnie na US Open zachowywała się Agnieszka Radwańska w meczu z Szarapową, ale nikt nie robił jej wówczas wyrzutów). Sędzia stołkowa z Wielkiej Brytanii Alison Lang nie uznała jednak zachowania Serbki za wykroczenie. - Nie mogłam się skupić, to było nie fair - upierała się jednak Słowaczka, która po meczu z trudem wyciągnęła dłoń do rywalki. Nawet na nią nie spojrzała.

W jej kraju mecz śledziło w nocy wielu fanów. Korespondent słowackiego radia nadawał z biura prasowego relacje na żywo co kilkanaście minut. - Dziękuję wam za doping i przepraszam, że zarwaliście noc, a nic z tego nie wyszło - zakończyła smutno Słowaczka. Awans do półfinału i tak jest jej największym sukcesem w karierze.

Ivanović była szczęśliwa, że pogoń za Hantuchovą zakończyła się sukcesem. Ostatecznie wygrała 0:6, 6:3, 6:4 i po raz drugi zagra w finale Wielkiego Szlema. Ten pierwszy raz to porażka na Rolandzie Garrosie w 2007 r. z Justine Henin. Na zarzut o zbyt ruchliwe stopy 20-letnia Serbka tylko wzruszyła ramionami: - Zawsze podskakuję przed serwem rywalki i jakoś nikt wcześniej nie robił z tego problemu.

Ivanović podkreśliła też, żeby nie przekreślać jej szans w finale: - Takie z trudem wywalczone zwycięstwo dodało mi pewności siebie. Maria jest w wybornej formie, ale ja też będę w finale miała swoje szanse.

Pod koniec konferencji jeden z dziennikarzy zauważył, że Serbka już na pewno awansuje w poniedziałek na drugie miejsce na świecie. - Serio? Nie wiedziałam. No to już tylko jedno miejsce w górę i będę szczęśliwa - zaśmiała się Ana.

Tsonga pokonał Nadala i jest w finale!

ACM, qbi
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 12:49
Zobacz powiększenie
Radość Jo-Wilfrieda Tsongi po awansie do finału Australian Open
Fot. DARREN WHITESIDE REUTERS

Rewelacyjnie spisujący się w Australian Open Jo-Wilfred Tsonga sprawił sporą sensację, eliminując w półfinale Rafaela Nadala! Francuz pokonał Hiszpana 6:2, 6:3, 6:2 i w finale zagra ze zwycięzcą meczu Roger Federer - Novak Djoković

Zobacz powiekszenie
Fot. STUART MILLIGAN REUTERS
Jo-Wilfried Tsonga ściska dłonie z Rafaelem Nadalem
SERWISY
"Sing, Sing that Tsonga" - taki tytuł jedna z australijskich gazet jeszcze przed pojedynkiem z Nadalem zadedykowała rewelacyjnemu tenisiście z Francji, który wcześniej wyeliminował z turnieju m.in. Andy'ego Murraya, Richarda Gasqueta i - w ćwierćfinale - Michaiła Jużnego.

W czwartek Tsonga od samego początku zdominował mecz z Nadalem i rozprawił się z drugą rakietą świata w godzinę i 57 minut. Sklasyfikowany o 36 pozycji niżej w rankingu ATP Francuz wprost zmiótł Hiszpana z kortu, od początku zasypując go miażdżącymi serwisami i fantastycznymi wolejami z każdej możliwej pozycji, wygrywając pierwszego seta w zaledwie 32 minuty. Aż nie chce się wierzyć, że rewelacyjny zawodnik był o krok od rozstania z tenisem, po tym jak doznał dotkliwej kontuzji barku.

Nadal w drugim secie radził sobie dość dobrze, ale Tsonga wykorzystując sprytną kombinację zagrań przełamał trzykrotnego zwycięzcę Roland Garros w ósmym gemie. W trzecim secie Francuz dwukrotnie przełamał podanie Nadala - w trzecim i siódmym gemie, co przyniosło mu zwycięstwo w całym meczu.

Tsonga jest pierwszym Francuzem zarówno w finale Australian Open, jak i wielkoszlemowego turnieju od czasu, gdy w finałowym pojedynku w Melbourne wystąpił w 2001 Arnaud Clement. To zaledwie piąty występ 22-letniego tenisisty w turnieju z cyklu Wielkiego Szlema.

