Obraduje sejmowa komisja śledcza ds. nacisków władz na śledztwa dotyczące polityków i mediów. Jako pierwsza zeznawała prok. Elżbieta Janicka - b. szefowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Sebastian Karpiniuk (PO) po przesłuchaniu Janickiej zapowiada, że nieodzowne będą konfrontacje.
Później, komisja przesłucha prokuratora Zbigniewa Ordanika.
Elżbieta Janicka zapewniła, że naciski nie są możliwe w prokuraturze. Przepisy ustawy o prokuraturze, które pozwalają prokuratorowi żądać od przełożonego polecenia na piśmie w sprawie, z którą się nie zgadza - to wystarczająca ochrona przed naciskami. W jej opinii to, że dziś jest wzywana w różnych sprawach, jest nękaniem jej za to, że dobrze pracowała.
Prokurator oświadczyła, że prokuratorzy, którzy - jak powiedziała - "rzucili kwitami" rezygnując z funkcji w prokuraturze okręgowej, zawarli przeciwko niej "spisek". Zwracała uwagę, że ta rezygnacja, nazwana potem przez media "buntem w prokuraturze", nieprzypadkowo nastąpiła tydzień po wyborach - 29 października 2007 r., gdy już prasa napisała, że miała ona wstrzymać zatrzymanie przez CBA b. ministra Tomasza Lipca.
Przesłuchiwana prokurator zapewniła, że nie nadzorowała postępowania w sprawie Centralnego Ośrodka Sportu, ani się nim specjalnie nie interesowała. Nie była też informowana na bieżąco o postępach śledztwa, którym kierowała.
Postępowanie nadzorowali prokuratorzy Przasnek i Pęgal. Prok. Przasnek przeinaczył sens jej słów, przypisując im związek ze sprawą zatrzymania Tomasza Lipca. Media podawały, że miała ona powiedzieć: "Jeśli dojdzie do zatrzymania Lipca, to was puknę". Tymczasem - jak stwierdziła Janicka - w jej rozmowie z Przasnkiem chodziło o zatrzymanie innych osób, w innej sprawie, o czym dowiedziała się z mediów. Miała wtedy powiedzieć, że powinna najpierw dowiadywać się o zatrzymaniach od podległych prokuratorów, a nie z mediów, dodając żartem: "bo jak nie, to was puknę w głowę".
Janicka pytana, czy w październiku 2007 r. - gdy miano zatrzymywać b. ministra Tomasza Lipca - kontaktowała się z ówczesnym prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą, odparła, że nie pamięta tego. "Być może tak" - powiedziała, zastrzegając, że nie uważa tego za przestępstwo. Prokuratorzy często spotykali się z Ziobrą.
Proszona o ocenę współpracy z CBA odparła, że układała się ona dobrze. "Czasami zdarzają się polemiki między prokuraturą a służbami, ale mnie zawsze dobrze się współpracowało" - mówiła.
Janicka stanowczo zaprzeczyła, żeby w prokuraturze miał miejsce paraliż decyzyjny. "Nie było takiego paraliżu" - zapewniła.
Nie kryła za to, że jest w konflikcie z Marzeną Kowalską - szefową Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. Janicka mówiła, że to do Kowalskiej mieli codziennie jeździć jej zastępca Ryszard Pęgal i naczelnik wydziału śledczego Cezary Przasnek, których obecnie Janicka posądza o udział w spisku przeciwko niej po wyborach parlamentarnych.
"Co było płaszczyzną buntu w prokuraturze?" - pytał Janicką Sebastian Karpiniuk (PO). "Mój gabinet. Władza." - brzmiała odpowiedź.
Karpiniuk: konfrontacje wydają się nieodzowne
Po południu Janicka zeznawała jeszcze na zamkniętym posiedzeniu - o sprawach, w których obowiązuje ją tajemnica służbowa i państwowa. W przerwie tej części posiedzenia Karpiniuk powiedział, że już po jawnych zeznaniach Janickiej "nieodzowne wydają się konfrontacje" między nią a innymi prokuratorami, którzy zeznawali inaczej niż ona. Taki wniosek musiałaby przegłosować komisja.
Wczoraj szef CBA Mariusz Kamiński zeznawał przed komisją, że w pierwszej połowie października zeszłego roku rozmawiał z Janicką o sprawie Lipca, ta zaś sprawiała wrażenie niezorientowanej w szczegółach śledztwa. Ją samą uznawał za osobę "zdeterminowaną i oddaną w dochodzeniu prawdy".
Przesłuchiwany ma też być prok. Zbigniew Ordanik, wiceszef prokuratury okręgowej, nadzorujący niektóre śledztwa tam prowadzone. Na wypadek gdyby świadkowie zasłaniali się tajemnicą - a taka jest dotychczasowa praktyka przesłuchiwania prokuratorów - na godziny popołudniowe zaplanowano ich przesłuchanie w trybie niejawnym.