niedziela, 25 kwietnia 2010

W Puławach powstanie elektrownia - gigant

24 kwietnia 2010
Fot. AFP

Atomowa edukacja

"Obawy są nieuzasadnione"

Nie ma ryzyka promieniowania po uruchomieniu w Polsce elektrowni atomowej - przekonują członkowie Stowarzyszenia... »

Audio 22 kwi, 16:45 | IAR
elektrownie (135) »
Vattenfall (8) »

Zakłady Azotowe Puławy SA i firma Vattenfall podpisały wczoraj umową określającą zasady współpracy w przygotowaniu inwestycji, budowie i przyszłej eksploatacji elektrowni w Puławach. Elektrownię będzie można oddać do eksploatacji za 6-8 lat. Szacunkowy koszt budowy to 3 mld euro.

Jej moc określa się na co najmniej 1400 megawatów elektrycznych. Ze względu na warunki rynkowe i strategię obu firm nie przesądzone jest jeszcze, jaka technologia i jakie paliwa zostaną ostatecznie zastosowane. Założenia inwestycyjne będą dopracowane w tym roku. Na razie planowane są prace przygotowawcze. Należy opracować studium wykonalności, które określi warunki techniczne inwestycji. Obie firmy sprawy ochrony środowiska traktują jako priorytet, dlatego wcześniejsze rozmowy zaowocowały podpisaniem porozumienia. - Elektrownia będzie spełniała najwyższe standardy wymagane obecnie na świecie. Zapewni dostarczanie czystej energii i rozwój makro- i mikroregionu Polski południowo-wschodniej. Przyczyni się także do rozwoju całego systemu elektroenergetycznego Polski - mówi Wojciech Kozak członek zarządu ZA Puławy. Dane, jakimi dysponują specjaliści, określają, że po 2015 roku w Polsce będzie występował systematyczny deficyt energii elektrycznej.

Elektrownia powstanie w sąsiedztwie ZA Puławy. Do produkcji zostanie użyta istniejąca tu infrastruktura wodna. To oznacza, że inwestycja nie będzie kolidowała ze środowiskiem naturalnym, tylko wykorzystywała istniejące ujęcie wody, które jest ważne dla funkcjonowania elektrowni i przesądza o sukcesie technicznym przedsięwzięcia. Zanim rozpocznie się budowa inwestycji, muszą zostać wykonane analizy środowiskowe i studium opłacalności przedsięwzięcia.

- Budowa tego typu inwestycji zmieni obraz przemysłowy Lubelszczyzny i w ciągu najbliższych lat będzie jednym z największych i najważniejszych zadań w regionie.

- Przedsięwzięcie ma znaczenie strategiczne dla ZA Puławy. Obecny kompleks chemiczny zostanie powiększony o energetyczny. Współczesna chemia nie może funkcjonować bez tanich źródeł energii. Elektrownia będzie minimalnie oddziaływała na środowisko. Da natomiast duże korzyści w postaci poprawy energetyki ZA Puławy jak i regionu. Pozwoli również na modernizację procesów chemicznych w Azotach. Zorganizowaniem finansowania zajmie się powołana do tego spółka - mówi Cezary Możeński, przewodniczący rady nadzorczej Azotów.

Vattenfal to wiodąca europejska firma energetyczna. Główne produkty to energia elektryczna i ciepło sieciowe. Vattenfal produkuje, dystrybuuje prąd i ogrzewanie sieciowe do milionów klientów w całej Europie.

Paweł Jarczewski: Azoty inwestują mimo kryzysu

Z Pawłem Jarczewskim, prezesem zarządu Zakładów Azotowych Puławy SA rozmawia Hanna Bednarzewska

Dla inwestorów nastały trudne czasy, ale puławskie ZA inwestują mimo kryzysu. Jakie inwestycje zostały zaplanowane na ten rok?

