czwartek, 26 kwietnia 2012

Liga Mistrzów. Mourinho na kolanach

Rafał Stec, Michał Szadkowski
26.04.2012 , aktualizacja: 26.04.2012 00:16
A A A Drukuj

25.04.2012, godzina 20:45

 Real Madryt

Bramki:Ronaldo (6. - karny, 14.)
Kartki:Pepe, Arbeloa, Granero - żółta
Skład:Casillas - Arbeloa, Ramos, Pepe, Marcelo - Alonso, Khedira - Di Maria (75. Kaka), Oezil (111. Granero), Ronaldo - Benzema (106. Higuain)
1Karne3
  • 02 Dogr0
  • 01 Dogr0
  • 02 Poł0
  • 21 Poł1

Bayern Monachium 

Bramki:Robben (27. - karny)
Kartki:Alaba, Robben, Gustavo, Badstuber - żółta
Skład:Neuer - Lahm, Boateng, Badstuber, Alaba - Schweinsteiger, Gustavo - Robben, Kroos, Ribery (95. Mueller) - Gomez
Radość piłkarzy BayernuFot. SERGIO PEREZ REUTERSRadość piłkarzy Bayernu
Najsławniejszy trener świata ukląkł podczas rzutów karnych. Wstawał obolały. Bohaterami rzutów karnych byli bramkarze. Real Madryt sensacyjnie przegrał. Do finału Ligi Mistrzów awansował Bayern. 19 maja zmierzy się na własnym stadionie z Chelsea.
Jose Mourinho
Fot. Daniel Ochoa de Olza AP
Jose Mourinho
Radość Mario Gomeza
Fot. FELIX ORDONEZ REUTERS
Radość Mario Gomeza
Cristiano Ronaldo
Fot. Franz Mann AP
Cristiano Ronaldo
SERWISY
Kiedy po dwóch godzinach walki wycieńczeni piłkarze przestali biegać, by zacząć strzelać do bramkarzy z 11 metrów, José Mourinho postawił na tych, którzy najcenniejsze trofeum w klubowym futbolu już zdobyli. Jego ludzie wygrali 2:1, ale wMonachium przegrali w identycznym stosunku.

Zaczął Cristiano Ronaldo, zdobywca Pucharu Europy w barwach Manchesteru United. Nie strzelił, podobnie zresztą jak w finale w 2008 roku.

Jako drugi w Realu próbował Kaka, zdobywca PE w barwach Milanu. Też nie strzelił.

Trafił dopiero Xabi Alonso, zdobywca PE w barwach Liverpoolu. Jednak to nie wystarczyło, tak jak nie wystarczyły dwie jedenastki obronione przez czwartego zdobywcę PE u gospodarzy - Ikera Casillasa. Wojnę nerwów wytrzymali wicemistrzowie Niemiec, wśród których zwycięzców Ligi Mistrzów nie ma.

I w finale nie tylko nie przeżyjemy El Clásico, czyli najsłynniejszego klasyka w futbolu klubowym, ale nie zobaczymy nawet jednego z hiszpańskim gigantów uważanych powszechnie za dwa najpotężniejsze kluby. Barcelona przegrała we wtorek, Real padł w środę.

Jednak w Bayernie też tłoczą się gwiazdy. Wielkie gwiazdy. Wielkie pod względem sportowym i z wielkim ego. Franck Ribery i Arjen Robben umieją w zachwycającym stylu poprowadzić zespół do zwycięstwa, ale też się pokłócić - nawet na boisku, w trakcie gry - i zniweczyć wysiłek drużyny.

Ten pierwszy osiem razy próbował dryblować, udało mu się raz. Trener Jupp Heynckes stracił cierpliwość na początku dogrywki i wprowadził Thomasa Müllera. Robben niszczył wszystko, co wypracowali koledzy. Na początku z kilku metrów przeniósł piłkę nad bramką Realu, potem kilka razy, zamiast podawać, strzelał. Nawet jedenastkę wykonał niezdarnie, piłka najpierw otarła się o rękawice Ikera Casillasa i wpadła do bramki.

Zaczęło się jednak tak, jak się zacząć miało. Nie minęło 10 minut, a Real prowadził i był w finale. Zanim skończył się pierwszy kwadrans, wygrywał już 2:0. Wydawało się, że gospodarze są o krok od 13. finału Pucharu Europy.

Oba gole strzelił Ronaldo. Wtedy wydawało się, że przeżywa tydzień wyjęty ze snów. Nie dlatego, że trafiał częściej niż zwykle, ale dlatego, że bardzo zbliżył się do odebrania Leo Messiemu Złotej Piłki. Jego kopnięcie dało zwycięstwo w El Clásico, które prawdopodobnie zapewni Realowi mistrzostwo. Było to jego 42. trafienie w lidze, Argentyńczyk ma jedno o trafienie mniej. Teraz strzelał na chwałę - finałową - Bayernu.

