sobota, 25 lutego 2012

Miller: Zwyciężył pogląd, by zlikwidować polską Marynarkę Wojenną


1 godz. 53 minuty temu

"Tusk, wspólnie z ministrem obrony, podjęli właśnie decyzję o likwidacji polskiej Marynarki Wojennej" - mówi w Przesłuchaniu w RMF FM Leszek Miller. "Skoro tak, wypadałoby to powiedzieć wprost" - komentuje sprzedaż korwety "Gawron". "Polska Marynarka Wojenna zostaje bez żadnego okrętu. To błąd. Ta budowa powinna być dokończona" - dodaje.

POSŁUCHAJ PRZESŁUCHANIA W RMF FM

Agnieszka Burzyńska: Prawie pół miliarda złotych wyrzuconych w błoto na słynną korwetę "Gawron". Ma pan wyrzuty sumienia?

Leszek Miller: W żadnym razie. Uważam, że ta budowa powinna być dokończona.

Ale nie jest.

To niech się tłumaczą ci, którzy podjęli tę nieracjonalną decyzję.

A może nieracjonalne było rozpoczęcie tej budowy?

Była racjonalna, bo polska marynarka wojenna potrzebuje nowoczesnych, szybkich jednostek. Chyba że, jak sądzę, zwyciężył pogląd, żeby zlikwidować marynarkę wojenną.

Budowę rozpoczęto przed zakończeniem wszystkich prac projektowych. Przed wyborem systemów uzbrojenia nie było zaakceptowanego i skorelowanego z możliwościami budżetowymi programu rozwoju marynarki wojennej. To lista grzechów SLD według eksperta, Andrzeja Kińskiego. Czekam na tę skruchę.

SLD nie buduje okrętów.

Pan wbijał pierwszy nit.

Wypadałoby to powiedzieć wprost: Proszę państwa, informujemy, że podjęliśmy decyzję o likwidacji polskiej Marynarki Wojennej

Tak, ale skoro to było w listopadzie 2001, a ja zostałem premierem w 2001 roku, to nawet dziecko wie, że tego rodzaju decyzje musiały być przygotowane znacznie wcześniej.

Ale pan, jako premier, mógł zapytać, po co nam to ustrojstwo, drogie ustrojstwo.

Tak, pytałem. I otrzymywałem informacje, że jeżeli chcemy mieć marynarkę wojenną, to musimy mieć okręty. Jeżeli nie chcemy mieć marynarki wojennej, to możemy okręty likwidować.

Nie mamy marynarki wojennej w tej chwili?

Zdaje się, że nie mamy. Jeżeli "Gawron" zostanie zlikwidowany, a podjęto również decyzję o wycofaniu dwóch korwet amerykańskich, to właściwie polska marynarka wojenna pozostaje bez żadnego okrętu.

Minister Rostowski zawsze pytał na posiedzeniach rządu: "A po co nam ta marynarka wojenna?". A może rzeczywiście, po co ona nam jest? Może nie jest potrzebna?

Zdaje się, że minister obrony narodowej, sztab generalny, podjął taką decyzję. Tylko wypadałoby to powiedzieć wprost, a nie kluczyć, kombinować, zasłaniać się budową jakiegoś okrętu. Powiedzieć wprost: "Proszę państwa, informujemy, że podjęliśmy decyzję o likwidacji polskiej marynarki wojennej."

Ale to błąd?

Oczywiście, że błąd.

Dlaczego? W takiej sytuacji, w tej chwili, po co nam te okręty? Nie stać nas na nie.

Jak pani sobie wyobraża kraj, który ma 500 kilometrów wybrzeża morskiego i który de facto likwiduje swoją marynarkę wojenną?

A na wojska lądowe nas stać? Na lotnictwo nas stać? Można powiedzieć, że nie stać nas w ogóle na armię i najlepiej ją zlikwidujmy

Ale nie stać nas na to. Nie stać nas na zbudowanie w tej chwili floty.

A na wojska lądowe nas stać? Na lotnictwo nas stać? Można powiedzieć, że nie stać nas w ogóle na armię i najlepiej ją zlikwidujmy.

Chce pan założyć sojusz liberalno-demokratyczny?

Ja nic nie muszę zakładać, bo jestem szefem partii, która istnieje już ponad 20 lat.

