poniedziałek, 10 grudnia 2007

Sikorski: Fotyga oskarżyła mnie o zdradę narodową

mar
2007-12-10, ostatnia aktualizacja 2007-12-10 16:52

Anna Fotyga oskarżyła mnie o zdradę narodową - powiedział w Radiu ZET szef MSZ Radosław Sikorski, pytany o współpracę jego resortu z Pałacem Prezydenckim i Fotygą. Zapowiedział też, że będą prowadzone rozmowy nt. włączenia się Polski do projektu Gazociągu Północnego

Zobacz powiekszenie
Fot. THIERRY ROGE REUTERS
Radosław Sikorski
- Racjonalne decyzje można podjąć dopiero na podstawie pełnej informacji i my się tych pełnych informacji nie boimy - powiedział Sikorski w Radiu ZET. - Muszą o tym porozmawiać ministrowie gospodarki i pełnomocnik do spraw bezpieczeństwa energetycznego. Ale wydaje mi się, że w tej sprawie, tak jak w innych, warto wysłuchać propozycji sąsiada. To nie znaczy, że musimy je akceptować, ale warto je dobrze poznać - ocenił minister.

- Pani minister oskarżyła mnie o mówienie zgodnie z retoryką rosyjską, o uleganie wpływom międzynarodowego biznesu i parę jeszcze innych rzeczy sumujących się też chyba na zdradę narodową. I to w pierwszych godzinach swojego urzędowania - powiedział Sikorski. - Myślę więc, że tutaj doza wstrzemięźliwości, do której będę namawiał panią minister, jest pożądana - dodał.

"Będę gościem Pałacu tak często, jak prezydent sobie zażyczy"

Minister spraw zagranicznych odniósł się w ten sposób do wypowiedzi szefowej Kancelarii Prezedenta w poniedziałkowej "Kropce nad i". Fotyga powiedziała wtedy, że Sikorski, przyznając, że powinniśmy rozmawiać z Rosją ws. tarczy, "wpisuje się w retorykę rosyjską". - Należałoby się zastanowić, czy pan minister Sikorski jest stały w poglądach - dodała, podkreślając, że w czasie swego urzędowania w rządzie PiS-u Sikorski miał inne poglądy.

Na pytanie, kiedy spotka się z minister Fotygą, Sikorski odpowiedział, że będzie gościem Pałacu Prezydenckiego "tak często, jak pan prezydent sobie tego życzy."

Przemysław Saleta jest w śpiączce

awe, jg, PAP
2007-12-10, ostatnia aktualizacja 46 minut temu
Zobacz powiększenie
Przemysław Saleta
Fot. Michael Sohn / AP

- Pogorszył się stan Przemysława Salety, który w środę oddał nerkę swojej córce Nicole. Saleta ponownie trafił do szpitala. Jest w śpiączce farmakologicznej - informuje RMF FM. Stan boksera jest ciężki.

Piątego grudnia Saleta poddał się operacji usunięcia nerki, którą oddał chorej 13-letniej córce.

W poniedziałkowe popołudnie Saleta trafił na oddział intensywnej terapii kliniki i został powtórnie operowany. Według lekarzy, jego stan jest bardzo poważny.

39-letni Saleta ma w dorobku m.in. tytuły mistrza świata i Europy w kickboxingu oraz pas zawodowego mistrza Starego Kontynentu w bokserskiej kategorii ciężkiej.

Sąd: Rokita musi przeprosić Kornatowskiego

jg, man, PAP
2007-12-10, ostatnia aktualizacja 20 minut temu

Jan Rokita ma przeprosić b. prokuratora i szefa policji Konrada Kornatowskiego za nazwanie go mianem "wyjątkowo nikczemnego prokuratora, który hańbi polską policję" - orzekł w poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie. Rokita zarzucił Kornatowskiemu, że w latach 80-tych brał udział w tuszowaniu zabójstwa.

Zobacz powiekszenie
Fot. Sławomir Kamiński / AG
Były poseł PO Jan Rokita
Zobacz powiekszenie
Fot. Pawel Piotrowski / AG
Były szef policji Konrad Kornatowski
To sformułowanie, a także mówienie o konieczności "rozliczenia morderców z PRL" oraz o fabrykowaniu przez Kornatowskiego (który był gdyńskim prokuratorem w PRL) "dowodów niewinności zabójców Tadeusza Wądołowskiego", to fragmenty wywiadu Rokity z marca dla "Dziennika". Ówczesny poseł PO powtórzył to później w dwóch wywiadach radiowych.

