wtorek, 10 kwietnia 2012

część 1 10 kwietnia 2010: Rekonstrukcja zdarzeń [MINUTA PO MINUCIE]


Dorota Żuberek
09.04.2011 , aktualizacja: 10.04.2012 07:41
A A A Drukuj
10 IV 2010 roku pod Smoleńskiem rozbił się samolot z delegacją prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zginęło 96 osób. Po roku próbujemy zrekonstruować przebieg tego dnia - na podstawie ustaleń śledczych, zapisów z czarnych skrzynek, depesz, wywiadów i wspomnień różnych ludzi. W kluczowych momentach podajemy zapis co do sekundy, w innych przybliżoną godzinę.
10 kwietnia w Katyniu miały odbyć się uroczystości z okazji 70. rocznicy mordu polskich oficerów w Katyniu. 7 kwietnia z oficjalną wizytą byli tam polski premier Donald Tusk oraz Władimir Putin. Na sobotę, 10 kwietnia, zaplanowano wizytę Lecha Kaczyńskiego.

5.28 Z Warszawy startuje samolot Jak-40 z dziennikarzami, którzy mają obsługiwać wizytę prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Wylot samolotu się opóźnia z powodu usterki. Pasażerowie i załoga muszą się przesiąść się do innej maszyny tego samego typu.

7.00. Lotnisko Okęcie. TU-154 gotowy do startu. Nie ma prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony, spóźniają się. Początkowo lot był zaplanowany na 6.30 - taką godzinę startu wyznaczyła Kancelaria Prezydenta w piśmie z 3 marca 2010 r. Jednak 30 marca Kancelaria przesuwa godzinę planowanego startu na 7.00.

7.15 Warunki atmosferyczne w Smoleńsku są poniżej minimalnych lotniska. Kierownik lotów wydaje załodze komendę odejścia na drugi krąg, jednak załoga komendy nie wykonuje. Jak-40 ląduje na lotnisku Siewiernyj. Kierownik lotów zdołał go zobaczyć dopiero nad progiem pasa startowego. Faktyczna widzialność w czasie lądowania Jaka-40 była prawdopodobnie nie większa niż 500 m. Kontrolerzy kwitują wyczyn polskiego pilota: "Zuch".

7.27 TU-154, z 96 osobami na pokładzie wylatuje z Warszawy z 27-minutowym opóźnieniem.Polska delegacja z Prezydentem RP na czele leci na obchody 70. rocznicy mordu katyńskiego.

Zdjęcie tupolewa na Okęciu wykonano 10 kwietnia 2010 r. przed wylotem:

fot. AG

7.39 Warunki meteorologiczne na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj ciągle się pogarszają. Płk Nikolaj Krasnokutski łączy się z oficerem operacyjnym mjr. Kurtincem. "Widzialność już 500 metrów, nawet mniej, 300 metrów. No zakryło wszystko" - mówi i dodaje, że o pogodzie trzeba poinformować polskiego Tu-154M. Rosyjski samolot Ił-76, który transportował samochody dla kolumny prezydenckiej po dwukrotnym podejściu do lądowania zostaje odesłany na lotnisko zapasowe Wnukowo. Ląduje tam o godz. 8.31.

8.04 Warunki pogodowe z minuty na minutę są coraz gorsze, mgła się wzmaga. Załoga samolotu Tu-154 po raz pierwszy kontaktuje się z wieżą kontroli lotów w Mińsku. Ktoś z załogi mówi: „To makabra będzie. Nic nie będzie widać”. Załoga to: kpt. pilot Arkadiusz Protasiuk, mjr pilot Robert Marek Grzywna, por. pilot Artur Karol Ziętek, chor. Andrzej Michalak oraz stewardessy: Natalia Januszko, Justyna Moniuszko, Barbara Maria Maciejczyk.

8.17. - Basiu, wyszła mgła. Nie wiadomo, czy wylądujemy - mówi kpt. Protasiuk do stewardessy Barbary Maciejczyk. W tym samym czasie prezydent Lech Kaczyński dzwoni z pokładu samolotu do brata, Jarosława. Rozmawiają o stanie zdrowa ich matki, Jadwigi, która leży w szpitalu.

8.22 Tu-154M wchodzi w rosyjską przestrzeń powietrzną; zostaje przekazany pod kierowanie kontrolera z Moskwy, który zezwala na dalsze zniżanie do 3600 m, po czym samolot zostaje przekazany pod kontrolę grupy kierowania lotami lotniska Smoleńsk-Siewiernyj, indeks wywoławczy "Korsarz".

8.23 Załoga Tu-154M nawiązuje łączność z kontrolerem lotniska. Pierwszy pilot dostaje informację, że na lotnisku mgła, a widzialność 400 m. "Warunków do lądowania nie ma" - dodaje kontroler ruchu lotniczego. "Dziękuję. Jeśli można, to spróbujemy podejścia, ale jeśli nie będzie pogody, to odejdziemy na drugi krąg" - odpowiada kpt. Protasiuk.

8.24 Artur Wosztyl, dowódca Jaka-40, w dosadnych słowach ostrzega pilotów tupolewa, że widoczność jest słaba. Wg regulaminu powinna wynosić 1100 metrów. W Smoleńsku wynosiła 400 m.

8.30 Ktoś spoza załogi wchodzi do kokpitu tupolewa, słyszy, że jest mgła i może być kłopot z lądowaniem. To prawdopodobnie Mariusz Kazana, szef protokołu z Kancelarii Prezydenta. - To mamy problem - mówi. I potem - Nie ma decyzji prezydenta, co robić.

8.32 Samolot podchodzi do lądowania. Kontrolerzy lotu ze Smoleńska proszą przełożonych z Moskwy o przekazanie Tu-154, by był gotowy do odlotu na zapasowe lotnisko: "główne centrum z tym sobie poradzi" - mówi oficer operacyjny. Pierwszy pilot mówi: - Kurs lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie.

8.34 Ppłk Nikolaj Krasnokutski, jeden z kontrolerów, telefonicznie melduje niezidentyfikowanemu generałowi, że tupolew "podchodzi do trawersu". Dodaje, że wszystko jest "włączone, gotowe" ale nie melduje o złej pogodzie i o tym, że nie jest w stanie przyjąć samolotu. Załoga Tu-154M zaczyna podejście do lądowania - włącza automat, redukuje prędkość, ustawia się na odpowiedniej wysokości.