Drugiego finalistę wyłoni piątkowy mecz Rogera Federera z Novakiem Djokoviciem, który nazywany jest przedwczesnym finałem. Federer pokazał w tym roku więcej niż zwykle oznak słabości (mecz-horror z Tipsareviciem, zacięty pojedynek z Blakiem). Zdaniem wielu Djoković może więc pokusić się o wielką niespodziankę i pokonać Szwajcara.

Dowódca Sił Powietrznych podał listę ofiar

mar
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 11 minut temu

Dowódca Sił Powietrznych, gen. Andrzej Błasik odczytał na specjalnej konferencji prasowej listę 20 ofiar katastrofy samolotu CASA. - Cześć ich pamięci - zakończył czytanie listy. Jak powiedział, komisja ds. badania okoliczności tragedii rozpoczęła pracę wczoraj, a dziś wznowiła. - Rezultaty poznamy najpewniej za kilka-kilkanaście dni - powiedział. Dodał, że obciążenie samolotu nie mogło być przyczyną wypadku.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Surdziel /AG
Zginął w katastrofie - gen. brygady pilot Andrzej Andrzejewski
Katastrofa samolotu
Katastrofa samolotu


Lista ofiar katastrofy samolotu CASA C-295

Z I Brygady Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie

gen. bryg. pil. Andrzej Andrzejewski, dowódca - sylwetka

ppłk pil. Zdzisław Cieślik, szef szkolenia

mjr pil. Robert Maj, szef sekcji szkolenia lotniczego

mjr Mirosław Wilczyński, szef sekcji techniki lotniczej

Z 12 Bazy Lotniczej w Mirosławcu

dowódca płk pil. Jerzy Piłat - sylwetka

ppłk Dariusz Pawlak, szef sekcji techniki lotniczej- sylwetka

Z 8 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu

mjr pil. Grzegorz Jułga - z-ca dowódcy eskadry

kpt. Paweł Zdunek, dowódca klucza lotniczego

kpt. Karol Szmigiel, dowódca klucza technicznego

Z 21 Bazy Lotniczej w Świdwinie

płk pil. Dariusz Maciąg, dowódca bazy

mjr Piotr Firlinger, szef sekcji techniki lotniczej

Z 22 Bazy Lotniczej w Malborku

ppłk Zbigniew Książek, z-ca dowódcy bazy

Z 40 Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie

płk pil. Wojciech Majewski, dowódca eskadry

kpt pil. Leszek Ziemski, instruktor bezpieczeństwa lotów

kpt Grzegorz Stepaniuk, szef techniki lotniczej

mjr Krzysztof Smołucha, syn Bolesława z Dowództwa Sił Powietrznych

Załoga:

mjr Jarosław Haładus

por. pil. Robert Kuźma, dowódca załogi

por. pil. Michał Smyczyński, II pilot - o pilocie opowiada kolega

sierż. Janusz Adamczyk, technik pokładowy

- Wiem, że nie ma słów ani czynów, które mogłyby złagodzić ból. Ale jest lżej, gdy nie jesteśmy w takich chwilach osamotnieni - zwrócił się gen. Błasik do rodzin ofiar. - Robimy wszystko, co możemy, by pomniejszyć ból rodzin ofiar - powiedział dodając, że została im zapewniona pomoc psychologów. - Dokonania wszystkich, którzy polegli w katastrofie, nie zostaną zapomniane - podkreślił.

- Samoloty CASA 295 świetnie się sprawdzają - powiedział dowódca, podkreślając, że jest zadowolony z tego, jak samoloty te wykonywały swoje zadania w Iraku i Afganistanie. Dodał o

- W tej chwili - do czasu wyjaśnienia przyczyn technicznych katastrofy - loty samolotów CASA zostały zawieszone. Po wyjaśnieniu przyczyn najprawdopodobniej zostaną wznowione - powiedział.

Dowódca podkreślił, że na razie nie może potwierdzić odnalezienia czarnej skrzynki.

Relacja gen. Usarka, który wysiadł i uniknął katastrofy

mar
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 34 minuty temu

- Żegnałem się z generałem Andrzejewskim na 20 minut przed tragedią. Nic jej nie zapowiadało. Gdyby któryś z nas cokolwiek czuł albo słyszał, że cokolwiek może się zdarzyć, samolot na pewno dalej by nie poleciał - mówił w Radiu ZET gen. Włodzimierz Usarek , dowódca II Brygady Lotnictwa. Usarek leciał wczoraj samolotem CASA, ale wysiadł w Poznaniu. - Samolot wystartował sprawny, to mogę na sto proc. powiedzieć - podkreślił. - Nie szukajmy winnych, skupmy się na pomocy rodzinom ofiar - dodał.

