niedziela, 29 lipca 2012

Londyn 2012. Smutny Kubot: Czarny polski dzień. Zostały Radwańskie


Jakub Ciastoń, Wimbledon
28.07.2012 , aktualizacja: 28.07.2012 19:16
A A A Drukuj
Łukasz Kubot
Łukasz Kubot (Fot. Sang Tan AP)
- Debliści też przegrali, dziewczyny też? Czarny polski dzień. Zostały nam tylko Radwańskie - wzdychał Łukasz Kubot po porażce w I rundzie tenisowego singla z Bułgarem Grigorem Dimitrowem. W deblu odpadli Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski oraz Klaudia Jans-Ignacik i Alicja Rosolska. Z Niemką Moną Barthel wygrała w singlu jedynie Urszula Radwańska, ale teraz zmierzy się z główną faworytką - Sereną Williams.
Trudno powiedzieć, czy to rzeczywiście był czarny polski dzień, bo właściwie nikt z Polaków nie występował w roli faworyta.

Klaudia Jans-Ignacik z Alicją Rosolską przegrały z parą numer trzy - Rosjankami Marią Kirilenko i Nadią Pietrową 7:6 (7-5), 3:6, 2:6. Polki w pierwszym secie brawurowo odrobiły wysokie straty - było już 2:5, a potem 1-4 w tie-breaku, ale potem znacznie silniejsza fizycznie Pietrowa i dużo regularniejsza w grze z linii końcowej Kirilenko, obie wysoko notowane w singlu, przejęły inicjatywę.

- Nie utrzymałam moich serwisów, one lepiej serwowały, a na trawie bez dobrego podania szybko jest po meczu - powiedziała Alicja. - Szkoda, nie zdążyłyśmy nawet dobrze poczuć olimpijskiej atmosfery. Odpadamy pierwszego dnia, u nas repesaży niestety nie ma - kwaśno żartowała Klaudia. Trochę czepiały się jeszcze Pietrowej, że robiła za długie przerwy na konsultację taktyki z Kirilenko. - Jak jej szło, to grała szybko i bez zastanowienia, a jak nie, to specjalnie przeciągała te rozmowy z partnerką. Powinniśmy chyba zwrócić uwagę sędzi, ale w sumie to już bez znaczenia - machnęła ręką Klaudia.

To co, teraz wakacje? - zapytał polski dziennikarz nie piszący na co dzień o tenisie (a na igrzyskach zawsze trafi się ktoś niezorientowany w konkretnej dyscyplinie). - No nie... teraz Kanada, Stany i US Open, wakacje to w listopadzie - odparły dziewczyny.

Debliści na ostrzu noża

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski przegrali z Hiszpanami Davidem Ferrerem i Feliciano Lopezem 6:7 (7-9), 7:6 (8-6), 6:8 po ostrym jak brzytwa pojedynku. Tu o sensacji też jednak ciężko mówić. Ferrer to piąty singlista świata, Lopez od dawna jest w top 50. Mariusz i Marcin zaliczają się do deblowej elity, ale sukcesy odnoszą głównie w turniejach, gdzie widzą znajome twarze - takich samych jak oni deblowych specjalistów. Nigdy nie umieli wygrywać ważnych meczów z parami złożonymi z dwóch singlistów, bo oni zazwyczaj lepiej od klasycznych par deblowych returnują, lepiej czują piłkę, są po prostu lepszymi tenisistami (i dlatego grają głównie w singla). Polacy dali z siebie wszystko - podkreślali to zresztą sami, mijając ze zwieszonymi głowami polskich dziennikarzy - ale na dwóch mocnych Hiszpanów to było wciąż za mało. Niektórym zdawało się, że w końcówce Matkowski opadł nieco z sił i przegrał swój serwis - na trybunach dało się nawet usłyszeć uwagi kibiców, że "powinien jednak popracować nad bardziej sportową sylwetką". Ale Polacy powtórzyli chyba ze trzy razy: - Pechowa porażka, wyszły im trzy returny, i tyle.