8.35 W kokpicie Tu-154M prawdopodobnie stewardessa Barbara Maciejczyk, informuje pierwszego pilota, że pokład jest gotowy do lądowania. Samolot wykonuje trzeci zakręt przed lądowaniem, odległość od lotniska - 19 km. Kontroler ruchu ppłk Plusnin instruuje załogę tupolewa: - Polski 101. Od 100 metrów bądź gotowy do odejścia na drugi krąg. - Tak dokładnie - odpowiada pierwszy pilot. Ktoś w kokpicie maszyny mówi: - Tak czy nie? My musimy to lotnisko wybrać. W końcu na coś się zdecydować.

8.37 Załoga Jaka-40 do pilotów Tu-154M: „Arek, teraz widać dwieście [widzialność 200 m - red.]. Na te słowa odpowiada prawdopodobnie drugi pilot: „O k... Zobacz.” Tu-154M wykonuje czwarty zakręt przed lądowaniem.

8.39 Tu-154M wchodzi na ścieżkę lądowania. Ppłk Plusnin podaje: "101, odległość dziesięć [10 km od pasa startowego - red.], wejście w ścieżkę".

8.40 Nawigator: "Dwieście" [metrów - red]. Pierwszy raz pojawia się komunikat systemu TAWS: TERRAIN AHEAD. To ostrzeżenie przez zbliżającą się ziemią. Załoga nie odchodzi na drugi krąg. Komunikat powtarza się co siedem sekund. Głos w kabinie: "Nic nie widać". Pierwszy pilot: "Odchodzimy na drugie zajście". [krąg - red.]. Nawigator: "Sto. Dziewięćdziesiąt". System TAWS: PULL UP [do góry - red.]. Nawigator: "Czterdzieści". Kontroler ruchu daje komendę do załogi: "Horyzont 01". Za późno. Nawigator: "Czterdzieści. Trzydzieści". Kontroler: "Kontrola wysokości i horyzont". TAWS: PULL UP. Dowódca próbuje poderwać maszynę. Nawigator: "Dwadzieścia". TAWS: PULL UP. Kontroler: "Odejście na drugi krąg".

8.41 TAWS: PULL UP. Załoga słyszy odgłos zderzenia z drzewami. Krzyk drugiego pilota: "K... mać!". Maszyna uderza w ziemię. Prezydencki samolot się rozbija na polanie 200 metrów przed lotniskiem. Tu-154M o numerze bocznym 101 został wyprodukowany 29 czerwca 1990 r. W lipcu 1990 samolot kupiło MON i przekazało 36. specpułkowi. W 2009 r. samolot osiągnął maksymalny wiek zalecany przez producenta maszynom VIP-owskim, przeszedł generalny remont, z którego wrócił w lutym.

8.43 Na miejsce katastrofy biegną pracownicy okolicznych warsztatów. Są na miejscu przed strażakami i milicją. Widzą pożar i szczątki samolotu ciągnące się na odcinku ponad kilometra. Niektórzy wyciągają telefony komórkowe i nagrywają. Wkrótce przepędza ich milicja.

8.45 Jerzy Bahr, ambasador w Moskwie, czeka na polską delegację na lotnisku. Gdy mija zaplanowana godzina przylotu. zaczyna się denerwować: każda minuta się liczy, bo jest zapisana w protokole. Straszna mgła wzmaga jego niepokój. Widzi dziwne poruszenie wśród Rosjan na lotnisku i wóz straży pożarnej. - Coś się stało - krzyczy Bahr do kierowcy. Wsiadają w samochód i gnają za strażakami. Kawałek za lotniskiem, w rowie, na łące widzą cztery sterty złomu. Z potężnej maszyny zostały 1,5-metrowe kawałki. - Odebrały mi nadzieję, że mogę komuś pomóc - powie później Bahr.

Wrak samolotu:

fot. AG

8.46 Dariusz Górczyński z polskich służb dyplomatycznych dzwoni z płyty lotniska do Jacka Bratkiewicza, dyrektora departamentu polityki wschodniej z informacją, że rozbił się tupolew z prezydentem RP na pokładzie. Bratkiewicz zawiadamia szefa MSZ Radosława Sikorskiego.

8.48 Szef MSZ Radosław Sikorski dzwoni do Donalda Tuska. Premier nie odbiera, więc Sikorski wysyła mu sms-a: „tutka" rozbiła się podczas lądowania, ale nie wiadomo, co z pasażerami.

8.49 Wiktor Bater z Polsat News wraz z innymi dziennikarzami czeka w Katyniu na przyjazd polskiej delegacji. Dzwoni mu komórka. Odbiera. To informator Batera, członek polskiej ekipy czekającej na prezydenta Lecha Kaczyńskiego na lotnisku w Smoleńsku: „Wiktor, prezydent nie przyleci. Samolot się rozbił. Ja nie żartuję. Ja nie żartuję”. Bater potwierdza tę informację u funkcjonariusza BOR, którego poznał dzień wcześniej. Wsiada w auto i pędząc 200 km/h z operatorem Sarelem Łopaczem w kierunku Smoleńska nadaje telefonicznie informację o wypadku.



8.55 Sikorski wie, że samolot się rozbił, ale że nie było wybuchu. Dzwoni do Jerzego Bahra - polski ambasador jest już przy wraku. Mówi szefowi MSZ: - Wygląda to źle. Minister każe swojemu borowcowi por. Wojciechowi Biskotowi natychmiast łączyć go z ochroną Tuska. - Minister dostał informację, że coś się stało z prezydenckim samolotem. Awaria albo nawet się rozbił. Łącz z premierem - krzyczy w słuchawkę Biskot.

8.57 Małgorzata Tusk, odbiera telefon od ministra Sikorskiego. Szef MSZ informuje premiera, że samolot się rozbił i prawdopodobnie nikt nie przeżył. Sikorski zadzwoni do niego trzeci raz ok. godz. 10 i czyta mu listę pasażerów. Premier płacze.

Sikorski dzwoni do Bronisława Komorowskiego (8.58), marszałka Sejmu, który zgodnie z Konstytucją przejmuje władzę w przypadku śmierci prezydenta. W trzeciej kolejności próbował się skontaktować z ministrem Stasiakiem, ale on już nie odebrał...

9.04 Jarosław Kaczyński nie śpi. Dzwoni telefon. Myśli, że to brat dzwoni już ze Smoleńska. Słyszy w słuchawce szefa MSZ: - Mam straszną informację. Doszło do tragicznego wypadku. Można wnioskować, że nikt nie przeżył.

Kaczyński po krótkim milczeniu odpowiada Sikorskiemu: - To jest wynik waszej zbrodniczej polityki - nie kupiliście nowych samolotów.

