niedziela, 9 września 2012

Polak, biskup-homoseksualista? Tak, święcenia przyjął w Anglii


Paweł Kośmiński
2012-09-09, ostatnia aktualizacja 2012-09-09 15:16

- Bóg mnie powołał. Dlatego zostałem biskupem - mówi Szymon Niemiec, wyświęcony na biskupa Zjednoczonego Kościoła Chrześcijańskiego. To znany działacz ruchu gejów i lesbijek

Szymon Niemiec na biskupa Zjednoczonego Kościoła Chrześcijańskiego został wyświęcony w Portsmouth na południu Anglii. Tam przyjął sakrę z rąk trzech biskupów Zjednoczonego Ekumenicznego Kościoła Katolickiego.

Sprawa wzbudziła kontrowersje, ponieważ Niemiec jest znanym działaczem ruchu LGBT (lesbijek, gejów, osób biseksualnych oraz osób transgenderycznych).

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski zasugerował, że sprawą powinna zająć się kuria biskupia, która miałaby stwierdzić, czy doszło do "szyderstwa" lub "małpowania".

- Jaka kuria? Przecież on nie należy do Kościoła katolickiego. Zjednoczony Kościół Chrześcijański jest względem niego autonomiczny i ma swoje odrębne procedury. Tego typu napaści spowodowane są nie tym, że został on biskupem, ale że jest otwartym homoseksualistą. To rodzaj homofobii, niechęci i próby dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Ujawnia pokłady homofobii, jakie tkwią w polskim społeczeństwie - mówi nam prof. Tadeusz Bartoś, filozof, były dominikanin.

Jeszcze w styczniu, gdy pojawiła się informacja o tym, że Szymon Niemiec może zostać biskupem, ostro zareagował Tomasz Terlikowski. "Wszystko służy temu, by aktywista gejowski mógł pobawić się w księdza" - oceniał. "Lepiej byłoby od razu ogłosić się >prymasem wszechświata< z dystryktem obejmującym Marsa, Wenus i czarne dziury... A wtedy ja sam dorzuciłbym się na lot kosmiczny w jedną stronę dla takiego prymasa" - drwił.

- Należy przypomnieć naukę soboru watykańskiego II o szacunku dla innych wyznań oraz wykładnię katechizmu katolickiego, w którym jest mowa o tym, że w stosunku do osób homoseksualnych nie powinniśmy przejawiać żadnych oznak dyskryminacji. Skoro Kościół katolicki obowiązuje ekumenizm to, co może zrobić, to Szymonowi Niemcowi pogratulować - przekonuje Bartoś. I dodaje: - Kościół katolicki nie chce nominować osób homoseksualnych, ale przecież w jego szeregach są osoby, które się ukrywają. Chyba lepsza jest jawność funkcjonowania, niż utajnianie, bo to hipokryzja.

Jaka jest idea Zjednoczonego Kościoła Chrześcijańskiego? "Nasza wspólnota powstała jako odpowiedź na potrzebę kościoła otwartego dla wszystkich, zapraszającego każdego do Stołu Pańskiego. Wychodzimy z założenia, że Bóg kocha każdego człowieka, bez względu na jego pochodzenie, kolor skóry, identyfikację płciową, wyznanie, orientację seksualną i status materialny. Wierzymy, że nasz Pan Jezus Chrystus powołał nas byśmy służyli innym w potrzebie. Dlatego nasz zbór jest otwarty dla każdego kto szuka drogi do Boga" - czytamy na stronie kościoła.

Zjednoczony Kościół Chrześcijański istnieje na pięciu kontynentach. W Polsce przynależy do niego mniej niż sto osób.

Paweł Kośmiński: Pojawiają się opinie, że wolność powinna mieć swoje granice. Ks. Isakowicz-Zaleski twierdzi, że kuria powinna powiedzieć, czy to szyderstwo czy małpowanie.

Szymon Niemiec: Nie wiem, na jakiej podstawie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski wydaje taką opinię. Ja nie oceniam działań Kościoła rzymsko-katolickiego. Myślę, że ksiądz Isakowicz również nie powinien wypowiadać się na temat innych wspólnot wiary. Polska jest krajem multiwyznaniowym, w którym istnieje wolność sumienia i wyznania. Jeżeli ktoś chce należeć do Kościoła rzymsko-katolickiego, to do niego należy. Jeżeli zaś wybiera inne wyznanie, też ma do tego prawo. Ekumenizm polega na tym, że należy wzajemnie się szanować.

Przez niektórych jest pan nazywany "fałszywym księdzem".

