wtorek, 12 sierpnia 2008

PŁY: Awans Jędrzejczak na koronnym dystansie

DB/PAP /12.08.2008 13:18
Otylia Jędrzejczak
AFP
Otylia Jędrzejczak wreszcie zaprezentowała w Pekinie olimpijską formę - bez trudu awansowała do półfinału wyścigu na 200 m stylem motylkowym. Uzyskała swój najlepszy w bieżącym roku wynik - 2.06,91. Do kolejnej rundy przeszła z piątym rezultatem.
Jędrzejczak popłynęła bardzo dobrze - na półmetku płynęła w tempie zaledwie o 0,51 gorszym od tego na rekord świata. I choć sama nie chce się przyznać, wydaje się, że w końcówce zdecydowała się lekko odpuścić i oszczędzić siły na środowy start.

"Dawno tak szybko nie zaczynałam - ostatnio gdy biłam rekord świata. Nie mogłam kalkulować, odpuszczać, ponieważ bałam się, że do awansu potrzebny będzie jakiś niesamowity wynik. Okazało się, że półfinał +zamknął+ się czasem 2.09. Myślę, że w półfinale spróbuję popłynąć trochę wolniej pierwsze sto metrów. Trzeba jednak płynąć pod rywalki, lepiej nie czekać" -powiedziała Jędrzejczak. Na pytanie, czy w końcówce najbardziej utytułowana polska pływaczka odpuściła dziennikarze usłyszeli jedynie "nie -jestem słaba i zabrakło mi sił". Jędrzejczak mówiła jednak te słowa z wyraźnym uśmiechem na ustach. Co więcej Polka miała bardzo dobre wyniki badań zakwaszenia wykonane kilka minut po wyjściu z wody.

"Eliminacje są bardzo szybkie, ale w półfinałach i finałach zawodnicy nie uzyskują już tak dobrych wyników. Otylia mówi, że bardzo cisnęła w tym starcie i to mnie odrobinę smuci - byłaby to niepotrzebna strata energii. W przeszłości pływała mądrze - obserwowała poprzednie serie i widziała co się dzieje. Być może chciała sobie coś udowodnić, ale to nie jest odpowiedni moment. Wierzę jednak, że stać ją na medal" - ocenił trener Paweł Słomiński.

Najlepszy czas eliminacji uzyskała Chinka Zige Liu - 2.06,46. Z kolei faworytka konkurencji - rekordzistka świata Australijka Jessicah Schipper, wypadła słabo. Wynik 2.08,11 dał jej 11. miejsce. Mimo tego będzie miała szansę poprawić się w środę.

"Wynik Schipper mnie nie zaskoczył. Oglądałam jej start i trudno mi ocenić, czy jest w słabszej formie, czy też nie chciała się przykładać. Być może trener podpowiedział jej, że nie trzeba płynąć za mocno" - wyjaśniła Jędrzejczak.

Wieczorem na starcie stanęła również sztafeta 4x200 m w składzie Łukasz Gąsior, Łukasz Wójt, Michał Rokicki i Przemysław Stańczyk. Zaprezentowali się słabo - uzyskali 14. rezultat eliminacji (7.18,09) i nie awansowali do finału.

"Dobrze popłynęli w zasadzie tylko Stańczyk i Wójt. Gąsior znacznie poniżej oczekiwań - by myśleć o wyprowadzeniu sztafety na jakieś sensowne miejsce musi na pierwszej zmianie pływać rekord życiowy. Bardzo słabo Rokicki. Do składu mógłby zostać włączony Paweł Korzeniowski, ale wiadomo, że nie było takiej możliwości - w środę ma finał 200 m motylkiem. Mimo tego nawet gdyby popłynął, wynik byłby nieznacznie lepszy" - podkreślił Słomiński.

"Sztafety innych krajów odjechały nam. Indywidualnie wypadamy tak, jak wypadamy, a sztafeta to przekrój sił reprezentacji. Daje to smutny obraz polskiego seniorskiego pływania. Nie potrafię odpowiedzieć dlaczego tak się stało - nie wiem co robi świat, żeby tak szybko pływać. Wiem jak my trenowaliśmy, ale do tego tematu wrócimy po igrzyskach" - dodał trener.

We wtorek rano Korzeniowski z ósmym czasem awansował do finału 200 m stylem motylkowym. W finale wystąpi również Katarzyna Baranowska - pobiła na 200 m stylem zmiennym rekord kraju, a w półfinale była siódma.

PŁY: polska sztafeta poza finałem

PAP /12.08.2008 14:29
PAP/EPA
PAP
Polscy pływacy nie zakwalifikowali się do finału olimpijskiej rywalizacji sztafet na dystansie 4x200 m stylem dowolnym.
W eliminacjach Polacy, w składzie: Łukasz Gąsior, Łukasz Wójt, Michał Rokicki i Przemysław Stańczyk, uzyskali wynik 7.18,09. Był to 14. rezultat eliminacji, w których wystąpiło 16 sztafet.

Najlepszy wynik eliminacji uzyskali płynący bez Michaela Phelpsa Amerykanie - 7.04,66, poprawiając rekord olimpijski. Rekord Europy z czasem 7.07,84 ustanowili Włosi, płynący w składzie Nicola Cassio, Marco Belotti, Emiliano Brembilla i Massimiliano Rosolino.

