sobota, 17 marca 2012

"Nie ma daty śmierci ani miejsca pochówku"

18:48, 17.03.2012 /TVN24


MATKA ROZSTRZELANEGO: ONI TEGO NIE ZROBILI

TVN24
- Dzisiaj w skrzynce znalazłam list z Sądu Najwyższego, w którym napisano, że został wykonany wyrok na moim synu. Nie ma daty śmierci ani informacji o miejscu pochówku - mówi w rozmowie z TVN24 matka Uładzisłaua Kawalioua, straconego na Białorusi za współudział w zamachu w mińskim metrze.
Skazany przez białoruski sąd na karę śmierci za zamach w mińskim metrze w 2011 roku Uładzisłau Kawaliou został stracony - takie zawiadomienie z Sądu dotarło do rodziny Białorusina. O drugim skazanym, Dźmitryju Kanawałau, nie ma żadnych informacji od 30 listopada, dlatego istnieje podejrzenie, że również został stracony. Informował o tym jeden z białoruskich portali, ale wiadomość ta nie została potwierdzona.

Kara śmierci wykonywana jest na Białorusi przez rozstrzelanie.

W trakcie procesu, który zakończył się w listopadzie ubiegłego roku, Kanawałau został uznany za sprawcę zamachu, a Kawaliou został skazany za współudział i niepoinformowanie o przestępstwie. 
Apele matki skazanego na śmierć za współudział w zamachu na mińskie metro w... czytaj więcej »
      Dzisiaj w skrzynce znalazłam list z Sądu Najwyższego, w którym napisano, że został wykonany wyrok na moim synu. Tu mam dokument, dzięki któremu odbiorę z urzędu stanu cywilnego świadectwo zgonu. Tu czytamy: wyrok Sądu Najwyższego z dnia 30 listopada został wykonany. Jest podpis zastępcy przewodniczącego. Nie ma daty śmierci ani informacji o miejscu pochówku. Nie informują mnie o tym      
Matka rozstrzelanego Uładzisłaua Kawalioua


- Dzisiaj w skrzynce znalazłam list z Sądu Najwyższego, w którym napisano, że został wykonany wyrok na moim synu. Tu mam dokument, dzięki któremu odbiorę z urzędu stanu cywilnego świadectwo zgonu. Tu czytamy: wyrok Sądu Najwyższego z dnia 30 listopada został wykonany. Jest podpis zastępcy przewodniczącego. Nie ma daty śmierci ani informacji o miejscu pochówku. Nie informują mnie o tym - mówi w rozmowie z TVN24 matka jednego ze skazanych, Lubou Kawalioua.

"Muszę poznać prawdę i będę walczyć do końca" 

Jak mówi, ostatni raz widziała się z synem 11 marca podczas specjalnego widzenia. W lutym nie dostałam zgody na spotkanie. Chyba wszystko mieli zaplanowane, bo o tym, że mogę się zobaczyć z synem, dowiedziałam się 10 marca, czyli dzień wcześniej. Nie rozmawialiśmy o zamachu: podczas widzeń nie wolno było o tym rozmawiać. Rozmawialiśmy tylko o codziennych sprawach – o przyjaciołach i o tym, co w domu. Na 1000 procent oni tego nie zrobili (nie dokonali zamachu -red.). i są na to dowody w aktach sprawy. Są tam badania i ekspertyzy, które potwierdzają ich niewinność - uważa matka straconego.

Według niej w procesie popełniono wiele błędów: wszystkie wnioski obrony i świadków wybuchu były uchylane, a adwokaci nie mieli dostępu do skazanych. - Było tam dużo różnych okoliczności, których sąd nie brał pod uwagę. Rozważał tylko jedną wersję wydarzeń: wszystkie dowody obrony były odrzucane. Teraz muszę dojść do siebie i zastanowić się, kto może mi pomóc. Muszę poznać prawdę i będę walczyć do końca - zapewnia.

jk/tr
 

wtorek, 13 marca 2012

Chory na raka Jaruzelski: Spodziewam się najgorszego


13.03.2012, 21:59
aFp
Gen. Wojciech Jaruzelski

Generał Wojciech Jaruzelski (89 l.) wyszedł ze szpitala po kolejnej chemioterapii. - Czuję się bardzo źle. Ze mną może być już tylko gorzej - mówi Faktowi. Generał zmaga się z nowotworem

– Właściwie to krążę między szpitalem i domem. Po kolejnych chemioterapiach wracam na trochę do domu i znowu do szpitala – opowiada nam gen. Jaruzelski. Rok temu po zapaleniu płuc i kłopotach z krążeniem lekarze zdiagnozowali u niego nowotwór. Po szczegółowych badaniach okazało się, że to chłoniak.

– Nie jest dobrze z moim zdrowiem. Bardzo źle się czuję. Nie bardzo mam nadzieję na to, że będę się lepiej czuł. Ze mną może być już tylko gorzej. Trzeba się spodziewać najgorszego – mówi nam generał.