To może zmienić nazwę, żeby był jakiś bardziej liberalny, bo pańska propozycja uzależnienia, przejścia na emeryturę od stażu pracy, jest skrajnie liberalna, niesprawiedliwa i krzywdzącą dla tych, którzy np. byli bezrobotni. Donald Tusk mówi, że SLD chciałoby ich karać podwójnie. Dlaczego?

Coraz ciekawsze formuły wymyśla pan premier i jego otoczenie, żeby uznać, że ich propozycja wydłużenia stażu emerytalnego do 67 lat i zrównanie go, jest najlepsza.

Jest bardziej wrażliwa społecznie.

Tak?

Jeśli kogoś trafi takie nieszczęście jak bezrobocie, to w zależności jak długie ono będzie, może się zdarzyć, że taki nieszczęśnik będzie musiał dłużej pracować niż te 67 lat.

Pan Tusk nie dopuszcza słów, które ja wypowiadałem wielokrotnie i mówiliśmy mu to w czasie jego pobytu na posiedzeniu klubu, że my nie traktujemy tego w ten sposób, że albo przechodzi się na wiek - i tylko ten system obowiązuje, z uwagi na wiek - albo na staż pracy. My mówimy, że racjonalny system emerytalny w Polsce powinien być oparty na dwóch filarach. Albo przechodzi się na wiek po jego osiągnięciu, albo bez względu na wiek po przepracowaniu 40 lat dla mężczyzn i 35 lat dla kobiet. Jeżeli zatem pan premier Tusk tak się troszczy o bezrobotnych, którzy nie będą mieli tych okresów składkowych to przecież dotrwają do wieku, który im proponuję i wtedy przejdą na emeryturę.

Coraz ciekawsze formuły wymyśla pan premier i jego otoczenie, żeby uznać, że ich propozycja wydłużenia stażu emerytalnego do 67 lat jest najlepsza

A pamięta pan jak Jerzy Hausner chciał podnieść wiek emerytalny kobiet o pięć lat w ciągu zaledwie dziesięciu lat?

Oczywiście. I pamiętam, jak Platforma Obywatelska, na czele z panem premierem Tuskiem, oprotestowała ten pomysł.

A pamięta pan, co pan wtedy mówił?

Ja mówiłem, że to jest potrzebne. Ale plan Hausnera to nie był tylko wiek emerytalny.

Ale też tam był.

To była jedna z wielu, wcale nie najważniejsza, propozycji. Plan Hausnera, który zakładał reformę społeczną i gospodarczą został, przez wtedy przewodniczącego Tuska i całą Platformę Obywatelską, odrzucony.

Jak to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. A pan wtedy mówił: "Realizacja planu Hausnera jest koniecznością. Odrzucenie planu byłoby katastrofalne dla gospodarki. Plan Hausnera wart jest mszy."

I właśnie, jak pani widzi, tak się stało. Ponieważ PO wtedy odrzuciła plan Hausnera, to ma takie kłopoty i próbuje te kłopoty przerzucić na barki obywateli.

Dlaczego w takim razie nie chce pan tego poprzeć? Skoro wtedy pan popierał?

Jeszcze raz powtarzam, plan Hausnera to nie był plan emerytów, to nie był plan reformy emerytalnej.

Ale był tam element emerytalny.

Koalicja na sto procent przetrwa. Pawlak wie, ile by musiał zapłacić za wypchnięcie z koalicji

To był wielki, poważny projekt, który zawierał element emerytalny. Plan pana Tuska natomiast to tylko jeden element - emerytalny. Tym się to wszystko różni.

Obecna koalicja rozbije się o ów wiek emerytalny? Czy to tylko takie marudzenie Waldemara Pawlaka?

Oczywiście, że się nie rozbije, bo Waldemar Pawlak wie, ile by musiał zapłacić za wypchnięcie PSL-u z koalicji.

Ile?

Swoją posadę.

Tylko? To niewiele.

Wie pani, dla szefa partii politycznej i wicepremiera to jest bardzo dużo. Tym bardziej, że w tym roku Waldemar Pawlak ma swój kongres.

Czyli, według Leszka Millera, koalicja przetrwa?

Przetrwa.