Kubot był na ceremonii, na korcie nie dał rady

Łukasz Kubot (ATP 73) w I rundzie singla przegrał 3:6, 6:7 (4-7) z Bułgarem Grigorem Dimitrowem (ATP 53). To też żadna sensacja. Kilkanaście dni temu poległ z tym samym rywalem w dwóch setach w szwajcarskim Gstaad na kortach ziemnych. 21-letni Dimitrow to cudowne dziecko tenisa, zwycięzca juniorskiego Wimbledonu i US Open sprzed kilku lat, nazywany czasem nowym Federerem. Do Kubota można mieć jednak pretensje, bo drugiego seta wypuścił z rąk spektakularnie - prowadził już 5:2, ale nagle zupełnie się zaciął i nie umiał wygrać choć gema. Zmarnował dwie piłki setowe. Z trybun dopingowała go spora grupka polskich fanów i rodzina, ale to też mu nie pomogło. - Gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem - odparł na pytanie o zmarnowane szanse Kubot. - Nie mam sobie nic do zarzucenia, dałem z siebie wszystko, w decydujących piłkach Bułgar był jednak lepszy, widocznie jest teraz w wyższej formie. Był bardzo pewny siebie, niebawem będzie w pierwszej dwudziestce na świecie - dodał Polak.

Kubot w piątek, ryzykując zaległości w spaniu i zmęczenie, wybrał się do Londynu na ceremonię otwarcia igrzysk jako jedyny z polskich tenisistów, którzy grali swoje mecze w sobotę. - Gdybym grał o godz. 11, to bym nie pojechał, ale grałem po południu, nie miało to znaczenia dla meczu, a olimpijskie wspomnienia z otwarcia igrzysk zostaną mi do końca życia - stwierdził Polak. I dodał, że zostaje jeszcze kilka dni na igrzyskach. Chce zobaczyć choć jeden mecz siatkarzy. Ale, gdy dziennikarze pociągnęli go za język, na jaw wyszedł też inny powód - Kubot wciąż liczy, że zagra w mikście w parze z Agnieszką Radwańska. Żeby tak się stało, Polka do wtorku musi odpaść z singla lub debla (sama postawiła taki warunek), a po drugie - para Kubot- Radwańska musi dostać dziką kartę od Międzynarodowej Federacji Tenisowej ITF (bo z rankingu miksta może zagrać tylko z Matkowskim lub Fyrstenbergiem). - Mikst ze mną to moim zdaniem najlepsza opcja. I jest szansa na dziką kartę - zakończył Kubot.

Londyn 2012. Tenis stołowy. Partyka w III rundzie


wm
28.07.2012 , aktualizacja: 29.07.2012 01:33
A A A Drukuj
Natalia Partyka
Natalia Partyka (Fot. Sergei Grits AP)
Wielkie emocje na koniec pierwszego dnia igrzysk olimpijskich w Londynie. Natalia Partyka pokonała w siedmiu setach Dunkę Mię Skov i awansowała do III rundy turnieju tenisistek stołowych. Polkę wspierało kilkaset kibiców, którzy mimo późnej pory zdecydowali się zostać w hali ExCel.
Polka zaczęła mecz kiepsko - w pierwszym secie Dunka prowadziła już 6:0 i nie oddała przewagi do końca partii (11:5). W drugim, Partyka opanowała nerwy i zaczęła prowadzić grę, goniąc rywalkę po narożnikach stołu. Po kilku minutach wyrównała stan meczu na 1:1.

W kolejnych partiach gra się wyrównała i po czterech setach na tabeli wyników znowu widniał remis. Panie grały bardzo chimerycznie - po wygranej, przychodził kryzys i do głosu zwykle dochodziła rywalka. - Dunka grała na tej hali rano swój pierwszy mecz, wiedziała czego się spodziewać - tłumaczyła brak stabilności Partyka. Po kilkudziesięciu minutach rywalizacji nasza reprezentantka zdołała wyrównać na 3:3. O wszystkim miała zdecydować siódma partia.

Dramatyczny finał

Dunka zaczęła świetnie - po soczystych atakach prowadziła 3:0. Partyka próbowała atakować, ale to Skov trafiała częściej, mocniej i nie popełniała błędów w defensywie. Polka szybko się jednak pozbierała i zaczęła ryzykować. Opłaciło się - szybko doprowadziła do remisu 6:6.

Zdenerwowana rywalka zaczęła wyrzucać proste piłki w aut i w końcu ofiarowała naszej reprezentantce match-pointa. Udało się! Waleczna Partyka awansowała do trzeciej rundy turnieju olimpijskiego, w której zmierzy się z reprezentantką Holandii - Jie Li. Mecz ma rozpocząć się o 19 polskiego czasu.

Cała sala za Polką

Spotkanie Polki z Dunką było ostatnim tego dnia meczem w hali ExCeL. Poprzednie gry skończyły się 20 minut wcześniej. Na trybunach zostało jednak kilkaset osób (i to wcale nie Polaków, dominowali Brytyjczycy), które dopingowały polską tenisistkę.

