sobota, 25 października 2008

Frank szwajcarski już w drodze do polskich banków

Franki w drodze

Narodowy Bank Polski i bank centralny Szwajcarii rozmawiają o dostarczeniu polskim bankom franków szwajcarskich. O tych planach głośno już na polskim rynku bankowym i nic dziwnego, bo „CHF-ów” nie ma skąd teraz wziąć. Banki komercyjne między soba nie pożyczają pieniędzy.

Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, partnera w Ernst&Young i byłego wiceprezesa NBP, Szwajcaria jest świadoma jak bardzo potrzebna jest płynność we franku szwajcarskim na polskim rynku międzybankowym. „Między NBP a bankiem centralnym Szwajcarii trwają rozmowy na temat udostępnienia Polsce franków szwajcarskich. W polskim systemie bankowym franków brakuje” – podkreśla Krzysztof Rybiński. Z informacji rynkowych wynika, że bankowcy spodziewają się „dostawy” franków nawet w najbliższych dniach.

W ramach „pakietu zaufania” NBP wprowadził na rynek rodzaj zasilania banków w brakującą walutę. To swapy walutowe, które polegają na tym, że bank centralny wymienia się z zainteresowanym bankiem walutami, na określony czas. W trakcie trwania transakcji banki wypłacają sobie punkty swapowe, pełniące rolę odsetek, a po określonym czasie zwracają sobie to, co pożyczyły. Banki w ten sposób uzyskały dostęp do walut z NBP, co jest dla nich o tyle ważne, że rynek pożyczek międzybankowych od dłuższego czasu jest zamrożony, a jeśli banki już sobie cokolwiek pożyczają, to na 1 – 2 dni i są to drogie pożyczki, wskazują specjaliści Ernst&Young.

Problem jednak w tym, że NBP zaproponował tylko swapy dolarowe i w euro, i to do tych walut łatwiejszy dostęp zyskały banki. Natomiast waluta, którą pokochali Polacy zaciągający kredyty to frank szwajcarski. „NBP nie trzyma rezerw we frankach szwajcarskich, jeśli są, to nie są to duże ilości” – mówi Forsalowi.pl jeden z prezesów banków.

„Brakuje w ramach pakietu pomocy w swapach na franki szwajcarskie. To bardzo ważne. Swapy walutowe zaoferowane przez NBP dotyczą tylko euro i dolara amerykańskiego. Tymczasem frank szwajcarski jest poza złotym najistotniejszą walutą na polskim rynku kredytowym” – podkreśla Tomasz Bieske, partner w Ernst&Young. Jeśli spojrzeć na kredyty hipoteczne, to prawie połowa kredytów zaciągniętych przez Polaków stanowią właśnie kredyty we frankach. A nie są to pieniądze z depozytów. Banki w ostatnich latach coraz bardziej finansowały rozwój rynku kredytowego z zaciąganych przez siebie zagranicznych kredytów, stąd pochodziły franki trafiające do Polaków spragnionych budowy własnego domu.

Sprawa deficytu franków szwajcarskich może wskazywać, że pakiet działań przygotowanych przez NBP może nie wystarczyć polskim bankom. „Jeżeli nie będzie skuteczny, powinien zostać uzupełniony. Na przykład o gwarancje na płynność w transakcjach między bankami, nie powinien ograniczać się do pomocy w relacjach banki – NBP. Wówczas należałoby ten pakiet uzupełnić także o dodatkowe uprawnienia dla nadzoru i NBP” – uważa Iwona Kozera, partner w Ernst&Young.

Zaproponowane w Polsce narzędzia zabezpieczają bowiem głównie relacje między bankiem centralnym a bankami. Ważne jest natomiast także i to, co zrobiono w innych krajach, wprowadzając np. gwarancje dla rozliczeń międzybankowych. Wówczas, jak mówi Krzysztof Rybiński, funkcjonuje lepiej cała sieć. Kłopot jest bowiem nie w zaufaniu między poszczególnymi bankami a bankiem centralnym, ale w kontraktach między bankami.