Na tym rozmowa się kończy. Kaczyński jak co dzień rano jedzie do szpitala na Szaserów wWarszawie, w którym w ciężkim stanie leży jego matka. Nie mówi jej co się stało. Jadwiga Kaczyńska o śmierci syna i synowej dowiaduje się dużo później, w połowie maja. Prezes PiS dostaje w szpitalu leki na uspokojenie i jedzie do siedziby partii przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie.

9.06. Polsat News na koniec serwisu podaje informację od Wiktora Batera, że rozbił się samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie. To pierwsze medium, które informuje o katastrofie. Na miejscu, w Smoleńsku Sarel Łopacz, wdrapuje się na dach pobliskiego sklepu i robi słynne już zdjęcia wraku z odwróconymi kołami. Bater dzwoni do Longiny Putki, polskiej konsul z Rosji, która czeka na cmentarzu w Katyniu. Mówi, że samolot się rozbił. - A co to za głupie żarty - odpowiada Putka.

9.23 Agencja Reutera podaje pilną depeszę: Rozbił się samolot z prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim. Chwilę później Polska Agencja Prasowa potwierdza informację o katastrofie powołując się na źródła w MSZ. Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski mówi portalowi Gazeta.pl :- Samolot przy lądowaniu prawdopodobnie zahaczył o drzewa. Pożar jest już ugaszony. Wygląda to bardzo źle.

9.27 Ambasador Bahr z lotniska w Smoleńsku jedzie na cmentarz w Katyniu. Wie, że jest tam kilkudziesięciu dziennikarzy, ok. 250 osób z Polonii, 300 weteranów, członków Rodzin Katyńskich, posłów, którzy przyjechali do Smoleńska pociągiem z Warszawy. I wie, że się niecierpliwią, bo delegacja prezydencka jest spóźniona. Longina Putka z konsulatu w Moskwie powiedziała niektórym członkom polonii, że doszło do katastrofy.

9.42 Do delegacji w Katyniu dzwonią ludzie z Polski, którzy o wypadku dowiedzieli się z telewizji. Krążą plotki, że stało się coś złego. Beata Kempa na wieść o katastrofie krzyczy: „Wyrok! Ale za co?! Antoni Macierewicz wpada w panikę i krzyczy, że chce natychmiast wyjechać z Rosji.

9.46. Jerzy Bahr dojeżdża do Katynia. Mówi Jackowi Sasinowi z Kancelarii Prezydenta, co się stało. - Wszystko wskazuje na to, że prezydent Lech Kaczyński, który miał przylecieć na sobotnie uroczystości w Katyniu nie żyje - Sasin przekazuje zgromadzonym informację o wypadku. Ambasador Bahr prosi go, by został w Rosji, ale ten nie chce się zgodzić. Planuje jak najszybciej wrócić do Warszawy. Uważa, że jest potrzebny w kraju jako najwyżej postawiony żyjący urzędnik z Kancelarii Prezydenta.

9.49 Centrum Informacyjne Rządu podaje komunikat: Donald Tusk leci z Gdańska do Warszawy. Premier tradycyjnie weekend spędzał z rodziną w Sopocie. Zwołano nadzwyczajne posiedzenie Rady Ministrów. Wszyscy ministrowie zostają ściągnięci w trybie natychmiastowym do stolicy. Bronisław Komorowski również wraca do Warszawy - z domu w Budzie Ruskiej.

9.54 Rosyjskie władze informują, że nikt nie przeżył katastrofy.

10.10 Posłowie PiS zbierają się w siedzibie partii. Jest tam już Jarosław Kaczyński. Oglądają telewizję, słuchają nazwisk ofiar. Są w szoku. Prezes PiS mówi, że chce lecieć do Smoleńska. Do pokoju wchodzi Adam Bielan. Patrzy na Jarosława Kaczyńskiego, próbuje coś powiedzieć, odwraca się na pięcie i wychodzi. Dopiero wtedy zaczyna płakać. PiS ekspresowo wynajmuje samolot - może być gotowy do wylotu już o godz. 13. Paweł Kowal załatwia formalności paszportowo-wizowe.

10.12 Prawdopodobniej nikt nie przeżył katastrofy prezydenckiego samolotu - informuje Piotr Paszkowski, rzecznik polskiego MSZ. W resorcie powstaje sztab kryzysowy.

10.20 Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew powołuje specjalną komisję do zbadania przyczyn katastrofy polskiego samolotu. Ma jej przewodniczyć premier Rosji Władimir Putin.

10.22 Agencja Reuters podaje, że zginęło około 130 osób. Taką informację przekazały władze okręgu smoleńskiego. Przez kilkadziesiąt minut agencje zagraniczne podawały nieprawdziwą liczbę ofiar

10.30 W rosyjskiej części cmentarza w Katyniu zaczyna się prawosławne, żałobne nabożeństwo. Zaproszono na nie Polaków. Przyszli. Po nim - już w polskiej części cmentarza katyńskiego - odbywa się również msza za dusze ofiar katastrofy oraz ofiar mordu katyńskiego. Ludzie na cmentarzu płaczą. Starsze osoby mdleją. Jeszcze nie wiadomo, kto był na pokładzie samolotu i czy wszyscy zginęli (jedna z pierwszych informacji mówiła, że trzy osoby przeżyły i są ranne). Ojciec Ptolemeusz, proboszcz parafii katolickiej w Smoleńsku do wiernych: „Stoimy przed faktem śmierci, ale i przed faktem życia. Czym jest życie? Dziś ono jest, jutro już go nie ma" - mówił. Na koniec apeluje do wszystkich o zgodę.

Lista śmierci krąży w polskim internecie. Kto na niej jest?


09.04.2012, 22:02
aFp
Jarosław Ziętara

Tajemnicze zgony, niewyjaśnione wypadki, zagadkowe samobójstwa - oto jeden z najpopularniejszych tekstów na serwisie wykop.pl. To lista mniej lub bardziej tajemniczych śmierci polskich żołnierzy, urzędników, polityków, dziennikarzy, naukowców i innych osób publicznych. Większość z nich usiłowała rozwikłać afery, które uważane są za największe przekręty w historii III RP

Poniższa lista robi furorę w sieci. To spis nazwisk osób, które według autora tego zestawienia, zginęły w tajemniczy sposób. W niektórych fragmentach widać, że autor nie dowierza oficjalnym wynikom opublikowanych śledztw. Tak jest np. w przypadku śmierci posła Tadeusza Kowalczyka, czy działacza związkowego Daniela Podrzyckiego, którzy zginęli w wypadkach samochodowych.

Jenak w wielu momentach jest to lektura naprawdę zadziwiająca, np. gdy dochodzimy do czterech śmierci działaczy Samoobrony, którzy ginęli jeden po drugi co miesiąc! Ostatnią z tych śmierci jest zgon Andrzeja Leppera.