Gdy jednak Portugalczyk trafił po raz drugi, stanął. Jego drużyna również.

Stąd wziął się rzut karny dla Bayernu i kolejne szanse na gole. Tak bardzo jak na początku Real już jednak w tym meczu nie przeważał. Obie drużyny wciąż często dobiegały w pole karne, strzelały, ale im bliżej końca, tym łatwiej pracowało się bramkarzom.

Każdy, kogo znudziło wtorkowe ostrzeliwanie bramki Chelsea przez Barcelonę, w środę - przynajmniej do czasu, gdy nogi niosły jeszcze piłkarzy - nie mógł być zawiedziony. Santiago Bernabeu wydawało się najszerszym i najdłuższym boiskiem świata, na którym w każdym momencie piłkarz ma dość miejsca i czasu, by przed zagraniem piłki dokładnie przeanalizować wszystkie możliwości.

W meczach o taką stawkę standardem jest raczej dopadanie do rywala bezpośrednio po stracie piłki i uniemożliwianie mu rozpoczęcia kontrnatarcia. Tymczasem w środę obie drużyny co chwila wbiegały w pole karne i nękały bramkarzy. W godzinę oddały więcej celnych strzałów niż Barcelona i Chelsea przez cały mecz.

W dogrywce obu zespołom zdarzały się już błędy, które na tym poziomie zazwyczaj się nie zdarzają. Real wydawał się płacić za sobotnią bieganinę w El Clásico. Bayern - choć jego gwiazdy w sobotę odpoczywały - zagrażał jednak bramce Casillasa tylko po rzutach rożnych. Aż doszło do rzutów karnych i zaczął się dramat Realu. I dramat Mourinho. Portugalczyk w ósmym starcie w LM szósty raz dotarł do półfinału, ale trofeum z trzecim zespołem nie zdobędzie.

Ma dobry powód, by w Madrycie zostać przynajmniej na następny sezon.

Liga Mistrzów. Bayern w finale! Wyeliminował po rzutach karnych Real!


tok
25.04.2012 , aktualizacja: 25.04.2012 23:55
A A A Drukuj

25.04.2012, godzina 20:45

 Real Madryt

Bramki:Ronaldo (6. - karny, 14.)
Kartki:Pepe, Arbeloa, Granero - żółta
Skład:Casillas - Arbeloa, Ramos, Pepe, Marcelo - Alonso, Khedira - Di Maria (75. Kaka), Oezil (111. Granero), Ronaldo - Benzema (106. Higuain)
1Karne3
  • 02 Dogr0
  • 01 Dogr0
  • 02 Poł0
  • 21 Poł1

Bayern Monachium 

Bramki:Robben (27. - karny)
Kartki:Alaba, Robben, Gustavo, Badstuber - żółta
Skład:Neuer - Lahm, Boateng, Badstuber, Alaba - Schweinsteiger, Gustavo - Robben, Kroos, Ribery (95. Mueller) - Gomez
Radość piłkarzy BayernuFot. SERGIO PEREZ REUTERSRadość piłkarzy Bayernu
O tym, kto został drugim finalistą Ligi Mistrzów zadecydowały rzuty karne. W nich lepsi okazali się piłkarze Bayernu Monachium, którzy wygrali 3:1. Po 120 minutach Real prowadził 2:1. Bawarczycy w finale 19 maja zagrają w Monachium z Chelsea.
Mecz zaczął się fantastycznie dla Realu. Już w 6. minucie sędzia podyktował dla Królewskich jedenastkę po zagraniu ręką w polu karnym Davida Alaby. Rzut karny na bramkę bez problemu zamienił Cristiano Ronaldo.

Do ataków natychmiast rzucił się Bayern. Szczególnie aktywny był Alaba, który chciał zrehabilitować się za spowodowanie rzutu karnego. W 8. minucie przeprowadził świetny rajd lewą stroną, dośrodkował do Arjena Robbena i tylko Holender może wiedzieć jak nie trafił z pięciu metrów do praktycznie pustej bramki. Cztery minuty później zza pola karnego uderzył Mario Gomez, Iker Casillas interweniował niepewnie wybijając piłkę przed siebie. Gola mógł zdobyć Franck Ribery, ale w ostatniej chwilę piłkę spod nóg wybił mu Sami Khedira.

