środa, 5 grudnia 2007

Awantura na posiedzeniu sejmowej komisji kultury

mar, cheko, PAP
2007-12-05, ostatnia aktualizacja 2007-12-05 13:32
Zobacz powiększenie
Prezes TVP Andrzej Urbański
Fot. Anna Bedyńska / AG

Do awantury między b. szefową Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji posłanką Elżbietą Kruk, a przewodniczącą sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu Iwoną Śledzińską-Katarasińską doszło podczas obrad komisji, na której omawiana jest sytuacja w TVP i Polskim Radiu.

Na posiedzenie przyszli: prezes telewizji Andrzej Urbański i prezes Polskiego Radia Krzysztof Czabański. W posiedzeniu uczestniczą też przedstawiciele biur prawnych i programowych radia i telewizji oraz m.in. szef Agencji Informacji TVP Jarosław Grzelak, dyrektorzy poszczególnych programów PR i rzecznicy obu instytucji.

- TVP i Polskie Radio starają się przekonać opinię publiczną o swojej nadzwyczajnej misji, tymczasem fakty zdają się tej misji przeczyć - powiedziała przewodnicząca Śledzińska-Katarasińska.

Tłumacząc powody zwołania środowego posiedzenia, posłanka dodała, że w ostatnim czasie "złym logo TVP" stała się wiceszefowa Agencji Informacji Patrycja Kotecka.

- Nie znam dokonań pani Patrycji Koteckiej jako dziennikarki i też nie wiem, czy informacje, jakie do opinii publicznej docierają, są prawdziwe. Dlatego poprosiłam prezesów obu spółek, aby przedstawili informacje o wszelkich ruchach personalnych w ostatnim półroczu - powiedziała Śledzińska-Katarasińska.

Prezes TVP Andrzej Urbański powiedział, że nie do końca rozumie, na jakie pytania ma odpowiadać. "W sprawie jakich dowodów i jakich faktów ja mam udzielać odpowiedzi (...) co to znaczy, że fakty przeczą misji" - pytał. "Odmawiam odnoszenia się do publikacji medialnych, szczególnie jeśli te publikacje są w organach koncernów, które konkurują z TVP" - podkreślił.

Urbański: Gdzie te materiały?

Poseł Jerzy Wenderlich z SLD pytał Urbańskiego o nieprawidłowości w telewizji opisywane przez prasę (m.in. powstawaniu materiałów kompromitujących opozycję na zamówienie wiceszefowej Agencji Informacji Patrycji Koteckiej oraz lepszej wyceny takich materiałów).

Wtedy wtrąciła się Elżbieta Kruk, która chciała prostować wypowiedzi Wenderlicha. Przewodnicząca komisji nie udzieliła jej głosu, mimo to poseł Kruk próbowała odpowiadać. - W jakim trybie pani odpowiada - padło pytanie z sali. - Nie wiem, chyba takim, że ma mikrofon. Ja tego mikrofonu nie mogę wyłączyć - mówiła przewodnicząca Śledzińska-Katarasińska. - Pani poseł - przywołuję panią do porządku - dodała. W końcu odebrała posłance Kruk głos i zagroziła wezwaniem straży marszałkowskiej.

Po krótkiej przerwie o którą poprosił Wenderlich obrady wznowiono. Jako pierwszy głos zabrał Andrzej Urbański:

- Jeśli ktoś pisze, że ocenianie materiałów jest korupcją, polityczną zagrywką czy czymś w tym rodzaju, to mogę się tylko zaśmiać. Zasada wyceny jest świętą zasadą w mediach od kiedy one istnieją. W kwestii tego, że podobno zostały zamówione konkretne materiały na polityków PO, to ja pytam - gdzie one są? Ich nie ma , nie było i nie będzie. To nie tak, że ktoś coś sobie napisał. Wszystkie działania w telewizji są zespołowe. Proszę znaleźć chociaż jedną osobę, która powie, że taki materiał był. Ja mówię, że nigdy go nie było. Jeśli chodzi o tę jedną osobę, która o nieprawidłowościach wypowiada się pod nazwiskiem, to chciałbym zauważyć, że na 800 pracowników firmy, przez cały okres mojego pobytu została zwolniona tylko jedna osoba - i to właśnie ten dziennikarz. Chcę powiedzieć, że w tej sprawie podjąłem stosowne działania. Zamierzamy się z tą osobą spotkać w sądzie pracy. Zostały też skierowane odpowiednie działania, by wspomnianą gazętę, za wiadomy tytuł pozwać. Korupcja to jest jasno określona czynność przestępcza.