Oto niektóre z nazwisk z tej długiej listy:

  • Jarosław Ziętara - dziennikarz śledczy, badał aferygospodarcze, wytropił aferę w PKS Śrem. Zamordowany 1 września 1992. Dopuszczono się na szczeblu kierownictwa MSW i UOP zacierania śladów prowadzących do służb specjalnych - pisze autor spisu.
  • Janusz Zaporowski - dyrektor Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu - zmarł 07.10.1991.
    W przeciągu kilku miesięcy od wypadku zmarł zarówno kierowca Lancii, jak i policjanci, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce wypadku.
  • Michał Falzmann - kontroler NIK-u, badający sprawę FOZZ - umiera "na serce" 18.07.1991 r.
  • Walerian Pańko - Prezes NIK i szef Felzmanna - ginie wkrótce po nim w tajemniczym wypadku samochodowym 7.10.1991 r
    Z jego sejfu zniknęły ważne dokumenty w sprawie FOZZ. Śledztwo wykazało że samochód rozpadł się w wyniku wybuchu bomby umieszczonej pod autem. Jednak trzej policjanci, którzy jako pierwsi byli na miejscu wypadku, utonęli kilka miesięcy później podczas weekendowego wypoczynku (wszyscy trzej świetnie pływali). Oficjalnie podano że śmierć Pańki była wynikiem nieszczęśliwego wypadku.
    Jego kierowca został... skazany na więzienie i wkrótce... również zmarł.
  • W 1991r. roku został zastrzelony Andrzej S. - były oficer kontrwywiadu wojskowego PRL, który pracował w firmie handlującej bronią. S. chciał się zwolnić, gdy kazano mu nielegalnie sprzedawać broń do innych krajów.
  • Piotr Jaroszewicz - premier PRL - zamordowany 01.09.1992 r, wraz z żoną.
  • Jacek Sz. - oskarżony w sprawie FOZZ - umarł w 1993r.
  • W 1997 roku w tajemniczym wypadku zginął były poseł Tadeusz Kowalczyk, który dużo wiedział o związkach polityków i mafii.
  • Marek Papała - Komendant Główny Policji - zamordowany 25.06.1998 r.
  • Ireneusz Sekuła - poseł na Sejm - samobójstwo, 3-krotnie strzelił sobie w brzuch 29.04.2000 r.
  • Jacek Dębski - polityk, były minister sportu - zamordowany 12.04.2001 r.
  • W 2001 roku zamordowany został Stanisław F. - kelner z hotelu, w którym spotykali się członkowie mafii paliwowej z prokuratorami, politykami i oficerami służb. Oficjalnie jego śmierć uznano za samobójstwo.
  • w lutym 2002 roku, zamordowany został Zdzisław M. - drugi kluczowy świadek w sprawie mafii paliwowej. Jego zgon również uznano za samobójstwo, a syna który zabiegał o sekcję zwłok i rzetelne śledztwo, wsadzono na 3 miesiące do aresztu.
  • Marek Karp - był założycielem Ośrodka Studiów Wschodnich, który zajmował się analizami sytuacji politycznej i ekonomicznej w krajach byłego bloku sowieckiego. "Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim" - mówił do swojego przyjaciela na kilka dni przed śmiercią.
    Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich leczył się z urazów po wypadku samochodowym, który wydarzył się 28 sierpnia 2004r. w pobliżu Białej Podlaskiej. Trafił do szpitala, gdzie według oficjalnej wersji "zmarł z powodu powikłań powypadkowych". Prokuratura sprawę umorzyła, lecz prawdziwych okoliczności wypadku nie zostały wyjaśnione do dziś. Przed śmiercią badał sprawę przejmowania polskiego sektora energetycznego przez rosyjskie spółki kontrolowane przez KGB i GRU. Podobno była to zaplanowana i zrealizowana w najdrobniejszych szczegółach egzekucja, dokonana dla zabezpieczenia paliwowych i energetycznych interesów rosyjskich służb specjalnych.
  • Daniel Podrzycki - kandydat na prezydenta w 2005r. Zmarł podczas kampanii wyborczej w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku drogowym. W latach 90. współpracował z gen. Tadeuszem Wileckim i Andrzejem Lepperem. W 1997 wraz z A. Lepperem, W. Bojarskim i W. Michałowskim podpisał zawiadomienie do prokuratury w związku z nadużyciami podczas podpisywania kontraktu na budowę Rurociągu Jamalskiego.
  • Prof. Stefan Grocholewski - ekspert od odczytywania nośników cyfrowych, wykrył manipulacje w nagraniach cz. skrzynek z CASY. "Zmarł" 31.03.2010r.
  • Mieczysław C., "zginął w wypadku samochodowym" dokładnie 18.04.2010 r, miał być następcą Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku. Podobno otrzymał telefon ze Smoleńska od A. Plicha.
  • Krzysztof K.- operator Faktów, pracował z W. Baterem (tym, który pierwszego dnia podał poprawną godzinę katastrofy Tu-154, co media odkryły po 10 dniach). Zmarł w Moskwie na sepsę 2 czerwca 2010r.Śmierć całkiem przemilczana.
  • Prof. Marek Dulinicz - szef grupy archeologicznej - zginął 6 czerwca 2010 w wypadku samochodowym w trakcie oczekiwania na wyjazd do Smoleńska.
  • Dariusz Ratajczak - dr historii, autor tematów niebezpiecznych, zbioru esejów historyczno-politycznych skazany za kłamstwo oświęcimskie. 11 czerwca 2010 znaleziono jego zwłoki w zaparkowanym samochodzie pod Centrum Handlowym Karolinka w Opolu, w którym mogły przeleżeć wg śledczych kilka dni, sekcja zwłok wykazała, że zmarł w wyniku zatrucia alkoholem.
  • Eugeniusz Wróbel - wykładowca na Politechnice Śląskiej, specjalista od komputerowych systemów sterowania samolotem, poddawał w wątpliwość, że wrak na Siewiernym to TU-154 o nr 101.
    Pocięty piłą mechaniczną 16.10.2010 r przez swego syna, który zdołał zabić i pociąć swego ojca, usunąć ślady krwi, zawieźć pocięte zwłoki do jeziora, wrócić i zapomnieć wszystko.
    Złego stanu swego "chorego psychicznie" syna przez ponad 20 lat nie zauważyła matka, która jest psychiatrą.
    >>>Porażka Sakiewicza. Nie będzie nowego ...
  • Dr Ryszard Kuciński - prawnik A. Leppera - "zmarł" w maju 2011 r.
  • Wiesław Podgórski - był doradcą A. Leppera, gdy ten by ministrem rolnictwa, znaleziony martwy w biurze Samoobrony pod koniec czerwca 2011r. Jako przyczynę śmierci podano samobójstwo.
  • Róża Żarska - adwokatka Leppera - "zmarła w lipcu 2011 r. w Moskwie.
  • Andrzej Lepper - szef Samoobrony, poseł, wicemarszałek, wicepremier i minister rolnictwa w rządzie Marcinkiewicza i J.Kaczyńskiego. Znaleziony martwy w biurze Samoobrony 5sierpnia 2011r.
    Od 1-go dnia, zanim zrobiono sekcję zwłok przyjęto wersję samobójstwa przez powieszenie bez udziału osób trzecich.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Skoro jest zło, to czy jest Bóg?


