piątek, 26 kwietnia 2013

"Stroję na straży suwerenności RP, grywam w domino i poluję", czyli jaja Komorowskie



Antyestablishmentowa satyra polityczna w Polsce ostatnio nieco podupadła. Żarty z Kaczyńskich polegały w dużym stopniu na tym, że śmiano się, że nadęte kurduple i zakompleksione kartofle, a dowcipy z Tuska polegają na nazywaniu go "ruskim zdrajcą" i mówieniu na niego "chyży rój". Na szczęście zdarzają się czasem perełki. Jedną z nich jest profil "KomorowskiPL" na "Twitterze".

. /Twitter /Internet
.
 
/Twitter /Internet
Jest to fałszywe konto prezydenta. Cóż z tego jednak, że fałszywe, skoro fajniejsze od prawdziwego!

"Przespacerowałbym się, ale mię na głowę państwa śnieg pada" - twittuje na przykład "Komorowski" dzisiaj, kiedy drogowcy nas z tym całym nieodśnieżaniem wkręcają, bo "Dziki Kraj" nie wierzy, żeby po raz milionowy dali się zaskoczyć, i to w środku zimy.

"Ho, ho, ho, co ja pacze, przed kancelarią premiera uwija się minister Graś. Odśnieża aż furczy" - dodaje.

Czasem jest rubasznie, jak na przykład w tym wpisie: "Donald, przyznaję, to ja złożyłem zamówienie na Muchę, ale to miała być hiszpańska mucha na #walentynki! No i oczekiwałem dyskrecji" - ale przyznać trzeba, że sam prezydent Bronisław rubasznym żatem nie pogardzi, jak wtedy u Obamy, kiedy to chciał kobiety zostawiać i samemu iść, hen, w trawę po pas bażanty czy indyki strzelać.

"Poranna poczta przyniosła mojej osobie 897 walentynek z instytucji państwowych, samorządowych, a zwłaszcza jednostek wojskowych" - donosi fałszywy prezydent z rana.



"Czy ten satelita cośmy go wyszczelili to gen. Koziej? Pytam, bo od rana w robocie go nie ma" 
- to a'propos wczorajszego wielkiego - ho, ho, ho -  sukcesu, umieszczenia na orbicie pierwszego polskiego satelity.

Szybko się jednak okazało, że to, niestety, nie Koziej. 



"Znalazł się Koziej. Od rana strugał dla mojej osoby serce z płyty paździerzowej. To na walentynki" - donosi prezydent.


"Postanowiłem rozwiązać jakąś zagadkę kryminalną. Nie może tak być, że tylko ten Rutkoski i Rutkoski" - martwił się łże-Komorowski 8 lutego. 

Ale chyba nie rozwiązał, bo wziął się w swoich wewnętrznych zmaganiach z rutkowską sławą na sposób: postanowił docenić.  "Dedektyw Rutkowski przyjął właśnie z moich rąk nominację generalską" - pisze.

Po wyrzuceniu z "Wprostu" redaktora Lisa i prolisiej demonstracji premiera Tuska nieprawdziwy prezydent twittował tak: "Dzwoni red. Lis. Szuka pracy. Nie, dziękujemy, do odśnieżania już mamy".

A czasem, ot tak, wrzuci, co mu akuarat tam się dzieje, żeby się Naród nie martwił:
"Obiad jem" - informuje 7 lutego.


Odnosi się też do aktualnych wydarzeń, a odniesienia te opatruje osobistym stosunikiem, co zawsze sprawia wrażenie, że od ludzkich spraw żaden wielki dystans go nie oddziela:

"Mam pytanko #debataACTA Czy ACTA uniemożliwi mojej osobie grę w pasjans na fajzbuku? Anka pyta też o farmwil".


Jest też na bieżąco z nowymi technologiami:

"Czy ja dobrze słyszałem, że premier chwalił tablety?! Donaldzie!#niedlanarkotykow".