Nie ma dowodów na to, że Kornatowski tuszował zabójstwo

Kornatowski pozwał za to Rokitę do sądu, żądając przeprosin w mediach. Rokita powtórzył na procesie, że Kornatowski tuszował jako prokurator sprawę zabójstwa na posterunku MO w 1986 roku. Powoływał się na raport działającej w latach 1989-91 sejmowej komisji, której sam przewodniczył. Sejmowa komisja nadzwyczajna do zbadania działalności MSW badała ok. 100 niewyjaśnionych zgonów z lat 80-tych. Komisja wnosiła wtedy o zbadanie odpowiedzialności Kornatowskiego.

Sąd uznał, że w sprawie śmierci gdańskiego opozycjonisty Wądołowskiego nie ma dowodów, które pozwoliłyby nazywać Konrada Kornatowskiego "nikczemnym prokuratorem" i zarzucać mu tuszowanie zabójstwa, dlatego nakazał Rokicie przeproszenie Kornatowskiego.

- Rokita wyrządził wielką krzywdę mnie i mojej rodzinie. Mam nadzieję, że teraz on się poważnie zastanowi, zanim skrzywdzi kogoś innego - powiedział dziennikarzom Kornatowski, wychodząc z gmachu sądu.

Niewydolność serca, czy morderstwo?

Wądołowskiego zatrzymano za kradzież kury. Zmarł w komisariacie kolejowym w Gdyni. Jako oficjalną przyczynę zgonu podano "ostrą niewydolność lewokomorową". Bliscy mężczyzny twierdzili, że został przez milicję brutalnie pobity, a sprawę zatuszowano.

W marcu tego roku - krótko po awansie Kornatowskiego na szefa policji - Rokita mówił w wywiadach, że Kornatowski "spotkał się z ekspertem od sekcji zwłok i kazał mu sfabrykować dowód, że bicie nie ma związku ze śmiercią". Mówił o szefie policji, że "powinien stanąć przed sądem za pomocnictwo w zabójstwie".

Ówczesny premier Jarosław Kaczyński mówił wtedy, że wersja szefa policji była "bardziej prawdopodobna" niż Rokity. Natomiast szef MSWiA Janusz Kaczmarek powołał zespół do wyjaśnienia zarzutów. W czerwcu pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach wszczął formalne śledztwo w sprawie śmierci Wądołowskiego.

Kornatowski podkreślał, że ze śmiercią Wądołowskiego miał związek jedynie przez udział w oględzinach zwłok i sporządzenie notatki. - Nie prowadziłem śledztwa, nie wykonywałem żadnych czynności procesowych, ani nie podejmowałem żadnych decyzji - zapewniał. Dodał, że zdecydował o sekcji zwłok mężczyzny; biegły zaś stwierdził, iż przyczyną śmierci był zawał serca, co potem potwierdzili kolejni biegli.

Sąd: Nie ma mowy o bezprawności działań Kornatowskiego

Sąd - po analizie akt śledztwa, które po opublikowaniu "raportu Rokity" było wznawiane i umorzono je pod koniec 1992 r. - uznał, że nie można Kornatowskiemu stawiać zarzutu tuszowania dowodów zabójstwa, bo nawet po 1989 r. prokuratura nie uznała, by śmierć Wądołowskiego nastąpiła wskutek pobicia go przez milicję. Wskazywano przyczyny naturalne - niewydolność serca. Sędzia Hanna Muras przyznała jednak, że ta niewydolność mogła nastąpić z powodu stresu wynikłego z zatrzymania Wądołowskiego, ale to nie dowód na zabójstwo. Odnosząc się do zarzutu bezprawnego, dwukrotnego przesłuchania biegłego przez Kornatowskiego - co miałoby służyć uzyskaniu od biegłego opinii korzystnej dla milicjantów - sędzia Muras podkreśliła, że nie ma mowy o bezprawności działań prokuratora Kornatowskiego, bo miał on obowiązek przesłuchania biegłego, gdyż akta śledztwa dwukrotnie odsyłała do uzupełnienia Prokuratura Wojewódzka w Gdańsku - raz w wyniku skargi złożonej przez bliskich Wądołowskiego w Patriotycznym Ruchu Odrodzenia Narodowego (PRON).

- Pozwany Rokita mówił, że w wyniku swych interpelacji dowiadywał się o losy śledztw ze swego raportu. Skoro tak, to tym bardziej- mając wiadomość o umorzeniu sprawy w 1992 r., powinien zachować szczególną staranność i rzetelność wypowiadając się o niej - dodała sędzia Muras, uzasadniając nałożony na Rokitę obowiązek przeproszenia Kornatowskiego.