Wacław Hryniewicz OMI*
2012-04-09, ostatnia aktualizacja 2012-04-09 14:39

Ks. prof. Wacław Hryniewicz
Ks. prof. Wacław Hryniewicz
 Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta

Słynny teolog odpowiada ateistom. - W ich przekonaniu zło i cierpienie to główny argument za nieistnieniem Boga, zwłaszcza takiego, którego wierzący uznają za wszechmocnego, dobrego i miłosiernego - pisze o. Hryniewicz. I dowodzi: - Bóg nie przytłacza człowieka. Powołując świat do istnienia, sam wystawił siebie na ryzyko wolnego wyboru - i zgubnych decyzji - ze strony istot rozumnych. Usunięcie Boga ze sceny świata nie wyjaśnia tajemnicy zła i nie czyni cierpienia lżejszym do zniesienia.

W większości religii ludzie wierzący łączą pojęcie Boga z ideą wszechmocy, wszechwiedzy, pełni i doskonałości. Tymczasem miarodajne dla chrześcijan dzieje i śmierć Jezusa z Nazaretu pokazują, że Bóg nie zatrzymał biegu wydarzeń. Nie przeciwstawił się woli ludzi. Nie wstrząsnął światem przez cudowną interwencję, która mogłaby zapobiec Jego okrutnej śmierci na krzyżu. Jawił się oczom ludzi jako słaby i pozbawiony mocy działania. Moc swoją okazał jednak w zmartwychwstaniu Chrystusa, które chrześcijanie świętują jako największe zwycięstwo nad śmiercią - nie jest więc bezradny wobec zła i ludzkiej winy.

Już to wydarzenie pokazało, że mamy do czynienia z Bogiem, który potrafi się wycofać i pomniejszyć. Nie jest to Bóg natrętny, który ludziom przeszkadza i konkuruje z człowiekiem w dziejach świata. 

Wiara chrześcijańska kryje w sobie liczne antynomie i paradoksy. Nie jest to bynajmniej oznaka irracjonalności czy religijna mitologia. Nie sposób oceniać prawdziwości wiary samą miarą dyskursywnego rozumu i prawami logiki.

Istnieją zresztą różne typy racjonalności. Mówienie o rozumie czy poznaniu o charakterze intuitywnym oraz o doświadczeniu prawdy o rzeczywistości ateista uzna z pewnością za pozbawione sensu. W dyskusjach nad wiarą na gruncie filozofii analitycznej i lingwistycznej niejednokrotnie podkreślano jednak, że sama logika nie wystarczy: Logic is not enough. Bóg nie jest logiczny na nasz ludzki sposób. Jego logiki zazwyczaj nie pojmujemy. 

Aby pozostawić ludziom przestrzeń darowanej wolności, Bóg ogranicza swoją wszechmoc. Może stać się w pewnym sensie także "wszech-słaby". Oto jeden z paradoksów. Rosyjski filozof Mikołaj Bierdiajew zwykł mawiać, że pod pewnym względem Bóg jest słabszy od policjanta na ulicy. To nie jest Bóg, który przytłacza człowieka. Powołując świat do istnienia, sam wystawił siebie na ryzyko wolnego wyboru ze strony istot rozumnych oraz ich jakże często zgubnych decyzji.

Bóg potrafi się umniejszyć

Krzysztof Varga opublikował w "Gazecie" artykuł "My, ateiści" ("Magazyn Świąteczny" z 4-5 lutego), a w dyskusji, która wywołał, zabrał głos m.in. Michał Osypowicz ("Teiści, bądźcie racjonalni", "MŚ" z 18-19 lutego). Obaj uznają siebie za spokojnych, niewojujących, racjonalnych ateistów. W ich przekonaniu zło i cierpienie to główny argument za nieistnieniem Boga, zwłaszcza takiego, którego wierzący uznają za wszechmocnego, dobrego i miłosiernego.

Varga ubolewa, że "od tysięcy lat jesteśmy karmieni mitologiami religijnymi", a w tym także mitologią chrześcijańską. Gotów byłby zgodzić się na istnienie Boga, pod warunkiem że jest to "Bóg nieskończenie zły, mściwy i nienawidzący ludzkości". Z kolei Osypowicz nawołuje do racjonalności, zarzuca teistom ucieczkę od istotnych problemów i głównych argumentów na rzecz ateizmu. Wskazuje na logiczną sprzeczność w wierzeniach religijnych, na "nieracjonalność wiary i brak w niej logiki". Jego zdaniem przekonanie ludzi wierzących o wszechmocy, wszechwiedzy i dobroci Boga wyklucza wręcz, z racjonalnego punktu widzenia, nawet samą możliwość istnienia zła. Pyta więc, jak na przykład pogodzić zło Holocaustu z wiarą w takiego Boga. 

Niełatwo ateiście uwierzyć, że Bóg umniejszający samego siebie wychodzi naprzeciw wolnemu stworzeniu jako Ten, który jest zdolny do współcierpienia, do udziału w dziejach świata i nieszczęściach ludzi. Męka i śmierć krzyżowa Jezusa to w oczach chrześcijan nieprzemijające ostrzeżenie przed zadawaniem cierpienia innym, dramatyczny apel na całe dzieje ludzkości. To wstrząsająca diagnoza sytuacji świata znaczonego piętnem cierpienia z winy samych ludzi. 

Jak to więc jest z tą racjonalnością wierzących w obliczu zła i cierpienia? Czy wiara jest rzeczywiście postawą całkowicie irracjonalną? Nie bez obawy spłycenia tak trudnego problemu chciałbym ustosunkować się do kilku spraw poruszonych w dyskusji.

Po lekturze artykułu Vargi ktoś ze znajomych powiedział mi, że sami chrześcijanie przyczynili się w ogromnej mierze do okropności tego świata przez to, co w ciągu wieków czynili w imię Boga. Nie bez winy jest chyba również tradycyjna teodycea usiłująca usprawiedliwić sens zła i cierpienia.

