poniedziałek, 30 czerwca 2008

Posłowie nie zdali matury

Poseł PiS Tadeusz Cymański nie zdał matury. Nie poradził sobie z egzaminem z WOS

Z pytaniami, które sprawiły maturzystom największe trudności, DZIENNIK zwrócił się do posłów, czyli do osób najbardziej w tej tematyce kompetentnych. Wydawałoby się więc, że z łatwością zaliczą przynajmniej test podstawowy. Niestety, oni też mieli kłopot z odpowiedziami zgodnymi z kluczem. Nie użyli dokładnie tych słów, których wymagali weryfikatorzy - pisze DZIENNIK.

czytaj dalej...
REKLAMA

Niesiołowski: To trudne

Anna Gumowska: Zadanie numer 6, punkt 1. Czytam: W Polsce przy powoływaniu rządu obowiązuje tzw. procedura trzech kroków. Który to będzie krok i jakie działanie podejmuje prezydent w sytuacji, gdy kolejnym razem rząd nie uzyska poparcia Sejmu?
Stefan Niesiołowski, poseł PO: Kiedy rząd nie uzyska poparcia... To trzeci krok. Prezydent wskazuje kandydata na premiera.

Tak to trzeci krok, ale prawidłowa odpowiedź brzmi: prezydent skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory.
Hm...

Teraz trzeba uzupełnić tabelę dotyczącą systematyki źródeł prawa. Gdzie jest ogłaszany i jak się nazywa akt prawny, który prezydent uchwala, ratyfikuje, wydaje – do wyboru – za zgodą wyrażoną w ustawie?
Za zgodą wyrażoną w ustawie... To musi być albo Monitor albo Dziennik Ustaw. To będzie ratyfikacja.

Dobrze. Następne: jaki organ możemy przypisać do rozporządzenia?
Sejm...

Rozporządzenie?
Aaa! Rozporządzenie! No to rząd.

Miejsce ogłoszenia aktu prawnego sejmiku wojewódzkiego?
Uchwała rady, to nie są ustawy, bo ustawy są sejmowe. Nie wiem, jak to się nazywa, gdzie są ogłaszane, chyba biuletyn.

Wojewódzki Dziennik Urzędowy.
Dziennik. To nawet ja nie znałem. Ale uchwała to się zgadza?

Nie, musiałby pan napisać: akt prawa miejscowego.
Trudne są te pytania, zwłaszcza dla uczniów. Poseł od wielu kadencji, który się tym interesuje, nawet ma kłopoty.


Cymański: Poddaję się

Proszę wymienić pięć zasad funkcjonowania sądów w Polsce.
Tadeusz Cymański, poseł PiS: Niezależność na pewno, niezawisłość, jawność, dwuinstancyjność i zostaje piąta cnota jeszcze.... Literkę jakąś proszę ...

Na maturze nie ma podpowiedzi...
Hm... Piąte, piąte, jak sądy jeszcze działają... Sądy są terytorialne.

Nie, chodzi o zasadę kolegialności.
Trudno to przecież nazwać zasadą. Źle uczą młodzież.

Poza tym trzeba użyć precyzyjnie sformułowania. Nie wystarczy: jawność, musi być na przykład: zasada jawności postępowania. Teraz przeczytam opis organizacji z Azji i Europy, a pan poda jej pełną nazwę. Powstała w 1992 r., a w 2004 r. wystąpiły z niej Polska, Węgry, Słowacja, Czechy i Słowenia.
Wystąpiły w 2004 r., czyli przy wejściu do Unii. Trudne pytanie, nie ukrywam, że jestem trochę zaskoczony. To rzeczywiście jest już rozszerzony poziom. Będę musiał się poddać, nie będę udawał.

Śrokowoeuropejskie Stowarzyszenie Wolnego Handlu.
Poddaję się.

Spróbujmy dalej. Czytam kolejny opis organizacji: Cztery państwa, które działają na rzecz demokracji i rozwoju, powstała w Kijowie w 2006...
To jest Organizacja na Rzecz Demokracji i Rozwoju... rozwoju tylko czego... Ekonomicznego. No to trafiłem. Ale trochę mnie pani nastraszyła...


Senyszyn: Dziwne pytanie

Joanna Senyszyn, posłanka SLD: Pyta mnie pani o procedurę powoływania rządu. To są tak zwane trzy kroki. To jest tak... premier, sejm, prezydent... Czyli gdy po raz kolejny Sejm nie udzieli rządowi wotum zaufania, to sprawa wraca do prezydenta i to będzie krok trzeci.

A co jeśli i tym razem rząd nie uzyska sejmowego poparcia?
No to prezydent daje swojego kandydata.

Niedobrze, bo według klucza odpowiedzieć trzeba tak: prezydent skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory. Teraz pytam o zasady funkcjonowania sądów.
Co to znaczy zasady funkcjonowania? Sądy funkcjonują w Polsce niezależnie, ale nie wiem, o jakie zasady chodzi...

Chodzi o to, jakie są sądy w Polsce.
Niezawisłe, dwuinstancyjne... Nie wiem, jakie jeszcze, to bardzo dziwne pytanie.

Zasada niezawisłości, jednolitości, kolegialności, jawnego postępowania, instancyjności.
To, że niezawisłe i instancyjne powiedziałam. Ale z jawnym postępowaniem to nieprawda, może być sprawa z wyłączeniem jawności. Poza tym to nie są zasady funkcjonowania... Następne pytanie proszę.

Proszę podać nazwę organizacji, która powstała w 1992 r., a w 2004 r. wystąpiły z niej Polska, Węgry, Słowacja, Czechy i Słowenia.
Wystąpiły wraz z wejściem do Unii... Czyli to musiało być coś, co teraz nie miałoby znaczenia, bo jesteśmy w Unii Europejskiej. Ta organizacja ma coś wspólnego z wolnym handlem, ale nie wiem, jak się nazywa, to jakaś nieaktualna organizacja.

Środkowoeuropejskie Stowarzyszenie Wolnego Handlu
Tak jak powiedziałam...

Ale nie użyła pani całej nazwy, więc to pytanie nie zostałoby zaliczone.