A PSL zagłosuje za podniesieniem wieku emerytalnego, czy nie?

Może nie zagłosować, ale to nie ma znaczenia, bo Ruch Palikota już określił się, że będzie popierał ten pomysł. Pan premier ma sojusznika.

"Z koalicją jest jak z piękną kobietą, można powiedzieć o niej wiele dobrego, ale ta reszta jest ciekawsza." To cytat, pańskie słowa. Czekam na dokończenie tej historii. Co jest ciekawsze?

Zawsze reszta jest ciekawsza. Wolelibyśmy pewnie się dowiedzieć o kulisach rozmów premiera Tuska z Waldemarem Pawlakiem, niż tylko wiedzieć to, co widzimy na ekranach telewizorów czy słyszymy w radiu.

Leszek Miller nie szykuje się na wcześniejsze wybory, tak jak PiS?

Żadnych wcześniejszych wyborów nie będzie. Na co mam się szykować?

Leszek Miller   /Olga Wasilewska /RMF FM
Leszek Miller  
 
/Olga Wasilewska /RMF FM

A na koalicję z Donaldem Tuskiem? Na współrządzenie?

Też nie. Premier Tusk ma już swojego koalicjanta i on nazywa się Polskie Stronnictwo Ludowe.

I na sto procent go nie zmieni?

Sto procent.

Skąd ta pewność?

Po co miałby to robić? Gdyby zmienił swojego sojusznika, po pierwsze, miałby kłopoty we własnym obozie, a po drugie, ten, który by przyszedł byłby pewnie bardziej wymagający, więc po co?

Cena wyższa.

Tak.

Odpowie pan na list Palikota, który domaga się debaty z panem?

Palikot chce, jak rozumiem, dyskutować o przyszłości lewicy. Ja mogę dyskutować o przyszłości z kimś, kto jest lewicą

Palikot chce, jak rozumiem, dyskutować o przyszłości lewicy. Ja mogę dyskutować o przyszłości z kimś, kto jest lewicą.

Boi się pan Palikota?

Chyba pani żartuje.

Taką tezę stawia Janusz Rolicki mówiąc, że dziadziuś z SLD boi się energicznego, młodego konkurenta.

Janusz Rolicki jest znanym naszym przeciwnikiem od lat. Z góry wiem co napisze i co powie.

Czyli żadnej debaty, oko w oko, z Palikotem nie będzie?

Nie wiem, może gdzieś się kiedyś spotkamy, ale ja, jako szef partii opozycyjnej, chętnie będę dyskutować z przedstawicielami partii koalicyjnej. Np. z premierem Tuskiem, z Waldemarem Pawlakiem. Jaki jest sens rozmów w gronie opozycji?

Jednoczenie lewicy. Marzenie pańskiego szorstkiego przyjaciela, Aleksandra Kwaśniewskiego, który zdaje się znowu zaczyna budowę drzewa oliwnego.

Sojusz Lewicy Demokratycznej nie zamierza wstąpić do żadnej innej partii.

Niepokoi pana akcja masowego odchudzania na lewicy pod wodzą Aleksandra Kwaśniewskiego?

To jest charakterystyczne dla celebrytów. Co ja mam w tej sprawie do powiedzenia?

Sojusz Lewicy Demokratycznej nie zamierza wstąpić do żadnej innej partii

To jest też charakterystyczne dla polityki. Zna pan anegdotę o tym, że jak były prezydent tyje na to lewicy marazm, a jak chudnie to znaczy, że coś się dzieje? Pytanie, czy to, co się dzieje, podoba się Leszkowi Millerowi.

Szczerze mówiąc, mało mnie to interesuje.

Jak to? Oleksy chce startować w wyborach na szefa partii. Czarzasty chce odebrać Katarzynie Piekarskiej mazowiecką strukturę SLD. Leszek Miller zupełnie niezaniepokojony?

Każdy może deklarować co chce. Wybory w partii są po to, żeby startowało kilku kandydatów. Mam nadzieję, że tak będzie.

Lekceważy pan przeciwnika?

Ja nie lekceważę. Po prostu mówię, że każdy na prawo startować.

Lista do europarlamentu wspólna z Palikotem - to możliwe? Czy wykluczone - i mówi pan twarde "nie"?