Zobacz powiekszenie
Fot. TVN24
Gen. Włodzimierz Usarek
Katastrofa samolotu
Katastrofa samolotu
Gen. Usarek cudem uniknął śmierci posłuchaj

Jak mówił, powiadomiono go o wypadku bardzo szybko. - Służby momentalnie powiadomiły mnie o wypadku. Dowiedziałem się o tym 5 minut po tragedii. Nie wierzyłem w to, co się stało. I do końca nie wierzę. Wierzę, że ci ludzie jeszcze żyją - mówił ocalały generał.

"Tak wielkiej tragedii nie pamiętam"

- To dla nas wielka tragedia: straciliśmy doskonałych żołnierzy, przyjaciół, mężów naszych rodzin. Takiej tragedii ja jeszcze nie pamiętam - mówił gen. Usarek. - To moi najbliżsi przyjaciele.

Jak dodał na konferencji nt. bezpieczeństwa lotów, z której wracali pasażerowie samolotu CASA, dowódca sił powietrznych podkreślał, że 2007 był dla lotnictwa wojskowego rokiem dobrym i wydajnym, poza niedawną katastrofą na pokazie lotów w Radomiu.

Podkreślił, że samoloty CASA są jednymi z najbezpieczniejszych, jakich używa wojsko. - Ten samolot przewoził tysiące naszych żołnierzy, latał do Iraku, do Afganistanu. Latał po kraju. Bezpiecznie wykonywał swoje zadania. Ta załoga była bardzo doświadczoną załogą, która wykonywała zadania niejednokrotnie i w różnych warunkach: cięższych i łatwiejszych - mówił.

Gen. Usarek o gen. Andrzejewskim

Gen. Usarek opowiadał również o swoim bliskim przyjacielu, gen. Andrzeju Andrzejewskim, który był na pokładzie CASY. Mówił o tym, jak niedawno Andrzejewski uniknął śmierci katapultując się w Ustce z samolotu, w który trafiła rakieta. - Mieliśmy się widzieć w przyszłym tygodniu na przekazaniu jednostek, które miały być mu podporządkowane. Nie spodziewałem się tego - mówił gen. Usarek.

- Na co dzień nie myślimy o tym, że może wydarzyć się tragedia. Po prostu wykonujemy swój zawód i służymy naszemu społeczeństwu - mówił generał.

Wassermann: To ogromna strata dla Polski

Jak podkreślił drugi gość Radia ZET, b. minister Zbigniew Wassermann, przed śledczymi skomplikowana procedura, która wyjaśni przyczyny katastrofy. - To bardzo skomplikowane badanie, cały kompleks, zanim odpowiedzialnie ustali się przyczyny - mówił.

- To ogromna strata dla Polski. Nasi lotnicy są znani z tego, że mają bardzo wysokie kwalifikacje - dodał minister.

10 największych porażek polskiego sportu

spiro&kostrzu
2008-01-22, ostatnia aktualizacja 2008-01-22 11:29

Pomyślicie: "Masochiści! Wspaniały weekend polskiego sportu, a oni kroją cebulę". Prawda jest taka, że kiedy Polak staje przed szansą dokonania czegoś wspaniałego, to nam przypominają się sytuacje, kiedy miał zrobić coś wspaniałego, a nie udawało mu się to. Dlatego wbrew koniunkturze, przedstawiamy subiektywny ranking dziesięciu największych rozczarowań w nowożytnej historii polskiego sportu.

Nowożytną historią nazywamy czasy "po Barcelonie", bo nasza pamięć nie sięga dalej, a nie chcemy silić się na eksplorowanie wikipedii, nie będziemy też pytać o zdanie starszych kolegów. Nasze kibicowskie serca łamane były w ciągu ostatnich 15 lat więcej niż 10 razy, ale te dziesięć nauczyło nas dystansu do tego, co w sporcie najważniejsze - piłka jest jedna, a drużyny są dwie. Nie zawsze wygrywają biało-czerwoni.

10. Skok Roberta Matei w konkursie w Zakopanem 17 stycznia 1999 roku. To była wielka szansa, by konkurs na Wielkiej Krokwii wygrał Polak, po 18 latach przerwy. Mateja prowadził po pierwszej serii i wszystko wskazywało na to, że właśnie rodzi się nam sportowy heros (byłaby matejomania?). Wygrał... (a kto inny?) Janne Ahonen. Po skoku Roberta w drugiej serii pierwszy raz usłyszeliśmy o lądowaniu na buli.