- Jeżeli ktoś nie potrafi znaleźć argumentów merytorycznych, to zawsze będzie się odnosił do argumentów ad personam. Jeżeli ktoś twierdzi, że moje święcenia są fałszywe, zapraszam do swojego biura, do zapoznania się z dokumentami, do prześledzenia linii sukcesji apostolskiej. Można zwrócić się również do swojego biskupa, a nawet do samego Rzymu. Tam potwierdzą, że te święcenia są jak najbardziej ważne. Mogą być uważane przez Kościół rzymsko-katolicki za niegodne, ale w ten sam sposób Kościół rzymsko-katolicki określa wszystkie święcenia dokonane poza nim. Jeżeli ktoś uważa, że jestem fałszywy, to jego problem.

Po co w ogóle taki kościół? Kościół katolicki jasno mówi, że pewne rzeczy pozostają sprzeczne z Biblią. Biskup-homoseksualista to dla wielu szok.

- To problem z interpretacją Pisma Świętego. Są osoby, które rozumieją Biblię w taki właśnie sposób. Poza naszym kościołem nie ma obecnie w Polsce wspólnoty religijnej, która rozumiałaby to inaczej. Ale na świecie istnieją już kościoły, które zapisy biblijne rozumieją w inny sposób. I my się w ten ruch wpisujemy. Nasz Kościół powstał właśnie po to, by tym, którzy czują się wykluczeni z życia religijnego, nie mają możliwości dążenia do Boga i zbawienia, dać taką właśnie możliwość. Celem istnienia każdego kościoła i każdej wspólnoty wiary, jest dążenie do zbawienia.

A dla pana osobiście czym on jest?

- Dla mnie jest miejscem, do którego Pan Bóg mnie powołał, w którym chcę służyć i w którym służę.

Jak to wszystko ma się do Kościoła rzymsko-katolickiego?

- W żaden sposób nie jesteśmy z nim związani - nie należymy do niego, nie udajemy go i nie aspirujemy do tego. Jesteśmy odrębnym wyznaniem, z zupełnie z innymi zasadami, inną doktryną i liturgią. Mamy, oczywiście, elementy wspólne, bo wszystkie kościoły mają pewne elementy wspólne. Ciężko byłoby np. znaleźć strój duchownego, który by nie przypominał togi czy sutanny. Ale próby oskarżenia nas, że się pod kogokolwiek podszywamy, są po prostu bezsensowne.

To czym się różnicie? Jakie są zasady waszego Kościoła?

- Nasz Kościół wywodzi się z tradycji protestanckiej. Odwołujemy do kościołów przedsoborowych, sprzed soboru trydenckiego. W naszym Kościele nie ma kultu maryjnego, dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi i wniebowzięciu Maryi, nie ma również kultu świętych. Inny jest także zarząd Kościoła. Mimo że posiadamy biskupa, jest on jedynie zarządcą, natomiast władzę realną dzierży całość, czyli konferencja generalna. Decyzje podejmują zarówno świeccy, jak i duchowni. Jak większość protestantów i kościołów niezależnych nie mamy celibatu. Nie uznajemy również dyskryminacji w żadnej postaci. To są podstawowe różnice.

Przez jaką instancję jest to usankcjonowane?

- Najwyższą instancją jest Bóg. Nie mamy zwierzchnika w postaci papieża. Nie uznajemy dogmatu o nieomylności papieża czy zwierzchności papiestwa nad kościołem powszechnym. Uznanie urzędów polega u nas bardziej na koncyliarności rad biskupich. Jeżeli zatem przyjęła mnie rada biskupów Zjednoczonego Ekumenicznego Kościoła Katolickiego, który zdecydował się uznać moje święcenia za ważne, a następnie udzielić mi sakry biskupiej, to znaczy, że jest to uznane. Nie zwracaliśmy się natomiast do Rzymu ani do żadnego innego kościoła z prośbą o uznanie, bo to są inne związki wyznaniowe.

Czym jest dla pana wyświęcenie na biskupa?

- Mimo że od uroczystości minęły już prawie dwa tygodni, wciąż dochodzę do siebie. To ogromne wyróżnienie i zaszczyt. Ale podchodzę do tego jako do nowych obowiązków, którym teraz będę musiał sprostać. W naszym Kościele bycie biskupem to nie jest honor, "siedzenie i bycie królem". Nie chodzi o mnie, ale o to że wspólnota potrzebuje pasterza. Biskup jest pasterzem, jest sługą dla wiernych. I taka jest moja rola.

Jak wyglądała ta ceremonia? Podobno przypominała analogiczne ceremonie Kościoła rzymsko-katolickiego. To niektórych oburza.