Kwaśniewski: Irlandia zrobiła nam krzywdę

Rozmawiała Janina Paradowska
2008-06-30, ostatnia aktualizacja 2008-06-30 14:19

- Polska jest tym krajem, który powinien powiedzieć jasno: uważamy, że integracja europejska to wielki, udany projekt. To szansa dla nowych państw Unii Europejskiej. Ratyfikujemy ten traktat bo nowa Unia wymaga nowych regulacji i one się znajdują w traktacie reformującym - powiedział w "Poranku Radia TOK FM" Aleksander Kwaśniewski

Zobacz powiekszenie
Aleksander Kwaśniewski
Janina Paradowska: Jak tam po meczu?

Aleksander Kwaśniewski: Dobrze, cieszę się.

Janina Paradowska: Kibicował pan Hiszpanom?

Aleksander Kwaśniewski: Tak. Grali najładniej w tych mistrzostwach. Wygrali zasłużenie, nie mieli słabego dnia. Przyjemnie było patrzeć.

Janina Paradowska: A my kiedy?

Aleksander Kwaśniewski: My na pewno zorganizujemy mistrzostwa Europy i tu nie wierzę w te strachy, które wyraża Platini. Jesteśmy w stanie przygotować je organizacyjnie. Będzie gorzej z infrastrukturą - z lotniskami, z drogami, ale atmosferę stworzymy na pewno. Ukraińcy również. To mogą być dobre mistrzostwa. Będziemy w nich grali. A jeśli chodzi o poziom sportowy, myślę, że dopiero kiedy sport dzieci i młodzieży zacznie być powszechny, dobrze zorganizowany, z dobrymi instruktorami, to pojawi się generacja zdolnych piłkarzy. Czyli perspektywa jest długa.

Janina Paradowska: Czyli trzyma pan kciuki, żeby ministrowi Drzewieckiemu udało się wybudować boisko w każdej gminie?

Aleksander Kwaśniewski: To jest dobry program, mówiąc szczerze. To jest dobry początek. Ja bym się również cieszył gdybyśmy mieli w każdej szkole dobrze opłaconych nauczycieli WF-u, instruktorów, którzy by pokazali jak się w piłkę gra, jak się ją kopie, którzy mają zmysł wychowawczy - czyli zachowują się dobrze i potrafią z dziećmi rozmawiać. Polska jest ciągle krajem mało usportowionym. To, co nas różni od Hiszpanii, to stopień uprawiania sportu przez obywatela - czyli przez nas wszystkich. Gdyby pani pojechała do Hiszpanii, zobaczyłaby pani mnóstwo ludzi biegających po ulicach, jeżdżących na rowerze, później grających w tenisa, piłkę, koszykówkę. I te sukcesy hiszpańskie w wielu dyscyplinach, i to tych popularnych dyscyplinach - bo tenis, bo golf, nawet Formuła 1. Alonso przed Kubicą zdobył mistrzostwo świata - to wynika z bardzo dużego usportowienia Hiszpanów, oczywiście im pomaga też klimat. Ale to wynika też z dobrej organizacji i dobrze lokowanych nakładów finansowych. O ile w innych dziedzinach możemy się z nimi łatwiej porównywać, o tyle w sprawie sportu mamy kolosalną drogę do przejścia.

Janina Paradowska: Jaki komfort ma były prezydent, który może powiedzieć, że kibicował Hiszpanii... Jeszcze parę lat temu nie mógłby pan tego powiedzieć.

Aleksander Kwaśniewski: Musiałbym być poprawny politycznie. Musiałbym mówić, że życzyłem, żeby zwyciężył lepszy. Kibicowałem Hiszpanii. Chciałem zobaczyć na tych mistrzostwach drużynę, która gra taki świeży futbol i Hiszpanie od początku byli taką drużyną.

Janina Paradowska: W takim razie, też szczerze z takim komfortem byłego prezydenta, proszę powiedzieć, ile razy w ciągu dziesięciu lat pana prezydentury szefowie pańskiej kancelarii wyjeżdżali w ważne, służbowe wizyty bez porozumienia z rządem? Ile razy Kalisz czy pani Szymanek-Deresz jeździli załatwiać jakieś ważne sprawy, o których rząd się dowiadywał później?

Aleksander Kwaśniewski: Zdecydowanie nigdy. U mnie obowiązki były podzielone inaczej, dlatego, że sprawy zagraniczne czy strategiczne miał w rękach szef BBN-u czyli Marek Siwiec, a organizacyjne Andrzej Majkowski, który był ministrem w Kancelarii. Ale myśmy się starali, żeby te kontakty były bardzo skoordynowane przede wszystkim z ministerstwem spraw zagranicznych i z rządem bo inaczej one doprowadzają do nieporozumień. I tak oceniam wizytę Pani Fotygi. Uważam, że szef Kancelarii Prezydenta ma prawo jeździć, ma prawo się spotykać - to jest poza dyskusją. Ma prawo występować w różnych miejscach jako przedstawiciel prezydenta. Natomiast źle jest, kiedy to jest całkowicie poza konsultacjami wewnątrzpolskimi. Raz: powoduje to konfuzję u naszych partnerów, oni nie wiedzą jak traktować takiego wysłannika. Dwa: tam, gdzie jest zła wola u naszych partnerów - to można to wykorzystywać bardzo wygodnie. Można jedno załatwiać z przedstawicielami prezydenta, inne z przedstawicielami rządu, no i nic dobrego to nie przynosi.

Janina Paradowska: A co podpowiada pana doświadczenie? Bo tu zderzają się dwa punkty widzenia. Prezydent Kaczyński, wielki zwolennik tarczy (zresztą dziś czytam wielki artykuł profesora Lewickiego, który ciągle pisze mniej więcej to samo - że jak się będziemy targować to zachowujemy się jak sklepikarze) i rząd, który próbuje coś uzyskać. I jeżeli do Amerykanów docierają dwa tak sprzeczne stanowiska - bo pani minister Fotyga jednak o tarczy rozmawiała - to co z tego wynika?