Doświadczenie z poprzednich lat mówi, żeby inwestować w trudnych czasach po to, aby być przygotowanym na dobre czasy lepiej niż inni. Wartość zadań inwestycyjnych na ten rok to około 360 mln zł. W ciągu 7 miesięcy zostało wydane 236 mln zł. W ostatnich dwóch latach rocznie wydawaliśmy około 90 mln na inwestycje. Obecnie ZA Puławy realizują swoje postanowienia i elementy strategii. Prowadzimy zadania inwestycyjne, które mają wygenerować nowe produkty i zmodernizować istniejącą produkcję. Realizujemy budżet inwestycyjny na kwotę powyżej miliarda złotych. To jest ewenement w skali krajowej. Puławskie Azoty są obecnie jednym z większych inwestorów w kraju. Firma realizuje nie tylko swoje cele, ale przy takim budżecie w inwestycje zaangażowanych jest wiele lokalnych firm. Zarząd ZA uzyskał zgodę nadzwyczajnego walnego zgromadzenia akcjonariuszy na wdrożenie dwóch kolejnych zadań inwestycyjnych, dotyczących produkcji nowoczesnych nawozów na bazie mocznika i siarki. Takich produktów nikt jeszcze w Polsce nie wytwarza. Jest natomiast kilku światowych producentów, w gronie których znalazłyby się Puławy. Obecnie prowadzimy dwie inwestycje: budowę tlenowni i modernizację wytwórni mocznika. Azoty prowadzą działania zmierzające do przyciągnięcia inwestorów do funkcjonującej w Puławach strefy ekonomicznej.

ZA Puławy chcą kupić spółkę Anwil z Włocławka. Jakie byłyby korzyści z tej transakcji?

ZA Puławy i Anwil to jedni z większych producentów nawozowych w kraju. Puławy pod względem możliwości produkcyjnych azotu są na 3. miejscu w Europie, w produkcji mocznika i saletry amonowej na 2. miejscu. Transakcja wzmocniłaby naszą pozycję. Teraz mamy wyłączność na negocjacje zakupu tej włocławskiej spółki. Do końca czerwca będziemy już wiedzieć, czy Puławy będą miały szansę wzmocnić swoją pozycję rynkową i stać się liderem tej części Europy.


Konkurencja w branży nawozowej na świecie jest spora. Jak sobie radzą ZA Puławy w kryzysie?

Obecnie polskie firmy muszą sprostać importowi nawozów z całego świata. Puławy płacą ponad 350 dolarów za 100 metrów sześciennych gazu, natomiast średnia światowa to 147 dolarów. Wysoka cena powoduje, że pozycja kosztowa firmy jest wyjątkowo niekorzystna w stosunku do producentów ze świata. Ich obecność w Europie i Polsce jest coraz bardziej znacząca. Do niedawna eksportowaliśmy olbrzymie ilości nawozów do USA. Dziś jest to niemożliwe, bo tam gaz jest trzy razy tańszy niż w Polsce, więc nawozy z tamtego rejonu świata napływają do Europy. Mamy jednak ukształtowaną pozycję rynkową i dobre kompetencje marketingowe, które pozwoliły nam w trudnym okresie utrzymać produkcję. W okresie kryzysu tego typu zakłady jak nasz, funkcjonujące w Europie, były zatrzymywane lub drastycznie ograniczano w nich produkcję. ZA Puławy utrzymały produkcję i swoje miejsce na rynku. To jednak nie wystarcza, bo trzeba realizować marżę i pozytywny wynik, który przekształcany jest w inwestycje pozwalające na rozwój i tworzenie majątku. Na tym, że firma jest w dobrej kondycji, korzystają pracownicy. W ubiegłym roku wypłaciliśmy dywidendę z akcji w kwocie 155 mln zł i nagroda z zysku dla pracowników wyniosła ponad 12 mln zł. Mam nadzieję, że najtrudniejsze za nami i Puławy będą mogły stabilnie funkcjonować. Czasy są trudne od strony cen i kosztów. Ostatnio na świecie nastąpiły drastyczne spadki cen produktów chemicznych. W związku z kryzysem ceny spadły o 80%. Obecnie sytuacja się poprawia, ale trzeba czasu, aby się unormowała. Puławom w porównaniu z innymi firmami chemicznymi w Polsce udało się obronić przed skutkami kryzysu. Firma pokazała lwi pazur. W okresie kryzysu mieliśmy potężny zysk, sięgający 185 mln zł. W ubiegłym roku osiągnęliśmy wszelkie możliwe laury. Od strony społecznej zdobyliśmy tytuł Firmy Dobrze Widzianej. Mieliśmy laury związane z biznesem. Azoty lokowały się w czołówkach różnego rodzaju rankingów.