>>> Jaruzelskiego uzdrawiał szaman wudu

Z powodu jego stanu zdrowia sądy zawiesiły dwa procesy, w których Jaruzelski zasiadał na ławie oskarżonych. W pierwszym procesie generał jest oskarżony o „sprawstwo kierownicze” masakry robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r., gdzie w starciach z milicją i wojskiem zginęły 44 osoby, a 1160 zostało rannych. Druga sprawa dotyczy stanu wojennego. W tej generał odpowiada za kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, który na najwyższych szczeblach władzy PRL przygotowywał stan wojenny w 1981 r. Inni oskarżeni w tej sprawie już usłyszeli wyroki – na 2 lata w zawieszeniu został skazany gen. Czesław Kiszczak (87l.). O tym, czy Jaruzelski będzie odpowiadał przed sądem, latem mają zadecydować lekarze.

>>> Kloss. Stawka na całe życie

Lekarze z wojskowego szpitala w Warszawie, gdzie leczy się generał nie chcą przekazywać szczegółów na temat stanu jego zdrowia. – Mogę tylko powiedzieć, że chłoniak to bardzo ciężka choroba – mówi płk Piotr Dąbrowiecki, rzecznik wojskowej kliniki przy ul. Szaserów. Sam generał twierdzi, że chciałby odpowiadać przed sądem. – Chciałbym podczas tych procesów powiedzieć to, co mam do powiedzenia. Ale stan zdrowia całkowicie mi to uniemożliwia – dodaje.

>>> Zobacz również: Idealne auto z Niemiec? Niekoniecznie…

wtorek, 6 marca 2012

Polacy zabili pałkami 20 Żydówek w Bzurach. IPN prowadzi śledztwo


Agnieszka Domanowska
06.03.2012 , aktualizacja: 06.03.2012 12:41
A A A Drukuj
Miały od 15 do 30 lat. Były Żydówkami z getta w Szczuczynie. W sierpniu 1941 roku miejscowi "wypożyczyli" je do prac ogrodniczych. A potem w bestialski sposób zamordowali. Po 71 latach od mordu białostocki IPN wszczyna śledztwo.
Niewiele w tej sprawie wiadomo, choć zachowały się akta sądowe z czasów powojennych. Niewykluczone, że świadkowie zbrodni jeszcze żyją, być może opowiadali o niej potomkom, może oni pamiętają.

- Najbardziej zależy nam na tym, by ustalić wszystkich sprawców tamtych wydarzeń. I zweryfikować, kto za zbrodnię został już osądzony, a kto nie. Niektórzy bowiem stanęli przed wymiarem sprawiedliwości, a inni nie - mówi prokurator Radosław Ignatiew z białostockiego oddziału IPN.

To on przez długi czas prowadził śledztwo w sprawie mordu w Jedwabnem - dochodzenie zakończyło się w 2003 r. i potwierdziło, że w miasteczku zamordowano obywateli polskich narodowości żydowskiej, a sprawcami mordu byli Polacy.

Powtórka z Jedwabnego

Zdaniem prokuratora Ignatiewa zbrodnia w Bzurach jest podobna do tej, która wydarzyła się w Jedwabnem, tylko jej skala jest mniejsza.

- Tutaj mamy do czynienia z 20 kobietami, tam ofiar było znacznie więcej. Do dzisiaj nikt nie upomniał się o te młode kobiety, są anonimowe. Ale skoro przy sprawie Jedwabnego udało się nam ustalić nazwiska ponad 300 ofiar, to w tej sprawie też to jest możliwe - twierdzi Ignatiew.

Zamordowane kobiety pochodziły z getta w Szczuczynie. Właściciele majątku w Bzurach wypożyczyli je do prac w ogrodach i na polach - taka była wówczas powszechna praktyka. Żydzi stanowili darmową siłę roboczą.

Kobiety z getta w Szczuczynie miały zajmować się uprawą warzyw w majątku. Ale do getta nie wróciły.

Co się stało? Barbara Engelking, która od lat zajmuje się badaniem historii gett na terenie Polski, przekopała akta sądowe tej sprawy, dotarła do zeznań świadków z 1948 r. Jest ich kilkanaście.

- W aktach mowa jest o co najmniej sześciu mężczyznach, którzy zabili te kobiety. Tylko jeden z nich - Stanisław Zalewski - stanął przed sądem. Najpierw został skazany na więzienie, później na karę śmierci, a potem kara została zamieniona na więzienie. Mężczyzna zmarł w 1957 r. - mówi Engelking.

Ten mord był wyjątkowo okrutny. - Kobiety były bite metalowymi, okutymi wcześniej w kuźni pałkami, kilka z nich na pewno zostało zgwałconych. Wszystko działo się nad jamą, którą wcześniej wykopali sprawcy. Po wszystkim ofiary zostały zasypane ziemią - opisuje Ignatiew.