- To liturgia, której używa Zjednoczony Ekumeniczny Kościół Katolicki, czyli liturgia św. Grzegorza - pierwsza liturgia anglikańska jeszcze sprzed soboru trydenckiego. Ma ona elementy wspólne z ceremonią z Kościoła rzymsko-katolickiego, ale trudno oczekiwać, że będzie inaczej. Wszystkie liturgie chrześcijańskie mają elementy wspólne. We wszystkich kościołach odmawia się "Ojcze nasz", śpiewa "Glorię", czy inne pieśń i hymny. To są po prostu elementy stałe.

Dlatego również podczas tej liturgii była i prostracja, wezwanie do Ducha Świętego, namaszczenie głowy olejem krzyżma, nałożenie pierścienia, wręczenie mitry i pastorał. To elementy, które są tradycyjnie przypisane do roli biskupa.

Przyznam, że nie wszystko z tej ceremonii pamiętam, bo stres i wzruszenie były olbrzymie. Można powiedzieć żartobliwie, że tak jak panna młoda niewiele pamięta z własnego ślubu, tak i biskup niewiele pamięta z własnej konsekracji.

Źródło: Gazeta Wyborcza

Więcej... http://wyborcza.pl/1,75478,12451975,Polak__biskup_homoseksualista__Tak__swiecenia_przyjal.html#ixzz25zYWxgy7

Siedzisz przy biurku i odbierasz telefony, ot cała filozofia [list]


Obecne warunki pracy w call center kłócą się z art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który mówi wprost, iż nikt nie może być poddany nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu. Należy zatem zmienić ten stan bez zbędnej zwłoki.

Konsultant infolinii w towarzystwie ubezpieczeniowym. Profesja ta jest o tyle specyficzna, iż - w porównaniu do wielu spółek call center, jakie funkcjonują w Polsce - jest swoistą i po częstokroć bezpardonową walką na linii poszkodowany - ubezpieczyciel, toczącą się niekiedy o pokaźne kwoty pieniężne. Mamona zaś potrafi być prowodyrem do zachowań, o które nigdy nie podejrzewalibyśmy nawet samego siebie.

Tekst powstał na kanwie mojego osobistego, ponad trzyletniego doświadczenia w tej branży, zaś po odejściu z infolinii pragnę podzielić swą wiedzą i opinią z innymi czytelnikami. Z góry też chciałbym również przeprosić za użyte w tekście wulgarne wyrazy, jednakże postanowiłem przytoczyć wypowiedziane przez klientów sentencje w oryginalnym brzmieniu.
Krótkotrwałe oczarowanie

Dostrzegłem Patrycję w momencie, w którym przechodziła obok mojego stanowiska pracy. Założone słuchawki z mikrofonem, stanowiące nieodzowne i jakże charakterystyczne wyposażenie pracownika call center, uniemożliwiły mi przywitanie się. Uśmiechnąłem się delikatnie, by po chwili powrócić do rozmowy z klientem. Jej odwiedziny miały charakter stricte służbowy: ot, kilka podpisów złożonych w dokumentach wymaganych przez prawo pracy.

Jej twarz promieniała charakterystycznym blaskiem, dostrzeganym już wcześniej u osób, które - podobnie jak Patrycja - otrzymały zgodę na opuszczenie działu zajmującego się telefoniczną obsługą klienta. Blask ów stanowił mieszankę wielu pozytywnych emocji, do których w pierwszej kolejności zaliczyć należy: spokój ducha, euforię, wewnętrzną radość, a przede wszystkim uznanie dla samej siebie.

Patrycja wygospodarowała kilka minut, aby odbyć krótką pogawędkę. Dowiedziałem się, że:"Tutaj jawisz się jako pozbawiona uczuć kłoda drewna, która musi spełnić wymagany "poziom utylizacji" czy inne abstrakcyjne terminy. Tam jesteś człowiekiem. Osobą posiadającą godność!" - nie szczędziła pochwał pod adresem nowego pracodawcy.

Pokiwałem głową w geście aprobaty. Patrycja wymieniła jeszcze kilka zalet jej nowego stanowiska pracy, po czym pospiesznie udała się na powrót do biura innej spółki w ramach grupy ubezpieczeniowej, w której pracowaliśmy, zajmującego się likwidacją szkód majątkowych.

Najwytrwalszym pracownikom - z Patrycją na czele - udaje się utorować drogę do wspomnianego awansu. Pozostali zaś, których słabsza psychika nie pozwala na przepracowanie stosownego okresu na infolinii, muszą niestety obejść się uzupełnieniem życiorysu zawodowego o liczbę miesięcy (lub - o zgrozo - lat!) o pozycję konsultanta infolinii.