JUDO: Klątwa Aten

Janusz Pindera 12-08-2008, ostatnia aktualizacja 12-08-2008 18:31

Judoka Robert Krawczyk znów otarł się o medal, ale porażka w pojedynku, który otworzyłby mu drogę do podium zepchnęła go na siódme miejsce - pisze nasz dziennikarz z Pekinu

Robert Krawczyk (z lewej) walczy z Sergiejem Szundikowem
źródło: AFP
Robert Krawczyk (z lewej) walczy z Sergiejem Szundikowem

- Teraz musi spojrzeć w lustro i dogadać się z tym, którego tam zobaczy. Takie porażki zostają w głowie - mówił po przegranej Krawczyka prezes Polskiego Związku Judo Andrzej Falkiewicz.

A przecież gdyby wygrał z Mongołem Damdinsurenem biłby się o brązowy medal z Ukraińcem Romanem Gontiukiem, tym samym z którym przegrał walcząc o olimpijski finał w Atenach.

Przed czterema laty dramatyczną porażkę polskiego judoki, który prowadząc zdecydował się na jeszcze jeden atak w ostatnich sekundach pojedynku i przegrał, opisywano na wszystkie sposoby, publicznie skarcił go wtedy za brak odpowiedzialności szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego Stefan Paszczyk. A on zwyczajnie nie kalkulował, nie liczył tylko atakował. - To leży w jego naturze. Robert reprezentuje prawdziwe, otwarte, judo. Takie jakie możemy zobaczyć w elementarzu tego sportu - mówił Falkiewicz, gdy kilku dziennikarzy oczekiwało na tego, który po raz kolejny zawiódł.

Kontrola antydopingowa do której wytypowano Polaka przedłużała się w nieskonczoność, Niemiec Ole Bischopf zdążył w finale pokonać idącego od zwycięstwa do zwycięstwa Koreańczyka Kim Jaebuma, a prezes raz jeszcze opowiedzieć o tym co wydarzyło się wcześniej w hali, gdzie walczyli najlepsi na świecie judocy w kategorii 81 kg.

- To nie było dla niego wymarzone losowanie, ale tu nie ma słabych - przekonywał. - Krawczyk też stał na podium mistrzostw świata, a w ubiegłym roku zdobył złoty medal mistrzostw Europy. Był tu jednym z wielu faworytów. Judoka Czarnych Bytom zaczął dobrze, od wygranego przez waza-ari pojedynku z Matthew Jago z RPA. - I już podczas tej walki czułem, że to nie będzie mój dzień. Mój pierwszy atak powinien być ostatnim. Nie wykorzystałem okazji. Ciężko szło od początku - powiedział Krawczyk, gdy już wyszedł do dziennikarzy po spełnieniu wszelkich kontrolnych wymogów.

W drugim pojedynku obawy się potwierdziły. Niepokonany w tym roku Koreańczyk Kim rzucił go na ippon. - Przegrywał na punkty, chciał odrobić straty, otworzył się i stało się - tłumaczył prezes. Sam Krawczyk powiedział, że rywal, z którym bił się pierwszy raz w życiu był do pokonania, ale to w nim nie było iskry do wielkich czynów. - Na szczęście Kim pociągnął mnie za sobą i mogłem walczyć w repasażach. Jeszcze nie wszystko było stracone. Wierzyłem, że wykorzystam szansę jaka się otworzyła i zdobędę ten upragniony medal - opowiadał nam smutny Krawczyk. - Jeśli nie złoty, to chociaż srebrny lub brązowy. To było takie ciche marzenie.

W repasażach wygrał dwie walki. Najpierw przez kokę pokonał Białorusina Siergieja Szundikowa, a następnie przed czasem wygrał z Portugalczykiem Joao Neto. - Z Mongołem walczyłem przed laty. Raz on był lepszy, raz ja. To był dziwny pojedynek. Trzy razy zaatakowałem i nic z tego nie wyszło. Kiedy do końca walki zostało 18 sekund podjąłem jeszcze jedną próbę, by odrobić straty. To był taki krzyk rozpaczy. I on to wykorzystał - raz jeszcze Robert Krawczyk mówił „Rz" o tym co wydarzyło się kilka godzin wcześniej.

Zapytany, czy wróciły złe wspomnienia z Aten odpowiedział twierdząco. - Być może nie urodziłem się, żeby wygrywać - dodał ze smutkiem. A prezes dorzucił, że każdy ma coś zapisane w gwiazdach.

Najlepszy polski judoka jeszcze nie wie, czy będzie walczył o start na kolejnych igrzyskach w Londynie. - Będę miał 34 lata, ale to nie jest przeszkoda. Nie wiem czy wytrzymam kolejne cztery lata treningu, nie wiem czy wytrzyma to moja rodzina.

Medaliści turnieju judo w kategorii 81 kg:

złoty - Ole Bischof (Niemcy

srebrny - Kim Jaebum (Korea Płd.)

brązowy - Tiago Camilo (Brazylia)

Roman Gontiuk (Ukraina)

Rzeczpospolita