W polityce nigdy nie mówi się "nie". Dwa lata to jest taki kawał czasu w Polsce, że nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć.

Zjednoczenie lewicy?

Musielibyśmy ustalić, co pani przez to rozumie.

Zjednoczenie z Palikotem, w tej chwili?

Ale jakie zjednoczenie? Stworzenie jednej partii? To pani ma na myśli?

Lub koalicji. Jakiegoś LiD-u bis?

Mówiłem, że SLD nie ma zamiaru zapisać się do innej partii politycznej.

Podoba się panu ucieczka do przodu w wykonaniu premiera?

Nie widzę, żeby uciekał.

Jeżeli tendencja spadkowa PO będzie trwała, to bardzo trudno będzie ją zatrzymać. Żadne konferencje prasowe nie pomogą

Dziś wielka kumulacja konferencji prasowych, ucieka od problemów. Trzy, cztery konferencje. Premier idzie na rekord Guinessa?

Premier chce jak najczęściej się wypowiadać, prezentować swój punkt widzenia. Nie dziwię się, w jego sytuacji pewnie robiłbym to samo. Chodzi o sytuację, w której spadają gwałtownie sondaże. Trzeba wtedy coś robić.

Ale premier o poranku, premier w południe, premier i wieczorem. Czy to jest dobra koncepcja na ucieczkę? W ten sposób można uciec?

To zależy, co się będzie dalej działo z sondażami. Jeżeli tendencja spadkowa będzie trwała, to bardzo trudno ją zatrzymać. Żadne konferencje prasowe wtedy nie pomogą.

A według pana, jako byłego premiera, to jest tendencja?

Tego nie wiem. Musimy poczekać dwa, trzy miesiące, żeby zobaczyć, czy ten spadek to jest wydarzenie incydentalne, czy trwa tendencja.

PRZESŁUCHANIE

piątek, 24 lutego 2012

Ojciec Madzi coś ukrywa? Odmówił współpracy ze śledczymi


24.02.2012, 04:02
aFp
Ojciec Madzi z żoną, Michał Legierski, Edytor

Co naprawdę wydarzyło się w Sosnowcu? Dlaczego zginęła malutka Madzia (+6 mies.) i kto ukrył pod gruzami jej ciało? Nadal tego nie wiemy. I niewykluczone, że Bartłomiej W. (23 l.) i jego żona Katarzyna W. (22 l.) nigdy nie opowiedzą śledczym, w jaki sposób zginęła ich córeczka. Matka Madzi odmówiła udziału w eksperymencie procesowym i wizji lokalnej, a jej mąż Bartłomiej odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień w prokuraturze. Dlaczego to zrobili? Jeśli mówią prawdę o feralnym 24 stycznia, to czego się boją? Czy coś skrywają, o czym nie chcą nikomu powiedzieć? Teraz śledczy muszą zebrać dowody, by ustalić przebieg tragicznych wydarzeń

– Moim zdaniem, a wynika to z mojej wiedzy i doświadczenia policyjnego, matka Madzi nie działała sama – stwierdza Dariusz Loranty (46 l.) kryminolog, negocjator policyjny i biegły sądowy z Warszawy. – Katarzyna wzięła na siebie całą winę. Tak najczęściej robią kobiety, jeśli dochodzi do wypadku dziecka np. w czasie szarpaniny między ojcem i matką. Sądzę, że to właśnie w takiej sytuacji dziecko upadło na podłogę.

To brzmi szokująco, ale czy w ogóle taki scenariusz jest badany? Katowicka prokuratura okręgowa nie ujawnia wciąż, do jakich wątków śledztwo zostało zawężone. Najprawdopodobniej jeden z nich zakłada, że w śmierci i ukryciu ciała Madzi brała udział tzw. osoba trzecia, którą może być mąż Katarzyny W. Eksperyment procesowy miał rozwiać wątpliwości śledczych i potwierdzić wersję Katarzyny W. Tę, według której miało dojść do nieszczęśliwego wypadku: dziecko miało się wyślizgnąć z kocyka i uderzyło o próg. Śledczy chcieli przeprowadzić eksperyment – mama Madzi miała pokazać, w jaki sposób upuściła dziecko i co dalej się działo. Którędy szła z ciałkiem dziecka, w jakim miejscu ukryła zwłoki w ruinie przy torach i jak je przykrywała. Ale odmówiła.