Prasa o TVP

W ubiegłym tygodniu "Dziennik", opierając się na relacji zwolnionego z "Wiadomości" reportera Łukasza Słapka podał, że wiceszefowa Agencji Informacji Patrycja Kotecka miała wywierać naciski na reporterów, by przygotowywali materiały kompromitujące PO. Według Słapka, nieprzyjęcie oferty Koteckiej było powodem zwolnienia go z "Wiadomości". Kotecka zaprzecza i skierowała sprawę do sądu zarówno przeciwko Słapkowi, jak i redakcji "Dziennika". Wydawcy gazety proces wytoczyła TVP. Media opisywały też sprawę nieprzedłużenia umowy reporterowi "Panoramy" Piotrowi Glicnerowi, czego powodem miał być materiał o katalogach IPN, w którym przypomniał on "sprawę lojalki podpisanej przez prezesa Urbańskiego".

O nieprawidłowościach w TVP wielokrotnie pisała także ''Gazeta Wyborcza''. Dziś opublikowała ona zestaw pytań na które powinien odpowiedzieć Urbański.

Pol-Aqua - złoty interes funduszu Krauzego

Andrzej Kublik
2007-12-04, ostatnia aktualizacja 2007-12-04 20:51

Prokom Investments zainwestował przez rok niespełna 300 mln zł w budowlaną spółkę Pol-Aqua. Wyjście z tej inwestycji przyniesie mu blisko 600 mln.

Zobacz powiekszenie
Fot. Bartosz Bobkowski / AG
Ryszard Krauze
SERWISY
Praktycznie zakończony w ostatnich dniach związek z Pol-Aquą był dla funduszu Ryszarda Krauzego Prokom Investments krótki, lecz zyskowny. W połowie zeszłego roku Prokom Investments kupił pierwszą partię akcji szykującej się do wejścia na giełdę spółki, która budowała znane warszawskie centra handlowe, osiedle Miasteczko Wilanów i trzecią nitkę rurociągu Przyjaźń. Na pakiet 22,5 proc. akcji fundusz Krauzego wydał niespełna 104 mln zł (23 zł za akcję).

Wiosną tego roku Prokom zwiększył udziały do ponad 37 proc., płacąc tym razem 40 zł za akcję - w sumie 180 mln zł. Ponad połowę zapłaty za nowe akcje stanowiła część kontrolowanej przez Prokom firmy budowlanej Polnord zajmująca się generalnym wykonawstwem. Resztę Prokom uiścił gotówką, a za te pieniądze Pol-Aqua kupiła firmę Vectra, potentata na rynku budowlanym Płocka.

Związki Prokomu z Pol-Aquą były w tym czasie bardzo mocne. To właśnie w podpisanej w tym roku umowie obu firm Aqua ustalono podstawowe zasady oferty publicznej budowlanej spółki - to, że obejmie 3 mln nowych akcji oraz 1 mln akcji należących do Marka Stefańskiego.

W przeprowadzonej latem ofercie publicznej Pol-Aqua sprzedawała swoje akcje po 77 zł i zadebiutowała na parkiecie pod koniec lipca. Trzy tygodnie później Prokom po raz pierwszy sprzedał część akcji Pol-Aquy, zmniejszając swoje udziały do 25,3 proc. Taki pakiet ciągle zapewniał Prokomowi znaczący wpływ na spółkę, pozwalając blokować strategiczne decyzje na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Po transakcji fundusz Krauzego informował, że zamierza nadal być akcjonariuszem Pol-Aquy i wspierać jej rozwój.

