niedziela, 25 maja 2008

Dramat w Tallinie, blamaż polskich siatkarzy

Jarosław Bińczyk
2008-05-25, ostatnia aktualizacja 2008-05-25 18:53
Zobacz powiększenie
Fot. Tomasz Waszczuk / AG

Kiedy w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy Polska przegrywała z Belgią, chyba nikt nie przypuszczał, że może być jeszcze gorzej. A jednak... Żeby zagrać w kolejnym turnieju, wicemistrzowie świata muszą zagrać w turnieju barażowym.

Lozano musi odejść!

Tydzień temu nic nie zapowiadało dramatu naszej reprezentacji, która bez większych problemów pokonała w Olsztynie Węgry, Czarnogórę i Estonię, choć grała bez trzech gwiazd: Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego i Łukasza Kadziewicza. Wszyscy trzej pojechali na rewanżowy turniej do Estonii i nie pomogli drużynie. Nikt się chyba nie spodziewał, że podopieczni Raula Lozano przegrają z Czarnogórą i gospodarzami, mimo że w obu spotkaniach prowadzili 2:0.

Dlaczego Polacy przegrali? Trenerzy tłumaczą to słabą psychiką. Na pewno coś w tym jest, ale trzeba też pamiętać, że silna i dobrze przygotowana drużyna po prostu pokazuje swoją wyższość nad słabszymi rywalami. W pierwszych dwóch setach spotkań z Czarnogórą i Estonią z polską psychiką było wszystko w porządku. Tej pierwszej pozwoliliśmy zdobyć po 15 punktów. Później jednak nasi zawodnicy stanęli. Nie pomagały zmiany i przerwy w grze - przegraliśmy tie-breaka, mimo że rywale popsuli w nim aż osiem zagrywek! Dlatego niedzielny mecz z gospodarzami miał zadecydować o pierwszym miejscu i awansie.

Sytuacja się powtórzyła - Polacy prowadzili 2:0 i przegrali. Tym razem w piątej partii nasza drużyna wygrywała 5:1 po czterech kolejnych asach Mariusza Wlazłego i 12:8. Aż strach pomyśleć, jak grałaby Polska, gdyby nie miała w składzie zawodnika Skry. Nie można jednak marzyć o sukcesie, jeśli w tie-breaku tylko jeden gracz zdobywa punkty w ataku. Estończycy mogli w ciemno ustawiać blok na swojej lewej stronie, bo Paweł Zagumny był zmuszony wystawiać tylko do atakującego Skry. Przyjmujący nie byli w stanie skutecznie zbić piłki nawet na pojedynczym bloku.

Polakom brakował dynamiki, wszystko robili wolniej od przeciwników. A gdy doszły do tego nerwy, stało się nieszczęście. Teraz, żeby zagrać w finałach mistrzostw Europy musimy we wrześniu pokonać Belgię lub Grecję (mecz i rewanż). Obie drużyny są klasyfikowane wyżej niż Estonia czy Czarnogóra.

Ale najważniejszy turniej czeka nas w następny weekend w portugalskim Espinho. Jego stawką jest występ w Pekinie. Tam rywale - Portugalia czy Portoryko - będą silniejsi niż Estonia, a nasi zawodnicy po fatalnym występie w Tallinie nie będą faworytami.

Polska w sobotę i niedzielę nie przypominała zespołu, który tydzień wcześniej nie stracił nawet seta w Olsztynie. Wychodzi na to, że powrót trzech gwiazd nie był wzmocnieniem, wręcz przeciwnie. Z tej trójki nie zawiódł jedynie Winiarski, choć nie grał jeszcze na swoim normalnym poziomie. Widać po nim trudy długiego sezonu we Włoszech. Zagumny grał gorzej od Pawła Woickiego. Widać było, jak skrzydłowi mieli uwagi do jego wystaw. Lozano nie zdecydował się jednak na zmianę, a były gracz AZS Częstochowa wchodził na boisko tylko na podwójną zmianę. Jedyna nadzieja, że przez cztery dni Zagumny znajdzie "wspólny język" z kolegami, którzy zdążą odzyskać świeżość.

Lozano: Jest mi przykro

Kubica o włos od zwycięstwa! Hamilton przebił oponę...

