niedziela, 16 marca 2008

Niemiecki pilot boi się, że zabił Saint-Exupery'ego

asz, Reuters
2008-03-16, ostatnia aktualizacja 2008-03-16 16:18
Zobacz powiększenie
Wrak samolotu, w którym zginął Antoine Saint-Exupery
Fot. CLAUDE PARIS AP

88-letni Horst Rippert, były pilot niemieckiej Luftwaffe, przyznał, że to on mógł w 1944 r. zabić francuskiego pisarza i pilota wojskowego Antoine Saint-Exupery'ego.

Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Antoine de Saint-Exupery, zdjęcie z 1936 r.
Autor słynnego "Małego Księcia" zginął w tajemniczych okolicznościach. Jego samolot spadł w okolicy Marsylii w trakcie wykonywania misji rozpoznawczej. Ciała nigdy nie znaleziono.

Wczoraj dziennik "Le Figaro" opublikował fragmenty książki Ripperta "Saint-Exupery: Ostatnia Tajemnica". - To ja. To ja zestrzeliłem Saint-Exupery'ego - napisał Niemiec. Były pilot Luftwaffe dodał jednak, że "nie ma pewności, co do tożsamości Francuza, którego wtedy zestrzelił".

- Nie miałem szans, by zobaczyć jego twarz. Od samego początku mam jednak nadzieję, że to nie był on. Jestem wielkim fanem jego książek - napisał Rippert.

Antoine Saint-Exupery był świetnym pilotem, zginął w wieku 44 lat.

Chiny: żołnierze zastrzelili co najmniej 8 Tybetańczyków

asz, mar, PAP
2008-03-16, ostatnia aktualizacja 2008-03-16 19:04
Zobacz powiększenie
Policja próbuje powstrzymać protestujących podczas demonstracji w Amdo Labrang, miasta na północy Tybetu. 14 marca.
Fot. HO REUTERS

Co najmniej ośmiu Tybetańczyków zostało zastrzelonych przez policję w tybetańskim okręgu prowincji Syczuan - podały protybetańskie organizacje. Zabitych może być znacznie więcej. Świadkowie mówią o nawet 30 poszkodowanych.

Zobacz powiekszenie
Fot. AP
Chiński patrol na ulicy Lhasy, 16.03.2008 r.
Antychińskie protesty obejmują chińskie prowincje przyległe do Tybetańskiego Regionu Autonomicznego - Syczuan, Qinghai i Gansu. Tybetańskie Centrum na rzecz Praw Człowieka i Demokracji (TCHRD) podało, że według świadków protestu w mieście Aba w Syczuanie podczas starć z siłami bezpieczeństwa zginęło co najmniej osiem osób, w tym mnisi z klasztoru Kirti.

Mnisi wywiesili zakazaną flagę

Centrum, mające siedzibę w indyjskiej Dharamsali, poinformowało, że w Aba w antyrządowym proteście uczestniczyło kilka tysięcy ludzi.

Mnisi z klasztoru Kirti w Aba wywiesili dziś po porannych modlitwach flagę tybetańską, zakazaną w Chinach, i skandowali niepodległościowe hasła oraz domagali się powrotu dalajlamy. Do mnichów przyłączyli się ludzie i manifestacja ruszyła w stronę siedziby władz okręgu Ngawa.

"Widziano, jak upadło 30 Tybetańczyków"

Jak podaje tybetański portal Phayul.com za TCHRD, chińskie siły bezpieczeństwa zaczęły strzelać do pokojowo protestujących Tybetańczyków; widziano, jak "upadło 30 Tybetańczyków". Do klasztoru przyniesiono ciała ośmiu zabitych podczas protestu, m.in. dwudziestokilkuletniego byłego mnicha.

Według agencji Reutera, powołującej się na funkcjonariusza milicji w Aba, około 200 protestujących obrzuciło butelkami z benzyną i spaliło komisariat milicji. Protesty w Aba trwają drugi dzień.

Do manifestacji i ich tłumienia dochodzi również w tybetańskich miejscowościach prowincji Gansu.

Papież milczy. "Nie ma dostępu do informacji"

Benedykt XVI nie ma dostępu do bezpośrednich informacji na temat tego, co dzieje się Tybecie, i dlatego nie kieruje publicznych apeli o pokój w tym regionie - w ten sposób źródła watykańskie, cytowane przez Ansę, wyjaśniły, dlaczego papież podczas niedzielnych rozważań przed modlitwą Anioł Pański nie zabrał głosu na ten temat

Prezydent chce "zabezpieczeń" w ustawie ratyfikacyjnej

gaw 16-03-2008, ostatnia aktualizacja 16-03-2008 14:14

Pogłębia się kryzys w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Szef klubu PO Zbigniew Chlebowski zadeklarował, że o żadnych ustępstwach nie ma mowy. Tymczasem PiS zyskał sojusznika w osobie prezydenta, który zauważył, że "ustawa ratyfikacyjna powinna zawierać zabezpieczenia".