Po odejściu z wcześniejszej pracy znajomy zaoferował mi pomoc w uzyskaniu posady w firmie ubezpieczeniowej, która go zatrudniała. Umowa o pracę, pieniądze wypłacane na czas, sympatyczni współpracownicy. Wystarczyło, by mnie zachęcić. Radosław (27 l.) przekazał CV na ręce swojej szefowej i wyraził się o mnie w kilku pozytywnych zdaniach. Jego koleżanka z pracy potwierdziła wspomniane przezeń zalety, a także dodała pozostałe:

- Siedzisz przy biurku i odbierasz telefony, ot cała filozofia.

Praca poprzedzająca nowe zajęcie nie należała do wyszukanych i polegała w głównej mierze na zmywaniu garnków i smażeniu kotletów w jednej z gdańskich restauracji. Nie może zatem dziwić fakt, iż w początkowym okresie byłem oczarowany magią zmian - brudny, kuchenny fartuch ustąpił miejsca białej koszuli z krawatem, zaś lokal gastronomiczny zamieniony na olśniewający, przeszklony biurowiec. Okres fascynacji zakończył się jednak wraz z założeniem wspomnianego już zestawu słuchawek z mikrofonem i nieustannym wypowiadaniem znienawidzonego zwrotu, który przez następne trzy lata powtarzałem codziennie po kilkadziesiąt razy:

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

Specyfika tej pracy nie jest ani skomplikowana, ani szczególnie wyszukana. Ot, siadasz przy biurku, odbierasz telefon i przyjmujesz pod swoim adresem obelgi. Przeanalizujmy przykład pana, który dzwonił w sprawie pisma, które odnalazł w skrzynce na listy:

Dzień dobry, moje nazwisko S a Michał. Dzwonię odnośnie tej waszej popierdolonej polisy kurewskiej, bo pracują tam albo kurwy albo "dałniaki". Podaję nr polisy, niech sobie tam kurwa jakiś frajer złapie to i napisze: 0 1. Sprzedałem samochód, do umowy sprzedaży było dołączone wypowiedzenie polisy [ ] więc nie wiem dlaczego wy mi tu teraz przysyłacie wasze jakieś kurewskie ubezpieczenie jebane za 574 złote! Skoro jest wypowiedzenie, to nie życzę sobie, abyście mi coś kurwa przesyłali. Jakieś popierdolone XXX [nazwa towarzystwa ubezpieczeń - dop. autor]. Mam swojego ubezpieczyciela i jeżeli wy nie potraficie dopilnować tego pedały popierdolone to się odpierdolcie ode mnie, dobrze?! Naciągacie ludzi, jakieś kurwy i teraz ja mam coś do zapłacenia, frajerzy jebani! Podaję numer telefonu, jeżeli jakiś kurwa frajer chce zemną rozmawiać [ ] Życzę sobie, żeby jakaś kurwa podniosła telefon i zadzwoniła do mnie! Pozdrawiam was czule, po same kule!

Jak wynika z powyższej wypowiedzi, pan Michał wypowiedział umowę zawartą ze swoim towarzystwem ubezpieczeń. Los chciał, iż osoba pracująca w dziale zajmującym się obsługą zawartych ubezpieczeń popełniła błąd, który skutkował automatycznym przedłużeniem okresu obowiązywania polisy o kolejne 12 miesięcy. Irytacja pana Michała jest zatem w pełni uzasadniona, jednak to nie osoba, która dopuściła się omyłki poniesie konsekwencje swojego czynu i w rezultacie spotka się z agresją ze strony klienta. Funkcję tę przejmuje specjalnie utworzony i wyspecjalizowany w tymże celu dział, zwany potocznie infolinią.

Winny, bo przyszedł do pracy i odebrał telefon

Lwia część konfliktowych sytuacji rodzi się jednakże ze zgoła innego powodu. Geneza ich najczęściej wiąże się z odmową wypłaty odszkodowania. Nie można oczywiście dziwić się sytuacji, w której zbulwersowany (czy też w jego własnej opinii - oszukany) klient, który przez wiele lat opłacał niemałe składki, zaczyna krzyczeć, przelewać swą gorycz czy wręcz grozić pierwszemu pracownikowi firmy ubezpieczeniowej, z którym będzie miał w tej sprawie styczność. Konsultantowi infolinii.

Z drugiej jednak strony pracownik call center zawinił w tej sprawie jedynie w ten sposób, że przyszedł do pracy i odebrał telefon. Taki zaś stan rzeczy doprowadza do stopniowego, psychicznego wyniszczenia. Osoba taka już w drodze do pracy (albo - o zgrozo! - tuż po przebudzeniu) zaczyna zastanawiać się, ile osób tego dnia poniży ją, określi obelgami czy wręcz zagrozi. Nie każdy jest w stanie mentalnie podołać stawianym na infolinii wyzwaniom.