Bankowcy sygnalizują zresztą, że te gwarancje na innych rynkach zaczynają powoli działać. Mówią, że polski rynek kredytów międzybankowych powoli zaczyna się „odmrażać”, ale wskazują, że bez decyzji i dogadywania się central zagranicznych banków-matek byłoby to znacznie trudniejsze. Nikt jeszcze nie ogłasza końca kłopotów, ale w ostatnich dniach widoczne już było lekkie potanienie pieniądza na europejskim rynku międzybankowym. W ostatnich dniach została też skutecznie przeprowadzona pierwsza od września tego roku sprzedaż obligacji (Paryża). Choć Iwona Kozera podkreśla, że w rynek bankowy wprowadzono ponad 2 biliony euro na poprawienie płynności, to wciąż jeszcze wszyscy czekają na prawdziwą odbudowę zaufania. Stąd też pojawiają się pomysły takie jak we Francji, gdzie prezydent Nicolas Sarkozy opowiada się za powołaniem „mediatora kredytowego”, który ma ułatwiać zaciąganie kredytów firmom, czy za zobowiązaniem banków do okresowych sprawozdań o wzroście udzielonych kredytów (w zamian za to, że dostały pieniądze od państwa).

Krzysztof Rybiński żałuje, że Polska nie umie wizerunkowo wykorzystać swoich doświadczeń w rozwiązywaniu problemów rynku bankowego i przypomina, że w połowie lat 90-ych Polska przy bardzo niskich kosztach poradziła sobie z własnym kryzysem bankowym. Dziś jednak nikt nie mówi o polskim przykładzie skutecznego działania.

Anna Lach

Podatki 2009

Konrad Piłat 23-10-2008, ostatnia aktualizacja 23-10-2008 07:24

Od przyszłego roku nawet przedsiębiorcy, którego miesięczny dochód wynosi 8 tys. zł, nie będzie się opłacało opodatkowanie 19-proc. podatkiem liniowym

autor zdjęcia: Tomasz Wawer
źródło: Rzeczpospolita
źródło: Rzeczpospolita

Takie będą skutki obowiązywania nowej, dużo korzystniejszej dla podatników skali podatkowej. Przypomnijmy, że dochody nieprzekraczające 85 528 zł będą opodatkowane według 18-proc. stawki. Po jej przekroczeniu trzeba będzie odprowadzić do urzędu skarbowego 32-proc. podatek. Tak jak dotychczas podatnikom będzie przysługiwała kwota zmniejszająca podatek (556,02 zł).

Warto podkreślić, że zmiany te wynikają z uchwalonej już dawno nowelizacji ustawy o PIT. Nie chodzi więc o projekt, który może utknąć w trakcie prac parlamentarnych.

Korzystny dla najlepiej zarabiających

Uwzględniając nowe progi i stawki, okazuje się, że podatek liniowy opłaca się, dopiero gdy roczne dochody przedsiębiorcy przekraczają 96 384 zł. Należy przy tym pamiętać, że chodzi o dochód po odliczeniu składek na ubezpieczenia społeczne.

Ponadto kwota ta będzie dwukrotnie wyższa, jeśli z powodu podatku liniowego podatnik straci prawo preferencyjnego rozliczenia wspólnie z nieuzyskującym dochodów małżonkiem.

96 384 zł - jeśli przedsiębiorca w 2009 r. uzyska dochód niższy niż ten (po odliczeniu składek ZUS), nie będzie się mu opłacał podatek liniowy, nawet jeśli nie przysługują mu żadne ulgi

Podobnie będzie, gdy przedsiębiorca jest samotnym rodzicem. To nie wszystko, bo trzeba jeszcze uwzględnić, że wybór 19-proc. stawki często uniemożliwia skorzystanie z ulg.

Przykład 1

Pan Dariusz prowadzi firmę handlową. Przewiduje, że w 2009 r. osiągnie ona 100 tys. zł dochodu. Przysługuje mu ulga rodzinna na dwoje dzieci. Nie może jej odliczyć jego żona, bo nie uzyskuje żadnych dochodów. Niestety ze względu na rozdzielność majątkową małżonkowie nie mogą rozliczyć się wspólnie. Czy w takiej sytuacji korzystniejsze jest opodatkowanie według skali czy wybór podatku liniowego?Jak łatwo obliczyć podatek liniowy w jego przypadku to 19 000 zł.