Afera gruntowa - Kornatowski "w kręgu podejrzeń"

Kornatowski został szefem policji po tym, jak stanowisko szefa MSWiA objął Janusz Kaczmarek. Został odwołany w początkach sierpnia po złożeniu dymisji. Stało się to po tym, jak z funkcji szefa MSWiA odwołano Kaczmarka, który "znalazł się w kręgu podejrzeń" w związku z przeciekiem z akcji CBA w tzw. aferze gruntowej. Na Kornatowskim, a także na Kaczmarku i byłym prezesie PZU Jaromirze Netzlu ciążą zarzuty nakłaniania do fałszywych zeznań i utrudniania śledztwa o ten przeciek. Grozi za to do 5 lat więzienia. Zarzuty dotyczą m.in. zatajenia spotkania Kaczmarka z Ryszardem Krauze 5 lipca w hotelu Marriott.

W końcu sierpnia prokuratura ujawniła podsłuchy obciążające Kaczmarka, Kornatowskiego i Netzla. Kornatowski namawiał w nich Netzla do fałszywych zeznań co do spotkania w Marriotcie z Kaczmarkiem - by mu zapewnić alibi. - Jedyne zło, które wynikało z moich rozmów zaprezentowanych w czasie konferencji prasowej, to są brzydkie słowa, których użyłem i za to chciałem serdecznie przeprosić wszystkie osoby, które słyszały te wypowiedzi - komentował Kornatowski.

Kornatowski chce wrócić do prokuratury

Dziś Kornatowski ubiega się o powrót do Prokuratury Krajowej (skąd odszedł do KGP). Minister sprawiedliwości Zbigniew Cwiąkalski pytany dwa tygodnie temu o szanse na powrót Kornatowskiego do prokuratury, odparł jednak, że w pierwszej kolejności musi się rozstrzygnąć kwestia jego odpowiedzialności karnej w sprawie akcji CBA w resorcie rolnictwa.

Tusk: Polska i Czechy chcą koordynować rozmowy o tarczy

awe, PAP
2007-12-10, ostatnia aktualizacja 2007-12-10 14:31

Polska i Czechy będą chciały koordynować rozmowy dotyczące planów instalacji elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej - oświadczył w poniedziałek w czeskiej Ostrawie premier Donald Tusk, który uczestniczył w szczycie szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej.

Zobacz powiekszenie
Fot. PETR JOSEK REUTERS
Jak powiedział dziennikarzom, jego relacje z premierem Czech Mirkiem Topolankiem, nie są tylko relacjami z szefem rządu naszego sąsiada, ale także traktuje go jak "bardzo dobrego kolegę od lat".

Tusk ocenił, że z tego powodu być może będzie im "łatwiej i szybciej znaleźć wspólny język" także w tak trudnej sprawie, jak plany instalacji tarczy antyrakietowej.

- Ale potrzeba nam było kilka minut, żeby uznać, że z oczywistych względów będziemy chcieli koordynować nasze rozmowy, ustalenia - powiedział premier. Jak dodał, jest to ważne, gdyż ma to "być wspólne przedsięwzięcie gwarantujące bezpieczeństwo także Polsce i Czechom".

Tusk poinformował, że uznali z Topolankiem, iż bardzo dobrze będzie wymienić pełną informację co do statusu tych instalacji, kosztów czy przebiegu negocjacji. - Wyczułem, że mamy bardzo podobne zdanie także co do finału tych rozmów - oświadczył premier.

Jak przyznał, jego podejście zarówno do Czechów, jak i Amerykanów jest dobre. Odpowiadając na pytanie dotyczące różnic w swoim podejściu do Czech w stosunku do poprzedniego rządu Jarosława Kaczyńskiego powiedział, że nie sądzi, by było ono inne. Zdaniem Tuska, może "kwestia temperamentu czy stylu działania" nie zawsze była wcześniej zrozumiała w Pradze.

USA chcą rozmieścić w Polsce wyrzutnie rakiet przechwytujących, a w Czechach stację radarową. Obiekty te stanowiłyby elementy tarczy antyrakietowej chroniącej Stany Zjednoczone i ich sojuszników przed atakiem państw nieprzewidywalnych, takich jak Iran. Rosja sprzeciwia się tym

Tajny plan Platformy

Małgorzata Subotić 04-12-2007, ostatnia aktualizacja 04-12-2007 10:19

Częścią planu Platformy jest uniemożliwić nawet swoim zwolennikom dostęp do wiedzy na temat rzeczywistego działania służb – mówi poseł PiS Antoni Macierewicz, były weryfikator WSI w rozmowie z Małgorzatą Subotić

źródło: Rzeczpospolita

Rz: Czym pan sobie zasłużył, że Platforma mówi: „każdy, byle nie Macierewicz”? Premier Tusk uznał nawet wysunięcie pana kandydatury do speckomisji za prowokację.

