poniedziałek, 21 lipca 2008

USA gotowe na ustępstwa w sprawie tarczy

Politycy wracają do negocjacji

Od początku zeszłego tygodnia amerykańska dyplomacja i armia uzgadniają odpowiedź na nasze postulaty: umieszczenia na stałe w Polsce baterii Patriotów oraz politycznych gwarancji bezpieczeństwa

Ten tydzień może być przełomowy dla tarczy antyrakietowej w Polsce. Według informacji DZIENNIKA, Stany Zjednoczone są bliskie spełnienia naszych dwóch głównych postulatów: umieszczenia na stałe w Polsce Patriotów oraz politycznych gwarancji bezpieczeństwa. Dziś z szefem MSZ Radosławem Sikorskim spotka się Daniel Fried, a w środę negocjator Stephen Mull przedstawi propozycje dotyczące modernizacji armii.

Fried, były ambasador w Polsce, przylatuje na pogrzeb Bronisława Geremka. Jednak ma także inną misję: jest szefem wydziału Europy i Eurazji w Departamencie Stanu USA i osobą współodpowiedzialną za rozmowy w sprawie tarczy antyrakietowej. "Wizyta ta to czytelny sygnał, że negocjacje trwają i nie było ze strony amerykańskiej niechęci do dalszych rozmów, a tym bardziej uznania negocjacji za zakończone" - podkreśla rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.

Od początku zeszłego tygodnia amerykańska dyplomacja i armia uzgadniają odpowiedź na nasze postulaty: umieszczenia na stałe w Polsce baterii Patriotów oraz politycznych gwarancji bezpieczeństwa. Sygnały są na razie optymistyczne. "Spodziewamy się, że to będzie krok w naszą stronę" - mówi DZIENNIKOWI osoba związana z dyplomacją.

"Strona amerykańska mówi o stałym stacjonowaniu jednej baterii rakiet Patriot, może nie od razu, ale za jakiś czas. Przedmiotem negocjacji jest to, od kiedy Patrioty miałyby stacjonować w naszym kraju" – mówi polski negocjator z ramienia MON, wiceszef tego resortu Stanisław Jerzy Komorowski. Gwarancje bezpieczeństwa dla Polski mają się znaleźć w towarzyszącej umowie o tarczy deklaracji politycznej. Tu też porozumienie jest blisko. "To najważniejszy element. Gdybyśmy nie mieli przekonania, że taki rezultat rozmów jest możliwy, to nie byłoby tych rozmów" - dodaje wiceszef MON.

Przyspieszenie negocjacji może mieć związek z deklaracją litewskiego prezydenta Valdasa Adamkusa, który wczoraj zadeklarował, że jest gotów rozpocząć negocjacje z Amerykanami w sprawie przyjęcia na terytorium Litwy amerykańskich wyrzutni. "Oferta litewska leży na stole i ja bym jej nie lekceważył" - przestrzega szef naszych negocjatorów Witold Waszczykowski.

Prezydent, premier i MSZ w oczekiwaniu na finał rozmów wyciszyli spory. Po piątkowej publikacji DZIENNIKA o wojnie polsko–polskiej pokazującej kulisy rozmów Lecha Kaczyńskiego z Radosławem Sikorskim żaden z głównych aktorów nie zabrał głosu i na razie nie zabierze. "Ostre wypowiedzi nie służą dobrze negocjacjom i racji stanu. Donald i prezydent umówili się, że zakopują temat" - zdradza nam jeden z czołowych polityków PO.

Paradoksalnie jedyną osobą, która nie nabrała wody w usta jest Ron Asmus, analityk związany z amerykańskimi demokratami. DZIENNIK ujawnił w artykule "Wojna polsko-polska", że to o znajomość z nim Lech Kaczyński wypytywał Radosława Sikorskiego, gdyż podejrzewał, że szef dyplomacji zawarł z Demokratami pakt dotyczący tarczy.

Asmus w specjalnym oświadczeniu napisał, że zna Sikorskiego, który jest „jego przyjacielem, jednym z wielu, jakich ma w Polsce”.

"Nigdy nie było między nami żadnej umowy w sprawie tego, co Polska powinna robić lub czego nie robić teraz lub w przyszłości" - napisał w oświadczeniu Amerykanin.

Przeczytaj pełny tekst oświadczenia Rona Asmusa >>>

Ron Asmus dla dziennika.pl: "Nie dyktuję Polsce, co ma robić. To fałszywe oskarżenia"

Zarzuty są niepokojące nie tylko dlatego, że są nieprawdziwe i małostkowe. Nie pokazują szerszego i ważniejszego punktu widzenia - w ten sposób Ron Asmus komentuje dla dziennika.pl podejrzenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jakoby Radosław Sikorski umówił się poprzez niego z Partią Demokratyczną na temat przyszłości tarczy antyrakietowej.

Pozwólcie mi zacząć od wyznania. Oczywiście że znam Radka Sikorskiego. Jest moim starym przyjacielem, jednym z wielu jakich mam w Polsce. Omawialiśmy wiele spraw - NATO, Rosji, Ukrainy, Gruzji i - przyznaję - również obrony rakietowej. Czyniłem to samo również z innymi europejskimi liderami. Elementem mojej pracy jest promowanie współpracy transaltantyckiej.

Pozwólcie, że postawię sprawę jasno. Nigdy nie próbowałem przekonać Radka do jakichś konkretnych poglądów na temat tarczy przeciwrakietowej. Nie było też żadnej umowy pomiędzy nami na temat tego, co Polska powina lub nie powinna robić dziś lub w przyszłości. Nie odbierajmy w sposób złowrogi czy nietypowy różnicy zdań pomiędzy przyjaciółmi na temat współczesnej polityki. Radek Sikorski jest osobą myślącą samodzielnie. I wie o tym każdy, kto go kiedykolwiek spotkał.

