wtorek, 22 listopada 2011

"Niezawisimaja Gazieta" ostrzega przed wojną na Morzu Kaspijskim


dzisiaj, 17:15EM PAP
Rosyjska platforma na Morzu Kaspisjkim, fot. AFP
Rosyjska platforma na Morzu Kaspisjkim, fot. AFP

Rywalizacja o dostawy gazu ziemnego do Europy może doprowadzić do wojny na Morzu Kaspijskim, którego podział jest przedmiotem sporu między leżącymi nad nim państwami - ostrzega "Niezawisimaja Gazieta".

Gazeta ta, uważana za odzwierciedlającą poglądy panujące w MSZ Rosji, zauważa, że zdaniem rosyjskich ekspertów ignorowanie stanowiska Moskwy, występującej przeciwko planowanej przez Azerbejdżan i Turkmenistan budowie Gazociągu Transkaspijskiego, "może doprowadzić do rozwiązania siłowego, przypominającego scenariusz gruziński z 2008 roku".

"Niezawisimaja Gazieta" wskazuje także, iż popierająca ten projekt Unia Europejska "zażądała od Rosji, by ta nie przeszkadzała w jego realizacji, grożąc w przeciwnym razie powstrzymywaniem budowy South Stream (Gazociągu Południowego)", forsowanej przez Moskwę.

We wrześniu Rosja ostro skrytykowała kraje UE za udzielenie Komisji Europejskiej mandatu do wynegocjowania z Azerbejdżanem i Turkmenistanem traktatu o budowie infrastruktury, która ma umożliwić przesył gazu z regionu Morza Kaspijskiego do Unii Europejskiej.

Według MSZ Federacji Rosyjskiej, "decyzja ta najwyraźniej została podjęta bez uwzględnienia sytuacji prawnomiędzynarodowej i geopolitycznej w basenie Morza Kaspijskiego". MSZ Rosji przypomniało, że "państwa »nadkaspijskiej piątki« uzgodniły, iż wszystkie podstawowe problemy związane z działalnością na Morzu Kaspijskim będą regulowały we własnym gronie".

Poza Rosją, Azerbejdżanem i Turkmenistanem nad Morzem Kaspijskim leżą Kazachstan i Iran.

MSZ FR ostrzegło wówczas, że "próby ingerencji w sprawy kaspijskie z zewnątrz, tym bardziej w sprawy wrażliwe dla członków »nadkaspijskiej piątki«, mogą poważnie skomplikować sytuację w regionie, negatywnie wpłynąć na toczące się pięciostronne negocjacje w sprawie nowego statusu prawnego Morza Kaspijskiego". "Decyzje dotyczące projektów o takiej skali powinny być podejmowane przy udziale wszystkich państw nadkaspijskich" - podkreśliło.

Transkaspijska rura byłaby częścią projektowanego gazociągu Nabucco. Magistrala ta ma zmniejszyć zależność UE od gazu z Rosji. Budowa Nabucco powinna ruszyć w 2013 roku, a od 2017 roku rurociągiem tym powinien popłynąć gaz z rejonu Morza Kaspijskiego, przez Turcję, Rumunię i Bułgarię, do Europy Środkowej.

Obecnie jednym z największych dostawców energii dla Unii Europejskiej jest Rosja. Swoją pozycję chce ona umocnić, układając gazociąg South Stream. Magistralą tą surowiec z Rosji i Azji Środkowej ma być tłoczony do Europy z ominięciem Ukrainy.

South Stream ma prowadzić z Rosji po dnie Morza Czarnego (przez wyłączną strefę ekonomiczną Turcji) do Bułgarii, gdzie powinien się podzielić na dwie nitki: północną - do Austrii i Słowenii przez Serbię i Węgry oraz południową - do Włoch przez Grecję. Planowana jest również budowa odnogi do Chorwacji. Udziałem w projekcie zainteresowana jest też Rumunia.

Nieuregulowany status prawny Morza Kaspijskiego stanowi poważną przeszkodę w eksploatacji bogatych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego w regionie. Utrudnia m.in. budowę transkaspijskich rurociągów naftowych i gazowych, które stworzyłyby niezależne od Rosji drogi transportu nośników energii z Azji Środkowej przez Południowy Kaukaz i Turcję na rynki zachodnie.

Iran stoi na stanowisku, że Morze Kaspijskie powinno być podzielone "sprawiedliwie", czyli na pięć równych części. Pozostałe kraje się na to nie zgadzają. Azerbejdżan, Kazachstan i Turkmenistan uważają, że wielkość sektorów narodowych powinna być uzależniona od długości linii brzegowej. Natomiast Rosja opowiada się za wytyczeniem 15-milowej strefy, która pozostawałaby w jurysdykcji każdego z państw nadbrzeżnych, i za wspólnym wykorzystaniem wód poza granicami takiej strefy.