Niestety nie można go pomniejszyć o ulgę rodzinną.Podatek według skali na 2009 r. będzie wynosił 19 470 zł. Przedsiębiorca będzie mógł go jednak obniżyć o 1112,04 zł na każde wychowywane dziecko.

Po odliczeniu ulgi rodzinnej podatek obliczony według skali będzie więc wynosił (po zaokrągleniu do pełnych złotych) 17 246 zł.Oznacza to, że wybierając podatek liniowy, pan Dariusz straciłby 1754 zł.

Małżonek cenniejszy niż ulga

Należy się spodziewać, że z podatku liniowego zrezygnują przede wszystkim ci przedsiębiorcy, którzy mają prawo rozliczyć się z małżonkiem. Może to okazać się korzystne nawet wtedy, gdy uzyskuje on całkiem spore dochody.

Decyzja do stycznia

Przedsiębiorcy, którzy w tym roku opłacają podatek liniowy, muszą pamiętać, że aby zmienić formę opodatkowania, muszą złożyć pisemne oświadczenie w swoim urzędzie skarbowym. Jeśli tego nie zrobią, będą musieli rozliczać się na dotychczasowych zasadach. Na szczęście na decyzję pozostało jeszcze dużo czasu. Wyboru formy opodatkowania należy bowiem dokonać do 20 stycznia.

Przykład 2

Pani Anna prowadzi firmę świadczącą usługi marketingowe. Z jej wstępnego budżetu na 2009 r. wynika, że ma szansę zarobić około 140 tys. zł. Jej mąż jest urzędnikiem – jego roczne zarobki to 40 tys. zł. Małżonkowie mają wspólność majątkową. Czy niższy podatek zapłacą, gdy pani Anna wybierze 19-proc. stawkę, czy też jeśli będzie rozliczać się według skali?

Wariant 1

Właścicielka firmy wybiera podatek liniowy.Podatek od działalności gospodarczej: 26 600 zł Podatek zapłacony przez małżonka: 6644Razem: 33 244 zł

Wariant 2

Pani Anna wybiera rozliczanie podatku według skali. W tym wypadku zobowiązanie wobec urzędu skarbowego małżonków to dwukrotność podatku obliczonego od połowy łącznych dochodów męża i żony:

Podstawa obliczenia podatku:(140 000 zł + 40 000 zł): 2 = 90 000 zł Podatek od tej kwoty to: 16 270,06 zł. Wynika to z następującego obliczenia: [(90 000 zł – 85 528 zł) x 32%] + 14 839,02 zł

Dwukrotność podatku (po zaokrągleniu do pełnych złotych): 32 540 zł Wybierając opodatkowanie według skali, małżonkowie zyskają 704 zł

Liniowy może stracić na popularności

Komentuje Marek Kolibski, doradca podatkowy w kancelarii Ożóg i Wspólnicy

Od stycznia będzie obowiązywać nowa skala podatkowa. W jakim stopniu wpłynie to na wybór formy opodatkowania przez przedsiębiorców?

Niewątpliwie bardzo osłabnie zainteresowanie podatkiem liniowym. Trzeba bowiem zauważyć, że nie chodzi o kosmetyczną zmianę progów czy stawek. W przyszłym roku podatnik, którego dochód nie przekroczy 85 528 zł, będzie płacił podatek według 18-proc. stawki. To oznacza, że nawet osoby zarabiające siedem tysięcy złotych miesięcznie będą płaciły podatek według najniższej stawki. Tymczasem dziś przekraczają one trzeci próg podatkowy i od części dochodów muszą oddać do urzędu 40 proc. podatku. Co istotne podstawowa stawka będzie niższa od podatku liniowego. Poza tym skala podatkowa pozwala odliczyć kwotę wolną od podatku.

Co jeszcze przemawia za rozliczeniem według skali?

Przede wszystkim pozwala to rozliczyć podatek wspólnie z małżonkiem lub dzieckiem. Poza tym dochód i podatek może być wtedy obniżony o różnego rodzaju ulgi, w tym niezwykle popularną i dającą duże korzyści ulgę na dzieci. Okoliczności, które trzeba uwzględnić przy wyborze zasad opodatkowania, jest więc bardzo dużo. Powoduje to, że niezwykle trudno dać uniwersalne wskazówki, która z form opodatkowania jest korzystniejsza. Każdy przedsiębiorca powinien oszacować swoje planowane przychody i koszty oraz wysokość ulg, z których może skorzystać, i obliczyć hipotetyczny podatek: według nowej skali i stosując stawkę liniową. Jestem jednak przekonany, że po tej analizie znaczna część przedsiębiorców, którzy dotychczas rozliczali się podatkiem liniowym, zrezygnuje z tej formy opodatkowania.