9. Polscy siatkarze na Olimpiadzie w Atenach. Zaczęli rewelacyjnie, rozbili swoich, teoretycznie największych rywali grupowych, Serbów, by ostatecznie wyjść z grupy na 4 miejscu, trafić na Brazylię i dostać niewiarygodne lanie. Najgorsze jednak było wtedy to, że ze swojego miejsca 5-8 bardzo się cieszyli. (Dwa i pół roku później cieszyli się już z wicemistrzostwa świata). A miewali takie momenty:



8. Simon Amman na Igrzyskach w Salt Lake City 2002. Złote medale Szwajcara, które mu się nie należały. Już ponad rok wcześniej podarowaliśmy je pewnemu sympatycznemu wąsaczowi z Wisły, ten wąsacz do tej pory marzy tylko o tamtych medalach - jedynym wielkim trofeum, którego mu brakuje w kolekcji.

7. Andrzej Gołota po 1996 roku. Czyli wielki upadek wielkiego boksera. Wszystko zaczęło się od ciosów poniżej pasa w walkach z Riddickiem Bowe. Później było jeszcze kilka spektakularnych porażek. Andrew ma jeszcze szanse na rehabilitację, czego mu gorąco życzymy.

6. Mecz Polska-Serbia w Final Four Ligi Światowej Siatkarzy w 2005 roku. Nie mogliśmy w to uwierzyć. Nasza reprezentacja miała szanse na pierwszy w historii finał Ligi Światowej. Rozgrywki grupowe nasi wygrali, dzięki czemu znaleźli się w półfinale imprezy. Tam spotkali się z Serbami. Po pierwszych setach było 2:0 dla nas. W trzecim secie wygrywaliśmy już 22:18. Później już było tylko beznadziejnie. Przegraliśmy ten mecz 2:3.

5. Charles Austin na Igrzyskach w Atlancie 1996. Mimo, że ta Olimpiada była wspaniała dla polskiego sportu, wszyscy najbardziej życzyli złotego medalu Arturowi Partyce. Było bardzo blisko, niestety pokonał go o 2 centymetry Amerykanin i nasz skoczek musiał się pogodzić z drugim miejscem. My też musieliśmy się z tym pogodzić.

4. Robert Krawczyk na Igrzyskach w Atenach 2004. Ta Olimpiada to była wielka klapa w wykonaniu naszych reprezentantów. Brakowało nam medali, tęskniliśmy za Atlantą, tęskniliśmy za Sydney. Judoka Robert Krawczyk był wielką nadzieją na jakikolwiek medal. Wygrywał swoją półfinałową walkę od początku, by trzy sekundy przed końcem przegrać awans do finału i pewny medal. Nasz zawodnik skończył zawody na 5 miejscu.

3. Mecz Polska-Korea na Mundialu w Korei i Japonii. Cała Polska patrzyła. Jeden z nas przez ten mecz zawalił rok studiów (nie poszedł na zaliczenie, by móc zobaczyć, jak Biało-Czerwoni robią miazgę z Azjatów) - pamiętacie, jak się skończyło, prawda?

2. Mecz Polska-Ekwador na Mundialu w Niemczech. Cała Polska patrzyła. Polacy nie wyciągnęli wniosków z porażki otwarcia sprzed 4 lat. Jeden z nas prawie przez ten mecz stracił pracę (oglądał ten mecz wspólnie z pracodawcą, który postawił u buka dużą sumę na 2:0 dla Ekwadoru i po końcowym gwizdku skakał z radości).

1. Wisła Kraków - Panathinaikos Ateny w eliminacjach Ligi Mistrzów (2005). Od czasów Legii i Widzewa była to największa szansa polskiego klubu na awans do grupowych rozgrywek Champions League. Wisła wygrała u siebie 3:1, a na wyjeździe przez godzinę grała świetnie. Pod koniec meczu Sobolewski dostał czerwoną kartkę, Grecy zdobyli gola na 3:1, a w dogrywce osłabioną Wisłę dobili.

Komu kwiat a komu korzeń?

Korzeń wędruje do człowieka, który miał rządzić, przejąć wąsy od Małysza, a spadł na bulę życia. Permanentnie zawodzi, mimo że zapowiadał się na wielkiego sportowca. Mateuszu Rutkowski, o Tobie mowa.

Kwiat wędruje do Korzenia, czyli do Roberta Korzeniowskiego. Podniósł się i wznosił do samego sportowego nieba, po tym, jak na Olimpiadzie w Barcelonie sędziowie pozbawili go medalu, godności i numeru startowego. Ważne, że na koniec, w Atenach, wszyscy na jego punkcie zgłupieli.