Radosław Leniarski, Monako
2008-05-26, ostatnia aktualizacja 2008-05-26 12:21

Zobacz powiększenie
Kubica byłby pierwszy, ale zabrakło czasu
Fot. jo.townsend BMW / John Townsend

Lewis Hamilton złapał gumę prawdopodobnie na ostatnim okrążeniu niedzielnego, dramatycznego wyścigu w Monte Carlo. Gdyby Grand Prix Monako nie zostało przerwane, gdyby kierowcy jechali normalny dystans 78 okrążeń, Brytyjczyk nie dojechałby do mety. Zwycięzcą byłby Robert Kubica!

SERWISY
Kubica był pierwszy w Monako. Zobacz jak to zrobił - Z czuba.tv

Hamilton jechał na coraz większym kapciu podczas okrążenia honorowego, już po przerwaniu wyścigu z powodu przekroczenia regulaminowego limitu trwania zawodów, czyli dwóch godzin - taką absolutną rewelację, ostatnią odsłonę wyścigu, który wydarzeniami mógłby obdzielić kilka żywotów jednego kierowcy, zdradził jeden z szefów McLarena Martin Whitmarsh. - Po wyścigu sprawdziliśmy samochód Lewisa. Okazało się że miał uszkodzona prawa tylną oponę, prawdopodobnie po wjechaniu na resztki samochodu Nico Rosberga.

Niemiec rozbił się na 16 okrążeń przed końcem wyścigu na jednym z ostatnich zakrętów toru, czyli przy drugiej szykanie przy basenie. Do linii mety jest stamtąd kilkaset metrów i tylko jeden zakręt - Rascasse. Hamilton złapał gumę albo na kilkanaście sekund przed przekroczeniem linii mety, albo jedno kółko później, podczas okrążenia honorowego.

Kubica przyjechał na metę trzy sekundy za Hamiltonem. Gdyby Brytyjczyk nie dojechał do mety, Polak w klasyfikacji kierowców byłby trzeci, za broniącym tytułu mistrza świata Kimi Raikkonenem i za Felipe Massą.

A co najważniejsze miałby na koncie pierwsze zwycięstwo w karierze. I to gdzie! W najbardziej prestiżowym wyścigu, tam, gdzie królewską pieczęcią znaczą genialnych kierowców.

Ten wyścig przejdzie do historii. Hamilton - zderzenie z barierą i przebita opona, Fernando Alonso - rekordzista: zderzenie z barierą, dwie kraksy. Raikkonen wyleciał z trasy tam gdzie Massa, miał poważną kraksę z Adrianem Sutilem. Kto jeszcze? Heidfeld? Rozpacz, powinien nazywać się Herr Problem - zaledwie 14. miejsce i aż cztery okrążenia straty po kilku stłuczkach.

GP Monako: Jak Robert Kubica rozbijał kasyno

Radosław Leniarski, Monako
2008-05-25, ostatnia aktualizacja 2008-05-25 20:00
Zobacz powiększenie
Robert Kubica przez moment był na prowadzeniu
Fot. LUCA BRUNO AP

Szalony, porywający, deszczowy wyścig cudem wygrał Lewis Hamilton z McLarena. Robert Kubica miał szansę nawet na rozbicie kasyna, ale po serii niezwykłych zdarzeń był drugi - pisze z Monako specjalny wysłannik Sport.pl Radosław Leniarski.

Zobacz relację Z czuba - okrążenie po okrążeniu

- To niesamowite, że udało mi się dojechać na drugim miejscu - powiedział uszczęśliwiony, zaczerwieniony z emocji Kubica. Jego szatańskie umiejętności, refleks i zimna krew zapewniły mu największy sukces w karierze, no bo jak porównać GP Malezji z tym szykownym, gwiazdorskim wyścigiem w stylu glamour!

Na mecie były łzy - Adriana Sutila wypchniętego na ostatnich okrążeniach z toru przez Kimi Räikkönena. Była wściekłość - właśnie Räikkönena, który dojechał dziewiąty. Ekstaza - zwycięzcy Lewisa Hamiltona, który powiedział euforycznie, że to jego najwspanialszy dzień.

W tym wyścigu było wszystko, o czym marzy kibic Formuły 1, a spowodował to deszcz, o którym mówiono tu od kilku dni.

Po prostu lało. Nie siąpiło, nie padało, ale lało na starcie. Ostatni raz coś takiego miało miejsce ponad 10 lat temu. Kiedy pytałem w piątek: "Jak nie teraz, to kiedy?", miałem na myśli właśnie połączenie deszczu, ulicznego toru, ulubionego przez Kubicę rodzaju ścigania się, wreszcie wyścig, w którym Ferrari - lider klasyfikacji konstruktorów i zespół dysponujący najlepszym bolidem, od kilku lat notorycznie przegrywa z kretesem.