Tym bardziej uważam za dziwne sugestie, że mogłem w jakikolwiek sposób mówić o przyszłej administracji (Amerykańskiej - przyp. red.). Być może powinienem uznać to za schlebiające, że ktoś sugeruje iż dysponuję takimi wpływami. To nieprawda. Oczywiście, jestem Demokratą. Ale nie mówię w imieniu Partii Demokratycznej. Mówię wyłącznie w imieniu własnym. W Stanach Zjednoczonych również mamy bardzo ważne tradycje w dziedzinie polityki zagranicznej. Nie podkopuje ona jednak polityki wewnętrznej. Jako Amerykanin, szanuję tę tradycję. Kiedy Radek i ja rozmawialiśmy o systemie tarczy antyrakietowej, było oczywiste, że opisywałem amerykańską debatę i nie sugerowałem Polsce, co powinna czynić.

Ta plotka krążyła już parę miesięcy temu. Wówczas, zarówno Radek jak i ja, rozmawialiśmy z wysokimi amerykańskimi urzędnikami w Waszyngtonie aby było jasne, że te zarzuty nie są prawdziwe. Pozostają nieprawdziwe również dzisiaj. Cieszę się, że mam możliwość wyprostowania całej sprawy również publicznie.

Moje zdanie na temat tarczy antyrakietowej nie jest tajemnicą. Wpiszcie w Google moje nazwisko i temat, a o wszystkim przeczytacie. Osobiście wspieram system obrony przeciwrakietowej, jeśli zostanie stworzony dobrze. Jednak wielu Demokratów wyraża w tej materii wątpliwości i obiekcje. Nie jest zresztą do końca pewne, co przyszły prezydent zrobi w tej sprawie.

Nie trzeba być Clausewitzem, by mieć o tym pojęcie (Carl von Clausewitz był pruskim teoretykiem wojny, generałem i pisarzem - przyp. red.). Można przeczytać o tym w gazetach "Washington Post"czy "New York Times". Chcąc poznać zdanie senatora Obamy, wystarczy odwiedzić jego stronę internetową i przeczytać jego stanowisko.

Spędziłem niemal dekadę swojego życia w latach 90. pomagając Polsce w przyłączeniu do NATO. Za te wysiłki zostałem uhonorowany polskim Krzyżem Komandorskim z rąk innego z moich przyjaciół, Bronisława Geremka. W moim biurze wisi szabla polskiej kawalerii, którą dostałem od byłego premiera Jerzego Buzka. Były prezydent Kwaśniewski urządził przyjęcie, gdy ukazywała się polska edycja mojej książki o rozszerzeniu NATO. Ze wszystkich tych przyczyn, zawsze czułem szczególną więź z Polską.

Te zarzuty są niepokojące nie tylko dlatego, że są nieprawdziwe i małostkowe. Nie pokazują szerszego i ważniejszego punktu widzenia. Walczyłem o Polskę w NATO, ponieważ jestem przekonany, że potrzebny jest jak najsilniejszy związek między USA a Europą Środkowo-Wschodnią. Dziś ten związek wymaga naprawy. Sondaże opinii publicznej, również te na zlecenie German Marshall Fund, dowodzą spadku zaufania i poparcia. I problem ten utrzyma się niezależnie od tego, co stanie się w sprawie tarczy antyrakietowej.

Dyskutujmy więc o tym, jak następny prezydent może odbudować strategiczne relacje między Warszawą a Waszyngtonem. To jest poważny problem, nad którym powinniśmy wspólnie rozmawiać.

niedziela, 20 lipca 2008

Obcy agenci chcieli wykraść polską technologię

AFP

Kilka obcych wywiadów próbowało w ostatnich latach wykraść polską supertechnologię wojskową służącą do wykrywania skażeń chemicznych i radioaktywnych - podał Polsat News. Chodzi o nowoczesny system Tafios. Tego typu urządzenia nie ma żadna armia świata.
Stworzenie systemu MON zlecił grupie naukowców już w 1997 roku. Budowa trwała w tajemnicy przez 3 lata. Tafios powstaje - mają być w niego wyposażone polskie czołgi i wozy bojowe, a wdrożeniem systemu miała zająć się firma Radwar, związana z konsorcjum Bumar - podaje Polsat News.

Dziennikarze tej telewizji oraz "Super Expressu" dowiedzieli się, że 28 czerwca jeden pojazd z zamontowanym Tafiosem wyjechał do Czech. Informacja ta dotarła do naukowców pracujących nad systemem, którzy wybrali się do Czech i w ostatniej chwili przejęli dokumentację urządzenia, bez której nie da się go uruchomić, a tym samym - rozpracować. Dlaczego wywieziono technologię poza granice Polski? Na razie nie wiadomo, ale dziennikarze Polsat News przytoczyli szereg prób wykradzenia systemu przez wywiady róznych państw. W 2002 roku polskie czołgi "Twardy" chciała kupić Malezja. Do transakcji nie doszło, a później wyszło na jaw, że powstała tam malezyjsko-rosyjska fabryka mająca produkować system Tafios, na podstawie urządzenia zamontowanego w naszych czołgach.

Na przełomie 2001-2002 roku do pracujących nad Tafiosem naukowców zgłosiła się firma z izraelskim kapitałem, która proponowała sponsorowanie prac. Naukowcy odmówili.

Trzy lata temu firmę, która chciała upowszechnić system próbowali założyć zakonspirowani funkcjonariusze rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa, a jako biznesmeni z firmy informatycznej, próbowali włączyć się we wszystko agenci CIA - wymienia Polsat News.

Dokumentacja Tafiosa jest aktualnie ukryta w Czechach.