*********************

Teksty "Czarne kwiaty, białe korzenie" spółki spiro&kostrzu w soboty w serwisie (dziś wyjątkowo we wtorek), a więcej w tym klimacie na sokratesljoekelsoey.blox.pl

Szarapowa i Ivanović w finale Australian Open

mik
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 08:55
Zobacz powiększenie
Maria Szarapowa
Fot. Rick Stevens AP

Maria Szarapowa pokonała w półfinale Australian Open Jelenę Janković 6:3, 6:1. W sobotę Rosjanka zagra w finale z Aną Ivanović, która w trzech setach wygrała z pogromczynią Agnieszki Radwańskiej - Słowaczką Danielą Hantuchovą

Zobacz powiekszenie
Fot. DARREN WHITESIDE REUTERS
Ana Ivanović
SERWISY
Zobacz wideo: Finał marzeń

Szarapowa będzie mieć znów okazję do wygrania Australian Open. W zesżłym roku przegrała w finale z Sereną Williams 6:1, 6:2. W czwartek Rosjanka bez kłopoty wygrała z Janković, która w czasie meczu prosiła o przerwę na pomoc lekarską. Serbka skarżyła się na kontuzje mięśni pleców.

- Udało mi się wykonać wszystko, co sobie założyłam przed meczem, a do tego udało mi się zachować stały wysoki poziom gry - powiedziała po zwycięstwie Szarapowa.

W drugim półfinale Ivanović po bardzo emocjonującym meczu pokonała Hantuchovą. Serbka przegrała pierwszych osiem gemów, a mimo to wygrywając drugiego seta umiała doprowadzić do remisu. W trzeciej partii, pełnej nerwowych reakcji obu tenisistek i pretensji do sędzi o autowe piłki, doszło do tylko jednego przełamania. W dziewiątym gemie Ivanović odebrała Słowaczce podanie i w następnym zakończyła spotkanie. Warto przypomnieć, że w ćwierćfinale Hantuchova pokonała Agnieszkę Radwańską.

Bilans dotychczasowych meczów między Szarapową a Ivanović jest remisowy (2:2).

Wyniki półfinałów Australian Open:
Ana Ivanović (Serbia, 4) - Daniela Hantuchova (Słowacja, 9) 0:6, 6:3, 6:4
Maria Szarapowa (Rosja, 5) - Jelena Janković (Serbia, 3) 6:3, 6:1

Cztery lata temu cudem ocalał, wczoraj zginął

Generał Andrzejewski - ofiara katastrofy

Generał Andrzej Andrzejewski - jedna z ofiar katastrofy samolotu wojskowego CASA - cztery lata temu uniknął śmierci

Cudem ocalałem. Dostałem drugie życie! - cieszył się cztery lata temu generał Andrzej Andrzejewski. "Mój samolot zestrzelił nie wróg, a nasi. Przez pomyłkę, na poligonie" - opowiadał. Zginął wczoraj, w katastrofie samolotu CASA pod Mirosławcem.

Był doświadczonym pilotem. Wylatał tysiące godzin. Nigdy nie tracił zimnej krwi. Nawet wtedy, gdy jego samolot trafiła rakieta przeciwlotnicza.

19 sierpnia 2003 roku, jako pilot doświadczalny, miał nad poligonem w Ustce odpalić rakiety-cele. To było rutynowe zadanie, szczególnie dla pilota latającego od 22 lat.

Trafiony rakietą

Wystartował myśliwcem Su-22 ze Świdwina. Czterdzieści trzy minuty później, na wysokości blisko trzech kilometrów i 21 kilometrów od lądu, został zestrzelony - omyłkowo, zamiast w rakietę-cel, trafiono w jego samolot.

Katapultował się. Widział, jak wybucha i rozpada się jego samolot. W kamizelce ratunkowej, ze spadochronem, wpadł do morza. Nie miał tratwy, nie działała radiostacja ratunkowa. Na śmigłowiec ratunkowy czekał półtorej godziny. Wytrzymał, choć zimna woda odbierała mu siły.

Szybko wrócił do jednostki i z powrotem siadł za sterami. Trzy lata póżniej został generałem i jej dowódcą.

Awans go nie zmienił

Przyjaciele generała Andrzejewskiego wspominają go ciepło. Choć miał już generalskie szlify, nie zmienił się - opowiadają. Dalej dojeżdżał do pracy swoim samochodem, choć mógł wozić się generalskim wozem z kierowcą.

