sobota, 29 marca 2008

Scenariusze dla TV w laptopie Ziobry? Ministerstwo nie potwierdza

jg, PAP
2008-03-29, ostatnia aktualizacja 2008-03-29 12:59

ABW nie przedstawiła jeszcze wyników analizy laptopów b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i jego asystenta, nie znamy ich zawartości - powiedział rzecznik prasowy resortu Grzegorz Żurawski.

Zobacz powiekszenie
Fot. Wojciech Surdziel / AG
Laptop Zbigniewa Ziobry
ZOBACZ TAKŻE
Według RMF FM, które powołuje się na nieoficjalne informacje, w laptopie Ziobry znaleziono scenariusze programów dla telewizji publicznej. Podobno część plików już odczytano.

Zdaniem RMF FM, laptop zawiera skrypty z programów publicystycznych z rozpisaniem na role. Jeden z dokumentów to podobno wstępny scenariusz programu o służbie zdrowia. Jak podaje radio, mimo uszkodzeń twardego dysku, w ciągu dwóch tygodni zostanie odczytana praktycznie cała zawartość laptopa.

Z kolei według Radia ZET część dokumentów dotyczy zatrzymania doktora Mirosława G. "Dokumenty mają charakter instrukcji. Jak opisywać sprawę, czy nawet jak w telewizji pokazywać moment zatrzymania Mirosława G. przez CBA" - podało Radio ZET, powołując się na anonimowego informatora.

"W żaden sposób nie możemy odnieść się do doniesień medialnych, nie wiemy skąd się wzięły i na jakiej podstawie dziennikarze otrzymali takie informacje" - powiedział Żurawski.

Rzecznik potwierdził, że resort sprawiedliwości jako właściciel sprzętu, zlecił ABW analizy techniczne. Jak powiedział, "laptopy są tam wysłane po to, żeby sprawdzić czy nie były na nich przechowywane tajne informacje oraz jak doszło do uszkodzeń, tzn. czy są nieumyślne, czy celowe".

Żurawski powiedział, że dyrektor generalny MS Wojciech Kijowski, który odpowiada za sprzęt powierzony pracownikom, na podstawie analizy podejmie decyzję, czy potraktuje tę sprawę jako przestępstwo, czy łagodnie.

"Jeżeli okaże się, że laptopy były zniszczone celowo, lub były na nich przechowywane tajne dane bez odpowiedniego certyfikatu, to są zapisy w prawie, które wskazują na to, że jest to przestępstwo" - mówił.

W wypadku popełnienia przestępstwa - jak powiedział rzecznik - dyrektor generalny MS będzie mógł złożyć zawiadomienie do prokuratury. "Nie róbmy z tego sensacji, bo to jest decyzja Kijowskiego" - podkreślił. "Bierze za nią pełną odpowiedzialność, więc nie zrobi tego pochopnie, bo do niego też mogą być pretensje natury procesowej" - wyjaśnił.

Żurawski powiedział, że ABW przedstawi resortowi wyniki analizy w ciągu "najbliższych tygodni".

Rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska nie chciała komentować doniesień medialnych, tłumacząc się tym, że "procedura badania jest w toku i nie udziela nikomu żadnych informacji".

"Nie będziemy ustosunkowywać się do żadnych doniesień prasowych na ten temat; trudno powiedzieć kiedy procedura się zakończy" - powiedziała.

Jak Macierewicz ujawnił kontrwywiad

Wojciech Czuchnowski, bw
2008-03-29, ostatnia aktualizacja 2008-03-29 11:28

Ujawnienie tożsamości oficera Służby Kontrwywiadu Wojskowego nie jest trudne. Wystarczy, że będzie chciał kupić lodówkę albo telefon. A wszystko dzięki Antoniemu Macierewiczowi.

Zobacz powiekszenie
Fot. Albert Zawada / AG Zobacz powiekszenie
Zaświadczenie dla banku
Likwidator WSI i założyciel kontrwywiadu Antoni Macierewicz (poseł PiS) zaatakował wczoraj "Gazetę" za to, że w piątek ujawniliśmy przynależność żołnierzy SKW, którzy pokazali swoje zdjęcia na portalu Nasza-klasa. Wysyłali je w czasie pełnienia tajnej misji przy polskim kontyngencie w Afganistanie. Fotografowali się z bronią, w mundurach i w przebraniu, a zdjęcia publikowali pod własnym nazwiskiem, chwaląc się, że właśnie pełnią misję w Afganistanie.

Nie pisali tylko, że należą do SKW, i przedstawiali się jako "oficerowie WP". Zdaniem Macierewicza "Gazeta" "popełniła przestępstwo, łącząc ich [oficerów] portrety i nazwiska ze służbą, którą pełnią (...), popełniła przestępstwo, identyfikując ich jako żołnierzy SKW".

Macierewicz pominął fakt, że w artykule ukryliśmy twarze i dane bohaterów.

Ale najważniejsze, że to on sam - gdy kierował kontrwywiadem - spowodował, że miejsce pracy żołnierzy i funkcjonariuszy wojskowych służb specjalnych przestało być tajemnicą.