Jednak dwa miesiące później, pod koniec października, Prokom sprzedał kolejne akcje, zmniejszając swój pakiet do 20,6 proc. Minął kolejny miesiąc i fundusz Krauzego praktycznie wyszedł z inwestycji w Pol-Aqua, sprzedając prawie 17 proc. akcji spółki i uzgadniając sprzedaży reszty. W przyszłym roku w dwóch ratach kupi je Marek Stefański, prezes i główny akcjonariusz Pol-Aquy - przewiduje umowa podpisana przed tygodniem przez Prokom i Stefańskiego.

W ciągu czterech miesięcy od debiutu Pol-Aquy fundusz Ryszarda Krauzego zarobił na sprzedaży akcji tej spółki ok. 570 mln zł (do tego dojdą 72 mln zł w przyszłym roku). A zainwestował ok. 284 mln zł, z czego dwie trzecie w połowie tego roku.

- W Pol-Aquie byliśmy tylko inwestorem finansowym i postanowiliśmy skupić się na spółkach, w których jesteśmy inwestorem strategicznym - tak decyzję o wyjściu z inwestycji tłumaczy rzecznik Prokomu Krzysztof Król. Dodał, że ta decyzja nie wpływa na umowy spółek grupy Prokom o współpracy z Pol-Aquą.

Biuro prasowe Pol-Aquy nie skomentowało wyjścia Prokomu z akcjonariatu spółki.

Kutz: To obrzydliwe świnie, które mienią się katolikami

jg
2007-12-05, ostatnia aktualizacja 2007-12-05 11:25

Jeśli dziś robią coś takiego, to są obrzydliwe świnie, które się mienią katolikami. Oni nie mają nic wspólnego z katolikami - mówił w TVN 24 poseł PO Kaziemierz Kutz, mając na myśli "Nasz Dziennik". Gazeta opublikowała dziś artykuł "Agenci wśród posłów" opatrzony zdjęciem Kutza.

Zobacz powiekszenie
Fot. Adam Kozak / AG
Kazimierz Kutz
ZOBACZ TAKŻE
Poseł PO zapewnił, że skieruje sprawę do sądu. - To jest brudne, brzydkie, żeby mnie obrzucić gównem. Ja się na to nie zgodzę. Sprawa znajdzie się w sądzie. To nie może tak być, żeby ludzie patrzyli, że znaleźli agentów w Sejmie i jest moje zdjęcie. Oni ze mnie robią, szpiega, agenta, ubeka. Jestem obwołany za przestępcę politycznego. To są stare, ubeckie metody - mówił Kutz.

Artykuł w "Naszym Dzienniku" ujawnionych wczoraj przez IPN katalogów dotyczących m.in. ministrów, posłów i senatorów. Z dokumentów dotyczących Kutza wynika, że podpisał "deklarację lojalności". Według posła, nie była to deklaracja lojalności, lecz zobowiązanie, że będzie przestrzegał obowiązujących przepisów, od którego podpisania zależało jego wyjście z więzienia.

Kutz już wczoraj tłumaczył: - Gdy po tygodniu pobytu w areszcie śledczym w Katowicach mnie wypuszczali, położono przede mną papier, że nie będę prowadzić zbrodniczej działalności przeciwko państwu. Powiedziałem im, że tego nie podpiszę, bo żadnej działalności nie prowadzę. Trzymali mnie więc następne sześć godzin i przygotowali kolejny świstek, łagodniejszy od tego pierwszego, że będę przestrzegał przepisów administracyjnych stanu wojennego. Na co ja z kolei powiedziałem, że podpiszę, jak dadzą mi zaświadczenie, że tutaj siedziałem. To zaświadczenie, już wyblakłe, wisi do dziś w moim domu - opowiadał reżyser.