czwartek, 7 lutego 2008

Francja bliżej ratyfikacji traktatu UE

rik, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 16:34

Zgromadzenie Narodowe - niższa izba francuskiego parlamentu - przyjęło dziś ustawę zezwalającą na ratyfikację Traktatu Reformującego Unię Europejską. Francuscy deputowani przyjęli ustawę stosunkiem głosów 336 do 52. Zgromadzenie Narodowe liczy 577 członków.

"Za" głosowali deputowani rządzącej Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP), podobnie jak ich sojusznicy z centrowego ugrupowania Nowe Centrum. Większość obecnych na sali socjalistów również głosowała na "tak", podczas gdy sama Partia Socjalistyczna wcześniej domagała się referendum w sprawie traktatu.

Dziś w nocy lub najpóźniej jutro ustawa zostanie najpewniej przyjęta przez Senat, co utoruje drogę prezydentowi Nicolasowi Sarkozy'emu do ratyfikowania Traktatu Lizbońskiego. Traktat podpisali uroczyście przywódcy państw UE w Lizbonie 13 grudnia ubiegłego roku.

Aby nowy traktat, zastępujący projekt konstytucji unijnej (odrzucony w 2005 roku w referendach przez Francuzów i Holendrów), wszedł w życie w 2009 roku, musi go ratyfikować 27 państw członkowskich UE. Do tej pory uczyniły to Węgry, Słowenia, Malta i Rumunia. Po Francji traktat ma ratyfikować Słowacja.

Jedynie w Irlandii istnieje ustawowy wymóg poddania traktatu pod referendum.W poniedziałek deputowani i senatorzy francuscy na wspólnym posiedzeniu zatwierdzili poprawkę do konstytucji, umożliwiającą ratyfikację Traktatu z Lizbony bez przeprowadzania referendum. Wielu deputowanych socjalistycznych głosowało przeciwko poprawce lub wstrzymało się od głosu.

PNA: Egipt rozbił WKS, Kamerun ograł gospodarzy

MM/ws /07.02.2008 23:24
AFP
Obrońcy tytułu, Egipt, pokonali w półfinale Pucharu Narodów Afryki Wybrzeże Kości Słoniowej 4:1 (1:0) i zagrają w finale turnieju. Wcześniej do finału awansował Kamerun, który pokonał 1:0 (0:0) reprezentację gospodarzy turnieju - Ghanę.
W pierwszej połowie pojedynek "Słoni" z "Faraonami" był bardzo wyrównany, choć obrońcom tytułu dość szybko udało się strzelić bramkę. Już w 12. minucie, po rykoszecie, który kompletnie zmylił bramkarza, gola dla Egiptu zdobył Ahmed Fathi.

W dalszej części gry Egipcjanie bardzo mądrze się bronili, choć nie ustrzegli się błędów, bowiem napastnik Chelsea Londyn, Didier Drogba, miał szanse na wyrównanie, jednak fenomenalnie i często instynktownie bronił bramkarz Egiptu Essam Al Hadari.
Tuż po rozpoczęciu drugiej połowy Al Hadari po raz kolejny zatrzymał Drogbę, tym razem broniąc oddany z kilku metrów bardzo mocny strzał głową. Kiedy wydawało się, że "Słonie" w końcu wyrównają, na 2:0 dla "Faraonów" podwyższył w 62. minucie Amr Hasan Zaki. Jednak już minutę później kontaktową bramkę zdobył dla Wybrzeża Kości Słoniowej Abdulkader Keita.

Mecz w tej części spotkania toczył się w zawrotnym tempie. W 67. minucie, po znakomitym wybiciu z bramki Al Hadariego i błędzie Kolo Toure, gola na 3:1 strzelił dla Egiptu Amr Hasan Zaki.

Wynik na 4:1 tuż przed końcem spotkania ustalił Mohamed Aboutrika.

Wcześniej do finału awansował Kamerun, który pokonał 1:0 (0:0) reprezentację gospodarzy turnieju - Ghanę.

Mecz Ghany z "Nieposkromionymi Lwami" stał na wysokim poziomie i toczył się w bardzo szybkim tempie. Akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą i nie brakowało efektownej i zaciętej gry.

Gol dla Kamerunu padł w 70. minucie po szybkiej kontrze. Wcześniej przez kilkanaście minut przeważała Ghana. Wystarczyła jednak szybka długa piłka do Samuela Eto'o i błyskawiczne odegranie napastnika Barcelony do Alaina Mosely'a Nkonga, by ten zakończył akcję Kamerunu golem.

Ghana za wszelką cenę próbowała doprowadzić do wyrównania, ale nie zdołała pokonać Carlosa Kameniego.

Już w doliczonym czasie gry czerwoną kartkę ujrzał obrońca Kamerunu Andre Bikey, który odepchnął jednego z ochroniarzy.

Drugiego finalistę wyłoni pojedynek broniącego tytuły Egiptu z Wybrzeżem Kości Słoniowej.

Wybrzeże Kości Słoniowej - Egipt 1:4 (0:1)
Bramki: Abdulkader Keita (63) - Ahmed Fathy (12), Amr Hasan Zaki - dwie (62, 67), Mohamed Aboutrika (90)
Sędzia: Eddy Maillet (Seszele)

Wybrzeże Kości Słoniowej: Boubacar Barry (39-Stephan Loboue) - Emmanuel Eboue, Kolo Toure, Abdoulaye Meite, Arthur Boka - Didier Zokora, Yaya Toure, Abdelkader Keita, Salomon Kalou (59-Bakary Kone) - Aruna Dindane (78-Arouna Kone), Didier Drogba.
Egipt: Essam Al Hadari - Shady Mohamed, Hani Said, Wael Gomaa, Sayed Moawad - Hosni Abd Rabou, Ahmed Hassan, Ahmed Fathi, Mohamed Aboutrika - Emad Moteab (68-Mohamed Zidan), Amr Zaki (86-Ibrahim Said).