Są dwa powody. Jeden to kompetencja. Kierowałem służbami, zarówno cywilnymi, jak i wojskowymi. Dla ludzi, którzy chcą coś ukryć, jest to po prostu groźne. Jest oczywiste, że nie da się mnie oszukać ani jeśli chodzi o personalia, ani o konkretne działania. Drugi to antykomunizm. Platforma chce rehabilitować WSI, flirtuje z Rosją, a ja wiem zbyt wiele o układach, nieprawidłowościach, przestępstwach ludzi, których PO przywraca do władzy w służbach.

Czy o pana kompetencji świadczy ogromna liczba pozwów sądowych, jakie skierowano przeciwko panu? Zarówno wtedy, gdy jako szef MSW wykonał pan uchwałę lustracyjną, jak i po raporcie z weryfikacji WSI?

Ogromna liczba? Pozwów jest kilka i nie mają żadnej wartości. Są próbą wykorzystania sądów i mediów do presji, zastraszenia, stworzenia wrażenia, że sądu powinni się bać ci, którzy z przestępstwami komunistycznymi walczą, a nie przestępcy. Ta taktyka poniosła klęskę wraz z pierwszym, precedensowym wyrokiem z 29 listopada. Sąd jasno stwierdził, że nie wykazano naruszenia dóbr wskutek sporządzenia przeze mnie raportu, a przede wszystkim, że przewodniczący komisji weryfikacyjnej nie może być pozywany jako prywatna osoba w sprawach cywilnych. Ale słusznie pani zestawiła rok 1992 i obecne działania PO. Łączy je szczególna klamra i jest to jeden z powodów wyjątkowej niechęci Platformy do mnie. Tak jak na początku lat 90. broniła Służby Bezpieczeństwa i ludzi z SB, tak dzisiaj broni rozwiązanych WSI.

Platforma powstała w 2001 roku, a pan mówi o wydarzeniach z początku lat 90.

Mówię o twardym trzonie PO od Tuska po Komorowskiego. Wystarczy spojrzeć na film „Nocna zmiana” i przerażoną twarz Donalda Tuska, który nie był pewien, czy SLD jest z nimi, czy mają większość. A ta większość miała służyć do tego, by zamach się udał i by nie wpuścić mnie do ministerstwa, czego domagał się wówczas Wałęsa.

Jaki to ma związek ze współczesnością?

Dla Tuska i Komorowskiego ma związek. Ci ludzie wciąż odgrywają się za lustrację zapoczątkowaną przeze mnie w roku 1992 i za rozwiązanie WSI. W obu wypadkach trafiają na trzy nazwiska – Jana Olszewskiego, Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza. Więc uważają nas za przeszkodę w przywracaniu błogiego stanu, gdy służby postkomunistyczyne gwarantowały pełnię władzy i ułatwiały przejmowanie majątku narodowego. Nie przypadkiem zorganizowano taką nagonkę przeciwko mnie i nie przypadkiem władzę w wojsku i w służbach obejmują ludzie związani z reakcją lat 90.

Poda pan jakieś nazwiska?

Tylko wspomnę o tym, że w MON kadrowym, człowiekiem, który będzie decydował o personaliach, został gen. Janusz Bojarski, absolwent akademii Dzierżyńskiego z roku 1984, były szef WSI, prawa ręka szkolonego przez GRU gen. Dukaczewskiego. Sekretarzem stanu zostaje gen. Czerwiński, wobec którego – według ministra Szczygły – sprawy prowadziła Żandarmeria Wojskowa. Ale ABW kieruje pan Bondaryk, który zasłynął jako wiceminister MSWiA w 1999 r. tym, że próbował przejąć i wykorzystać dokumentację tzw. akcji Hiacynt dotyczącej homoseksualistów. Do kontrwywiadu wysłano ludzi, którzy robili czystki w UOP za Siemiątkowskiego; wyrzucono wówczas 300 najlepszych oficerów i to nie wskazując jakiegokolwiek zarzutu. Skandalem jest przyjęcie do kontrwywiadu ludzi przygotowujących w 2002 r. zatrzymanie Modrzejewskiego, takich jak Zbigniew Lichocki.

