sobota, 16 lutego 2013

Finanse Watykanu w ruinie. Benedykt XVI nie zapobiegł kryzysowi w Stolicy Apostolskiej

mapi
 
15.02.2013 , aktualizacja: 15.02.2013 19:16

A A A Drukuj
Benedykt XVI

Benedykt XVI (Fot. STEFANO RELLANDINI REUTERS)

Z ostatniego raportu finansowego Watykanu opublikowanego w lipcu wynika, że deficyt budżetowy Watykanu za 2011 rok wyniósł prawie 15 mln euro. Jednym z głównych celów ustępującego papieża była reforma systemu finansowego Stolicy Apostolskiej, do której przez lata przyległa łatka pralni brudnych pieniędzy
Watykan odnotował w roku fiskalnym 2011-12 największą stratę finansową, odkąd w 1981 roku zaczął publikować coroczne raporty na temat swoich finansów. Jest to jednocześnie powrót do smutnej tradycji finansowych deficytów Stolicy Apostolskiej: tylko w 2010 roku Watykan zanotował finansową nadwyżkę w wysokości 9,85 mln euro, podczas gdy poprzednie lata kończył finansową stratą. W 2009 roku wyniosła ona 4,01 mln euro, w 2008 - 900 tys. euro, a w 2007 - prawie 9,1 mln euro.

Z finansowego raportu wynika, że najmniejsze państwo świata, które oficjalnie zamieszkuje nieco ponad 800 rezydentów, zanotowało w ostatnim roku przychody na poziomie 413,2 mln dolarów przy 438,9 mln dolarów wydatków.

Kryzys? Niekoniecznie. Autonomiczna jednostka miasta Watykan zanotowała w tym samym okresie nadwyżkę budżetową w wysokości 21,8 mln euro. To głównie efekt wyższych wpływów z turystyki - w 2011 roku Muzea Watykańskie, czyli główną atrakcję Watykanu, odwiedziło ponad 5 mln turystów. Razem ze sprzedażą pamiątek i limitowanych kolekcji znaczków przyniosło to Watykanowi 91,3 mln euro (w 2010 roku było to jedynie 82,4 mln euro). Wzrosły też datki od wiernych: w 2011 roku z tego tytułu do Watykanu wpłynęło 69,7 mln dolarów w porównaniu z kwotą o 2 mln niższą rok wcześniej. 

Skąd więc tak duża dziura w budżecie? To przede wszystkim wysokie koszty utrzymywania mediów Stolicy Apostolskiej: nadającego w kilkunastu językach Radia Watykańskiego, telewizji i dziennika "L'Osservatore Romano", które właściwie nie przynoszą zysku, tylko generują duże koszty. - Deficyt jest wyższy niż w poprzednich latach i dlatego musimy uważniej się przyglądać naszym wydatkom - mówił w rozmowie z Bloombergiem ksiądz Federico Lombardi, szef Radia Watykańskiego. Watykan zatrudnia dziś ponad 3 tys. pracowników, głównie w administracji.

Ile wynosi majątek Watykanu?

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Kilka lat temu z Watykanu wyciekły tajne dokumenty, według których wartość wszystkich dóbr watykańskich wynosiła 1,4 mld euro. Jednocześnie Stolica Apostolska dobrze przygotowała się do wybuchu kryzysu finansowego. W 2008 roku tuż przed bankructwem Lehman Brothers Watykan zamienił większość swoich rezerw finansowych w akcjach i funduszach inwestycyjnych na obligacje państwowe (wartość 520 mln euro), walutę (340 mln euro) i złoto (19 mln euro). Do tej kwoty należy doliczyć ok. 424 mln euro w posiadanych przez Watykan nieruchomościach.

Nad finansami Watykanu pieczę sprawuje powołany do życia w 1942 roku Instytut Dzieł Religijnych, czyli watykański bank. To właśnie jego działania wywołały największe kontrowersje wokół finansów Watykanu. 

Czy Niemiec naprawi finanse Stolicy Apostolskiej?

Najwyżsi przedstawiciele banku byli oskarżani o korupcję i pranie brudnych pieniędzy. Z tego powodu posadę stracił w tym roku znany finansista Ettore Gotti Tedeschi, który otrzymał odpapieża Benedykta XVI zadanie wprowadzenia zasad przejrzystości w Instytucie Dzieł Religijnych i dostosowania działalności banku do międzynarodowych standardów.

