Kiedy przed tygodniem napisaliśmy notkę, że szermierka jest bez sensu, jeden z komentujących polecił nam lekturę książki Fechtmistrz autorstwa Arturo Pereza Reverte. Wyjeżdżałem (autor obrazoburczej antyszermierczej notki) na tygodniowe wakacje i uznałem, że to dobry pomysł, żeby się z szermierką przeprosić. Książka przeczytana, na wakacje w porządku choć mocno przewidywalna ale zdania na temat szermierki nie zmieniliśmy.
Fechtmistrz jest tragiczną opowieścią o miłości, zdradzie, zemście, w dziewiętnastowiecznym Madrycie, ale nade wszystko jest opowieścią o szermierce. Możnaby zakwalifikować go do niszowej kategorii "fencing thriller" albo do jeszcze węższej historyczno - polityczno - sensacyjno - romantyczno - szermierczego thrillera. Po powrocie wyczytaliśmy, że intryga na miarę Fechtmistrza rozgrywa się w Polskim Związku Szermierczym. Dalej szukając analogii już będziemy spoilerować więc jak ktoś nie chce psuć sobie przyjemności z lektury Fechtmistrza, niech dalej nie czyta.
Głównym bohaterem powieści jest stary, blisko sześćdziesięcioletni, samotny, sterany życiem, człowiek z zasadami i fechtmistrz z zasadami, nauczyciel szermierki, Jaime Astarloa. Fechtmistrz jest człowiekiem starej daty, możnaby rzec ostatnim takim fechtmistrzem. Prawdziwy człowiek honoru, z zasadami, kobiety traktuje jak damy, broni palnej nie uznaje, wręcz się jej brzydzi, w politykę się nie miesza, szermierka jest dla niego wszystkim.
Kiedy Jaime jest skupiony ma pewnie taką minę:
Tylko zegarka na ręku pewnie by nie miał. Ten pan na zdjęciu to trener Reprezentacji, Tadeusz Pagiński, pseudonim pan Tadzik.
Pan Tadzik znany jest jako miłośnik oręża i historii, szczególnie tej rodzimej gdańskiej. Założył Gdańską Szkołę Fechtunku i otrzymał tytuł Wielkiego Hetmana Rycerstwa Polskiego. Tylko klasy ma chyba trochę mniej niż Astarloa bo jego motto brzmi: "Floret trzeba trzymać jak ptaszka. Żeby go nie udusić, ale żeby też nie uciekł. Maksymę XVIII-wiecznego włoskiego fechtmistrza Agrippy przypominam zawodniczkom." Możei Agryppa tak uważał ale jakoś dziwnie mamy wrażenie, że Astarloa by czegoś takiego nie powiedział.
W pewnym momencie w życiu Fechtmistrza pojawia się tajemnicza młoda, niewinna i piękna dama, Adela de Otero.
Dama namawia Fechtmistrza, żeby zaczął ją trenować. Astarloa początkowo się wzbrania - jest wszak Fechtmistrzem z zasadami, szermierka to tradycyjnie męska sztuka walki więc nie przystoi trenować kobiet. Ale w końcu ulega czarowi i sztuczkom Adeli i rozpoczynają się wspólne zajęcia. Trwa idylla - Jaime i Adela spędzają ze sobą coraz więcej czasu, stary mistrz nie potrafi oprzeć się urokowi Fechtmistrzyni, jest pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności i sukcesów. Adela kusi Mistrza, flirtuje z nim, widzi rodzące się w nim pożądanie. Ich związek jest platoniczny ale widać, że się uwielbiają, że stanowią idealną i zgraną parę.
Ale Astarloa dostrzega, że Adela skrywa jakąś tajemnicę. Podejrzewa, że jej pierwszym mistrzem był reprezentant klasycznej szkoły włoskiej. Wkrótce okaże się, że Adela rzeczywiście ma włoski temperament.
Sylwia bierze udział w rozbieranej sesji dla CKM i w wielu innych sesjach. Występuje w teledysku zespołu Feel. Zostaje matką chrzestną statku. W wywiadach dla Faktu i Superexpressu snuje opowieści o swoich marzeniach - o miłości i macierzyństwie. Zastanawia się nad występem w Tańcu z Gwiazdami.
Adela szybko porzuca Fechtmistrza dla młodszego i przystojniejszego markiza Luisa de Ayali.
