środa, 7 listopada 2007

Amerykański dolar dostał zawału

Tomasz Prusek, qub
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 20:37

Kurs dolara wobec euro dramatycznie spadł w nocy z wtorku na środę. Chiny zasygnalizowały chęć zamiany części gigantycznych rezerw walutowych z "zielonych" na mocniejsze waluty

Zobacz powiekszenie
Fot. BRENDAN MCDERMID REUTERS
Amerykańska waluta słabnie już od wielu miesięcy, bo pogarsza się koniunktura gospodarcza w USA z powodu skutków kryzysu na rynku kredytów hipotecznych dla gorzej sytuowanych kredytobiorców.

Już we wtorek kurs sięgnął nowego dna - za euro płacono nieco ponad 1,45 dol. Gdy w nocy naszego czasu Chińczycy ujawnili swoje plany, wstrząsnęli rynkiem walutowym i euro podrożało o kolejne prawie dwa centy.

Chińskie władze zrobiły, czego od dłuższego czasu obawiali się analitycy. Zapowiedziały, że będą kupować silne waluty, aby zróżnicować swoje sięgające 1,43 bln dol. rezerwy walutowe. Wynika z tego, że Chińczycy postanowili nie czekać dłużej, aż wartość ich rezerw dolarowych będzie topnieć z powodu różnic kursowych.

Taka zapowiedź zrobiła swoje, bo jeśli Chiny zaczną masowo wymieniać dolary na euro, to mogą załamać i tak już niski kurs amerykańskiej waluty. Chcąc uprzedzić ten ruch, inwestorzy rzucili się do skupowania euro, franków szwajcarskich i funtów brytyjskich.

Poza tym zaniepokoiły ich spekulacje, że amerykański bank centralny Fed może jeszcze raz w tym roku obciąć stopy procentowe, co dodatkowo obniżyłoby dochodowość amerykańskich obligacji. We wrześniu i w październiku stopy w USA spadły o 0,75 pkt proc., podczas gdy w Eurolandzie pozostały bez zmian, co przyciąga kapitał do Europy.

Dolary sprzedają też eksporterzy ropy tacy jak np. Rosja. Chcą oni trzymać swoje rezerwy np. w mocnym euro.

Ropa bliżej 100 dolarów, złoto bije rekord

Przecena dolara wywołała reakcję łańcuchową: w górę poszły ceny surowców i metali szlachetnych, którymi handluje się na międzynarodowych rynkach w dolarach. Najbardziej istotny z punktu widzenia światowej gospodarki jest wzrost ceny ropy naftowej.

Wczoraj spekulanci szykowali się do wywindowania jej ceny do 100 dol. za baryłkę (ok. 159 litrów). Rano w czasie sesji giełdy w Nowym Jorku za baryłkę surowca z amerykańskich złóż z dostawą w grudniu płacono już rekordową kwotę 98,62 dol.

Padł też kolejny rekord ceny ropy Brent z Morza Północnego. Za baryłkę tego surowca na giełdzie w Londynie płacono 95,19 dol.

Ale szturm na cenę 100 dol. został odwołany po ogłoszeniu cotygodniowego raportu o stanie rezerw paliwowych USA. Przez ostatnie dwa tygodnie zmniejszały się one dużo szybciej, niż przewidywali analitycy, co wywoływało skokowy wzrost cen surowca na giełdzie.

Tym razem okazało się, że przez ostatnie siedem dni amerykańskie zapasy ropy zmalały o 0,8 mln baryłek, dużo mniej niż prognozy analityków oczekujących spadku aż o 1,8 mln baryłek. Na tę wieść ceny surowca na giełdach zaczęły zniżkować.

Trwa za to szturm inwestorów na złoto, które uznawane jest powszechnie za dobrą lokatę na trudne czasy. Cena uncji tego szlachetnego kruszcu (28,3 grama) podskoczyła wczoraj do 841 dol. Oznacza to, że jest o włos od rekordu wszech czasów ustanowionego w styczniu 1980 r., kiedy to uncja kosztowała 850 dol. Tylko w tym roku cena złota wzrosła o ponad jedną czwartą.

Będzie interwencja banków?

Sytuacja na rynku walutowym zaniepokoiła polityków. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy zaapelował podczas swojej oficjalnej wizyty w USA o wzmocnienie dolara. To nie dziwi, bo rekordowo silne euro nie służy europejskim eksporterom.

Swoje trzy grosze dorzucił też wczoraj były szef Fed Alan Greenspan, który od miesięcy kasandrycznie wieści poważne osłabienie gospodarki USA. Ocenił on kryzys kredytowy w USA jako "bardzo dramatyczny", a prawdopodobieństwo recesji w Stanach na mniej niż 50 proc.

Tak silne zawirowania na rynkach walutowych i surowcowych z powodu słabej kondycji dolara mogą skłonić największe banki centralne świata - amerykański Fed, Europejski Bank Centralny i Bank Japonii - do skoordynowanej interwencji na rynku walutowym, aby ustabilizować kurs waluty USA. Analitycy spekulują, że dojdzie do tego, gdy kurs euro przekroczy psychologiczną barierę 1,5 dol.

Spadek kursu dolara to zła informacja także dla Polaków trzymających swoje oszczędności w "zielonych". Mimo gwałtownie spadającego kursu nadal na naszych kontach spoczywa ok. 5 mld dol. Wczoraj według danych z serwisu Kantory.pl za dolara płacono średnio jedynie 2,45 zł, a sprzedawano go po 2,56 zł.

Przecena dolara i gwałtownie drożejąca ropa spowodowały przecenę akcji w Europie i USA.

Trzęsienie ziemi na światowych rynkach


(Open Finance, pr/07.11.2007, godz. 22:15)
Groźba zamiany rezerw dewizowych Chin z dolarów na inne waluty wywołała wyprzedaż dolara. Amerykańska waluta jest najtańsza od 1973 roku wobec koszyka walut światowych. Na giełdach w Europie i USA indeksy zanotowały bardzo duże spadki.

Dolar jest najtańszy w historii odkąd powstał rynek walutowy. Ostatnie tygodnie to okres jego nieprzerwanego spadku wartości, który dziś przybrał na sile. Zapowiedź władz Chin, które chcą zamienić rezerwy walutowe z dolarów na inne waluty zrobiła na inwestorach piorunujące wrażenie. Warto jednak odnotować, że zamiar taki był deklarowany już wcześniej i to niejednokrotnie, a sama wypowiedź była tylko iskrą zapalną. Spadek dolara odbił się także na wzroście cen ropy naftowej do rekordowych poziomów 98,5 USD za baryłkę. U nas dość nieoczekiwanie - i bez wyraźnego związku - przełożyła się na spadek notowań małych i średnich firm.