Teraz prokuratura ma związane ręce. Również z tego powodu, że Bartłomiej W. w śledztwie ma status i pokrzywdzonego, i świadka. 
– Oboje, zarówno Katarzyna W. jak i jej mąż, odmówili udziału w wizji i eksperymencie. Mają do tego prawo, prokuratura musiała to uwzględnić – powiedział nam Jacek Chomicz, pełnomocnikrodziny Bartłomieja W.

Zgodnie z prawem świadek ma prawo odmowy zeznań i uczestniczenia we wszelkich eksperymentach procesowych w sytuacji, gdy podejrzanym jest jego najbliższy – a w tym przypadku podejrzaną jest żona Bartłomieja W. Nie będzie więc składać przeciwko niej obciążających ją wyjaśnień, jeśli o takich wie. Nie można go za to ukarać, ani zmusić do innego zachowania. Podobnie jest w przypadku Katarzyny W. Ona też będzie przed śledczymi milczała.

– Podejrzany z uwagi na prawo do obrony może odmówić udziału w czynnościach procesowych – dodaje prokurator Marta Zawada-Dybek, rzecznik prokuratury okręgowej w Katowicach.
Tajemnica śmierci półrocznej Madzi nadal jest nierozwiązana, bo nie chcą jej rozwiązać sami rodzice dziecka. Wątpliwości budzą wyjaśnienia Bartłomieja W. na temat okoliczności rozstania zżoną na chwilę przed wypadkiem. Kilka dni po zaginięciu mówił, że pomagał żonie znosić wózek z córeczką. Opowiadał różne powody rozstania z żoną. Miał jechać po pieczarki na pizzę, innym razem jechał do rodziców po drewno lub ze znajomym miał dowieźć swoje zwolnienie lekarskie.

Tymczasem Katarzyna W. zeznała, że wróciła po pampersy i wtedy dziecko wyślizgnęło się jej z kocyka. Męża miało nie być. Krzysztof Rutkowski (53 l.), który towarzyszył rodzinie od początku twierdził, że Bartłomiej mógł chronić żonę i tak dla jej obrony wyjaśniał okoliczności rozstania.
Zastanawiające jest to, że małżonkowie nie dzwonili do siebie, gdy się rozstali. Katarzyna W. idąc do parku i ukrywając zwłoki dziecka, nie miała ze sobą telefonu komórkowego. To potwierdziły logowania telefonu do tzw. BTS-ów. Czy zrobiła to celowo? Skąd wzięła telefon, gdy odebrała telefon od męża, gdy leżała już na chodniku przy ul. Legionów koło domu swoich rodziców, gdy było już po wszystkim? Czy ktoś pomógł ukryć jej zwłoki Madzi? Gdy na miejscu przy ul. Żeromskiego pojawili się śledczy, ciałko Madzi było przykryte kawałkiem ciężkiego gruzu. Panowały silne mrozy, dziecko przykryte kocykiem, nie miało żadnych śladów obrażeń. Policjanci musieli namęczyć się, by wyjąć zwłoki malutkiej Madzi. Czy wątła kobieta mogła sobie poradzić z twardą i skutą ziemią bez narzędzi? 
Gdy znaleziono ją na ul. Legionów leżącą na chodniku miała czyste ubranie, w tym czyste rękawiczki, bez odarć. Tymczasem dwa tygodnie po zdarzeniu Krzysztof Rutkowski dostarczył prokuraturze rękawiczki poszukiwane przez policję. Czemu stało się to po tylu dniach?
Na te pytania wciąż nie ma odpowiedzi. Być może znajdą je śledczy, którzy przebywają teraz wraz z Katarzyną W. i jej mężem Bartłomiejem w tzw. mieszkaniu kontaktowym. Według Lorantego policjanci nie tylko zapewniają jej ochronę przed ewentualnym linczem, ale także przede wszystkim ją obserwują. Być może zdobędą dowody lub poszlaki pomocne w śledztwie. Takie, które pomogą rozwikłać zagadkę śmierci Madzi.

>>> To nie matka porzuciła ciałko Madzi? Ktoś jej pomagał?

