
Guus Hiddink, zanim zaczął pracować w Rosji, trenował reprezentacje Holandii, Korei Południowej i Australii oraz PSV Eindhoven, Fenerbahçe, Valencię CF, Real Madryt i Betis Sewilla (© REUTERS)
Z Guusem Hiddinkiem, trenerem reprezentacji Rosji, rozmawia w Bazylei Hubert Zdankiewicz. Czy Holender poprowadzi Rosjan do zwycięstwa?
Cała Europa jest zaskoczona grą reprezentacji Rosji. Jak Pan tego dokonał?Też jestem zaskoczony, powiedziałem to zaraz po meczu z Holandią. Wiedziałem, że moich graczy stać na wiele, ale styl, w jakim zagrali w ćwierćfinale, był naprawdę imponujący. Jestem z nich dumny.
Wszyscy są pod wrażeniem zwłaszcza fizycznego przygotowania rosyjskich piłkarzy.
Nie ma w tym żadnych tajemnic. Pod- stawa to selekcja. Trzeba wybrać piłka- rzy, którzy są w dobrej formie, bo nie da się w ciągu kilku tygodni nadrobić wielomiesięcznych zaległości. Rozpo- czynając 18 maja zgrupowanie przed Euro 2008, miałem do dyspozycji zawodników, którzy już byli fizycznie bez zarzutu. Ja i mój sztab tylko poprawiliśmy ich wydolność do poziomu, który teraz oglądacie.
Mówi Pan jakby to było bardzo proste, a jednak nie wszystkim się udało. Na przykład pańskiemu rodakowi Leo Beenhakkerowi. Jego piłkarze ruszali się podczas Euro jak muchy w smole.
Trener musi po prostu wybrać najlepszych piłkarzy, a potem optymalnie przygotować ich fizycznie i taktycznie. Jego rola kończy się jednak wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego. Potem wszystko jest już tylko w głowach i nogach zawodników. A co do Beenhakkera? Nie śledziłem oczy- wiście przygotowań Polaków do Euro 2008. Znam go jednak dobrze i dlatego jestem przekonany, że zrobił wszystko jak należy. Nie mógł jednak przewi- dzieć, że Polacy nie udźwigną men- talnie wyzwania, jakim są mistrzostwa Europy. Tu tkwił, moim zdaniem, sekret Waszej słabej gry - kiedy głowa zawodzi, nogi też są jak z waty.
Rosjanie jednak udźwignęli to wyzwanie. A przecież nie różnią się aż tak bardzo od Polaków?
My też mieliśmy problemy. Najlepszym dowodem była porażka 1:3 w pierwszym meczu grupowym z Hiszpanią...
Chyba 1:4?
No tak, lecz jedna z bramek padła ze spalonego, więc dla mnie się nie liczy (śmiech). Przegraliśmy tamten mecz, ponieważ zagraliśmy naiwnie. To znaczy na zbyt niskim poziomie jak na międzynarodowe wymagania. Na szczęście w kolejnym spotkaniu moi piłkarze pojęli różnicę pomiędzy Euro a grą w lidze.
Wrócił też zawieszony Andriej Arszawin.
To wielki piłkarz i cieszę się, że go mam. Chciałbym jednak podkreślić, że mój zespół nie kończy się na Arszawinie. Dla mnie osobiście cichym bohaterem Euro 2008 jest Jurij Żirkow. To jeden z najlepszych piłkarzy w całym turnieju - bardzo mądry, szybki, znakomity w obronie i ataku. A są jeszcze przecież Pawliuczenko, Siemak, Żyrianow i inni.
W półfinale znów zmierzycie się z Hiszpanią. Przygotował Pan na ten mecz jakaś specjalną taktykę?
To by było bez sensu, w ciągu trzech dni nie da się nauczyć piłkarzy nowych zachowań na boisku. Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że będę miał do dyspozycji tylko 12 zawodników. Część wisi za kartki, inni mają kontuzje, a kilku po prostu brakuje doświadczenia, by poradzić sobie mentalnie z takim meczem. Problemem będzie zwłaszcza brak Denisa Kołodina i Dmitrija Torbińskiego. Pierwszy to jeden z filarów naszej defensywy. Drugi natomiast to nasz dopalacz - ktoś, kto wchodzi w trakcie meczu z ławki i podrywa zespół do jeszcze większego wysiłku. Tak jak zrobił to z Holandią.
Dziś w Rosji wszyscy Pana chwalą, początki pracy nie były jednak łatwe. Zarzucano Panu, że nie rozumie narodowej tożsamości i zwyczajów tamtejszych piłkarzy.
Radziłem sobie już w bardziej egzotycznych krajach - na przykład w Korei Płd. Nie miałem zatem wątpliwości, że poradzę sobie i w Rosji. Chociaż nie ukrywam, że praca z tą reprezentacją to największe wyzwanie w mojej trenerskiej karierze.
Dlaczego?
Bo nigdy jeszcze nie prowadziłem drużyny narodowej w kraju, który ma 140 mln obywateli. Holendrów jest raptem 16 mln, mimo to nasz system szkolenia produkuje bez przerwy dobrych piłkarzy. U Rosjan, statystycznie biorąc, powinno być ich jeszcze więcej. Praktyka pokazuje jednak, że to nie do końca prawda. Chwilami mam wrażenie, że moja praca to szukanie igły w gigantycznym stogu siana.