środa, 2 października 2013

Liga Mistrzów. Szeryf Robert


Paweł Wilkowicz
 
02.10.2013 , aktualizacja: 02.10.2013 06:23
A A A Drukuj

01.10.2013, godzina 20:45

 Borussia Dortmund

Bramki:Lewandowski (19., 80. - karny), Reus (52.)
Kartki:Subotić, Bender - żółta
Skład:Langerak - Grosskreutz, Subotić, Hummels, Durm - Sahin, Bender - Aubameyang (71. Błaszczykowski), Mchitarian (88. Papastathopoulos), Reus (82. Hofmann) - Lewandowski
  • 22 Poł0
  • 11 Poł0

Olympique Marsylia 

Kartki:Romao, Fanni, N'Koulou - żółta
Skład:Mandanda - Fanni, N'Koulou, Mendes, Mendy - Romao, Imbula - Payet (73. Lemina), Valbuena (81. J.Ayew), A.Ayew - Khalifa (81. Thauvin)
Lojalność lojalnością, a wygrywać trzeba, i niewdzięcznik Lewandowski jak był filarem Borussii tak jest. I im więcej wokół jego sporów z szefami Borussii szumu, tym on wyraźniej pokazuje, jak to po nim spływa. Im bardziej narzeka poza boiskiem, tym się bardziej przykłada do pracy na nim - komentuje po wygranej 3:0 Borusii Dortmund nad Olympique Marsylia, dziennikarz Sport.pl Paweł Wilkowicz.
Muszą tam w Dortmundzie uważać, żeby nie wypaść na takich, co zachwalają wodę, a sami chleją wino- pokpiwał latem Karl-Heinz Rummenigge, gdy Juergen Klopp zapowiedział, że teraz w starciu z Bayernem i jego bazookami został Borussii już tylko kołczan, strzały i mit Robin Hooda

Rummenigge pił do tego, że biedny Robin z Dortmundu samych strzał dokupił latem za ponad 40 mln euro (Henrich Mchitarian i Pierre-Emerick Aubameyang) i ma w swojej drużynie takich, co na treningi przyjeżdżają Ferrari, choć w oficjalnej wersji wszyscy wskakują do Opla. Jak wiadomo z reklam, nawet we trzech do jednego. Ale słowa szefa Bayernu pasowałyby równie dobrze do tego, co się od miesięcy dzieje między Borussią a Robertem Lewandowskim i jego menedżerami. Trafił tam swój na swego i tnie równo z trawą, co potwierdził niedawny tekst w "Der Spiegel" o kulisach negocjacji, ale w oficjalnej wersji jest tylko szlachetny Robin i dwóch chciwych ludzi szeryfa, którzy nie zrozumieli romantyzmu Borussii.

Los miał już chciwego Lewandowskiego pokarać na wiele sposobów: Kibice mieli na niego gwizdać, Klopp posadzić na ławkę, a Bayern - zostawić go na lodzie. Na razie na ławce siada coraz częściej Kuba Błaszczykowski (dziś w meczu z Olympique Marsylia wszedł przy 2:0 dla Borusii, ale zdążył się zasłużyć przy golu na 3:0), który latem był stawiany za wzór lojalności, bo odrzucił propozycję Manchesteru City i przedłużył umowę z Borussią.

Lojalność lojalnością, a wygrywać trzeba, i niewdzięcznik Lewandowski jak był filarem Borussii tak jest. Właśnie wyprowadził osłabioną kontuzjami drużynę z pierwszego zakrętu w Lidze Mistrzów, strzelając dwa gole wyjątkowo bezbarwnemu Olympique, a trzy dni wcześniej dwa gole strzelił w Bundeslidze. I im więcej wokół jego sporów z szefami Borussii szumu, tym on wyraźniej pokazuje, jak to po nim spływa. Im bardziej narzeka poza boiskiem, tym się bardziej przykłada do pracy na nim. O tym był zresztą przede wszystkim wspomniany tekst ze "Spiegla": że choć Lewandowski myślami jest w Bayernie i daje znać, że gra w Dortmundzie już tylko pod przymusem, to gra jakby nic się nie stało. I że takiemu wszędzie będzie dobrze. Kibice i Juergen Klopp zrozumieli to lepiej niż się można było spodziewać, może dlatego, że wiele można Robertowi zarzucić, ale nie hipokryzję. Lewandowski nigdy nie robił Borussii złudzeń, że przyszedł do Dortmundu po coś więcej, niż robić karierę. Od całowania herbów są inni, on chce strzelać gole. Lewandowski to jest poezja karierowiczostwa.

W partii pokera z Borussią wielu go zbyt wcześnie ogłosiło przegranym, a on wiedział, jakie ma karty. Ci którzy mu przepowiadają klęskę w Monachium, też się jeszcze mogą zdziwić. A gdyby się wkrótce zdziwili również Ukraińcy i Anglicy, to pewnie i polski kibic przyzna wreszcie, że karierowicz - to może brzmieć dumnie.