Dlaczego miałby to być skandal?

Teraz ma szukać haków przeciwko mnie i moim współpracownikom, którzy stworzyli od podstaw pierwszą niekomunistyczną, nowoczesną i sprawną służbę specjalną w RP. Jeszcze gorzej dzieje się w Komisji do spraw Służb Specjalnych. Uniemożliwia się uczestnictwo przedstawicielowi PiS, ale członkami zostają ludzie, na których ciążą zarzuty korupcji i oszustwa. Doradcami komisji zostają panowie prof. Stanisław Hoc, płk Zenon Bilewicz i płk Piotr Niemczyk. A szefem urzędu marszałka do spraw kontaktu z dziennikarzami mianuje się Jarosława Szczepańskiego, b. współpracownika WSI. Szczególnym symbolem tego powrotu ludzi WSI jest zamknięcie Muzeum Zbrodni Komunizmu – GZI otwartego przeze mnie dla publiczności w podziemiach przy ul. Chałubińskiego w Warszawie, tam gdzie niegdyś mordowano polskich patriotów. Od stycznia w soboty i niedziele zwiedzały je wycieczki, zapoznając się z historią zbrodniczego aparatu komunistycznego. Muzeum upamiętnia już nawet film zrobiony przez telewizję Trwam. Ale nowemu kierownictwu MON to przeszkadza, więc zarządzono „remont” i zamknięto muzeum.

Ci ludzie, których pan wymienia, pracowali w służbach, więc powołując się na pana argument: są kompetentni.

Wcale nie są kompetentni. Pan Hoc nie ma poświadczenia dostępu do informacji niejawnych.

Pewnie wkrótce będzie je miał.

Być może. Tylko że takiego dostępu już raz mu odmówiono. Z tego powodu nie mógł zostać doradcą Komisji ds. Służb. Uznano, że nie daje gwarancji bezpieczeństwa. Z kolei „kompetencje” pana Niemczyka sprowadzają się do tego, iż wiadomo, że jest związany na śmierć i życie z zespołem Milczanowskiego i walnie przyczynił się do aferalnego oddania TP SA przez rząd Buzka. Płk Zenon Bilewicz to oficer służb komunistycznych sprzed 1989 r. związany z aparatem stanu wojennego, w 2002 roku przeniesiony do kierowanej przez Zbigniewa Siemiątkowskiego Agencji Wywiadu. Wraz z nim przeniesiono wówczas do służb cywilnych kilkudziesięciu oficerów z WSI, część z nich zajęła kluczowe pozycje w ABW, kontrolując obrót ropą naftową. To właśnie wtedy płk Wiesław Kowalski został szefem ABW w Szczecinie, płk Lenart w Bydgoszczy, a płk Antoni Paliwoda w Lublinie. Nie wiem, czy posłowie PO, a nawet kierownictwo tej partii i członkowie komisji rozumieją konsekwencje tego powrotu starego aparatu, ale jedno jest pewne: rychło staną się jego zakładnikiem.

Janusz Zemke, który jest w komisji od lat, służb nie rozumie?

Zemke dzięki powiązaniom rodzinnym zna służby cywilne sprzed lat 90., a od czasu gdy był sekretarzem stanu i zajmował się wielkimi kontraktami, takimi jak KTO (kołowy transporter opancerzony) Rosomak, F-16 i rakiety Spike, ma bardzo ograniczony margines działania.

Co pan insynuuje? O jakie powiązania rodzinne chodzi?

Niczego nie insynuuję, mówię tylko, że może mieć pełniejszą wiedzę. Członkowie Komisji ds. Służb, jeśli nie są kompetentni i dociekliwi, w trakcie prac dowiadują się tylko tego, co służby same chcą im powiedzieć. Niczego więcej. Trzeba więc bardzo długo i wnikliwie zajmować się tą problematyka, aby mieć minimum kompetencji. Władza wykonawcza zawsze góruje nad władzą ustawodawczą.

A Marek Biernacki (PO), który też jest w speckomisji?

Marek Biernacki jest osobą kompetentną w sprawach policji, a nie służb specjalnych. Gdy był szefem MSWiA, służby tajne były już poza ministerstwem. Mówię o tym wszystkim, bo moim zdaniem częścią planu Platformy jest uniemożliwić nawet swoim zwolennikom dostęp do wiedzy na temat rzeczywistego działania służb.

Właściwie po co PO miałaby taki plan?

Nie wiem. Ale jeśli likwiduje się funkcję koordynatora do spraw służb...