Aleksander Kwaśniewski: Nam przede wszystkim trzeba precyzyjnie określić polskie stanowisko. I to musiałoby się odbyć na szczeblu najwyższym - prezydent-premier, z udziałem ministra spraw zagranicznych, ministra obrony narodowej, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Żeby ta piątka spotkała się i określiła lub przynajmniej przeanalizowała całą strategię. Uważam, że strategia z tarczą jest dyskusyjna. Ja się tej dyskusji, która toczy się w Polsce, nie dziwię. Dla mnie samego, gdybym miał dziś podejmować decyzję, kilka kwestii jest ciągle otwartych. Pierwsza, to jest pytanie do specjalistów, na ile ten system tarczy antyrakietowej jest skuteczny w walce z terroryzmem. Czy może unieszkodliwić jakąś rakietę wysłaną przez grupę terrorystyczną w nieznanym kraju czy w krajach znanych, które wspierają terroryzm? Czy rzeczywiście ten system jest potrzebny, ma sens, działa? Jedni twierdzą, że tak, inni twierdzą, że nie. Przyjmijmy, że jesteśmy z tymi, którzy twierdzą, że jest on potrzebny - wtedy pojawiają się pytania polityczne. Pierwsze pytanie polityczne o stanowisko nowej administracji amerykańskiej bo nie ulega kwestii, że w styczniu będziemy mieli nowego prezydenta. Czy będzie to McCain czy Obama, to będzie to nowa administracja. Nawet u McCaina nie będzie ludzi Busha bo wiem, że jedno z założeń jest takie, żeby w jego otoczeniu nie pojawił się nikt z ekipy Busha bo jest dziś tak niepopularna. W związku z tym, warto by mieć opinię, co sądzi grupa McCaina i co sądzi grupa Obamy o tarczy.

Janina Paradowska: Obama na razie nie interesuje się Polską.

Aleksander Kwaśniewski: Nie wpadajmy w jakąś przesadną naiwność...

Janina Paradowska: Ja nie wpadam w naiwność. Ja oceniam, że jedzie do krajów, które są ważne...

Aleksander Kwaśniewski: Jedzie do krajów większych od Polski, tak to powiedzmy. Ważne jest to, że Obama chce zmienić politykę europejską Stanów Zjednoczonych. My jesteśmy dziś ważną częścią Europy i z tego powinniśmy się cieszyć. Obama stwarza szansę na istotną poprawę stosunków amerykańsko-unijnych. A Polska jest w Unii Europejskiej. Wracam do tarczy. Pytanie o stanowisko nowej administracji, która będzie bardzo szybko przy władzy. Trzecie pytanie, to oczywiście relacje Rosja - Stany Zjednoczone. Proszę pamiętać, że Rosjanie bardzo gromko na różnych konferencjach międzynarodowych - a ja w nich uczestniczę - mówią o tarczy. O dwóch sprawach mówią bardzo złym językiem, takim niezwykle nieprzyjemnym, twardym. To jest rozszerzenie NATO o Ukrainę i Gruzję i drugie to tarcza antyrakietowa. Amerykanie prowadzą rozmowy z Rosjanami. Polska musi być precyzyjnie poinformowana o stanie tych rozmów. I musi być zapewniona, że stworzenie tego systemu antyterrorystycznego - mówię specjalnie antyterrorystycznego - w Polsce nie będzie powodowała zagrożenia ze strony Rosji wobec Polski czy Czech, czyli tych krajów, które wezmą udział w tym systemie. Musi być tutaj zrozumienie ze strony rosyjskiej i to muszą Amerykanie wymóc. My tego nie możemy zrobić bo jesteśmy w tych dyskusjach nieobecni. I trzecia rzecz, to są oczywiście kwestie negocjacyjne. Co za to? Bo uważam, że pomysł, aby z tarczą zwiększyć ilość środków, które mogłyby być wykorzystane na modernizacje bardziej tradycyjnych, czy tych nowoczesnych, ale jednak bardziej użytecznych z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa kwestii, czy też wyposażenia dla polskiej armii, ma sens. Mówiąc najkrócej, ja nie potępiam rządu, że nie wykazuje tutaj jakiegoś nadmiernego pośpiechu. Uważam, że czyni to rozsądnie. Polska powinna mieć swoją strategię, powinna mówić jednym głosem. Uważam, że najwyższy czas żeby ta piątka zebrała się i przedyskutowała kwestię i żeby nie tworzyć tutaj żadnego wrażenia niejasności z naszej strony czy wyścigu między ośrodkami władzy bo to będzie fatalne.

Janina Paradowska: Ten wyścig stał się faktem.

Aleksander Kwaśniewski: I to źle. Jeżeli tak jest, to jest bardzo źle.

Janina Paradowska: Wydaje się, że tak. Wprawdzie słyszę już, że każdy będzie chciał próbować się pochwalić jakimś sukcesem, ale może sukcesu nie będzie.

Aleksander Kwaśniewski: Myślę, że z tarczy czynić taki sukces, PR-owski, który będzie dawał punkty w opinii publicznej, to jest karkołomne. Dlatego, że dziś Polacy nie odczuwają zagrożenia.

Janina Paradowska: To chyba prezydent bo rząd jest powściągliwy.

Aleksander Kwaśniewski: Jest powściągliwy, ale nawet gdyby rząd uzyskał za tarczę odpowiednią pomoc na modernizację, to też nie odbędzie się z jakimś aplauzem społecznym, dlatego, że Polacy generalnie nie mają poczucia niebezpieczeństwa czy zagrożenia. Co może jest błędne, ale tak jest. Sprawy militarne rzadko kiedy dają jakieś wielkie punkty w rankingach.

Janina Paradowska: Z powodu spraw militarnych można nawet przegrać wybory. Wycofujemy się właśnie z Iraku. To nie o panu mówię, tylko o Blairze. Pan wprowadzał te wojska i jak by pan teraz ten bilans pięciu lat podsumował?