Jak układa się współpraca ZA z miastem?

Prowadzimy z miastem dyskusje i działania w wielu obszarach. Jednym z przykładów rozpoczętego dialogu jest uczestnictwo Azotów w programie budowy Parku Naukowo-Technologicznego, który popieramy jako firma. Azoty chcą się włączyć w proces rozwoju Parku Naukowo-Technologicznego. Chodzi o to, aby młodym ludziom, którzy wyjeżdżają z Puław w poszukiwaniu pracy, dać szansę na zajęcie i zachęcić do powrotu. W Puławach powinien być stworzony system finansowania dobrych pomysłów na działalność i aktywizację puławskiej młodzieży. Powinniśmy ściągać do Puław firmy zajmujące się finansowaniem nowych projektów i pokazywać im możliwości kierunków rozwoju i ludzi z pomysłami. Poprzez takie inicjatywy, jak PPNT Puławy mogą przyciągnąć młodzież, która realizuje swoje plany w innych miejscach.

Azoty współpracują z naukowcami…..

Współpracujemy z kilkoma uczelniami w kraju i na świecie. Kilka dni temu odwiedziła nas grupa najlepszych studentów z Ukrainy, Rosji i Białorusi. Przyjazd był zorganizowany przez polsko-amerykańską fundację. Puławy były pokazywane jako miejsce, w którym proces transformacji gospodarczej skutkował pozytywnymi wynikami. Firma będzie stawiała na własne patenty i rozwiązania. Ekipa ZA zajęła ostatnio II miejsce w Polsce pod względem ilości patentów przemysłowych zarejestrowanych w latach 2004-2008. To oznacza, że działalność rozwojowo-wynalazcza wśród pracowników kwitnie. Trudno się rozmawia z przedstawicielami polskiej nauki o wprowadzaniu w życie nowych rozwiązań. Doskonale jednak współpracuje się nam z lokalnymi instytutami: Instytutem Nawozów Sztucznych, Instytutem Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa. W wielu obszarach jest to konstruktywna współpraca. Cieszę się, że nie musimy już szukać takiej współpracy w świecie. Przez wiele lat z różnych powodów nie umieliśmy lepiej wykorzystywać miejscowego potencjału naukowego.

Hanna Bednarzewska, Polska Kurier Lubelski Polska The Times

Każdy popełnia błędy

Janusz Pindera 25-04-2010, ostatnia aktualizacja 25-04-2010 11:50

Tomasz Adamek o walce z Chrisem Arreolą i przyszłości w wadze ciężkiej

Tomasz  Adamek
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
Tomasz Adamek

Kiedy Michael Buffer ogłosił, że pierwszy sędzia wypunktował remis (114:114) nie zadrżało panu serce?

Czekałem co będzie dalej. Czułem, że wygrałem, zadałem więcej ciosów, Arreolą był już mocno rozbity więc nie dopuszczałem myśli o porażce. Komisarzem zawodów był Larry Hazzard z IBF, miałem więc nadzieję, że nie będzie żadnych przekrętów, bo to grozi sądami.

Chris Arreola nie miał wątpliwości, kto był lepszy. Na gorąco, jeszcze na ringu w wywiadzie dla HBO przyznał, że pan był lepszy ...

To samo powtórzył na konferencji prasowej na którą przyszedł w ciemnych okularach. Ale i tak nie mógł ukryć opuchlizny na twarzy. Mogę sobie tylko wyobrazić jak będzie wyglądał za kilkanaście godzin.

Podszedł, pogratulował panu zwycięstwa?

To równy gość, zachował się naprawdę elegancko. Nawet przez chwilę nie kwestionował werdyktu.

Odczuł pan siłę jego ciosów? Kilka razy trafił czysto ...