Była to funkcja dekoracyjna.

Pani się myli. Zbigniew Wassermann był najbardziej kompetentnym ministrem koordynującym służby od powstania tego urzędu. Nie kwestionuję wiedzy prokuratorskiej Milczanowskiego, ale była ona skrzywiona przez fascynację tajnymi służbami. Z kolei Pałubicki był skutecznie blokowany przez Tomaszewskiego i Petelickiego. A Wassermann chciał służby kontrolować i jako jedyny stworzył system tej kontroli. Wprowadzał go systematycznie, choć z oporami i trudnościami. Żelazną ręką narzucał rygory, którym musiały się poddawać. Dlatego go nie znoszą.

W każdym razie powstała sytuacja paranoiczna. Platforma mówi „każdy, byle nie Macierewicz”, a PiS „nikt inny, tylko Macierewicz”.

To nie jest wcale sytuacja paranoiczna, tylko próba złamania reguł demokracji przez PO. Platforma chce zwasalizować PiS. I uniemożliwić kontrolę służb. Posuwa się też do tego, że toleruje dwie uchwały Prezydium Sejmu. Jedna mówi o 5-osobowym składzie komisji, a druga o 4-osobowym. Marszałek Komorowski schował jednak tę drugą uchwałę pod sukno, bo mu przeszkadzała.

To jakaś zbrodnia?

Mamy dwie uchwały wykluczające się wzajemnie, przy czym realizowana jest wcześniejsza zdezaktualizowana przez późniejszą. Ale komisja działa na podstawie pierwszej, tej zdezaktualizowanej. I w tej sytuacji opiniuje się budżet służb i dokonuje wyboru zastępców szefa służby. Widać na pierwszy rzut oka, że próbuje się przeprowadzić decyzje, które uniemożliwią właściwą i skuteczną kontrolę służb.

Powiedziałabym: „Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”. Gdyby PiS wystawiło kogoś innego, a nie pana, to jakąś kontrolę by miało.

Platforma chce narzucić swoją wolę PiS. W istocie chce decydować, kogo PiS będzie wystawiało i na jakie stanowiska. Może chce decydować, kto będzie w imieniu tej partii przemawiał, a potem przygotuje tezy, jakie mamy wygłaszać? Przecież to jest absurdalne.

Może gdyby pana raport był rzetelniejszy, to PO miałaby do pana inny stosunek?

PO nie znosi mnie i próbuje zdyskredytować raport właśnie dlatego, że po raz pierwszy powiedziano całą prawdę o konsekwencjach grubej kreski i utrzymywaniu ludzi GRU w służbach specjalnych. Przecież ich główne zarzuty dotyczą ujawnienia spisu ludzi szkolonych przez KGB i GRU! Ciekawe dlaczego specjaliści angielscy i amerykańscy chwalą raport, podkreślając, że wyzwolił on Polskę z zależności od służb postsowieckich i rosyjskich, a PO tak zażarcie go atakuje? Myślę, że czas najwyższy wybrać, czy broni się systemu grubej kreski, ludzi KGB i GRU, opcji rosyjskiej, czy niepodległości Polski i przynależności do świata Zachodu.

Jakie będą losy aneksu?

Takie, o jakich mówi ustawa.

PO i lewica mówią, że ten aneks jest straszakiem, i jego siła tkwi w tym, że nie wybuchł. Na tym polega instytucja tzw. haków. Gdyby wybuchł, to może okazałoby się, że król jest nagi?

Instytucja haków polega na szantażu, czyli na działaniu skrytym. Raport i aneks zawierają otwarcie postawione zarzuty wobec żołnierzy i polityków, którzy złamali prawo lub tolerowali takie działania. Stąd wściekłość i próby dyskredytacji.

Ale aneks nie został opublikowany, więc nie ma w nim „otwarcie postawionych zarzutów”.

Te środowiska polityczne, które pani przywołała, są gotowe sformułować dowolną ocenę o raporcie i mojej osobie pod jednym warunkiem: byle była ona negatywna. A argumentacja zmienia się w zależności od bieżącej sytuacji. Polemizowanie z tym wydaje się być jałowe. Działania PO mają wymusić nowy standard w polskim życiu politycznym polegający na tym: wara wam od dekomunizacji, wara wam od WSI, wara wam od lustracji.

Zaraz, zaraz. To przecież chyba PO głosowała i za ustawą o likwidacji WSI, i za ustawą lustracyjną?

A jeszcze więcej na ten temat mówiła. Tyle że politycy PO spodziewali się, że to nie będzie realizowane.