Niewykorzystane sytuacje zemściły się w 14. minucie. Piłkę w środku pola odebrał Khedira, trafiła ona do Mesuta Oezila, który świetnie wypatrzył w polu karnym Ronaldo i Portugalczyk miał na swoim koncie już dwa gole.

Bayern starał się atakować dalej. Strzały z dystansu oddawali Robben, Gomez i Luiz Gustavo. Nic z tego jednak nie wynikało. Los odmienił się w 26. minucie, gdy Pepe sfaulował w polu karnym Gomeza. Do jedenastki podszedł Robben. Holender uderzył w prawy róg bramki, Casillas go wyczuł, ale piłka otarła się o jego palce, uderzyła jeszcze w słupek i trafiła do siatki.

Mimo trzech bramek w 27 minut, tempo gry nie spadło. Najpierw Benzema uderzył minimalnie obok słupka, a chwilę później Gomez nie wykorzystał sytuacji sam na sam po podaniu Toniego Kroosa. Gol mógł jeszcze paść w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Z rzutu wolnego z 17. metrów uderzał Robben, Casillas po raz kolejny dobrze interweniował.

W drugiej połowie nie było już tak ciekawie. Minimalnie przeważał jednak Bayern. Już w 48. minucie głową uderzał Gomez, piłka przeleciała minimalnie obok słupka. W jednej z późniejszych akcji bardzo złą decyzję podjął Robben, który zamiast podawać do Gomeza (byłby sam na sam), zdecydował się na drybling i stracił piłkę. W 86. minucie meczu po kolejnej dwójkowej akcji tych zawodników Bayern mógł przechylić szansę zwycięstwa na swoją korzyść. Gomez jednak niepotrzebnie piłkę postanowił przyjąć i obrońcy Realu zdążyli akcję zaasekurować. Na koniec regulaminowego czasu gry próbował jeszcze Ronaldo, ale Neuer nie mógł mieć problemów z obroną jego strzału.

Im dłużej trwał mecz, tym obie drużyny coraz bardziej bały się zaryzykować. W pierwszej połowie dogrywki nie stworzyły żadnej dogodnej sytuacji. W drugiej nie było lepiej. Oczekiwano już tylko na konkurs rzutów karnych.

Już po pierwszej serii Bayern prowadził. Zawiódł Ronaldo, którego strzał obronił Neuer. Chwile później było już 2:0! Bramkarz Bayernu obronił kolejny raz, tym razem po uderzeniu Kaki. W trzeciej serii nadzieję Realowi przywrócił Casillas, skutecznie interweniował po strzale Kroosa. W czwartej serii kolejne dwa pudła. Nie strzelili Lahm i Sergio Ramos. W piątej serii awans Bayernu przypieczętował Bastian Schweinsteiger!

sobota, 21 kwietnia 2012

Jest słowo Witam na początku listu? To nie odpowiadam


rr
21.04.2012 , aktualizacja: 21.04.2012 21:20
A A A Drukuj
Przestaję odpowiadać na listy, które rozpoczynają się od 'witam'" - napisał na Facebooku Michał Rusinek, tłumacz, pisarz, wykładowca UJ. I internet od razu zaregował. Co złego jest w "witam"? I czym je zastąpić?
Przy komputerze
Fot.Agnieszka Sadowska / AG
Przy komputerze
Michał Rusinek
Fot. Krzysztof Karolczyk / Agencja Gazeta
Michał Rusinek
Deklaracja mocna. Jednym się spodobała, inni uważają, że były sekretarz Wisławy Szymborskiej zdecydowanie przesadza.

"Marek Hłasko nie znosił słowa: powodzenia!" - dodaje ktoś na Facebooku. Europosłanka Róża Thun proponuje zmiast "witam" - "Kochany!!!". Internauci podrzucają też chwalebne przykłady pięknej polszczyny: "Adam Michnik stając dosłownie przed pewną komisją śledczą każdą swoją odpowiedź zaczynał od 'wielce szanowny panie pośle'".

Rusinek sprowokował do najróżniejszych deklaracji: "Przestaję komentować wpisy kończone emotikonami". Do używania form odpowiedniejszych (godniejszych?): "Ave Caesar", "W pierwszych słowach mojego listu". Do obrony wołacza przed wypieraniem go przez mianownik - wszystko oczywiście w kontekście "witam" (czyli: "Witam Zenek", a powinno być "Witam Zenku", jeżeli już musi być "witam"...).

Rozmowa z Michałem Rusinkiem

Renata Radłowska: Jak właściwie się z tobą witać?

Michał Rusinek: Jeśli jesteśmy zaprzyjaźnieni, to przyjaźnie. Jeśli pozostajemy w relacjach oficjalnych - to oficjalnie. Serdeczność można wyrażać na różne sposoby.