SYTUACJA NA GPW

Akcje popularnych MiŚów czyli akcji małych i średnich spółek zamieniły się dziś w rynek niedźwiedzia, o czym świadczy ich pospieszna wyprzedaż. sWIG spadł o ponad 4 proc., a mWIG o ponad 3 proc., zaś indeksy zanotowały wartości najniższe od 22 sierpnia i są bliskie dołków z wakacyjnej wyprzedaży. Spadek "MiŚ"ów zbiegł się w czasie z zawirowaniami na świecie. Indeksy te przełamały linie wsparcia z trwającej przez ostatnie dwa miesiące konsolidacji i ten techniczny sygnał sprowokował inwestorów do sprzedaży. Można się też domyślać, że za spadkami stoją krajowe TFI, które pozyskują gotówkę obawiając się umorzeń ze strony uczestników funduszy. Ale i WIG20 spadł dziś o 1,8 proc. i przełamał wsparcie w postaci dołka z połowy października. Teraz jest najniżej od miesiąca.

Na całym rynku obroty wzrosły do 2,1 mld PLN, co potwierdza siłę sprzedających.


Trzęsienie ziemi na rynkach finansowych



GIEŁDY W EUROPIE i USA

Dzisiejsza sesja na europejskich parkietach była zdominowana przez obóz niedźwiedzi, który głównie pozbywał się akcji spółek ubezpieczeniowych, producentów samochodów i firm lotniczych. Było to oczywiście związane z taniejącym dolarem oraz rekordowo drogą ropą. Na domiar złego, nastroje na rynku pogorszyły jeszcze wieści płynące zza oceanu - General Motors pokazał w trzecim kwartale największą stratę w historii firmy.

Co więcej, negatywny wpływ na ceny akcji miał też umacniający się jen, który zbliża się do szczytu z 17 sierpnia (czarny czwartek), co oczywiście oznacza zamykanie przez inwestorów transakcji carry trade. W takich okolicznościach niespełna procentowe spadki głównych indeksów mogą być dla akcjonariuszy miłym zaskoczeniem.

Te same czynniki wywołały mocną przecenę w Stanach Zjednoczonych - na zamknięciu główne indeksy giełdowe straciły ponad 2 proc. - Nasadaq zakończył sesję spadkiem o 2,7 proc., indeks Dow Jones zniżkował o prawie 2,6 proc, SP500 stracił prawie 3 proc.

WALUTY

Rynek walutowy ocierał się dziś o panikę. Kurs euro w apogeum złych nastrojów sięgał 1,472 USD i był o prawie trzy centy wyższy niż zaledwie wczoraj rano. Można się zastanawiać czy powtórzenie znanej przecież już wcześniej groźby zamiany chińskich rezerw walutowych, nie podziałało na rynek jak katharsis - ostateczny spazm trwającego od tygodni trendu. Z punktu widzenia banku centralnego Chin sam moment zamiany dolara na inne waluty, w sytuacji gdy jest on najtańszy od ponad 40 lat, byłby przecież fatalny, a uprzedzanie rynku o planowanych posunięciach jest wręcz wyrazem skrajnej naiwności. Warto też rzucić okiem na dzisiejsze dane z USA - wzrost wydajności pracy i spadek kosztów pracy - to nie są dane za sprzedażą dolara.

Jen zyskał dziś 1,2 proc. do dolara i 0,6 proc. do euro. Do dolara jen jest najmocniejszy od dwóch miesięcy.

U nas dolar spadał już poniżej 2,46 PLN, ale na koniec dnia wrócił ponad 2,482 PLN. Koniec końców euro podrożało do 3,637 PLN, a frank do 2,188 PLN. Nie wszystko jest przesądzone w tej sytuacji i trzeba pozostać ostrożnym z dalszymi działaniami.

SUROWCE

Po otwarciu dziś rano na jednoprocentowych plusach, cena ropy lekko odreagowała w wyniku umocnienia dolara amerykańskiego. Sentyment pozostaje jednak wzrostowy, tym bardziej, że rynek oczekuje spadku zapasów tego surowca w tym tygodniu. Co więcej, presję na wzrosty wywarła ostatnia informacja o sztormie szalejącym w rejonie Morza Północnego. Późnym popołudniem londyńską baryłką brent handlowano po 93,40 USD, a nowojorską crude po 96,80 USD.

Po jednodniowym odreagowaniu miedź znów tanieje, schodząc do poziomu najniższego od prawie dwóch miesięcy. Jest to wynikiem zwiększających się zapasów, które są najwyższe od kwietnia.

Złoto lekko odreagowało ostatnie zwyżki. Uncja tego kruszcu potniała o 1 proc. do poziomu 836 USD, jednak nowe 27-letnie maksimum ustanowione dziś rano jest wyraźnym potwierdzeniem trendu wzrostowego i spodziewamy się dalszej aprecjacji złota w najbliższych tygodniach.

PO apeluje o ponowne złożenie budżetu, rząd odmawia

bci, TVN24, PAP
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 17:11

- Zwracam się do rządu o jak najszybsze przesłanie projektu budżetu do Sejmu - powiedział szef klubu parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. - Nie chcielibyśmy, żeby premier czy pan prezydent używali jednego z najważniejszych dokumentów do szantażu politycznego - dodał. Według rzecznika rządu Jana Dziedziczaka, rząd złożył już projekt i nie będzie robić tego ponownie.

Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Wawer / AG
Zbigniew Chlebowski, PO
- Nie chcemy, żeby premier Jarosław Kaczyński nanosił jakiekolwiek zmiany, ale mamy nadzieję, że wykaże odrobinę dobrej woli i pozwoli nam dotrzymać konstytucyjnych terminów - powiedział Chlebowski na konferencji prasowej. Dodał, że Platforma Obywatelska nie oczekuje jakichkolwiek zmian. Politycy PO coraz wyraźniej sugerują, że premier próbuje umożliwić prezydentowi skrócenie kadencji nowo wybranego parlamentu.

Chlebowski poinformował, że marszałek Sejmu Bronisław Komorowski już 14 listopada - jako jedną z pierwszych - chce powołać komisję finansów publicznych, aby mogła się zająć projektem budżetu. - Gdyby projekt budżetu był w Sejmie od przyszłego czwartku, to posłowie mogliby rozpocząć pracę nad ustawą budżetową - podkreślił.