Pan myśli, że w PO są głupcy, którzy myśleli, iż coś przegłosują, a potem nic z tego nie wyniknie?

Nie, nie myślę. Ale wiem, jak wyglądały przygotowania do realizacji ustawy o likwidacji WSI ze strony ministra Sikorskiego. Przecież to właśnie kształt tej ustawy był początkiem jego konfliktu z Pałacem Prezydenckim i z ministrem Wassermannem. Prawo i Sprawiedliwość chciało zlikwidować WSI i stworzyć nowe służby wierne wyłącznie Rzeczypospolitej. I to się udało. Politykom związanym z WSI, z generałami Dukaczewskim, Bojarskim, Soczewicą i innymi chodziło o to, by została zmieniona nazwa, ale nie rzeczywistość.

Podobno aneks do raportu z likwidacji WSI można kupić. Jak to się stało?

To jeszcze jeden humbug z serii czarnej propagandy. Minęło od czasu tego artykułu dwa tygodnie i jakoś nie widzę druku tego tekstu w „Dzienniku”. Była to więc normalna prowokacja, w której specjalizują się ludzie związani z WSI. Chciałem nawet kupić od „Dziennika” choćby jeden egzemplarz, ale jakoś nie mieli ochoty sprzedać.

Być może za mało pan dawał. A konkretnie ile?

Może za mało, ale była to cena do negocjacji. A mówiąc poważnie: ten materiał jest ściśle tajny i skupia się na przejmowaniu gospodarki przez służby.

A co to ma wspólnego z PO?

Nie stawiam takiej tezy, ale ludzie PO od początku swej kariery dążyli do wyprzedaży majątku państwowego. Z kolei służby wojskowe już w latach 80. stworzyły specjalne zespoły (m.in. oddział Y), które specjalizowały się w „pozabudżetowym finansowaniu wywiadu”, czyli w nielegalnych operacjach finansowych. A teraz PO broni WSI jak niepodległości. Ba! Minister Klich mianuje gen. Bojarskiego kadrowym MON, by – jak powiedział – „zrekompensować krzywdy b. żołnierzom WSI”. Być może więc jakiś związek jest.

Nie rozumiem. Przygotował pan aneks i nie wie pan, co w nim jest?

Wiem. Ale nie zamierzam teraz, przed jego publikacją odpowiadać na pytanie, jakie aneks ma związki z Platformą.

Bronisław Komorowski powiedział ostatnio, że nie czuje do pana osobistej urazy, ale „odczuwa pewną satysfakcję z tego, że tzw. raport Macierewicza ma tak znikomą wiarygodność”. Wie pan, skąd się bierze ta jego satysfakcja?

Marszałek Komorowski się łudzi, co rozumiem u człowieka, który jest podejrzewany o wykorzystywanie nielegalnych podsłuchów WSI do rozgrywek personalnych w MON. Zresztą już w raporcie wskazano, że ponosi on współodpowiedzialność jako wiceminister nadzorujący kontrwywiad wojskowy za stosowanie środków operacyjnych w sprawie „Szpak” dotyczącej inwigilacji ówczesnego wiceministra Sikorskiego. Naprawdę więc nie wystarczy, że osoby wskazane w raporcie jako odpowiedzialne za nieprawidłowości i przestępstwa stwierdzą, iż raport ma niską wiarygodność. Ani nawet, jeśli uczynią to związane z nimi media. W sprawie raportu tłumaczy go tylko to, że każdy ma prawo bronić się takimi środkami, na jakie go stać... I jeszcze jedno: satysfakcja itp. „sukcesy” p. marszałka Komorowskiego i innych ludzi wiążących się z WSI przeminą dość szybko. Tak jak satysfakcja ludzi byłej SB po obaleniu rządu w 1992 r. A raport zostanie jako dokument państwowy osądzający WSI i ludzi z tymi służbami współpracujących. Już dziś jest podstawową lekturą wszystkich służb zachodnich przy ocenie polskiego systemu bezpieczeństwa do 2006 r. Tak więc ja także nie czuję do pana marszałka Komorowskiego osobistej urazy, ale mu współczuję, bo kiedyś postępował jak dzielny i prawy człowiek.