Monika (25 l.), szczupła blondynka o wrażliwym charakterze, natknęła się na klienta żądającego zorganizowania natychmiastowej pomocy drogowej. Usługa ta nie przysługiwała (klient nie dokupił odpowiedniego produktu), jednak stanowcze żądanie oparte zostało na słowach agenta ubezpieczeniowego, który przy zawieraniu umowy zapewnił klienta o rzekomym "wypasionym wariancie AC, w którym jest wszystko".

- Ty kurwo! - padło w odpowiedzi na odmowę zrealizowania usługi. - Pracujesz w tej kurewskiej firmie i żyjesz za moje pieniądze, szmato! Jeżeli za pół godziny nie podjedzie do mnie holownik, to ja przyjadę do was i Cię zajebię! Nie myśl kurwa, że nie wiem gdzie pracujecie, bo już u was byłem.


W geście bezradności podążałem wzrokiem za Moniką, która ze spływającymi po polikach łzami pobiegła do łazienki.

Natalia (22 l.), studentka historii na Uniwersytecie Gdańskim. W poszukiwaniu możliwości podreperowania budżetu oświadczyła, iż znalazła pracę jako konsultant infolinii jednego z operatorów sieci komórkowej. Bazując na własnym doświadczeniu ze stanowczością odradziłem jej podjęcia się tego zajęcia. Natalia oświadczyła jednak, iż jest osobą pracowitą i z pewnością sobie poradzi. Była w błędzie, o czym stosunkowo szybko miała się przekonać. Gdy pewnego ranka ubrała się do pracy i gotowa do wyjścia stanęła przed lustrem... popłakała się. Sytuacja ta zaistniała po zaledwie dziesięciu przepracowanych dniach.

Nie wszyscy klienci są tacy...

Nieprawdą oczywiście jest, jakoby wszyscy klienci okazywali nieuprzejmość. Przeciwnie - znaczna ich część jest lub bynajmniej stara się być miła, a ponadto zdają się dostrzegać fakt, iż po drugiej stronie słuchawki znajduje się nikt inny, jak drugi człowiek. Przybiera to jednak marginalne znaczenie w sytuacji, gdy pojedyncza osoba na samym początku dnia pracy określi cię wulgarnym mianem:

- Czy pan był trzeźwy w momencie prowadzenia pojazdu? - u konsultanta słychać niepokojące drżenie w głosie. Z dotychczasowego przebiegu rozmowy wyciągnął bowiem wniosek, że klient jest roszczeniowy i poniekąd impulsywny.

- A czy pan jest upośledzony?! - rozmówca odpiera po upływie kilku sekund, poświęconych na przeanalizowaniu pytania o oskarżającym charakterze.

- Nie proszę pana - pomimo obelg pracownik infolinii musi wykazać się stalowymi nerwami i obdarciem z godności. - Ktoś wymyślił takie pytania, a ja po prostu muszę je zadać.

W interakcjach społecznych dostrzega się zanik ogólnie przyjętych barier w sytuacji, gdy przed naszymi oczami nie widnieje postać rozmówcy. Głos w słuchawce telefonu niejednokrotnie przestaje być kojarzony z żywą, posiadającą uczucia istotą, a zatem w zachowaniu klientów dopuszczalne staje się przelanie na niego swej złości, frustracji i niejednokrotnie zwyczajnej, ludzkiej bezradności.

Pozorna anonimowość i bezkarność za wypowiadane słowa i opinie przejawia się na skalę podobną do tej widocznej chociażby na internetowych forach. Z kolei wyobrażenie odnośnie osoby z drugiej strony słuchawki przybiera kształt rodem z socjalistycznej instytucji: panie przy biurkach pielęgnują paznokcie, popijają kawę i spędzają czas na pogaduchach.

Rzeczywistość jest jednak zgoła odmienna - sala call center w większych instytucjach sięga liczby nawet i kilkuset osób stłoczonych w boksach na niewielkiej przestrzeni, które muszą wykazać się ciężką i efektywną (!) pracą umysłową przez (minimum) pełne osiem godzin, ogromem przyswojonej wiedzy i ekstremalną odpornością na stres, krzyk, wulgaryzmy i inne przejawy niezadowolenia klientów.

Nie można rozmawiać za długo

Zdarzają się również sytuacje, w których komunikatywni klienci próbują zagabywać np. o pogodę nad morzem czy samopoczucie, jednak takie konwersacje (ku ich nieświadomości) konsultant jest zmuszony natychmiast ucinać - zgodnie ze standardem i procedurą rozmowa ma być krótka i treściwa, aby obsłużyć możliwie największą liczbę dzwoniących. Aby tego dokonać, zdecydowano się na wprowadzenie maksymalnego czasu połączenia z jedną osobą. Z samego założenia irracjonalne jest określenie czasu rozmowy jakąkolwiek miarą, gdyż klient może dzwonić z jednym bądź nawet kilkunastoma pytaniami, zaś hipotetyczny zwrot "nie mogę panu w niczym więcej pomóc, gdyż pana czas się dobiegł końca" jest rzecz oczywista podstawą do zwolnienia.