Ghana - Kamerun - 0:1 (0:0)
Bramka - Alain Nkong (71).
Czerwona kartka: Andre Bikey (Kamerun, 90)
Sędzia: Abderrahim El Arjoun (Maroko)

Ghana: Richard Kingson; Hans Sarpei, John Paintsil, Michael Essien, Eric Addo; Anthony Annan, Andre Ayew (87-Ahmed Barusso), Sulley Muntari, Quincy Owusu Abeyie (62-Baffour Gyan); Haminu Dramani, Junior Agogo.
Kamerun: Idriss Carlos Kameni; Geremi, Andre Bikey, Rigobert Song, Timothee Atouba; Achille Emana (77-Augustin Binya), Alexandre Song, Stephane Mbia; Joseph-Desire Job (63-Alain Nkong), Mohamadou Idrissou (46-Joel Epalle), Samuel Eto'o.

PNA: "Nieposkromione Lwy" w finale

ws /19:44
AFP
Kamerun awansował do finału Pucharu Narodów Afryki pokonując 1:0 (0:0) reprezentację gospodarzy turnieju Ghany. Kamerun nigdy w historii nie przegrał w półfinale PNA.
Mecz Ghany z "Nieposkromionymi Lwami" stał na wysokim poziomie i toczył się w bardzo szybkim tempie. Akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą i nie brakowało efektownej i zaciętej gry.

Gol dla Kamerunu padł w 70. minucie po szybkiej kontrze. Wcześniej przez kilkanaście minut przeważała Ghana. Wystarczyła jednak szybka długa piłka do Samuela Eto'o i błyskawiczne odegranie napastnika Barcelony do Alaina Mosely'a Nkonga, by ten zakończył akcję Kamerunu golem.
Ghana za wszelką cenę próbowała doprowadzić do wyrównania, ale nie zdołała pokonać Carlosa Kameniego.

Już w doliczonym czasie gry czerwoną kartkę ujrzał obrońca Kamerunu Andre Bikey, który odepchnął jednego z ochroniarzy.

Drugiego finalistę wyłoni pojedynek broniącego tytuły Egiptu z Wybrzeżem Kości Słoniowej.

Ghana - Kamerun - 0:1 (0:0)
Bramka - Alain Nkong (71).
Czerwona kartka: Andre Bikey (Kamerun, 90)
Sędziował: Abderrahim El Arjoun (Maroko)

Ghana: Richard Kingson; Hans Sarpei, John Paintsil, Michael Essien, Eric Addo; Anthony Annan, Andre Ayew (87-Ahmed Barusso), Sulley Muntari, Quincy Owusu Abeyie (62-Baffour Gyan); Haminu Dramani, Junior Agogo.
Kamerun: Idriss Carlos Kameni; Geremi, Andre Bikey, Rigobert Song, Timothee Atouba; Achille Emana (77-Augustin Binya), Alexandre Song, Stephane Mbia; Joseph-Desire Job (63-Alain Nkong), Mohamadou Idrissou (46-Joel Epalle), Samuel Eto'o.

531 minut Lehmanna z czystym kontem w kadrze

PAP, pk
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 11:33
Zobacz powiększenie
Fot. SANG TAN AP

38-letni bramkarz piłkarskiej reprezentacji Niemiec Jens Lehmann jest niepokonany od 531 minut. W środę nie puścił gola w towarzyskim meczu z Austrią (3:0) w Wiedniu.

ZOBACZ TAKŻE
Ostatnim zawodnikiem, który pokonał Lehmanna był Frank Lampard - w 9. min spotkania z Anglią (2:1 dla Niemiec), które odbyło się 22 sierpnia 2007 roku na Wembley w Londynie.

Niemiecki bramkarz jest niepokonany od 531 minut. W środę poprawił własny rekord o... 120 sekund. Poprzednia tak udana seria Lehmanna (w Arsenalu Londyn rywalizuje z nim Łukasz Fabiański) w kadrze trwała od sierpnia 2002 do lutego 2005 roku.

Niemcy i Austriacy oraz Chorwaci będą rywalami Polaków w rozgrywkach grupowych czerwcowych mistrzostw Europy.

Najdłuższe serie bramkarzy niemieckiej reprezentacji bez straty gola:

1. Jens Lehmannod sierpnia 2007 531
2. Jens Lehmannsierpień 2002 - luty 2005 529
3. Hans Jakobstyczeń - sierpień 1937 481
4. Hans Tilkowskiluty - lipiec 1966 429
5. Oliver Kahnczerwiec 2002 426
6. Sepp Maiermaj 1966 - maj 1967 423
7. Andreas Koepkeczerwiec 1996 404

Na giełdach strach, a akcje Veno 800 proc. w górę

tm, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 18:01

Na NewConnect - ryzykownym rynku nowych spółek - zadebiutowała w czwartek spółka Veno. Na otwarciu za akcje płacono 0,5 zł, kurs odniesienia wynosił 20 gr za akcję. W ciągu dnia za walory firmy płacono nawet 1,75 zł (wzrost o prawie 800 proc.), jednak sesja zakończyła się "tylko" 630 proc. zwyżką. Tymczasem na światowych giełdach kolejny dzień wyprzedaży akcji.