Aleksander Kwaśniewski: To trzeba rozdzielić na kilka kwestii. Gdy chodzi o polską misję, należy ją ocenić pozytywnie i wyrazić szacunek dla żołnierzy i oficerów bo naprawdę zrobiliśmy to dobrze, minimalizując straty, uzyskując jakieś zrozumienie, akceptację ze strony Irakijczyków. Spełniamy ten postulat, który wypowiadałem pięć lat temu, kiedy żegnaliśmy żołnierzy. Jedziemy do Iraku, żeby wyjechać stamtąd i oddać Irak Irakijczykom. Myśmy nie mieli zamiarów kolonialnych. Myśmy nie jechali tam na stałe. Myśmy nie jechali tam zdobywać zasoby ropy. Myśmy chcieli pomóc w ustabilizowaniu tego kraju i w tych regionach, w których byli Polacy, to się po części udało. Więc za to należy się naszym żołnierzom słowo podzięki. Uważam, że politycznie Polska na tym nie straciła i tu cytuję często Zbigniewa Brzezińskiego, który powiedział mi, że on, choć był krytyczny wobec misji amerykańskiej, to uważa, że Polska podjęła słuszną decyzję, bo myśmy w tym momencie historii, pamiętajmy, zaraz po jedenastym września, zaraz po tym dramacie, który wstrząsnął światem, na pytanie, czy jesteśmy gotowi wziąć udział w koalicji antyterrorystycznej, powiedzieli "tak". I to Polskę ustawiło w rzędzie tych krajów , które są poważnym sojusznikiem i poważnym krajem z możliwościami również działań militarnych z wolą polityczną.

Janina Paradowska: Ale słychać też, że był to jedyny moment, kiedy mogliśmy postawić jakieś warunki dotyczące choćby środków na modernizację polskiej armii. I nie postawiliśmy.

Aleksander Kwaśniewski: Stawialiśmy te warunki. Wiele rzeczy się działo. Proszę pamiętać, że rozmawialiśmy cały czas w kontekście F16 i tego offsetu. Ja już nie chcę dyskutować, na ile on się. Przyjdzie jeszcze taki czas, żeby to precyzyjnie ocenić. Oczywiście, że te warunki były stawiane, choć też trzeba powiedzieć, że moment podejmowania takich decyzji, jak gdzieś akcja militarna, to nie jest czas na długotrwałe negocjacje. Przecież ta decyzja musi być podejmowana w tajemnicy, ona musi mieć czynnik zaskoczenia. Trudno mówić, że my poprzemy waszą misję w Iraku i wyślemy tam wojska, ale najpierw dogadajmy się w sprawie modernizacji polskiej armii. To są dwa procesy, których się nie da zsynchronizować.

Janina Paradowska: To jest sztandarowy przykład - ile pieniędzy dostała Turcja za zgodę na przelot nad jej terytorium

Aleksander Kwaśniewski: Ale Turcja jest w innej sytuacji od samego początku, dlatego, że Turcja w strategii amerykańskiej jest finansowana od wielu, wielu lat bardzo poważnie. Nawet te kwoty dotacji, które dostali ekstra, nie były w skali dotacji dla Turcji takie wielkie. Pamiętajmy, że Turcja, Egipt i Izrael mają szczególną pozycję w strategii amerykańskiej. Myślę, że Polska nie powinna dążyć do tego żeby mieć taką pozycję, bo to oznacza jednak bycie krajem frontowym i z poważnymi kłopotami. Ale co się okazało - i to jest wniosek bardziej generalny i dedykacja dla prezydenta Stanów Zjednoczonych - otóż Irak pokazał (gdyby Polskę pytano jeszcze raz o udział w różnych akcjach, my powinniśmy to bardzo poważnie rozważać i pytać o to), że silne kraje, a szczególnie Stany Zjednoczone, są w stanie wygrać wojnę. I to stosunkowo szybko i przy nie najwyższych stratach. Natomiast Irak pokazał, że Stany Zjednoczone, a także cała społeczność międzynarodowa, nie umie wygrać pokoju.

Janina Paradowska: Irak nie jest pierwszym przykładem. Bałkany też są dobrym przykładem.

Aleksander Kwaśniewski: No nie... Bałkany są akurat przykładem pozytywnym, co byśmy nie powiedzieli. Nie porównujmy Iraku z Bałkanami bo na Bałkanach mamy sytuację stabilną. Mamy oczywiście pewne napięcia, ale wojny i konflikty się zakończyły i mamy dość czytelną perspektywę włączenia krajów bałkańskich do Unii Europejskiej. Włącznie z Serbią i Kosowem. W ogóle tego nie porównujmy. O Iraku w Unii Europejskiej czy w innej unii na razie nikt nie mówi. Chodzi o utrzymanie integralności Iraku i to byłoby wielkim sukcesem. Umiemy wygrać wojnę, nie umiemy wygrać pokoju. Świat pod prezydentem Obamą musi poważnie się zastanowić, co czynić aby umieć wygrywać pokój.

Janina Paradowska: Powinniśmy szybko do końca ratyfikować traktat z Lizbony?

Aleksander Kwaśniewski: Zdecydowanie tak, nawet nie o to chodzi, czy on z prawnego punktu widzenia jest jeszcze dzisiaj tak ważny, czy mniej. Czy jesteśmy w stanie przewidzieć, jaki będzie finał tej procedury? Tu chodzi o sygnał. Ten sygnał z Polski jest dzisiaj ważny dla całej koncepcji integracji europejskiej. Irlandia popełniła błąd, tym bardziej bolesny, że Irlandia jest tym krajem Unii Europejskiej, który skorzystał na Unii Europejskiej chyba najbardziej. Dzisiaj utrudniając proces dalszego rozwoju Unii, zrobili wszystkim nam psikusa. Mówiąc wprost, krzywdę. Polska jest tym krajem, który powinien powiedzieć jasno: uważamy, że integracja europejska to wielki, udany projekt. To szansa dla nowych państw Unii Europejskiej. Ratyfikujemy ten traktat bo nowa Unia wymaga nowych regulacji i one się znajdują w traktacie reformującym.

Janina Paradowska: I jeszcze jedno pytanie dotyczące już tym razem spraw krajowym. Jak pan ocenia to, co dzieje się na lewicy? Jakim liderem może być Grzegorz Napieralski?

Aleksander Kwaśniewski: A to się okaże. Dopiero co zaczął. Myślę, że lewica wciąż jest w niełatwej sytuacji, natomiast pora już mniej zajmować się personaliami, a bardziej konsolidowaniem tej lewicy i budowaniem zaplecza wyborczego. Nie sądzę, że dobrym początkiem - nie wiem, na ile to była strategia samego przewodniczącego Napieralskiego, a na ile to wyszło z mediów - była ta batalia antyklerykalna bo walka o neutralność światopoglądową państwa jest zrozumiała, ale antyklerykalizm nie ma sensu. Natomiast myślę, że lewica stoi dzisiaj przed bardzo ważną chwilą, kiedy musi określić się w poważnych sprawach polityki społecznej, gospodarczej, pakietu światopoglądowego, którego chce bronić, ale bez ekstremizmu, czyli neutralności państwa, pozycji kobiet, równouprawnienia różnych grup społecznych. I tu oczekuję wielu inicjatyw ustawodawczych ze strony Grzegorza Napieralskiego. Z moich rozmów wynika, że on rozumie te potrzeby i rozumie, że ten długi marsz, który rozpoczął, musi być przede wszystkim marszem programowym i marszem pozyskiwania wyborców.