Projekt budżetu został przyjęty przez rząd Jarosława Kaczyńskiego pod koniec września, czyli w terminie. Jednak z powodu zasady dyskontynuacji nowy Sejm nie może nad nim pracować. Projekt musi być formalnie skierowany do Sejmu VI kadencji. Do tej pory nie został przedstawiony nowemu parlamentowi.

Rzecznik rządu Jan Dziedziczak powiedział, że rząd Jarosława Kaczyńskiego złożył już projekt budżetu na rok 2008. - Nie widzimy żadnego powodu, by składać go ponownie - podkreślił.

PO: Do tej pory premierzy przesyłali projekty

Chlebowski podkreślił w środę na konferencji, że po 1989 roku, kiedy rozpoczynała się nowa kadencja Sejmu, ustępujący premier każdorazowo ponownie przesyłał projekt Sejmowi. Jego zdaniem to "dywersja" odchodzącej ekipy.

Od chwili przyjęcia budżetu przez rząd do podpisania ustawy przez prezydenta mogą minąć maksymalnie 4 miesiące. Oznacza to, że parlament musi zakończyć prace nad ustawą mniej więcej do 20 stycznia 2008 roku.

Nieuchwalenie budżetu w terminie daje prezydentowi prawo rozpisania nowych wyborów. Minister w Kancelarii Prezydenta Michał Kamiński zapewnił, że prezydent Lech Kaczyński nie zamierza rozwiązywać parlamentu, jeśli nie dostanie w terminie do podpisu ustawy budżetowej na 2008 r.

Prezydent mówił o możliwości skrócenia kadencji?

Rząd J.Kaczyńskiego przyjął projekt budżetu na 2008 r. z dochodami 281,8 mld zł, wydatkami ś 310,4 mld zł, przy deficycie 28,6 mld zł. Zgodnie z konstytucją, Rada Ministrów przedkłada Sejmowi projekt budżetu do 30 września. Jeżeli ustawa budżetowa nie wejdzie w życie w dniu rozpoczęcia roku budżetowego, czyli 1 stycznia, rząd prowadzi gospodarkę finansową na podstawie projektu budżetu.

Konstytucja mówi też, że jeżeli ustawa budżetowa nie będzie przekazana do podpisu prezydenta w ciągu 4 miesięcy od złożenia projektu do Sejmu, prezydent może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu.

Według Chlebowskiego, w ocenie prezydenta, 4-miesięczny termin liczy się od czasu przesłania po raz pierwszy projektu do Sejmu, czyli w tym przypadku od 27 września. - Tak naprawdę 20 stycznia parlament powinien przesłać prezydentowi budżet do podpisu - zaznaczył szef klubu PO.

Przypomniał, że przy projekcie budżetu na 2006 rok liczony w ten sposób czteromiesięczny termin został przekroczony, a Lech Kaczyński mówił o możliwości skrócenia kadencji Sejmu, do czego ostatecznie nie doszło.

Winczorek: Po co robić kłopoty następcom?

"Najlepiej byłoby, gdyby rząd Prawa i Sprawiedliwości wniósł jeszcze raz projekt ustawy budżetowej do Sejmu. Jeżeli nie ma zamiaru +podkładać nóg+, to po co robić zamieszanie i kłopoty jego

następcom" - powiedział w konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek.

Przypomniał, że dwa lata temu mieliśmy w Polsce do czynienia z podobną sytuacją. Chodziło o odchodzący rząd Marka Belki, który - zgodnie z konstytucją - jeszcze przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi w 2005 roku wniósł projekt ustawy budżetowej do Sejmu. Po wygranych przez PiS wyborach, gabinet Belki ponownie wniósł do Sejmu projekt budżetu. "Moim zdaniem trafnie sądząc, że ustawę budżetową obejmuje zasada dyskontynuacji, podobnie jak i inne projekty ustaw" - powiedział konstytucjonalista.

Zdaniem prof. Winczorka, w obecnej sytuacji mamy do wyboru trzy możliwe scenariusze. Pierwszy: rząd PiS nie złoży ponownie projektu ustawy budżetowej, co oznacza, że czteromiesięczny termin uchwalenia przez parlament budżetu biegnie od 27 września. Drugi: gabinet Jarosława Kaczyńskiego zastosuje się do zasady dyskontynuacji i złoży ponownie projekt. Trzeci: nowy rząd raz jeszcze wniesie projekt budżetu do Sejmu.

Zdaniem eksperta, kolejne kontrowersje wokół losów projektu ustawy budżetowej po zmianie ekipy rządowej i ukończeniu kadencji Sejmu pokazują, że problem ten powinien zostać uregulowany w konstytucji lub też w prawie budżetowym.

Beata Sawicka wolna. Zatrzymanie naruszało prawo

Michał Kopiński, met
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 22 minuty temu
Zobacz powiększenie
Fot. Tomasz Kaminski / AG

Była posłanka PO Beata Sawicka nie trafi do aresztu. O tym, że na proces poczeka na wolności, zdecydował w środę późnym wieczorem poznański sąd. Sad uznał, że poniedziałkowe zatrzymanie Sawickiej było bezzasadne i naruszało prawo. A to między innymi dlatego, że sama zamierzała zgłosić się do prokuratury.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuśnik / AG Zobacz powiekszenie
Fot. Tomasz Kaminski / AG
Poniedziałkowe zatrzymanie byłej posłanki Beaty Sawickiej przez CBA było niedopuszczalne - uznał sąd - odbyło się bowiem na podstawie tych samych faktów i dowodów co pierwsze. Złamany został przepis Kodeksu Postępowania Karnego. Nie można dwa razy zatrzymać kogoś za to samo - powiedział prezes Sądu Rejonowego w Poznaniu Waldemar Inerowicz. Według prezesa nie istnieje też realna obawa matactwa ze strony byłej posłanki.

Jedyne zabezpieczenia jakie zastosował sąd wobec Beaty Sawickiej to obowiązek meldowania się raz w tygodniu w komendzie policji i zakaz opuszczania kraju połączony z odebraniem paszportu. Sąd potraktował Sawicką łagodniej niż wnioskowała obrona. Bo ta oferowała jeszcze zabezpieczenie majątkowe.

Beata Sawicka została natychmiast uwolniona. Opuściła sąd bocznym wyjściem omijając dziennikarzy.