Fakt ateizmu powinien przynaglać ludzi wierzących do rewizji wielu wyobrażeń o Bogu, które skłaniają do negacji Jego istnienia. Uszanujmy przekonania niewierzących, kiedy szczerze mówią o niemożliwości wiary w świecie takim, jaki znamy z własnego doświadczenia. 

Wierzący solidarni z niewierzącymi

Zło i cierpienie sprawiają, że skłonni jesteśmy oskarżać samego Stwórcę o bezradność lub obojętność na los swoich stworzeń. Obwinianie Boga jest chyba najstarszym i najbardziej rozpowszechnionym sposobem protestu przeciwko złu. W oczach ludzi niewierzących skoro jest zło, to Bóg nie istnieje.

Problem zła wywołuje być może nie tyle pytanie o samo istnienie Boga, ile raczej o to, czy jest On Bogiem dobrym, mądrym, życzliwym i czy człowiek może liczyć na Jego pomoc. Z pewnością wiara w Boga byłaby łatwiejsza, gdyby zło w ogóle nie istniało. Ale ono istnieje i istnieć będzie w dziejach świata.

Negacja Boga i usunięcie Go z horyzontu naszego myślenia nie wyjaśniają bynajmniej dramatu zła i cierpienia. Jeśli zanegujemy istnienie Boga, wówczas człowiek sam musi dźwigać ogromne brzemię zła. Zarzut istnienia zła i oskarżenie zwracają się wtedy przeciwko niemu samemu. To on jest winny i odpowiedzialny za zło, które czyni. Staje się piekłem dla innych i dla samego siebie.

Człowiek wierzący nie zamyka się w samotnym i rozpaczliwym milczeniu. Wierzy mimo wszystko w dobroć i życzliwą obecność Boga. Mówi do Niego i przyzywa Go na różne sposoby. Stawia Mu pytania, nie godzi się ze złem, czyni Mu wyrzuty, skarży się, prosi, spiera się z Nim. Czyż nie zastanawia fakt, że wołanie i skarga osaczonego przez zło człowieka nieustannie rozlegają się w Psalmach? W ten sposób ten, kto wierzy, także zmaga się z Bogiem z powodu zła. Wyraża przez to swoją nadzieję, że Stwórca nie pozostanie obojętny. Jest w tej postawie mądrość zaufania i nadziei, które stanowią istotę jego wiary. 

W obliczu zła nie tylko ludzie niewierzący mają więc w swoim osamotnieniu prawo do kontestacji i spierania się na temat Boga. Może właśnie na tym polega pewna solidarność wierzących z ateistami we wspólnym dzieleniu ludzkiej doli. W pewnych momentach razem odkrywamy, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Trzeba dostrzec rzeczywistość ludzkiego krzyku, skargi i bólu.

Pod ciężarem cierpienia wszyscy pytamy: dlaczego taki los? Różnica jest ta, że człowiek wierzący nie posuwa się do negacji samego istnienia Boga, choć i on często ma poczucie absurdalności świata wydanego złu, pomimo swojej wiary w dobrego Stwórcę. Dlatego czeka na wyjaśnienia ze strony swojego Boga. Pyta Go i przyzywa. Nie jest osamotniony. Biblia przekonuje, że ten Bóg jest po jego stronie i z nim w walce ze złem.

Jak chrześcijanin zmaga się ze złem

Zło nie skłania człowieka wierzącego do sprzeciwu wobec Boga. On wierzy, że sam Bóg sprzeciwia się złu w sposób niedostępny śmiertelnym i słabym ludziom. Sam zstąpił w sytuację naznaczoną złem, cierpieniem i nieszczęściem. Wyszedł naprzeciw ludzkiej niedoli. Przeszedł przez zło. Doświadczył go pierwszy w losie niewinnego Chrystusa, zdolnego unieść ciężar ludzkiej winy. Oto sedno chrześcijańskiej logiki zmagania ze złem i wiary w ostateczne ocalenie od zła panującego na świecie. Ta logika nie skazuje nas wszakże na bierne oczekiwanie ocalenia. Wręcz przeciwnie, zobowiązuje do zmagania ze złem razem z Bogiem. 

Udręczonemu człowiekowi obozów koncentracyjnych i łagrów mogło się wydawać, że Bóg bardziej szanuje wolę oprawców niż ofiar wołających o pomoc w nieszczęściu. Wierzymy jednak, że On jest zawsze po stronie ofiar. Nie jest to Bóg, który tylko zło dopuszcza, sam pozostając nieporuszony, nietknięty i z dala od niego. W zmaganiu ze złem - w osobie Jezusa Chrystusa sam doznał jego niszczycielskiej siły.

Ze sprawą zła łączy Stwórcę nierozerwalny związek. Od samego początku On pierwszy zmaga się ze złem. Nie może się z nim pogodzić. Jest i pozostanie zawsze przeciwko złu. Ono nie wymyka się całkowicie Jego panowaniu i w końcu zostanie przezwyciężone. Występując przeciwko złu, przynagla ludzi do współdziałania.

Dzięki tej postawie wobec zła usprawiedliwia sam siebie. Nie musimy Go usprawiedliwiać, dowodząc, że zło tylko dopuszcza, że karze za grzechy lub że to potrzebne dla wyższego porządku i pełnej harmonii w świecie. Nie ma na zło innej skutecznej odpowiedzi oprócz sprzeciwu i zmagania z nim. Nie jest to tylko nasze ludzkie zmaganie. Wierzymy, że jesteśmy zjednoczeni z Bogiem przeciwko wspólnemu złu. 

Holocaust. Gdzie był Bóg?

Chciałbym zatrzymać się nad wymienionym przez Michała Osypowicza złem Holocaustu. To prawda, że przerażony człowiek pyta, dlaczego Bóg zachował tyle razy milczenie w obliczu nadciągającego nieszczęścia i jemu nie zapobiegł. Czy jest Mu obojętne to, co człowiek potrafi uczynić człowiekowi?

Zło unicestwia, degraduje, załamuje nie tylko ciało, ale i ducha, triumfuje i rodzi ogrom cierpienia. Gdzie jest wówczas Bóg? Co czyni? Trwa w niewzruszonym milczeniu, sam bezgranicznie szczęśliwy? Czeka końca? Nie chce czy nie może położyć kresu zbrodniczym zamiarom ludzi? Jeśli Bóg jest dobry i troszczy się o swoje stworzenia, dlaczego muszą one doświadczać takiego nieszczęścia? Czyżby sam Bóg był bezradny i bezsilny wobec bezdroży ludzkiej wolności? Kto jest ostatecznie odpowiedzialny za Holocaust? Pytajmy: gdzie był wtedy człowiek?