Janina Paradowska: A zaprosił pana do współpracy?

Aleksander Kwaśniewski: Mnie nie trzeba zapraszać do współpracy. Ja jako polityk-senior, jako ten, który przecież nie zrywa swoich więzi z lewicą, ale nie będzie uczestniczył w żadnych formalnych gremiach, zawsze jestem gotowy do pomocy. Tak jak rozmawiałem z Wojciechem Olejniczakiem, tak rozmawiam z Napieralskim, rozmawiam z Markiem Borowskim, będę rozmawiał również z jego następcą, jeżeli będzie tylko chciał. Jestem do dyspozycji, kiedy jestem w Warszawie, kiedy jestem w Polsce. Znają adres mojej fundacji.

Janina Paradowska: A czy SLD powinien popierać PiS w sprawie ustawy medialnej?

Aleksander Kwaśniewski: Mediom publicznym należy się wielka, głęboka reforma. To, co mamy - i tu możemy wracać, kto pierwszy zawinił, kto nie pomógł, kto nie potrafił - to byłaby długa rozmowa. Reforma należy się. Jak ją przeprowadzić? To jest osobne pytanie. Wydaje mi się, że ten początek, który został zaproponowany, nie jest najszczęśliwszy bo nie jest skuteczny, póki co. Telewizja publiczna to jest ciągle mniej misja publiczna, a bardziej misja specjalna. I tak długo, jak to będzie misja specjalna, to nie będzie to misja publiczna.

Janina Paradowska: Panie prezydencie, już urlop, czy jeszcze nie?

Aleksander Kwaśniewski: Nie, jeszcze parę konferencji międzynarodowych. Jałta, Petersburg, jeszcze Hiszpania - będę miał okazję pogratulować Hiszpanom bezpośrednio - i później gdzieś po 18 lipca Mazury.

Janina Paradowska: A dostał pan zaproszenie na noblowskie obchody jubileuszu Lecha Wałęsy?

Aleksander Kwaśniewski: Nie dostałem, ale to jeszcze chyba jest czas...

Janina Paradowska: We wrześniu...

Aleksander Kwaśniewski: No to jeszcze jest czas. Przyznam szczerze, że mam nadzieję, że będę zaproszony bo wydarzenie jest ważne, a ponadpartyjne zaproszenia też pokazywałyby rangę takiego wydarzenia.

Źródło: TOK FM

Radwańska: Bo grać trzeba do końca

Notował w Londynie Jakub Ciastoń
2008-06-30, ostatnia aktualizacja 2008-06-30 21:24
Zobacz powiększenie
Fot. Anja Niedringhaus AP

- To jest Wielki Szlem, tu walczy się do końca - powiedziała uśmiechnięta Agnieszka Radwańska po meczu, w którym zapewniła sobie awans do ćwierćfinału turnieju w Wimbledonie.

Radwańska pokonała Kuzniecowa po horrorze! »

Jakub Ciastoń: Czy przy stanie 1:4 w trzecim secie wierzyłaś, że ten mecz jest jeszcze do wygrania?

Agnieszka Radwańska: - Raczej nie myślę na korcie o takich rzeczach. Choć po tak gładko przegranej drugiej partii i przy stanie 1:4 w trzeciej, faktycznie trudno być optymistką. Nie poddawałam się, dalej starałam się grać agresywnie i ryzykownie. To, czy przegram 1:6, czy 5:7 nie miało w tym momencie znaczenia, a grając ryzykowanie, można jeszcze odwrócić los meczu. Trzeba walczyć do ostatniej piłki. To jest Wielki Szlem, tu walczy się do końca. Tym razem się udało.

Co się stało w drugim secie?

- To ona była "bossem". Trafiała bardzo dobrze, a ja jednak trochę stanęłam, bo gram mecze od ponad tygodnia bez przerwy. To był mecz "na stykach", zdecydowały szczegóły, m.in. to że udało mi się przełamać ją w końcówce.

Pod koniec trzeciego seta, właśnie w momencie gdy przełamałaś serwis rywalki, Rosjanka wzięła jeszcze challange, mimo że był wyraźny aut. Po co to zrobiła?

- Obie widziałyśmy, że był aut. Wszyscy widzieli. Swieta zrobiła to chyba tak dla formalności. Maszyna czasem naprawdę się myli, więc trzeba się chwytać nawet takich możliwości.

Po raz drugi w karierze jesteś w ćwierćfinale Wielkiego Szlema. Co cenniejsze - Australian Open, czy Wimbledon?

- Wimbledon to jest historyczne miejsce, bardzo ważne dla światowego tenisa. Ale tak naprawdę trudniejsze mecze miałam w drodze do najlepszej ósemki w Australii, gdy pokonałam kolejno Kuzniecową i Pietrową. W Melbourne w pierwszych trzech rundach było w miarę łatwo, dopiero teraz zagrałam zacięte spotkanie. W sumie oba te ćwierćfinały są dla mnie tak samo ważne.

Czy czujesz się już zawodniczką ze światowej czołówki?

- Jednak cały czas powiedziałabym, że jestem z czołowej piętnastki. Dla mnie mecz z Kuzniecową, bez względu na to, co mówią fachowcy, czy bukmacherzy, to jest bardzo trudne spotkanie.

We wtorek grasz z Sereną Williams o półfinał.

- Nie trzeba jej przedstawiać. To jedna z najlepszych tenisistek świata. Uderza bardzo mocno, jest niezwykle doświadczona, wygrała już na Wimbledonie dwa razy. Żeby nawiązać z nią walkę, muszę zagrać na 101 procent możliwości. Nie wolno mi posyłać piłek na środek kortu, trzeba trafiać po rogach, a najlepiej w linie. Będzie ciężko, ale wszystko może się zdarzyć.