SERWISY
Debiut Veno jest 8. debiutem na NewConnect w br., a emitent jest 32 spółką notowaną na rynku alternatywnym warszawskiej giełdy.

Veno zajmuje się inwestowaniem w polskie i zagraniczne spółki prowadzące sprzedaż przez Internet artykułów do tuningu samochodów oraz motocykli.

W przyszłości spółka chce przeprowadzić integrację i restrukturyzację tych spółek oraz, ewentualnie, doprowadzić do ich debiutu na rynku publicznym.

Do obrotu wprowadzane jest 3,333 mln akcji serii C i 3,5 mln akcji serii D.

Spółka Veno przeprowadziła subskrypcję prywatną. Akcje serii C kupił jeden inwestor - Blumerang sp. z oo. Akcje serii D kupiło 8 inwestorów. Łączna wartość pozyskanych środków to ponad 1,133 mln zł.

Jeszcze w tym roku spółka zamierza wejść na rynek regulowany z nową emisją podwyższeniową.

Veno w górę, a giełda ostro w dół

Potężna zwyżka na akcjach Veno jest tym bardziej widoczna, że walory większych firm warszawskiego rynku i główne giełdy europejskie mocno straciły dziś na wartości.

Na zamknięciu WIG20 i WIG straciły odpowiednio 1,6 proc. i 1,4 proc., a mWIG40 1,55 proc.

Zdaniem analityków bezpośrednią przyczyną pozbywania się akcji przez giełdowych graczy są obawy o stan gospodarki amerykańskiej po publikacji serii bardzo słabych danych.

Dodatkowo obawy te "podgrzała" jeszcze wczoraj wypowiedź prezesa oddziału banku centralnego USA (Fed) w Filadelfii, Charlesa Plossera, który dał do zrozumienia, że wzrastająca inflacja może uniemożliwić dalsze cięcia stóp procentowych.

USA: prom kosmiczny Atlantis wystartował

cheko, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 35 minut temu
Zobacz powiększenie
Start promu Atlantis
Fot. Marta Lavandier AP

Prom kosmiczny Atlantis wystartował w czwartek z Kennedy Space Center na Florydzie z siedmioosobową załogą na pokładzie.

Zobacz powiekszenie
Fot. John Raoux AP
Start promu odwoływano dwukrotnie
Atlantis z siedmioosobową załogą - pięcioma Amerykanami, Niemcem i Francuzem - dostarczy na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) laboratorium naukowe Columbus przygotowane przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA) kosztem około 2 miliardów USD.

Start promu odwoływano dwukrotnie z powodu awarii dwóch z czterech wskaźników zatankowania zewnętrznego zbiornika na ciekły wodór.

By dokończyć rozbudowę stacji, NASA powinna przeprowadzić jeszcze dziesięć wypraw promów kosmicznych, zanim w 2010 roku zostaną one ostatecznie wycofane z eksploatacji.

Sejm wybrał skład komisji śledczej ds. nacisków, PiS zbojkotował głosowanie

cheko, ulast, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 52 minuty temu
Zobacz powiększenie
Jan Widacki
Fot. Sławomir Kamiński / AG

Sejm wybrał członków sejmowej komisji śledczej ds. nacisków na służby specjalne. Zasiądą w niej Jan Widacki (LiD), Stanisław Chmielewski, Andrzej Czuma, Sebastian Karpiniuk (wszyscy PO), Jacek Kurski i Arkadiusz Mularczyk (PiS) oraz Mieczysław Łuczak z PSL. PiS sprzeciwiał się kandydaturze Widackiego i zbojkotował głosowanie. W piątek o godzinie 15.00 rozpocznie się pierwsze posiedzenie komisji.

Głosowanie poprzedziła burzliwa debata, bowiem PiS sprzeciwiało się kandydaturze Jana Widackiego i wnioskowało o to, by Sejm głosował nad tym kandydatem oddzielnie. W tej sprawie zebrał się też w trakcie półgodzinnej przerwy Konwent Seniorów. Jednak ostatecznie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski nie przychylił się do wniosku PiS. W tej sytuacji tuż przed głosowaniem na mównicę wszedł Krzysztof Tchórzewski (PiS) i poinformował, że jego klub nie weźmie udziału w głosowaniu.

Sejm wybrał skład komisji 275 głosami "za", 6 - "przeciw" i jednym wstrzymującym się. W głosowaniu brało udział 282 posłów.

PiS nie chciał Widackiego

Wniosek PiS o oddzielne głosowanie nad kandydaturą Widackiego był związany z ujawnioną w czwartek po południu przez "Gazetę Polską" treścią aktu oskarżenia wobec kandydata LiD do komisji - Jana Widackiego. Chodzi o sprawę, w której poseł LiD - znany adwokat - oskarżony jest m.in. o nakłanianie świadka do składania fałszywych zeznań.

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski (PO) odpowiedział Sadurskiej, że zasada głosowania łącznie nad wszystkim kandydaturami "służy zawsze ochronie interesów mniejszości a nie większości". Dodał też, że jego zdaniem wniosek Sadurskiej jest niezgodny z Regulaminem Sejmu i dlatego nie podda go pod głosowanie.

Kamiński o kandydaturze Widackiego: To skandal

Rzecznik klubu PiS Mariusz Kamiński powiedział, że wniosek PiS jest związany z ujawnioną w czwartek po południu przez "Gazetę Polską" treścią aktu oskarżenia wobec kandydata LiD do komisji - Jana Widackiego.