Serwisy ekonomiczne wskazywały zresztą po ogłoszeniu decyzji o abdykacji Benedykta XVI, żepapieżowi nie udało się doprowadzić do ładu systemu finansowego Stolicy Apostolskiej. Papież uczynił jednak wiele, by go zmienić. W 2010 roku utworzył on specjalny organ nadzorujący transakcje finansowe (urząd ds. informacji finansowych) w Watykanie mający zwalczać korupcję i finansowy terroryzm. W myśl nowego prawa watykańskie instytucje mają obowiązek informować nadzór o wszystkich wykonywanych przez nie krajowych i zagranicznych operacjach finansowych, w tym do ujawnienia nadawcy, odbiorcy oraz rodzaju transakcji. Wprowadzenie nadzoru było zgodne z zaleceniami grupy Rady Europy ds. walki z praniem brudnych pieniędzy.

Zaleceń było aż 45, z czego Watykan spełnił tylko 22 - wynika z raportu niezależnej organizacji Moneyval, która dokonała audytu watykańskich finansów. "Stolica Apostolska musi dokonać poważnych reform, zanim osiągnie międzynarodowe standardy w takich kwestiach jak pranie pieniędzy i finansowanie terroryzmu" - czytamy w raporcie.

Na liście kryteriów, które musi spełnić Watykan, są m.in. dokładniejsze sprawdzanie klientów banku watykańskiego (obecnie konta ma w nim ok. 33 tys. podmiotów), konfiskata majątków z nielegalnego źródła oraz tworzenie i przechowywanie archiwum operacji finansowych, a także wdrażanie unijnych dyrektyw. Raport Rady Europy nawołuje Stolicę Apostolską do "wzmocnienia czujności" wobec ewentualnych przypadków prania pieniędzy. Przyznano w nim, że wprowadzając nowe przepisy zgodne z zasadami obowiązującymi w prawie międzynarodowym, Watykan pokonał "długą drogę w dość krótkim czasie". Jednak system walki z procederami musi być skuteczniejszy - oceniono.

W oświadczeniu przedstawiciele Stolicy Apostolskiej przyznali, że nadal "wiele musi być zrobione". Zastępca watykańskiego sekretarza ds. stosunków z państwami ksiądz Ettore Balestrero powiedział dziennikarzom, że dla Stolicy Apostolskiej przebyta droga stanowi przede wszystkim "zobowiązanie moralne, a nie tylko ściśle techniczne".

Dalszą reformą watykańskiego banku zajmie się Niemiec Ernst von Freyberg, który w piątek został mianowany nowym prezesem tej instytucji. Nowy prezes jest prawnikiem i członkiem zakonu kawalerów maltańskich. "Ta decyzja jest rezultatem dokładnego badania kandydatów przez Kolegium Kardynalskie" - czytamy w komunikacie Watykanu.

Baza w Bałakławie - czarnomorska kolebka Armagedonu


Bałakława, baza łodzi podwodnychBałakława, baza łodzi podwodnychFoto: Thinkstock

Miała prze­trwać atak nu­kle­ar­ny – nawet sześć razy po­tęż­niej­szy niż bomby, które spa­dły na Hi­ro­szi­mę. A potem stąd do­ko­na­no by od­we­tu na Sta­nach Zjed­no­czo­nych.

Po ra­dziec­kiej bazie nu­kle­ar­nej w Ba­ła­kła­wie na Kry­mie dziś po­zo­stał gi­gan­tycz­ny, pusty schron. Wła­dze Ukra­iny chcą prze­kształ­cić go w tu­ry­stycz­ną atrak­cję – pa­miąt­kę po zim­nej woj­nie.

Jak na miej­sce, które miało ode­grać klu­czo­wą rolę w końcu świa­ta, za­to­ka Ba­ła­kław­ska uka­zu­je od­wie­dza­ją­cym cał­kiem ładne ob­li­cze.

Z okien re­stau­ra­cji i ka­wiar­ni cią­gną­cych się wzdłuż brze­gu można po­dzi­wiać wy­mu­ska­ne ża­glów­ki i mo­to­rów­ki su­ną­ce z ry­kiem po wo­dach za­to­ki. Ni­g­dzie nie widać śla­dów gro­żą­cej nie­gdyś świa­tu za­gła­dy.

Te znaj­dzie­my do­pie­ro wtedy, gdy spoj­rzy­my w stro­nę góry Taw­ros i wy­pa­trzy­my be­to­no­we wargi oka­la­ją­ce ol­brzy­mią jamę, do któ­rej wpły­wa woda, by znik­nąć w ciem­no­ściach.

W cza­sach zim­nej wojny miej­sce to da­wa­ło Związ­ko­wi Ra­dziec­kie­mu moż­li­wość do­ko­na­nia ze­msty zza nu­kle­ar­ne­go grobu. USA i ZSRR trzy­ma­ły się wów­czas dok­try­ny za­gwa­ran­to­wa­ne­go wza­jem­ne­go znisz­cze­nia (zwa­nej ”sza­lo­ną” – od an­giel­skie­go skró­tu MAD – Mu­tu­al As­su­red De­struc­tion).