Wiosną grałam z Sereną w Berlinie na czerwonej mączce. To była inna nawierzchnia, ale sposób gry Williams na pewno będzie ten sam. Grała wtedy niewiarygodnie, zdołałam ugrać ledwie cztery gemy. Ale z drugiej strony, nie mam nic do stracenia, bo to ona jest faworytką i będzie pod presją, że musi wygrać. Ja nie muszę, ale spróbuję.

Twoja siostra Urszula ugrała w II rundzie osiem gemów z Sereną. To był całkiem dobry mecz.

- Nie będę się radzić siostry jak grać z Sereną, bo przecież wszyscy wiedzą jak ona gra. Oglądam ją w telewizji od dziecka.

Nie licząc przeniesionego pojedynku pierwszej rundy z Ivetą Beneszovą, grałaś po raz pierwszy na korcie centralnym. Jak wrażenia?

- Fajnie. W szatni minęłam się z Federerem, ale jakoś nie pogadaliśmy. Nie było czasu. Podobała mi się publiczność, bo jak odrobiłam stratę na 4:4 w III secie, to bardzo mocno mi klaskali.

Twój tata znany jest z tego, że mocno przeżywa mecze. W takim tłumie jego nerwy chyba jednak dało się ukryć?

- A skąd! Nawet jak na trybunach jest 15 tys. widzów, to ja przecież i tak go widzę i słyszę. Ale przy takim meczu jak dziś, trudno się nie denerwować, więc rozgrzeszam tatę za te nerwy.

Typy bukmacherów
Kto wygra Wimbledon?


Venus Williams2,25
Serena Williams2,87
Agnieszka Radwańska10,00
Jelena Dementiewa13,00
Nicole Vaidisova13,00
Nadia Pietrowa17,00
Jie Zheng17,00
Tamarine Tanasugarn26,00
Kto wygra ćwierćfinały?

S. Williams (1,25) - Radwańska (3,75)
Vaidisova (1,61) - Zheng (2,20)
V. Williams (1,11) - Tanasugarn (6,00)
Dementiewa (1,57) - Pietrowa (2,25)

Wimbledon: Radwańska pokonała Kuzniecową po horrorze! Polka w ćwierćfinale!

Jakub Ciastoń, Wimbledon
2008-06-30, ostatnia aktualizacja 2008-06-30 21:04
Zobacz powiększenie
Fot. Anja Niedringhaus AP

15 tys. ludzi na korcie centralnym biło brawo na stojąco po tym jak Agnieszka Radwańska pokonała Swietłanę Kuzniecową 6:4, 1:6, 7:5 i awansowała do ćwierćfinału Wimbledonu. We wtorek gra o półfinał z Sereną Williams około 16 czasu polskiego, znów na korcie głównym!

To kolejny wielki sukces 19-letniej polskiej tenisistki, która przebojem wdziera się do światowej czołówki. Kuzniecowa jest czwartą rakietą globu, zarobiła w karierze 9,3 mln dol, w 2004 r. wygrała wielkoszlemowy US Open. Ale w poniedziałek w starciu z Radwańską musiała się poddać, bo Polka była dla niej nie tyle za silna, co za sprytna i zbyt waleczna.

To był mecz horror i już sama sceneria mogła przyprawić o palpitację serca. Spotkanie rozgrywano bowiem na korcie centralnym, najświętszym tenisowym miejscu na ziemi. Tego dnia przed Radwańską na tym korcie występował Roger Federer, pięciokrotny zwycięzca Wimbledonu, a po Polce pojawił się Andy Murray, faworyt gospodarzy, uwielbiany na całych Wyspach. W loży honorowej zasiadło kilku członków angielskiej rodziny królewskiej i sławy tenisa sprzed lat. Atmosfera mogła zmrozić krew w żyłach.

Nadjechał rosyjski czołg i miażdżył

Horror rozgrywał się jednak przede wszystkim na korcie, bo Kuzniecowa, potężnie zbudowana Rosjanka, posyłała petardy tak moce, że z wysokości loży prasowej odnosiliśmy wrażenie, że niektóre z nich po prostu wgniatają Polkę w trawę. Pierwszy set był w miarę wyrównany. Na forhendowe rakiety Kuzniecowej Radwańska odpowiadała całkiem niezłym serwisem i precyzyjnymi zagraniami wzdłuż linii. Dwa razy zagrała tak fantastycznego woleja zza pleców, że nawet Swieta podnosiła na Radwańską z uznaniem wzrok. Serca zabiły nam mocniej, gdy Agnieszka przełamała Kuzniecową na 5:3, ale chwilę potem Kuzniecowa posłała kilka tak fantastycznych serwisów, że znów wydawało się, że z rosyjskim czołgiem - jak opisywał styl gry Kuzniecowej Wojciech Fibak - wygrać się nie da. Ale Radwańska to w naszym sporcie fenomen, który udowadnia już od dwóch lat, że nie ma rzeczy niemożliwych. Polka słynie ze stalowych nerwów, słynie też z tego, że potrafi wyprowadzić z równowagi każdą gwiazdę. Dlatego chwilę potem znów przełamała podanie Rosjanki i mogła cieszyć się z wygranego seta.

Ale w drugiej partii rosyjski czołg znów powrócił i miażdżył Radwańską straszliwie. Polka przegrała tego seta do jednego, z trudem łapiąc oddech po kanonadzie Kuzniecowej.

Gest zwycięstwa na korcie głównym Wimbledonu

Trzeci set przejdzie do historii polskiego tenisa. Radwańska przegrywała w nim już 1:4. Doping niektórych polskich kibiców słabł, mina Polki mówiła, że jest bezradna i nie może zatrzymać natarcia Rosjanki. I wtedy Radwańska zaczęła grać. I to jak! Wygrała własne podanie, potem przełamała podanie Kuzniecowej i chwilę potem znów obroniła w niesamowity sposób trzy break pointy dla Rosjanki na 5:3. W tym momencie 15 tys. widzów biło już Radwańskiej brawo i dopingowało ją przy kolejnych akcjach. Końcówka była wojną nerwów, ale lepiej wytrzymała ją Polka, która wygrała za drugim meczbolem. Po ostatniej piłce Agnieszka w swoim stylu złapała się za głowę, jakby nie mogła uwierzyć w to co się stało, a chwilę potem wyciągnęła ręce do góry w geście zwycięstwa. Widzieliśmy ten gest już wiele razy, ale na korcie centralnym Wimbledonu, dopiero po raz pierwszy.