Prezydent Lech Kaczyński
autor zdjęcia: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
Prezydent Lech Kaczyński

- PO wykazała daleko idącą dobrą wolę, zaproponowaliśmy kompromis, nie ma w tej chwili mowy o jakichkolwiek ustępstwach. Te wszystkie wątpliwości, obawy, które miał PiS proponujemy zapisać w odrębnej uchwale sejmowej. Parlamentarzyści będą mieć bardzo proste pytanie: czy jesteś za ratyfikacją Traktatu z Lizbony i upoważnieniem prezydenta do jego podpisania czy też nie. Mam nadzieję, że wielu polityków z PiS-u na wyrazi swoją akceptację dla tego" - podkreślił Chlebowski.

Jak dodał, jeśli Sejm nie zgodzi się na ratyfikowanie traktatu, PO będzie chciało referendum. "Być może warto się zastanowić na ewentualnymi wcześniejszymi wyborami, skoro posłowie nie są w stanie podjąć decyzji chyba najważniejszej dla tego parlamentu" - dodał, zaznaczając równocześnie, że jest to ostateczność. "Jeśli parlament odrzuci traktat reformujący to będzie to absolutnie kompromitacja. Polska będzie tym państwem, który tak naprawdę burzy ogromne osiągnięcie 27 państw UE" - dodał Chlebowski.

Gosiewski: będziemy jednomyślni

Tymczasem szef klubu PiS Przemysław Gosiewski zapewnia, że nie będzie rozłamu w partii w związku z głosowaniem nad ustawą ratyfikująca traktat. "Rozmawiałem z posłami PiS w czwartek, nikt nie zgłosił chęci głosowania inaczej niż w sposób jednolity, tak, jak będzie głosował klub. Ja uważam tę sprawę za czystą spekulację" - powiedział.

Dzień wcześniej Jarosław Kaczyński zapowiadał, że jeśli PO nie przyjmie postulatów PiS, będzie dyscyplina klubowa podczas głosowania.

- Jeśli ktoś w tej chwili sądzi, taki był plan PO, że z klubu PiS wyłamie się sześć głosów i bez poważnej dyskusji doprowadzi do uchwalenia ustawy ratyfikacyjnej to powiadam tym majsterkowiczom politycznym, że się sześć głosów z PiS nie wyłamie - oświadczył Gosiewski.

Pytany o ewentualne wcześniejsze wybory Gosiewski powiedział, że nie jest to dla PiS "żaden straszak". "Jeżeli dzięki nim moglibyśmy odsunąć rząd pana Donalda Tuska, to jest to rozwiązanie nie najgorsze" - dodał.

Prezydent: nie dopuścić do akceptacji Karty Praw Podstawowych

PiS w swojej batalii o zmiany w tekście ustawy ratyfikacyjnej zyskał nowego sojusznika. Głos w sprawie zabrał prezydent Lech Kaczyński. "Moja opinia jest taka, że ustawa ratyfikacyjna, może razem z uchwałą w ramach pewnego kompromisu, powinna dokonać jak najdalej idącego zabezpieczenia" - podkreślił prezydent.

Lech Kaczyński, przemawiając podczas uroczystości Niedzieli Palmowej w miejscowości Łyse, zaznaczył, że jego wątpliwości nie są związane z tym, "że ktoś chce dzisiaj nieratyfikowania Traktatu", ale z tym, że jego postanowienia "choćby te związane z rzymską wiarą muszą zostać tak mocno zabezpieczone, jak to w prawie świeckim jest możliwe".

- Istnieje taka możliwość przez odpowiedni tekst ustawy ratyfikacyjnej a są tacy, którzy tych elementów do tekstu nie chcą wprowadzić. Można podejrzewać, że chcieliby zmienić traktat; że chcieliby, byśmy jako Polacy zaakceptowali w całości tzw. Kartę Praw Podstawowych - mówił prezydent.

- Ta karta zawiera, żeby było jasne, w większości postanowienia całkowicie słuszne, ale są tam też postanowienia, z których mogą wynikać później prawa do małżeństw, które nie są związkiem kobiety i mężczyzny (...), są też pewne zagrożenia dla naszych interesów narodowych - własności na ziemiach zachodnich - dodał Lech Kaczyński.

Sejm ma powrócić do pracy nad ustawą umożliwiającą prezydentowi ratyfikację Traktatu z Lizbony we wtorek.

PiS domaga się, by w tej ustawie zapisano konieczności uzyskania konsensusu prezydenta, rządu i parlamentu w sprawie ewentualnego odstąpienia od zapisów traktatu dotyczących kompromisu z Joaniny, protokołu brytyjskiego do Karty Praw Podstawowych i deklaracji niezależności polskiego ustawodawstwa m.in. w kwestiach moralności publicznej.