Prokuratura już zapowiedziała odwołanie od decyzji sądu. Jeśli decyzja o uwolnieniu Sawickiej pozostanie nie uchylona i uprawomocni się będzie ona mogła starać się o odszkodowanie za bezprawne zatrzymanie. Jej obrońcy nie wiedzą jednak na razie, czy będą o to występować.

O areszt wnioskowała prokuratura.

- Nasz wniosek uzasadniliśmy wysoką karą grożącą podejrzanej i obawą matactwa - wyjaśniał Andrzej Laskowski z poznańskiego oddziału Prokuratury Krajowej. Obrona nalegała, żeby sąd zastosował łagodniejszy środek zapobiegawczy - poręczenie majątkowe, dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. - Nie ma mowy o żadnej obawie matactwa, bo cały materiał w tej sprawie jest zebrany, a tożsamość świadków, czyli funkcjonariuszy CBA, jest utajniona i nie wiadomo, gdzie oni przebywają - przekonywał mec. Grzegorz Janisławski.

Beata Sawicka została zatrzymana w poniedziałek rano przez agentów CBA. Tego samego dnia poznańscy prokuratorzy postawili jej dwa zarzuty związane z ustawianiem przetargu na działkę na Helu. Za korupcję i płatną protekcję byłej posłance grozi do 10 lat więzienia.

Przeszczep serca Wałęsy nie jest jeszcze przesądzony

awe, PAP
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 19:11
Zobacz powiększenie
Lech Wałęsa
fot. Przemyslaw Kozlowski / AG

Według osób z najbliższego otoczenia Lecha Wałęsy, nie jest jeszcze przesądzone, że b. prezydent podda się przeszczepowi serca. Sam Wałęsa nie wyklucza jednak, że tak się stanie.

W środę w swoim gdańskim biurze Wałęsa tłumaczył dziennikarzom, że "ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła" i ciągle poddawany jest badaniom lekarskim. Wałęsa podkreślił, że wolałby taką operację przejść w kraju, ale medyczne dane na temat jego serca zostały już przekazane amerykańskiemu szpitalowi.- Tam w Houston (w klinice) rejestrują ludzi do przeszczepu i już szukają serca podobnego - z wypadku. U nas takich rzeczy nie ma. Tam jest mekka spraw sercowych i najlepsza aparatura (...) Przecież takiego serca z polowania się nie znajdzie, tylko z wypadku. A dopasować serce do mnie nie jest takie łatwe - powiedział Wałęsa.

"Wczoraj na podryw chciałem iść"

Zaznaczył, że jego stan zdrowia jest zmienny. - Wczoraj czułem się świetnie - na podryw chciałem iść. Dzisiaj trochę gorzej - dodał. W środę "Dziennik" napisał, że b. prezydent przygotowuje się do przeszczepu serca. - To już przesądzone, pozostają kwestie techniczne - powiedział Wałęsa gazecie.

"Dziennik" napisał, że b. prezydent na zabieg uda się do kliniki w Houston, tej, w której operowany był b. prezydent Rosji Borys Jelcyn. Koszt przeszczepu wyniesie ok. 100 tys. dolarów, których - jak sam przyznaje - nie ma. - Ale muszę zebrać, inaczej wy będziecie zbierać na mój wieniec - powiedział "Dziennikowi".

Lekarz b. prezydenta Joanna Muszkowska-Penson środowe informacje "Dziennika" o zdrowiu Wałęsy określiła natomiast jako "nieprawdziwe". - Pan prezydent się leczy, jest w trakcie badań. Decyzji co do leczenia nie ma w tej chwili żadnych. To wszystko jest przedwczesne - powiedziała. Dopytywana czy Wałęsę czeka w przyszłości przeszczep serca odpowiedziała, że "nigdzie to na razie nie jest zapisane".

"Kłopoty Wałęsy od lat"

Dyrektor biura b. prezydenta Ewelina Wolańska powiedziała natomiast, że decyzja na "tak" lub "nie" co do operacji na jego sercu zapadnie najwcześniej w styczniu lub lutym 2008 r.

Kłopoty z sercem były prezydent ma od lat. Przyczyną jest postępująca choroba wieńcowa. Do tego dochodzi stres towarzyszący polityce. Jesienią ub.r. Wałęsa przeszedł już we Włoszech zabieg poszerzenia tętnic wieńcowych. Polscy lekarze zajmujący się Wałęsą planują wszczepienie mu defibrylatora, urządzenia, które zmniejsza ryzyko wystąpienia arytmii serca.

Masakra w szkole w Finlandii: 18-latek zabił osiem osób

awe, met, AP, PAP
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 21:02
Zobacz powiększenie
Kadr z wideo zamieszczonego na You Tube. Przyszły zabójca testuje broń
Fot. YouTube AP

Tuż przed południem 18-letni uczeń fińskiego liceum urządził masakrę w swojej szkole - zastrzelił 8 osób, w tym dyrektorkę, a kilkanaście ranił. Zabójca niedługo później sam się postrzelił i został przewieziony do szpitala. Jeszcze dziś rano 18-latek umieścił na You Tube wideo "Masakra w liceum Jokela". To pierwsza tego typu tragedia w historii Finlandii.

Zobacz powiekszenie
Fot. LEHTIKUVA REUTERS
Policjanci przed centrum dowodzenia akcją
Zobacz powiekszenie
Fot. YouTube AP
Kadr z wideo zamieszczonego na You Tube prze użytkownika o nicku Sturmgeist89 - prawdopodobnie to on jest sprawcą masakry w szkole
Zobacz powiekszenie
Fot. YouTube AP
Stopklatka z filmu zapowiadającego masakrę przedstawiająca prawdopodobnego zabójcę
ZOBACZ TAKŻE
Policja potwierdza, że zabójca, który był uczniem szkoły, zastrzelił osiem osób. Później sam się postrzelił i trafił do szpitala. - Pięciu uczniów, dwie uczennice i jedna dorosła kobieta nie żyją - poinformował na konferencji prasowej szef fińskiej policji Matti Tohkanen. Potwierdził, że kobieta, która zginęła to dyrektor szkoły.

Strzelanina wybuchła około południa, do szkoły natychmiast przybyła policja. Z liceum ewakuowano blisko 500 uczniów, a z okolicy budynku mieszkańców pobliskich domów. Około godziny 16 podano, że oblężenie się skończyło.

"Wydawało się to zupełnie nierzeczywiste; uczeń, którego uczyłem, biegł w moją stronę z pistoletem w dłoni" - relacjonował miejscowy nauczyciel Kim Kiuru. Dodał, że pomógł przebywającym w klasie uczniom w ucieczce przez okna.