>>> Oscary w starym kinie. Czy "Artysta" dostanie statuetkę?

>>> Kto w Polsce ma najwięcej? Zobacz Listę 100 Najbogatszych Polaków

czwartek, 23 lutego 2012

Umowa o dzieło i zlecenie: sprawdź, jak je podrasować


Katarzyna Pawłowska-Salińska, Marta Piątkowska
2012-02-17, ostatnia aktualizacja 2012-02-23 12:54

Umowy o dzieło lub zlecenia to zmory dzisiejszego rynku pracy. Ale jest dobra wiadomość. Można sobie te umowy poprawić. Oto sposoby

Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów (rozliczenie PIT 2010), w Polsce blisko 800 tys. osób pracuje na umowach cywilnoprawnych. Ilu z nich tą formę zatrudnienia narzucono - nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że w pierwszej kolejności odczuwają brak ochrony ze strony kodeksu pracy, który gwarantuje m.in. prawo do płatnego urlopu wypoczynkowego i rodzicielskiego, zwolnienia lekarskiego, okres wypowiedzenia, a przede wszystkim świadczenia emerytalno-rentowe oraz zdrowotne.

- Najbardziej frustruje mnie to, że pracuję równie ciężko i długo jak osoby zatrudnione na etacie, a w porównaniu z nimi nie mam żadnego zabezpieczenia - skarży się Joanna, 27-letnia fotoedytorka z Warszawy. - O emeryturze na razie nie myślę, ale kiedy przychodzi okres urlopów i widzę, jak połowa firmy znika na płatne wakacje albo ma prawo do zwolnienia chorobowego, to mam ochotę rzucić to wszystko.

Joanna, podobnie jak reszta zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych, ma prawo narzekać. Może też - w zależności od rodzaju umowy - poprawić swoją sytuację.

Wypowiedzenie da się wydłużyć

Po pierwsze, mamy dobrą wiadomość dla wszystkich, którzy obawiają się zwolnienia z pracy z dnia na dzień. Podpisując dokument, można wynegocjować z pracodawcą okres wypowiedzenia. I to tak długi, jak chcemy.

- Umowa-zlecenie i umowa o dzieło są umowami cywilnoprawnymi, podlegają więc swobodzie zawierania umów określonej w kodeksie cywilnym. Swoboda umów oznacza, że strony mogą ułożyć ją wedle swojego uznania, byleby jej treść nie była sprzeczna z obowiązującymi przepisami prawa. Znaczy to tyle, że kwestia wypowiedzenia umowy pozostaje do uznania stron - tłumaczy Lidia Szczesna, radca prawny, ekspert prawa pracy z kancelarii prawnej LSJ w Warszawie.

- W mojej umowie-zleceniu jest punkt o dwutygodniowym okresie wypowiedzenia. Zarówno ja, jak i pracodawca mamy pewność, że żadna ze stron nie zakończy współpracy z dnia na dzień - opowiada Agata, programistka z Warszawy. - Czułabym się jeszcze bezpieczniej, gdyby ten okres wydłużył do miesiąca, to zawsze jedna pensja więcej. W najbliższym czasie chce z nim porozmawiać na ten temat, od strony formalnej to przecież tylko drobna zmiana w umowie.

Urlop macierzyński na zleceniu

Anna z Krakowa pracowała na umowie-zleceniu. Zaszła w ciążę. Nie miała prawa do zwolnienia lekarskiego ani urlopu macierzyńskiego. Mogłaby mieć, gdyby opłaciła składki na ubezpieczenie chorobowe. To ubezpieczenie pozwala pójść na zwolnienie lekarskie, a w wypadku urodzenia dziecka - na otrzymanie zasiłku macierzyńskiego.

Dla pracujących na umowę zlecenie ubezpieczenie chorobowe jest dobrowolne i można się do niego zgłosić się w każdej chwili. Wystarczy złożyć wniosek w kadrach. Objęcie ubezpieczeniem następuje od dnia wskazanego we wniosku. Składki odprowadza pracodawca. Wynoszą 2,45 proc. pensji.