Jest rozchwtywany na arenie międzynarodowej i nie daje się spętać fałszywej skromności, tylko informuje o swoich szerokich kontaktach otwarcie:

"Dzwonił Obama. Prosił, bym w przerwie #SuperBowl wygłosił orędzie. Po amerykańsku!".

Jest bardzo asertywny i nie pozwoli pod byle pozorem szargać urzędu prezydenta, szczególnie przez dawnych (?) konkuretnów:

"Jadę do Monachium. Radek Sikorski też. Ale ja śpię od okna!".

Jak wiadomo, z tradycją kresów starej Rzeczpospolitej kontakt ma nie od dziś, a szczególnie tereny dawnego WKL i Inflant są mu miłe, toteż specjalistą od tych regionów jest nie lada:

"A teraz dawać mię tego ambasadora. Skąd on? Litwa, Łotwa, Kutwa?" - pisze. 

I w ogóle na sprawach międzynarodowych zna się, jak mało kto:

"Dzwonili z MSZ żebym jechał z wizytą do Tadżykistanu. Ha, sprawdzają mnie ale stary krzyżówkowicz nie da się nabrać. Nie ma takiego kraju!" - nie daje się zagiąć.

A i na savoir-vivre się zna, że ho-ho-ho:

"Jedzą tu takie dziwne te no jak raki czy coś i dają do nich wodę w miskach. To wypiłem całą, a Litwin-idiota tam ręce włożył. Dzikus#Davos".

Wie też, na czym polega e-bezpieczeństwo państwa:

"Rodacy, zagrożenie minęło! Tłyter, fajsbuk, wikipedia, pudelek - najważniejsze strony działały. Państwo znów zdało egzamin!" - ogłasza z ulgą w chwili, gdy hakerom znudziło się już łamanie haseł "admin" i "admin1" i dali sobie spokój.

W sytuacji zagrożenia cyberterroryzmem bardzo żwawo podejmuje właściwe i odważne decyzje personalne:

"Min. @ZbigniewHoldys odebrał właśnie nominację generalską.#stan_wyjatkowy".

Posiada też małe, ludzkie słabostki, z którymi się nie kryje, i w których mu tak uroczo:

"Wnuczka już poszła. Zamkłem się w schowku i zjem do końca te wafelki co zostawiła".

No i wiadomo, wie też, kiedy jest sens pracować, a kiedy sensu pracować nie ma i nie ma co udawać pod publiczkę:

"Dziś kancelaria nieczynna. Wikipedię zamknęli" -informował w dniu strajku "Wikipedii".

Wie też, co jest ważne, ale i to, co ważniejsze:

"Dzwonią Duńczyki. Zara, nie rozdwoję się, pranie wieszam!".

A życie jego nie jest ograniczone do pilnowania żyrandola i pałacowej celebry, nie! Czasem wymyka się na świat, między tzw. "zwykłych ludzi":

"Dzień ważnych wydarzeń: dostałem trzecią nagrodę w konkursie koła łowieckiego w Supraślu na sonet o cietrzewiu. A wystąpiłem in blanco!".

A przy okazji jest przykładnym i posłusznym mężem:

"Na zaproszenie małżonki Anny udaję się z roboczą wizytą do kuchni"  - pisze.

Żywo też uczestniczy w życiu towarzyskim e-społeczności:

"Dzwoni @BarackObama Skarży się, że @ZbigniewHoldys go zablokował".

Ze zrozumieniem odnosi się do prywatnych problemów współracowników: 


"Koziej przerażony, że Węgry bankrutują. On jeszcze od lat 80. jeździ tam na Keleti rajstopami handlować".

A to twitty z samego tylko świeżutkiego 2012 roku.

Jeden z ostatnich wpisów z 2011 brzmi tak:

"Smss od Marszałek Kopacz: lekutki wykupione? Xoxo Eva".