- Zapoznaliśmy się z aktem oskarżenia. To skandal, aby taka osoba miała zasiadać w komisji sejmowej - powiedział Kamiński.

Na swoich stronach internetowych "GP" opublikowała skany niektórych stron aktu oskarżenia wobec Widackiego z szóstego czerwca 2007 roku, wydanego przez wydział zajmujący się przestępczością zorganizowaną Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku.

"Widacki nakłaniał do składania fałszywych zeznań"

"Gazeta Polska" pisze, że Widacki "jako adwokat Mirosława D. ps. >>Malizna<<, powołując się na wpływy w gangu pruszkowskim oraz w strukturach władzy, nakłaniał świadków do składania fałszywych zeznań oraz wynosił z więzienia grypsy przestępcy".

Jak pisze "GP", powołując się na akt oskarżenia, działania Widackiego "miały na celu uniewinnienie podejrzanych o zabójstwa".

Poza tym Widacki - pisze gazeta - miał zastraszać Marka Dochnala chcąc, by biznesmen podczas swoich zeznań nie ujawniał informacji obciążających i kompromitujących Jana Kulczyka (Widacki był jego przedstawicielem prawnym).

LiD odpiera zarzuty względem Widackiego

Śledztwo, w ramach którego postawiono zarzuty Widackiemu, Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku prowadziła od jesieni 2005 roku, na zlecenie Prokuratury Krajowej.

Politycy LiD odpierają zarzuty kierowane pod adresem Widackiego. Wcześniej w czwartek szef klubu LiD Wojciech Olejniczak poinformował, że jego klub zawiadomił ministra sprawiedliwości o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy publicznych, którzy mieli podżegać do składania fałszywych zeznań przeciwko Widackiemu.

Wynosili tajne kwity

Agnieszka Kublik
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 10:56

Najtajniejsze materiały kontrwywiadu wojskowego nielegalnie kopiowano iwynoszono tuż przed wyborami, kiedy PiS nie było pewne, czy utrzyma władzę. Nowy szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego powiadomił prokuraturę.

Zobacz powiekszenie
fot. Adam Kozak / AG
Antoni Macierewicz, były szef SKW
SERWISY


Zawiadomienie złożył 29 stycznia szef SKW gen. Grzegorz Reszka. Prokuratura potwierdza, że je otrzymała.

Zawiadomienie, wraz z kilkuset stronami zeznań świadków - funkcjonariuszy - dotyczy popełnienia przestępstwa przez trzy osoby: byłą szefową biura ewidencji i archiwum (bezpośrednia podwładna b. szefa SKW Antoniego Macierewicza) oraz przez jej zastępcę i naczelnika biura.

Kontrola w SKW ujawniła, że dopuścili się oni nielegalnego kopiowania ściśle tajnych dokumentów ewidencji operacyjnej, czyli spisu spraw operacyjnych, ich kryptonimów oraz listy osób, które ze służbami współpracują. SKW ma swoich ludzi np. w sektorze energetycznym i zbrojeniowym, w cywilnych instytutach naukowych, które pracują dla wojska. SKW korzysta też z informacji od cudzoziemców w rejonach stacjonowania naszego wojska, by zapewnić mu bezpieczeństwo.

Bez uprawnień kopiowali, sprawdzali i wynosili

- Potwierdzam. Szef SKW poinformował mnie o tym zawiadomieniu - mówi "Gazecie" Janusz Zemke, szef sejmowej komisji ds. służb specjalnych. - Ma ono klauzulę "poufne" i dotyczy spraw fundamentalnych dla każdych służb.

Na dziś Zemke wezwał na posiedzenie komisji szefa SKW i szefa komisji weryfikacyjnej WSI Jana Olszewskiego.

Bezprawne kopiowanie tajemnic SKW rozpoczęło się we wrześniu - czyli tuż przed wyborami - i trwało po zwycięstwie Platformy do listopada 2007 r.

Antoni Macierewicz kierował wtedy SKW, a do 10 listopada - także komisją weryfikacyjną rozwiązanych WSI. Potem na szefa komisji prezydent Lech Kaczyński powołał swego doradcę Jana Olszewskiego.

Kontrolerzy SKW ustalili, że:

- między wrześniem a październikiem ktoś bez uprawnień i nieformalnie sprawdzał w tajnej kancelarii materiały operacyjne dotyczące konkretnych osób;

- między październikiem a listopadem ewidencję operacyjną skopiowano na twarde dyski, ale niezarejestrowane;

- do grudnia wynoszono poza tajną kancelarię teczki operacyjne.

"To skandal i szalenie groźna sytuacja"

- Jeśli te informacje się potwierdzą, to nie znajduję odpowiedniego słowa, skandal to za mało - mówi "Gazecie" b. szef WSI gen. Marek Dukaczewski. - To szalenie groźna sytuacja. Oznacza utratę kontroli przez służby nad najważniejszą częścią jej danych, ale też bezpowrotną utratę zaufania do służb osób, które miały gwarancje, że ich dane będą wieczyście chronione. Nie wiadomo, kto i po co te dane wykradł. By je sprzedać np. innym służbom?

Dukaczewski przewiduje poważne konsekwencje międzynarodowe: - Polska musi powiadomić NATO o tym "wypadku nadzwyczajnym", bo jako członek NATO podlegamy kontroli w sprawie przechowywania tajnych dokumentów.