I tak się stało w Monako. Felipe Massa przyjechał po kilku błędach za Polakiem, mistrz świata Räikkönen po dramatycznych, załamujących go coraz bardziej kraksach nie zdobył nawet jednego punktu!

Co najważniejsze jednak, Kubica okazał się w królem deszczu. Właśnie wtedy, gdy padało najbardziej, gdy woda stała na torze, gdy za samochodami powstawał dziki tuman drobin wody i gdzie inni rozbijali się o stalowe bariery, Polak z zimną krwią wygrywał kolejne pule, analizował i stawiał więcej, wygrywał i przesuwał się wyżej i wyżej.



Dobra passa Polaka zaczęła się od startu.

Kiedy w sobotę na kwalifikacjach Kubica dość pechowo zajął piąte miejsce startowe, nie uważał tego za sukces. Liczył na więcej. Gdyby nie nieumyślne blokowanie go przez Hamiltona, mógłby być czwarty. Ale oliwa na wierzch wypływa. Dzień później na starcie bolid kolegi Hamiltona Fina Heikki Kovalainena, który w kwalifikacjach wyprzedził Polaka o 0,006 s, nie odpalił - Kubica na pierwszy zakręt Ste Devote wbił się czwarty.

Polscy kibice wstali ze swoich najtańszych miejsc na skałach wokół pałacu Grimaldich - wyglądało, jakby Kubica miał kłopoty. Szybko tracił do prowadzących kolejne metry. Czy on to robił umyślnie? Chciał dzięki temu uniknąć kłopotów? - Nie. Po prostu opony miały zbyt niskie ciśnienie. Ślizgały się. Dopiero jak się rozgrzały, zacząłem jechać normalnie - mówił Kubica. - Trzeba było kilku cudów, aby zdobyć drugie miejsce.

Cuda w tym cudownym mieście kasyn zdarzały się jeden po drugim.

Już na szóstym okrążeniu przy szykanie przy basenie pędzący wicelider Lewis Hamilton grzmotnął prawym tylnym kołem o bandę i opona pękła. Brytyjczyk zjechał do garażu. Jak się paradoksalnie okazało, to właśnie zdarzenie dało mu później zwycięstwo. Zmienił opony, zatankował pod korek i ruszył. Przejechał bez wytchnienia 54 okrążenia. Ale po jego pechu Kubica był trzeci!

Następna wygrana stawka dla Polaka - Kimi Räikkönen z Ferrari dostał karę za zmianę opon na niecałe trzy minuty przed startem. Tego robić nie można! Fin musiał karnie przejechać przez garaże.

Kubica był drugi!

Za chwilą błąd popełnił Felipe Massa. Popełnianie niewymuszonych błędów w chwilach skrajnych emocji to jego specjalność i można pod tym względem polegać na nim jak na Zawiszy. Tym razem wyleciał na Ste Devote, pierwszym zakręcie za linią start/meta. Miał szczęście, że jest to jedyny zakręt na torze, na którym jest trochę miejsca na błędy. Nie ma bowiem owej legendarnej stalowej bariery wydającej straszny zgrzyt przy uderzeniu (tak było, gdy wyrżnął w nią Nico Rosberg pod sam koniec wyścigu - zresztą niemal dokładnie tam, gdzie pękło koło Hamiltona).

I po błędzie Massy Kubica był pierwszy, i to z wielkimi szansami na zwycięstwo! - Position number one! - powiedział dumnie przez radio inżynier Kubicy Tony Cuquerella.

Polak długo, bo przez dziesięć okrążeń, prowadził, ale pokonała go taktyka. Massa później zjechał do garażu na swoją zmianę opon, jechał lżejszym, lepszym samochodem i miał przed sobą pusty tor. Wyprzedził Polaka po zmianie opon i tankowaniu.

To jednak ostatecznie mu nie pomogło, bo po długiej serii szczęśliwych zdarzeń wreszcie sam Kubica zdecydował, że zajął nie trzecie, ale drugie miejsce. Decydujący okazał się refleks Polaka, kiedy jechał tuż za Brazylijczykiem. - Kiedy zauważyłem, że Timo Glock (Toyota) jedzie przed nami na oponach na suchą nawierzchnię i robi czasy niemal dwie sekundy lepsze, niemal krzyczałem przez radio: "Szybko zmieniamy opony". Chciałem jak najszybciej, aby jak najdłużej na nich jechać - mówił rozemocjonowany Kubica.