O to samo pytali mnie amerykańscy dziennikarze. Zgoda, popełniłem kilka błędów, ale któż ich nie popełnia, szczególnie w takiej walce, ale proszę mi wierzyć, nawet przez chwilę nie byłem zamroczony. Zadając ciosy nogi miał daleko z tyłu. Te uderzenia nie miały dużej mocy.

Nie miał pan kryzysu, wydawało się, że po kilku pierwszych rundach ciężko pan oddycha?

To złudzenie, czułem się znakomicie i kontrolowałem ten pojedynek. Jak mnie troszkę zatykało, to odpuszczałem, chwilę potańczyłem na środku ringu i oddech wracał. On miał większe problemy. Zadałem mu bardzo dużo mocnych ciosów na korpus, które zrobiły na nim wrażenie. Czułem jak traci siły.

Ale niewiele brakowało, by stracił pan punkt za zbyt niskie uderzenia. A wtedy wynik mógłby być inny ...

Uczulał mnie na to Roger Bloodworth. Cały czas powtarzał, by jak najwięcej używać lewej ręki, w ataku bić 2-3 ciosy i uciekać na bezpieczne pozycje.

Jak pan sądzi, czym pan zaskoczył Arreolę?

Tym, że raz chodziłem w lewo, raz w prawo. Gdy atakowałem nie cofałem się w lini prostej, tylko na boki zgodnie z wcześniejszymi zaleceniami Bloodwortha i Ronniego Shieldsa.

Czyli wszystko było tak, jak zakładaliście przed walką?

Na szczęście niespodzianek nie było. Oczywiście nie licząc oderwanej podeszwy w bucie. Założyłem nowe Everlasty, a tu coś takiego. Przykleiliśmy podeszwę plastrem i trzymało do końca.

Arreola mówił już po walce, że doznał kontuzji, najpierw jednej, później drugiej ręki. Mówi prawdę?

Tego nie wiem. Ja mogę tylko powiedzieć, że tydzień przed walką podczas ostatniego sparingu w Houston trafiłem swojego sparingpartnera w łokieć i myślałem, że złamałem rękę, która była spuchnięta i sina. Na szczęście okłady z lodu pomogły, była tylko mocno stłuczona.

Polaków jak zwykle na pana walce nie zabrakło. Mają swój udział w tym zwycięstwie?

Jak zawsze. Choć byli w mniejszości hałasowali na sali nie gorzej niż kibice Chrisa. Teraz też stoją przed hotelem Hilton i krzyczą: Adamek, Adamek, dziękujemy!!! Jak przyjęli pański sukces nowi trenerzy, Bloodworth z Shieldsem?

Są szczęśliwi. Roggie [Bloodworth] podszedł i powiedział: "Jak będziesz dalej tak szybki, to wygrasz z każdym". I ja w to wierzę.

Myśli pan już o przyszłości?

Na razie chcę trochę pobyć w swoim domu w New Jersey, bo nie było mnie tam osiem tygodni. A Ziggy Rozalski, mój współpromotor będzie negocjował. Najważniejsze, że wygrałem najcięższy pojedyne

Szeregowiec Ryan po rosyjsku

Od wczoraj na ekranach całej Rosji "Priedstojanije" - pierwsza część dylogii "Spaleni słońcem 2" Nikity Michałkowa. Ważny film rozliczania się Rosji ze stalinizmem


Dystrybutorzy na świecie będą sobie łamali głowy: jak tu przetłumaczyć zgrabnie tytuł, z którym problem mają sami Rosjanie. Archaiczne i patetyczne "Priedstojanije" odwołuje się do pojęć religijnych - znaczy stanięcie przed obliczem Boga, ale też orędownictwo, obrona. "Orędownicy nasi"? Nie! "Obrona"? Zbyt neutralne. Może "Za kraj!"? Albo dać jako tytuł pierwsze słowa "Świętej wojny", wojennego hymnu radzieckiego, "Żołnierzu do szeregu stań"?