Aleksander Szczygło, b. szef MON w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, ucina: - Za moich czasów służby działały zgodnie z prawem. Nie będę komentować prasowych doniesień.

O tym, że w SKW i w komisji weryfikacyjnej WSI kopiowano twarde dyski, obecny szef MON Bogdan Klich usłyszał od funkcjonariuszy 16 listopada, kilka godzin po swej nominacji.

Zażądał wyjaśnień od ówczesnego p.o. szefa SKW płk. Andrzeja Kowalskiego (prawa ręka Macierewicza). Kowalski odpisał ministrowi tylko, że twarde dyski "nie były kopiowane między 13 a 17 listopada". Macierewicz twierdził, że w ogóle nie mogło do tego dojść, bo komputery są zabezpieczone przed nieuprawnionym kopiowaniem.

Właśnie między 13 a 17 listopada, czyli tuż przed zaprzysiężeniem nowego rządu, Olszewski kazał przenieść komisję weryfikacyjną z siedziby SKW do prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Tłumaczył, że w SKW "nie mógłby ponosić pełnej odpowiedzialności za prace komisji".

Niezależnie od tego, gdzie komisja urzęduje, nadal podlega szefowi SKW. Mimo to Olszewski odmówił gen. Reszce wpuszczenia kontroli do siedziby komisji. Szef SKW chciał sprawdzić, jak dokumenty się przechowuje i czy nie były kopiowane. Reszka zawiadomił Prokuraturę Okręgową w Warszawie, że Olszewski "nadużywa swojej funkcji".

Na wszystkie nasze szczegółowe pytania o kopiowanie i wynoszenie danych operacyjnych SKW Antoni Macierewicz odpowiadał jednym zdaniem: - Służby, które stworzyłem, są teraz systematycznie i planowo niszczone.

"Utraciliśmy kontrolę nad SKW, Polska może ponieść straty ludzkie"

Janusz Zemke
TVN24

- Mamy do czynienia z częściową utratą kontroli na Służbą Kontrwywiadu Wojskowego. Optymalnym wyjściem byłoby ograniczenia działań kontrwywiadu wojskowego. W innym przypadku Polska może ponieść straty, także ludzkie - powiedział dziennikarzom podczas konferencji Janusz Zemke (LiD), członek komisji ds. słuzb specjalnych.
- Jesteśmy zaniepokojeni sytuacją w służbach specjalnych. Sytuacja jest bardzo poważna, musimy minimalizować możliwe straty - ocenił Zemke.

Jego zdaniem, komisja ds. służb musi ustalić gdzie znajdują się "dokumenty fundamentalne dla działalności służb". Zemke powiedział, że po 15 miesiącach istnienia komisji weryfikacyjnej wobec 400 osób procedura jeszcze się nie zaczęła. - Po rozwiązaniu WSI prawie 2200 żołnierzy i pracowników WSI zadeklarowało chęć poddania się weryfikacji. Praca trwa już 15 miesięcy. Stan jest taki, że zakończono procedurę weryfikacyjną wobec 800 osób, procedura częściowa jest zaawansowana wobec 900 osób - podał.

Zemke podał, że w ub. tygodniu szef SKW sprawie wycieku informacji wystąpił z doniesieniem do Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

"Nie było żadnego kopiowania materiałów"

Według Antoniego Macierewicza (PiS), byłego szefa SKW, za jego czasów w Służbie nie doszło do żadnej sytuacji nielegalnego kopiowania, wynoszenia jakichkolwiek tajnych danych. Zatem każde zawiadomienie o takim przestępstwie jest nieprawdą - powiedział dziennikarzom Macierewicz.

W jego ocenie medialne działania powodowane przez obecne kierownictwo SKW i zamieszanie, wywoływane przez komisje, służy przykryciu działań obecnego szefa SKW płk. Grzegorza Reszki i nieprawidłowości, których on się dopuszcza.

Macierewicz zauważył, że gdyby zarzuty miały dotyczyć okresu kierowania przez niego SKW, komisja poprosiłaby go o złożenie wyjaśnień, a wysłuchiwała tylko płk. Reszki. Zaznaczył, że sam jest w stanie przedstawić komisji świadków i dowody na nielegalne działania obecnego kierownictwa SKW.

- Wydaje się, że podejmowanie działań, gdy nie panuje się nad różnymi sprawami ewidencyjnymi, mogłoby prowadzić do strat, także ludzkich - zaznaczył. - Pierwsza zasada, którą rekomendowalibyśmy, to maksymalne ograniczenie działań, podjęcie trudu ustalenia, gdzie są poszczególne dokumenty fundamentalne dla działalności służb specjalnych - podkreślił.

Szef SKW, który udzielał informacji posłom, nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Również sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, sekretarz kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki nic nie powiedział po wyjściu z posiedzenia.

Zobacz ostatnie wystąpienia Antoniego Macierewicza w Onet.tv

"Rząd nie panuje nad służbami"

W ocenie Zbigniewa Wassermanna (PiS), b. ministra-koordynatora służb specjalnych prokuratura powinna wyjaśnić, czy jest jakiekolwiek zagrożenie związane z wyciekiem dokumentów. - Rozumiem, że rząd nie panuje nad służbami i nie ma koncepcji zarządzania nimi. Myślałem, że komisja sejmowa, gdzie jest paru ludzi mających doświadczenie, potrafi zapanować nad sytuacją - powiedział dziennikarzom Wassermann.