"Zmieniło się tylko tyle, że po 18 latach w bloku wojskowym przeprowadziliśmy się do wymarzonego domku. Przed kilkoma miesiącami kupiliśmy go za spory kredyt" - opowiadał w styczniu ubiegłego roku dziennikarzom "Super Expressu".

Zginął wczoraj w katastrofie samolotu wojskowego CASA pod Mirosławcem. Pozostawił żonę i dwie córki.

Miał 46 lat

Generał brygady pilot Andrzej Andrzejewski był cenionym oficerem. Skończył Wyższą Oficerską Szkołę Lotniczą (1985) i Akademię Obrony Narodowej (1995). Służbę wojskową rozpoczął w 1985 roku jako pilot w 8. pułku lotnictwa myśliwskiego. Przez trzy lata służył w 40. pułku lotnictwa myśliwsko-bombowego. Od stycznia 2000 roku - w 1. Brygadzie Lotnictwa Taktycznego w Mirosławcu. Miał 46 lat.

Wypadki lotnicze w wojsku w ostatnich latach

jg
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 08:04

Najtragiczniejszym rokiem w historii ostatnich lat lotnictwa wojskowego był 1996. W dziewięciu wypadkach zginęło wtedy pięciu lotników. Ostatnia katastrofa wojskowego samolotu miała miejsce w 2005 roku.

11 października 2005 w katastrofie lotniczej iskry koło Bełchatowa mimo katapultowania zginął 40-letni major Jerzy Stonsiek, szef bezpieczeństwa lotów 3 Korpusu Obrony Powietrznej z Wrocławia

4 kwietnia 2003 r. na poligonie pod Drawskiem Pomorskim doszło do wypadku śmigłowca bojowego Mi-24 D. W jego wyniku zginęły trzy osoby, a sześć zostało rannych.

5 czerwca 2002 r. nad ośrodkiem szkoleniowym "Start" w Radomiu rozbił się samolot "Orlik". Nikt nie zginął. Przyczyną awarii był gwałtowny spadek mocy silnika podczas podejścia do lądowania. Dwóch pilotów katapultowało się i bezpiecznie wylądowało na ziemi. Przed katapultowaniem się piloci skierowali samolot w rejon niezabudowany. "Orlik" pochodził z 2. Ośrodka Szkolenia Lotniczego w Radomiu.

11 października 2001 r. doszło do wypadku "Orlika" na terenie województwa świętokrzyskiego. Samolotem leciała 19-letnia słuchaczka Wyższej Oficerskiej Szkoły Lotniczej Sił Powietrznych w Dęblinie. W chwili, gdy zauważyła nieprawidłowości w pracy silnika, zgłosiła je kierownikowi lotu i katapultowała się.

27 września 2001 r. w Nowej Pilonie pod Elblągiem (woj. warmińsko-mazurskie) rozbił się samolot wojskowy MIG-21, należący do 41. Eskadry Lotnictwa Taktycznego w Malborku. Pilot samolotu zdążył się katapultować. Bezpośrednią przyczyną wypadku była nieszczelność instalacji paliwowej w samolocie.

13 czerwca 2001 r. w wypadku samolotu Su-22 w Powidzu (woj. wielkopolskie) zginęło dwóch pilotów - zastępca dowódcy 6. Eskadry Lotnictwa Taktycznego 36-letni podpułkownik Maciej Górkiewicz i 27-letni porucznik Arkadiusz Madej. Do wypadku doszło w nocy, tuż przed lądowaniem. Przyczyną wypadku było nagłe, nieprzewidziane załamanie się pogody.

29 października 1999 r. w Kuźnicy na Płw. Helskim doszło do wypadku MIG-a 21 bis z 1. Dywizjonu Lotniczego Marynarki Wojennej w Gdyni - Babich Dołach. Samolot po kilku minutach od startu rozbił się. Maszyna zahaczyła o budynek mieszkalny, zniszczyła sezonowy sklep i uszkodziła linię wysokiego napięcia. Jej szczątki wpadły do Zatoki Puckiej. Nikt nie odniósł obrażeń. Nic nie stało się też pilotowi, który katapultował się. Przyczyną wypadku był błąd pilota.

7 maja 1999 r. na polach niedaleko Malborka (woj. pomorskie) rozbił się samolot wojskowy MIG-21 bis z 41. pułku myśliwskiego z Malborka. Pilot katapultował się i nie odniósł żadnych obrażeń.