Obecnie według przedstawicieli policji "sytuacja jest pod kontrolą". Rzecznik lokalnych służb medycznych Eero Hirvensalo powiedział, że jedna osoba jest poważnie ranna, a kolejnych dziesięć ma lżejsze obrażenia.

Przesłanie zabójcy na YouTube

Fińskie media donoszą natomiast, że zabójca przed dokonaniem zamachu umieścił swoje przesłanie na witrynie YouTube. Jego film zatytułowany "Masakra w liceum Jokela" pokazuje zdjęcia budynku nad jeziorem i dwóch młodych mężczyzn trzymających w ręku broń. Osiemnastolatka z Finlandii, który umieścił film na stronie zidentyfikowano dzięki jego profilowi użytkownika. Publikacja została usunięta ze strony. Profil zawierał również przesłanie wzywające do "rewolucji przeciwko systemowi"

Relacja nauczyciela: Biegł w moim kierunku

Kim Kiuru - nauczyciel ze liceum opowiada o wydarzeniach, jakie miały miejsce w szkole w trakcie ataku. Relacjonuje, że dyrektor liceum tuż przez godziną 12.00 ogłosił przez szkolny radiowęzeł polecenie, aby wszyscy uczniowie pozostali w swoich klasach. - Zobaczyłem zabójcę biegnącego z czymś, co przypominało mały pistolet. Biegł w moim kierunku. Pobiegłem korytarzem na niższe piętro i zacząłem uciekać w przeciwnym kierunku - powiedział Kiuru stacji radiowej YLE. Dodał, że uciekając widział ciało kobiety leżące na korytarzu. - Potem zauważyłem w oknie moich uczniów. Krzyczeli do mnie, pytali co maja robić. Powiedziałem im, żeby skakali przez okno. Wszystkich udało się uratować - mówi.

Pierwsza masakra w historii Finlandii

Masakra w liceum była pierwszym zanotowanym przypadkiem strzelaniny w fińskich szkołach. Wcześniej miały miejsce przypadki ataków przy użyciu noża. Nigdy też nie było ofiar śmiertelnych.

Ponad 400 uczniów zostało ewakuowanych ze szkoły. Premier Finlandii Matti Vanhanen nazwał sytuację "niebywale tragiczną" i zwołał w tej sprawie nadzwyczajne posiedzenia rządu.

Władze Gruzji wprowadzają w Tbilisi stan wyjątkowy

awe, PAP
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 20:39
Zobacz powiększenie
Policja użyła gazów łzawiących do rozpędzenia zamieszek
Fot. SHAKH AIVAZOV AP

Władze Gruzji wprowadziły w środę w Tbilisi 48-godzinny stan wyjątkowy - oświadczył w gruzińskiej telewizji premier tego kraju Zurab Nogaideli.

Zobacz powiekszenie
Fot. DAVID MDZINARISHVILI REUTERS
Zamaskowany oficer policji bije przedstawiciela opozycji, prawdopodobnie Avto Jorbenadze, byłego premiera Gruzji, który brał udział w demonstracji
Zobacz powiekszenie
Fot. SHAKH AIVAZOV AP
Policjanci w maskach przeciwgazowych
Zobacz powiekszenie
Fot. SHAKH AIVAZOV AP
Antyrządowe protesty w Tibilisi
- Prezydent (Micheil Saakaszwili) ogłosił stan wyjątkowy w Tbilisi; dekret w ciągu 48 godzin zostanie przedstawiony na forum parlamentu - mówił Nogaideli. Gruzińska konstytucja wymaga zatwierdzenia dekretu przez deputowanych w ciągu dwóch dni od daty wydania.

- Doszło do próby zamachu stanu i wywoływania rozruchów - podkreślił premier, występując w państwowej stacji Rustawi-2. - Musieliśmy na to zareagować - dodał.

Od piątku w stolicy Gruzji trwają wielotysięczne protesty przeciwników obecnych władz. Demonstranci oskarżają władze o korupcję, nepotyzm, a samego prezydenta o dyktatorskie zapędy i łamanie praw człowieka. Żądają jego ustąpienia. Prezydent Saakaszwili odrzuca żądania opozycji.

Sarkozy w Kongresie: Odrodzenie sojuszu Francji z Ameryką

awe, PAP
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 21:21
Zobacz powiększenie
Wystąpienie prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego w amerykańskim Kongresie
Fot. MOLLY RILEY REUTERS

Przemówienie prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy'ego przed połączonymi izbami Kongresu w środę było kulminacyjnym punktem jego wizyty w Waszyngtonie, podkreślającej odrodzenie się sojuszu francusko-amerykańskiego.

Zobacz powiekszenie
Fot. Susan Walsh AP
Wystąpieniu przysłuchują się speaker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i przewodniczący Senatu Robert Byrd
Zobacz powiekszenie
Fot. MOLLY RILEY REUTERS
Sarkozy w wystąpieniu podkreślał odrodzenie się sojuszu francusko-amerykańskiego.
Przyjaźń między obu krajami była wystawiona na próbę w okresie prezydentury poprzednika Sarkozy'ego, Jacquesa Chiraca. Pozostawał on w złych stosunkach z prezydentem George'em W. Bushem na tle inwazji na Irak, której Francja nie poparła, i innych spornych spraw, jak ocieplenie klimatu.- Nasza przyjaźń i sojusz są silne - oświadczył Sarkozy w przemówieniu w Kongresie. Przypomniał historyczne związki łączące Francję i Amerykę, m.in. udział markiza La Fayette'a w amerykańskiej wojnie o niepodległość i rolę wojsk USA w wyzwoleniu Francji spod okupacji hitlerowskiej w czasie II wojny światowej.

- Chcę wam powiedzieć, że ilekroć żołnierz amerykański ginie gdzieś na wojnie na świecie, myślę o tym, co armia amerykańska zrobiła dla Francji. Myślę o nich i jestem smutny, tak jak jest się smutnym po stracie członka rodziny - powiedział francuski gość.

Udekorował także francuskim orderem Legii Honorowej amerykańskich weteranów II wojny światowej, m.in. senatora Daniela K. Inouye z Hawajów, który stracił rękę w kampanii włoskiej.

