czwartek, 24 kwietnia 2008

Kurski: Kotecka to narzeczona Ziobry

Poseł zdradza tajemnice byłego ministra

Patrycja Kotecka nie jest obojętna Zbigniewowi Ziobrze

Wiceszefowa Agencji Informacji TVP Patrycja Kotecka jest narzeczoną Zbigniewa Ziobry - byłego ministra sprawiedliwości w rządzie PiS. Tę tajemnicę, niby przypadkiem, zdradził w TVN24 poseł Prawa i Sprawiedliwości Jacek Kurski.

"Nie ma w tym nic niezwykłego, że ludzie mieszkający razem, narzeczeni, pożyczają sobie laptopa" - w taki sposób Jacek Kurski tłumaczył w rozmowie z Moniką Olejnik, dlaczego w służbowym komputerze byłego szefa resortu sprawiedliwości znaleziono materiały należące do Patrycji Koteckiej.

Przekonywał, że "zwyczajna sprawa" została rozdmuchana. A pytany o to, czy minister powinien pożyczać służbowego laptopa dziennikarce telewizji publicznej, powtórzył, że nie ma w tym nic dziwnego. "Jeśli mieszkają razem i narzeczona Zbigniewa Ziobry korzysta z jego komputera, nie ma w tym nic niezwykłego. Zwłaszcza, że laptop przebywa cały czas w domu" - przekonywał Kurski w "Kropce nad i".

Plotki o związku Koteckiej i Ziobry krążyły od dawna, jednak dopiero Jacek Kurski je potwierdził. Ziobro unikał tego tematu, choć sugerował, że Patrycja Kotecka nie jest mu obojętna. "Jest bardzo kobieca. Ma szereg takich cech charakteru, które działają na mnie jak balsam" - mówił Ziobro w jednym z wywiadów.

A Kurski w programie "Kropka nad i" wsadził mu jeszcze jedną szpilę. Powiedział, że Ziobro był przeciwnikiem traktatu lizbońskiego i zagłosował za jego ratyfikacją wbrew własnym przekonaniom. Dlaczego? Z uwagi na posłuszeństwo wobec Jarosława Kaczyńskiego.

"Nie jestem w drużynie Zbigniewa Ziobry. Ja współtworzę wizerunek PiS. Ziobro jest jednym z najbardziej lojalnych i oddanych braciom Kaczyńskim działaczy PiS" - tłumaczył z uśmiechem Kurski.

Wojewódzki: Przewietrzyć polski katolicyzm

Czy szołmen dostanie drugą karę?

Wojewódzki: Przewietrzyć polski katolicyzm

Kuba Wojewódzki nie widzi nic złego we wtykaniu polskiej flagi w psie odchody. Idzie nawet dalej. W rozmowie z DZIENNIKIEM wyśmiewa polski katolicym, patriotyzm i polityków. "Przeciętny Polak nie wie, jak się wiesza polską flagę, co udowodnił prezydent" -drwi szołmen TVN.

Zdaniem Wojewódzkiego, w Polsce panuje tani patriotyzm. Dlaczego? "Przeciętny Polak zna tylko jedną zwrotkę hymnu państwowego. Udowodnił to nasz był premier" - mówi naczelny szołmen TVN.

Jak według Wojewódzkiego wygląda polski patriotyzm? To "polska flaga w rękach fanatyka z Młodzieży Wszechpolskiej", to "pijana morda kibica pomalowana w biało-czerwone barwy", to wreszcie prezydent, który nie wie, jak wiesza się polską flagę - wylicza w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Wojewódzki bezceremonialnie wyśmiewa nie tylko polityków i Polaków. "Zawsze czułem się podżegaczem, uważam, że polską historię, katolicyzm i mentalność należy przewietrzyć" - mówi.

Nie oszczędza też Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która zagroziła mu karą za wetknięcie polskiej flagi w psie odchody w programie TVN. "Jeżeli pozostałości LPR i Samoobrony, które zasiadają w Krajowej Radzie, mają decydować o krajobrazie polskich mediów, to ja się na to nie godzę" - odpowiada Wojewódzki DZIENNIKOWI.


ANNA NALEWAJK: Po co w pana programie Marek Raczkowski wsadził polską flagę do psiej kupy?
KUBA WOJEWÓDZKI:
Ten happening był prowokacją do pewnej rozmowy. Marek Raczkowski zrealizował to, co kiedyś wymyślił w TOK FM, ja dałem na to przyzwolenie. Nie chcieliśmy wywołać taniego skandalu. W Polsce panuje bardzo tani patriotyzm. Przeciętny Polak zna tylko jedną zwrotkę hymnu narodowego, udowodnił to zresztą nasz były premier. Przeciętny Polak nie wie też, jak się wiesza polską flagę, co udowodnił polski prezydent. Ponad 60 procent Polaków nie ma zresztą flagi w domu. Amerykanie mają rolki, majtki i trampki w barwach USA i nie są przez to gorszymi patriotami.

