sobota, 17 listopada 2012
Sposób "na wnuczkę", czyli jakim cudem b. minister zarabia 55 tys. zł
Tomasz Prusek
17.11.2012 , aktualizacja: 17.11.2012 16:53
A A A Drukuj
Aleksander Grad, były minister skarbu państwa (w latach 2007-2011). Obecnie prezes spółek zależnych PGE, które mają budować polską elektrownię atomową
Pierwszą polską elektrownię jądrową budują dwie spółki z Grupy PGE kierowane przez tych samych menedżerów w zarządach. W jednej dostają pensje ograniczone kominówką, a w drugiej rynkowe. Wśród nich jest były minister skarbu Aleksander Grad, który zarabia łącznie 55 tys. zł brutto, z czego 13 818 zł jako prezes w spółce podlegającej pod ustawę kominową, a 41 468 zł jako szef tej drugiej. To kolejny dowód, że ustawa kominowa jest dziurawa jak ser szwajcarski i w praktyce ograniczenia pensji są iluzoryczne
Od ponad dekady zarobki szefów państwowych spółek są ograniczone przepisami tzw. ustawy kominowej. W 2000 r. nie uratowała ona spadających notowań AWS, choć wychodziła naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu, bo wyborcy byli zbulwersowani wysokimi zarobkami w państwowych firmach, szczególnie tych przynoszących straty.
W efekcie ustawy w państwowych firmach, nawet jeśli obracają rocznie miliardami złotych, prezesi mogą zarobić miesięcznie maksymalnie sześciokrotność średniego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw. Wystarczy, że skarb państwa ma ponad 50 proc. udziałów, żeby płacowy "sufit" wynosił obecnie ok. 21 tys. zł brutto. Poza tym kadra kominowa może jeszcze otrzymać nagrody roczne oraz świadczenia dodatkowe.
Atomowe obejście ustawy
Dla kolejnych rządów kominówka stała się kukułczym jajem, bo poważnie utrudnia, a czasem uniemożliwia powierzenie władzy nad dużymi firmami menedżerom, którzy cenią swoje umiejętności i wolą je sprzedawać prywatnym firmom za wielokrotnie większe pieniądze. Tak jak było w 2009 r. w koncernie paliwowym Lotos, który miał problem ze znalezieniem kandydata na wiceprezesa, bo oferował zarobki kilkunastokrotnie niższe niż jego konkurent PKN Orlen pozostający poza ustawą. Choć ustawa była krytykowana przez ministrów skarbu niezależnie od tego, czy byli z SLD, PiS, czy PO, to wciąż trzyma się mocno. Przynajmniej teoretycznie.
W praktyce tak długo, jak istnieje kominówka, stosowane są patenty, aby menedżerowie zarabiali jednak dużo więcej. Na świeży przykład natrafiliśmy podczas analizowania kosztów dwóch spółek atomowych należących do Polskiej Grupy Energetycznej. PGE Energia Jądrowa SA (PGE EJ) zajmuje się know-how, wsparciem budowy atomówki, marketingiem projektu, a PGE EJ1 sp. z o.o. jest spółką wykonawczą. Mają dokładnie tych samych członków zarządów, ale PGE EJ podpada pod ustawę kominową, a PGE EJ1 już nie. Dlaczego? W pierwszej, nazwijmy ją spółce-córce ponad połowę udziałów ma spółka-matka PGE kontrolowana w ponad 50 proc. przez skarb państwa. W drugiej, spółce-wnuczce PGE ma tylko 49 proc. udziałów, a większość przypada na spółkę-córkę PGE EJ. To wystarcza, aby do spółki-wnuczki kominówka nie miała już zastosowania.
To właśnie tajemnica dużej różnicy w pensji pobieranej przez nowego prezesa obydwu spółek byłego ministra skarbu Aleksandra Grada. Jego przejście w tym roku z polityki do biznesu wywołało tyle domysłów na temat nowych zarobków, że prezes Grad postanowił je ujawnić. Zarabia łącznie nieco ponad 55 tys. zł brutto, z czego 13 818 zł daje mu prezesowanie PGE Energia Jądrowa, a 41 468 zł w PGE EJ1. Jego pensja w kominowej PGE EJ nie może przekraczać czterokrotności przeciętnego wynagrodzenia.