Działania PO mają wymusić nowy standard w polskim życiu politycznym polegający na tym: wara wam od dekomunizacji, wara wam od WSI, wara wam od lustracji

Najwyższy czas wybrać, czy broni się systemu grubej kreski, ludzi KGB i GRU, czy przynależności Polski do świata Zachodu

Źródło : Rzeczpospolita

Superdemagog Kempa

Katarzyna Kolenda-Zaleska
2007-12-10, ostatnia aktualizacja 2007-12-09 17:21

Komentarz z cyklu "To był tydzień"

Posłanka PiS Beata Kempa nie cofnęła się przed niczym w sejmowej debacie o powołaniu komisji śledczej, która ma zbadać okoliczności samobójczej śmierci Barbary Blidy, i wypowiedziała oburzające słowa: presji nie wytrzymują przestępcy. To samo stwierdzenie można odnieść do niej samej - presji nie wytrzymują ci, którzy mają coś na sumieniu. Emocjonalne wystąpienie b. wiceminister sprawiedliwości dowodzi niezbicie, że poprzednia władza coś na sumieniu ma. Teoretycznie PiS jest za. Za komisją, za podniesioną kurtyną. Z wypowiedzi pani Kempy wynika jednak, że czegoś również się boi, bo to strach wywołuje tak wielkie emocje. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że najchętniej spuściłoby zasłonę milczenia na to, co wydarzyło się w domu Blidy. Jednak ani LiD, ani obecna koalicja nie odpuści, więc PiS przechodzi do ofensywy, wiedząc już, że musi atakiem odpowiedzieć choćby na zarzuty o ówczesne niejasne wyjaśnienia premiera i ministra sprawiedliwości.

Czy działanie przyszłej komisji, która na oczach opinii publicznej spróbuje wyjaśnić okoliczności tragedii, będzie skuteczne? Doświadczenia komisji ds. Orlenu, ds. PZU i bankowej są zniechęcające i nikt już nie pamięta, o co chodziło. Teraz powinno być inaczej. Zginął człowiek. Do tego nowa władza zapowiada nowy rozdział w stosunkach państwo - obywatel - oparty na wzajemnym zaufaniu, a nie na podejrzliwości i wszechogarniającej kontroli.

Komisja ds. Blidy nie może powstać tylko po to, by pognębić politycznych przeciwników i zemścić się na Ziobrze, ale przede wszystkim po to, aby na przyszłość wyeliminować z życia publicznego nieuczciwe i podporządkowane polityce praktyki funkcjonariuszy państwa - o ile do nich doszło. Nie ma wątpliwości, że działania ABW wobec Barbary Blidy zniszczyły w obywatelach poczucie zaufania co do sposobu funkcjonowania państwa. Strach przed porannymi wizytami oficerów zniszczył obywatelskie poczucie bezpieczeństwa i wzmógł przekonanie o nadużywaniu władzy.

Komisji ds. Rywina nie udało się przekonująco wskazać, kto wysłał Rywina do Michnika. Ale obnażyła ona niecne majstrowanie przy ustawach. "Lub czasopisma" na zawsze pozostanie synonimem nieczystej gry i podejrzanych kombinacji i od tego czasu - miejmy nadzieję - urzędnicy państwowi z większą ostrożnością tworzą prawo.

Dobrze by było, aby komisja ds. Blidy zmierzała ku podobnej konkluzji. Bo bardzo łatwo będzie z niej stworzyć oręż i bicz na Ziobrę, a chyba nie o to chodzi, tylko o to, by przywrócić elementarne zaufanie ludzi do własnego państwa. Na razie wiarygodność instytucji walczących z przestępczością jest niemal równa zera. Jest strach - przed niepopartymi dowodami oskarżeniami i rzucanymi publicznie insynuacjami.

Ta komisja musi przywrócić zaufanie - do państwa, jego instytucji i funkcjonariuszy. To jest kwestia odpowiedzialności nowej władzy. Posłowie koalicji powinni więc w komisji powściągać polityczne zacietrzewienie i pełnić funkcję strażników, a nie oskarżycieli. Emocje po stronie przedstawicieli LiD i PiS będą tak wielkie, że z pewnością przesłonią cel jej działalności.

Pani Kempa była też łaskawa wypowiedzieć słowa o moralnej odpowiedzialności SLD za śmierć Barbary Blidy. W SLD - i nie tylko - zawrzało. Cóż, pani Kempa szybko się uczy politycznej retoryki, i to - można powiedzieć - od najlepszych. Nie tak dawno Leszek Miller, wtedy w opozycji, zarzucał rządzącej AWS, że odpowiada - moralnie oczywiście - za śmierć porzucanych na śmietnikach noworodków. W politycznej demagogii Beata Kempa znacznie go przebiła.

*** Katarzyna Kolenda-Zaleska - "Fakty" TVN