Z kolei za niespełnienie regulaminowych minut premia jest odbierana w całości. Miernik ów okazał się zatem innowacją, która zaważyła na odejściu z firmy kolejnych pracowników. Rotacja ta przybrała ogromną skalę - nawet do kilkudziesięciu osób w skali roku. Konsultanci zwalniają się bądź uciekają na zwolnienia lekarskie. Pracodawcy próbują walczyć z tym zjawiskiem na różne sposoby. Call center popularnego operatora sieci komórkowej, gdzie zawierane z pracownikami umowy-zlecenia nie nakładają obowiązku przedstawienia tzw. druku L4 na wypadek nieobecności, wprowadził karę pieniężną za każdy dzień absencji, bez względu na jej przyczynę!

Kolejka musi być - zwłaszcza w godz. 9-11

Zdecydowana większość z nas przynajmniej raz w życiu kontaktowała się w dowolnej sprawie z infolinią, słysząc nagraną na sekretarkę sentencję "wszyscy konsultanci są zajęci". Rodzi to oczywiście szereg pytań dotyczących przyczyn odwiecznych kolejek osób oczekujących na połączenie z konsultantem.

- Czy nie mogą zatrudnić więcej osób?! - rzucamy po częstokroć retoryczne pytanie. Odpowiedź z kolei brzmi: mogą, ale nie chcą. Przyczyna takowego stanu rzeczy wynika z faktu, iż odbieranie wszystkich połączeń przychodzących kłóci się z ekonomiczną logiką. Odbieralność na poziomie 100 proc. prowadzi do sytuacji, w której konsultant "czeka" na telefon, a co za tym podąża: spółka płaci mu za "nieróbstwo".

Największe natężenie ruchu plasuje się w granicach od godziny dziewiątej do jedenastej, a zatem kontaktując się we wskazanym przedziale czasowym pewnym jest, iż spędzimy nieco czasu "wisząc" na słuchawce. Oddalam tym samym spiskowe teorie, jakoby firmy zawierały umowy z Telekomunikacją Polską bądź innymi operatorami, zobowiązujące do celowego przedłużania czasu połączenia przychodzącego w zamian za gratyfikacje finansowe.

Odeszłem przez callback

Decyzja o moim odejściu z infolinii zapadła pewnego poranka tuż po przyjściu do pracy. Decydującym czynnikiem, który na niej zaważył okazał się specyficzny dla tej branży tzw. callback. W sytuacji, gdy na linii wykreuje się kolejka oczekujących na połączenie z konsultantem klientów, dzwoniący wybierając odpowiedni klawisz aparatu "zamawia" usługę oddzwonienia do siebie.

Funkcja ta pozwala na podniesienie kontaktu zwrotnego do klienta w sytuacji, w której kolejka ustaje. Gdy zegar w roku ekranu wskazał godzinę ósmą rano i oznajmił tym samym początek mojego dnia pracy, system wymusił na mnie oddzwonienie do osoby kontaktującej się w sprawie natychmiastowej pomocy drogowej zamówionej... dnia poprzedniego!

Gdy ze słuchawki dochodził sygnał łączenia z klientem, w myślach układałem prawdopodobny scenariusz rozmowy z osobą, która potrzebowała pomocy w uruchomieniu auta z dala od domu w późnych godzinach wieczornych. I choć agent przy zawieraniu umowy ubezpieczenia zapewniał go, iż w sytuacjach awaryjnych może zawsze liczyć na pomoc swojego ubezpieczyciela, to po pierwsze: w ogóle nie mógł uzyskać połączenia (kolejka!), zaś po drugie: konsultant bezczelnie oddzwonił dopiero o poranku.

Zgodnie z przypuszczeniem zostałem obrzucony mięsem od góry do dołu, dopiero po czym zdenerwowany pan oświadczył, iż przyjaciel zorganizował dla niego pomoc, zaś on sam "gdzieś ma" taką firmę, z którą jeszcze dziś zamierza rozwiązać umowę.