W jego ocenie prokuratura musi ocenić, czy wiarygodna jest obawa o wyciek informacji oraz co stało się z tymi dokumentami. - Czy informacje z kancelarii tajnej wynoszono do gabinetu szefa, do sekretariatu - tego się nie precyzuje. Na razie mamy do czynienia z grą służb, nad którymi nikt nie panuje - nierówność szans, kiedy pokazuje się, co się chce - mówił Wassermann.

Według Wassermanna sygnał z komisji, że SKW powinna ograniczyć działania, jest kapitalny z punktu widzenia innych wywiadów, które godzą w interes Polski. - To sygnał, że te służby nie będą teraz w pełni wykonywały swoich zadań - powiedział.

W ocenie Wassermanna "trzeba podejmować decyzje, które nie ograniczają działalności służb, a eliminują zagrożenie". W jego ocenie sprawa powinna trafić pod obrady Rady Gabinetowej.

Również w ocenie b. ministra obrony narodowej Aleksandra Szczygło (PiS) to prokuratura powinna wyjaśnić czy doszło do złamania prawa. "Specjalista, jakim podobno jest pan pułkownik Reszka, nie powinien nic na ten temat mówić, do zakończenia działań przez prokuraturę, bo to osłabia nasze służby" - dodał Szczygło.

Przewodniczący komisji weryfikacyjnej WSI Jan Olszewski, który spotkał się z posłami, powiedział jedynie, że trudno być zadowolonym z efektów weryfikacji, "jeżeli ma się jeszcze dużo do zrobienia w tej sprawie".

"Komisja weryfikacyjna de facto nie działa"

Zemke poinformował po spotkaniu z Olszewskim, że od kilku tygodni komisja weryfikacyjna praktycznie nie prowadzi żadnych działań. - Jest istotny spór pomiędzy komisją weryfikacyjną a SKW, dotyczący tego kto odpowiada za działalność kancelarii tajnej, istotnej dla działania komisji weryfikacyjnej - powiedział.

Zaznaczył, że z wypowiedzi zarówno Olszewskiego, jak i Reszki wynika, że w najbliższym czasie może dojść do porozumienia w tej sprawie i prace komisji będą kontynuowane. Przypomniał, że datą zakończenia prac komisji weryfikacyjnej ma być 30 czerwca 2008 r.

Komisja pracuje bez posła PiS. Zasiada w niej dwóch posłów PO - Konstanty Miodowicz, Marek Biernacki; Stanisław Rakoczy z PSL i jej przewodniczący Zemke.

Warszawska prokuratura okręgowa prowadzi postępowanie sprawdzające ws. doniesienia płk. Reszki o podejrzeniu przestępstwa, polegającego na uniemożliwieniu SKW kontroli w komisji weryfikacyjnej WSI. Kontrola ta miała dotyczyć przestrzegania przepisów o ochronie informacji niejawnych. 22 stycznia szef SKW złożył zawiadomienie w tej sprawie.

Według "Gazety Wyborczej" szef SKW powiadomił prokuraturę także o nielegalnym kopiowaniu i wynoszeniu materiałów kontrwywiadu wojskowego. Zawiadomienie, według gazety, dotyczy popełnienia przestępstwa przez trzy osoby: byłą szefową biura ewidencji i archiwum (bezpośrednia podwładna b. szefa SKW Antoniego Macierewicza) oraz przez jej zastępcę i naczelnika biura.

"To decyzja idąca w dobrym kierunku"

Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapowiada, że ewentualne decyzje ws. ograniczenia działań Służby Kontrwywiadu Wojskowego podejmie po zapoznaniu się z uzasadnieniem rekomendacji sejmowej speckomisji w tej sprawie.

Szef MON przebywa na nieformalnym spotkaniu ministrów obrony państw NATO w Wilnie, o całej sprawie dowiedział się telefonicznie. Jak powiedział, "jest to decyzja idąca we właściwym kierunku".

- Muszę poznać uzasadnienie do tego wniosku - podkreślił. - Mam nadzieję, że komisja na tajnym posiedzeniu zapoznała się z materiałami, które ja znam, a o których treści nie mogę poinformować opinii publicznej - dodał.

Speckomisja: Ograniczyć prace SKW dla zminimalizowania strat

mar, cheko, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 17:14

Sejmowa komisja ds. służb specjalnych rekomenduje ograniczenie działań Służby Kontrwywiadu Wojskowego w związku z wyciekiem tajnych dokumentów z SKW. Ma to zminimalizować straty SKW - podał przewodniczący komisji Janusz Zemke (LiD). Jak dodał, to, że się nie panuje nad dokumentami, może doprowadzić do strat, nawet strat ludzkich.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Jan Olszewski
Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Olkuonik / AG
Janusz Zemke
Minister obrony narodowej Bogdan Klich zapowiedział, że ewentualne decyzje ws. ograniczenia działań Służby Kontrwywiadu Wojskowego podejmie po zapoznaniu się z uzasadnieniem rekomendacji sejmowej speckomisji w tej sprawie.

Zemke po posiedzeniu komisji podkreślił, że w ocenie posłów sytuacja w SKW jest bardzo poważna. "Najpoważniejszą sprawą z punktu funkcjonowania służb i funkcjonowania państwa jest to, że stracono kontrolę nad niektórymi, bardzo ważnymi dokumentami" - poinformował Zemke.

Zemke podał, że w ub. tygodniu szef SKW w sprawie wycieku informacji wystąpił z doniesieniem do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Przewodniczący zapowiedział, że takich doniesień do prokuratury będzie w najbliższym czasie więcej. W jego ocenie w sprawie mogą zostać użyci świadkowie koronni.