Spółki nie chcą informować o zarobkach wiceprezesów Zdzisława Gawlika i Marzeny Piszczek, zasłaniając się tajemnicą przedsiębiorstwa, ale można się domyślać, że i oni korzystają finansowo z rynkowych pensji w pozakominowej spółce-wnuczce.Sposób na "wnuczkę" to tylko jeden z przykładów bogatego zbioru pomysłów służących podnoszeniu państwowego uposażenia.
Dorabiają nie tylko "we wnuczkach"
Robert Gwiazdowski przedstawił ostatnio w Centrum im. Adama Smitha swój raport o kominówce. Poza "wnuczką" wymienił też:
* płacenie za ekspertyzy na rzecz zarządzanych spółek;
* udział w zyskach z wdrożonych patentów;
* ustalanie wysokich odszkodowań za przestrzeganie klauzuli zakazu konkurencji po odejściu ze stanowiska;
* umowy o zarządzanie spółkami z wykupioną na własny koszt polisą OC.
Państwowi menedżerowie dorabiają sobie nie tylko we "wnuczkach", ale także w spółkach-córkach. Wystarczy, że spółka-matka tworzy ją razem z prywatną firmą i ma mniejszość udziałów. W taki sposób w zeszłym roku podnosiły sobie pensje władze np. PGNiG kontrolowanego w ponad połowie przez skarb państwa.
Przepisy ustawy kominowej nie spełniają swojej funkcji także ze względu na zmiany właścicielskie w spółkach skarbu państwa. W coraz większej liczbie firm skarb schodzi poniżej progu 50 proc. akcji, ale gwarantuje sobie władzę np. zapisami statutowymi albo na inne sposoby faktycznie je kontroluje. Efektem ubocznym takiej polityki jest to, że przybywa menedżerów nadal zależnych politycznie, ale z uwolnionymi pensjami. Przełomowy pod tym względem był 2010 r., kiedy rząd zszedł poniżej progu 50 proc. w trzech dużych spółkach: PZU, Giełdzie Papierów Wartościowych i energetycznym Tauronie. Władze tych spółek wypadły z kominówki, ale nikt nie ma wątpliwości, że gdyby naraziłyby się czymkolwiek ministrowi skarbu, to ich los jest przesądzony.
Pensja 287 proc. w górę, czyli wyjście z komina
A być w "kominie" i poza nim - to naprawdę różnica w wielkiej firmie. Świadczy o tym przykład prezesa GPW Ludwika Sobolewskiego. W 2011 r. jego uwolniona pensja skoczyła do 1,856 mln zł, czyli o 287 proc. W jej skład wchodzi część stała, zmienna premia, świadczenia i wypłaty ze spółek zależnych.
O ustawie kominowej prezes Sobolewski ma krytyczne zdanie. - To niefortunny twór legislacyjny. Podczas oferty publicznej spotykałem się z zapytaniami: Kiedy wreszcie będziecie rynkowo zarabiać? Bo inwestujemy i chcemy mieć pewność, że giełdą zarządzają profesjonalnie ludzie - powiedział "Gazecie".
Opisana sytuacja w PGE pokazuje także, jak bardzo ustawa kominowa nie przystaje do skali gospodarczych wyzwań czekających Polskę. Budowa elektrowni jądrowej za blisko 50 mld zł to jeden z najbardziej odpowiedzialnych projektów najbliższej dekady, a już z pewnością najdroższy. Czy z punktu widzenia bezpieczeństwa projektu nie lepiej zatrudniać menedżerów na czystych zasadach rynkowych, niż utrzymywać fikcję z kominówką i stosować różne legalne chwyty w celu zapewniania im godziwej pensji? To samo dotyczy programu "Inwestycje polskie". Zdaniem Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. A. Smitha ustawa kominowa utrudni znalezienie dobrych menedżerów do projektów realizowanych w tym rządowym programie, a przecież spółki kontrolowane przez państwo mogą w nim dysponować nawet dziesiątkami miliardów złotych na inwestycje.
- Jeśli chce się realizować tak duże projekty, to jak można oferować stawki kominowe? - pyta Sadowski.
Read more: http://wyborcza.biz/Gieldy/1,114507,12873632,Atomowe_obejscie_ustawy_kominowej.html#ixzz2CVyIt9KL
Subskrybuj:
Posty (Atom)