"Sarko the American"

Francuski prezydent zapewnił, że jego kraj pozostanie "militarnie zaangażowany" w Afganistanie "tak długo, jak będzie trzeba".- Mówię to uroczyście przed wami - dla mnie porażka nie wchodzi w grę - oświadczył, zapewniając, że - Ameryka może liczyć na Francję w walce z terroryzmem". "(...) nie boimy się tego nowego barbarzyństwa - zaznaczył. Słowa Sarkozy'ego w Kongresie kilkakrotnie przerywała burzliwa owacja. Gorące przyjęcie kontrastowało z tym, z jakim spotkał się Chirac w czasie wystąpienia na Kapitolu w 1996 r.

W proteście przeciw francuskiej próbie atomowej na Pacyfiku większość członków Kongresu zbojkotowała wtedy jego przemówienie - obecnych było tylko 100 (na 435) i trzeba było zapełnić wiele miejsc urzędnikami biur parlamentarnych, aby sala nie wyglądała na pustą.

Sarkozy, od dawna znany jako "Sarko the American", wielokrotnie wyrażał podziw dla skrajnie wolnorynkowego amerykańskiego modelu ekonomicznego i amerykańskiego stylu życia. Jako prezydent stara się wprowadzić we Francji reformy w tym duchu, zachęcające do bardziej wytężonej pracy i przedsiębiorczości.

Francja popiera twardy kurs

Sarkozy, który niedawno rozwiódł się z żoną Cecilią, przyjechał do USA sam. We wtorek prezydent Bush podejmował go uroczystą kolacją w Białym Domu z udziałem elity politycznej Waszyngtonu. Wznosząc toast, prezydent Francji powiedział, że przybył, aby "znowu zdobyć serce Ameryki".

Bush odwzajemnił uprzejmości, nazywając Biały Dom po francusku La Maison Blanche. W swoim wystąpieniu nie wspomniał opozycji Francji wobec wojny w Iraku i podkreślił, że oba kraje współpracują w dążeniu do zaprowadzenia pokoju i stabilizacji w Afganistanie. Nowy francuski minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner popiera twardy kurs w wojnie z terroryzmem i chce zwiększyć rolę Francji w stabilizacji i odbudowie Iraku.

Waszyngton i Paryż zbliżyło szczególnie zgodne stanowisko w sprawie Iranu. Oba kraje, wraz z Wielką Brytanią, forsują uchwalenie przez Radę Bezpieczeństwa ONZ ostrych sankcji wobec reżimu irańskiego, aby zmusić Teheran do rezygnacji z planów budowy broni nuklearnej.

Francja - zdaniem niektórych komentatorów - staje się ostatnio nawet bliższym sojusznikiem USA niż Niemcy pod rządami kanclerz Angeli Merkel. Niemcy opierają się bowiem planom alternatywnych sankcji wobec Iranu, które mocarstwa zachodnie miałyby uchwalić poza ONZ, w razie weta Rosji i Chin w Radzie Bezpieczeństwa.

Tureckie media: Wycofać Besiktas z Ligi Mistrzów!

Michał Pol, dw
2007-11-07, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 15:50
Zobacz powiększenie
Liverpool - Besiktas 8:0
Tablica wyników na Anfield Road mówi wszystko...
Fot. DAVE THOMPSON AP

Prezydent Besiktasu Stambuł Yildirim Demirören zapowiedział surowe kary dla swoich zawodników, którzy dopuścili do kompromitującej porażki 0:8 z Liverpoolem. Jak ujawnił dziennikowi "Hurriyet", kilku z nich może nawet stracić pracę

Być tego dnia na Anfield - czytaj blog Michała Pola

"Hańba! Sromota! Bezeceństwo!" - tak określiła turecka prasa porażkę Besiktasu na Anfield Road, najwyższą w historii Ligi Mistrzów. "Wycofać Besiktas z Champions League! Lepiej nie mieć w rozgrywkach żadnej drużyny, niż pozwolić na kompromitację Turcji na całym świecie" - zaapelował dziennik "Vatan", który na zdjęciu dorobił piłkarzom czarne opaski ślepców na oczach. Wszyscy zawodnicy Besiktasu otrzymali noty zero, a bramkarz Liverpoolu Pepe Reina znak zapytania, ponieważ ani razu nie musiał interweniować.

Komentator "Hurriyet" napisał, że podczas meczu zamknął oczy i bał się je otworzyć, bo "za każdym razem kiedy to robił, Liverpool zdobywał gola". - Takich jak ja było wielu. Nie wiem, kiedy któryś z nas znów zaryzykuje przeżycie upokorzenia i odważy się obejrzeć jakieś spotkanie z udziałem Besiktasu - dodał. Dziennik "Aksam" nazwał mecz na pierwszej stronie "Nocą wstydu" i wezwał do rezygnacji cały zarząd klubu. "Nigdy więcej nie chcemy oglądać takich widoków" - głosił podpis pod zdjęciem tureckiego bramkarza Hakana Arikana, łkającego na kolanach.

Wszystkie media oczekują "trzęsienia ziemi" w Besiktasie. Trener Ertugrul Saglam na razie nie podał się do dymisji. Na konferencji prasowej po meczu odmówił odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie. W krótkim oświadczeniu stwierdził tylko, że "to był frustrujący wieczór dla kibiców, chce ich więc bardzo przeprosić". - Ciężko nam zaakceptować to, co się stało, ale życie toczy się dalej. Zamierzamy wziąć się do ciężkiej pracy, by odbudować zaufanie kibiców - dodał.

Ale prezydent Besiktasu Yildirim Demirören, również bardzo krytykowany w mediach, nie zamierza tak łatwo odpuścić. Zapowiedział na poniedziałek posiedzenie zarządu klubu, na którym rozważona zostanie przyszłość sztabu szkoleniowego i niektórych piłkarzy. - Ta porażka to wstyd dla całego klubu i cień na jego legendzie. To jak cios w twarz. Kary będą surowe. Być może będziemy musieli pożegnać się z tymi zawodnikami, którzy nie kierują się interesem klubu, ale własnym. Rozważymy nawet wystawienie do końca rozgrywek drużyny juniorów - powiedział na łamach "Hurriyet".

"Szkoda, że juniorzy już we wtorek nie zagrali przeciwko Liverpoolowi. Przynajmniej łatwiej byłoby nam zaakceptować ten wynik. Poruszałaby nas niewinność młodych piłkarzy. Martwilibyśmy się o ich przyszłość i marzenia przytrzaśnięte rozczarowaniem. Do przegranych zawodników Besiktasu nie czujemy nic" - napisał dziennik "Milliyet".