Boks. Adamek dał szkołę boksu Arreoli

Radosław Leniarski
2010-04-25, ostatnia aktualizacja 2010-04-25 12:02
Tomasz Adamek
Tomasz Adamek
Fot. Alik Keplicz AP

Ten koszmar będzie się Chrisowi Arreoli śnił długo. Tomasz Adamek przez 12 rund był szybszy, sprytniejszy. Brutalna siła Amerykanina na nic mu się nie zdała. Sędziowie dali zwycięstwo Polakowi, nieliczni rodacy na trybunach krzyczeli: Dziękujemy!

Tomasz Adamek
Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Tomasz Adamek
Chris Arreola
Fot. Mark J. Terrill AP
Chris Arreola
Zobacz ostatnią rundę walki i werdykt na Zczuba.tv



W Citizen Arena w kalifornijskim Ontario sędziowie punktowali 114:114, 115:113, 117:111 dla Polaka. My typowaliśmy zwycięstwo Adamka co najmniej czterema, pięcioma punktami, przy kilku kolejnych rundach bardzo wyrównanych. Wygrał lepszy pięściarz, który od początku do końca walki miał plan wdrażany konsekwentnie, ale nie unikał ciosów. - Jestem szczęśliwy, jutro Ziggi będzie rozmawiał o następnej walce. On był bardzo silny, ale ja byłem sprytniejszy. Czy byłem w kłopotach w 4, 5 i 6. rundzie? Wcale nie. Jestem góralem, a górale zrobieni są z twardego materiału - powiedział po walce Adamek.

- Masz świetnych fanów Tomek, dziękuję ci. On był naprawdę dobry. Nie spodziewałem się, że skopie mi tyłek, ale stało się. Wyglądam teraz jak Shrek. Tomek przeprowadził ta walkę perfekcyjnie. W czwartej rundzie poczułem jakąś kontuzję lewej ręki. Ale walczyłem mimo to - powiedział Arreola pytany przez dziennikarza HBO tuż po zakończeniu walki.

Formalnie pojedynek toczył się o tytuł mistrza IBF Intercontinental, ale nie on był główną nagrodą, ale szansa na pojedynek o mistrzostwo świata wszech wag, być może już jesienią. Pasy głównych federacji należą do Brytyjczyka Davida Haye, Ukraińców Witalija i Władimira Kliczków.

Przez 12 rund Adamek punktował w każdej rundzie, zadawał kilka razy więcej ciosów niż rywal, ale nie mógł być spokojny ani przez sekundę, bo Arreola bił bardzo mocno. Polak kilkakrotnie otrzymał czyste uderzenie i wytrzymał je, czym dowiódł wyjątkowej odporności - Arreola ma jeden z najlepszych wskaźników nokautów, ponad 85 procent.

Arreola w końcowych rundach był sfrustrowany, pokazywał, że nie może w kółko gonić po całym ringu za Polakiem. W ostatnich rundach sygnalizował kontuzję ręki, ale nie pozwolił sędziemu przerwać starcia nawet na chwilę. Arreola był zapuchnięty, w ostatnich minutach ledwo poruszał się całkiem wyczerpany i czyhał na nokaut. Z kolei Adamek wytrzymał pojedynek fantastycznie kondycyjnie. Miał trudne chwile - jak w szóstej rundzie, ale nawet w tych chaotycznych atakach Arreola nie trafiał często. Na zwycięstwo - jak się później okazało - miał szanse tylko wtedy, gdyby sędziowie po dwóch upomnieniach arbitra ringowego Jacka Reissa, odebrali Polakowi punkt za ciosy poniżej pasa.

Przegrany musi znów się przebijać i budować karierę na nowo.

Bilans Adamka to teraz: 41 zwycięstw, 1 porażka, 27 nokautów.

Arreoli: 28 zwycięstw (25 KO), 2 porażki.

Boks. Media: Twarz Arreoli potwierdza - Adamek to prawdziwy bokser wagi ciężkiej

łw, ringtv.com, dailynews.com, latimes.com
2010-04-25, ostatnia aktualizacja 2010-04-25 11:09
Tomasz Adamek
Tomasz Adamek
Fot. Alik Keplicz AP

Media zagraniczne nie mają wątpliwości, że decyzja o zwycięstwie Adamka nad Crisem Arreolą była słuszna. - Adamek to prawdziwy bokser wagi ciężkiej. Twarz Arreoli to potwierdza - pisze portal The Ring, uważany za "Biblię" zawodowego boksu. - Pokazał świetną technikę i szybkość - czytamy na portalu internetowym Los Angeles Times.