Spór o podział Morza Kaspijskiego jest na rękę przede wszystkim Kremlowi, który walczy o utrzymanie kontroli nad dostawami i tranzytem surowców energetycznych z Azji Środkowej do Europy.

Problem pojawił się po rozpadzie ZSRR w 1991 roku. Wcześniej nad akwenem tym leżały tylko dwa państwa - ZSRR i Iran, a podział Morza Kaspijskiego regulowały dwa porozumienia: rosyjsko-perskie z 1921 roku i radziecko-irańskie z 1970 roku. Określały one jednak tylko kwestie połowów i żeglugi.

"Niezawisimaja Gazieta" odnotowuje, że "Azerbejdżan i Turkmenistan wyjaśniają, iż Gazociąg Transkaspijski zostanie ułożony wewnątrz ich narodowych sektorów, w związku z czym pozostałe kraje nadkaspijskie nie powinny dyktować Baku i Aszchabadowi, co wolno im robić w swoich wodach terytorialnych".

"Moskwa obstaje jednak przy tym, że podział na sektory narodowe jest czysto umowny i dopóki pięć państw nie podpisze ramowego dokumentu o statusie prawnym Morza Kaspijskiego, dopóty żadne z nich nie będzie miało prawa budować gazociągu na jego dnie, nawet wewnątrz swoich »narodowych sektorów«" - przekazuje dziennik.

Powołując się na opinię Michaiła Aleksandrowa z Instytutu Wspólnoty Niepodległych Państw w Moskwie, "Niezawisimaja Gazieta" konstatuje, że "Zachód nie docenia zdecydowania Moskwy, by użyć siły, aby nie dopuścić do realizacji projektów budowy gazociągów przez Morze Kaspijskie".

- Moskwa nie może dopuścić do naruszenia statusu prawnego Morza Kaspijskiego, określonego w porozumieniach z Iranem, gdyż może to doprowadzić do anarchii prawnej w regionie, w tym do pojawienia się tam baz wojskowych państw trzecich - wyjaśnia Aleksandrow. - Budowa Gazociągu Transkaspijskiego będzie oznaczać de facto uznanie podziału Morza Kaspijskiego na sektory - dodaje.

Ekspert podkreśla, że "dla Rosji jest to nie do przyjęcia i będzie ona zmuszona do postępowania w duchu operacji przymuszania Gruzji do pokoju". "Tym razem trzeba będzie przymuszać Baku i Aszchabad do przestrzegania prawa międzynarodowego. Niewykluczone, że przy użyciu lotnictwa bombowego, jeśli innego języka nie rozumieją" - tłumaczy.

Aleksandrow mówi, że "po tym, co NATO uczyniło w Jugosławii, Afganistanie, Iraku i Libii, żadnych przeszkód - czy to moralnych, czy to prawnych - do użycia przez Rosję siły na Morzu Kaspijskim nie ma".

"Niezawisimaja Gazieta" zauważa, że taki punkt widzenia podziela Konstantin Simonow z moskiewskiej Fundacji Narodowego Bezpieczeństwa Energetycznego, którego zdaniem "wariant siłowy to jedyna możliwa odpowiedź na ten problem".

- Zadaniem dyplomatów jest niedopuszczenie do budowy. Jeśli jednak zostaną ograni, a sprawy zmierzają właśnie w tym kierunku, to innych wariantów rozwiązania tego problemu, niż sposób techniczny, siłowy lub wojskowy, nie ma - oświadczył Simonow.

Ekspert zaznaczył, że ze stanowiskiem Rosji zgadza się Iran. - Ale na tym rynku jest jeszcze jeden gracz, o którym często się zapomina. Są nim Chiny, którym Gazociąg Transkaspijski też jest niepotrzebny - dodał. Simonow wyjaśnił, że "dzisiaj Pekin tanio kupuje turkmeński gaz, a jutro, jeśli plany dostaw do Europy się zmaterializują, Aszchabad może podnieść cenę, co Chinom na pewno się nie spodoba".

"Niezawisimaja Gazieta" podaje również, że do 2020 roku Flotylla Kaspijska FR otrzyma 16 nowych okrętów. Podporządkowane zostaną jej też niektóre jednostki lotnicze. Oprócz tego na jej uzbrojeniu pojawią się systemy rakietowe Bastion, które przy użyciu pocisków manewrujących Jachont są w stanie niszczyć cele nawodne na odległość 300 km. Do służby na Morzu Kaspijskim wejdą także trzy nowe okręty desantowe.