Zemke - któremu towarzyszyli trzej pozostali członkowie komisji - powiedział, że w ich ocenie "mamy do czynienia z utratą kontroli nad bardzo ważnymi dokumentami dla funkcjonowania służb". "Naszym zdaniem - i to rekomendujemy kierownictwu służby, ministrowi obrony narodowej i premierowi - być może w takiej sytuacji optymalnym wyjściem, byłoby maksymalne ograniczenie działań SKW, by ewentualne straty były jak najmniejsze" - powiedział.

"Podejmowanie działań mogłoby doprowadzić do strat, także ludzkich"

"Wydaje się, że podejmowanie działań, gdy nie panuje się nad różnymi sprawami ewidencyjnymi, mogłoby prowadzić do strat, także ludzkich" - zaznaczył. "Pierwsza zasada, którą rekomendowalibyśmy, to maksymalne ograniczenie działań, podjęcie trudu ustalenia, gdzie są poszczególne dokumenty fundamentalne dla działalności służb specjalnych" - podkreślił.

Szef SKW, który udzielał informacji posłom, nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Również sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, sekretarz kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki nic nie powiedział po wyjściu z posiedzenia.

W ocenie Zbigniewa Wassermanna (PiS), b. ministra-koordynatora służb specjalnych prokuratura powinna wyjaśnić, czy jest jakiekolwiek zagrożenie związane z wyciekiem dokumentów. "Rozumiem, że rząd nie panuje nad służbami i nie ma koncepcji zarządzania nimi. Myślałem, że komisja sejmowa, gdzie jest paru ludzi mających doświadczenie, potrafi zapanować nad sytuacją" - powiedział dziennikarzom Wassermann.

W jego ocenie prokuratura musi ocenić, czy wiarygodna jest obawa o wyciek informacji oraz co stało się z tymi dokumentami. "Czy informacje z kancelarii tajnej wynoszono do gabinetu szefa, do sekretariatu - tego się nie precyzuje. Na razie mamy do czynienia z grą służb, nad którymi nikt nie panuje - nierówność szans, kiedy pokazuje się, co się chce" - mówił Wassermann.

Według Wassermanna sygnał z komisji, że SKW powinna ograniczyć działania, jest kapitalny z punktu widzenia innych wywiadów, które godzą w interes Polski. "To sygnał, że te służby nie będą teraz w pełni wykonywały swoich zadań" - powiedział.

W ocenie Wassermanna "trzeba podejmować decyzje, które nie ograniczają działalności służb, a eliminują zagrożenie". W jego ocenie sprawa powinna trafić pod obrady Rady Gabinetowej.

Również w ocenie b. ministra obrony narodowej Aleksandra Szczygło (PiS) to prokuratura powinna wyjaśnić czy doszło do złamania prawa. "Specjalista, jakim podobno jest pan pułkownik Reszka, nie powinien nic na ten temat mówić, do zakończenia działań przez prokuraturę, bo to osłabia nasze służby" - dodał Szczygło.

Olszewski: Trudno być zadowolonym z efektów weryfikacji

Przewodniczący komisji weryfikacyjnej WSI Jan Olszewski, który spotkał się z posłami, powiedział jedynie, że trudno być zadowolonym z efektów weryfikacji, "jeżeli ma się jeszcze dużo do zrobienia w tej sprawie".

Zemke powiedział, że po 15 miesiącach istnienia komisji weryfikacyjnej wobec 400 osób procedura jeszcze się nie zaczęła. "Po rozwiązaniu WSI prawie 2200 żołnierzy i pracowników WSI zadeklarowało chęć poddania się weryfikacji. Praca trwa już 15 miesięcy. Stan jest taki, że zakończono procedurę weryfikacyjną wobec 800 osób, procedura częściowa jest zaawansowana wobec 900 osób" - podał.

Zemke poinformował po spotkaniu z Olszewskim, że od kilku tygodni komisja weryfikacyjna praktycznie nie prowadzi żadnych działań. "Jest istotny spór pomiędzy komisją weryfikacyjną a SKW, dotyczący tego kto odpowiada za działalność kancelarii tajnej, istotnej dla działania komisji weryfikacyjnej" - powiedział.

Według "Gazety Wyborczej" szef SKW powiadomił prokuraturę także o nielegalnym kopiowaniu i wynoszeniu materiałów kontrwywiadu wojskowego. Zawiadomienie, według gazety, dotyczy popełnienia przestępstwa przez trzy osoby: byłą szefową biura ewidencji i archiwum (bezpośrednia podwładna b. szefa SKW Antoniego Macierewicza) oraz przez jej zastępcę i naczelnika biura.

Komorowski: powstańczą kolekcję powinni kupić nam Niemcy

Uważam, że państwo niemieckie powinno zakupić kolekcję poczty powstańczej i przekazać ją Muzeum Powstania Warszawskiego w akcie dobrej woli - powiedział marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski.
Listy, koperty i znaczki z powstańczej poczty polowej zostały w środę wystawione na aukcji przez filatelistyczno-numizmatyczny dom aukcyjny Ulrich Felzmann Briefmarken Auktionen w Duesseldorfie. Cena wywoławcza to 190 tys. euro.