To drugi w karierze ćwierćfinał Radwańskiej w Wielkim Szlemie. W styczniu tego roku była już w najlepszej ósemce na Australian Open, ale Wimbledon jest uznawany za najbardziej prestiżowy turniej tenisowy świata. Po raz ostatni w ćwierćfinale w Londynie grał 28 lat temu Wojciech Fibak, który już kilka dni temu przewidywał, że Radwańska może pokonać Kuzniecową, a nawet pokusić się o więcej.

Agnieszka jest już także pewna awansu do najlepszej dziesiątki na świecie, ale jej marsz ku ścisłej czołówce światowej wciąż trwa. Tegoroczny Wimbledon obfituje w niespodzianki - odpadła już cała czołowa czwórka rankingu WTA - Ana Ivanović, Maria Szarapowa, Jelena Janković i teraz numer cztery, czyli Kuzniecowa. Zdarzyło się to po raz pierwszy od 1927 roku! - To jest moment w kobiecym tenisie, gdy nie ma wyraźnej liderki. To jest moment dla ataku dla kogoś takiego jak Agnieszka, kto nie gra na siłę, ale z głową, sprytnie - mówi Fibak.

Robert Radwański, ojciec i trener Agnieszki, był po meczu tak zdenerwowany, że wykrztusił z siebie tylko jedno zdanie: - Niewiarygodne! - Przy 1:4 nawet ja przestałem wierzyć w zwycięstwo - zdradził Victor Archutowski, menedżer Radwańskiej.

- Nie wiem co się ze mną stało przy stanie 1:4, na pewno trochę odpuściłam, ale Agnieszka jest bardzo trudną rywalką. Grałam z nią już wiele razy. Popełnia bardzo mało błędów, a siłę swojej gry czerpie z siły uderzeń rywalek. Jest mistrzynią kontrataku - powiedziała na konferencji Kuzniecowa. Zapytana, jakie jej zdaniem Polka ma szanse z Sereną, uchyliła się od odpowiedzi. - Zapytajcie bukmacherów.

Najspokojniej do sprawy podeszła Agnieszka. - To jest Wielki Szlem, tu się gra do końca. Swieta grała super w drugim secie, ale przecież jest jeszcze trzeci - stwierdziła Polka. - Bardzo się cieszę, bo ćwierćfinał Wielkiego Szlema to świetny wynik. Ale nie powiedziałabym, że jest cenniejszy od Australian Open. Tam wygrałam kilka trudnych meczów, a tu na razie jeden. Serena jest bardzo trudną przeciwniczką, ale postaram się powalczyć. Wimbledon się jeszcze nie skończył - uśmiechnęła się Radwańska.

Radwańska zagra z Sereną Williams - sylwetka słynnej tenisistki, której w głowie moda

pn
2008-06-30, ostatnia aktualizacja 2008-06-30 20:17
Zobacz powiększenie
Serena Williams
Fot. JAMES BOARDMAN REUTERS

W ćwierćfinale Wimbledonu Agnieszka Radwańska zmierzy się z najbardziej ekstrawagancką tenisistką ostatnich lat - Sereną Williams.

Radwańska: Walczyłam do końca

Kolejne przeszkody Radwańskiej na drodze do finału

Wimbledon: Radwańska pokonała Kuzniecową po horrorze! Polka w ćwierćfinale!

Już we wtorek czeka nas najbardziej elektryzujący mecz w polskim tenisie od 28 lat. Prawdopodobnie znów na korcie centralnym, znów w obecności 15 tys. kibiców, Agnieszka Radwańska będzie walczyć o półfinał Wimbledonu z Sereną Williams, najbardziej utytułowaną tenisistką świata ostatnich lat, która wygrała osiem turniejów Wielkiego Szlema, w tym dwukrotnie Wimbledon.

Młodsza z sióstr Williams karierę rozpoczęła w 1995 i przez 15 lat swojej kariery triumfowała w 31 turniejach WTA. Na korcie zarobiła prawie 20 milionów dolarów. W tym sezonie wygrała aż 25 z 28 pojedynków!

W tegorocznym Wimbledonie Williams pozostawiła na placu boju Kaie Kanepi, Urszulę Radwańską, Amelie Muresmo oraz Bethanie Mattek. Natomiast w II rundzie debla siostry Williams odprawiły z kwitkiem polską parę Marta Domachowska - Agnieszka Radwańska, wygrywając 6:0, 6:4.

Pierwszy i ostatni raz Radwańska zmierzyła się z Sereną w singlu podczas turnieju Berlinie w tym roku, gdzie bez trudu wygrała młodsza z sióstr Williams 6:3,6:1. Agnieszka została rozbita na korcie w zaledwie 57 minut.

W ostatnim czasie Serena większość wolnego czasu poświęca swojej największej pasji, czyli projektowaniu mody. Swoje "osiągnięcia" często pokazuje publiczności na korcie. Jak sama twierdzi, gdy zakończy karierę, będzie mogła w pełni oddać się swojemu hobby. Wielu ekspertów tenisa uważa, że ten moment może nastąpić w niedalekiej przyszłości. Pomimo niesamowitej formy, jaką prezentują obie siostry w tym sezonie, ich czas na światowej arenie powoli dobiega końca.

Ponadto słynna tenisistka w ostatnim czasie pozowała do zdjęć nago. Sesja dla magazynu "Jane" udała się, chociaż Serena ukryła wrażliwsze miejsca swojego ciała. Jak twierdzi, nie wstydziła się pokazać wdzięków. - Raz przebierałam się w pokoju hotelowym i wszedł mój partner od gry mieszanej. Bardzo się przestraszył. Zaproponowałam mu, żebyśmy wzięli ślub - powiedziała amerykańska tenisistka.

Spotkanie z Sereną Williams zostanie rozegrane jutro na korcie centralnym około godziny 16.