Zakaz pedałowania "to test dla Gowina"

18:15, 22.11.2011 /PAP


RUCH PALIKOTA CHCE, BY MINISTER ZBADAŁ SPRAWĘ

Zakaz pedałowania "to test dla Gowina"
Fot. PAP/Tomasz GzellRuch Palikota chce, by sprawą emblematów zajął sie Jarosław Gowin
Ruch Palikota chce, by minister sprawiedliwości Jarosław Gowin zbadał sprawę zarejestrowania przez sąd jako znaków Narodowego Odrodzenia Polski m.in. "zakazu pedałowania" i "falangi". - To wyjątkowy test dla Gowina - powiedział szef partii, Janusz Palikot. Resort nie komentuje sprawy.
Poseł Ruchu Palikota Robert Biedroń na dzisiejszej konferencji prasowej w Sejmie ocenił, że emblematy NOP zarejestrowane przez sąd "odwołują się bezpośrednio do tradycji neofaszystowskiej, ksenofobicznej, nietolerancyjnej".

"Zakaz pedałowania", krzyż celtycki, falanga - m.in. te symbole zostały... czytaj więcej »
      Mamy nadzieję, że (Jarosław Gowin-red.) stanie na wysokości zadania a jeśli nie, to my oczywiście w tej sprawie odwołamy się do instytucji międzynarodowych, tam gdzie się tylko da.      
Janusz Palikot o symbolach NOP
- Chcielibyśmy zadać publicznie pytanie - to jest pytanie skierowane do pana Jarosława Gowina - jak odnosi się do tego wyroku sądu, czy jako minister stosujący nadzór nad postanowieniami sądu, zamierza zbadać to postanowienie, czy zamierza zareagować i czy te znaki staną się powszechnie używanymi znakami w polskim systemie drogownictwa? - pytał Biedroń odnosząc się do wzorowanego na znaku drogowym "zakazu pedałowania".

Zdaniem Biedronia, "granica tolerancji dla faszyzmu została po raz kolejny przekroczona". - Państwo się temu przygląda i nie reaguje, co więcej - państwo w jakiś sposób zatwierdza tego typu znaki, nobilituje je, sprawia, że są one wywyższane - ocenił.

Palikot: to test dla Gowina 

Według szefa partii Janusza Palikota kwestia rejestracji znaków NOP to "wyjątkowy test dla nowego ministra sprawiedliwości". - Jak on zareaguje, jak się zachowa? Od razu będziemy wiedzieli tak naprawdę, kogo wybraliśmy - powiedział.

Jak dodał, reakcja Gowina pokaże, czy jest człowiekiem, który sprzyja temu, że "część prawicy w sposób jawny próbuje przyjąć faszystowską estetykę". - Mamy nadzieję, że stanie na wysokości zadania a jeśli nie, to my oczywiście w tej sprawie odwołamy się do instytucji międzynarodowych, tam gdzie się tylko da - zapowiedział Palikot. Jak podkreślił, jego partia nie spocznie, dopóki nie doprowadzi do zakazu używania tego typu znaków.

Ministerstwo sprawiedliwości sprawy nie komentuje. - To decyzja niezawisłego sądu. Nie komentujemy jej - ucięła rzeczniczka resortu Joanna Dębek.

Zarejestrowane przez sąd 

25 października wydział rejestrowy Sądu Okręgowego w Warszawie zatwierdził m.in. znak "zakaz pedałowania", "falangę" i krzyż celtycki jako symbole Narodowego Odrodzenia Polski. NOP chce składać doniesienia do prokuratury za "próby znieważania" ich znaków.

jk//bgr

Pomyłkowo zawyżona wypłata wynagrodzenia za pracę

22.11.2011


Wypłacając wynagrodzenie, pracodawca musi szczególnie uważać na pomyłki. Nadpłata wynagrodzenia może być bowiem bardzo trudna do odzyskania.

Jeżeli pracodawca wypłaci pracownikowi zbyt dużą kwotę, mamy do czynienia z bezpodstawnym wzbogaceniem. Na podstawie przepisów o bezpodstawnym wzbogaceniu można domagać się od zatrudnionej osoby zwrotu uzyskanych bez podstawy prawnej korzyści (czyli otrzymanego nienależnego świadczenia). Odzyskanie nadpłaty nie jest jednak proste.