A dla kogo podatek liniowy nadal może być atrakcyjny?

Głównie dla osób, które oprócz dochodów z działalności gospodarczej osiągają także inne opodatkowane według skali. W ten sposób można bowiem uniknąć kumulacji wszystkich dochodów i jednocześnie odliczyć ulgi. Należy jedynie pamiętać, że uniemożliwia to preferencyjne rozliczenie z małżonkiem lub dzieckiem. Druga grupa osób, dla których podatek liniowy może być opłacalny, to przedsiębiorcy planujący sprzedaż części majątku firmy, np. jeśli podatnik zamierza sprzedać za 500 tys. zł budynek użytkowy wchodzący w skład majątku firmy, to dla niego 19-proc. stawka liniowa najprawdopodobniej będzie bardziej opłacalna niż opodatkowanie według skali. Nawet jeśli w ten sposób straci możliwość odliczenia kilku ulg.

Rzeczpospolita

Kodeks cywilny: umowy można zawierać w euro

Marek Domagalski 24-10-2008, ostatnia aktualizacja 24-10-2008 07:19

Sejm zniósł rygor, że transakcje pieniężne na terenie Polski mogą być wyrażone tylko w złotych

autor zdjęcia: Michał Sadowski
źródło: Fotorzepa

Teraz tzw. zasada walutowości (art. 358 kodeksu cywilnego) wymaga, by kontrakty pieniężne (cena, zapłata) na obszarze Polski opiewały tylko na złote (poza wyjątkami). Po zmianie zapłata (cena) będzie mogła być wyrażona w walucie obcej. Będzie można ją uiścić w złotych, chyba że umowa, wyrok bądź szczególny przepis będą zastrzegać zapłatę w walucie obcej.

Powiedzmy od razu, że obecne ograniczenia nie są w pełni stosowane. Prócz szerokich zwolnień dewizowych można stosować w umowach walutę obcą, np. euro czy dolary, jako przelicznik do określenia wartości kontraktu. Tej kwestii bowiem rygory zasady walutowości nie dotyczą. Dlatego kredyty są nominowane w obcych walutach, np. mieszkaniowe we frankach szwajcarskich, ale rozliczane już w złotych.

Dodajmy, że także sądy nie są zbyt rygorystyczne i przy umowach nieuwzględniających zasady walutowości niechętnie kwestionują ich ważność. Zdaniem specjalistów zasada walutowości staje się w Europie reliktem.

Jak będą wyglądać rozliczenia? Wartość waluty obcej na potrzeby rozliczeń określać się będzie według kursu średniego NBP z dnia wymagalności roszczenia (mogą być od tego wyjątki).

Przewidziano też zabezpieczenie, gdyby dłużnik wykorzystywał zmiany kursu waluty, na którą kontrakt opiewa, grał na zwłokę w razie wzrostu jej kursu. Ustawowe odsetki nie zrekompensowałyby straty wierzycielowi, dlatego będzie dodatkowy przepis, że w razie zwłoki dłużnika wierzyciel może żądać spełnienia świadczenia w złotych (według kursu NBP z dnia zapłaty).

Po co te wszystkie zmiany? Dla wielu przedsiębiorców rozliczanie w walutach obcych jest korzystniejsze niż w złotych, ponieważ ogranicza ryzyko kursowe, zwłaszcza w eksporcie, zwiększa też konkurencyjność polskich firm.

– W ten sposób nowela wpisuje się też w obecne wahania na rynkach światowych i pomaga przedsiębiorcom – powiedział „Rz" Witold Pahl, poseł sprawozdawca (PO).

Inna rzecz, że projekt napisano przed kryzysem, a już wtedy popierała go Krajowa Izba Gospodarcza, jedna z instytucji, z którymi go konsultowano.

Teraz ustawa trafi do Senatu, potem na biurko prezydenta, a ma wejść w życie po 30 dniach od ogłoszenia.

Rzeczpospolita