Proces za stan wojenny jesienią

Bogdan Wróblewski.
2008-07-01, ostatnia aktualizacja 2008-06-30 23:47

Będzie proces autorów stanu wojennego, w tym Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka oraz Stanisława Kani - zdecydował wczoraj warszawski sąd apelacyjny

Zobacz powiekszenie
Fot. Albert Zawada / AG
Gen. Wojciech Jaruzelski
Zobacz powiekszenie
Fot. Adam Kozak / AG
Gen. Czesław Kiszczak
Sąd apelacyjny uchylił decyzję sądu okręgowego, który w maju postanowił zwrócić akta katowickiemu IPN do uzupełnienia. Nie dostrzegł "istotnych" braków w dowodach, które wymagałyby kontynuowania śledztwa.

Sędziowie zasugerowali konieczność rozpoczęcia sprawy "w rozsądnym terminie", co oznacza, że powinna szybko znaleźć się na wokandzie. I pokazali "kierunki i zakres rozpoznania" tej sprawy. To zapowiada rewolucję w procesie.

- Nie jest konieczna merytoryczna ocena zasadności wprowadzenia stanu wojennego - podkreśliła sędzia Barbara Skoczkowska przewodnicząca trójce sędziów. Proces nie powinien się więc zamienić w sąd nad historią lat 1980-81. Tego chcieliby oskarżeni i za ich głosem poszła w maju sędzia Ewa Jethon z sądu okręgowego, gdy zdecydowała o zwrocie akt do IPN.

Sędzia Jethon chciała, by IPN dotarł do archiwów CIA i NATO oraz poradzieckich, przesłuchał kilkudziesięciu świadków, w tym np. Michaiła Gorbaczowa czy Margaret Thatcher, a następnie powołał zespół biegłych historyków. Ci ostatni ocenić mieli, kiedy rozpoczęły się prace nad wprowadzeniem stanu wojennego, jakie były tego przyczyny i czy istniało zagrożenie wewnętrzne i zewnętrzne.

W maju autor aktu oskarżenia prokurator Piotr Piątek protestował: - To próba wstrzymania procesu. Gdyby uwzględnić wytyczne sądu, nie widzę możliwości zakończenia śledztwa.

Wczoraj na sali rozpraw wytykał błędy proceduralne popełnione przez sąd w maju. A w kuluarach mówił, że Gorbaczowa i Thatcher wzywać nie będzie.

Sąd apelacyjny niemal w każdym punkcie przyznał prokuratorowi rację. Sędzia Skoczkowska: - Część zaleceń sądu okręgowego jest niewykonalna.

Sędziowie odrzucili wczoraj np. koncepcję powołania zespołu biegłych. - Oznaczałoby to przeniesienie na biegłych odpowiedzialności za prawną ocenę zarzutów, do czego powołany jest tylko sąd - mówiła sędzia Skoczkowska.

Co więc mają zrobić sędziowie? Trzymać się oskarżenia, bo akt oskarżenia zakreśla ramy procesu - przypomniała sędzia Skoczkowska. Ocenić treść i prawną kwalifikację zarzutów stawianych oskarżonym.

Przypomnijmy, że katowicki IPN oskarżył osiem osób, z czego cztery o udział w związku zbrojnym, który na celu miał przygotowanie i wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. Gen. Jaruzelski ma odpowiedzieć za kierowanie tym związkiem. Oskarżeni są także - ale o przekroczenie uprawnień - członkowie Rady Państwa, która dekrety stanu wojennego uchwaliła, i ówczesny wiceminister sprawiedliwości.

Koncepcja oskarżenia o udział w związku zbrojnym - przestępstwo zarzucane zwykle gangsterom - jest kontrowersyjna. Stanisław Kania, b. I sekretarz KC PZPR, nazwał ją wcześniej "wirtualną" i podkreślał, że prokurator nie znalazł na istnienie takiego związku ani jednego dowodu.

Sędzia Skoczkowska mówiąc wczoraj o tych zarzutach, zaznaczyła, że istnieje "bogate orzecznictwo na temat tego, jakie cechy posiada grupa osób, by ją uznać za związek zbrojny".

Wcześniej publicyści prawni zwracali uwagę, że zarzucanie generałom, którzy formalnie dowodzili armią, posiadania broni, co jest cechą członków przestępczego związku zbrojnego, jest absurdem.

- Jak pan obroni ten zarzut? - zapytaliśmy prok. Piątka. - Opisałem to w akcie oskarżenia i nic nie zmieni mojej oceny - odparł. W uzasadnieniu aktu oskarżenia IPN rysuje koncepcję spisku: wąskiej grupy osób, która pod kierunkiem gen. Jaruzelskiego wykorzystała struktury państwa dla wprowadzenia stanu wojennego.

„Sprawcy do realizacji zaplanowanego celu, jakim było unieszkodliwienie członków i sympatyków NSZZ » Solidarność «, podjęli określone, ściśle zorganizowane działania. Paradoksalne jest to, iż do stworzenia bezprawnych podstaw dla pozbawienia obywateli ich praw konstytucyjnych wykorzystali istniejące i funkcjonujące struktury państwa komunistycznego. Projekty bezprawnych aktów normatywnych, a także mających charakter » wykonawczy «planów i harmonogramów działań różnych organów państwowych powstawały w ramach prac m.in. Komitetu Obrony Kraju, a także niektórych ministerstw, w szczególności MON oraz MSW. (...) Z dokonanych w toku śledztwa ustaleń wynika szczególna, bo kierownicza rola we wspomnianych » związkowych «strukturach ówczesnego Premiera, Ministra Obrony Narodowej, a następnie I sekretarza KC PZPR - gen. Wojciecha Jaruzelskiego” - pisze prok. Piątek w uzasadnieniu oskarżenia.

- Ciężar dowodu spoczywa na prokuratorze i na nim spoczywa też ryzyko nieudowodnienia winy - przypomniała wczoraj sędzia Skoczkowska.

- Oczekuję wyznaczenia pierwszej rozprawy - oświadczył pewny siebie prok. Piątek.

To zgodnie z zapowiedzią rzecznika sądu okręgowego ziścić się ma we wrześniu lub październiku. Ale wymagać będzie - podkreślił sędzia Małek - korelacji z procesami gen. Kiszczaka sądzonego za przyczynienie się do śmierci górników z pacyfikowanej w grudniu 1981 r. kopalni Wujek i gen. Jaruzelskiego sądzonego za sprawstwo kierownicze podczas masakry protestujących robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. A także uwzględniania stanu zdrowia podsądnych.

Źródło: Gazeta Wyborcza