Ciężar dowodu spoczywa na pracodawcy

REKLAMA

W orzecznictwie Sądu Najwyższego konsekwentnie podkreśla się, że w sytuacjach nadpłaty pracownik nie musi zakładać, iż wyższa kwota mu nie przysługiwała. Przykładowo, w wyroku z 9 stycznia 2007 r., II PK 138/06 (OSNP 2008/3-4/38) stwierdzono, że pracownik ma prawo uważać, że świadczenie wypłacane przez pracodawcę posługującego się wyspecjalizowanymi służbami jest spełniane zasadnie i zgodnie z prawem, a więc jego obowiązek liczenia się ze zwrotem świadczenia ogranicza się zasadniczo do sytuacji, w których ma świadomość otrzymania nienależnego świadczenia. Ciężar dowodu w tej kwestii spoczywa na pracodawcy.
W wyroku SN z 8 czerwca 2010 r., I PK 31/10 (M.P.Pr. 2010/9/450) wskazano podobnie - pracownik, który nie zawinił ani nie przyczynił się w żaden sposób do wypłaty nienależnego mu składnika wynagrodzenia za pracę, co do zasady nie musi liczyć się z obowiązkiem zwrotu tego typu płatności ze stosunku pracy, choćby nie były mu one należne, ponieważ pracownik ma prawo swobodnego dysponowania wypłaconym mu wynagrodzeniem za pracę, które z reguły zużywa na własne potrzeby w taki sposób, że nie jest już wzbogacony.

Swoboda pracownika

W prawie pracy nie ma zakazu dysponowania wypłaconym (uzyskanym) wynagrodzeniem według swobodnej woli pracownika, jeżeli pozwany wzajemnie pracodawca nie udowodnił, że skarżący pracownik miał świadomość otrzymywania nienależnego świadczenia w sytuacji, która była ewidentnym następstwem błędu wyspecjalizowanej firmy finansowej w prawidłowym wyliczeniu przyznanej i wypłacanej skarżącemu podwyżki wynagrodzenia (wyrok SN z 23 października 2008 r. II PK 76/08, M.P.Pr. 2009/4/201).

Wzbogacenie w dobrej wierze

Z przytoczonych wyroków wynika jedna, bardzo ważna kwestia – w takich sytuacjach mamy do czynienia z bezpodstawnym wzbogaceniem w dobrej wierze. W konsekwencji obowiązek zwrotu nadpłaty wygasa, jeśli pracownik zużył lub utracił nadpłatę wynagrodzenia w taki sposób, że nie jest już wzbogacony, chyba że powinien się liczyć w chwili wydawania tej sumy z obowiązkiem zwrotu (np. bezpośrednio po dokonaniu przelewu wynagrodzenia na konto pracownika, a jeszcze przed zasileniem konta pracodawca poinformował pisemnie pracownika o wystąpieniu nadpłaty). 
Pracownik nie musi znać dokładnie należnej mu kwoty (zwłaszcza przy zmiennych składnikach wynagrodzenia, dodatkach za pracę w godzinach nadliczbowych przypadających w różne dni tygodnia oraz w różnej porze doby, dodatkach za pracę porze nocnej itp.), a orzecznictwo opiera się na zasadzie, że to pracodawca i osoby działające w jego imieniu odpowiedzialni są za prawidłowe naliczenie należnej pensji.

Pracodawca powinien niezwłocznie po stwierdzeniu nadpłaty poinformować pisemnie pracownika o stwierdzonej pomyłce, wskazując kwotę nienależnie wypłaconego wynagrodzenia, wzywając go jednocześnie do dobrowolnego zwrotu. Po otrzymaniu takiej informacji pracownik musi się już liczyć z obowiązkiem zwrotu nadwyżki wynagrodzenia. W uzasadnieniu cytowanego już wyroku SN z 23 października 2008 r. wskazuje się, że zgoda na dokonywanie potrąceń stanowi autonomiczny (odrębny) i legalny tytuł pracowniczego zobowiązania do zwrotu pobranego "nienależnie" dodatku do wynagrodzenia w konkretnej uzgodnionej kwocie. Pracownik, który uznał na piśmie taką wierzytelność, nie może następnie skutecznie powoływać się na zużycie tych korzyści w taki sposób, że nie jest już nimi wzbogacony.

Pisemna zgoda pracownika

Pracodawca nie może dokonać potrącenia nadpłaty z kolejnego wynagrodzenia pracownika bez uzyskania na to pisemnej zgody. Jasno wynika to z daleko idących ograniczeń w zakresie potrąceń z wynagrodzenia za pracę (art. 87 i 92 k. p.).