Na Wyspach euforia z okazji najwyższego pucharowego zwycięstwa Liverpoolu od 1974 roku znalazła odzwierciedlenie tylko brukowcach. "You are just gr-eight" (jesteście wspaniali) zatytułował relację "The Sun" (gdzie słowo "wspaniali" zostało połączone z "osiem"). Poważne media zwracają uwagę, że za to rekordowe zwycięstwie "The Reds" dostali tylko trzy punkty, a to za mało, żeby dogonić w tabeli FC Porto i Olympique Marsylia. Przy skrajnie złym scenariuszu Liverpool może nie awansować do dalszej rundy nawet w przypadku wygranej z obiema tymi drużynami. - Pożytek z 8:0 jest taki, że przynajmniej rywale będą czuć przed nami respekt - skomentował trener Rafael Benitez.

"Valencia zagrała tchórzliwy futbol" - powiedział szczęśliwy Trond Henriksen po zwycięstwie 2:0 na Estadio Mestalla. Trener skromnego Rosenborga przyznał, że remis wziąłby z pocałowaniem ręki, tymczasem wielki rywal bardzo go rozczarował. - A jeszcze bliżej było 3:0 dla nas niż honorowego gola dla Valencii - dodał. Dla Ronalda Koemana dzień debiutu na ławce trenerskiej Valencii był jednym z najtrudniejszych w karierze trenerskiej. Nie chciał nawet komentować słów Henriksena, pogratulował mu tylko zwycięstwa i powiedział, że awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów jest bardzo daleko. - Obiecujemy wam jedno: będziemy się o niego bić do ostatniej chwili - obiecał kibicom kapitan drużyny David Albelda.

Osiem goli Liverpoolu

Michał Szadkowski, ACM
2007-11-06, ostatnia aktualizacja 2007-11-07 00:23

Zobacz powiększenie
Liverpool - Besiktas 8:0
Yossi Benayoun tak cieszył się z hat-tricka, że dosłownie nosił Alvaro Arbeloę na rękach
Fot. PHIL NOBLE REUTERS

Michał Żewłakow powstrzymał Raula i Ruuda Van Nistelrooya. Artur Boruc nie puścił gola, a Celtic wygrał 1:0. Rosenborg znów sensacyjnie pokonał Valencię

Zobacz powiekszenie
Fot. JOHN KOLESIDIS REUTERS
Olympiakos - Real 0:0
Michał Żewłakow (z prawej) uratował remis dla Greków. Obok Robinho i Ieroklis Stoltidis
Zobacz powiekszenie
Fot. DAVID MOIR REUTERS
Celtic - Benfica 1:0
Artur Boruc wyskakuje do piłki wraz z Cristianem Rodriguezem z Benfiki. Polak nie ustrzegł się drobnych błędów, ale w całym meczu bronił dobrze
Zobacz powiekszenie
Fot. FERNANDO BUSTAMANTE AP
Valencia - Rosenborg 0:2
To był wieczór Steffena Iversena, który wpakował ''Nietoperzom'' dwie bramki, i to na Mestalla!
Zobacz powiekszenie
Fot. DAVE THOMPSON AP
Liverpool - Besiktas 8:0
Tablica wyników na Anfield Road mówi wszystko...
SERWISY
Dwa tygodnie temu, gdy Michał Żewłakow w 75. min wchodził na boisko jego Olympiakos remisował z Realem 2:2. Wkrótce potem gole strzelili Robinho i Javier Balboa. We wtorek 31-letni Polak wyszedł w pierwszym składzie. Grał pewnie i bezbłędnie. Przez cały mecz powstrzymywał najlepszych strzelców w historii Ligi Mistrzów - Raula (58 goli) i drugiego w tej klasyfikacji Ruuda van Nistelrooya (56 goli). Już w pierwszej połowie wybił piłkę spod nóg Holendra, gdy ten miał już przed sobą tylko Antoniosa Nikopolidisa. Później Van Nistelrooy trafił w poprzeczkę, a Polak wybił piłkę głową tuż przed czyhającym na dobitkę Raulem.

W drugiej połowie Olympiakos próbował atakować, ale Galletti i LuaLua marnowali świetne sytuacje. Real grał niemrawo, nie miał stuprocentowych sytuacji, bo świetnie spisywała się grecka obrona. Mistrzowie Grecji będą walczyć o drugie, premiowane awansem miejsce z Lazio, które pokonało Werder 2:1. Za trzy tygodnie Grecy grają w Rzymie.

Jeśli Celtic gra u siebie to wygrywa

Dwa tygodnie temu w Lizbonie Artur Boruc do 87. minuty bronił strzały Oscara Cardozo. Trzy minuty przed końcem Paragwajczykowi udało się w końcu pokonać Polaka. Cardozo miał swoje szanse i we wtorek, przez cały mecz niemiłosiernie ogrywał obrońców Celticu. Już na początku zgubił Stephena McManusa i znalazł się sam na sam z Borucem. Polak wybił piłkę. Tak było w kolejnych sytuacjach. Jedynym błędem Boruca było wypuszczenie piłki, po którym dopadł do niej Rui Costa. Jego dośrodkowanie było jednak słabe.

Zwycięskiego gola dla Celticu strzelił Aiden McGeady. Benfica przegrała 19 z ostatnich 20 wyjazdowych meczów w LM. "The Bhoys" znów mają szansę na awans do 1/8 finału tylko dzięki zwycięstwom u siebie. Rok temu udało się po wygranych na Celtic Park z Kopenhagą, Benficą i MU. Teraz mistrzowie Szkocji wygrali już z Milanem i Benficą. Czeka ich jeszcze mecz z Szachtarem w Glasgow i Milanem na San Siro.

Valencia na dnie

Sześć punktów, cztery gole strzelone i zero straconych - to bilans Rosenborga w dwumeczu z Valencią! Postawa Norwegów to największa niespodzianka tego sezonu w LM. Wcześniej zremisowali na Stamford Bridge z Chelsea i obok wicemistrzów Anglii są głównym kandydatem do wyjścia z grupy.

We wtorek dwa gole dla Rosenborga strzelił były gwiazdor Tottenhamu Steffen Iversen. Zapomniany nieco zawodnik sprawił, że Valencia ma już tylko matematyczne szanse na awans. A przecież latem Hiszpanie tylko na serbskiego napastnika Nikolę Żigicia wydali 20 mln euro. Roczny budżet Rosenborga jest ledwie o pięć mln euro większy. Valencii nie pomogła ani zmiana trenera (Quique Sancheza Floresa zastąpił Ronald Koeman), ani powrót do składu Davida Villi. Był to pierwszy mecz w LM nowego szkoleniowca Norwegów Tronda Henriksena.