11 listopada 1998 r., w dniu 80. rocznicy Święta Niepodległości - rozbił się pod Otwockiem wojskowy samolot szkoleniowo-bojowy Iskra. W katastrofie zginęło dwóch pilotów.

Kilka miesięcy wcześniej, w maju 1998 r. w katastrofie Iskry zginął kapitan, który odbywał lot szkoleniowy maszyną Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Samolot rozbił się w Żelechowie (woj. siedleckie); uderzył w ziemię i stanął w ogniu.

W lutym 1998 r., również w katastrofie Iskry, zginęło dwóch doświadczonych pilotów wojskowych. Samolot rozbił się w okolicach lotniska szkolnego w Dęblinie, na skraju miejscowości Bobrowniki (woj. lubelskie).

Pół roku wcześniej, w czerwcu 1997 r., pilot instruktor oraz szkolący się plutonowy-podchorąży z 61. Lotniczego Pułku Szkolnego w Białej Podlaskiej zginęli w wypadku Iskry w okolicach miejscowości Glinnik w Podlaskiem.

W kwietniu 1993 r. w wypadku Iskry w indyjskim stanie Andhra Pradesz zginęli na miejscu dwaj polscy piloci, którzy mieli przekazać stronie indyjskiej wyremontowane Iskry.

W 1998 r. w Polsce w wojskowych katastrofach lotniczych zginęło 8 osób. Oprócz dwóch ofiar wspomnianej katastrofy Iskry - w marcu w wyniku błędu pilota zginęła 4-osobowa załoga śmigłowca Anakonda, który uczestniczył w akcji ratunkowej na morzu.

W kwietniu koło Zakopanego rozbił się śmigłowiec Mi-2, pochłaniając dwie ofiary.

Katastrofy w roku 1996 władze lotnictwa wojskowego określiły mianem "czarnej serii" - w 9 wypadkach zginęło wtedy 5 lotników. Rozbiły się: śmigłowiec Mi-2, szkolno-bojowa Iryda, cztery myśliwce MiG-21, Su-22, szkolno-treningowy "Orlik" i transportowy

Pogotowie: będzie pismo do wojewody w sprawie katastrofy samolotu

cheko, tan, mp, pap
2008-01-23, ostatnia aktualizacja 36 minut temu
Zobacz powiększenie
Samolot Casa
Fot. Marcin Jagodziński

- Wojsko nie poinformowało pogotowie ratunkowego o katastrofie samolotu w Mirosławcu. Dowiedzieliśmy się o tym przypadkiem, pół godziny po wypadku - twierdzi dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie i zamierza złożyć w tej sprawie pismo do wojewody zachodniopomorskiego.

Zobacz powiekszenie
Fot. Dariusz GORAJSKI / AG
Major Bogdan Ziółkowski, rzecznik bazy lotniczej w Mirosławcu
- Trwało to ok. 20 minut od czasu, gdy dotarła do nas ta przypadkowa informacja, do chwili, gdy wysłaliśmy cztery karetki na miejsce katastrofy z pobliskich miejscowości, m. in Tuczna, Wałcza, Kalisza Pomorskiego - opowiada Monika Bąk, rzeczniczka pogotowia. - W międzyczasie próbowaliśmy potwierdzić wiadomość o katastrofie, ale strasznie trudno było złapać jakikolwiek kontakt z wojskiem. Cała akcja była bardzo źle skoordynowana z ich strony.

- Wojsko nie ma obowiązku informowania cywilnych służb o wypadkach - podkreślił dyrektor departamentu prasowego MON płk. Cezary Siemion. I dodał: - Wojsko może prosić o wsparcie, ale nie musi, gdy uzna, że jest w stanie opanować sytuację we własnym zakresie.

Rzeczniczka pogotowia Monika Bąk jest jednak zaskoczona postępowaniem wojska w sytuacji, gdy nikt jeszcze nie znał rozmiarów katastrofy, liczby pasażerów, ofiar, czy też osób, które mogłyby potrzebować pomocy.

- W takiej sytuacji jak najszybciej organizuje się akcję, bo każda minuta może się liczyć. Posłaliśmy tam karetki, bez oficjalnego powiadomienia i zanim mieliśmy potwierdzenie, że doszło do katastrofy. W tym czasie dyspozytor weryfikował informację u wojewódzkiego koordynatora ds. medycznych - mówi.

Według jej wiedzy, wojsko powiadomiło o wypadku wyłącznie szpital wojskowy w Wałczu: - Szpital nie ma uprawnień do prowadzenia takich akcji, a my mamy najwyższej klasy lekarzy i ratowników.