Nie­za­leż­nie od tego, ile po­ci­sków i bomb spad­nie na któ­ry­kol­wiek z tych kra­jów, jego oca­la­ły ar­se­nał wy­star­czy, by mieć pew­ność, że na­past­nik nie po­zo­sta­nie bez­kar­ny.

Baza w Ba­ła­kła­wie zo­sta­ła za­pro­jek­to­wa­na tak, by była w sta­nie prze­trwać atak nu­kle­ar­ny, a na­stęp­nie spu­ścić deszcz po­ci­sków na Stany Zjed­no­czo­ne.

Ka­ta­stro­ficz­na wizja końca zim­nej wojny nie spraw­dzi­ła się – za­miast tego ko­mu­nizm wy­zio­nął ducha, na­stą­pił roz­pad ZSRR, a jedna z głów­nych ra­dziec­kich baz woj­sko­wych zna­la­zła się na te­re­nie in­ne­go kraju.

Wpraw­dzie Rosji udało się wy­ne­go­cjo­wać z Ukra­iną utrzy­ma­nie bazy w po­bli­skim Se­wa­sto­po­lu, jed­nak ło­dzie pod­wod­ne ukry­te w za­to­ce Ba­ła­kław­skiej zo­sta­ły ode­sła­ne do domu. Nu­kle­ar­ne po­ci­ski roz­bro­jo­no albo wy­wie­zio­no do Rosji.

Przez lata po­miesz­cze­nia opusz­czo­ne­go schro­nu w Ba­ła­kła­wie były plą­dro­wa­ne. Do­pie­ro w 2003 roku ukra­iń­ski rząd prze­ka­zał bazę woj­sku z za­mia­rem prze­kształ­ce­nia jej w mu­zeum. Ko­leb­ka Ar­ma­ge­do­nu miała skoń­czyć jako atrak­cja dla tu­ry­stów z Za­cho­du, coraz licz­niej od­wie­dza­ją­cych re­gion Morza Czar­ne­go.

Gdyby kil­ka­dzie­siąt lat temu Ame­ry­ka­nin prze­cha­dzał się wzdłuż  brze­gów Za­to­ki Ba­ła­kław­skiej z apa­ra­tem fo­to­gra­ficz­nym, z pew­no­ścią do­stał­by bilet w jedną stro­nę do mo­skiew­skiej cen­tra­li KGB na Łu­bian­ce.

Do 1995 roku za­to­ka i więk­szość ob­sza­rów wokół Se­wa­sto­po­la były stre­fą za­mknię­tą. Ob­co­kra­jow­cy nie mieli tu wstę­pu, a nawet Ro­sja­nie mu­sie­li ubie­gać się o spe­cjal­ne prze­pust­ki.

Dziś nie ma ta­kich pro­ble­mów: jak za­pew­nił mnie mój prze­wod­nik, można fo­to­gra­fo­wać do woli, a tu­ry­ści z Za­cho­du są tu mile wi­dzia­ni.

Za­to­ka jest mała, oto­czo­na z każ­dej stro­ny wy­so­ki­mi gó­ra­mi. Na szczy­cie jed­ne­go ze wzgórz stoi ge­nu­eń­ska twier­dza, po­zo­sta­łość po daw­nych kon­flik­tach w tym re­gio­nie.

Pod­zwrot­ni­ko­wy kli­mat spra­wia, że tu­tej­sze te­re­ny do­sko­na­le na­da­ją się na upra­wę wi­no­gron, z któ­rych po­wsta­je mu­su­ją­ce białe wino.

Wi­no­rośl po­ra­sta po­bli­ską "do­li­nę śmier­ci", roz­sła­wio­ną przez zna­ne­go poetę Al­fre­da Ten­ny­so­na w wier­szu "Szar­ża Lek­kiej Bry­ga­dy", opo­wia­da­ją­cym o sa­mo­bój­czym ataku bry­tyj­skiej ka­wa­le­rii pod­czas wojny krym­skiej w 1854 roku. Teren ten był także areną krwa­wych walk pod­czas II wojny świa­to­wej – na tu­tej­szym pół­wy­spie po­cho­wa­nych jest ponad 11 ty­się­cy nie­miec­kich żoł­nie­rzy.