Norwegowie zachwycają w Lidze Mistrzów, ale w przyszłym sezonie nie zagrają nawet w Pucharze Intertoto. W zakończonym w niedzielę sezonie zajęli dopiero piąte miejsce.

Wielki powrót Liverpoolu

W końcu w Lidze Mistrzów obudził się Liverpool. Przed spotkaniem z Besiktasem piłkarze Rafy Beniteza mieli tylko jeden punkt. Dziennikarze wyliczyli, że jeśli ubiegłorocznym finalistom nie uda się awansować do fazy pucharowej klub straci 20 mln funtów. Ale przyparty do muru Liverpool zdemolował we wtorek Turków.

8:0 to najwyższy wynik w historii LM. Gole dla "The Reds" strzelali gracze, którzy w tym sezonie są zazwyczaj rezerwowymi: dwa Peter Crouch (tylko pięć razy w pierwszym składzie), dwa Ryan Babel, aż trzy sprowadzony latem z West Hamu za cztery mln funtów Yossi Benayoun (sześć razy w jedenastce) i narzekający na przemęczenie Steven Gerrard. Komentatorzy rozpływali się nad grą całego zespołu, chwaląc również Ukraińca Andrija Woronina. A jeszcze przed spotkaniem kibice modlili się, by do gry wrócił Fernando Torres. Hiszpan usiadł wczoraj na ławce i nie było potrzeby by wchodził na boisko. Teraz, by awansować Liverpool musi wygrać z Porto i więcej niż 1:0 z Marsylią.

(Nie) Grali Polacy w Lidze Mistrzów

Przemysław Kaźmierczak (Porto) - poza kadrą na mecz z Marsylią (2:1)
Jerzy Dudek (Real Madryt) - poza kadrą (kontuzja pleców) na mecz z Olympiakosem (0:0)
Michał Żewłakow (Olympiakos) - 90 minut z Realem (0:0)
Mariusz Lewandowski (Szachtar Donieck) - na ławce z Milanem (0:3)
Artur Boruc (Celtic) - 90 minut z Benficą (1:0)
Maciej Żurawski (Celtic) - na ławce z Benficą

Grupa A:

FC Porto - Olympique Marsylia 2:1
Na Estadio Dragao Porto prowadziło 1:0 po fantastycznej akcji Tarika Sektiouiego, który odebrał piłkę na połowie rywala, przedryblował kilku obrońców i oszukał bramkarza gości Steve'a Mandandę. Tuż po rozpoczęciu II połowy wyrównał jednak Mamadou Niang. Jednak gospodarze na 12 minut przed końcem spotkania wyszli znów na prowadzenie dzięki golowi Lisandro. Porto wskoczyło na fotel lidera w grupie.

Liverpool - Besiktas 8:0
"The Reds" wracają w wielkim stylu! Gospodarze rozgromili Turków, a wielki wieczór przeżył Yossi Benayoun, który zdobył pierwszego w tym sezonie Ligi Mistrzów hat-tricka! Dwie bramki w trzy minuty zdobył Ryan Babel, trochę dłużej zajęło to Peterowi Crouchowi, a jedno trafienie dołożył kapitan Steven Gerrard. Taki wynik pozwala liverpoolczykom nadal myśleć o awansie.

Grupa B:

Schalke 04 - Chelsea 0:0
Bez bramek na Arena AufSchalke. Wicemistrzowie Niemiec wzięli przykład z zeszłorocznej postawy Werderu i choć nie pokonali Chelsea, to nie pozwolili jej strzelić gola.

Valencia - Rosenborg 0:2
Najpierw porażka z Rosenborgiem na wyjeździe, potem blamaż u siebie z Realem, a teraz znów baty od Norwegów - piłkarze Valencii nie potrafią wyjść z dołka. Nowy trener "Los Ches" Ronald Koeman musi chyba wstrząsnąć drużyną, by przywrócić jej wiarę w zwycięstwo.

Grupa C:

Olympiakos - Real 0:0
Bohaterem pierwszej połowy z pewnością był Michał Żewłakow, który uratował Greków przed pewną stratą gola, wybijając piłkę zmierzającemu do pustej bramki Raulowi. Obie drużyny grały ofensywnie, ale popełniały sporo błędów zarówno w obronie, jak i w ataku. Z wyniku zadowoleni mogą być Grecy, ale i mistrzowie Hiszpanii powinni cieszyć się, że udało im się wytrzymać 90 minut walki z ambitnymi Grekami.

Lazio - Werder 2:1
Zacięty mecz na Olimpico, o czym świadczą dwie kontuzje - Lazio musiało zmienić Luciano Zauriego, a szeregi gości opuścił Frank Baumann. Od początku przeważali rzymianie, którzy wyszli na prowadzenie w 57. minucie po uderzeniu kapitana Tommaso Rocchiego, który dobił obroniony rzut karny. Kapitan Lazio "ukłuł" drugi raz 11 minut później. Dla bremeńczyków kontaktowego gola zdobył z karnego Diego, po tym, jak Cribari sfaulował w polu karnym Mertesackera i otrzymał dwie żółte kartki w ciągu minuty. To pierwsze zwycięstwo Lazio, które stawia ich na drugim miejscu ex aequo z Olympiakosem.

Grupa D:

Szachtar - AC Milan 0:3
Na Ukrainie toczył się ciężki i dość brutalny pojedynek - w pierwszej połowie sędzia pokazał już cztery żółte kartki. W pierwszej połowie żadnej z drużyn nie udało się zdobyć przewagi, ale w drugiej zaskoczył Filippo Inzaghi, który zaledwie trzy minuty po wejściu na boisko dał prowadzenie rossonerim. Drugą bramkę dodał Kaka, ale Inzaghi nie dał za wygraną i w ostatniej minucie doliczonego czasu dał Milanowi trzeciego gola.

Celtic - Benfica 1:0
Celtic z Borucem w bramce zaczął nerwowo i został zepchnięty do defensywy, ale to właśnie Szkoci wygrali mecz. Bramkę tuż przed przerwą zdobył Aiden McGeady. Polski bramkarz nie ustrzegł się drobnych błędów, ale cały mecz grał dobrze. Dzięki zwycięstwu Szkotów sytuacja w grupie D wygląda ciekawie - nawet Benfica nie musi się jeszcze pożegnać z awansem.