sobota, 2 stycznia 2010

Minister Grad wątpi w prezesa Orła z TVP

Agnieszka Kublik
2010-01-02, ostatnia aktualizacja 2010-01-01 19:18

TVP
TVP
Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Czy PiS-owski prezes TVP Romuald Orzeł został wybrany zgodnie z prawem? - Mam wątpliwości - mówi "Gazecie" minister skarbu Aleksander Grad. Chce, by telewizyjnemu konkursowi przyjrzał się sąd

Minister skarbu Aleksander Grad
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Minister skarbu Aleksander Grad
ZOBACZ TAKŻE
SONDAŻ
Czy uważasz, że Romuald Orzeł byłby dobrym prezesem TVP?

Tak
Nie
Nie wiem

Minister skarbu, właściciel TVP SA, przesłał już do Krajowego Rejestru Sądowego zastrzeżenia do wyboru nowego zarządu telewizji publicznej. KRS rozpatrzy je najpewniej na początku stycznia.

18 grudnia rada nadzorcza złożona z przedstawicieli SLD i PiS podzieliła się wpływami we władzach TVP. Prezesura przypadła prawicy (bo lewica dostała taki sam fotel w radiu). Szefem TVP został Romuald Orzeł - dziennikarz z Wybrzeża, potem związany ze SKOK-ami popieranymi przez PiS.

Z rekomendacji partii braci Kaczyńskich do zarządu wszedł też Przemysław Tejkowski (szef Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie, pracował dla PiS w kampanii samorządowej). Lewica dostała jedno miejsce dla Włodzimierza Ławniczaka, b. dyrektora TVP za prezesury Roberta Kwiatkowskiego. Ostatnim członkiem został producent filmowy Paweł Paluch (z polecenia Tomasza Borysiuka z KRRiT, który tę lewicowo-prawicową koalicję skleił).

- Mam wątpliwości, czy w czasie konkursu nie naruszono prawa - mówi "Gazecie" minister Grad. Chodzi o wybór Orła, Tejkowskiego i Palucha.

Czy Orzeł mógł zrezygnować z rezygnacji

Orzeł między kolejnymi posiedzeniami rady wycofał się z konkursu, kiedy wydawało się, że PiS już go nie chce na prezesa, bo woli Jacka Karnowskiego (szef "Wiadomości" TVP). Podobno Orłowi zaszkodziło to, że lewa część rady była gotowa go poprzeć od razu.

Ale właśnie 18 grudnia Orzeł wycofał rezygnację, gdy okazało się, że to Karnowski nie ma szans (przeciwko jego kandydaturze byli nawet niektórzy z prawej strony). Szef rady nadzorczej Bogusław Szwedo (z rekomendacji PiS) pytany, jak to było z rezygnacją Orła, uspokajał, że to tylko "deklaracja woli". Ale było inaczej: Orzeł z konkursu wycofał się formalnie na piśmie.

Minister skarbu ma wątpliwości, czy rada miała prawo uznać rezygnację Orła za nieważną.

Czy Tejkowski mógł zostać zwykłym członkiem

Wątpliwości związane z Tejkowskim? Kandydował on na prezesa TVP, a wybrano go na członka zarządu. Jak to możliwe - zastanawia się Grad - skoro rada ogłosiła konkurs na dwa stanowiska: osobno na prezesa TVP, osobno na członka zarządu. Byli tacy, którzy zgłaszali swe kandydatury osobno na oba stanowiska.

Tejkowski nie został prezesem, bo fatalnie wypadł na przesłuchaniu. Był tak pewny, że prezesurę ma w kieszeni, iż - jak relacjonowali członkowie rady - zachowywał się arogancko, był nieprzygotowany. Tym zraził sobie nawet część prawej strony.

Grad ma wątpliwości, czy mógł ubiegać się wtedy o posadę członka zarządu. I czy rada nie złamała regulaminu, godząc się, by Tejkowski w trakcie posiedzenia 18 grudnia uzupełnił dokumenty. Wcześniej rada zdyskwalifikowała kilkudziesięciu kandydatów właśnie z powodu formalnych braków w dokumentach.