Nerwy, głuchota i chore gardło

Gdy po raz ostatni mijałem obrotowe drzwi gmachu, myśli me zaczęło zaprzątać pytanie: co tak naprawdę dały mi trzy lata spędzone na infolinii? Są rzecz jasna plusy i minusy. Z człowieka nader spokojnego przeistoczyłem się w osobę niezwykle nerwową. Tłumiona przez te lata złość zdaje się szukać teraz ujścia. Niezdiagnozowana nerwica to niestety jedna z kilku rzeczy, które otrzymałem w spadku po tejże pracy. Współpracownik zaoferował mi dostęp do rzekomo sprawdzonych środków uspokajających na bazie kodeiny:

- Bierzesz pigułkę co 3 godziny i masz nalane w tych dzwoniących debili - zapewniał. Odmówiłem z racji tej, iż tabletki to błędne i uzależniające koło, zaś zwolnienie okazało się lepszym lekarstwem. Kolejne negatywne następstwa stanowią: wyraźnie osłabiony słuch (efekt codziennej, ośmiogodzinnej dawki decybeli ze słuchawek) oraz podrażniona krtań, boląca przy dłuższych konwersacjach (charakterystyczna przypadłość, będąca następstwem wieloletniej pracy np. nauczycieli).

Warto zapamiętać, aby nie prosić konsultantów o głośniejsze mówienie, a w zamian np. zwiększyć poziom dźwięku w słuchawce. Miejmy na uwadze, iż podnoszenie głosu prowadzi u konsultantów z dłuższym stażem do poważnych problemów zdrowotnych. Kolejny minus stanowi dystans względem innych ludzi. Na własnej skórze przekonałem się, jakim chamstwem i prostolinijnością są w stanie wykazać się obce nam osoby i jak bardzo przerośnięte mniemanie mogą mieć względem siebie. Popularne powiedzenie "nienawidzę ludzi" nabrało u mnie realnego kształtu.

Zastanów się dwa razy

Z drugiej jednak strony nawiązałem wspaniałe przyjaźnie, które pielęgnuję po dziś dzień. Och tak, dane mi było poznać wiele fantastycznych osób dzielących mój los, dzięki którym moja bariera psychicznej wytrzymałości przetrwała ten okres i którzy stanowili dla mnie siłę, by przyjść do pracy dnia następnego. Do niewątpliwych plusów mogę również z całą pewnością zaliczyć nabytą wiedzę i doświadczenie z zakresu ubezpieczeń i likwidacji szkód, które pozwoliły mi na znalezienie zatrudnienia w stosunkowo niedługim czasie.

Drogi czytelniku. Jeżeli przeglądając oferty zatrudnienia natkniesz się na z pozoru niewinną wzmiankę traktującą o telefonicznej obsłudze klienta, zastanów się po parokroć, nim prześlesz CV dla pracodawcy. Powyższy artykuł stanowi jedynie urywek całokształtu rzeczywistości, z jaką dane będzie Ci zmierzyć się jako konsultant infolinii. Ustawodawca z kolei powinien zastanowić się nad wprowadzeniem odmiennej regulacji prawnej omawianego zawodu: okresowe wizyty u psychologa, godzina dziennie spędzona na zadaniach back office czy np. dłuższy urlop. Pole do popisu jest szerokie, zaś ogólnopolska dyskusja w tej kwestii może zrodzić znacznie więcej trafnych idei.

Ze śmiałością mogę bowiem osądzić, iż obecne warunki profesji kłócą się z art. 3 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, który mówi wprost, iż nikt nie może być poddany nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu. Należy zatem zmienić ten stan bez zbędnej zwłoki.

* Wszystkie imiona oraz niektóre szczegóły zostały zmienione.




Mariusz Wach: boję się znokautować Kliczkę


Foto: Bartłomiej Zborowski / PAP Mariusz Wach (P) jest pewny siebie przed walką z Władimirem Kliczko

- Boję się znokautować Władimira Kliczkę, ponieważ mój ostatni rywal, którego posłałem na deski, chyba jeszcze nie wyszedł ze szpitala - żartował Mariusz Wach na środowej konferencji prasowej w Warszawie. Spotkanie z dziennikarzami promowało ich walkę bokserską, którą zaplanowano 10 listopada w Hamburgu.

Młodszy z braci Kliczków w tym pojedynku będzie bronił mistrzowskich pasów federacji WBA, IBF i WBO w wadze ciężkiej. Konferencja nabrała humorystycznego akcentu, kiedy Wach powiedział, że nie ma szans na zwycięstwo na punkty.

Wach z Kliczką w Hamburgu. Dogadane

Stało się to, co...
czytaj dalej »

- Na 99 procent z tym przeciwnikiem nie wygram na kartach sędziowskich. Dlatego niestety będę musiał go znokautować - zadeklarował Polak.

Co z tym nokautem?

Na odpowiedź Kliczki nie trzeba było długo czekać. - Mógłbyś sprecyzować - chcesz mnie znokautować, czy nie? - zapytał Ukrainiec.