Żeby mieć prawo do zasiłku macierzyńskiego, trzeba urodzić dziecko "w czasie ubezpieczenia chorobowego". Oznacza to, że poród musi nastąpić w okresie, kiedy trwa "oskładkowane" ubezpieczenie, i że składki powinny być opłacane w terminie. Nie jest wymagany żaden okres ubezpieczenia poprzedzający urodzenie dziecka, ponieważ prawo do zasiłku macierzyńskiego przysługuje bez okresu wyczekiwania.

Gdy Anna dowiedziała się, że jest w ciąży, mogła przystąpić do ubezpieczenia chorobowego. Miałaby wtedy prawo do zwolnienia lekarskiego w ciąży, tyle że po 90 dniach. Za to zasiłek macierzyński przysługiwałaby jej już od momentu urodzenia dziecka przez cały okres 20 tygodni.

Jeżeli złożyłaby do pracodawcy jeszcze wniosek o wypłatę zasiłku macierzyńskiego za okres dodatkowego urlopu macierzyńskiego, zasiłek ten przysługiwałby jej zgodnie z wnioskiem przez cztery następne tygodnie.

Anna, nawet gdyby nie była w ciąży, po zgłoszeniu wniosku o objęcie ubezpieczeniem chorobowym, nawet na umowie zlecenie miałaby prawo do zwolnienia lekarskiego czyli zasiłku chorobowego. Jednak również dopiero po upływie 90 dni podlegania temu ubezpieczeniu.

Emerytura na umowie o dzieło

- Od kilku lat pracuję na podstawie umowy o dzieło. Dla mnie to "umowa śmieciowa", bo mi ją narzucono. Albo to, albo nic - skarżyła się w rozmowie z "Gazetą" Agnieszka z Warszawy, 50-latka z branży reklamowej. - Najbardziej boję się o emeryturę, bo na nią nie odkładam.

To prawda, w przypadku umowy o dzieło nie odprowadza się żadnych składek. Jedyne obciążenie to podatek dochodowy. Część pracowników dzięki takiemu rozwiązaniu zarabia więcej. Dodatkowe pieniądze warto zainwestować w emeryturę. Systematyczne odkładanie może okazać się nawet korzystniejszym rozwiązaniem niż proponowane przez ZUS.

Oto wyliczenia, jakie specjalnie dla Gazeta Praca.pl zrobiła firma Open Finance.

Jeżeli obecni 44-latkowie zaczęliby odkładać po 400 zł miesięcznie, lokując pieniądze w obligacjach, lokatach lub funduszach przy stopie zwrotu na poziomie 5 proc. to w momencie osiągnięcia wieku emerytalnego kobietauzbierałaby kwotę, która przez 20 lat dawałaby jej "emeryturę" w wysokości 879 zł miesięcznie. Mężczyzna przez 15 lat dostawałby 1660 zł. - Różnica wynika z faktu, że kobiety przy obecnych przepisach emerytalnych odkładają pieniądze o pięć lat krócej niż mężczyźni, a biorąc pod uwagę średnią długość życia, pobierają emeryturę o pięć lat dłużej - mówi Bernard Waszczyk, analityk Open Finance.

Gdyby 44-latkowie odkładali po 1 tys. zł miesięcznie, to kobieta otrzymałaby niecałe 2 tys. zł, a mężczyzna 4,1 tys. zł.

Więcej czasu na oszczędności mają dzisiejsi 36-latkowie. Poza obligacjami i lokatami mogą zagrać nieco agresywniej i część środków ulokować w funduszach inwestycyjnych z udziałem akcji. Kobieta, odkładając po 400 zł do 60. roku życia, będzie otrzymywać 1762 zł miesięcznie. Mężczyzna dostanie nieco ponad 3 tys. zł. Jeżeli zainwestują po 1 tys. zł, ona dostanie 4,4 tys., a on niecałe 7,7 tys. zł.

W najlepszej sytuacji są osoby dopiero wchodzące na rynek pracy. W ich wypadku wystarczy odkładać po 100 zł miesięcznie, żeby na stare lata cieszyć się uzbieranymi pieniędzmi. Obecna 24-latka w ten sposób zyska dodatkową "emeryturę" w wysokości 1032 zł, a jej partner 1600 zł. Jeżeli będzie ich stać, mogą odkładać po 800 zł miesięcznie, wtedy ona po 36 latach dostanie 8,2 tys. zł, a on niemal 12,8 tys. zł.