Doświadczenie Holocaustu ma w sobie coś diabelskiego. Jak inaczej określić zabijanie Żyda tylko dlatego, że był Żydem? Jak zrozumieć świadome dążenie do poniżenia ofiar i pozbawienia ich ludzkiej godności, zanim wyda się je na całkowite unicestwienie? Holocaust był piekłem na powierzchni ziemi. Nic dziwnego, że wielu utraciło wiarę w Boga. Mówią o tym przejmujące świadectwa tych, którzy przeszli przez to piekło. Są to głosy rozpaczy. W doświadczeniu niezliczonych ofiar na pierwszy plan wysuwa się bolesne poczucie opuszczenia, nieobecności i milczenia Boga pośrodku nocy okrucieństwa i poniżenia. 

Sądzę, że ateizm jest równie jak wiara bezsilny w obliczu cierpienia. A może przekonany ateista nie musi wyjaśniać i rozwiązywać sprzeczności wynikających z faktu istnienia zła? Nie uznaje przecież istnienia Boga dobrego i wszechmogącego. Może więc niepokoi go raczej pytanie o źródło i tajemnicę dobra, które potrafi się ostać nawet w obliczu największego zła. 

Usunięcie Boga ze sceny świata nie wyjaśnia tajemnicy zła i nie czyni cierpienia lżejszym do zniesienia. Rozmiar ludzkiego zaślepienia i podłości zdaje się przekraczać nośność słów i poznawcze możliwości wiary. Wszelka próba wyjaśnienia wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Może być tylko nieporadnym przybliżeniem do sytuacji, w której Bóg zdaje się nieobecny, jakby wymawiał się, że ma z tym cokolwiek wspólnego.

Odpowiedź ze strony wierzących nie będzie nigdy zadowalająca. Jeżeli sam Bóg milczy w obliczu zwycięstwa zła w takiej godzinie, czy można odważyć się mówić? Jeżeli człowiek decyduje się na zło, Bóg go nie powstrzyma. Ostrzega tylko przed konsekwencjami tego kroku. Sam wyznaczył sobie granicę. Nie interweniuje w wolną decyzję wyrządzania krzywdy sobie i innym. Jako istoty wolne możemy kaleczyć się wzajemnie. Bóg nie odbiera daru wolności, gdyż stanowi ona o naszym człowieczeństwie. Dlatego właśnie świat widział już tak wiele okrucieństw i potworności.

Piekło stworzone ręką człowieka podcina w okrutny sposób korzenie wiary i nadziei. Ludzie wierzący są jednak przekonani, że Bóg był obecny wszędzie tam, gdzie cierpieli ludzie, w niemieckich obozach koncentracyjnych i sowieckich gułagach. Ale nikt z nas nie potrafi wyjaśnić sposobu tej obecności na samym dnie upodlenia i poniżenia ludzkiej godności.

Ufamy, że niepojęty Bóg pozostał milczącym świadkiem ludzkiego cierpienia, współczującym i bliskim człowiekowi. Rozumienie to uwalnia przynajmniej od buntu i pokusy oskarżania Boga o to, że nie stanął po stronie cierpiących. To nie Bóg jest przyczyną tego straszliwego zła, które nazywamy Holocaustem. To nie z Jego woli poszło na rzeź tak wiele niewinnych ofiar. Kto chciałby tłumaczyć ogrom cierpienia wolą Boga, stawałby po stronie katów i czynił Boga ich sprzymierzeńcem. To człowiek wybrał okrucieństwo. 

Holocaust stał się symbolem piekła ludzkiej bezsilności i beznadziejności. Czy wiara chrześcijańska może wnieść w mrok takiego cierpienia jakieś rozjaśnienie?

Wrażliwość współczesnej myśli religijnej na ideę Boga współcierpiącego otwiera pewne nowe perspektywy. Nie mogą one wszakże rozproszyć wszystkich wątpliwości. Nie są w stanie wyjaśnić ogromu zła i jego niszczycielskiej siły, pozwalają jednak inaczej ustosunkować się do Boga, odnaleźć Jego bliskość i współczucie. To już bardzo dużo. Cierpiący człowiek nie odwraca się wtedy od Boga jako Kogoś odpowiedzialnego za jego nieszczęście. Wierzy, że Bóg był pośród cierpienia i zagłady milionów ludzi, że zstępował do piekła nieludzkiego świata i nie pozwolił, aby cierpienie ludzi było jedynie absurdem, czymś daremnym i bezsensownym. Ze zdumieniem odkrywa w Bogu tajemniczą wrażliwość na ludzkie cierpienie.

Bóg, czyli przyzywanie

Okrucieństwo ludzi nie może być argumentem przeciwko Bogu i Jego dobroci. Bóg nie milczał. W obozach śmierci ludzie nie przestawali modlić się do Niego. Ich rozpaczliwe wołania splatały się w jeden krzyk ludzkiego cierpienia. Solidarność w cierpieniu łączyła ludzi i zespalała ich w modlitwie. Wierzyli, że trzeba wołać do ukrywającego się Boga i pomagać innym. Może to było właśnie niewidzialne zwycięstwo wiary nad ludzką nieprawością, zwycięstwo dobra nad złem w ludzkim piekle?

Człowiek składał świadectwo wierności i zaufania niepojętemu Bogu w sytuacji, gdy mnożyły się znaki Jego odczuwalnej po ludzku nieobecności. W obliczu śmierci cóż znaczy przynależność religijna czy wyznaniowa? Byli tacy, co potrafili życie oddać za drugich, także niewierzący. Tacy ludzie stali się widzialnym znakiem obecności siły wyższej w obliczu piekieł świata. 

Istnienie zła i cierpienia jest sytuacją mroczną i niezrozumiałą samą w sobie. Sytuacja ta przyzywa Boga, jest wołaniem o ocalenie. Jesteśmy istotami szukającymi ocalenia i nosimy w sobie przynajmniej niewyraźną intuicję, że istnieje świat szczęśliwy, bez łez, przemocy i cierpienia. Dlatego właśnie kierujemy wołanie w stronę tego niewidzialnego świata.