Czy Paluch ma wyższe wykształcenie

Minister pyta też KRS o wykształcenie Pawła Palucha. Zwraca uwagę, że zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów członek zarządu powinien ukończyć studia wyższe.

Na oficjalnej stronie internetowej TVP czytamy, że Paluch "ukończył Wydział Operatorski i Realizacji TV Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi". Na stronie internetowej Filmpolski.pl napisano: "1986 - rok ukończenia studiów (Wydział Operatorski PWSFTviT w Łodzi)". Czyli wszystko w porządku?

Grad przejrzał dokumenty, które wpłynęły do rady. Wynika z nich, że Paluch nie ma dyplomu ukończenia szkoły wyższej, a jedynie uzyskane w latach 80. absolutorium. Ale to nie koniec. Minister w piśmie do KRS zwraca uwagę, że Paluch nadal studiuje - jest na V roku studiów, które miał ukończyć w latach 80.

Grzegorz Borowiec, dyr. generalny w resorcie skarbu i przedstawiciel Grada w radzie TVP, zgłaszał te wszystkie wątpliwości podczas posiedzeń. Prawnicy TVP uspokajali, że wszystko jest OK.

Szef rady Bogusław Szwedo: - Jestem spokojny o decyzję KRS. Nasi prawnicy uznali, że wybór był zgodny z prawem.

TVP broni się też oficjalnie: - Telewizja zapewnia widzów, partnerów zewnętrznych i kontrahentów, iż wybór zarządu był w pełni legalny i przeprowadzony z zachowaniem należytych form i przepisów prawnych - napisał w oświadczeniu rzecznik spółki Stanisław Wojtera. Jego zdaniem kwestionowanie przez Grada legalności władz TVP to "działanie sprzeczne zarówno z interesem spółki skarbu państwa, jak i dobrem mediów publicznych".

czwartek, 31 grudnia 2009

7 agentów CIA zginęło w Afganistanie

21:04, 31.12.2009 /CNN

"Byli daleko od domu, blisko wroga"

"Byli daleko od domu, blisko wroga"
Fot. TVN24, CIATragiczny dzień dla USA i Kanady w Afganistanie
Szef CIA Leon Panetta potwierdził, że w zamachu w bazie wojskowej we wschodnim Afganistanie zginęło 7 agentów Centralnej Agencji Wywiadowczej, a 6 zostało rannych. Wcześniejsze doniesienia mówiły o 8 ofiarach wśród Amerykanów. Do przeprowadzenia zamachu przyznali się talibowie. Również w środę, w innym krwawym zamachu, zginęło czterech kanadyjskich żołnierzy i towarzysząca im dziennikarka.
CIA poinformowała, że nie ujawni ani nazwisk zabitych na terenie bazy Forward Operating Base Chapman agentów, ani nie poda szczegółów dotyczących ich pracy. Wiadomo jedynie, że wśród zabitych była szefowa w bazie CIA, matka trójki dzieci.
Straty wojsk USA i całej koalicji w Afganistanie będą rosły przez pewien... czytaj więcej »
Niemiecka Kanclerz Angela Merkel, minister obrony Karla-Theodora zu... czytaj więcej »


- Ci, którzy polegli wczoraj byli daleko od domu i blisko wroga, wykonując trudną pracę, która musiała być wykonana, by chronić nasz kraj przed terroryzmem - powiedział Panetta. - Jesteśmy im winni największą wdzięczność i obiecujemy im i ich rodzinom, że nie przestaniemy walczyć za sprawę, której oddali swoje życie, za bezpieczniejszą Amerykę - dodał.

Rzecznik talibów Zabiullah Mudżahid powiedział agencji AP, że talibski zamachowiec ubrany w mundur wojskowy i kamizelkę z materiałem wybuchowym wszedł na teren bazy w prowincji Khost, niedaleko granicy w Pakistanem i wysadził się w powietrze w siłowni.

Bomba zabiła Kanadyjczyków

W innym ataku - w wyniku eksplozji przydrożnej bomby - zginęło czterech kanadyjskich żołnierzy i dziennikarka. Kanadyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że do zamachu doszło ok. 4 km na południe od Kandaharu, w południowym Afganistanie.