Prokurator twierdzi, że z dokumentów wynika, że była to zbrodnia wcześniej zaplanowana.

- Oczywiście, że mieli zamiar je zabić. Dlatego nie odwieźli kobiet do getta, dlatego wcześniej wykopali dół w lesie, dlatego poszli do kuźni i okuli te drewniane pałki metalem, by uderzenia były mocne. Bili je po całym ciele, więc nie ma mowy o przypadku - mówi Ignatiew. - Nie wiadomo, czy chcieli je okraść, czy może chodziło o czyny lubieżne. Jednak można przypuszczać, że na pewno nie zrobiliby tego wobec kobiet narodowości polskiej. W przypadku kobiet żydowskich byli bezkarni, w tamtym czasie Żydów mordowało się za przynależność rasową. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że oprawcami byli Polacy.

Zabiłem Żydówkę

Potwierdzają to zeznania Stanisława Zalewskiego pochodzące ze śledztwa w 1950 r. Zeznanie jest jednym z wielu złożonych w czasie procesów sądowych, tzw. sierpniówek (nazwa pochodzi od wydanego w sierpniu 1944 r. dekretu PKWN).

"Podjechaliśmy tam na rowerach. Wcześniej poszliśmy do majątkowej kuźni i okuliśmy pałki na końcu żelazem, aby lepiej było zabijać. Po godzinie czasu przyjechały z majątku Bzury dwie furmanki drabiniaste, na jednej furmance jechał Krygiel, a na drugiej Modzelewski Henryk. Gdy furmanki przyjechały pod dom, wypędziliśmy Żydówki z piwnicy i kazaliśmy im powsiadać na wóz. Zawieźliśmy je do boczkowskiego lasu, gdzie był wykopany okop. Tam kazaliśmy wszystkim Żydówkom porozbierać się do koszul i majtek. Zaczęliśmy prowadzać po jednej nad okop i tam zabijaliśmy pałkami. Tkacz zabił cztery Żydówki. Jeszcze przed zabiciem pięciu zgwałcili jedną Żydówkę. Po zgwałceniu Żydówki ja wziąłem pałkę drewnianą od Tkacza i sam osobiście zabiłem Żydówkę, uderzając ją pałką trzy razy w głowę, i wpadła do okopu. Z pomordowanych Żydówek otrzymałem pantofle i jedną sukienkę. Trzy dni później do sołtysa przyjechała niemiecka żandarmeria i na jej polecenie pokazałem miejsce mordu. Jeden żandarm zapytał mnie, czym my ich zabijali, ja powiedziałem, że pałkami. Po wypowiedzeniu moich słów zostałem uderzony przez żandarma niemieckiego gumą i powiedział mi, czemu z powrotem nie przyprowadziliście ich do getta. Następnie kazali lepiej zasypać... Myśmy wszyscy należeli do endecji".

Czy to wiarygodne zeznanie? Może złożone pod przymusem? Engelking: - Nie jestem w stanie tego ocenić. Przez większość procesu Zalewski się nie przyznawał. Ale obciążyły go zeznania świadków.

Według prokuratora Ignatiewa opisana przez Zalewskiego wizyta niemieckiej żandarmerii spowodowała, że ludzie z okolic zaczęli wierzyć i powtarzać, że żydowskie kobiety zabili Niemcy.

Śledztwa IPN

Białostocki IPN prowadzi też jeszcze inne sprawy dotyczące pogromu Żydów w Polsce przez Polaków. Jednym z głośniejszych śledztw jest to dotyczące mordu w Radziłowie. 7 lipca 1941 r. w godzinach rannych do miasteczka przyjechali Niemcy, którzy mieli wydać rozkaz przedstawicielom miasteczka, by oczyścili je z Żydów.

Grupa składająca się z co najmniej kilkunastu mieszkańców Radziłowa zgromadziła Żydów na rynku, a następnie zagnała do pustej stodoły, którą po oblaniu benzyną podpalono. Osoby uciekające z ognia zabijano przy użyciu broni palnej lub przemocą wrzucano do środka. Liczby ofiar nie można dokładnie ustalić, ale w przybliżeniu szacuje się, że pozbawiono życia od 100 do 1000 osób.

Prowadzone jest też śledztwo w sprawie pogromu Żydów w Wąsoszu w lipcu 1941 r. Wedle relacji świadków, podobnie jak w Jedwabnem i Radziłowie, mordowali miejscowi inspirowani przez Niemców. W nocy 5 lipca zginęło stu kilkudziesięciu Żydów. Prawdopodobnie w tej sprawie będzie przeprowadzona ekshumacja.


Więcej... http://bialystok.gazeta.pl/bialystok/1,35235,11290059,Polacy_zabili_palkami_20_Zydowek_w_Bzurach__IPN_prowadzi.html#ixzz1oL8hjTOh