W 1951 roku Józef Sta­lin wydał roz­kaz zbu­do­wa­nia nad za­to­ką Ba­ła­kław­ską bazy dla łodzi pod­wod­nych bez wzglę­du na kosz­ty. Re­ali­za­cję pro­jek­tu po­wie­rzył wi­ce­pre­mie­ro­wi Ław­rien­ti­jo­wi Berii.

W owym cza­sie Beria był jedną z dwóch naj­po­tęż­niej­szych osób w Rosji: nad­zo­ro­wał wszyst­ko, od ro­syj­skie­go pro­gra­mu nu­kle­ar­ne­go po tajną po­li­cję.

Beria ścią­gnął nad Morze Czar­ne eks­per­tów, któ­rzy bu­do­wa­li mo­skiew­skie metro. Mieli oni prze­ko­pać się przez górę, two­rząc kanał, który bę­dzie sta­no­wił tajne po­łą­cze­nie mię­dzy za­to­ką Ba­ła­kław­ską a Mo­rzem Czar­nym.

Wstę­pu do ka­na­łu po obu stro­nach bro­ni­ły 150-to­no­we wrota. Kanał był za­krzy­wio­ny, co miało ła­go­dzić skut­ki ewen­tu­al­ne­go ude­rze­nia.

Beria nie dożył ukoń­cze­nia prac. Po śmier­ci Sta­li­na, w paź­dzier­ni­ku 1952 roku na krót­ko objął funk­cję naj­wyż­sze­go przy­wód­cy, ale zo­stał usu­nię­ty ze sta­no­wi­ska, aresz­to­wa­ny i za­strze­lo­ny w pod­zie­miach Łu­bian­ki w czerw­cu 1953 roku.

Bazę otwar­to w 1957 roku. Ba­ła­kła­wa stała się for­mal­nie czę­ścią Se­wa­sto­po­la. W "nor­mal­nych" cza­sach kanał mógł w każ­dej chwi­li być wy­ko­rzy­sta­ny jako miej­sce po­ta­jem­ne­go uzbra­ja­nia i kon­ser­wa­cji ra­dziec­kich okrę­tów pod­wod­nych z po­ci­ska­mi nu­kle­ar­ny­mi.

Łódź wy­nu­rza się z Morza Czar­ne­go nocą. W całym mie­ście gasną wszyst­kie świa­tła. Jed­nost­ka wpły­wa do za­to­ki i wśli­zgu­je się do pod­ziem­ne­go ka­na­łu. Do­pie­ro wtedy z po­wro­tem za­pa­la­ją się świa­tła. Po skoń­czo­nych pra­cach łódź czeka, aż za­pad­nie zmrok, wy­pły­wa taj­nym wy­lo­tem pro­sto na Morze Czar­ne i znika.

Jed­nak naj­waż­niej­szą rolę baza miała ode­grać w cza­sie wojny. Ota­cza­ją­ce kanał dłu­gie, sze­ro­kie ko­ry­ta­rze pod­czas ataku nu­kle­ar­ne­go miały być schro­nie­niem dla ty­się­cy ma­ry­na­rzy i cy­wi­lów.

Baza zo­sta­ła za­pro­jek­to­wa­na tak, by była w sta­nie prze­trwać ude­rze­nie o mocy 100 ki­lo­ton – rów­no­war­tość sze­ściu bomb, które spa­dły na Hi­ro­szi­mę.

Ba­ła­kła­wa miała wy­trzy­mać pierw­szy atak, otwo­rzyć swoje wrota i wy­pu­ścić okrę­ty pod­wod­ne na Morze Czar­ne, skąd roz­po­czę­ły­by one atak od­we­to­wy na Stany Zjed­no­czo­ne.

Ba­ła­kła­wa nigdy nie miała oka­zji ode­grać tej roli. Dziś nie ma tu już po­ci­sków ani okrę­tów pod­wod­nych. Po roz­pa­dzie Związ­ku Ra­dziec­kie­go przez 10 lat baza stała pusta.

Teraz ukra­iń­ski rząd stara się prze­kształ­cić kom­pleks w zim­no­wo­jen­ną atrak­cję dla tu­ry­stów cie­ka­wych tego, "co by było, gdyby…".

W bazie or­ga­ni­zo­wa­ne są im­pre­zy i wy­sta­wy. Wła­dze za­mie­rza­ją ścią­gnąć wię­cej obiek­tów zwią­za­nych z wojną ato­mo­wą. Mają na­dzie­ję, że wśród eks­po­na­tów znaj­dą się także zde­mo­bi­li­zo­wa­ne okrę­ty pod­wod­ne. W pla­nach jest także po­wsta­nie naj­więk­sze­go sym­bo­lu zwy­cię­stwa ka­pi­ta­li­zmu: skle­pu z pa­miąt­ka­mi.