Jak powiedział generał brygady Daniel Menard, szef kanadyjskiego kontyngentu, żołnierze byli wtedy na patrolu. - Dziennikarz podróżował z nimi, by przedstawić to, co wojska kanadyjskie robią w Afganistanie - wyjaśnił dowódca.

Z ustaleń agencji Canadian Press wynika, że korespondentem wojennym była 34-letnia Michelle Lang z dziennika "Calgary Herald". Pracowała w takim charakterze od niespełna 3 tygodni.

W wyniku wybuchu rannych zostało jeszcze 5 osób - czterech żołnierzy i jeden cywil. W sumie Kanadyjczycy stracili już w Afganistanie 138 ludzi, w tym 32 w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

jak, mac//mat/k ram

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Od szoku do terapii

Grzegorz W. Kołodko 27-12-2009, ostatnia aktualizacja 27-12-2009 17:13

Plan Sachsa - Balcerowicza był wielkim niepowodzeniem, które dziś, po dwóch dekadach, usiłuje się w neoliberalnej propagandzie pokazywać jako sukces - pisze były wicepremier

autor zdjęcia: Miroslaw Owczarek
źródło: Rzeczpospolita
Grzegorz W. Kołodko
autor zdjęcia: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa
Grzegorz W. Kołodko

Polsce nie potrzeba kolejnych iluzji – a to neoliberalnych, a to populistycznych. Potrzeba nam ziszczalnej wizji długofalowego rozwoju – kompleksowej, dynamicznej i postępowej. Trzeba wypracować strategię gospodarczą na nadchodzącą dekadę i lata następne. Musi się ona oprzeć na czterech filarach: szybki wzrost, sprawiedliwy podział, skuteczne państwo, korzystna integracja. Jej konkretny kształt można wyprowadzić z przedstawionego w mojej eseistycznej książce "Wędrujący świat" nowego pragmatyzmu, w żadnym przypadku zaś z prób kontynuacji nurtu neoliberalnego, który znowu głośno daje o sobie znać, usiłując z jednej strony uchylić się od intelektualnej, politycznej i moralnej odpowiedzialności za obecny kryzys, z drugiej natomiast odwrócić kota ogonem i okrzyknąć własne niepowodzenia wielkim sukcesem…

Inspiracja Sorosa

Nic zatem dziwnego, że ostatnio głośno w mediach o doświadczonym przed 20 laty szoku bez terapii. We właściwym czasie też pisałem o tym sporo, proponując alternatywne, lepsze ścieżki reform. Nie ja jeden. Tak zwany plan Sachsa – Balcerowicza, inspirowany w dużej mierze przez George'a Sorosa, opierał się na neoliberalnym myśleniu typowym dla konsensusu waszyngtońskiego: radykalna liberalizacja, szybka prywatyzacja i twarda polityka finansowa. Był natomiast wyzuty z kulturowych i instytucjonalnych aspektów ustrojowych przemian oraz z dostatecznej troski o ich stronę społeczną.Co gorsza, sam "plan" liberalizacji i stabilizacji był nie tylko błędnie skonstruowany, ale również źle przeprowadzony. Wystarczy wspomnieć (o czym inni z okazji 20-lecia wolą zapominać) nadmierną skalę dewaluacji złotego; zbyt długie utrzymywanie sztywnego kursu 9500 złotych za dolara; prowadzące do recesji obłożenie przedsiębiorstw państwowych nadmiernie restrykcyjnym podatkiem od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń (tzw. popiwek); zastosowanie skokowo, wielokrotnie podniesionych stóp procentowych także do starych kredytów; za daleko posuniętą liberalizację handlu zagranicznego.

Pomijam tutaj inne kosztowne błędy, tak różne, jak likwidacja dobrze funkcjonującego Funduszu Rozwoju Kultury czy też celowe zniszczenie pegeerów, które przecież można było przekształcić w wielkotowarowe farmy kapitalistyczne.