Dlaczego "witam" ci się nie podoba?

- Uważam, że używanie tego słowa jest zasadne tylko w jednej sytuacji. Tak może do nas powiedzieć gospodarz lub gospodyni, kiedy do niego/niej przychodzimy. Jest wtedy powitaniem, a nie przywitaniem. Gospodarze witają mnie w swojej przestrzeni, więc powiedzenie "witam" jest jak najbardziej na miejscu. Kiedy studenci piszą do mniej mejle, które zaczynają się od "witam", to jak mam to odebrać? Że internet jest ich przestrzenią, że są jego gospodarzami?

A może być: witam i o zdrowie pytam?. Jest połączeniem witam do którego Polacy są nadmiernie przyzwyczajeni, a staropolskim (jak mniemam) zatroskaniem o stan ducha i ciała.

- Istnieje coś takiego w retoryce jak stosowność. Chodzi o to, żeby dostosować styl komunikowania się do osoby, z którą się koresponduje. "Witam" jest przeźroczyste, bezpłciowe, do nikogo się nie dostosowuje. Podejrzewam, że "witam" wprowadziła do języka polskiego - oczywiście języka polskiego w wersji internetowej - korporacyjna poprawność. Jest więc miałkie, nie wiadomo do kogo kierowane. "Witam" kojarzy mi się z tymi akwizytorami, którzy nagabują ludzi na ulicach chcąc im sprzedać "znakomitą pastę do zębów". Podchodzą do człowieka i mówią "witam", brrr; wygląda to tak, jakby ktoś ich tego nauczył. A przecież na tej ulicy oni nie mają swojej przestrzeni, w której mogą nas powitać. Co innego straganiarz na targu - on ma przestrzeń przy swoim stoisku i zaprasza mnie do niej mówiąc "witam".

"Najczcigodniejszy", jak proponują internauci, by ci odpowiadało?

- Nie, absolutnie nie. To zbyt ironiczne. Na pewno nie zaczynałbym tak mejla do osoby, z którą pozostaję w stosunkach administracyjnych (w moim przypadku uniwersyteckich). Drażni mnie też zwrot "panie Michale", co to w ogóle jest? Nie chodzi oczywiście o powitanie, które kieruje do mnie znana mi osoba. Ale o przedstawicieli instytucji. Wszyscy zaczynają od "panie Michale". To się w głowie nie mieści! Ja nich nie znam, a oni mnie znają na tyle, że mogą do mnie mówić "panie Michale"? Żeby zwrócić się po imieniu, musi być jakiś stopień zażyłości. Mam ochotę zapytać, czy larum grają, ale obawiam się, że to by tylko skomplikowało sytuację... Tu dodam anegdotę, dzwoni do mnie pani z banku i mówi: "Dzień dobry, czy rozmawiam z panem Michałem Rusinek?"; ja: "Tak, ale ja się deklinuję"; ona: "A, to przepraszam. Zadzwonię później...".

Możesz teraz dostawać mniej mejli...

- Nie będę się martwić.

Dzień dobry?

- Może być. Chociaż to też jest złamanie zasady, ponieważ tak nie zaczynają się listy (a mejle to też listy). Najsensowniej jest przywitać się sformułowaniem "szanowny panie", "szanowna pani". Jeżeli koresponduję z profesorem, którego nie znam, zawsze zaczynam od "szanowny panie profesorze", a jeżeli znam go bliżej, to pozwalam sobie na "szanowny i drogi panie profesorze".

Tak mówi się, i pisze, tylko w Krakowie. W Warszawie tego nie zrozumieją.

- Potraktujmy więc całą sprawę z "witam" edukacyjnie. Niech z Krakowa wyjdzie ten dobry przykład.

Jak się pożegnamy?

- Mam kłopot ze słowem "pozdrawiam", bo się zdewaluowało. Nie ma już dziś w nim serdeczności. Ale może być "pozdrawiam i łączę wyrazy szacunku". Redaktor Znaku, Jerzy Illg dodaje czasem: "Łączę stosowne wyrazy". To dwuznaczne i zabawne. Ale też musi pasować do sytuacji.

"Kreślę się z rewerencją"? Lubię to.

- Przesada stylistyczna. Brzmi ironicznie, podobnie jak "padam do nóżek".

Powiedziałam na zakończenie naszej pierwszej rozmowy: pozdrawiam. A ty: pa pa.

- W mowie więcej uchodzi, niż w piśmie.


Więcej... http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,11588022,Jest_slowo_Witam_na_poczatku_listu__To_nie_odpowiadam.html#ixzz1siMmIWSS