Tomasz Adamek
Fot. Małgorzata Kujawka / Agencja Gazeta
Tomasz Adamek
Chris Arreola
Fot. Mark J. Terrill AP
Chris Arreola
Tomasz Adamek pokonał na punkty Chrisa Arreolę i zdobył tym samym prawo do walki o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. Spryt i technika okazały się lepsze od tępej siły, choć sędziowie nie byli jednomyślni. Punktowali 114:114, 115:113, 117:111. Wątpliwości nie mają za to zagraniczne portale internetowe - Adamek był lepszy i wygrał zasłużenie.

The Ring:

Teraz mamy już pewność. Były mistrz wagi półciężkiej i Cruiserweight jest prawdziwym bokserem wagi ciężkiej. Świadczy o tym doskonale twarz Arreoli tuż po walce - krwawa i posiniaczona. Adamek jest teraz poważnym pretendentem do walki o mistrzostwo świata.

Co do walki: większy i silniejszy Arreola nie mógł znaleźć sposobu na sprytnego Polaka, który zastosował taktykę "uderz i ucieknij" - pisze prestiżowy portal The Ring.

Daily News:

To twarz Arreoli po walce wyglądała dużo gorzej. Była też rozcięta nad lewym okiem po jednym z przypadkowych zderzeń głowami.

Adamek walczył dzielnie, nawet mimo szaleńczych ataków Arreoli. Pokazał wielki zapał. Arreola miał swoje szanse, walka była wyrównana, ale końcówka należała do Polaka - czytamy na portalu Daily News.

The Boxing Historian:

Adamek stał się największym koszmarem Arreoli - tytułuje swoją relację z walki portal The Boxing Historian, nawiązując do ringowego pseudonimu Arreoli. - Polak potwierdził, ze należy do czołówki światowej wagi ciężkiej - czytamy dalej.

Zważając na przewagę wielkości i siły Arreoli, Polak przyjął taktykę ciągłego krążenia wokół rywala. Schodzenia z linii ciosu. Polak czyhał na błędy rywala i kiedy mógł - punktował.

Los Angeles Times:

Precyzyjne ciosy Adamka skutkowały obrzękiem na twarzy Areroli - pisze Los Angeles Times. - Umiejętności Polaka pozwoliły mu zadać 70 ciosów więcej niż rywal. Adamek uderzał szybkimi lewymi, bił kombinacjami - wywoływał tym aplauz publiczności.

Polak pokazał technikę i szybkość, ale punktowanie sędziów zmusza do zadawania pytań. Sędzia Druxman dał Adamkowi zwycięstwo w pierwszych pięciu rundach, a przecież początek walki był najbardziej wyrównany - zauważa portal internetowy Los Angeles Times.


"Prezydent wszedł do kabiny załogi i zapytał: panowie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych? Odpowiedziałem: Pan, Panie Prezydencie. To proszę wykonać polecenie i lecieć do Tbilisi - powiedział Prezydent i wyszedł, nie czekając na żadne wyjaśnienia".

To fragment relacji kapitana Grzegorza Pietruczuka, który 12 sierpnia 2008 r. dowodził załogą prezydenckiego samolotu lecącego do Azerbejdżanu. Relacja pochodzi z akt postępowania, które jesienią 2008 r. prowadziła prokuratura wojskowa, sprawdzając, czy Pietruczuk popełnił przestępstwo, gdyż nie wykonał rozkazu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Świadkiem i uczestnikiem konfliktu dowódcy z prezydentem był kpt. Arkadiusz Protasiuk - wówczas drugi pilot.

Po niespełna 20 miesiącach, 10 kwietnia 2010 r., to on dowodził tupolewem, który z prezydentem i 95 osobami na pokładzie rozbił się na lotnisku w Smoleńsku. W obu lotach brał też udział nawigator mjr Robert Grzywna.