Według żydowskiego filozofa Martina Bubera samo słowo Bóg jest synonimem przyzywania i źródłem nadziei. Wolność ludzka może tworzyć piekło nie tylko dla innych ludzi, ale również dla samego Boga. Ogranicza On swoją wszechmoc, nie przerywa swego milczenia, nie interweniuje, choć tym samym przesłania swoją obecność w ludzkich dziejach. W swojej niepojętej dla nas postawie godzi się nawet na to, że zostanie odrzucony przez swoje rozumne stworzenia. Wiara jest zaufaniem. Odpowiedź Boga z trudem przebija się jednak przez Jego milczenie. Mrok wiary jest bolesnym doświadczeniem dla wierzących. Pozostanie takim do końca dziejów świata: niejasność i cząstkowość poznania jest istotnym wymiarem wiary i przestrzenią wolności. 

Jak świadczy Holocaust, negacja może przybrać czasem wymiary wręcz demoniczne. Sytuacja taka sprawia, że Bóg staje się jeszcze bardziej niepojętym w oczach człowieka. Może ona być powodem zwątpienia, niewiary i rozpaczy. Nie zmusimy Go, jak domagają się ateiści, aby się ujawnił i przed nami "wyspowiadał". Stwórca nie chce mieć niewolników porażonych blaskiem oczywistości. Postępuje tak, jakby był pewny tego, że człowiek nigdy nie wypada z Jego rąk, nawet wtedy, gdy cierpiąc, buntuje się i złorzeczy Mu. Można tylko pytać ze zdumieniem: czy aż taka jest cena daru wolności? 

Bóg pozostanie zawsze niepojęty dla człowieka. Być może jest tak, że osiągamy Boga bardziej przez samo przyzywanie, pragnienie i głód niż przez posiadanie Go; bardziej przez ciemności wiary i siłę zaufania niż przez samo światło rozumu; bardziej przez "zbieżność przeciwieństw" i "uczoną niewiedzę" (Mikołaj z Kuzy) niż przez zbytnie zaufanie do racjonalnego trudu myślenia. Im bardziej przybliżamy się do Niego, tym bardziej pogłębia się poczucie Jego niepoznawalności. Taka jest dola ludzkiej wiary i nadziei.

Uczmy się rozumieć wiarę i niewiarę

O wierze i niewierze sugestywnie pisał Leszek Kołakowski na początku obecnego stulecia:

"Wiara jest prawomocna. Niewiara jest prawomocna także. Prawomocność niewiary wspierana jest codziennie przez nienawiść i pychę tych wiernych, których do nienawiści i pychy wzywają źli kapłani. (...) Wiemy, oczywiście, że prawomocność niewiary wyraża się także nieraz przez głos ludzi pychą naładowanych, o nieomylności własnej przeświadczonych; takich ludzi mentalność jest wielce podobna do mentalności fanatyków religijnych; zwykle też nie wiedzą oni nic prawie o chrześcijaństwie i jego historii, czyli o historii europejskiej kultury; bo i po cóż czas tracić na słuchanie bajek? (...)

Wiara jest prawomocna. Niewiara jest prawomocna. Nie są to jednak dwa sprzeczne wzajem korpusy doktrynalne, dwa zbiory twierdzeń, ale raczej przeciwstawne postawy umysłowe i moralne. Mniemam, że obie są potrzebne naszej kulturze. Pochlebiam sobie, że znane mi są wszystkie argumenty, wspierające wiarę w Boga i wszystkie argumenty przeciwne, przy czym ani jedne, ani drugie nie są niezbite (...); racji absolutnie pewnych bowiem nie ma. To prawda, że te skłócenia przybierają czasem postać nieznośnie jadowitą, wyładowane są rozwścieczonym fanatyzmem. Tak bywa, nie jest to jednak nieuchronne" ("Wiara dobra, niewiara dobra" w: "Co nas łączy? Dialog z niewierzącymi", Kraków 2002).

To właśnie Kołakowski niejednokrotnie przypominał, że rzeczywistość świata wciąż zaskakuje nas obszarami nieodkrytego jeszcze sensu. Każda religia głosi, że taki głęboki sens istnieje. Odpowiada w ten sposób na zakorzenioną w ludziach potrzebę sensu. Sens ten wymyka się jednak naszym doktrynom. W jakiejś mierze każda z nich jest tylko przybliżeniem, często zniekształcającym nieuchwytne bogactwo rzeczywistości. Przeczuwamy tajemnicze głębie tej rzeczywistości, której nadajemy różne nazwy, ale uchwycić tych głębi nie potrafimy.

Chyba na zawsze pozostanie i nurtować nas będzie myśl, że nasz świat zanurzony jest w inną, zwierzchnią rzeczywistość, której potrzebę, pomimo wszelkich niejasności, boleśnie odczuwamy. Już to powinno czynić nas ostrożniejszymi, skromniejszymi i bardziej wyrozumiałymi w naszych przekonaniach. Autentyczna wiara i nadzieja nie ranią innych swoją pewnością, zawsze tylko po ludzku odbieraną i wyrażaną.

Tym, co odpycha od wiary i nadziei, jest często nadmierna pewność siebie ze strony wierzących. Trudno przebić się przez taki pancerz pewności, który czyni człowieka niewrażliwym na odmienną sytuację duchową ludzi szukających, wątpiących lub niewierzących. Słowa i czyny ludzi opancerzonych swoją pewnością tracą wówczas przekonującą moc. Nie są wyrazem rzeczywistego czucia-wespół z innymi.

A przecież możliwa jest taka pewność wiary i nadziei, która nie chroni i nas samych przed pokusą niewiary i beznadziejności. Możliwa jest taka pewność nadziei, która nie odbiera zdolności do rozumienia niewiary innych, a wręcz przeciwnie - która uzdalnia do czucia-wespół i pogłębia poczucie ogólnoludzkiej solidarności.

<b>*Wacław Hryniewicz OMI</b>- ur. w 1936 r., od ponad pół wieku ksiądz w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów. Profesor zwyczajny teologii. Współtwórca Instytutu Ekumenicznego KUL-u (1983), był m.in. jego dyrektorem i od początku jego istnienia kierownikiem Katedry Teologii Prawosławnej. W latach 1980-2005 członek Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem Rzymskokatolickim i Kościołem Prawosławnym. Ekumenista, w latach 1979-84 konsultor watykańskiego Sekretariatu ds. Jedności Chrześcijan, w latach 1984-94 członek Komisji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu. Współtwórca dokumentu „Charta Oecumenica”, przyjętego przez różne Kościoły Europy, w tym przez rzymskokatolicki. Autorem trzytomowego „Zarysu chrześcijańskiej teologii paschalnej”. Od ponad 40 lat w swych książkach głosi nadzieję powszechnego zbawienia, ideę „pustego piekła”.

Źródło: Gazeta Wyborcza


Więcej... http://wyborcza.pl/1,123455,11504702,Skoro_jest_zlo__to_czy_jest_Bog_.html?as=3&startsz=x#ixzz1rZ0mVABi