Marek Rotkiewicz

Rosyjska eskadra w Syrii? US Navy obrała kurs na Iran

16:06, 22.11.2011 /Haaretz, debka.com


"DYPLOMACJA KANONIEREK" NA BLISKIM WSCHODZIE

Rosyjska eskadra w Syrii? US Navy obrała kurs na Iran
Fot. US NavyDwa atomowe lotniskowce obok siebie - to niezwykle rzadki widok
Dyplomaci gorączkowo szukają rozwiązań, wojenne floty prężą muskuły. Na Bliskim Wschodzie rośnie napięcie w związku z irańskim programem jądrowym i rebelią w Syrii. US Navy dokonała rzadkiej demonstracji siły wysyłając jednocześnie dwa atomowe lotniskowce w pobliże Iranu. Rosjanie mieli natomiast, według izraelskiej gazety "Haaretz", wysłać małą eskadrę do Syrii.
Tak zwana "dyplomacja kanonierek" od wielu wieków jest traktowana przez mocarstwa jako skuteczny sposób wywierania nacisku na słabsze państwa. Polega na wysyłaniu okrętów w pobliże wybrzeży, tak, aby samą swoją obecnością zastraszały wrogie władze.

W potężnej eksplozji w bazie Strażników Rewolucji, do której doszło w... czytaj więcej »
Demonstracja amerykańska

Z tej metody korzystają Amerykanie, którzy posiadają najpotężniejszą marynarkę wojenną na świecie. Bez rozgłosu, US Navy wysłała dwa swoje najsilniejsze okręty, lotniskowce atomowe typu Nimitz w rejon irańskiego wybrzeża. USS John C. Stennis i USS George H.W. Bush tydzień temu wspólnie przepłynęły cieśninę Ormuz i przez kilka dni krążyły po Zatoce Perskiej. Później Bush skierował się do USA po pięciomiesięcznej misji, a Stennis wrócił na pozycję na Morzu Arabskim.

Normalnie wielkie okręty Amerykanów nie spotykają się na tak długo na morzu i nie pływają wspólnie w zasięgu wzroku. Na dodatek żaden z nich nie miał po co pływać po Zatoce Perskiej. Amerykańskie lotniskowce nie muszą już wspierać amerykańskich wojsk w Iraku, a loty nad Afganistan wykonuje się z Morza Arabskiego u wybrzeży Pakistanu.

Pojawiali się z zaskoczenia, zrzucali bomby i w ciągu kilkudziesięciu... czytaj więcej »
Niemal na pewno była to więc demonstracja siły skierowana pod adresem Iranu. Wrażenie zapewne pogłębił wypadek w bazie wojskowej pod Teheranem, gdzie w eksplozji eksperymentalnej rakiety zginęła najprawdopodobniej znaczna część naukowców i dowódców irańskiego programu rakiet balistycznych. Do katastrofy doszło tego samego dnia, w którym amerykańskie lotniskowce wspólnie wpłynęły na Zatokę Perską.

Rosyjska flota widmo?

Niezależnie od Amerykanów, tydzień później swoje "morskie muskuły" prawdopodobnie naprężyła Rosja. Gazeta "Haaretz" podała cztery dni temu, iż zespół rosyjskich okrętów przypłynął do bazy w Syrii. Rosjanie od czasu zimnej wojny mają bazę zaopatrzeniową w syryjskim porcie Tartus.

Izraelski nalot na instalacje atomowe. Teheran odpowiada zamknięciem... czytaj więcej »
W ocenie izraelskich mediów, jest to wyraźny sygnał skierowany do państw zachodnich i Izraela, że Moskwa nie zgodzi się na jakąkolwiek interwencję w sprawy wewnętrzne Syrii. Rosjanie już wielokrotnie przestrzegali przed próbami wpływania z zewnątrz na przebieg krwawej rewolty przeciw reżimowi Baszara Asada.

Izraeski portal Debka podał, że celem rosyjskich okrętów może być zwalczanie prób przemytu broni dla syryjskich rebeliantów z Turcji i Libanu. Wydaje się to mało prawdopodobne, ponieważ takie zadanie może spokojnie wypełnić syryjska marynarka.

Co zastanawiające, ani syryjskie, ani izraelskie czy rosyjskie media i źródła oficjalne nie podały, jakie okręty miały pojawić się w Syrii. Tego rodzaju wyprawa powinna być dobrze nagłośniona, aby odnieść dobry efekt propagandowy. Wszystkie duże rosyjskie okręty - według ostatnich informacji - znajdują się daleko od Syrii. Gdyby były to jakieś małe okręty Floty Czarnomorskiej, byłoby niemożliwe ukrycie ich przejścia przez Bosfor.

mk//gak/m