Przypominamy - z nieznanymi dotąd szczegółami - incydent gruziński, bo jest on przywoływany jako argument, że w przeszłości dochodziło do presji na pilotów ze strony prezydenta i jego ludzi.

Nie rozstrzygamy, czy to naciski na załogę spowodowały, że 10 kwietnia pilot próbował w trudnych warunkach atmosferycznych posadzić maszynę na płycie lotniska w Smoleńsku. Przypominamy, że prokurator generalny Andrzej Seremet mówił, iż na razie nie znaleziono na to żadnych dowodów.

Kapitan odmawia zmiany planu

12 sierpnia 2008 r. o godz. 12.25 (wszystkie godziny według czasu polskiego) prezydent Kaczyński w towarzystwie przywódców Litwy, Łotwy i Estonii wyruszył z pomocą dyplomatyczną do Gruzji, na której teren zaczęły wkraczać wojska rosyjskie.

Samolot miał dolecieć do miejscowości Gandża (w aktach postępowania występuje w transkrypcji angielskiej jako Ganja, nazwa azerska - Ganca) w graniczącym z Gruzją Azerbejdżanie. Stamtąd delegacja miała opancerzonymi samochodami przejechać do stolicy Gruzji Tbilisi (ok. 300 km). W trakcie lotu zaplanowano lądowanie w Symferopolu na Krymie, gdzie do samolotu dosiadł się prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko.

Taki plan lotu dostała załoga dowodzona przez kpt. Grzegorza Pietruczuka. Zgodnie z tym planem samolot miał pozwolenie na kurs do Azerbejdżanu i gwarancje bezpieczeństwa na tej trasie. Samolot z Krymu, zamiast skierować się bezpośrednio w stronę Gruzji, miał lecieć łukiem, nad Turcją, by ominąć strefę powietrzną Rosji.

Jednak w czasie postoju w Symferopolu prezydenccy ministrowie Maciej Łopiński i Władysław Stasiak (zginął w katastrofie pod Smoleńskiem) przekazują pilotowi, że Lech Kaczyński żąda zmiany planu i lotu prosto do Tbilisi. Kapitan odmawia, mimo że polecenie osobiście powtórzył prezydent.

Zaalarmowany w sprawie konfliktu zastępca dowódcy sił powietrznych gen. Krzysztof Załęski o godz. 15.29 wysyła faksem z Warszawy do dowódcy 36. Pułku Lotniczego (w jego skład wchodzą samoloty, którymi podróżuje prezydent i rząd) płk. Tomasza Pietrzaka rozkaz wykonania woli głowy państwa. Na papierze firmowym zastępcy dowódcy sił powietrznych Załęski pisze odręcznie: "Proszę natychmiast wykonać polecenie Pana Prezydenta i wykonać przelot z lotniska Ganja do lotniska w Tbilisi".

Oznacza to, że gen. Załęski nie nakazał lotu bezpośrednio do Tbilisi, lecz najpierw zgodnie z planem do Gandżi - i dopiero potem wykonać dodatkowy lot do stolicy Gruzji.

Kpt. Pietruczuk argumentuje, że nie ma zgody dyplomatycznej na przelot do Tbilisi, obszar powietrzny Gruzji jest objęty działaniami wojennymi, samolot nie ma systemu rozpoznania SWÓJ-OBCY kompatybilnego z takimi systemami w samolotach rosyjskich, z którymi nie można też nawiązać łączności radiowej, bo pracują na innych częstotliwościach.

Jego zdaniem samolot mógł zostać ostrzelany przez jedną ze stron konfliktu.

Wszystko to oraz brak wiarygodnych informacji o sytuacji na lotnisku w Tbilisi sprawia, że pilot uznaje lot do Gruzji za groźny dla życia prezydenta i bezpieczeństwa samolotu. Ostatecznie tupolew leci do Gandżi. Do Tbilisi prezydent z delegacją dojechali samochodami.

"Przyniósł wstyd i wykazał się tchórzostwem"

Spór z pilotem miał dalsze konsekwencje. Po powrocie delegacji, 25 sierpnia 2008 r., poseł PiS Karol Karski złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez kapitana samolotu, który "odmówił wykonania rozkazu".