Dzięki temu refleksowi i zmysłowi obserwacji Polak jechał przez dwa kółka na lepszych oponach niż Massa. Połykał dystans. Gdy Brazylijczyk wjechał na swój ostatni pit-stop, wszyscy odliczali sekundy. Gdy wyjeżdżał, widok z helikoptera pokazywał, jak Kubica zmierza do linii styku z wyjazdem z pit-stopu, do której zbliża się również Brazylijczyk. Wyjechali niemal czub w czub. Ale o te niecałe dwie sekundy tym razem szybszy był Polak.

Wszyscy na podium byli rozemocjonowani.

Hamilton jeszcze za kierownicą podczas okrążenia honorowego machał rękami. Kubica, zawsze blady, tym razem miał wypieki. Bo ten wyścig zakończony zgodnie z regulaminem po dwóch godzinach przejdzie do historii. A już na pewno nikt nie będzie miał żadnych wątpliwości, kto powinien otrzymać najwięcej punktów za "wrażenie artystyczne". Hamilton - zderzenie z barierą, Fernando Alonso - rekordzista: zderzenie z barierą, dwie kraksy. Räikkönen wyleciał z trasy tam gdzie Massa, miał poważną kraksę z Adrianem Sutilem. Kto jeszcze? Heidfeld? Rozpacz, powinien nazywać się Herr Problem - zaledwie 14. miejsce i aż cztery okrążenia straty po kilku stłuczkach.

To dlatego, gdy Massa wyleciał z trasy, dając miejsce nowemu liderowi - Kubicy, oraz gdy po raz drugi wyprzedził go pod koniec wyścigu, w biurze prasowym rozległy się wiwaty i owacje.

Prawdę mówi transparent po polsku na skałach pod pałacem: "Kubica - F1 Future". W niedzielę - jak mawiają Anglicy - w Monako deszcz rozdzielił chłopców od mężczyzn.

Wyniki GP Monaco:



1. Lewis Hamilton (W.Brytania/McLaren-Mercedes)2:00.42,742
2. Robert Kubica (Polska/BMW-Sauber)strata 3,064
3. Felipe Massa (Brazylia/Ferrari)4,811
4. Mark Webber (Australia/Red Bull-Renault)19,295
5. Sebastian Vettel (Niemcy/Toro Rosso-Ferrari)24,657
6. Rubens Barrichello (Brazylia/Honda)28,408
7. Kazuki Nakajima (Japonia/Williams-Toyota)30,180
8. Heikki Kovalainen (Finlandia/McLaren-Mercedes)33,191
9. Kimi Raikkonen (Finlandia/Ferrari)33,792
10. Fernando Alonso (Hiszpania/Renault)1 okr.
11. Jenson Button (W.Brytania/Honda)1 okr.
12. Timo Glock (Niemcy/Toyota)1 okr.
13. Jarno Trulli (Włochy/Toyota)1 okr.
14. Nick Heidfeld (Niemcy/BMW-Sauber)4 okr.
Klasyfikacja MŚ kierowców (po 6 z 18 eliminacji):





1. Lewis Hamilton (W.Brytania/McLaren-Mercedes)38 pkt
2. Kimi Raikkonen (Finlandia/Ferrari)35
2. Felipe Massa (Brazylia/Ferrari)34
4. Robert Kubica (Polska/BMW-Sauber)32
5. Nick Heidfeld (Niemcy/BMW-Sauber)20
6. Heikki Kovalainen (Finlandia/McLaren-Mercedes)15
. Mark Webber (Australia/Red Bull-Renault)15
8. Fernando Alonso (Hiszpania/Renault)9
. Jarno Trulli (Włochy/Toyota)9
10. Nico Rosberg (Niemcy/Williams-Toyota)8
11. Kazuki Nakajima (Japonia/Williams-Toyota)7
12. Sebastian Vettel (Niemcy/Toro Rosso-Ferrari)4
13. Jenson Button (W.Brytania/Honda)3
. Rubens Barrichello (Brazylia/Honda)3
15. Sebastien Bourdais (Francja/Toro Rosso-Ferrari)2
Przeczytaj 123 komentarze