Ksiądz Gil znaleziony w podkrakowskiej Modlnicy. Policja tylko go pouczyła


APA
 
02.10.2013 06:58
A A A Drukuj
List gończy za ks. Wojciechem Gilem

List gończy za ks. Wojciechem Gilem (Fot. Interpol)

Podejrzewany o gwałt i molestowanie seksualne ks. Wojciech Gil został znaleziony w podkrakowskiej Modlnicy w domu swoich rodziców. Jest poszukiwany przez Interpol. Policja nie ma jednak podstaw prawnych, by go zatrzymać, więc skończyło się na pouczeniu.
- Wczoraj późnym wieczorem policjanci dotarli do miejsca, gdzie przebywał - potwierdził Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy komendanta głównego policji. Oskarżany o gwałt ksiądz został przez policję pouczony, że jest poszukiwany.

Policja nie mogła go jednak zatrzymać, bo brak do tego podstaw prawnych. Pouczyli go natomiast, że jest poszukiwany przez Interpol i nie powinien zmieniać miejsca pobytu bez poinformowania o tym policji.

- Na dziś nie ma wniosku o ściganie tego człowieka. Na obecnym etapie możliwe było tylko ustalenie miejsca jego pobytu i przekazanie tej informacji do prokuratury. Informacja trafia też do Interpolu i do Dominikany i dopiero Dominikana będzie mogła wystąpić z wnioskiem o ekstradycję i prokuratura wyda odpowiednią decyzję, wydając ewentualnie nakaz zatrzymania tego człowieka - tłumaczy procedury Mariusz Sokołowski.

Oskarżenia: molestowanie, gwałt

Ksiądz jest oskarżany o wykorzystywanie seksualne nieletnich chłopców i ścigany przez Interpol. Kilka miesięcy temu policja znalazła w jego mieszkaniu m.in. kolekcję erotycznej bielizny, zbiór filmów pornograficznych na dyskach komputera i pendrive'ach, środki odurzające i 10 paszportów. Ksiądz znany był z tego, że zabierał z sobą na wycieczki, m.in. do Polski i do Włoch, młodych chłopców, ministrantów i alumnów. Wiadomość o rewizji na plebanii w Dominikanie zastała ks. Gila we Włoszech. Porzucił wówczas na lotnisku dwóch towarzyszących mu chłopców i zniknął bez śladu.

środa, 4 września 2013

USA: mężczyzna oskarżony o porwanie i tortury trzech kobiet, popełnił samobójstwo

JAGOR, AP
 
04.09.2013 06:42

A A A Drukuj
Ariel Castro - człowiek, który przez lata przetrzymywał i gwałcił w swoim domu trzy kobiety, popełnił samobójstwo

Ariel Castro - człowiek, który przez lata przetrzymywał i gwałcił w swoim domu trzy kobiety, popełnił samobójstwo(Fot. Tony Dejak AP)

Amerykanin Ariel Castro oskarżony o porwanie i brutalne traktowanie trzech kobiet, które więził przez lata w swoim domu, popełnił samobójstwo - podała agencja AP. Według służb więziennych, mężczyzna powiesił się w celi.
Na początku lipca media informowały, że Castro zgodził się na dożywotnie więzienie i 1000 lat więzienia. W zamian prokuratorzy mieli nie wnosić o karę śmierci. Porozumienie między stronami miało m.in. oszczędzić ofiarom mężczyzny zeznawania przed sądem i powracania do bolesnych wspomnień.

Wcześniej już prawnicy Castro sygnalizowali, że byliby skłonni rozważyć porozumienie, w ramach którego ich klient przyznałby się do niektórych stawianych mu zarzutów, jeśli zostanie mu zagwarantowane, że nie zostanie skazany na śmierć.

977 zarzutów, m.in. o porwanie i gwałcenie trzech kobiet

Rozszerzony akt oskarżenia obejmował 977 zarzutów. 53-letniego Castro oskarżono m.in. o uprowadzenie, uwięzienie, gwałcenie trzech młodych kobiet, które przetrzymywał przez blisko 10 lat w swoim domu w Cleveland w stanie Ohio. Według policji Castro bił i pętał swe ofiary.

Podczas procesu bronił się, odrzucając większość oskarżeń. - Ci ludzie starają się robić ze mnie potwora - powiedział przed sądem. I zaznaczył: - Nie jestem potworem. Jestem chory. Twierdził także, że kobiety, które porwał, były szczęśliwe, żyjąc z nim. - W domu była harmonia - stwierdził.

Zaginięcia kobiet

Do uwolnienia kobiet doszło na początku maja, gdy sąsiad, zaniepokojony krzykami w pobliskim domu, poszedł sprawdzić, co się dzieje, i odnalazł tam zaginione. Berry zniknęła w 2003 roku, gdy miała 16 lat, w drodze powrotnej z pracy w barze szybkiej obsługi. DeJesus zaginęła w 2004 roku jako 14-latka, kiedy wracała ze szkoły do domu. Trzecia kobieta to 32-letnia obecnie Knight, zaginiona w 2002 roku.

Amanda Berry, Gina DeJesus i Michelle Knight wielokrotnie zachodziły w ciążę, a porywacz biciem wywoływał u nich poronienia. Jak potwierdziły testy DNA, Castro ma z Berry 6-letnią córkę.