Nie przyszło wam na myśl, że ktoś tym gestem może się czuć urażony?
Mam sprawę w prokuraturze za to, że w moim programie Janusz Palikot zdefiniował ojca Rydzyka jako diabła. Mam świadomość tego, że ocieramy się o granice, które dla kogoś mogą być nie do przyjęcia. Zawsze czułem się podżegaczem, uważam, że polską historię, katolicyzm i mentalność należy przewietrzyć. Jeśli kogoś nie obraża polska flaga w rękach fanatyka z Młodzieży Wszechpolskiej, który rzuca antysemickie hasła, jeżeli komuś nie przeszkadza pijana morda kibica pomalowana w biało-czerwone barwy, który wykrzykuje wulgaryzmy, to nie powinien czuć się obrażony naszym happeningiem.

To nie jest pierwsza kara nałożona przez KRRiT na pana program.
Musiałem zapłacić 500 tysięcy złotych nie za żarty na temat niepełnosprawnej Magdy Buczek, ale na temat prezenterki Radia Maryja, której wtedy nikt nie znał. Myślę, że członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji są strażnikami dogmatycznego postrzegania rzeczywistości. Rada, która stoi na straży wolności słowa, paradoksalnie tę wolność ogranicza. Jeżeli pozostałości LPR i Samoobrony, które zasiadają w Krajowej Radzie, mają decydować o krajobrazie polskich mediów, to ja się na to nie godzę.

Rządowy szpital pozywa prezydenta za długi

rik, PAP
2008-04-24, ostatnia aktualizacja 2008-04-24 08:35

Szpital MSWiA z Gdańska chce pieniędzy od prezydenta. Za co? Za to, że karetka z tej placówki czuwała w pobliżu głowy państwa przez 71 dni w zeszłym roku, podczas urlopu Lecha Kaczyńskiego. Szpital wystawił rachunek na 214 tys. zł, ale zapłaty nie dostał. "Dziennik" dotarł do pozwu, z jakim placówka idzie do sądu.

Zobacz powiekszenie
Fot. Rafał Malko / AG
Lech Kaczyński
Szpital MSWiA domaga się od prezydenta Lecha Kaczyńskiego zapłacenia rachunków za opiekę medyczną podczas wakacyjnych pobytów głowy państwa w Juracie. Spór dotyczy karetki z załogą, która była przeznaczona do wyłącznej dyspozycji głowy państwa. Rozstrzygnie go warszawski sąd, do którego w najbliższych dniach trafi pozew szpitala.

"Dziennik" dotarł do treści pozwu podpisanego przez dyrektora oraz prawnika z trójmiejskiego szpitala. Wynika z niego, że szykuje się proces, jakiego dotąd w Polsce nie było. Z jednej strony na sądowej ławie zasiądą szefowie gdańskiego szpitala. Ich przeciwnikami - jak sami napisali w pozwie - mają być prezydent Rzeczypospolitej Polskiej oraz przedstawiciele Biura Ochrony Rządu.

Karetka stała w gotowości

- Szpital ma długi, jest w złej kondycji finansowej. Dlatego zapadła tam decyzja, aby domagać się spłaty rachunków co do złotówki - tłumaczy urzędnik resortu spraw wewnętrznych i administracji. Kością niezgody jest karetka należąca do szpitala.

Kancelaria Prezydenta oraz Biuro Ochrony Rządu domagały się, aby szpital podczas każdego pobytu prezydenta w nadmorskiej Juracie wysyłał tam karetkę reanimacyjną. Wraz z lekarzem i sanitariuszami stała w gotowości przez 24 godz. na dobę. Tylko latem i jesienią 2006 r. było to 71 dni. Z dokładnej statystyki przytoczonej w piśmie procesowym wynika, że było to 33 dni urlopu prezydenta i 38 przedłużonych wypadów weekendowych.

- Koszt wyliczyliśmy na 214 tys. zł. Tylko że tych rachunków nikt nie chce szpitalowi pokryć. Powiększają one straty szpitala -

mówi rozmówca gazety.

Urlop to nie oficjalna wizyta

Do 2006 r. koszty opieki medycznej prezydenta w Juracie szpitalowi zwracało Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Rachunki nie zostały uregulowane jeszcze w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Obecne kierownictwo resortu wywodzące się z Platformy Obywatelskiej nie ma zamiaru ułatwiać życia urzędnikom podległym Lechowi Kaczyńskiemu i zdecydowanie odmówiło zapłacenia rachunków.

Powód jest prosty: zgodnie z prawem koszty leczenia głowy państwa są refundowane w trakcie oficjalnych wizyt. A urlop oraz wypady weekendowe, według wykładni prawników szpitala i resortu, do takich nie należą. Również Kancelaria Prezydenta nie ma zamiaru płacić. Szpital po raz pierwszy o spłatę długu zwrócił się już pod koniec 2006 r. Jednak urzędnicy kancelarii Lecha Kaczyńskiego zdecydowanie odmówili dokonania przelewów.

Kancelaria nie widzi podstaw ponoszenia kosztów wynikających z przesłanych faktur - uzasadniła odmowę w czerwcu 2007 r. wicedyrektor zespołu obsługi organizacyjnej prezydenta RP Ewa Wiśniewska. W efekcie dyrekcja gdańskiego szpitala została na lodzie z niezapłaconymi fakturami - czytamy w "Dzienniku".