Jednostka Wojskowa 3362

Zlikwidowane w 2006 r. przez PiS Wojskowe Służby Informacyjne były do tego stopnia tajne, że ich żołnierze w jawnej korespondencji i w pismach do cywilnych instytucji nie posługiwali się nazwą WSI. Jako miejsce zatrudnienia na drukach, np. dla banków, podawano tak jak w armii tylko nazwę jednostki wojskowej JW3362, która cywilom nie kojarzyła się z tajnymi służbami.

Nowe służby jawne dla wszystkich

Tworząc SKW- w miejsce likwidowanych WSI - Macierewicz zrezygnował z tego zwyczaju. Wczoraj z naszą redakcją skontaktowali się dwaj oficerowie SKW, którzy zgodzili się na opublikowanie kopii zaświadczeń, jakie SKW wystawiła im dla banku, sklepu AGD i NFZ. - To, że ktoś pracuje w SKW, przestało być tajemnicą dla kogokolwiek. Nasze miejsce pracy, a nawet stanowisko znają listonosze, urzędnicy, pracownicy banków czy sprzedawca, od którego chcemy kupić lodówkę na raty. Wystarczy, że ktoś taki wpisze potem nazwisko w internet i bez trudu znajduje np. zdjęcia żołnierza czy funkcjonariusza, jeżeli ten umieścił je w internecie na takim portalu jak np. Nasza-klasa - mówi nam oficer. Zaświadczenia z zakładu pracy, o zarobkach oraz okresie zatrudnienia potrzebne są do wszystkich niemal zakupów na raty, a nawet do kupna telefonu komórkowego dla dziecka.

W zaświadczeniach, które pozwolili nam skopiować oficerowie SKW, jest pieczątka z pełną nazwą SKW, odręczne rozwiniecie tego skrótu, adres SKW, a nawet stanowisko osoby, której wystawiono kwit.

- Pisma służbowe, które dostaję z mojej dawnej pracy, przychodzą w kopertach z nadrukiem i pieczęciami SKW. Podobnie jest w przypadku innych b. żołnierzy WSI - potwierdza ostatni szef WSI gen. Marek Dukaczewski, dodając, że w przed powstaniem SKW nazwę WSI i ich struktur stosowano tylko w wewnętrznej korespondencji klasyfikowanej jako poufna i tajna.

Za granicą pod przykryciem

W większości krajów zachodnich pracownicy tajnych służb nie podają swego prawdziwego miejsca pracy. W USA, Wielkiej Brytanii i Izraelu oficerowie służb, podając, gdzie pracują, łamią prawo. W krajach tych istnieją specjalne komórki, które w służbach zajmują się budowaniem fałszywych karier dla swoich pracowników - dostarczają one oficerom wszelkie dokumenty potrzebne do codziennego życia, ale pochodzące z innych agend rządowych lub fikcyjnych firm prywatnych.

W Polsce miejsca pracy swoich ludzi na zaświadczeniach przekazywanych bankom itp. nie ukrywa ABW. Funkcjonariusze są w nich jednak przedstawiani jako "urzędnicy państwowi".

Źródło: Gazeta Wyborcza

Kardynał Ignacy Jeż!

fot. J. Walczak


Świętej Pamięci Księdzu Biskupowi Ignacemu Jeżowi, który zmarł 16 października ub.r. w Rzymie, w przeddzień oficjalnego ogłoszenia nominacji kardynalskich, przysługuje tytuł kardynała. Potwierdził to sam Ojciec Święty Benedykt XVI. Oficjalnie poinformuje o tym diecezjan obecny ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski ks. bp Edward Dajczak.

- Tak po ludzku nie wiadomo było, co w takiej sytuacji zrobić - powiedział ks. bp Dajczak, tłumacząc wątpliwości co do tytułowania ks. bp. Jeża, ponieważ umarł on przed odebraniem kapelusza kardynalskiego. Jedyną osobą, która mogła wyjaśnić wątpliwości, był sam Ojciec Święty. Ordynariusz koszalińsko-kołobrzeski poprosił więc o pomoc ks. bp. Antoniego Stankiewicza, dziekana Roty Rzymskiej. - Biskup Stankiewicz zapytał Benedykta XVI wprost - czy biskup Ignacy jest kardynałem. Odpowiedź Papieża była krótka: "Oczywiście. Przecież go mianowałem" - relacjonuje ks. bp Dajczak.
W Wielki Czwartek, 20 marca, informacja, że zmarły biskup może być oficjalnie tytułowany kardynałem, zostanie przekazana wszystkim diecezjanom. Prawdopodobnie w tym dniu zostaną też zmienione tabliczki na jego grobie. Ksiądz biskup Edward Dajczak zwraca uwagę, że nominacja kardynalska dla pierwszego ordynariusza koszalińsko-kołobrzeskiego to dla diecezji olbrzymia nobilitacja. - Nasze tereny to obszar ogromnej powojennej migracji, przy której bardzo trudno jest budować swoją wspólną tożsamość w przeszłości. Nie mamy więc innej możliwości, jak budować ją współcześnie - wyjaśnia. - Kardynał Ignacy Jeż jest do tej pory człowiekiem, który stanowi dla nas fundament i punkt odniesienia - podkreśla.
NASZ DZIENNIK 18 MARCA 2008
SJ, KAI