Bernard Waszczyk: - Niektóre kwoty mogą się wydać astronomiczne, ale proszę pamiętać, że prezentują, ile nominalnie może wynieść przyszła emerytura. Siła nabywcza tych pieniędzy będzie o wiele mniejsza niż obecnie. Zakładając utrzymywanie inflacji w ryzach na średnim poziomie 3,5 proc. rocznie, za 20 lat 1000 zł będzie znaczył tyle, ile dla nas obecne 500 zł.

Ubezpieczenie zdrowotne na umowie o dzieło

Jedną z największych bolączek osób pracujących na umowie o dzieło jest brak możliwości skorzystania z bezpłatnej opieki medycznej.

- Boje się, że wychodząc z domu, poślizgnę się na nieodśnieżonym chodniku i złamię nogę. Karetkę wezwać mogę, tylko kto potem zapłaci za koszty leczenia w szpitalu? - zastanawia się Rafał, architekt z Piaseczna.

Osoby w identycznej sytuacji mogą zdecydować się na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne, które sami będą opłacać w NFZ. Wysokość składki naliczana jest kwartalnie w stosunku do średniej krajowej pensji. To, ile zarabiamy na umowie o dzieło, nie ma w tym wypadku znaczenia. Przykładowo, w styczniu, lutym i marcu wynosi 339,40 zł. Aktualną kwotę można znaleźć na stronie Narodowego Funduszu Zdrowia (nfz.gov.pl).

Gdyby Rafał zdecydował się na wykupienie ubezpieczenia, to byłby nim objęty od momentu zarejestrowania w bazie NFZ. - Taka osoba nabywa przede wszystkim prawo do korzystania z opieki medycznej. Kwestie zwolnienia lekarskiego pozostają już w kwestii ZUS-u - tłumaczy Andrzej Troszyński, rzecznik prasowy NFZ. Co więcej, osoby, które samodzielnie się ubezpieczają, mogą odliczyć to od podatku zgodnie z art. 27b ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych.

- Przykładowo składka za pierwszy kwartał 2012 wynosi - 339,40 zł miesięcznie, co stanowi 9 proc. z kwoty 3771,08 zł (podstawy wymiaru tej składki). Podatnik w swoim rozliczeniu rocznym za 2012 rok będzie mógł odliczyć za styczeń, luty i marzec 2012 od podatku 7,75 proc. podstawy wymiaru. Za każdy miesiąc pierwszego kwartału odliczenie to wyniesie 292,26 zł. Rzeczywisty koszt, jaki poniesie ubezpieczony w pierwszym kwartale, to 47,14 zł miesięcznie - mówi Agnieszka Decewicz, kierownik działu kadr i płac z firmy Business Intelligence Solutions z Wrocławia.

Trzeba dodać, że odliczeniu od podatku będą podlegały tylko składki faktycznie zapłacone w danym roku kalendarzowym. Czyli co miesiąc będziemy musieli płacić ponad 300 zł, ale pod koniec roku dostaniemy sowity zwrot podatku z tego tytułu.

Jest jednak pewien haczyk. Warunkiem możliwości opłacania dobrowolnych składek jest uregulowanie opłaty dodatkowej, a ta naliczana jest zależnie od długości czasu, w jakim nie byliśmy ubezpieczeni w NFZ. I tak na przykład osoby, które nie były objęte ubezpieczeniem przez ostatnie trzy miesiące do roku, muszą zapłacić 754,22 zł. Od roku do dwóch lat - 1885 zł. Rekordziści, którzy nie płacili składek przez więcej niż dziesięć lat, muszą liczyć się z wydatkiem rzędu ponad 7,5 tys. zł. Fundusz uważa to za sprawiedliwe rozwiązanie. - Nie może być tak, że jeden płaci ubezpieczenie przez całe życie, a drugi wtedy, kiedy zachoruje - mówi Troszyński.

W uzasadnionych przypadkach, na wniosek osoby ubezpieczającej się, dyrektor oddziału NFZ może odstąpić od pobrania opłaty dodatkowej lub rozłożyć ją na raty miesięczne, jednak nie więcej niż na 12 rat. Listy "uzasadnionych przypadków" Fundusz jednak nie przedstawił.



Źródło: Gazeta Wyborcza