- W końcówce trzęsła mi się ręka, ale Dunce najwyraźniej bardziej to przeszkadzało. Fajnie, że wytrzymałam napięcie i mimo słabego początku utrzymałam nerwy na wodzy - powiedziała po meczu Partyka. - Bardzo się cieszę ze zwycięstwa, kibice byli wspaniali, bardzo mi pomogli - dodała.

Redaktor to dopiero jest kibic! Poznaj nas na profilu Facebook/Sportpl »

Awans prezentem na urodziny. "Takie mogę otrzymywać co roku"


Foto: Leszek Szymański / PAP Natalia Partyka podczas olimpijskiego ślubowania w Warszawie

- Oby więcej takich spóźnionych prezentów, takie mogę otrzymywać co roku - powiedziała po sobotnim zwycięstwie nad reprezentantką Danii w tenisie stołowym Natalia Partyka. 23-latka obchodziła urodziny w piątek.

Partyka pokonała Mię Skov 4:3 (5:11, 11:3, 12:10, 8:11, 9:11, 11:7, 11:9).

- Jeszcze cała się trzęsę, takie były emocje w tym meczu. W końcówce drżała mi ręka, ale Dunce też. I to ona straciła nerwy, bo ostatnią piłkę zagrała bardzo źle - powiedziała Partyka.
Nerwowy mecz
Sobotnie spotkanie w hali ExCeL było prawdziwą huśtawką nastrojów. Partyka była już na igrzyskach w Pekinie, była na trzech paraolimpiadach (pod koniec sierpnia wróci do brytyjskiej stolicy na czwartą), a grę zaczęła, jakby dopiero próbowała oswoić się z olimpijską atmosferą.
Pierwszego seta zaczęła od 0:6 i szybko go przegrała. Miała problemy ze zbiciami po lobach Skov, radziła sobie w trudniejszych sytuacjach, jednak ostatecznie dwie kolejne partie należały do niej.

W czwartek znów katastrofa, bo jak inaczej nazwać wynik 0:8. Trener Michał Dziubański spuścił nisko głowę i dobrych parę sekund jej nie podnosił. Ale Partyka nie poddawała się, doprowadziła do stanu 7:9, a Skov pomogła dopiero przerwa na żądanie.
Wykorzystała błędy rywalki
Dwie ostatnie odsłony to znów pogoń polskiej pinpongistki. Skuteczna, co najważniejsze - w siódmym secie, zresztą bardzo dziwnym. Partyka zaczęła od 1:5, by prowadzić 8:6. Mistrzyni Danii wyrównała, jednak ostatnie piłki były dla Natalii.
W niedzielę zmierzę się z Li Jie z Holandii. Rywalka jest faworytką, ale ja postaram się o niespodziankę. (...) Przegrałam z nią w tegorocznych drużynowych mistrzostwach świata, jednak sukces jest kwestią poukładania sobie wszystkiego w głowie. Wierzę w kolejny awans
Natalia Partyka
Mimo że spotkanie kończyło się o 23 czasu miejscowego (północ w Polsce), na trybunach było jeszcze około 1,5 tys. kibiców. Ich sympatia była zdecydowanie po stronie Polki.

Partyka awansowała do fazy 1/16 finału, w której jest już - na podstawie rozstawienia - Li Qian. Dla Partyki miejsce w gronie 32 najlepszych zawodniczek jest sukcesem, z kolei "Mała" marzy o medalu, choć tak naprawdę dobrym wynikiem będzie już 1/8 finału.
"Postaram się o niespodziankę"
- W niedzielę zmierzę się z Li Jie z Holandii. Rywalka jest faworytką, ale ja postaram się o niespodziankę. Nie przeszkadza mi fakt, że jest defensorką, bowiem ostatnio wyraźnie poprawiłam się w grze przeciwko temu stylowi. Przegrałam z nią w tegorocznych drużynowych mistrzostwach świata, jednak sukces jest kwestią poukładania sobie wszystkiego w głowie. Wierzę w kolejny awans - przyznała Partyka.

Konfrontacja Partyki ze Skov przypominała bój byłej już reprezentantki Polski Xu Jie o olimpijski paszport do Pekinu. Podczas kwalifikacji we francuskim Nantes "Ksenia" wygrała z tą samą Skandynawką 4:3, mimo że też długo przegrywała w siódmym secie. To zwycięstwo otworzyło jej drogę do olimpijskiego debiutu, a może w przypadku Partyki będzie furtką do spektakularnego rezultatu w Londynie.

Do trzeciej rundy awansowała również m.in. Ukrainka Margarita Pesocka, która w nowym sezonie zastąpi Li Qian w KTS Zamek Tarnobrzeg. "Mała" zapowiedziała, że chce urodzić dziecko i zrobić sobie roczną przerwę w sporcie.