Potem okaże się, że stary mistrz był w jej rękach tylko narzędziem. Że po prostu wykorzystała jego łatwowierność i dobre serce. Że bezlitośnie zabawiła się jego uczuciami. Niewinna Adela okazuje się być prawdziwą femme fatale.
Odwraca się od starego Mistrza i próbuje go zniszczyć.
Tako rzecze Gruchała po nieudanych igrzyskach: "Uważam, że trener - fechtmistrz Tadeusz Pagiński - nie podchodził do sprawy szkolenia profesjonalnie. A jeśli ktoś nie potrafi być zawodowcem, powinien złożyć broń i odejść. Nie byłyśmy do tych igrzysk przygotowane w odpowiedni sposób, nie było odpowiedniej mobilizacji ze strony szkoleniowca. Nie zarzucam mu braku chęci - zawsze był zaangażowany w pracę, miałyśmy lekcje indywidualne. Tylko, że nie zawsze był do nich przygotowany."
Potem dowiedzieliśmy się - od Adama Krzesińskiego - na czym mógł polegać brak przygotowania trenera do zajęć. "Największy dramat polskiej szermierki, i jestem gotów to wszędzie powtórzyć - to alkoholizm. Zaczynając od samej góry, a kończąc na trenerach i niestety niektórych zawodnikach. Objawia się on na każdym kroku i nie udało się tego wyplenić przez wiele lat."
Drugi problem, to brak zmian od 30 lat. Brak zmian to ten pierwszy pan po prawej.
Nazywa się Adam Lisewski i jest Prezesem Polskiego Związku Szermierki. Z krótką przerwą piastuje ten urząd od 1980 roku. Kiedy zostawał Prezesem (miał wtedy 36 lat) - na świecie nie było ani Gruchały, ani trzech z czwórki medalistów w drużynowej szpadzie. A my tu się oburzamy, że Prezes Listkiewicz się kurczowo stołka trzyma. A przecież on jest Prezesem raptem od 1999.
Kiedy na jaw wychodzi zdrada i prawdziwe intencje Adeli, Don Jaime czuje się oszukany. Pagiński również więc rzecze: "Nie mogę powiedzieć prawdy. Powiem tylko tyle: wszystko przez Italiano. Chodzi o sprawy osobiste, ale nie moje. Italiano, Italiano, Italiano". Mocodawca Adeli jest Włochem i nazywa się Bruno Cazorla Longo. Narzeczony (a może ex-narzeczony - bo podobno w marcu się rozstali ale Sylwia to dementuje) Sylwii (ten od kawy i świeżo wyciskanego soku z owoców o poranku z rozbieranej sesji w CKM) jest Włochem i nazywa się Luigi Tarantino.
Tabloidy snują wyrafinowane teorie spiskowe, że Włosi celowo rozkochują w sobie szermierki, coby je zdekoncentrować przed najważniejszymi zawodami. Skutecznie - bo to pewnie dzięki tym szatańskim planom ziomalka Tarantino,
Valentina Vezzali trzykrotnie z rzędu (Sydney, Ateny, Pekin) zostawała mistrzynią olimpijską i pięciokrotnie z rzędu mistrzynią świata. W Fechtmistrzu intryga była mniej wysublimowana - Adela toczyła batalię o o odzyskanie jakichś listów, które mogły skompromitować jej włoskiego kochanka.
Tako rzekła Adela do Fechtmistrza Jaime posyłając mu uwodzicielski uśmiech:
- Wobec mężczyzn niesprawiedliwości nigdy za dużo, don Jaime.
Cóż, może tym razem padło na Don Tadzika.
PS. Refleksja bardziej serio na temat sytuacji w Polskim Związku Szermierczym - wkrótce.
PS2. Adela de Otero nie skończyła najlepiej: "Jeśli się pomyli, nie będzie miał już czasu pożałować błędu. Odetchnął głęboko i powtórzył dokładnie swój poprzedni cios. I tym razem Adela de Otero skutecznie sparowała w czwartej zasłonie, którą przyjęła z pewnym trudem. Wówczas zamiast wycofać się jak poprzednio do pozycji szermierczej, Jaime Astarloa tylko zamarkował ruch, jednocześnie powtórzył floretem górne pchnięcie, odchylając głowę i barki. Głownia poszła naprzód, nie napotykając oporu a punta trafiła w prawe oko Adeli de Otero, sięgając aż do mózgu. Linia czwarta. Zasłona czwarta. Ponowienie górne w czwartą. Wypad." Mamy nadzieję, że Sylwia skończy lepiej niż Adela.