Koszty takiej polityki były dużo większe niż nieuniknione, rezultaty zaś dużo mniejsze niż możliwe. PKB od połowy 1989 do połowy 1992 roku spadł o 20 proc., produkcja przemysłowa tylko w roku 1990 załamała się o jedną czwartą (!), wyłoniło się masowe bezrobocie rosnące aż do katastrofalnego poziomu ponad 3 mln osób. Deficyt budżetowy w roku 1992 przekraczał 6 proc. PKB. W kategoriach prakseologicznych to fatalny błąd, skoro można było uzyskać dużo więcej znacznie mniejszym kosztem (co zresztą zamierzały osiągnąć, choć nie potrafiły zrobić, rządy premierów Mazowieckiego i Bieleckiego).

Szokowa terapia to zatem wielkie niepowodzenie, które dziś – po dwu dekadach – usiłuje się w neoliberalnej propagandzie pokazywać jako sukces. A warto pamiętać, że w dużym stopniu wycofywały się z niej nawet solidarnościowe rządy premierów Olszewskiego i Suchockiej w latach 1992 – 1993.

Tracimy czas

Istotne, głębokie zmiany dokonane zostały wszakże dopiero w ramach "Strategii dla Polski" w latach 1994 – 1997, kiedy to PKB na mieszkańca skoczył w górę aż o 28 proc., bezrobocie spadło o jedną trzecią i inflacja o dwie trzecie, a reformy strukturalne zostały nagrodzone przyjęciem Polski do OECD. W rezultacie więcej osób do Polski wracało, niż z niej wyjeżdżało, w co dzisiaj wielu trudno uwierzyć.Można było uniknąć wielu ewidentnych błędów zawartych w pakiecie stabilizacyjnym sprzed 20 lat, wykorzystując tendencję do sukcesywnego obniżania się stopy inflacji w kolejnych miesiącach po uwolnieniu cen żywności w sierpniu 1989 roku (stopa inflacji od września do grudnia była coraz niższa). Należało natychmiast, z początkiem roku 1990, skomercjalizować przedsiębiorstwa państwowe i wyeksponować je na tzw. twarde ograniczenia budżetowe (podobnie jak firmy prywatne), zamiast dyskryminować (bez wątpienia z motywacji ideowo-politycznej, a nie ze względów praktycznych) wybiórczością polityki finansowej.

Należało zakotwiczyć kurs złotego na koszyku walut, a nie na dolarze amerykańskim, dewaluując złotego nie o około 50, lecz jakieś 30 – 35 proc. (co proponowaliśmy w Instytucie Finansów, którym kierowałem). Wiele i szczegółowo pisałem na ten temat już wówczas, gdyż już wtedy było wiele rozsądnych propozycji, alternatywnych wobec narzuconego społeczeństwu i nieudanego szoku bez terapii. Warto zajrzeć do analiz, ocen, argumentacji, propozycji z tamtego okresu, bo po czasie łatwo być mądrym, choć i to nie wszystkim się udaje…

Dalsze zadłużanie państwa miałoby sens, gdyby pozyskiwane w jego wyniku środki były inteligentnie wydatkowane na współfinansowanie celów rozwojowych. Niestety, tak nie jest

Minęło 20 lat, PKB na głowę jest wyższy o około 80 proc., acz mógłby być już większy o jakieś 180 proc., gdyby nie błędy początku lat 90. i ich końca cechującego się niepotrzebnym przechłodzeniem gospodarki. Teraz po raz trzeci pod wpływem tej samej szkodliwej neoliberalnej doktryny politycznej i ekonomicznej tracimy czas i nie wykorzystujemy szans wynikających z globalizacji, integracji i transformacji. Wprowadzenie Polski do wspólnego obszaru walutowego euro i, tym samym, euro do obiegu w Polsce zostało de facto odłożone na dalszy plan.