Gdy ratownicy pogotowia dojechali na miejsce były tam dwie karetki wojskowe - ich karetki pogotowia zostały odwołane.

Mjr Bogdan Ziółkowski z jednostki w Mirosławcu twierdzi, że wojsko na pewno powiadomiło pogotowie ratunkowe w chwili, gdy samo dostało tę informację.

Dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie Roman Pałka zapowiedział jednak, że w piątek złoży wojewodzie zachodniopomorskiemu oficjalne pismo w sprawie katastrofy lotniczej, do której doszło w Mirosławcu.

- Chcę poinformować wojewodę o zaistniałej sytuacji dotyczącej systemu powiadamiania służb ratunkowych - powiedział Pałka. Odmówił szczegółowych informacji w tej sprawie.

Kaczmarek: Ziobro załatwiał posady w TVP

knysz, w
2008-01-24, ostatnia aktualizacja 2008-01-24 11:11

Według Janusza Kaczmarka minister Ziobro zabiegł na spotkaniach u prezydenta o stanowiska w TVP dla Patrycji Koteckiej i Anity Gargas - by "działały na rzecz PiS".

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Janusz Kaczmarek
ZOBACZ TAKŻE
- Panie prezesie, będzie pan potrzebował ludzi, a ja mam redaktor, za którą mogę poręczyć, Patrycja Kotecka. Będzie działała na naszą rzecz - tak Zbigniew Ziobro według Kaczmarka rekomendował Kotecką prezesowi TVP Andrzejowi Urbańskiemu. - Będzie pokazywać te wiadomości, które chcielibyśmy widzieć na antenie.

Ziobro miał też zachwalać Kotecką prezydentowi Kaczyńskiemu: - Mamy tu dziennikarkę, która wcześniej była sekowana, a jest dobrą dziennikarką.

Kaczmarek opowiada o tym reporterom Radia RMF Markowi Balawajderowi i Romanowi Osicy w wywiadzie rzece "Cena władzy".

Kotecka w czerwcu 2007 r., dwa miesiące po przyjściu Urbańskiego do TVP, awansowała na p.o. wiceszefa Agencji Informacji. Dziennikarze opowiadali, że w "Wiadomościach" blokowała materiały mogące "zaszkodzić PiS" i podsuwała haki na opozycję.

Kaczmarek podejrzany jest o fałszywe zeznania w tzw. aferze gruntowej. Za rządów PiS był zastępcą Ziobry, potem szefem MSWiA. W sierpniu 2007 r. odwołał go premier Kaczyński.

Kaczmarek opisuje też spotkanie u prezydenta, gdy Ziobro zabiegał o awans dla Anity Gargas z "Misji specjalnej" TVP. - Warto, by została dyrektorem Programu I bądź II. Pociągnie pracę, tak jak byśmy oczekiwali - miał nalegać minister sprawiedliwości. Według Kaczmarka byli przy tym ministrowie Zbigniew Wassermann i Antoni Macierewicz, który jednak Ziobrę stopował: - Nie tak szybko, panie ministrze, ona jest w moich zasobach [w żargonie służb oznacza to bycie ich informatorem lub osobą inwigilowaną].

Czy Kaczmarek mówi prawdę? Gargas odmawia rozmowy z nami.

Wassermann: - Było kilka spotkań u prezydenta w takim gronie, ale takiej rozmowy nie pamiętam. Kaczmarek czuje się pokrzywdzony i może szukać rekompensaty w takich opowieściach. Wolałbym komentować jego zeznania składane w prokuraturze pod rygorem odpowiedzialności karnej.

Urbański: - Nie konsultowałem żadnych spraw kadrowych telewizji ani z członkami rządu, ani z prezydentem RP.

W imieniu Ziobry odpisało biuro prasowe PiS: "Kaczmarek wielokrotnie został złapany na kłamstwach, a nawet składaniu fałszywych zeznań. To są kolejne. Ziobro nigdy nie zabiegał u prezesa Urbańskiego o zatrudnienie redaktor Koteckiej. Natomiast w rozmowach z różnymi ludźmi wyrażał opinię, że publicystyka TVP powinna być pluralistyczna, a programy informacyjne rzetelne. Kłamliwe są również wypowiedzi Kaczmarka co do rzekomych działań Ziobry na rzecz awansu Gargas".

Kancelaria Prezydenta odmówiła komentarza. Kotecka nie odbierała telefonu.

Źródło: Gazeta Wyborcza