Będę bał się cię znokautować, ponieważ mój ostatni rywal, którego posłałem na deski, chyba jeszcze nie wyszedł ze szpitala

Mariusz Wach

- Będę bał się cię znokautować, ponieważ mój ostatni rywal, którego posłałem na deski, chyba jeszcze nie wyszedł ze szpitala - odparł w żartobliwym tonie niepokonany na zawodowych ringach polski pięściarz noszący przydomek "Wiking", który ma na koncie 27 zwycięstw, w tym 15 przed czasem.

- Moglibyśmy wiele mówić o nokaucie i teraz to wydaje się zabawne. Jednak walka będzie już na poważnie i jeden z nas zejdzie z ringu pokonany. Dlatego odpowiedź Mariusza nie do końca mnie satysfakcjonuje, ponieważ nadal nie wiem, czy chce mnie znokautować czy nie - powiedział już poważnie młodszy z ukraińskich braci.

Kliczko po polsku przywitał się z dziennikarzami, ale potem już po angielsku i w swoim stylu wypowiadał się o najbliższym rywalu. Był pewny siebie, ale o Polaku mówił z szacunkiem.

Kliczko chce Polaka jesienią. "Nie spodziewam się problemów"

Coraz bliżej...
czytaj dalej »

Kliczko boi się Wacha

- Wspaniale jest wrócić do Warszawy. To dla mnie wyjątkowe miasto, ponieważ wygrałem w nim wszystkie swoje walki, kiedy jeszcze reprezentowałem barwy Gwardii Warszawa. Wiążą się z tym wspaniałe doświadczenia. Oczywiście do tego pojedynku muszę być świetnie przygotowany, ponieważ bałbym się spotkać Wacha w ciemnym zaułku lub na ringu bez treningów. Nie jestem chomikiem, który z nudów bezmyślnie biega w kołowrotku. Do każdego rywala przygotowuję się inaczej - powiedział Kliczko.

Wach będzie czwartym Polakiem, który stanie przed szansą na zdobycie mistrzostwa świata w wadze ciężkiej. Poprzednio o tytuł walczyli Andrzej Gołota, Albert Sosnowski i Tomasz Adamek. Dwóch ostatnich pokonał przez nokaut w 10. rundach starszy z braci Kliczko - Witalij, do którego należy pas WBC.

- To będzie zupełnie inny pojedynek niż mojego brata. Wach jest młodszy, wyższy i przede wszystkim cięższy od Sosnowskiego i Adamka. Ten ostatni przechodził z niższych kategorii wagowych. Teraz mam jednak problem ze znalezieniem sparingpartnerów o zbliżonych warunkach fizycznych do Wacha - przyznał Ukrainiec.

Wach podjął rękawicę

Zapytany natomiast, dlaczego wspólnie z bratem decydują się ostatnio na walki z Polakami odpowiedział, że tylko Wach zgodził się z nim walczyć w tym roku.

- Poza tym nasze narody się przyjaźnią. Ostatnio wspólnie zorganizowaliśmy piłkarskie mistrzostwa Europy. Mówiąc poważnie, to Polska ma wspaniałe bokserskie tradycje, z której wywodzą się klasowi zawodnicy. Z kolei wszyscy rywale, którym proponowaliśmy pojedynek w tym roku odmawiali nam. Wach jako jedyny zdecydował się podjąć wyzwanie - zdradził mistrz świata trzech federacji.

Kliczko myślał, że zdjęcie Wacha to fotomontaż

Władimir Kliczko...
czytaj dalej »

Podobnie jak w poprzednich walkach Witalija z Polakami, teraz również zdecydowanym faworytem jest Kliczko - z tym, że Władimir.

- Nie dam ciała. Zrobię wszystko, aby napsuć Kliczce trochę krwi - zapewnił Wach, który od 22 września będzie się przygotowywał w Polsce.

Pojedynek odbędzie się 10 listopada w hali O2 World w Hamburgu, która pomieści 17 tys. widzów.

36-letni Władimir Kliczko, który nosi pseudonim ringowy "Stalowy Młot" odniósł 58 zwycięstw, w tym 51 przed czasem; trzy walki przegrał (wszystkie przed czasem). Ostatni pojedynek stoczył 7 lipca w szwajcarskim Bernie, kiedy to pokonał przez techniczny nokaut w szóstej rundzie Amerykanina Tony'ego Thompsona.

Z kolei Wach wygrał wszystkie 27 walk na zawodowych ringach, w tym 15 przed czasem. Ostatni pojedynek stoczył w marcu. Zwyciężył z Amerykaninem Walterem Tyesonem Fieldsem przez techniczny nokaut w 6. rundzie.