Jak poinformowała rzeczniczka Ministerstwa Kultury Iwona Radziszewska, szef resortu złożył w czwartek deklarację wsparcia finansowego dla Muzeum Powstania Warszawskiego, by mogło ono kupić listy z poczty polowej z Powstania Warszawskiego, wystawione na aukcji. Marszałek Sejmu w rozmowie z PAP zaznaczył, że jest "trochę zaskoczony dyskusją między polskimi czynnikami o tym, skąd znaleźć pieniądze na zakup kolekcji". Według niego "wydawałoby się, że rzeczą jak najbardziej oczywistą i naturalną byłoby, gdyby zakup wzięła na siebie strona niemiecka", co miałoby - jego zdaniem - "wymiar symboliczny".

- Istotne jest tu również pytanie, czy państwo niemieckie zamierza tolerować swoisty handel szabrem. Uważam, że Niemcy powinni zakupić te pamiątki i przekazać je Muzeum Powstania Warszawskiego w akcie dobrej woli, żeby pokazać, że nie toleruje handlu tym, co zostało zrabowane - mówił Komorowski.

Marszałek dodał, że jest pod wrażeniem reportażu, jaki oglądał w środę na temat mieszkańca Pomorza, który wykopał we własnym ogródku puszkę m.in ze złotymi kolczykami i listem byłego mieszkańca domu, który uciekł do Niemiec w 1945 roku. - Ten człowiek zadał sobie trud, żeby odnaleźć właściciela tych dóbr i mu je zwrócić. Ta opowieść wpisuje się w atmosferę wzajemnego przebaczenia, zapomnienia i sympatii - opowiadał Komorowski.

Jak napisano na stronie internetowej domu aukcyjnego, licytowana kolekcja to olbrzymi zbiór poczty powstańczej o "zapierającej dech różnorodności". Jest to zbiór na ponad 80 stronach albumowych, z których każda zawiera ok 10 kart pocztowych.

Dom aukcyjny sugeruje jednocześnie, by zbiór ten stał się częścią ogólnodostępnej kolekcji muzealnej, "z uwagi na jego olbrzymie znaczenie dla polskiej świadomości narodowej oraz historii państwa polskiego II wojny światowej".

W Powstańczej Poczcie Polowej listonoszami byli harcerze - Zawiszacy, chłopcy 12-15 letni. W różnych rejonach miasta znajdowało się razem około 40 skrzynek pocztowych. Łącznie przeniesiono blisko 150 tys. listów. Tylko do 1 września 1944 r., jak donosiła powstańcza prasa, poczta przyjęła ponad 116.300 przesyłek, co dawało średnio około 3700 listów dziennie.

Na początku września 1944 roku Departament Poczt i Telegrafów wydał pierwsze od pięciu lat polskie znaczki pocztowe wykonane przez Wojskowe Zakłady Wydawnicze. Zlecenie przygotowania projektów otrzymało trzech grafików. Ostatecznie dla pierwszej serii znaczków zatwierdzono projekt autorstwa inż. Stanisława Tomaszewskiego ps. "Miedza"; drugi projekt, wykonany przez Mariana Sigmunda, miał być wykorzystany w późniejszym czasie.

Według RMF FM, właścicielem kolekcji jest Niemiec, którego żona jest pochodzenia polskiego. Dokumentację zbierał przez wiele lat, jest bardzo zainteresowany historią Powstania Warszawskiego.

Państwo nie odda archiwaliów Branickiego jego spadkobiercom

cheko, PAP
2008-02-07, ostatnia aktualizacja 2008-02-07 17:50

Spadkobiercy Adama Branickiego, ostatniego właściciela pałacu w Wilanowie, nadal mają tytuł własności bezcennych archiwaliów, bezprawnie przejętych po II wojnie przez państwo, ale wobec przedawnienia ich roszczeń nie mogą ich odzyskać - orzekł w czwartek Sąd Okręgowy w Warszawie.

Oddalił on nieprawomocnie pozew Adama Rybińskiego, wnuka właściciela, który domagał się wydania tych zbiorów, stanowiących dziś jedną trzecią zasobów Archiwum Głównego Akt Dawnych. Powód dowodził, że zostały one bezprawnie przejęte przez państwo.

Według sądu, po 1944 r. na mocy komunistycznego dekretu o reformie rolnej, państwo bezprawnie przejęło archiwalia z Wilanowa, a w świetle prawa tytuł własności do nich nigdy nie został Branickim odebrany. Zarazem sąd uznał, że roszczenia o ich zwrot przedawniły się jeszcze w latach 50.

Pełnomocnik powoda mec. Andrzej Wąsowski zapowiedział apelację, nie zgadzając się z sądem, by roszczenia już się przedawniły, gdyż można było ich skutecznie dochodzić dopiero po 1899 r. Wiceszef Archiwów Państwowych Andrzej Biernat mówił, że sprawę takich m.in. roszczeń powinna rozwiązać ustawa reprywatyzacyjna.

Przedmiotem procesu, który trwał od 1999 r., były zbiory z pałacu w Wilanowie, w których skład wchodzą m.in. archiwa rodowe Branickich i Potockich. Są to dokumenty nawet z XVI wieku, m.in. nadania królewskie i spuścizny po wybitnych przedstawicielach rodów magnackich. Powód określił wartość zbioru na 100 mln zł, co pozwani kwestionowali, dowodząc, że może to być nawet 100 mln dolarów. W oddzielnych procesach Braniccy chcą zwrotu ok. 6 tys. muzealiów z Wilanowa o wartości kilkuset mln zł i księgozbioru pałacu. Nie występują o zwrot samego Wilanowa; domagają się zaś oddania innych części tego majątku, m.in. pałacu w Natolinie.