Źródło : PAP

Będzie mi przykro, jeśli zostanę wyrzucony z klubu

Małgorzata Subotić 16-03-2008, ostatnia aktualizacja 16-03-2008 20:05

Traktat przyjęty przez polski rząd bardzo mi odpowiada – twierdzi Zbigniew Religa w rozmowie z Małgorzatą Subotić

Rz: Jak pan będzie głosował w sprawie traktatu lizbońskiego?

Zbigniew Religa: Zgodnie z moim przekonaniem. Uważam, że przyszłość Polski jest związana z jej obecnością w UE. Jestem za dość ścisłą integracją państw Unii.

Czy mówił pan prezesowi Kaczyńskiemu, że będzie pan głosował za traktatem?

Mówię, że będę głosował zgodnie z własnym przekonaniem. Nie chcę ułatwiać PO życia, bo oni liczą głosy i wezmą moją wypowiedź pod uwagę.

Ale pana przekonanie jest takie, że będzie pan głosował za traktatem, bo uważa, że jest to bardzo ważna sprawa dla Polski?

Traktat, taki, jaki został przyjęty przez polski rząd, odpowiada mi. Tak jest. Będę chciał rozmawiać sam na sam z prezesem Kaczyńskim, aby przed głosowaniem znał moje stanowisko. Dotychczas bezpośredniej rozmowy nie było.

Nie podziela pan obaw Kaczyńskiego, że Polska stanie się po ratyfikacji traktatu w obecnej wersji "województwem Unii"?

Przez najbliższych 20 – 30 lat nie ma mowy o unijnym państwie federalnym. Jest to wykluczone. Zagrożenia więc, że Polska stanie się województwem, nie widzę. Wprawdzie marzą mi się stany zjednoczone Europy, ale to bardzo daleka przyszłość. Bo nie ma na to powszechnego przyzwolenia.

Jednak w perspektywie dziesięciu lat uważam, że jest to jedyna szansa dla Polski. USA stracą zapewne pozycję światowej potęgi, do skoku szykują się i Chiny i Rosja. W tej sytuacji Polska tylko w zintegrowanej Europie może odgrywać istotną rolę.

Czyli Kaczyński źle ocenia sytuację?

To głosowanie nad traktatem jest prawdopodobnie najważniejsze w tym Sejmie. Musimy więc bardzo ważyć słowa. Kaczyńskiemu nie chodzi o "województwo".

To o co?

O protokół brytyjski. Polska w tej sprawie wspiera Wielką Brytanię, choć jej chodzi przede wszystkim o wolny rynek, a nam o sprawy moralno-obyczajowe.

Ale ponieważ protokół brytyjski został przyjęty przez polski rząd, to nie widzę żadnego niebezpieczeństwa. I druga obawa – o kompromis z Joaniny dający możliwość większego blokowania w Polsce ustaleń europejskich.

Ale dlaczego miałby być zagrożony? Tym bardziej że wszystkie kluby mogą przyjąć zastrzeżenia, jakie wniósł prezydent Lech Kaczyński podczas debat nad jego kształtem.

Efekt jest jednak taki, że ratyfikacji traktatu nie będzie, bo Kaczyński wzywa posłów PiS, by głosowali przeciwko.

Cały czas mam nadzieję, iż ustępstwa każdej ze stron są możliwe. Że jest możliwość wypracowania takiej ustawy, którą są w stanie zaakceptować i PO, i PiS, i LiD, i PSL.

PO wcale nie chce ustawy, tylko uchwałę. Skąd pana optymizm?

Biorąc pod uwagę niebezpieczeństwo nieprzyjęcia traktatu, rozsądny polityk może się wycofać, by doprowadzić do konsensusu. Polacy takiego konsensusu by oczekiwali. I sądząc po zachowaniu PSL, taki konsensus jest możliwy.

Nie jest pan członkiem partii, znajduje się więc pan w lepszej sytuacji niż np. Ludwik Dorn, który – jeśli zagłosuje za traktatem – zostanie wyrzucony z PiS.

Mnie nie grozi wyrzucenie z partii, już nigdy zresztą do żadnej partii się nie zapiszę. Życie partyjne zupełnie mi nie odpowiada. Natomiast znalazłem w PiS wiele osób, które są mi bliskie, mamy bardzo podobne poglądy.

Gdyby po głosowaniu nad traktatem wykluczono pana z Klubu PiS, to byłoby panu przykro?

Byłoby mi przykro, bo postawiłem sobie w tej chwili tylko jeden cel: może mi się uda wprowadzić moje projekty naprawy opieki zdrowotnej. Gdybym został wykluczony z klubu, miałbym bardzo ograniczone możliwości ze względu na brak wsparcia posłów.

Może to nie chodzi o konkretne zapisy traktatowe, tylko Kaczyński prowadzi jakąś dziwną grę "po bandzie"? Nie ma pan takich obaw?

To są rzeczy, o których teraz nie mam ochoty rozmawiać.

To już na koniec, jak pana zdrowie?

W tym momencie jest wszystko w porządku.

Źródło : Rzeczpospolita