Nadwiślański liberalizm

Błędy polityki finansowej – zwłaszcza zaniechanie uruchomienia specjalnego pakietu fiskalnego ożywiającego koniunkturę w obliczu światowego kryzysu gospodarczego – zawęziły bazę podatkową. Stopniała ona do tego stopnia, że deficyt budżetowy – wbrew wcześniejszym z uporem głoszonym zapewnieniom rządu o jego zmniejszeniu – podwoił się i obecnie wynosi ponad 6 proc. PKB zamiast wymaganych przez kryteria z Maastricht 3 proc. Doprowadzić na przestrzeni dwu dekad po trzykroć do recesji lub stagnacji oraz załamania budżetu to nie lada sztuka. Nadwiślański neoliberalizm ją posiadł…Narastający dług publiczny jest istotnym i coraz większym obciążeniem dla gospodarki narodowej. Ze swej natury jest to duże obciążenie dla nas wszystkich. W jednym jedynym 2010 roku z budżetu państwa, kosztem podatnika, trzeba wydatkować około 35 miliardów złotych z tytułu już istniejącego zadłużenia. Innymi słowy, w 2010 roku na barkach każdego Polaka ciąży prawie tysiąc złotych obligatoryjnych wydatków tylko z tego powodu, że w przeszłości państwo wydawało więcej, niż było w stanie ściągnąć do wspólnej kasy.

Niekiedy – gdy służyło to współfinansowaniu wzrostu gospodarczego i kapitału społecznego – miało to ekonomiczny sens, kiedy indziej – gdy było to rezultatami nieudolnego sterowania procesami makroekonomicznymi – nie. Oczywiście są kraje z tego punktu widzenia w dużo gorszej sytuacji – na przykład Japonia czy Włochy – ale jest też wiele, również wśród krajów posocjalistycznej transformacji, w sytuacji lepszej.

Dalsze zadłużanie miałoby ekonomiczny sens, gdyby pozyskiwane w jego wyniku środki były inteligentnie wydatkowane na współfinansowanie celów rozwojowych, zwiększając w ten sposób bazę podatkową i zmniejszając skalę nierównowagi budżetowej w przyszłości. Niestety, tak w ostatnich latach nie jest, tak też i nie będzie podczas kilku następnych. Obecny, rosnący deficyt budżetowy nie służy finansowaniu rozwoju w przyszłości, lecz jest rezultatem błędów popełnionych w niedawnej przeszłości.

Będzie gorzej

W latach 2010 – 2011 nie należy oczekiwać znaczącego postępu na ścieżce konsolidacji finansowej, a to ze względu na zbliżający się cykl wyborów (prezydenckie, samorządowe, parlamentarne) i towarzyszącą mu ogólną niewydolność polityki. Oddala się perspektywa wejścia do strefy euro. Z oczywistą szkodą dla naszej gospodarki, gdyż utrzymują się związane z tym relatywnie wyższe koszty transakcyjne i powodowane spekulacją, podnoszące ryzyko oraz zniechęcające do inwestycji wahania kursu złotego.NBP jeszcze sobie pożyje, a jego następna Rada Polityki Pieniężnej podziała przez całą nową kadencję, gdyż i ta skończy się jeszcze ze złotym w obiegu. A przecież już obecnie odchodząca RPP mogła zostawiać nas z euro. Cóż, za sześć lat też będziemy składać sobie życzenia świąteczne i noworoczne w otoczeniu waluty wciąż narodowej.

Teraz na twórcze posłużenie się deficytem budżetowym jest już za późno. Gospodarka w sferze realnej została wpędzona w stagnację, a w sferze finansowej w strukturalny kryzys, którego przezwyciężenie wymaga kompleksowego podejścia. Trzeba wdrożyć – ze stosownymi modyfikacjami wynikającymi z okoliczności, w tym z wymagań płynących z członkostwa w Unii Europejskiej – już wcześniej zaproponowany Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej (plik pdf).

Jest oczywiste, że zupełnie przerasta to możliwości obecnego rządu i jego ministra finansów. Skutki ich polityki są wręcz odwrotne niż pożądane, bo stan finansów publicznych ulega stałemu pogarszaniu. I będzie jeszcze gorzej. Niestety, rok 2010 będzie kontynuował tę tendencję i dług publiczny w sposób bezproduktywny jeszcze bardziej wzrośnie. Rok 2010 to rok na przeżycie.

Szczęśliw(sz)ego Nowego Roku!

Autor jest profesorem ekonomii, wykłada w Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Opublikował m.in. książkę esej "Wędrujący świat". Był wicepremierem i ministrem finansów w rządach premierów Pawlaka, Cimoszewicza, Oleksego i Millera

Rzeczpospolita